Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - DnD > Archiwum sesji z działu DnD
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu DnD Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie DnD (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 11-02-2012, 00:37   #31
 
Mizuki's Avatar
 
Reputacja: 1 Mizuki wkrótce będzie znanyMizuki wkrótce będzie znanyMizuki wkrótce będzie znanyMizuki wkrótce będzie znanyMizuki wkrótce będzie znanyMizuki wkrótce będzie znanyMizuki wkrótce będzie znanyMizuki wkrótce będzie znanyMizuki wkrótce będzie znanyMizuki wkrótce będzie znanyMizuki wkrótce będzie znany
Widok pustego stołu, przy którym ostatnim razem zasiadał kapitan ze swą świtą sprawił , iż niemal natychmiast rzuciło jej się na myśl słowo "Kłopoty". Spokojnym spojrzeniem zbadała otoczenie, starając się zauważyć cokolwiek niepokojącego w zachowaniu pozostałych marynarzy. Prócz niepokoju wywołanego nieobecnością kapitana , próżno było doszukiwać się w nastrojach ludzi Lanthisa czegoś "nowego".

Posiłek potraktowała jeszcze bardziej obojętnie niż poprzednio. W myślach odtwarzała wydarzenia z minionej nocy starając się odnaleźć powód lub chociaż poszlakę tłumaczącą nieobecność kapitana.
Wszystko wyjaśniło się chwilę później...
Wsłuchując się w pierwsze słowa Lanthisa nawet przez chwilę nie pomyślała, że całe to zgromadzenie jest efektem jej poczynań. Wręcz przeciwne - słysząc o podjudzaniu przeciwko kapitanowi, poczuła dziwny rodzaj zazdrości, iż ktoś w swych gierkach posunął się dużo dalej niż ona. Jednak w dużo bardziej niebezpiecznym kierunku. Dopiero kolejne zdania, wydobywające się z ust elfa , wściekłe jak psy, przyniosły oświecenie: "On gada o mnie...". Po raz pierwszy nieruchome oblicze tropicielki idealnie oddawało jej emocje. Poczuła dziwną, pochłaniającą wszystko, zimną pustkę. Niczym rzucona w wodę pochodnia - zgasła. Słowa kapitana przegoniły z jej wnętrza całą treść."Czy tak właśnie wygląda strach ?"
Wlepiła spojrzenie w okaleczoną głowę Jonathana, która padła niemal pod jej nogi.
" Ty ...ZASRAŃCU. Żeby Cię jaszczurzec wychędożył... Coś mu naopowiadał..."
Gdyby nie sparaliżowane ciało, chwyciłaby to co pozostało z majtka, walnęła kilka razy o deski pokładu i cisnęła za burtę.
Po chwili jej dłonie odruchowo zacisnęły się na rękojeściach oręży, mięśnie napięły się jak u drapieżnika gotowego do ataku. Reakcja ta zlała się jednak z pozostałymi krzykami, warknięciami i krzywymi spojrzeniami marynarzy podjudzonych słowami swojego kapitana. Ruszyli do pracy...

Ułożyła się w hamaku , po czym wbiła spojrzenie w deski na suficie izby. Czuła jak zmęczenie wywołane nocną wachtą otula jej umysł. W obecnej sytuacji daleko jej jednak było do jakiegokolwiek relaksu... "Gdyby wiedział, że to ja zapewne i moją głową nakarmiłby mewy...". Wszystko pozwalało jej myśleć, iż w chwili obecnej jej sekret jest bezpieczny. "Odcięte głowy nie gadają...". Wiadomym jednak było, że kapitan Lanthis jest uzdolniony magicznie. I to zapewne bardziej niż większość kuglarzy , których spotkała w Amn. W myślach powtarzała teraz opowieści zasłyszane u kupców i marynarzy mówiących o magach, którzy rzekomo potrafili przywrócić zmarłym życie. Którzy wzorem szamanów, wiedzieli jak pochwycić czyjegoś ducha w pułapkę i wycisnąć z niego wszystko co ludzkie." Jaką mam pewność, że i ten marynarzyk o szpiczastych uszach nie zna się i na takich cholerstwach... Psia jucha." Zerknęła ukradkiem na Ashraka. " Nie mogę teraz zniknąć. Wolno mi oddać życie, tylko za cenę ocalenia Twojego. Takie jest moje przeznaczenie. Tak wyszeptała do naszego ojca Noc. Chociaż Zasraniec pewnie robi teraz za rybie odchody na dnie oceanu nie ma pewności, że nasz kapitan nie znajdzie innego sposobu na odkrycie prawdy. A jeśli wierzy w to , co naopowiadał mu ten gnój ...Zasrańcu, jak mocno wbili Ci kołek w rzyc, że nagadałeś im takich bzdur ? "
Zeskoczyła ze swojego hamaka , po czym ostrożnie zbliżyła do brata szepcząc do ucha:-Muszę porozmawiać ze szpiczastouchym kapitanem, bracie. Nie musisz iść ze mną.
Nie czekając na odpowiedź odwróciła się na pięcie i ruszyła na główny pokład ignorując nieprzychylne spojrzenia marynarzy z równią skutecznością jak wcześniej.

Istniało tylko jedno wyjście z sytuacji. Niebezpieczne, jednak obecnie - jedyne rozsądne. A kiedy na szali układa się życie ostatnich Akish, a przede wszystkim Ashraka , syna Ubrata należy postępować z rozwagą... I przyjąć uderzenie kija na grzbiet. Nawet jeśli może Cię ono przetracić...
- Bosmanie, chciałabym prosić spotkanie z kapitanem Lanthisem. I mogę zapewnić, że słowa , które chce wypowiedzieć na pewno będą go interesować. - zastygła w bezruchu oczekując na odpowiedź. Wszelkie zaś wątpliwości skryła za swoją jak zwykle dumną postawą.

