Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 10-02-2012, 15:27   #44
Harard
 
Harard's Avatar
 
Reputacja: 1 Harard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwu
Teresa apatycznie powłóczyła nogami. Byli cali utytłani wilgotną ziemią. Milczeli. Odkrycie w pewien sposób nimi wstrząsnęło. Spodziewali się odkopać to co dawno temu zostało pogrzebane wraz z tragedią Krzysztofa Cichego. Ale pod pamiętną wierzbą nie znaleźli blaszanego pudełka po piernikach z jej upiorną zawartością.
Teresa nawet tego nie komentowała.
- Chodź - rzuciła tylko odgarniając z twarzy pozlepianą błotem grzywkę.
A później poczuła ból. Niespodziewany i przenikliwy. Siła uderzeniowa odrzuciła ją w tył na łopatki i gdy uniosła się na łokciach wzrok jej się rozmył bo oczy zostały zalane ciepłym i lepkim strumieniem. Zamroczona zamrugała kilkakrotnie przy nieudolnej próbie podniesienia się do pionu. Uniosła umazane brudem palce do łuku brwiowego i poczuła otwartą miękką tkankę wypluwającą z siebie rytmiczną pulsującą ciecz.
- Hirek - wyszeptała wyciągając przed siebie dłoń, szukając brata na oślep.

Pożyczona saperka którą owiniętą w reklamówkę niósł Hirek ostrożnie, spisywała się przy kopaniu dobrze. Cały dzień ludzie łazili z siatkami pełnymi zniczy więc nikt nie powinien zwrócić uwagi. Starał się nie myśleć gdzie idzie i po co. Co tam znajdą, lub nie znajdą. Niemniej raz po raz odwracał się nerwowo patrząc za siebie, wypatrując... nie wiadomo czego.
Kopał zawzięcie, coraz głębiej i głębiej, choć przecież pamiętał że pudełko zakopali płytko, drżącymi rękami, byle szybciej. Miejsce wydawało mu się zapamiętał dobrze. W ogóle ten dzień wrył się w jego pamięć tak, że nawet usilne odsuwanie go w niebyt nic nie dawało. Od razu poznał rozłożyste drzewo i konar który wskazywał kierunek.

Cholera to nie tu... No nigdzie nie ma cholernego pudełka! Rozglądnął się po raz setny czy nikt nie idzie, nie patrzy. Czy to to miejsce.
Nie powiedzieli do siebie słowa przez ostatnią godzinę, grzebiąc w lekko już przymrożonej ziemi. W snopie bladożółtego światła, które na domiar złego teraz zaczynało wyraźnie blaknąć.
- Nie ma. - Zupełnie jakby siostra mogła przegapić ten fakt. Kurwa przecież to na pewno to miejsce!
Oglądnął się raz i drugi, po czym ruszył za nią, szybko wychodząc przed kobietę by oświetlać drogę. Od czasu do czasu przystawał i uderzał silnie ręką w latarkę która już zaczynała mrugać niebezpiecznie. Nagle usłyszał głuche uderzenie, po czym Tereska upadła na ziemię. Hirek przyskoczył od razu do niej, a widok połyskliwej, czarnej w świetle księżyca krwi zalewającej jej twarz niemal go sparaliżował. Szybko złapał ją za rękę, bo widział błędny, niewidzący wzrok.
- Tereska! - zduszony krzyk wyrwał się z niego, drżącymi rękami wyciągnął materiałową chustkę z kieszeni i przyłożył do jej czoła. Przesiąkła od razu, lepka czerwień przylgnęła do jego palców. Podniósł się z klęczek i obrócił w stronę pijackich głosów. W pierwszej chwili strach, paraliż i bezsiła spowodowały że nie mógł się ruszyć. Teraz gdy adrenalina kopnęła go w tyłek miał ochotę wrzasnąć i pognać porozbijać skurwielom łby. Jeden rechotał nawet! Skurwysyn!!

