Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 23-11-2006, 16:36   #31
Rhamona
Banned
 
Reputacja: 1 Rhamona nie jest za bardzo znany
Muzyka do posta: http://88.156.12.62:9333/listen.pls

* * *

Włochy 1678

Na drewnianym stole w kuchni leżały już tylko trzy nieodkryte karty. Lori po ostatniej bardzo się zmartwiła, ale jednocześnie pragnęła znać prawdę, miała nadzieje, że reszta kart będzie znacznie lepsza.
Francesca widząc minę Lori posmutniała nieco, jednak nie mogła przerwać wróżby, źle by to znaczyło i dla niej i dla dziewczyny.
- Widzę też życie - odkryła kolejną kartę - pełne rozpusty... i sił unoszących się nad górami i oceanami.
Lori zdziwiła się, chciała zrozumieć.
- Trochę chaotyczne, wiem - powiedziała stara - Ale to widzę i jestem pewna.
- Mam dusze Łazarza
- Dziewczyna powiedziała zamyślona.

Franceska nie powiedziała nic, tylko odkryła kolejną.
- A później... w twoim życiu, pojawi się kawaler, przystojny i inteligentny. Uwiedzie cię swym talentem i czymś gorszym. Powiem krótko, to diabeł!

* * *

Tristan pędził konno, w kierunku posiadłości Ojca Lori. Z oddali zauważył palące się w oknach światła i usłyszał kobiecy lament. W trawie błysnęło coś, więc zatrzymał konia i zszedł na drogę. Leżał tam lichtarz, który trzymała Lori... ukochana Lori. Skupił swoje nadnaturalne moce i odczytał co czuła gdy trzymała lichtarz zanim go upuściła. Jęknął cicho, wiedział już, że została porwana.
Popędził dalej, nie zwracając uwagi na krzyk w domostwie. Serce bolało go okrutnie. Krwistą łzę porwał wiatr.

Jechał przed siebie a droga stawała się coraz bardziej wyboista i nieutrzymana. Nie wiedział już tak przejechał, ale przed nim, niedaleko za pagórkiem, znajdywał się już tylko stary spalony dom. Gdy wjechał na szczyt, ujrzał powóz i z pewnością kilkunastu Nieśmiertelnych. Słyszał ich kpiny a nawet myśli. Czekali już tylko na niego. Czuł też zapach ukochanej Lori.

- Czego chcecie! - krzyknął gdy tylko zbliżył się do nich, na bezpieczną odległość.
Musieli go już wcześniej zobaczyć, bowiem dwóch podeszło do śpiącej dziewczyny i mocnym szarpnięciem obudziło ją. Jednym z nich był Drick posłaniec, który kilka dni przekazał mu list.
- Co się dzieje? Gdzie ja jestem? - dziewczyna ocknęła się z hipnotyzującego snu.
- Krzycz! - warknął na nią drugi Wampir, obnażając kły i przysuwając lampę aby dobrze go widziała.
Lori od razu wpadła w szał i zaczęła krzyczeć wystraszona. Nigdy w życiu nie widziała gorszego widoku, zdawała sobie sprawę, że nie jest wśród ludzi, lecz istnych Diabłów.

- Miało cię już nie być! Z rozkazu Księcia! - krzyczał w kierunku Tristana Drick, trzymając Lori za włosy. Był ubrany dokładnie tak jak w dzień przekazania wiadomości.
Tristan wiedział, że rozgrywało się tu przedstawienie. Wszystko po to, aby popełnił błąd. Cierpiał razem z Lori, jednak nie dał się wyprowadzić z równowagi i podjechał bliżej.

- Łamiecie rozkaz Księcia! Mam jeszcze dwa dni! - krzyknął do Nieśmiertelnych, którzy rozeszli się w koło i przygotowani byli do ataku. Było ich około dziesięciu, wszyscy ubrani w garnitury na tę samą modłę. Wiedział, że jest ich za dużo aby dał sobie z nimi wszystkimi radę.

