Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Horror i Świat Mroku > Archiwum sesji RPG z działu Horror i Świat Mroku
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 23-11-2006, 16:36   #31
Banned
 
Reputacja: 1 Rhamona nie jest za bardzo znany
Muzyka do posta: http://88.156.12.62:9333/listen.pls

* * *

Włochy 1678

Na drewnianym stole w kuchni leżały już tylko trzy nieodkryte karty. Lori po ostatniej bardzo się zmartwiła, ale jednocześnie pragnęła znać prawdę, miała nadzieje, że reszta kart będzie znacznie lepsza.
Francesca widząc minę Lori posmutniała nieco, jednak nie mogła przerwać wróżby, źle by to znaczyło i dla niej i dla dziewczyny.
- Widzę też życie - odkryła kolejną kartę - pełne rozpusty... i sił unoszących się nad górami i oceanami.
Lori zdziwiła się, chciała zrozumieć.
- Trochę chaotyczne, wiem - powiedziała stara - Ale to widzę i jestem pewna.
- Mam dusze Łazarza
- Dziewczyna powiedziała zamyślona.

Franceska nie powiedziała nic, tylko odkryła kolejną.
- A później... w twoim życiu, pojawi się kawaler, przystojny i inteligentny. Uwiedzie cię swym talentem i czymś gorszym. Powiem krótko, to diabeł!

* * *

Tristan pędził konno, w kierunku posiadłości Ojca Lori. Z oddali zauważył palące się w oknach światła i usłyszał kobiecy lament. W trawie błysnęło coś, więc zatrzymał konia i zszedł na drogę. Leżał tam lichtarz, który trzymała Lori... ukochana Lori. Skupił swoje nadnaturalne moce i odczytał co czuła gdy trzymała lichtarz zanim go upuściła. Jęknął cicho, wiedział już, że została porwana.
Popędził dalej, nie zwracając uwagi na krzyk w domostwie. Serce bolało go okrutnie. Krwistą łzę porwał wiatr.

Jechał przed siebie a droga stawała się coraz bardziej wyboista i nieutrzymana. Nie wiedział już tak przejechał, ale przed nim, niedaleko za pagórkiem, znajdywał się już tylko stary spalony dom. Gdy wjechał na szczyt, ujrzał powóz i z pewnością kilkunastu Nieśmiertelnych. Słyszał ich kpiny a nawet myśli. Czekali już tylko na niego. Czuł też zapach ukochanej Lori.

- Czego chcecie! - krzyknął gdy tylko zbliżył się do nich, na bezpieczną odległość.
Musieli go już wcześniej zobaczyć, bowiem dwóch podeszło do śpiącej dziewczyny i mocnym szarpnięciem obudziło ją. Jednym z nich był Drick posłaniec, który kilka dni przekazał mu list.
- Co się dzieje? Gdzie ja jestem? - dziewczyna ocknęła się z hipnotyzującego snu.
- Krzycz! - warknął na nią drugi Wampir, obnażając kły i przysuwając lampę aby dobrze go widziała.
Lori od razu wpadła w szał i zaczęła krzyczeć wystraszona. Nigdy w życiu nie widziała gorszego widoku, zdawała sobie sprawę, że nie jest wśród ludzi, lecz istnych Diabłów.

- Miało cię już nie być! Z rozkazu Księcia! - krzyczał w kierunku Tristana Drick, trzymając Lori za włosy. Był ubrany dokładnie tak jak w dzień przekazania wiadomości.
Tristan wiedział, że rozgrywało się tu przedstawienie. Wszystko po to, aby popełnił błąd. Cierpiał razem z Lori, jednak nie dał się wyprowadzić z równowagi i podjechał bliżej.

- Łamiecie rozkaz Księcia! Mam jeszcze dwa dni! - krzyknął do Nieśmiertelnych, którzy rozeszli się w koło i przygotowani byli do ataku. Było ich około dziesięciu, wszyscy ubrani w garnitury na tę samą modłę. Wiedział, że jest ich za dużo aby dał sobie z nimi wszystkimi radę.

- To z rozkazu Księcia tu jesteśmy! Chce Ci dać nauczkę Potworze! - zaśmiał się szyderczo i wyją sztylet spod marynarki. Ze spokojem zaczął go zbliżać do szyi Lori, która widząc ostrze przestała krzyczeć ze strachu.
- Ciii, mała, nie będzie bolało - uciszył ją a ona jak na zawołanie uspokoiła się i z wymuszoną miłością spojrzała Drickowi w oczy, oddychając głęboko i ciężko.
Sztylet wędrował ku niej, by w końcu przeciąć ramiączko od koszuli nocnej, która momentalnie zsunęła się, lekko odsłaniając jej prawą bladą pierś.

- Nieee! - krzyknął Tristan i zeskoczył z konia, nie widział jej nigdy nago, czekał na tą chwilę tak długo, ale nigdy nie sądził, że to będzie tak...
Ruszył w jej kierunku tak prędko, jak tylko potrafił, rozpłynął się niemal w powietrzu.
W jego kierunku momentalnie ruszyli pozostali Nieśmiertelni. Dopadli go tuż przy jej stopach, było ich zbyt wielu... Przycisnęli do ziemi i odciągnęli na bezpieczną odległość.
- Nieeee, nie rób jej nic! - zdołał wycharczeć nienaturalnym głosem.

Nikt jednak nie miał zamiaru przestawać. Napastnicy zacisnęli swój silny uścisk na jego ciele i trzymali na uwięzi tak aby patrzył ale nie mógł nic zrobić. On jednak wił się i starał się uwolnić.