Bosman popatrzył na kobietę po czym powiedział:
- Poczekaj tu chwilę. Pójdę sprawdzić, czy kapitan cię przyjmie.
Nie minęły dwie minuty, gdy Ragar był z powrotem.
- Chodź za mną.
Noa poszła posłuszenie za bosmanem na mostek, a potem w kierunku kapitańskiej kajuty. Przed drzwiami do zamkniętych dla ogółu pomieszczeń bosman rzekł:
- Zostaw tu broń, coby nie było nie miłych niespodzianek.
Kapitan stał przy małym okienku i wpatrywał się w morze. Bosman i Noa weszli do środka i zamknęli za sobą drzwi.
- Witaj! - rzekł cicho kapitan - Cóż tak ważnego masz mi do powiedzenia.
Noa przez chwilę wpatrywała się za okno, zastanawiając się przy tym czy jej głowie i ciału będzie dane jeszcze raz wspólnie cieszyć się promieniami słońca. Czuła się jak zaszczute zwierze złapane w pułapkę. W tej chwili gotowe odgryźc własną kończynę …
- Chciałam rozmówic się odnośnie … Spektaklu.
- Spektaklu - ryknął kapitan - Co nazywasz spektaklem?
“ Widowisku ? Egzekucji ? Pokazowi” - szukała w myślach odpowiedniego słowa. “Teraz będziemy się bawic w słówka...”
- Chciałam porozmawiac o Twej przemowie , która miała miejsce po śniadaniu, kapitanie.
Kapitan milczał i z lekko przechyloną głową wpatrywał się w kobietę. Ręce miał założone za plecy, a nogi w szerokim rozkroku.
- Mów zatem - powiedział po chwili, a jego głos był chłodny i już zupełnie opanowany.
- Nie znam się na metodach tortur tych krain, ale patrząc na to co pozostało Jonathana mogę śmiało powiedzieć … Że potraficie nawet takie czynności zamienić w sztukę.- westchnęła lekko i przełknęla ślinę nieco głośniej. - Nie wiem co sprawiło, że chłopak opowiedział takie rzeczy kapitanie. Nie były ona całkiem zgodne z prawdą... Prawdą jest jednak to, iż ja jestem tą, która z chłopakiem rozmawiała i która poprosiła go o rozmowę z pomocnikami kucharza.
Przerwała, oczekując reakcji kapitana. Nie była do końca pewna czy posiadając tak pozornie wybuchowy charakter odczuwa potrzebę słuchania jej jeszcze nie przywiazanej do masztu...
Kapitan słuchał słów Noa jednak jego mimika nie pozwalał odczytać jakie wywierają na nim wrażenie.
- Oczywiście, możesz z góry uznac za prwdziwe słowa Jonathana. Jednak jeśli okażesz cierpliwośc i wysłuchasz mej opowieści... By wyjaśnic choć w małej części co sprawiło, że zwróciłam się do jednego z twych ludzi i zrozumieć co przez to chciałam osiągnąć, jestem zmuszona przedstawc Ci moją historię, którą przyznaję - z pewnych powodów wolałam zachowac tylko dla siebie.
- Słucham zatem. Co też takiego skłoniło cię do tak nierozważnego, delikatnie mówiąc, kroku.
- Znasz me imię, kapitanie. W tych stronach zwykliście używac do niego drugiego, rodzinnego. Gdyby przyjąć te zasady wśród mego ludu zwali by mnie Noa Akish. Tak bowiem tytułują się wszyscy wężokrwiści, plemię , z którego się wywodzę. Teraz całe to plemie śpi na twym pokładzie, przy życiu pozostałam bowiem jedynie ja i mój brat. Syn Ubrata, wodza Akish. Moje plemie jest spadkobiercą starożytnego ludu, które budzi trwogę w sercach pozostałych mieszkańcach Chultu. Wielka wojna doprowadziła do ostatecznego upadku moich przodków...Intryga Złodziei Cienia z Amn zaś do śmierci wszystkich mych współplemieńców... Jestem pewna , że ku uciesze wszystkich innych plemion. Prawdą jest , że zwróciłam się do twego majtka w sprwie kuchni. Na tym statku bowiem oddycha inny mieszkaniec Chulutu... Kapłan fałszywego Boga, wróg Akish. Który mógłby zagrozic życiu mego brata, obecnego wodza Akish, jeśli tylko dowiedziałby się w jakiś sposób o naszej prawdziwej tożsamości. Nie prosiłam twego majtka o to by przekonał któregoś z kuchcików o zatrucie załogi. Nie widziałam i dalej nie widzę powodu dla którego miałabym gryźc rękę, która obecnie mnie karmi. - westchnęła lekko - Jednak tak, jako strażniczka z wyboru Bogini zdrowia mego brata byłam gotowa otruć kapłana z Chultu jeśli tylko zaistniałaby taka potrzeba.
Noa wzorem kapitana wyprostowała się, uniosła nieco podbródek i skrzyżowała ręcę za plecami. “wszystko w rękach losu...”
- Zaiste, wzruszająca historia - powiedział kapitan z lekką drwiną w głosie - Wiedz, że nie przekonuje mnie ona do końca. Nauczyłem się jednak, że ludzie często bywaja irracjonalni. Taka już wasza natura. Skoro widziałaś, że na pokład wchodzi, jak mówisz kapłan fałszywego boga, wasz wróg, to dlaczego nie zrezygnowałaś z rejsu “Czarnym Gryfem”? Tak przecież byłoby o wiele prościej. Nie będę jednak wnikał w twoje motywacje, sympatie i antypatie. Wiedz, że żyjesz tylko dlatego że potrzebuje ludzi. Misja która nas czeka jest bardzo wymagająca. To jedyny powód dla którego zostawiłem cię przy życiu. Twoja egzystencja na pokładzie będzie jednak teraz bardzo trudna. Zarówno ja, jak i moi ludzie będziemy bardzo uważnie śledzić twoje kroki. Wystarczy jedno podejrzeni, jeden fałszywy lub niepewny ruch i lądujesz za burtą z oberżniętą głową. Na “Czarnym Gryfie” nie ma spisków, walk, ani bójek pomiędzy załogą. Tworzymy jeden organizm i tylko od dobrej współpracy zależy nas los.
Kapitan zawiesił głos i obrócił się w stronę okna. Przez kilka sekund milczał, by w końcu powiedzieć.
- Przy kolacji lub jutro przy śniadaniu ogłoszę, że to ty odpowiadasz za zamach. Nie martw się jednak. Żaden z moich marynarzy nie zrobi ci krzywdy. Mogą być niesympatyczni i nieufni, ale gwarantuje, że żaden nie wbije ci noża w plecy lub wypchnie za burtę. Prawda jednak musi być znana wszystkim. O twoich motywacjach nie wspomnę, a jedynie powiem, że to był wielki błąd z twojej strony. Przyznanie się ratuje cię od niechybnej śmierci. Twój dalszy los zależeć będzie od tego jak się będziesz sprawować i jak będziesz chciała na nowo zdobyć zaufanie moje i załogi.
 
