Wątek: Byle Do Przodu!
Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 09-02-2012, 19:49   #238
hollyorc
 
hollyorc's Avatar
 
Reputacja: 1 hollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputację
Skrewił. Tak należało określić jego podejście do zadania. Ni cholery nie udało mu się zrobić tego, co zrobić miał, czy zadanie miał zaliczyć… i w jaki sposób miał zdobyć przewagę nad demonem. Wyszedł na chwilę aby złapać świeżego powietrza i mimo chodem spojrzał na miejsce w którym powinno już demona nie być. Wysoooko. Ku jego zdumieniu dumny i wyniosły jak zawsze Pan Mgieł ciągle tkwił na miejscu. Orkowi wierzyć się nie chciał, ze Ast’a dopadł atak lęku wysokości, zawroty głowy czy coś podobnego. Może po prostu tam zasnął?
To odrobinę poprawiło zielonemu humor. Jednak cały czas miał za sobą sensu stricte, a przed sobą sensu largo zadanie do wykonania. Czuł się z tego powodu źle. Czuł że to wszystko go przytłacza, że nie jest w stanie zebrać myśli i konstruktywnie, krytycznie popatrzyć na to co dzieje się wokoło, z nim samym. Westchną głęboko.
- Emanuelu?
Cisza.
- Emanuelu, przepraszam.
Cisza.
- Jak to jest, że starasz się ze wszystkich sił postępować tak, żeby nie musieć nikogo przepraszać, a na końcu tej drogi ktoś ma do Ciebie pretensję? Zawsze na samym końcu okazuje się, że popełniłeś błąd i że coś poszło nie po Twojej myśli? Albo zaczniesz działać zgodnie z własnym sumieniem, starając się robić wszystkim wokoło dobrze… albo zaczniesz dbać o siebie, skazując się tym samym na potępienie…
- Użalasz się nad sobą…
Malutka pchła pojawiła się na prawym naramienniku. Usiadła na nim, zakładając swe dwie prawe nogi na lewe, układając na nich małe bębenki i ujmując w parę łapek swe nieodłączne ukulele. Tym razem nie było panienek w różowych futerkach. Był tylko on. - Zielony, od bardzo długiego czasu podróżujemy razem. Wydawało mi się, że znam Cię na wylot, że jestem w stanie przewidzieć każde Twoje zachowanie. Jak się okazało byłem w błędzie. Nie oceniam Cię, bo i nie od tego jestem. Jestem Twoim przyjacielem. Zawsze Cię wysłucham i zawsze postaram się Ci pomóc…
- Dzięki Stary. Masz pomysł w jaki sposób możesz mi pomóc?
- Pomyślałeś może o tym aby się pomodlić?
- Do kogo?
- Daruj przyjacielu, ale robisz idiotę ze mnie, czy z samego siebie?
- On nie wysłucha mojej modlitwy. Wyrzekłem się go.
- Czasem wysłuchanie nie jest najważniejsze. Czy on odpowiadał zawsze na Twoje modły?
- Nie.
Barbak odpowiedział zaskoczony tym prostym stwierdzeniem.
- To czemu się do niego modliłeś?
- Bo wiedziałem, że gdzieś tam jest.
- Jest tam cały czas. I słucha. Pamiętasz co mówiłeś zawsze o Świetle? Czym różni się ono od chaosu?
- Tym, że wybacza błędy.
- Owszem. Tym, że nie skazuje nikogo na potępienie, że zawsze daje możliwość poprawy, daje możliwość odpokutowania swych grzechów.

Orkowi zaszkliły się oczy.
- Myślisz, że tak po prostu wystarczy uklęknąć i pogrążyć się w modlitwie?
- Co ci szkodzi sprawdzić?
- To trudne.
- Jak zawsze gdy zaczynasz nadrabiać zaległości.
Mała pchla łapka poklepała po naramienniku przykrywającym olbrzymie zielone ramię. Gest tak prosty, był zarazem tak ważny.
Barbak wstał i dobył młota bojowego. Zamłynkował nim wywołując charakterystyczny furkot powietrza. Naraz zamachnął się nim, wyprowadził uderzenie w wyimaginowany przedmiot będący na wysokości jego pasa. W ostatniej chwili wykręcił na zewnątrz nadgarstek i wypuścił broń. Rzemień spowodował iż broń nie wypadła, a zielony mógł zmienić chwyt na dolny. Dopchnął broń do ziemi, przyklękając zarazem na jednym kolanie.
Trawienie kwasowe znajdujące się na rękojeści broni, wyobrażające postać platynowego smoka znalazło się na wysokości jego oczu. Zamknął je szybko czując wstyd. Czując strach.
Emanuel zaczął delikatnie uderzać w bębny.
- Odwagi zielony!
Z ust orka popłynęły słowa. Z głębi jego duszy, niesione w zasadzie nie ustami, a tym co tkwiło na dnie jego zielonego serca. Serca tak wielkiego, że mogło by pomieścić miłość do całego świata, serca tak małego zarazem, że nie było w stanie ogarnąć wszystkich uczuć, jakie w nim tkwiły.

I’m not the one who’s so far away
When I feel the snakebite enter my veins.
Never did I wanna be here again .
And I don’t remember why I came.

Candles raise my desire.
Why I’m so far away.
No more meaning to my life.
No more reason to stay.
Freezen’ filin’
Breathin’ Breathin’
I’m coming back again.

Hazing clouds rain on my head
Empty thoughts fill my ears
Find my shade by the moonlight
Why my thoughts aren’t so clear?

Demons dreamin’
Breathe in, brearhin’
I’m coming back again.

I’m not the one who’s so far away
When I feel the snakebite enter my veins.
Never did I wanna be here again .
And I don’t remember why I came.

Barbak powstał z klęczek. Nie wiedział dokładnie czy to chciał przekazać. Nie wiedział dokładnie czy chciał ubrać to w takie słowa. Jedno było jednak pewne. To co powiedział było szczere, płynęło z głębi jego serca. Nie był do końca pewien siebie, nie potrafił powiedzieć co nim kieruje, ale wiedział że wypływało to z głębi jego serca…. I powodowało zarazem, że na tym sercu zrobiło się nadspodziewanie lekko.
Powstał i udał się na powrót do swego zadania będąc pewnym, ze tym razem żadne mroczne i niepotrzebne myśli nie będą zakłócać mu pracy… Był pewien, że zadanie wykona… jeśli ktoś tam na górze będzie tylko chciał aby mu się udało.

Wkrótce wszędy rozeszły się odgłosy zdwojonej i niestrudzonej pracy…
A akompaniowały jej radosne dźwięki płynące z Ukulele.
 
__________________
Tablety mają moc obliczeniową niewiele większą od kalkulatora. Do pracy z waszymi pancerzykami potrzebuję czegoś więcej niż liczydła. Co może mam je programować młotkiem zrobionym z kawałka krzemienia?
~ Gargamel. Pieśń przed bitwą.
hollyorc jest offline