Drick spojrzał na Tristana z triumfem w oczach, podniósł jeszcze bardziej głowę i uśmiechnął się do niego. Czerwone oczy zabłysły w ciemnościach.
- Miła moja Lori - powiedział z czułością do dziewczyny używając swojego uroku - Chcesz się ze mną kochać, prawda?
- Tak, ukochany, cokolwiek zapragniesz - dziewczyna patrzyła na niego z ufnością, jednak Tristan wiedział, że gdyby miała wolną wolę nie mówiła by tego.

- Nieee, błagam, wyjadę już teraz! Tylko nie rób jej tego, nieeeeee - krzyczał a czerwone łzy padały prosto w trawę.

Drick przeciął sztyletem kolejne ramiączko od koszuli, która zsunęła się kompletnie upadając na ziemię. Jej ciało było piękne, jasna skóra jak zwykle błyszczała niemalże w ciemności. Brązowe pukle loków pieściły jej nagie ramiona. Wydatne piersi, takie jędrne i młode skalane zimnych powietrzem wrzosowisk, okryła wstydliwie dłonią. Smukłe biodra i długie nogi skuliła z zimna.
Oczy Dricka spoczęły na jej ciele, oglądał ją jak obraz na wystawie, wstrętnie przy tym mlaszcząc.
- Och, Tristanie Ona jest piękna! Chciałeś mieć ją tylko dla siebie? Wstrętny, samolubny Potworze! - powiedział Drick z przekorą, grając na jego uczuciach.

Gdy tylko Drick odwrócił swój wzrok od Lori ta uwolniła się spod jego mocy. Padła na kolana przed nim i zaczęła go błagać, trząść się z zimna i płakać.
- Nie, proszę, nie rób mi nic, błagam!

Trisnan jęknął z bólu, bolało go zranione serce i dusza.
Lori usłyszała jego głos i spojrzała w jego stronę. Nie widziała wiele w ciemnościach, lecz wystraszyła się. Może zauważyła krew na jego policzku, lub nienaturalny wygląd, którego już nie dał rady kontrolować? To jeszcze bardziej go zabolało. Był potworem, ale czy zasługiwał na to?

Drick wykrzywił usta i ze złością spoliczkował Lori tak, że upadła w ciemną trawę. Jęknęła z bólu a potem zapłakała skulona. Drugi Kainita podszedł do niej i podniósł ją z ziemi za włosy. Patrząc na otaczające ją potwory, Lori zaczęła się modlić. Zacisnęła oczy i mówiła prosty pacierz.

- Suko, i tak ci to nic nie pomoże! - Drick zaśmiał się prosto w jej twarz - I patrz na mnie, jak do ciebie mówię - dziewczyna odruchowo otworzyła oczy i już nie mogła od niego oderwać wzroku. Zaniemówiła, czekając na rozkaz.
- Kładź się! Zaraz pokażę ci coś, czego od dawna nie ma Twój Tristan.

Tristan był kompletnie bezsilny, pozostały mu już tylko słowa.
- Nieee! Zabije Cię jak to zrobisz! Dorwę cię i po kres swoich dni zmuszę do patrzenia na krzyże! Aż w końcu nabawisz się choroby i zginiesz od nich! - ze złością wywrzeszczał klątwę - Wiesz, że to uczynię, głupcem nie jesteś!

Drick zatrzymał się na chwile i spojrzał w jego kierunku, zdawał sobie sprawę z tego, że Tristan ma moc spełnić swoje groźby.

- Możesz ją zabić! Tylko nie zbrukaj jej niewinności! - to co powiedział z ledwością przeszło przez jego gardło, zaraz potem schował głowę w trawę i głośno zapłakał.

Drick spojrzał po braciach i zawył z niemocy. Wiedział, że Tristan, może zabić ich wszystkich po kolei, wyłapać jak nędzne szczury, lub co gorsza wydać ich do Księcia. Miał jasne i proste rozkazy, miał ją tylko zabić...

- Dobrze! Ale musisz to widzieć! - wykrzywił twarz, wrzeszcząc do Tristana
Chwile jeszcze delektował się widokiem jej, wyrywającego się z piersi życia, jakby nabierał ochoty na jej krew a potem z impetem ,zatopił swoje kły w jej szyi. Zdołała tylko krzyknąć, by w końcu zamilknąć z rozkoszy.

Jeden z tych, ktorzy trzymali Tristana w uścisku, złapał go za włosy i podniósł mu głowę tak aby ten nie odwracał swego wzroku.
Wciąż płakał, patrząc jak umiera jego kochana, mała Lori. Zaciskał powieki, a potem z bólu znowu je otwierał.
Przed śmiercią jeszcze chwile zaczęła bić Dricka w ramie, jednak była już za słaba na wszystko. Potem upadła, bezwładnie w ciemność. Nie było w niej już życia, a jej skóra zdawała się przezroczysta.

Kainici puścili go, gdy uspokoił się wreszcie. Odeszli na bezpieczną odległość i zbierali się do drogi. On jednak nie podnosił się z ziemi, chciał umrzeć. Stracił najdroższy skarb, jaki posiadał. Nie miał już dla kogo żyć.

- Zabijcie i mnie! - podniósł głowę i krzyknął do nich - Weźcie moją krew!

Oni jednak w ciszy, bez żadnego nawet słowa opuścili dolinę.