__________________
"...niech nie opuszcza ciebie twoja siostra Pogarda
dla szpiclów katów tchórzy - oni wygrają
pójdą na twój pogrzeb i z ulgą rzucą grudę
a kornik napisze twój uładzony życiorys"

Ostatnio edytowane przez Mizuki : 11-02-2012 o 01:43.
Mizuki jest offline  
Stary 11-02-2012, 11:22   #32
 
motek339's Avatar
 
Reputacja: 1 motek339 nie jest za bardzo znanymotek339 nie jest za bardzo znanymotek339 nie jest za bardzo znanymotek339 nie jest za bardzo znanymotek339 nie jest za bardzo znany
Chui po krótkim odpoczynku wyszła na pokład. Nie chciała marnować dnia na wylegiwanie się w hamaku. Miała nadzieję, że uda jej się choć trochę przełamać lody dzielące załogę i najemników, a przynajmniej elfkę. Jednym z lepszych pomysłów, które przyszły jej do głowy, było pokazanie, że też potrafi pracować. Podeszła więc do jednego z marynarzy – wyglądał na doświadczonego wilka morskiego. Wskazywał na to zarówno wiek, jak i zachowanie.

- Można się na coś przydać? – spytała. Matros spojrzał na nią, nie do końca wiedząc, o co dziewczynie chodzi. Doprecyzowała więc. – W sensie czy jest jakaś praca, którą mogę się zająć?

- Te, lala, buciki ci się rozwalą. – krzyknął ktoś, próbując być zabawny. Kilku marynarzy zaśmiało się.

- Nie „lala” tylko Chui. A jeśli buciki mi się rozwalą, to pożyczę twoje. Masz zbliżony gust do mojego. – Reakcja matrosów wskazywała na remis w tej potyczce.

Elfka była z natury istotą upartą, która nie odpuszczała, dopóki nie dostała, czego chciała. Akurat wtedy wiatr zaczął silniej dąć, więc człowiek, do którego podeszła na początku wskazał jej miejsce przy kabestanie, gdzie brakowało jednej osoby. Kiedy naciągali szoty, Chui kątem oka zauważyła, że część mężczyzn kiwa w uznaniu głowami, uśmiechnęła się więc do siebie wiedząc, że osiągnęła cel. Pierwsze koty za płoty. W czasie pracy marynarze rozmawiali głównie o sprawach technicznych, których elfka nie rozumiała. Czasem pytała się o znaczenie jakiegoś słowa czy też tego, co można spotkać na morzu i niebezpieczeństw z tym związanych, na co wilki morski opowiadały, na jej gust mocno podkoloryzowane, historie o gigantycznych potworach morskich, z którymi przyszło im się mierzyć i epickich sztormach, z których ledwo uszli z życiem. W każdym razie słuchało się tego przyjemnie.

Rozmowę przerwał dźwięk dzwonu, więc ruszyli razem do mesy. Tym razem stół kapitański był pusty, co wyraźnie zaniepokoiło marynarzy, jednak żaden z nich nie odpowiedział na pytanie Chui o przyczyny takiego stanu rzeczy.

Wszystko wyjaśniło się podczas apelu. Gdy głowa majtka poleciała między szeregi, elfka cicho pisnęła i przytrzymała się najemnika, stojącego obok, żeby nie upaść. Widok martwej osoby, to jedno, ale widok zamordowanej z zimną krwią istoty, to co innego. Momentalnie przed oczami stanął jej obraz sprzed lat...

Obrzucani morderczymi spojrzeniami, najemnicy wrócili do kajuty. Zapadła niezręczna cisza. Nikt nie miał ochoty rozmawiać. Bo i o czym? Każdy tylko obrzucał resztę niechętnym spojrzeniem. Złość kapitana była jak najbardziej zrozumiała. Chui sama była wściekła, że ktoś próbował ich otruć. Zwłaszcza, że był to jeden z nich. W myślach zastanawiała się, kto mógłby się posunąć do czegoś takiego. Poza tym niepokoiło ją zachowanie Lanthisa. Ukarać winowajcę to jedno, ale po co robić ten cały cyrk? Przecież na pewno miał sposoby, żeby się dowiedzieć, kto był sprawcą całego zamieszania. Wyraźnie chciał obrócić załogę przeciwko najemnikom i ich samych przeciw reszcie. I dlaczego tak bestialsko zamordował majtka? Przecież to było jeszcze dziecko! Zdecydowanie nie chciała się jednak dowiedzieć, jakie formy kary są dla kapitana gorsze niż ostateczność, niż śmierć...

***

Poza posiłkami, Chui nie wchodziła z kajuty, nie chcąc pokazywać się załodze. Dopiero zbliżająca się wachta zmusiła ją do tego. Niechęć, otwarta wrogość, ale przede wszystkim podejrzenie, że może być morderczynią raniły ją mocno. Pierwsze godziny minęły spokojnie. Lanthis i Elissa znów ustawili na pokładzie dysk i astrolabium. Początkowo nic się nie działo. Po jakimś czasie nad wodą pojawiła się mgła. Morze, morze, morze, jeszcze trochę morza, mgła – też mi odmiana... Przecież często w nocy nad ziemią unosi się mgła. Morze, mo... Chwila, nad ZIEMIĄ... Chui była tak zaskoczona, że nie zdążyła zwrócić na to zjawisko czyjejkolwiek uwagi, gdy Elissa krzyknęła:

- Jest! Widzę ją!

Kapitan wymówił kolejne zaklęcie i światło dysku rozjarzyło się jeszcze bardziej. Uderzono na alarm, więc na pokładzie zaczęło przybywać załogi i najemników. Mgła w tym czasie spowiła cały okręt. Zdecydowanie nie była naturalna. Choć oko wykol, elfka widziała tylko na naprawdę niewielką odległość. Mimo to, wpatrywała się intensywnie w morze, starając się wychwycić niebezpieczeństwa. Wtem ciszę przeciął krzyk z gniazda:

- Okręt z lewej burty. Jakieś dwieście metrów.

Na rozkaz kapitana spuszczono szalupę.

- Pięciu ochotników do łodzi! - krzyknął Lanthis.

Chui ruszyła w stronę drabinki z lin, biegnącej do szalupy. Za wszelką cenę chciała udowodnić, przede wszystkim sobie, że może się na coś przydać. Teraz, gdy została bez celu, gdy nie potrafiła zrobić tego, do czego dążyła przez całe swoje życie. Gdy szła, Courynn, stojący na burcie i przypatrujący się łajbie przez lunetę, powiedział głośno:

- Mgła jest za gęsta, żeby dostrzec szczegóły, czy cokolwiek innego. Ale wiedzcie, że na pokładzie leży kilka ciał. Ci ludzie są martwi.

Elfka zatrzymała się w pół kroku, ale wiedziała, że nie może już zmienić decyzji. Wzięła się w garść, stanęła przy burcie i patrząc Lanthisowi w oczy stwierdziła:

- Zgłaszam się.
 