Teresa usiadła na mokrej trawie. Oczy nadal zalewała krew ale chłodne myślenie powróciło dosłownie po pierwszej chwili szoku. Rany głowy krwawiły wyjątkowo obficie i w pierwszej kolejności musiała spróbować ją zatamować. Jeśli straci dużo krwi najpewniej zemdleje. Hieronim łatwo wpadał w panikę i gotów zrobić coś pochopnego, na przykład zawieść ją na ostry dyżur gdzie trzeba będzie cały incydent wyjaśnić.
Nie miała przy sobie nic co nadałoby się jako bandaż. Zdjęła z siebie płaszcz i dalej bawełnianą bluzkę, którą zwinęła ciasno i przyłożyła do rany. Drżała z zimna ubrana jedynie w stanik. Krew zalała jej twarz i dekolt, przylepiała się do ubrania.
- Hirek? - syknęła wkładając na siebie płaszcz. Zwinięta w gałgan bawełniana bluzka zdecydowanie za szybko nasiąkała krwią. Teresa poczuła mdłości i zawroty głowy.
Widziała jak brat pognał w stronę zbiorowiska żuli ale nie zamierzała się w to angażować. Musiała myśleć o sobie. O Antku.

Odwrócił się w kierunku siostry i zawahał. Musiał jej pomóc, bo rozbita głowa krwawiła mocno. Jego chustka zaraz przestała wystarczać, próbowała powstrzymać krwawienie bluzką. Hirek widząc jej niezborne ruchy, drżące z zimna ręce, ściągnął kurtkę i opatulił ją ciasno, po czym widząc że dochodzi powoli do siebie, spojrzał wściekle przez ramię w kierunku wiaduktu.
- Zaczekaj tu Tereska. - głos mu się rwał - Zaraz wrócę po ciebie. Zaczekaj słyszysz?

Pognał do meneli, ale szybko się zorientował że to nie mogli być oni. Wściekłość parowała z niego, choć ciągle nie myślał trzeźwo. Nie kurwa, w ogóle nie myślał!. Nikt nie dorzuciłby przecież taki kawał ciężkim kamieniem, a podejść bliżej też nie mieli jak, bo zauważyliby ich z daleka. Wiedział że mocno oberwała, ale jemu zdolność logicznego myślenia wyłączyła się chwilowo. Ostrożnie poszedł gasząc latarkę w kierunku wiaduktu, wsłuchując się w pijackie śpiewy i ryki meneli rozprawiających się z kolejnym bełtem. Nie oni, więc kto? Szedł jak ćma do ognia, bezwolnym niemal krokiem, stopień za stopniem, krok za krokiem. Na wiadukt. Znowu. Siostra krwawiła w ciemnościach, sama, a on szedł ciągle naprzód. Tamten dzien powracał jak żywy.

Nikogo. Miał ochotę zawyć histerycznym śmiechem; kogo się spodziewałeś idioto? Co tu chciałeś znaleźć. Spojrzał przechylając się przez barierkę. Czarna szosa, czasami rozświetlana reflektorami przejeżdżających samochodów. Znajoma twarz żula spod mostu. Stary Słowik, kojarzył go z Węglowej. Pijaczyna i łajza podwórkowa. Zaczynał myśleć, strach i przerażenie które pchało serce do gardła zaczęło odpuszczać.
Nie miał wiele czasu, musiał wracać do Tereski, musiał jej pomóc. Zbiegł po schodkach na dół:
- Panowie nie widzieliście tutaj w okolicy nikogo?
Po zwyczajowym “spierdalaj” Słowik chyba go poznał i zwietrzył okazję do zarobku. Hirek wyciągnął pomięty banknot i tak guzik się dowiedział.
- Nikogośmy nie widzieli. Taka gruba baba szła z pieskiem, dobrze mówię. No tak z godzinę temu, co Staszek? Eee godzinę, z półtora...
- A budka telefoniczna? Jest tu gdzieś w pobliżu?
- Koło warzywniaka dopiero - Słowik machnął ręką, wolno cedząc słowa i patrząc na upapranego ziemią i krwią mężczyznę.
Zaklął i pobiegł do siostry.

Nie znalazł jej tam gdzie kazał czekać. Raz jeszcze stuknął w latarkę, której światło rozbłysło mocniej i jej żółty słup padł akurat na zalany krwią żwir.
Hirek rozejrzał się gorączkowo i niewiele myśląc pobiegł w stronę asfaltowej drogi. Zobaczył ją z oddali, a w zasadzie tylko jej zarys kiedy znikała we wnętrzu białego poloneza.
- Teresa! - krzyknął ale huk silnika go zagłuszył.
Wybiegł na Przemysłową dysząc ciężko i gapił się otumaniony w tył oddalającego się samochodu. Pojechała. Jasna cholera, pojechała. I zostawiła go samego.