Pokonany Tristan, doczołgał się do ciała Lori, zdjął swoją marynarkę i otulił jej ciało, Poprawił jej też włosy i jeszcze raz zapłakał. Jej twarz była blada, powieki miała zamknięte. Jej niegdyś tak pięknie uśmiechnięte usta, straciły swój kolor i spierzchły na wietrze.
Mógł ją przekształcić, jego krew była silna... nie chciał jednak, nie w taki sposób. Stworzyłby potwora, który darzyłby go jedynie nienawiścią.
Była jeszcze taka młoda... zapłakał znowu.

Leżał tam całą noc i rozmyślał o cudownych chwilach, które mogli razem spędzić, jeśli tylko los byłby łaskawszy. Mówił do niej i żegnał się...
Gdy niebo zaczęło jaśnieć, podniósł się w końcu z zimnej trawy i ubrał ją w swoją marynarkę. Uniósł ją na ręce i wrócił do swego domu przez wrzosowiska.
 
Rhamona jest offline  
Stary 23-11-2006, 20:38   #32
 
Esco's Avatar
 
Reputacja: 1 Esco ma wyłączoną reputację
Poczekal spokojnie na swoja kolej i podszedl, jako pierwszy z calej sfory i napelnil krysztalowy kielich, uprzednio mieszajac swoja krew z krwia innych.
- Esta sangre, Nuestra fuerza. - wyszeptal gdy strugi krwi niczym cienkie warkocze polaczyly jego nadgarstek ze szkarlatna tafla Vitae w szklanym polmisku. Przez chwile siegnal pamiecia do swojego pierwszego rytualu Vaulderie, dawno temu w Meksyku. Ile to juz lat minelo... przestal liczyc. Odszedl na bok zatapiajac sie we wspomnieniach, z ktorych wyrwal go dopiero widok zgrabnej pupy Annabell, ktora kolysala sie w rytm jej krokow, gdy zblizala sie do szklanej misy...
 
Esco jest offline  
Stary 23-11-2006, 23:43   #33
 
Vertigo's Avatar
 
Reputacja: 1 Vertigo ma wyłączoną reputację
Jatagan nie śpieszył się zbytnio z podejściem do "miski" jak ją delikatnie nazwał. Tak czy inaczej podejdzie, przynajmniej mógł zapoznać się kto jest na sali, w końcu nie będą się pchać z żyłami kto pierwszy. Mógł się przyglądnąć każdemu z osobna. Cofnął się jeszcze bardziej w cień. Rozglądnął się. Lu bardzo śmiesznie wyglądała na tle swego 'ojca'. Równie dobrze mogło by być odwrotnie. Kamienny wyraz twarzy nie zdradzał żadnych uczuć. Czuł tylko pogardę dla całego zgromadzenia. Nie miał wiele wspólnego z tymi rytuałami prócz tego, że musiał w nich uczestniczyć. Od czasu gdy przyłączył się do sabatu nie minęło jeszcze tak dużo czasu. Albo raczej od kiedy opuścił rodzinę. Na chwile jego wzrok skrzyżował się ze wzrokiem Arcybiskupa. On wiedział gdzie jest Jat. W końcu i Lu z ojcem podeszli do szklanego naczynia, w którym przybywało vitae. Wyglądało jakby jeszcze była pod jego skrzydłami. Powtórzyli jakieś słowa, niedosłyszalne, aczkolwiek te same, jak wnioskował z ruchu warg. Pula nieumarłych ustawionych w kolejce do rytuału malała. Postanowił że podejdzie ostatni, w końcu ostatni będą pierwszymi...
 
__________________
Ostatnie zgrzytanie zębow
Ostatni grzeszników płacz
Ostatnie modły kapłanów
Na wszystko przyszedł juz czas...
Vertigo jest offline  
Stary 24-11-2006, 09:28   #34
 
Nightcrawler's Avatar
 
Reputacja: 1 Nightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemu
Przybrana twarz Dirka lekko posmutniała. Mężczyzna spokojnie ściągnął rękawiczki i zrobił krok na przód. Ukłonił się Andrejowi i ruszył w stronę misy. Dwaj Nosferatu podążyli spokojnie za nim.
Podszedł do misy, jeszcze raz nieznacznie skłaniając się Arcybiskupowi po czym delikatnie chwycił nożyk, przesunął lewą rękę nad naczynie i zrobił nacięcie na nadgarstku.
-W tej krwi, siła Nasza - powtórzył za poprzednikami dodają od siebie cichszym głosem - i oby zawsze siła byłą przy nas... - uśmiechnął się nie znacznie gdy cięcie zaczęło się zabliźniać następnie podał nóż Elbrusowi i cofnął się w stronę sfory podchodząc do De Brasco wyciągnął dłoń i skłonił się nie znacznie ponownie
- Witaj - szepnął po czym uśmiechając się skłonił się Ananke
 
__________________
Sanguinius, clad me in rightful mind,
strengthen me against the desires of flesh.
By the Blood am I made... By the Blood am I armoured...
By the Blood... I will endure.
Nightcrawler jest offline  
Stary 24-11-2006, 09:49   #35
Banned
 
Reputacja: 1 Rhamona nie jest za bardzo znany
La Voulderie

Rytuał przebiegał bez zbędnych emocji. Wszyscy najpierw upuścili krew do Kielicha. Na twarzach niektórych Kainitów, było sporo emocji związanych z zapachem unoszącym się z naczynia, inni bez emocji, zrobili to szybko i na odwal.
Gdy Mike z klanu Malkawian stał przy kielichu oddając krew, usłyszeliście gego słowa.
- W krwi tej, siła nasza, oby przyniosła siłę tym, którzy wciąż żyją... - mniej więcej tak można było zrozumieć jego słowa.
Następnie kielich zaczął krążyć po sali. Jedni skupiali się na naczyniu doprowadzając Rytuał niemalże do jakiegoś sacrum, inni wychłeptali poprostu łyka, ocierając stróżkę krwi o rękaw.