__________________
"Daj człowiekowi ogień, będzie mu ciepło jeden dzień.
Wrzuć człowieka do ognia, będzie mu ciepło do końca życia"
Terry Pratchett :)
motek339 jest offline  
Stary 11-02-2012, 20:44   #33
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Bez wątpienia informacja o tym, że test wykrywający truciciela się nie odbędzie, nie należała do najlepszych. Cóż z tego, że winowajca się przyznał, że kapitan ogłosi - prędzej czy później - kto nim jest.
W zasadzie tego ostatniego nawet nie musiał robić. Na tak małym statku nie dało się ukryć, kto powędrował do Lanthisa. Widac ten okazał swą łaskę, bowiem trucicielka nie została natychmiast stracona. Ba - nawet nie została zakuta w kajdany ani nie trafiła do karceru.
A jeśli Noa, to zapewne jej braciszek nie był lepszy. I chociaż oboje pochodzili z rodzinnego kraju Atuara, to - niestety - okazało się, że trzeba się będzie bacznie im przyglądać.

***
Medyk - medykiem, a kapłan - kapłanem.
Wypadek jakiego doznał jeden z majtków stanowił oczywistą okazję do pokazania załodze, że najemnicy na pokładzie mogą się do czegoś przydać, nie tylko do podrzucania trutki.
- Rawatan ringan luka. - Atuar chwycił dłonią medalion a drugą ręką dotknął złamanego nadgarska. I tym razem Ubtao okazał swą łaskę i wspomógł potrzebującego. Czerwone i błękitne fale spłynęły na zranione miejsce.
- Nic mnie nie boli! - wykrzyknął zdziwiony majtek.
Spojrzenie chirurga było mniej nieco zachwycone. Zapewnie jak i inni nie lubił, gdy ktoś odbierał mu chleb.
- Jutro będzie można ściągnąć opatrunek - zapewnił Atuar. - Ale przez parę dni musisz i tak oszczędzać rękę.
I nie pchać jej tam, gdzie nie trzeba - dodał w myślach.
- W razie potrzeby proszę o mnie pamiętać - wychodząc zwrócił się do chirurga. - Mam na imię Atuar.
- Shawn. - Chirurg skinął głową i wyciągnął rękę. - Oby jak najrzadziej, ale skorzystam.

***
Tym razem wymodlone czary związane były z obecnością potencjalnego wroga. Nie było wiadomo, czy uderzy i kiedy. Jeśli w ogóle się zdecyduje zaryzykować. Ale lepiej było się przygotować na najgorsze.

***
Okrzyk “Okręt z lewej burty” zelektryzował wszystkich. Podobnie jak polecenie kapitana, by wystąpiło kilku ochotników. W takiej wyprawie koniecznie powinien wziąć udział ktoś, kto potrafi leczyć rany.
- Również popłynę. - Atuar przepchnął się do przodu.
Gdyby kapitan się zgodził, to wystarczyłoby pół minuty, by zabrać całe wyposażenie.
 

Ostatnio edytowane przez Kerm : 11-02-2012 o 20:51.
Kerm jest offline  
Stary 12-02-2012, 16:55   #34
 
Ajas's Avatar
 
Reputacja: 1 Ajas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie coś
Po nocnej wachcie Fortney zasnął snem kamiennym, nie ma co się dziwić człowiek przyzwyczajony był raczej do dziennego trybu życia. Obudziło go dopiero poruszenie związane ze śniadaniem. Ubrał się powoli, przypiął swój zdobny miecz do pasa i z nostalgią potarł medalion.
Wkraczając do pokładowej stołówki od razu zauważył pustkę przy kapitańskim stole. Doświadczenie bitewne mówiło mu jedno - coś się szykuje. Gdy dowódcy nie przybywają na posiłek zawsze zwiastuje to zmiany lub kłopoty. Swe przepuszczenia zachował jednak dla siebie i z uśmiechem zasiadł koło Chui by spożyć posiłek, co jakiś zagadując dziewczynę na jakieś błahe tematy.

~*~

Apel przyjął ze stoickim spokojem, widział już odcięte głowy i kończyny tyle razy, że mógłby napisać o tym książkę. Tytułu "Krwawy Floret" nie dostaje się wszak za grywanie w szachy, chociaż o tym przydomku nikt na statku nie mógł wiedzieć. Elfka stojąca obok jednak na widok głowy nie zareagowała tak spokojnie. Podskoczyła delikatnie chwytając się jego lewego ramienia. Mężczyzna lekko drgnął zerkając na dziewczynę... tak ona zdecydowanie mu kogoś przypominała. Mężczyzna westchnął tylko cicho i przymrużył oczy zamyślony



~*~

Reszta dni minęła raczej w ciszy i ogólnym napięciu. Szlachcic spędził większość czasu w kajucie grając samemu ze sobą w szachy, oraz co jakiś czas notując coś w małym notesiku. Nie próbował tak jak niektórzy bratać się z marynarzami, nie było mu to potrzebne, był sam, a teraz sam być musiał. Zaś kiedy w końcu osiągnie swój cel znowu otoczą go ludzie z jego sfer, znowu będzie mógł robić to co kocha. Kto wie może zabierze ze sobą tą elfkę? Na pewno luksusy Cormyrskiego dworu by jej odpowiadały, a coś w jej zachowaniu pozwalało mu na chwilę wrócić do dawnych czasów. Marynarza zaś chętnie by widział w swoich oddziałach, przy odrobinie treningu będzie z niego naprawdę wprawny szermierz...

~*~

Po ogłoszonym alarmie Fortney wyłonił się z kajuty w pełnym rynsztunku. Tym razem nie był ubrany w wytworny biały żupan, a w dobrze wykonaną ćwiekowaną skórznie. Na lewej dłoni nałożoną miał rękawice szermierczą, zaś na ramieniu niósł plecak z kilkoma przydatnymi przedmiotami - pochodniami, liną i kotwiczką oraz hubką i krzesiwem. Przy pasie przypięty miał swój zdobiony rapier, oraz krótki nożyk idealny do przecinania lin. Pod skórznią zaś skryte były dwie buteleczki z mikstura leczniczą, oraz medalik z którym się nie rozstawał. Sygnet z znakiem rodowym jak zawsze był skryty w sakiewce przy jego pasie.