*****

Hirek wpadł do bramy, na ostatnim oddechu. Saperkę zgubił nawet nie wiedział kiedy, rozglądał się pod blokiem ale poloneza do którego wsiadła nie widział. Jedyne miejsce które przychodziło mu do głowy do którego mogła wrócić to dom. Na policję nie pojechał\ przecież, może do siebie jednak, do szpitala?
Wbiegał po schodach na piętro po czym załomotał do drzwi.
Nie odczekał nawet dwóch sekund. Drzwi otwarły się na oścież i stanął w nich Paweł z miną delikatnie mówiąc wkurwioną.
- Teresa? - zdążył rzucić ale kiedy zobaczył w progu utytłanego błotem Hieronima mina mu zrzedła i jeszcze bardziej niecierpliwie ściągnął brwi. - Gdzie Teresa? Kurwa mać, już prawie północ.
- Nie przyjechała? - wysapał i otarł spocone czoło brudną ręką rozcierając smugi błota i krwi siostry po skórze. - No to gdzie... Do szpitala jednak?
Gadał w amoku do siebie, średnio już kontaktował, w końcu wydyszał jednak.
- Ona była cała we krwi, rozumiesz?
- We krwi? - chyba dopiero teraz szwagier dostrzegł ciemnoczerwone plamy na jego kurtce. Złapał go za kołnierz i wciągnął do wnętrza mieszkania zatrzaskując z hukiem drzwi. Hirek zachwiał się kiedy został pchnięty na przeciwległą ścianę. - Gdzie jest moja żona? Co wyście robili - jego głos przybiegał na sile. - Gadaj do cholery!

Hirek potknął się na progu i pociągnął go za sobą, omal nie przewrócili się w przedpokoju, ale zaraz stanął trochę pewniej i wyszarpnął się z jego chwytu.
- Wypadek był, idioto! Żebyś ty kurwa raz w życiu nie zachowywał się jak ostatni palant! - wrzasnął, ale zaraz zmitygował się, przecież Antek spał kilkanaście metrów dalej. -Zjeżdżaj z drogi, bo ci przypierdolę!
- Ty mi przypierdolisz? - Paweł pochylił się ku niemu zakasując rękawy kraciastej koszuli. - Wpadasz po nocy do mojego domu! Mówisz, że moja żona miała jebany wypadek! Masz jej krew na ubraniu i cały jesteś uwalony błotem jakbyście co najmniej chcieli wygrzebać nieboszczyka! I ty mi kurwa grozisz, że mi przypierdolisz?!
- Jakbyś zgadł, frajerze! Nieboszczyka! - potem już poleciało błyskawicznie, w zasadzie bez udziału myślenia. Przed oczami stanęła mu Tereska z sińcem pod okiem, zaciśnięte pięści Pawła, no i się zaczęło. Rąbnął go sierpowym w szczękę, o potem zaczęli się okładać pięściami jak dwaj neandertalczycy. Z pokoju obok z krzykiem wypadła teściowa, ale Hirek na niewiele już zwracał uwagę. Dopiero płaczący i przerażony Antek stojący w drzwiach spowodował że się opamiętał. Dyszał jak miech kowalski, i ocierał krew z rozbitej wargi. Rozkwaszony nos Pawła dał mu choć trochę satysfakcji.
- Tereska... dostała... kamieniem. - wysapał w końcu. - Jakiś... chuj... rzucił... Potem wsiadła do... myślałem że przyjechała tutaj.
Odepchnął szwagra tarasującego wyjście, po czym chciał wybiec z mieszkania.

Zdążył pokonać ledwie kilka stopni kiedy poczuł znów, że ktoś przytrzymuje go za kurtkę. Paweł stał za nim i także dyszał z wysiłku.
- Gdzie to się stało, co? Co wy kombinowaliście w środku nocy? - z nosa szwagra kapały kropelki gęstej krwi co przypominało mu znów o Teresce. - Posłuchaj kutasie... Jak jej się coś stanie to pójdziesz do pierdla, rozumiesz? Była z tobą i pozwoliłeś żeby jej się stała krzywda! A może sam jej coś zrobiłeś, he? - wskazał na jego ubranie. - Ta cała krew to jej? Jak mogłeś pozwolić jej gdzieś samej poleźć w takim stanie?