Gdy Rytuał dobiegł końca, Arcybiskup zaprosił na Koncert. Po kolei wszyscy wychodzili z sali aby przenieść się do właściwej części klubu. Niektórzy napełnili sobie czyste kielichy krwią Śmiertelników, jakby wciąż było im mało.

The Cave

W klubie było wszystko ponownie posprzątane, popielniczki czyste, żadnych szkieł na stolikach. Na scenie stał mikrofon a w głębi trzech śmiertelników przygotowywało perkusję, keyboard i kolejne mikrofony. Wszystko do koncertu, który miał się za chwile zacząć. Śmiertelnicy byli ubrani schludnie, lecz w dżinsy i koszulki na krótki rękaw.

Nieśmiertelni zaczęli zajmować miejsca na wygodnych kanapach, żelaznych krzesłach i przy barze. Arcybiskup i Biskupowie usiedli najbliżej sceny, po lewej. Reszta Kaintów, jak było im wygodnie.

Annabell z Chrisem usiedli niemalże zaraz za Stolikiem, przy którym siedział Arcybiskup, głownie dlatego, że dał wam znak abyście tu usiedli. Jat wolał trzymać się z daleka a Drik razem ze swoim klanem stali tuż przy wyjściu.
Carlos po drodze na salę, skręcił do łazienki, niezbyt dobrze wyglądał, może za dużo Vitae? (Możesz stamtąd wyjść kiedy chcesz, najlepiej już zaraz)

Na scenę wyszła Sasha i podniosła mikrofon na odpowiednią wysokość. Uśmiechnęła się do was i gdy już chciała coś powiedzieć, Biskup Jean-Marc wstał i zaczął bić brawo. Zaraz za nim podobnie uczyniła reszta Kainitów. Arcybiskup trochę się rozluźnił i chyba nawet się uśmiechnął.

- Bardzo dziękuje, jeszcze raz za zaproszenie do waszego miasta i cieszę się, że mogę dla was zaśpiewać, nie ukrywam, że było to moim marzeniem od wielu lat.... - uśmiechnęła się do was i od razu czujecie, że nieświadomie Sasha używa swojej Mocy, nie przeszkadza wam to jednak, łatwo to jeszcze opanować - Na początek chciałabym wam zaśpiewać pieśń mojej Matki Sayshilli, moja ulubiona...

Najpierw usłyszeliście perkusję i bas, potem włączyła się ostrzej gitara elektryczna i klawisze. Sasha poruszała w rytm piosenki swoim chudym ciałem...

You're tearing me apart
Crushing me inside
You used to lift me up
Now you get me down
If I
Was to walk away
From you my love
Could I laugh again ?
If I
Walk away from you
And leave my love
Could I laugh again ?
Again, again...

You're killing me again
Am I still in your head ?
You used to light me up
Now you shut me down
If I
Was to walk away
From you my love
Could I laugh again ?
If I
Walk away from you
And leave my love
Could I laugh again ?

I'm losing you again
Like eating me inside
I used to lift you up
Now I get you down

Without your love
You're tearing me apart
With you close by
You're crushing me inside
Without your love
You're tearing me apart
Without your love
I'm dazed in madness
Can't lose this sadness
I can't lose this sadness

Can't lose this sadness

You're tearing me apart
Crushing me inside
Without your love
(you used to lift me up)
You're crushing me inside
(now you get me down)
With you close by
I'm dazed in madness
Can't lose this sadness
It's riping me apart
It's tearing me apart
It's tearing me apart
I don't know why
It's riping me apart
It's tearing me apart
It's tearing me apart
I don't know why
I don't know why
I don't know why
I don't know why
Without your love
Without your love
Without your love
Without your love
It's tearing me apart


Piosenka skończyła się bardzo delikatnie, jakby jej szeptem. To było naprawdę piękne i poruszyło niektórych Kainitów, szczególności Torreador do łez.
Posypały się brawa...
To był dopiero początek Koncertu. Sasha, wciąż z uśmiechem na twarzy przyjęła oklaski.

- A teraz coś specjalnego, coś co przyszło mi do głowy, gdy tu jechałam. Nazywa się Sorrow.

Na scenę, wprost z niewielkiego zaplecza, wyszła kobieta w czarnej ciągnącej się sukni, w ręku trzymając skrzypce. Oczy miała spuszczone nieśmiało w podłogę, proste, brązowe włosy opadały jej na twarz. Była śmiertelnikiem, wystraszonym śmiertelnikiem. Zdawała sobie sprawę, kto jest na sali.