Gdy Kapitan wezwał ochotników strateg zobaczył dość duże poruszenie wśród najemników zapewne chcieli pokazać swą przydatność. Oczywiście gdyby było więcej czasu, strateg dobrał by najlepiej uzupełniającą się piątkę, teraz jednak było trzeba zaufać umiejętnością tych którzy się zgłosili. Kiedy Couryn ogłosił swą rewelacje na temat martwych ciał, znowu jedynie elfka zdębiała na chwilę z zaskoczenia a może i strachu. Widać było, że mało jeszcze w życiu widziała. Fortney uspokajająco poklepał ją po ramieniu i mruknął. -Wskakuj do łódki ja zaraz tam do was dołączę. - po czym ruszył wprost do Kapitana. Gdy do niego podszedł skłonił się nisko i oświadczył.
-Szanowny Kapitanie, jako strateg z wieloletnim doświadczeniem, co zresztą dobrze wiecie, gdyż to przyczyniło się do przyjęcia mnie na ten okręt mam pewną uwagę. Ten statek wygląda mi na wabik. Nie raz spotykałem się z tym na wojnie, wystawiano wóz z rannymi na środku drogi, a kiedy oddział rozpraszał się by im pomóc, wróg atakował z ukrycia. Obawiam się, że może być tak i tym razem. Kiedy wypłyniemy radziłbym byście zarządzili obstawienie burt, nie wiadomo co może wypełznąć z wody. Niechaj bociane gniazdo zaś obserwuje niebo, kto wie może to harpie czy inne demony. -powiedział Fortney spokojnym zdawkowanym tonem, nie spuszczając wzroku z twarzy rozmówcy.
Kapitan z uwagą pokiwał głową.
- Dziękuję ci bardzo. Zdaje sobie sprawę, że statek może być pułapką. Niebezpieczeństwo jednak od tego momentu może kryć się wszędzie. Uważajcie, więc na wszystko na tej karaweli. Zbadajcie okręt i wracajcie. Po złożeniu raportu pomyślę co dalej. Ruszajcie!
Fortney przytaknął po czym podszedł jeszcze do Courynna by przekazać mu te same wieści. - Statek to raczej wabik, lepiej się pilnuj, stawiam, że gdy tylko wejdziemy z innymi najemnikami na pokład coś może tutaj do was przypełznąć. Sam chętnie bym tu został oczekując ataku jednak wolę mieć oko na Chui, widać ze to dla niej pierwsza taka sytuacja. -to mówiąc poklepał po ramieniu marynarza i ruszył w stronę łódki.
- Musimy teraz działać razem. -stwierdził wchodząc z resztą ochotników do szalupy. - Na tę chwilę trzeba zapomnieć, że ktoś przeciw nam spiskował, póki będziemy na tamtym statku trzeba pamiętać, że największe szanse na przetrwanie mamy tylko wtedy gdy będziemy polegać na sobie nawzajem. -powiedział to nie swym typowym melodyjnym tonem, a głosem pełnym pewności siebie i nabranej przez lata wydawania rozkazów siły.
 
__________________
It's so easy when you are evil.
Ajas jest offline  
Stary 12-02-2012, 19:47   #35
 
Mizuki's Avatar
 
Reputacja: 1 Mizuki wkrótce będzie znanyMizuki wkrótce będzie znanyMizuki wkrótce będzie znanyMizuki wkrótce będzie znanyMizuki wkrótce będzie znanyMizuki wkrótce będzie znanyMizuki wkrótce będzie znanyMizuki wkrótce będzie znanyMizuki wkrótce będzie znanyMizuki wkrótce będzie znanyMizuki wkrótce będzie znany
Po rozmowie z kapitanem, w poczuciu upokorzenia powróciła między najemników. W środku gotowała się ze złości na młodego majtka, który wykazał się tragicznym brakiem ostrożności..." I tak musiał umrzeć ... Szkoda jednak, że zdradzając im moje sekrety miast mi ich...".
Kapitan wydał jej się raczej mało rozsądną istotą, potrzebował ludzi, jednak bez chwili namysłu zabił jednego ze swoich. Jej życie darował... Nie żeby nie byłą z tego powodu zadowolona, jednak w działaniach jego brakowało logiki. " Sram na przyjaźń z tymi śmierdzącymi marynarzami. A barachło spod pokładu dynda mi jak baranowi jaja..." - syczała w myślach gromiąc spojrzeniem wszystkich dookoła. Kapitan lada dzień powiadomi pozostałych najemników o jej "spisku"... Co inteligentniejsi zapewne domyślą się już wcześniej. " Niech mnie franca zeżre jeśli możecie spać spokojnie chędożone kundle.".

Wiele czasu minęło zanim trafiła się dogodna chwila na rozmówienie się z Ashrakiem. Streściła mu szybko rozmowę z kapitanem, raczej pomijając niektóre własne słowa, które swą protekcjonalnością mogłyby urazić brata.
Ledwie skończyła opowieść, wszystkich na nogi postawił alarm ogłoszony przez kapitana.
- Dokończymy tą rozmowę później, bracie... - skinęła lekko głową , po czym ruszyła w kierunku swojego hamaka.
Wszyscy dookoła w pośpiechu chwytali najbardziej potrzebne rzeczy, po czym wybiegali na pokład. Noa chwyciła za łuk i strzały pozostawione przy posłaniu, po czym wcisnęła rękę do szmacianej torby przewieszonej przez ramie. Porcję Zemsty Eshowdow dodała do fiolki, do której przedtem nałożyła ostrożnie porcję gęstego, przypominającego smalec, zwierzęcego łoju. Wstrząsnęła kilka razy fiolką , po czym przyjrzała się dokładnie zawartości fiolki. Kolor był odpowiedni, postanowiła sprawdzić zapach. "Wyśmienicie... Dobre proporcje". Zręcznym ruchem oddarła drobny kawałek szarfy, która w dziwaczny sposób oplątana była wokoło jej naramiennika i przy jego pomocy nałożyła grubą warstwę masy o kolorze podgniłych liści na ostrze toporka i nadziaka.
Chwyciła jeden z kołczanów i pewnym ruchem wydobyła z niego wszystkie strzały. Kolejna porcja zielonkawej pasty powędrowała na dno kołczanu, do którego ponownie wcisnęła strzały , upewniając się, że groty zanurzył się w gęstej substancji. Była gotowa.

Zmrużyła lekko oczy , wpatrując się w sylwetkę okrętu otulonego przez mgłę. " Będziemy się bawić w korsarzy czy hieny cmentarne ? - przeniosła spojrzenie na oddalonego Lanthisa- Czemu nie skąpiesz tej łajby w ogniu , ważniaku ?
- Pięciu ochotników do łodzi!
" Nie ma mowy ! Głupich nie brakuje... a Ci odważni ponoć smakują najlepiej. ". Rzuciła obojętne spojrzenie w kierunku piątki najemników, która rzuciła się w kierunku łodzi. Lekko ucieszył ją fakt, że wśród nich znalazł się kapłan ze zdradzieckich plemion. " Przy odrobinie szczęścia spotkasz się z Zasrańcem na dnie oceanu ! ".
- Bracie, zostańmy na okręcie. To na pewno zasadzka i już dawno w nią wpadliśmy... Wolę przyjąć jej ciężar na siebie na swoim - rozejrzała się dookoła- Terytorium...
Spokojnie skierowała się w kierunku mostka. " Nie dopuszczą mnie za blisko, ale w tej sytuacji lepiej być bliżej naszego szpiczastouchego...". W ręku dzierżyła łuk i strzałę, gotowa niemal natychmiast naciągnąć ją na cięciwę i oddać strzał. Wytężyła wszystkie zmysły wyszukując niebezpieczeństwa w otaczającej ich teraz z każdej strony mgle.
 
