W każdej drużynie nastają konflikty, w końcu więc i w tej też się pojawiły. Ale czego się spodziewać po takim przypadkowym zlepku osób, których jedynie połączyła wyprawa na Taugegeberg. Całe szczęście udało się go w miarę szybko złagodzić. Usiedli razem i spożyli posiłek, zbierając siły na dalszą drogę.
Wyruszyli, tym razem już jedną ekipą, tak jak podróżowali wcześniej do klasztoru, czy ostatnio w stronę Nuln. Mężczyzna z karczmy nie przekonywał już więcej, by go zabrali. Zresztą próbując relaksować się przy winie powoli przestawał łapać kontakt z otoczeniem.
Jechali kolejne parę godzin, wóz powożony przez Knuta, a tuż za nimi Melissandra z Zebedeuszem. Mniej więcej w czterech piątych drogi między Meissen a Heisenburgiem, gdy nastawał już wieczór, Knut spostrzegł coś dziwnego, od razu informując o tym resztę. Prosto z lasu, jakieś sto metrów od nich, na drogę wbiegł niziołek. Przebierał swymi nóżkami, pędząc w kierunku wozu jak najszybciej tylko potrafił. Ale nie biegł szybko, nawet z takiej odległości dało się dostrzec, że porusza się resztkami sił, dodatkowo trzymając się za brzuch. Z każdym metrem jego krok był co raz bardziej chwiejny, aż w końcu padł na ziemię. Knut przyspieszył nieco konie, Melissandra również, zrównując się z powozem.
Gdy do niego dojechali, niziołek jeszcze się czołgał. Wbity w brzuch bełt wystawał z pleców rannego. Ostatkiem sił wyciągnął jeszcze rękę w której trzymał klucz zawieszony na rzemyku razem z dwoma szylingami i wypowiedział ostatnie, ledwo słyszalne słowa. -wino…elektorka…latarnia
Po czym skonał. |