Wtedy Sasha zaczęła swój śpiew... zamarliście, dźwięk był taki czysty i piękny, przepełniony bólem i rozpaczą, jednak nie było tam żadnych słów. Salę wypełniał jedynie głos Córy Kakofonii...
Po kilku chwilach, kiedy Sasha najwyraźniej dopiero co zaczęła się rozkręcać, poczuliście, że coś wyprowadza was z równowagi, coś zakłóca ten przepiękny śpiew. Niektórzy wyrwani spod Mocy dźwięku, zaczęli się rozglądać po sali z poirytowaniem.
Sasha też była nieco rozkojarzona, co dało się słyszeć w jej śpiewie i gdy zrobiła chwilową pauzę, nagle wszyscy usłyszeliście, że Śmiertelniczka stojąca tuż za Sashą, zaczęła grać na skrzypcach.
Zauważyła to również Wampirzyca i odwróciła się w jej kierunku z wyraźnym zdziwieniem.
Kraken wstał z miejsca jakby zszokowany. Podobnie wielu Torreadorów.
Muzyka Śmiertelniczki oczarowała was jeszcze bardziej niż śpiew Córy. Palce kobiety z niesamowitą szybkością i zręcznością poruszały się na gryfie instrumentu muzycznego, a wy poczuliście, że gra ona tą samą melodię, którą zaczęła Sasha, ale z dużo większym uczuciem.
Słyszycie tylko muzykę skrzypiec...

Ci, którzy zdołali się opanować zobaczyli wściekłość na twarzy Córy. Podeszła do Kobiety.
- Nie, Sasha! - dało się słyszeć głos Krakena.
W tym momencie Wampirzyca wytrąciła z rąk Kobiety skrzypce, które z fałszywym brzdękiem upadły na scenę, a potem sunąc po niej spadły na dywan sali. Wystraszona kobieta zamarła w bezruchu, zasłaniając się rękami i w pomieszczeniu zapanował przeraźliwy krzyk.

W życiu nie słyszeliście takiego dźwięku. Był okropny, jednak nic wam nie robił. Za to kobieta padła na ziemie w jednej chwili a z jej uszu strumieniem pociekła krew.
Sasha nachylona łukiem nad ciałem kobiety, skończyła swe dzieło. Wyprostowała się i ze wściekłością ruszyła w stronę Jean-Marca. Biskup siedział niemalże wessany w kanapę, był zszokowany i wstrząśnięty.
Kraken podniósł skrzypce, które leżały niedaleko i przyglądał się im. Gdy Wampirzyca zbliżyła się, wyrwał się z zapatrzenia i krzyknął
- Sasha!
Arcybiskup zdążył wstać i ze stoickim spokojem przyglądał się całej sytuacji.

- Zapłacisz mi za to! - powiedziała przez wysunięte kły w stronę Biskupa Torreadorów a potem spojrzała na Krakena i szarpnięciem wyrwała mu skrzypce z rąk, zaczęła iść w kierunku wyjścia.
Jean-Marc wstał z kanapy, wciąż wstrząśnięty i krzyknął w jej kierunku.
- To zwykły przypadek! To nie ja!

Sasha Williamson właśnie idzie w kierunku wyjścia, jest wściekła i niebezpieczna.
 
Rhamona jest offline  
Stary 24-11-2006, 17:26   #36
 
Esco's Avatar
 
Reputacja: 1 Esco ma wyłączoną reputację
Zareagowal natychmiast.

Sytuacja ktora wyniknela tak nagle i wymykala sie spod kontroli, mogla pociagnac za soba lawine przykrych skotkow dla wszystkich, a zwlaszcza dla biskupa Jean-Marc’a.
- Spokojnie, pozwol, ze sie tym zajme – wyszeptal do Arcybiskupa.
- Annabell – dowiedz sie od Jean-Marc’a i Karkena co tutaj sie na prawde stalo. – powiedzial do Torreadorki wstajac od stolu. Ruszyl szybkim krokiem w strone drzwi do wyjscia z klubu

Przechodzac obok Jatagana rzucil szybko
- Jat, nie stoj tak jak slup soli, zdejmij jak najszybciej to cialo ze sceny. Zabierz gdzies na zaplecze, sprawdz, moze jeszcze zyje. Zrob wszystko zeby przezyla! – rzucil do Brujaha. Mial nadzieje, ze towarzysz go poslucha i ze zwloki ofiary znikna jak najszybciej z oczu zgromadzonych. Jatagan z nich wszystkich mial najlepsze podejscie jezeli chodzilo o postepowanie ze smiertelnikami. Jesli dziewczyna jeszcze zyla, moze udzieli im waznych informacji.

Zmierzal dalej szybkim krokiem za Sasha, ale staral sie jednoczesnie unikac swiatel lamp i swiec znajdujacych sie w klubie, aby jak najmniej osob zobaczylo co robi. Przechodzac blisko Nosferatu szepnal
- Dirk, na scene, szybko! Daj prawdziwy popis sztuki dyplomacji! Potrzebuje tu miec rozentuzjazmowane i wyluzowane audytorium zanim wroce tu z Sasha. Chce tu zaraz slyszec gromkie brawa! Niech wszyscy skanduja jej imie! Gdzie jest do cholery Carlos... – to ostatnie zdanie wyszeptal juz sam do siebie.

- Dzieki stary! – rzucil do kogos przechodzac obok stolika, niemal w biegu, gdy chwycil wielki bukiet roz ktory najwidoczniej przyniosl ktorys z Torreadorow aby wreczyc piosenkarce po koncercie. Gdy dostrzegl pozostawione w szatni futro z bialych krolikow, od ktorego wyczul zapach perfum Sashy, jednym zamachem reki zabral je z wieszaka jednoczesnie wysylajac recepcjoniste w krotki lot, zakonczony twardym ladowaniem na scienie. W koncu dotarl do drzwi i wszedl na zewnatrz.