__________________
"...niech nie opuszcza ciebie twoja siostra Pogarda
dla szpiclów katów tchórzy - oni wygrają
pójdą na twój pogrzeb i z ulgą rzucą grudę
a kornik napisze twój uładzony życiorys"
Mizuki jest offline  
Stary 13-02-2012, 14:23   #36
 
Bronthion's Avatar
 
Reputacja: 1 Bronthion jest na bardzo dobrej drodzeBronthion jest na bardzo dobrej drodzeBronthion jest na bardzo dobrej drodzeBronthion jest na bardzo dobrej drodzeBronthion jest na bardzo dobrej drodzeBronthion jest na bardzo dobrej drodzeBronthion jest na bardzo dobrej drodzeBronthion jest na bardzo dobrej drodzeBronthion jest na bardzo dobrej drodzeBronthion jest na bardzo dobrej drodzeBronthion jest na bardzo dobrej drodze
Wiedział, że coś wisi w powietrzu, czuł to. Od momentu kiedy dostrzegł błysk w jej oczach czuł pewien niepokój. Pomimo pozornie dużej ilości wolnego czasu nie było okazji na dłuższą rozmowę. Noa znikała gdzieś, była zarówno wszędzie jak i nigdzie, nie zatrzymywała się w jednym miejscu na dłużej. Wachty mijały, a chęć rozmowy nieco się zacierała, Ashrak doszedł do wniosku, że gdyby coś znaczącego się działo to wiedziałby o tym. Zawsze wiedział o wszystkim, dlaczego teraz miałoby być inaczej? Niepokój jednak pozostał łagodzony przez zaufanie.

***

Pewnego dnia wszystko zaczęło wracać. „Nie ma Lanthisa? Ciekawe… i ta atmosfera rodem z podziemnej krypty, tylko żywych trupów przy stole brakuje”. Jak się okazało później to skojarzenie z trupami było w pewnym stopniu trafne. Widząc odciętą głowę majtka otworzył szeroko oczy ze zdziwienia i poczuł nagły ścisk w żołądku. Spojrzał na Noę i dostrzegł ewidentne poruszenie na jej twarzy. „To… twoja sprawka? Dlaczego działałaś bez mojej zgody? Dlaczego nic nie powiedziałaś?...” te i wiele innych pytań pozostawało przynajmniej na razie bez odpowiedzi. Gniew i rozczarowanie jakie go ogarnęło przysłaniało mu w tej chwili oczy. Nie zamierzał jej pytać pierwszy… zachowanie spokoju byłoby problemem, a poruszenie między nimi mogłoby tylko skierować niepotrzebną uwagę na winowajcę. Ashrak o tym nie zapomni, kiedy nadejdzie odpowiednia chwila to rozmowa się odbędzie, oby jednak stało się to jak najszybciej.
Jeszcze tego dnia kiedy zauważył, że siostra do niego podchodzi pomyślał, że nadszedł czas… jednak zamiast tego usłyszał, że musi porozmawiać z kapitanem. „A kiedy porozmawiasz ze mną? Idź”.

***

Najwyraźniej Bogowie stwierdzili, że nie należy dogłębnie poruszać tematu tego dnia. Po powrocie od kapitana i streszczeniu jedynie tej jednej rozmowy rozległ się alarm. Ashrak chwycił siostrę mocno za przegub kiedy odchodziła:

- Jeszcze o tym porozmawiamy –powiedział zimnym tonem- trzymaj się blisko mnie, na krok masz się nie ruszać i nie znikać z zasięgu mojego wzroku, rozumiesz?

Puścił ją, chwycił swój kij nie zapominając także o dwóch fiolkach z błękitną cieczą i ruszył na górę. Okręt skryty we mgle pośród nocy nakazywał wzmożoną ostrożność co potwierdziła jeszcze informacja o ciałach obecnych na statku. Nie miał zamiaru korzystać z propozycji Lanthisa, na Gryfie mógł łatwiej zadbać o Noę.

- Nie musisz mi tego mówić. –powiedział do siostry po czym przeniósł wzrok na Verasa- Nasz jednoręki ma zapewne racje. Statek może służyć za wabik, który ma „odciążyć” Gryfa z ludzi zdolnych do walki. Kto wie co się stanie tam jak i tutaj… nie możemy ryzykować, będziemy potrzebować każdej pomocy.

Rozejrzał się i po cichu wycofał z tłumu udając się w kierunku miejsca gdzie przetrzymywane były zwierzęta. Kieł na widok kompana podniósł głowę wyraźnie zniecierpliwiony bezczynnością.

- Nie mam niestety nic dla Ciebie w tej chwili, ale…

Uniósł wysoko kij i z całej siły uderzył w niezbyt wysokiej jakości kłódkę, która po chwili leżała już obok klatki. Lampart będąc zdziwionym i podekscytowanym tym co się w tej chwili stało miał zamiar od razu opuścić swe więzienie, ale Ashrak powstrzymał go gestem dłoni.

- Jeszcze nie teraz. Zostań tu proszę, uwolniłem Cię wbrew rozkazom bo możliwe, że będę potrzebował Twojej pomocy… i to wkrótce. Jeśli wyczujesz niebezpieczeństwo i krew moją lub Noi dołącz do nas jak najszybciej. Liczę na Ciebie przyjacielu, a po wszystkim dostaniesz całe mięso jakie mi zostało. –delikatnym ruchem dłoni pogłaskał drapieżnika po czym wrócił na pokład

- Widzę, że mamy wielu chętnych na szalupę –powiedział sam do siebie po czym podszedł do burty.

Obserwował uważnie całą sytuację wytężając wzrok i słuch. Jeśli przypuszczenia o wabiku są prawdziwe to z chwilą wejścia części najemników na pokład obcego statku Gryf w każdej chwili może zostać zaatakowany. Nie zamierzał czekać bezczynnie, wiedział jednak że magia nie trwa wiecznie i nierozsądnie by było jej używać przed czasem jednak niektóre zaklęcia pozwalały na więcej w tym zakresie.

