Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 11-02-2012, 11:22   #32
motek339
 
motek339's Avatar
 
Reputacja: 1 motek339 nie jest za bardzo znanymotek339 nie jest za bardzo znanymotek339 nie jest za bardzo znanymotek339 nie jest za bardzo znanymotek339 nie jest za bardzo znany
Chui po krótkim odpoczynku wyszła na pokład. Nie chciała marnować dnia na wylegiwanie się w hamaku. Miała nadzieję, że uda jej się choć trochę przełamać lody dzielące załogę i najemników, a przynajmniej elfkę. Jednym z lepszych pomysłów, które przyszły jej do głowy, było pokazanie, że też potrafi pracować. Podeszła więc do jednego z marynarzy – wyglądał na doświadczonego wilka morskiego. Wskazywał na to zarówno wiek, jak i zachowanie.

- Można się na coś przydać? – spytała. Matros spojrzał na nią, nie do końca wiedząc, o co dziewczynie chodzi. Doprecyzowała więc. – W sensie czy jest jakaś praca, którą mogę się zająć?

- Te, lala, buciki ci się rozwalą. – krzyknął ktoś, próbując być zabawny. Kilku marynarzy zaśmiało się.

- Nie „lala” tylko Chui. A jeśli buciki mi się rozwalą, to pożyczę twoje. Masz zbliżony gust do mojego. – Reakcja matrosów wskazywała na remis w tej potyczce.

Elfka była z natury istotą upartą, która nie odpuszczała, dopóki nie dostała, czego chciała. Akurat wtedy wiatr zaczął silniej dąć, więc człowiek, do którego podeszła na początku wskazał jej miejsce przy kabestanie, gdzie brakowało jednej osoby. Kiedy naciągali szoty, Chui kątem oka zauważyła, że część mężczyzn kiwa w uznaniu głowami, uśmiechnęła się więc do siebie wiedząc, że osiągnęła cel. Pierwsze koty za płoty. W czasie pracy marynarze rozmawiali głównie o sprawach technicznych, których elfka nie rozumiała. Czasem pytała się o znaczenie jakiegoś słowa czy też tego, co można spotkać na morzu i niebezpieczeństw z tym związanych, na co wilki morski opowiadały, na jej gust mocno podkoloryzowane, historie o gigantycznych potworach morskich, z którymi przyszło im się mierzyć i epickich sztormach, z których ledwo uszli z życiem. W każdym razie słuchało się tego przyjemnie.

Rozmowę przerwał dźwięk dzwonu, więc ruszyli razem do mesy. Tym razem stół kapitański był pusty, co wyraźnie zaniepokoiło marynarzy, jednak żaden z nich nie odpowiedział na pytanie Chui o przyczyny takiego stanu rzeczy.

Wszystko wyjaśniło się podczas apelu. Gdy głowa majtka poleciała między szeregi, elfka cicho pisnęła i przytrzymała się najemnika, stojącego obok, żeby nie upaść. Widok martwej osoby, to jedno, ale widok zamordowanej z zimną krwią istoty, to co innego. Momentalnie przed oczami stanął jej obraz sprzed lat...

Obrzucani morderczymi spojrzeniami, najemnicy wrócili do kajuty. Zapadła niezręczna cisza. Nikt nie miał ochoty rozmawiać. Bo i o czym? Każdy tylko obrzucał resztę niechętnym spojrzeniem. Złość kapitana była jak najbardziej zrozumiała. Chui sama była wściekła, że ktoś próbował ich otruć. Zwłaszcza, że był to jeden z nich. W myślach zastanawiała się, kto mógłby się posunąć do czegoś takiego. Poza tym niepokoiło ją zachowanie Lanthisa. Ukarać winowajcę to jedno, ale po co robić ten cały cyrk? Przecież na pewno miał sposoby, żeby się dowiedzieć, kto był sprawcą całego zamieszania. Wyraźnie chciał obrócić załogę przeciwko najemnikom i ich samych przeciw reszcie. I dlaczego tak bestialsko zamordował majtka? Przecież to było jeszcze dziecko! Zdecydowanie nie chciała się jednak dowiedzieć, jakie formy kary są dla kapitana gorsze niż ostateczność, niż śmierć...

***

Poza posiłkami, Chui nie wchodziła z kajuty, nie chcąc pokazywać się załodze. Dopiero zbliżająca się wachta zmusiła ją do tego. Niechęć, otwarta wrogość, ale przede wszystkim podejrzenie, że może być morderczynią raniły ją mocno. Pierwsze godziny minęły spokojnie. Lanthis i Elissa znów ustawili na pokładzie dysk i astrolabium. Początkowo nic się nie działo. Po jakimś czasie nad wodą pojawiła się mgła. Morze, morze, morze, jeszcze trochę morza, mgła – też mi odmiana... Przecież często w nocy nad ziemią unosi się mgła. Morze, mo... Chwila, nad ZIEMIĄ... Chui była tak zaskoczona, że nie zdążyła zwrócić na to zjawisko czyjejkolwiek uwagi, gdy Elissa krzyknęła:

- Jest! Widzę ją!

Kapitan wymówił kolejne zaklęcie i światło dysku rozjarzyło się jeszcze bardziej. Uderzono na alarm, więc na pokładzie zaczęło przybywać załogi i najemników. Mgła w tym czasie spowiła cały okręt. Zdecydowanie nie była naturalna. Choć oko wykol, elfka widziała tylko na naprawdę niewielką odległość. Mimo to, wpatrywała się intensywnie w morze, starając się wychwycić niebezpieczeństwa. Wtem ciszę przeciął krzyk z gniazda:

- Okręt z lewej burty. Jakieś dwieście metrów.

Na rozkaz kapitana spuszczono szalupę.

- Pięciu ochotników do łodzi! - krzyknął Lanthis.

Chui ruszyła w stronę drabinki z lin, biegnącej do szalupy. Za wszelką cenę chciała udowodnić, przede wszystkim sobie, że może się na coś przydać. Teraz, gdy została bez celu, gdy nie potrafiła zrobić tego, do czego dążyła przez całe swoje życie. Gdy szła, Courynn, stojący na burcie i przypatrujący się łajbie przez lunetę, powiedział głośno:

- Mgła jest za gęsta, żeby dostrzec szczegóły, czy cokolwiek innego. Ale wiedzcie, że na pokładzie leży kilka ciał. Ci ludzie są martwi.

Elfka zatrzymała się w pół kroku, ale wiedziała, że nie może już zmienić decyzji. Wzięła się w garść, stanęła przy burcie i patrząc Lanthisowi w oczy stwierdziła:

- Zgłaszam się.
 
__________________
"Daj człowiekowi ogień, będzie mu ciepło jeden dzień.
Wrzuć człowieka do ognia, będzie mu ciepło do końca życia"
Terry Pratchett :)
motek339 jest offline