Odwinął się i uderzył tym razem nisko, na żołądek. Paweł z ręką na jego ramieniu i zajęty wrzeszczeniem nie mógł zareagować, stęknął i zwinął się na schodach.
- Ty mnie będziesz straszył, gnoju?! - wysyczał Hirek, któremu znowu czerwone plamy zaczęły krążyć przed oczami. - Ty, który stłukłeś ją, kobietę? Moją siostrę?! Podnieś na nią jeszcze raz rękę, to o pierdel będziesz się modlił. Raz w życiu przydaj się na coś, bydlaku. Zadzwoń do jej szpitala, ustal gdzie jest ostry dyżur. Antkiem się zajmij.
Uspokajał się powoli, nie miał czasu na gadanie z tym gnojem dłużej.

Gdzie ona pojechała? Dlaczego nie zaczekała, co się stało? Myśli galopowały znowu jak szalone. Musiał sam sprawdzić, nie darowałby sobie, gdyby coś... Od mieszkania Cichych pobiegł do szpitala w którym pracowała, ale cieć na bramie powiedział że dziś OIOM pozamykany, przecież dyżur świąteczny w Żeromskim. Spytał tylko czy nic mu nie jest, czy nie wezwać karetki, bo Hirek zasapany oparł się o ścianę poczekalni i przykucnął opierając się plecami o ścianę, próbując łapać oddech i zebrać myśli. Złapała stopa, ale gdzie prosiła by ją zawieść? Pokrwawiona cała, z błędnymi oczami, może wstrząs mózgu nawet. Cholera...

Poprosił portiera by wykręcił na dyżurkę Żeromskiego i zapytał czy nie przyjęli tam Tereski. Facet gdy usłyszał jej nazwisko szybko pobiegł do telefonu, ale wrócił po chwili już z daleka kręcąc głową. Do Marceliny nie pojechała, do rodziców też nie... zaczynała pojawiać się desperacja. Na Milicję? Nie... Hirek, nie panikuj, co im powiesz?

Może poszła do Gawrona? Nie wiedział już co robić. Mogła chcieć zadekować się u niego, by nie straszyć Antka po nocy. Nie to nie ma sensu... Kurwa trzeba na posterunek. Pożegnał się z portierem, uśmiechnął się nawet by emeryt sam nie zadzwonił po gliny, po czym wrócił na Węglową i ruszył do Patryka. Późno już było, zaczynał szaleć z niepokoju. Paweł z Mamusią pewnie już zadzwonili po gliny... Może jest u Gawrona.
Wbiegł na klatkę i wszedł po schodach na górę. Śmierdziało jak cholera już z daleka. Zatrzymał się kiedy pstryknął światło na korytarzu. Kurwa, co jest? Ktoś Patrykowi drzwi poozdabiał? Zatłukł się i wyczekiwał.

- Czego?! - rozległ się pijacki wrzask z odległego zakątka mieszkania. - Wiecie, kurwa, debile która godzina?

Szlag! No nie ma jej tutaj! Przecież nie położyliby się do łóżek... W szparze pod drzwiami zobaczył, że Gawron dopiero teraz namacał jakąś lampkę.
- To ja, Hirek. Gawron, wstawaj. Musisz mi pomóc.

- Ja pierdolę. Zaraz. Nie dotykaj drzwi. - Rozległo się skrzypnięcie łóżka, człapanie, odgłos uderzającej o coś goleni, odgłos tego czegoś wywracającego się z brzękiem na podłogę, stłumione przekleństwa, znów człapanie, trzask otwieranych zamków i oto w szczelinie drzwi pojawiła się blada, naznaczona paroma ostatnimi kataklizmami twarz Patryka - Nie mam zioła. Hitlerka spytaj, jeszcze wcześnie, może w knajpie siedzi. W Wilczym Dole, albo w Miejscu, jak już wypłatę dostał... Coś ty, kurwa, taki zziajany?

