Szpiczastouche kochasie drzew. Przerośnięte wiewórki. Cholerne dranei. Pieprzone chudodupce. Maniacy długich łuków i płaskich cycków.
Filian miał wiele zastrzeżen wobec elfów, ale na pewno miał do nich więcej sympatii niż do pieprzonego burmistrza. Dlatego też nie sięgnął po broń tylko podszedł do drzewa i w czasie przemowy Ignis, wyjął zeń wbitą strzałę.
-Bo zostaliśmy wynajęci do wybicia orków, ale jak do tej pory żadnego śladu bytności zielonoskórych nie widziałem...- rzucił niby w przestrzeń, skupiony na grocie strzały.
W sumie, jakby okazało się że to elfy stoją za atakami na karawany, mieliby powód żeby opierdolić robotę dla spasionego wieprza i wrócić na trasę. Chociaż z drugiej strony w Ogrodzie Krypt powinny być raczej grobowce i nieumarłe stwory, a nie elfy. Ten wyglądał na księżycowego.
Skąd taki wniosek? Słoneczne nie uznałyby ich za wartych rozmowy, leśne otoczyłby ich kordonem włóczni a dzikiego elfa w lesie nie zobaczysz. Po prostu. Nie i już.
__________________ Hello.
My name is Inigo Montoya.
You killed my father.
Prepare to die... |