Sasha wlasnie w pospiechu wsiadala do limuzyny. Jej aura zlosci byla tak silna, ze w oczach Chrisa rozswietlala caly zaulek niczym latarnia. Nie bylo wokolo nikogo poza nimi, nie uwzgledniajac kierowcy limuzyny. Wszedzie unosil sie zapach jej perfum, wymieszanych z chlodnym, nocnym powietrzem. Dobrze - pomyslal, teraz gdy nie ma audytorium, nie bedzie musiala przed nikim grac i moze uda sie porozmawiac. W myslach ustalil szybko cel negocjacji – powrot Sashy na scene. Gdy zblizal sie po cichu zrobil szybka analize kobiety – slowianski akcent, zdradzal wschodnioeuropejskie pochodzenie. Zatem zdecydowal sie postepowac tak, jak to robil ze slowianami. Postanowil, ze bedzie unikal konfliktu w dyskusji za wszelka cene, byl swiadomy ze z poczatku Sasha z pewnoscia bedzie starala sie go zignorowac, byc moze obrazac albo wysmiac – byl na to wszystko gotowy, i mowiac szczerze nawet liczyl na to. Wolal to, niz oberwanie po uszach tym jej slodziutkim, morderczym spiewem...

Bezposredni kontakt, ceremonialnosc, zwracanie sie z szacunkiem uzywajac nazwiska, powsciagliwosc – dobral te narzedzia zgodnie z wczesniejsza analiza. To, ze kobieta juz siedziala na kanapie wewnatrz samochodu, a on stal, gorujac nad nia, tez dawalo mu znaczna przewage i spowodowalo, ze roznica wzrostu dzialala teraz na jego korzysc. Stanal przed kobieta w odleglosci troche wiekszej niz na wyciagniecie reki i rozpoczal swoj rytual negocjacji.
- Donna Williamson, prosze przyjac najszczersze przeprosiny w imieniu Arcybiskupa Antonio Valejo! – gdy odwrocila sie sklonil sie bardzo delikatnie i wreczyl imponujacy bukiet kwiatow.

Gdy podniosl wzrok spojrzal na ulamek sekundy prosto w jej oczy, na tyle dlugo by unawiazac kontakt, lecz dostatecznie krotko by nie rozloscic jej jeszcze bardziej. Jedna reka przytrzymywal drzwi od limuzyny, kontrolowal jednak sie caly czas, by nie pogarszac sytuacji nadmierna ekspresyjnoscia – nie pozwolil sobie na zadna gestykulacje ani mimike gdy kontynuowal przemowienie

– Wybacz nam prosze ten incydent, ufam, ze kobieta takiej klasy, jak Ty, Sasho, potrafi okazac swoja wyzszosc. Patrz – ilu niesmiertelnych czeka tam na sali. Oni wszyscy przyszli tu dla Ciebie. Slyszysz? Ich brawa jeszcze nie umilkly, to Twoja Sztuka tak poruszyla ich wszystkich! Ja sam jestem zachwycony, To Twoj glos przypomnial mi dzisiejszego wieczora jak wiele utracilem rzeczy, ktore byly tak bliskie mojemu sercu. Prosze Cie z calego serca, w imieniu wszystkich, Senora Williamson, Nuestra Estrella... wroc do nas i nie odbieraj nam tej niezapomnianej nocy... Niezauwazalnie zmienil pozycje tak, aby odslonic jej droge na scene i rozpostarl futro z bialych krolikow, aby okryc ramiona piosenkarki, gdy ta wysiadzie...
 
Esco jest offline  
Stary 25-11-2006, 10:35   #37
 
Nightcrawler's Avatar
 
Reputacja: 1 Nightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemu
Odkleił się od ściany i szybkim krokiem ruszył w stronę sceny. Tłum falował, szeptał, wrzał ...
Skrzywił się nie znacznie - nie lubił "tłumić zamieszek", ale trzeba przyznać, że tylko De Brasco zachował w twej sytuacji rozsądek.
Doszedł do sceny i nim jeszcze doszedł do mikrofonu uniósł ręce w uspokajającym geście mówiąc
- moi drodzy tylko spokojnie.. - mikrofon nadał siłę ostatniemu słowu
- Bracia i Siostry, proszę usiądźcie spokojnie.- był spokojny i opanowany. Twarz miał łagodną. Głos wibrował spokojnym lekko nauczycielskim ale przyjaznym tonem
- Czy jest sens niszczyć tak piękną noc jednym drobnym incydentem ? w dodatku spowodowanym przez zwykła śmiertelniczkę ?- nieznacznie nachylił się w stronę publiki z pytającym wyrazem twarzy. Nie czekając jednak na czyjąkolwiek odpowiedź kontynuował - Celebrujmy dalej ten cudowny występ gdy tylko wróci nasz przewspaniałą Diva ! -
Delikatnie spojrzał w bok, chcąc sprawdzić jak idzie Jataganowi po czym uśmiechnął się szeroko i rzekł zachęcająco: - siądźmy więc i oklaskami nagrodźmy naszą cudowną śpiewaczkę. Niech wie jak wiele jej śpiew dał nam już tego wieczora ! Niech wie że jej głos porusza nasze dusze i pragniemy usłyszeć więcej ! Niech poczuje tęsknotę wywołaną jej śpiewem ! Niech usłyszy jak pragniemy jej powrotu ... - z każdym słowem mówił odrobinę głośniej i żarliwiej. Zaczął klaskać oczekująco wpatrując się w każego na sali...
 