- To z rozkazu Księcia tu jesteśmy! Chce Ci dać nauczkę Potworze! - zaśmiał się szyderczo i wyją sztylet spod marynarki. Ze spokojem zaczął go zbliżać do szyi Lori, która widząc ostrze przestała krzyczeć ze strachu.
- Ciii, mała, nie będzie bolało - uciszył ją a ona jak na zawołanie uspokoiła się i z wymuszoną miłością spojrzała Drickowi w oczy, oddychając głęboko i ciężko.
Sztylet wędrował ku niej, by w końcu przeciąć ramiączko od koszuli nocnej, która momentalnie zsunęła się, lekko odsłaniając jej prawą bladą pierś.

- Nieee! - krzyknął Tristan i zeskoczył z konia, nie widział jej nigdy nago, czekał na tą chwilę tak długo, ale nigdy nie sądził, że to będzie tak...
Ruszył w jej kierunku tak prędko, jak tylko potrafił, rozpłynął się niemal w powietrzu.
W jego kierunku momentalnie ruszyli pozostali Nieśmiertelni. Dopadli go tuż przy jej stopach, było ich zbyt wielu... Przycisnęli do ziemi i odciągnęli na bezpieczną odległość.
- Nieeee, nie rób jej nic! - zdołał wycharczeć nienaturalnym głosem.

Nikt jednak nie miał zamiaru przestawać. Napastnicy zacisnęli swój silny uścisk na jego ciele i trzymali na uwięzi tak aby patrzył ale nie mógł nic zrobić. On jednak wił się i starał się uwolnić.

Drick spojrzał na Tristana z triumfem w oczach, podniósł jeszcze bardziej głowę i uśmiechnął się do niego. Czerwone oczy zabłysły w ciemnościach.
- Miła moja Lori - powiedział z czułością do dziewczyny używając swojego uroku - Chcesz się ze mną kochać, prawda?
- Tak, ukochany, cokolwiek zapragniesz - dziewczyna patrzyła na niego z ufnością, jednak Tristan wiedział, że gdyby miała wolną wolę nie mówiła by tego.

- Nieee, błagam, wyjadę już teraz! Tylko nie rób jej tego, nieeeeee - krzyczał a czerwone łzy padały prosto w trawę.

Drick przeciął sztyletem kolejne ramiączko od koszuli, która zsunęła się kompletnie upadając na ziemię. Jej ciało było piękne, jasna skóra jak zwykle błyszczała niemalże w ciemności. Brązowe pukle loków pieściły jej nagie ramiona. Wydatne piersi, takie jędrne i młode skalane zimnych powietrzem wrzosowisk, okryła wstydliwie dłonią. Smukłe biodra i długie nogi skuliła z zimna.
Oczy Dricka spoczęły na jej ciele, oglądał ją jak obraz na wystawie, wstrętnie przy tym mlaszcząc.
- Och, Tristanie Ona jest piękna! Chciałeś mieć ją tylko dla siebie? Wstrętny, samolubny Potworze! - powiedział Drick z przekorą, grając na jego uczuciach.

Gdy tylko Drick odwrócił swój wzrok od Lori ta uwolniła się spod jego mocy. Padła na kolana przed nim i zaczęła go błagać, trząść się z zimna i płakać.
- Nie, proszę, nie rób mi nic, błagam!

Trisnan jęknął z bólu, bolało go zranione serce i dusza.
Lori usłyszała jego głos i spojrzała w jego stronę. Nie widziała wiele w ciemnościach, lecz wystraszyła się. Może zauważyła krew na jego policzku, lub nienaturalny wygląd, którego już nie dał rady kontrolować? To jeszcze bardziej go zabolało. Był potworem, ale czy zasługiwał na to?

Drick wykrzywił usta i ze złością spoliczkował Lori tak, że upadła w ciemną trawę. Jęknęła z bólu a potem zapłakała skulona. Drugi Kainita podszedł do niej i podniósł ją z ziemi za włosy. Patrząc na otaczające ją potwory, Lori zaczęła się modlić. Zacisnęła oczy i mówiła prosty pacierz.