------------
Po dopłynięciu szalupy do okrętu rzucam na siebie czar: korowa skóra (+3KP)
 
__________________
"Kiedy nie masz wroga wewnątrz,
Żaden zewnętrzny przeciwnik nie może uczynić Ci krzywdy."

Afrykańskie przysłowie
Bronthion jest offline  
Stary 13-02-2012, 18:47   #37
 
Wnerwik's Avatar
 
Reputacja: 1 Wnerwik jest po prostu świetnyWnerwik jest po prostu świetnyWnerwik jest po prostu świetnyWnerwik jest po prostu świetnyWnerwik jest po prostu świetnyWnerwik jest po prostu świetnyWnerwik jest po prostu świetnyWnerwik jest po prostu świetnyWnerwik jest po prostu świetnyWnerwik jest po prostu świetnyWnerwik jest po prostu świetny
- Elfka? - Zapytał zdziwiony, widząc, iż długoucha chce wraz z nimi wyruszyć łodzią. Orzechowe oczy spojrzały na nią z politowaniem. Do czego ona im się przyda? Toć to chuchro żadnego przeciwnika nie zdoła powstrzymać, a na użytkowniczkę magicznych mocy również nie wyglądała. - I kto jeszcze z nami popłynie? Może kaleka? - Zakpił, szczerząc się szyderczo. Jednak zaraz uśmiech zniknął z jego twarzy, gdy jednoręki wsiadł do szalupy. Skomentował to uderzeniem twarzą w otwartą dłoń, gest oznaczający w jego stronach... zdegustowanie.
Mag westchnął głośno i przewrócił oczami słysząc "radę" Fortneya.
- Doprawdy? A myślałem, że płynę tam po to by was wszystkich po kryjomu pozabijać, by nie narazić się na gniew Lanthisa. - To chyba było oczywiste, że będą musieli na sobie polegać... Co oczywiście nie znaczyło, że nie będzie patrzeć towarzyszom na ręce.
Po rzuceniu kąśliwej uwagi postanowił zająć się czymś ważniejszym, niż słuchanie kompanów - postanowił zadbać o ochronę. Własną ochronę.
Wyciągnął z sakiewki na komponenty kawałek zakonserwowanej ludzkiej skóry i zaczął koncentrować się na rzuceniu czaru.

_________________________________________
Podczas płynięcia łódką rzucam na siebie "Zbroję Maga (Przywoływanie)"
 
Wnerwik jest offline  
Stary 13-02-2012, 21:21   #38
Konto usunięte
 
Velg's Avatar
 
Reputacja: 1 Velg jest po prostu świetnyVelg jest po prostu świetnyVelg jest po prostu świetnyVelg jest po prostu świetnyVelg jest po prostu świetnyVelg jest po prostu świetnyVelg jest po prostu świetnyVelg jest po prostu świetnyVelg jest po prostu świetnyVelg jest po prostu świetnyVelg jest po prostu świetny
Kapitan mówił, kapitan groził... - caliszyta przyglądał się temu z rozdrażnieniem. Nie, żeby nie popierał rozprawiania się ze zdrajcami... ale cała sytuacja była trochę niepokojąca. Majtka nie przesłuchano? Otruł się...?

W każdym razie – jeśli założyć, że Lanthis ubił żywego majtka (no, czarnego języka wywalonego na zewnątrz w czerepie nie doświadczył), to cała sytuacja sprowadzała się do tego, że kapitan nie był zainteresowany tożsamością truciciela. Albo o niej wiedział i ją ignorował.

Oba przypadki stawiały ich w niezbyt ciekawej sytuacji. Ba!, odnosił niezbyt przyjemne wrażenie, jakoby elf chciał, by się zwyczajnie pozabijali. Bo niby do czego innego miało prowadzić sianie nieufności między nimi i załogą?

Choć nie, to akurat wiedział – do ich całkowitego uzależnienia. Odebrano im pożywienie – i uniemożliwiono im dłuższe spiskowanie. Dalej: Lanthis skłócił ich z załogą, więc mógł być pewien, że nie zdołają porozumieć się za jego plecami z załogą. Na koniec – zasiał między nich nasiona podejrzliwości. Jeśli przedtem mogli powziąć gwałtowne akcje... teraz już nie mogli.

Cóż, osiągnął przynajmniej tyle, że Bahadur zdecydował się wniknąć sprawę. Kiedy będzie czas.

***

Niedługo po wachtach przyszło wezwanie na pokład. Okazało się, że na horyzoncie jest jakiś statek. Bahadur mgliście zastanawiał się, pod jaką banderą – ale okrzyk Couryna przekonał go, że to nie jest ważne.

Co się tam mogło stać? Morskie potwory...? - raczej wątpliwe. Jeśli caliszyta mógł to oceniać na podstawie tego, co powiedzieli inni, okręt był wciąż w jednym kawałku. A gdzieś w pamięci kołatał mu się obraz fragmentów „Pałacu Paszy”, które ludzie ojca wydobyli przed laty. Były strasznie potrzaskane i połamane... a o ile rozumiał, ten okręt miał się całkiem dobrze. Trudno było więc podejrzewać atak jakiejś morskiej poczwary.

Oznaczało to, że napastnicy musieli mieć własny statek – bo niby powietrzem też można przybyć... ale jaka bestia utrzymała by się w powietrzu na tyle długo, aby bez lądowiska w pobliżu wciąż krążyć nad wrakiem?

Oczywiście, to nie znaczyło, że mogli sobie tu odpoczywać. Bahadur zamierzał zostać – w pełnym runsztynku – na pokładzie i patrzyć, czy jakiś korsarz nie podpłynie łódką. Bo w tej mgle mogli się ich dopatrzyć dopiero wtedy, gdy będą na pokładzie. Planował uprzednio zgłosić swój akces do załogi łódeczki... ale Veras, który postanowił komandorować, prędko odciągnął go od tego zamiaru. Werg ewidentnie nie znał się na jakiejkolwiek walce zorganizowanej - i podle dotychczasowych obserwacji Pesarkhala, był pomniejszym łajdakiem-mitomanem...

Wybrał sobie do czuwania miejsce koło Couryna – po to, aby być trochę bezpieczniejszy. Załoga wszak była wroga.
 