__________________
Sanguinius, clad me in rightful mind,
strengthen me against the desires of flesh.
By the Blood am I made... By the Blood am I armoured...
By the Blood... I will endure.
Nightcrawler jest offline  
Stary 25-11-2006, 11:31   #38
Banned
 
Reputacja: 1 Rhamona nie jest za bardzo znany
Christian de Brasco = Charyzma+Empatia ST:6 (w ciągu całej rozmowy musisz uzyskać 4 sukcesy aby przekonać ją)
[dice:35f5e5844a]6d10 = 2135793066 [/dice:35f5e5844a]

Drik Brenden= Charyzma+Empatia ST:6 (dwa sukcesy, są zdesperowani)
[dice:35f5e5844a]7d10 = 983478518 [/dice:35f5e5844a]

PS: Zaciskam kciuki
 
Rhamona jest offline  
Stary 29-11-2006, 15:53   #39
 
Lhianann's Avatar
 
Reputacja: 1 Lhianann ma wspaniałą reputacjęLhianann ma wspaniałą reputacjęLhianann ma wspaniałą reputacjęLhianann ma wspaniałą reputacjęLhianann ma wspaniałą reputacjęLhianann ma wspaniałą reputacjęLhianann ma wspaniałą reputacjęLhianann ma wspaniałą reputacjęLhianann ma wspaniałą reputacjęLhianann ma wspaniałą reputacjęLhianann ma wspaniałą reputację
To co wydarzyło się na scenie...
To nie było normalne...
Skupiła się na niewidocznych aspektach dziejących się wokół rzeczy , ona potrafią powiedzieć bardzo wiele...
To co zobaczyła zastanowiło ją nieco, ale postanowiła zachować to jak na razie dla siebie....
Wstała i podeszła do siedzących w pobliżu Arcybiskupa, Jean- Marca i Krakena.
Ukłoniła się im lekko, odpowiedzieli tym samym , po czym Jean złapał ją za rękę. W jego oczach ciągle widziała strach...

-To co się wydarzyło jest....interesujące na swój niepokojący sposób...cóż mogło być tego przyczyną? Mówiła spokojnie, uważnie dobierając słowa.
Arcybiskup załozył ręce na [iersi i spojrzał na Krakena i Jeana.
Kraken uśmiechnął się do niej , dość dziwnym uśmiechem a potem przeniósł wzrok Jeana.
- No co się stało? Nie widziałaś? - Jean nerwowo odpowiedział.
- No też byśmy chyba chcieli wiedzieć co tu się wydarzyło - Kraken już bez uśmiechu zapytał Jeana.
- Widziałam, że zwyczajna śmiertelniczka jakimś cudem zawstydziła, prawdę mówiąc na oczach nas wszystkich, Sashę z Cór Kakafonii...A powiem szczerze był to spory wyczyn, aby coś takiego zrobić, niestety raczej już tego owa kobieta nigdy nie powtórzy...
- Och, problem robicie! - Jean podreptał chwile w miejscu a potem słuchając na przemian Nosferata spoglądał w ich stronę.
- Tak Aliya była wspaniałą śmiertelniczką, odkryłem ją podczas pobytu w Meksyku
-Sądze, że ktoś lub coś ta kobietę kontrolowało. I interesuje mnie kto lub co to było. Ananke wyraźnie czuła, że cos tu jest nie tak.
- Umiała wydobyć ze zwykłego przedmiotu wspaniałą muzykę, gdybyście słyszeli jak grała Vivaldiego.... - rozmarzył się nieco
-I...nie wzbudziło niczyjego zainteresowania, iż ma ona ...dar, jakiego mogą jej pozazdrościć członkowi naszej... społeczności? Czy Sasha wiedziała o talencie dziewczyny? Chciała dowiedzieć się czegoś konkretnego, a marzenia o przeszłości w wydaniu Biskupa Toreadorow raczej jej w tym teraz nie pomogą...
Kraken usmiechnął się do niej czule, jakby popierał to co powiedziała. a Arcybiskup zachowywał się jakby juz dawno wszystko wiedział, choć oczywistym było to że nie wiedział ... nic
- Annabell moja droga! Przecież zainteresowałem się nią! Sprowadziłem tutaj, pomogłem, dałem jej dużo, nawet to!
-Wybaczcie me słowa, lecz to co dziś się stało słusznie może zostać uznane za prowokacje.
Kraken spojrzał nagle na Ananke, jakby nie przychodziło mu to na myśl wcale.
-A gniew jej matki może skupić się teraz na nas
- Sasha wiedziała o niej, mówiłem jej, sama poprosiła abym ją tu zaprosił, chciała ją poznać - Jean ciągnął dalej
- Poznać...rozumiem..Ale wcześniej nie słyszała jej gry?Jej pomysłem było aby zagrały razem? Czy ...czyimś innym?zapytała ostrożnie.
- Annabell nie wiem co ty insynuujesz? Razem w sumie wpadliśmy na taki pomysł, zwykły pomysł - nic dziwnego - trochę się uniósł.
-Dopiero dziś przybyła do miasta, nie miała wcześniej okazji widzieć jak gra Alyja.
-Wybacz, naprawdę nic nie sugeruje, staram sie znaleźć w tym chaosie jakąś prawidłowość...
Nie chciała urazić Jeana, jednak chciała wiedzieć tak dużo ile tylko mogla w tej kwestii.
-Dobrze, teraz najważniejsze pytanie. Czy Alyja była na pewno tylko człowiekiem?
-Tak! Nie spoufalam się z Magami, miła moja - Jean trochę się zdenerwował jej pytaniem.
- Komu mogłoby zależeć na takiej sytuacji? Czy kogokolwiek podejrzewacie?
- Tylko Lojaliści - Odezwał się Arcybiskup
Kraken pufnął ustami.
-Bo mam wrażenie,ze to co się stało ni było zwykłym przypadkiem. Człowiekiem da się sterować...Sami o tym doskonale wiecie. Stwierdziła analizując to co usłyszała dotychczas.
- Potrzebujemy czasu aby dowiedzieć się czegoś więcej - odezwał się Kraken
- Teraz najważniejsze jest aby Córa nie narobiła nam problemów! - Arcybiskup nieco poirytowany pufnięciem Kraken powiedział bardzo stanowczo,mimo wszystko zabrzmiało to jak zgoda z tym co powiedział Kraken
-Sądze, że tą sprawą zajmuje się właśnie teraz Christian de Brasco. I żywię nadzieje w jego zdolności....Oskarżenia jest rzucać łatwo. Ale ich konsekwencje mogą być trudne do opanowania. To czego teraz nam potrzeba to spokój i opanowanie. Należałoby tą sprawę chyba jak najszybciej wyjaśnić, za twoim pozwoleniem, Arcybiskupie...
- Oh ,oczywiście - powiedział Arcybiskup - Macie moje poparcie jeśli chodzi o tą sprawę, wierze w wasze umiejętności. Tylko proszę bądźcie ostrożni, nie należy ignorować Lojalistów
Doskonale znała podejście Arcybiskupa do lojalistów. Jeśli tylko by mógł oskarżyły ich o wszystko o co tylko by się dało....
-Dziękuję...kolejny krótki ukłon w stronę Arcybiskupa.
- Choć przyznać muszę, że nie wierze, by dopuścili się aż tak przebiegłej prowokacji - zaśmiał się jakby do siebie
- Mam nadzieje, że będziemy mogli liczyć na twą pomoc...? Z lekkim uśmiechem zwróciła się do Krakena
- Oh moja droga! Zawsze wam pomagam - uśmiechnął sie do ciebie
Sala zaczęła klaskać i wołać Sashę.
Jean dołączył się do skandowania.
Oczywiście zdawała sobie sprawę z tego, że jeśli jej najśmielsze obawy byłby prawdą, to Jean straci stołek i pozycje, a nawet zostanie ukarany za to co się dzisiejszej nocy stało...
Teraz miała tylko nadzieje, że Jatagan zdołał uprzątnąć zwłoki skrzypaczki ze sceny, a Chrisowi powiedzie się próba ułagodzenia Sashy...
Talent Dirka zadziałał tak jak się tego spodziewała...
Miał tłum w swej władzy...chwilowo, ale zawsze....
 