Hirek miał ochotę roześmiać się szaleńczo, ale po prostu nie miał na to siły.
- Gawron, ja nie po marychę to wpadłem, do kurwy nędzy. - Wszedł do mieszkania, przepychając się obok mężczyzny. Wolał aby ich rozmowy nie słyszało pół klatki i tak już rabanu narobił. - Słuchaj chodzi o Tereskę...
Zaczął chaotycznie, zbliżając się do zlewu i starając się zmyć zakrzepłą krew i plamy z błota. - Ona oberwała, ja nie wiem gdzie teraz jest. Kamieniem, kurwa! Prosto w twarz. - wypluwał z siebie kolejne słowa, wiedząc że gada jak dureń, bez sensu i Patryk nic z tego nie pojmie. Odetchnął głęboko i zaczął jeszcze raz.
- Byliśmy koło wiaduktu na Przemysłowej i jakiś chujek rzucił kamieniem, oberwała mocno. Nie mogłem zatamować krwawienia, a ona odjeżdżała. Nie wiem, czy szok czy wstrząs mózgu. Zostawiłem ją na dwie minuty, chciałem sprowadzić... Gdy wróciłem do niej zauważyłem tylko jak ładuje się do zatrzymanego na ulicy samochodu. Stary, nigdzie kurwa jej nie ma, zaczyna mi odpierdalać! Byłem w domu, szpitalu, myślałem że może przyszła tutaj, żeby Antka po nocy nie straszyć.

- Co? - Patryk zamrugał nieprzytomnie, jakby dopiero teraz się budząc. Jego skóra koloru spleśniałego sera zaczęła nabierać rumieńców, jakby usiłując odparować alkohol. - Tu jej nie ma. Pierdolę, na cholerę żeście tam w ogóle poleźli po nocy? Pojebało was do reszty?! Mało nam jednego zajebanego Czubka? - Gawron zaczął naciągać spodnie - No kurwa, po prostu brawo. Zapisałeś chociaż rejestrację, czy coś?

- Biały Poldek, rejestracji nie widziałem. - Odparł w końcu, ignorując pytania po co łazili po Przemysłowej. - Patryk, ona krwawiła jak jasna cholera. Skończyły mi się pomysły gdzie jej mogę szukać... Dyżur jest dziś w Żeromskim ale tam jej nie przyjęli. A jak ona zemdlała w tym samochodzie, kierowca spanikował i wyjebał ją do jakiegoś rowu?
Zaczął chodzić po kuchni jak zwierz w klatce. Tam i z powrotem, tam i z powrotem.
- Trzeba powiadomić gliny - nie miał wyjścia, musiał zaryzykować. Jakoś nałga co tam robili, najważniejsze to przecież ją odnaleźć.

- Wy to czasem oboje macie pieczywo zamiast mózgów. - burknął Patryk naciągając skórzaną kurtkę na górę od flanelowej pidżamy, po czym wziął się za sznurowanie wojskowych buciorów. - Jeszcze mi gliny dzisiaj do szczęścia potrzebne. I co, myślisz, zrobią? Rzucą wszystko i puszczą dziesięć radiowozów na poszukiwania? Powiem ci co zrobią: karzą ci dwie godziny zaczekać, potem przez godzinę będą spisywać zeznania, a następnie chujem nie kiwną póki nie miną dwie doby i będą mogli w papiery wpisać, że to zaginięcie. - Już w pełni ubrany wcisnął Hirkowi w ręce czarny motocyklowy kask, do złudzenia przypominający nazistowski hełm. - Chodź, przejedziemy się tą trasą. Jak jest gdzieś na poboczu, to ją znajdziemy. A potem... jak nie Żeromski, to gdziekolwiek indziej. Cholera wie z tymi szpitalami, czasem ludzie wożą tam, gdzie znajomych mają. A z rozbitym łbem nikt się rejonów nie czepia. Zrobimy rundkę i popytamy.

- Masz rację. - Co by nie mówić o Gawronie, potrafił go uspokoić i przynajmniej znaleźć jakieś zajęcie tak aby nie zwariował do rana. - Widziałem jak odjeżdżali w kierunku Wrocławskiej, możemy poszperać. A tak w ogóle, kto ci gębę porysował jak grabiami miedzę? I co to za malunki na drzwiach?

- Takie tam. Przeleciałem Baśkę na klatce. Znaczy... - Patryk machnął ręką. - Długa historia. Później ci opowiem.
Nie dając Hirkowi czasu na podjęcie tematu wyszedł z mieszkania. Zamykając wspomniane drzwi na klucz zachowywał daleko idącą ostrożność, jakby zamek zrobiony był co najmniej z płynnego żelaza.
 
Harard jest offline