- Suko, i tak ci to nic nie pomoże! - Drick zaśmiał się prosto w jej twarz - I patrz na mnie, jak do ciebie mówię - dziewczyna odruchowo otworzyła oczy i już nie mogła od niego oderwać wzroku. Zaniemówiła, czekając na rozkaz.
- Kładź się! Zaraz pokażę ci coś, czego od dawna nie ma Twój Tristan.

Tristan był kompletnie bezsilny, pozostały mu już tylko słowa.
- Nieee! Zabije Cię jak to zrobisz! Dorwę cię i po kres swoich dni zmuszę do patrzenia na krzyże! Aż w końcu nabawisz się choroby i zginiesz od nich! - ze złością wywrzeszczał klątwę - Wiesz, że to uczynię, głupcem nie jesteś!

Drick zatrzymał się na chwile i spojrzał w jego kierunku, zdawał sobie sprawę z tego, że Tristan ma moc spełnić swoje groźby.

- Możesz ją zabić! Tylko nie zbrukaj jej niewinności! - to co powiedział z ledwością przeszło przez jego gardło, zaraz potem schował głowę w trawę i głośno zapłakał.

Drick spojrzał po braciach i zawył z niemocy. Wiedział, że Tristan, może zabić ich wszystkich po kolei, wyłapać jak nędzne szczury, lub co gorsza wydać ich do Księcia. Miał jasne i proste rozkazy, miał ją tylko zabić...

- Dobrze! Ale musisz to widzieć! - wykrzywił twarz, wrzeszcząc do Tristana
Chwile jeszcze delektował się widokiem jej, wyrywającego się z piersi życia, jakby nabierał ochoty na jej krew a potem z impetem ,zatopił swoje kły w jej szyi. Zdołała tylko krzyknąć, by w końcu zamilknąć z rozkoszy.

Jeden z tych, ktorzy trzymali Tristana w uścisku, złapał go za włosy i podniósł mu głowę tak aby ten nie odwracał swego wzroku.
Wciąż płakał, patrząc jak umiera jego kochana, mała Lori. Zaciskał powieki, a potem z bólu znowu je otwierał.
Przed śmiercią jeszcze chwile zaczęła bić Dricka w ramie, jednak była już za słaba na wszystko. Potem upadła, bezwładnie w ciemność. Nie było w niej już życia, a jej skóra zdawała się przezroczysta.

Kainici puścili go, gdy uspokoił się wreszcie. Odeszli na bezpieczną odległość i zbierali się do drogi. On jednak nie podnosił się z ziemi, chciał umrzeć. Stracił najdroższy skarb, jaki posiadał. Nie miał już dla kogo żyć.

- Zabijcie i mnie! - podniósł głowę i krzyknął do nich - Weźcie moją krew!

Oni jednak w ciszy, bez żadnego nawet słowa opuścili dolinę.

Pokonany Tristan, doczołgał się do ciała Lori, zdjął swoją marynarkę i otulił jej ciało, Poprawił jej też włosy i jeszcze raz zapłakał. Jej twarz była blada, powieki miała zamknięte. Jej niegdyś tak pięknie uśmiechnięte usta, straciły swój kolor i spierzchły na wietrze.
Mógł ją przekształcić, jego krew była silna... nie chciał jednak, nie w taki sposób. Stworzyłby potwora, który darzyłby go jedynie nienawiścią.
Była jeszcze taka młoda... zapłakał znowu.

Leżał tam całą noc i rozmyślał o cudownych chwilach, które mogli razem spędzić, jeśli tylko los byłby łaskawszy. Mówił do niej i żegnał się...
Gdy niebo zaczęło jaśnieć, podniósł się w końcu z zimnej trawy i ubrał ją w swoją marynarkę. Uniósł ją na ręce i wrócił do swego domu przez wrzosowiska.
 
Rhamona jest offline