__________________
Whenever I'm alone with you
You make me feel like I'm home again
Dear diary I'm here to stay
Lhianann jest offline  
Stary 29-11-2006, 17:47   #40
Banned
 
Reputacja: 1 Rhamona nie jest za bardzo znany
Przed klubem

Na podwórzu wciąż padał deszcz i teraz nawet zaczął wiać silniejszy wiatr.
Srebrna limuzyna była zaparkowana około 15 metrów przed wejściem.

Gdy Christian wybiegł z The Cave widział jak Sasha nerwowo szła w kierunku samochodu. Jej i tak skąpą sukienkę oblał niemalże deszcz, Christian też poczuł zimno, ale Sasha przemokła do suchej nitki. Musiała zapomnieć płaszcza bądź kożuszka z szatni.
Dobiegł do niej gdy już wsiadała do samochodu. Znudzony kierowca czytał gazetę i teraz zerwał się z miejsca, lecz nie zdążył wysiąść i otworzyć jej drzwi.

Christian mówił do Sashy gdy ta rozsiadła się wygodnie na siedzeniu i powoli odłożyła mokre skrzypce na miejsce tuż obok. Wyglądała jakby nie słyszała tego, co do niej mówi. Chris przez chwile miał wrażenie, że Sasha rzuci się na niego i w miejscu zabije go swoim głosem, jednak gdy zobaczyła kwiaty złagodniała. Przyjęła je bez uśmiechu i rzuciła na skrzypce.
To wystarczyło aby zwrócić jej uwagę. Chris był wyśmienitym mówcą, starał się mówić to co chciałaby usłyszeć, przyjemne komplementy i miłe słówka. Był w tym wyśmienity. Jednak Chris poraz pierwszy w życiu, miał do czynienia z Córą Kakofonii i był lekko zakłopotany jej zachowaniem. Był niemal pewny, że ona go nie słucha.
Przechyliła lekko głowę i wodziła wzrokiem po jego pięknej twarzy, oceniała podbródek i brwi oraz kształt uszu. Z zachwytem oglądała jego starannie dobrany garnitur, spinki i zadbane dłonie, aż w końcu jej wzrok zatrzymał się na jego ubłoconych pantoflach.

Spoważniała i spojrzała mu w twarz.

- Wysłał cię tu, aby mnie ugłaskać? Nie wrócę tam! Zostałam upokorzona przez to ścierwo! - wzięła do ręki skrzypce, lecz miała na myśli śmiertelniczkę, bukiet róż upadł na podłogę samochodu - Zrobił to specjalnie! Teraz go zabiję! Jeśli będziesz mi przeszkadzał zabiję i ciebie... - chciała coś jeszcze powiedzieć, jednak zapatrzyła się na skrzypce.
Po chwili
- Słyszysz? Jaka piękna melodia... - jej głos był taki miękki i czuły, przymrużyła oczy i oparła się wygodnie o siedzenie - Idź i powiedz mu, że go zabije.

Christian nie słyszał niczego, oprócz wielkich kropli deszczu, uderzających o samochody.
 
Rhamona jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 00:06.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172