Ostatnio edytowane przez Velg : 13-02-2012 o 23:22.
Velg jest offline  
Stary 15-02-2012, 01:59   #39
 
Pinhead's Avatar
 
Reputacja: 1 Pinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputację
Chui, Yagar, Sylve, Fortney, Atuar
Po spuszczeniu łodzi na wodę, kolejni najemnicy schodzili do niej po sznurkowej drabince. Kołysząca się z lewa na prawo szalupa stanowiła całkowite przeciwieństwo stabilnego okrętu. Ci, którzy nie byli przyzwyczajeni do morskich podróży poczuli się nagle bardzo niepewnie.
Unosząca się nad wodą mgła przesłaniała wszystko. Wypełniała przestrzeń gęstym mlecznym oparem. Wilgoć i opary mgły przedzierały się przez warstwy ubrania i przyprawiała ciało o gęsią skórkę.
Z konieczności Yagar i Atuar musieli usiąść przy wiosłach. Reszta chętnych była albo za słaba fizycznie, albo miała inne defekty. Skierowali oni łódź w kierunku okrętu widmo.
Rytmiczne uderzenia wioseł o wodę wdarły się we wszechobecną ciszę. Kilku godzinne wachty na “Czarnym Gryfie” nauczyły najemników, że morze rzadko kiedy jest tak spokojne i ciche. Wszystko co się działo budziło niepokój i irracjonalny lęk. Widoczny poprzez sunące wokół pasma mgły okręt zadawał się w ogóle nie przybliżać. “Czarny Gryf” natomiast dosłownie po chwili zniknął zupełnie w mleczno szarej, nieprzeniknionej poświacie. Jedynie błękitne światło, którym emanował dysk na dziobie mówiło, że on wciąż tam jest i nie zniknął.

Nagle szalupa uderzyła w coś. Potężna siła wstrząsnęła łódką i wszyscy najemnicy musieli się mocno przytrzymać, by nie wpaść do wody. Siedząca na dziobie Chui wstrzymała oddech. To z czym się zderzyli przyprawiło ją o dreszcze.
Napuchnięte i przegniłe ciało marynarza zderzyło się z burtą szalupy. Na domiar złego elfka stanęła twarzą w twarz z truposzem. Jego powiększone oczy, wyglądały niczym oczy ropuchy którą dzieci dla zabawy nadmuchują za pomocą słomki. Obwisłe wargi odsłoniły pożółkłe i nadkruszone zęby. Długi język zwisał z sinego policzka. Elfka z trudnością powstrzymała wymioty. Wzrokiem omiotła falujące delikatnie morze. W okolicy pływało jeszcze kilka innych ciał.
Rozsądek podpowiadał, aby czym prędzej zawrócić. Żaden jednak z najemników nie chciał okazać strachu, ani tym bardziej zawieść kapitana lekceważąc jego rozkaz. Siedzący przy wiosłach kapłan i mag, na nowo podjęli się pracy. Łódź powoli sunęła naprzód.

Karawela z każdym kolejnym pociągnięciem wioseł stawała się coraz bardziej wyraźna. Jeszcze kilkanaście metrów i będą u celu. Im bliżej celu, tym ciał w wodzie było coraz więcej. Wyglądało na to, że cała załoga w jakiś sposób znalazła się za burtą i utonęło. Kilkakrotnie jeszcze zderzali się z napuchniętymi od wody nieboszczykami.
W końcu udało im się dobić do burty okrętu. Za pomocą liny przymocowali łódź do boma i po kolei zaczęli wchodzić na pokład.

Snująca się wokół mgła, jakby jeszcze bardziej zgęstniała. Było w niej coś nie tylko niepokojącego, ale wręcz odrażającego. W żadnym razie nie była to naturalna mgła i wszyscy zdawali sobie z tego sprawę.
Tak jak mówił Courynn na pokładzie leżało kilkanaście ciał. W większości wyglądali jakby zginęli w walce. Mieli w dłoniach broń, a ich ciała poznaczone były licznymi ranami. Liny i wały karaweli trzeszczały wypełniając przestrzeń niepokojącymi dźwiękami kojarzącymi się z jękami rannych i umierających. Najemnicy spojrzeli po sobie. Żaden z nich nie miał ochoty na szwendanie się po tym wymarłym statku.
Nagle Chui zauważyła słabą bladoniebieską poświatę na dziobie. Wyglądała ona niczym bliźniacze odbicie poświaty z “Czarnego Gryfa”
Dokładnie w tym samym momencie, gdzieś na rufie odezwał się jakiś jęczący człowiek. A być może to tylko znowu zaskrzypiały wały, kołysane przez wiatr..

Bahadur, Ashrak, Noa, Courynn
Wraz z podniesieniem alarmu na pokładzie “Czarnego Gryfa” zapanowała pełna napięcia atmosfera. Marynarze uzbrojeni w bosaki, harpuny czekali przy burtach okrętu. Tylko nieliczni posiadali kordelasy lub bolasy.
Starsi załoganci chyba wiedzieli czego się spodziewać i chyba nie było to nic dobrego sądząc po ich minach. Każdy z matrosów uważnie rozglądał się wokół i nasłuchiwał. Gdy ucichł chlupot wioseł szalupy czas, jakby się zatrzymał. Sekundy ciągnęły się niczym roztopiony karmel. Mgła i przerażając cisza działała strasznie deprymująco.
Bosman Ragar dzierżąc w dłoni szeroki kordelas stał przy jednym z masztów i nasłuchiwał. Patrzył to na Lanthisa stojącego na mostku, to na srebrnowłosą półelfkę zajmującą miejsce na dziobie. Jego twarz była spięta i pełna wyczekiwania. Jemu najwyraźniej też nie podobało się to co się działo.

Najemnicy stali w niewielkiej odległości od siebie tuż przy lewej burcie. Pasma mgły niczym macki eterycznego monstrum otulały ich coraz szczelniej. Lizały stopy i pięły się coraz wyżej. Dotyk mgły przyprawiał o dreszcze na całym ciele. Nawet doświadczony żeglarz i awanturnik Courynn czuł się niepewnie.
Coś wisiało w powietrzu i wszyscy to czuli. Oczekiwanie jednak przeciągało się i szarpało nerwy załogi. Na domiar złego ani Lanthis, ani nawigatorka nie dali, choćby słowa wyjaśnienia. Było to tym dziwniejsze, że najwyraźniej wiedzieli z jakim fenomenem mają obecnie do czynienia.
Wanty skrzypiały upiornie poruszane lekkimi podmuchami wiatru.

Nagle krzyk przeszył powietrze. Krzyk ogromnego bólu i cierpienia. Krzyk rannej kobiety.
- Ragar! - wrzasnął Lanthis - Zaatakowali Elissę!
Bosmanowi nie trzeba był więcej mówić. Zamaszystym gestem przywołał znajdujących się najbliżej marynarzy i wraz z nimi rzucił się biegiem w kierunku dziobu.
Porywisty podmuch wiatru, który zerwał się niespodziewanie zakołysał okrętem. “Czarny Gryf” przechylił się mocno na prawą burtę. Po chwili nadszedł kolejny dmuchnięcie. Tym razem z przeciwnej strony. Złośliwi bogowie zaczęli bawić się galeonem niczym dziecko wyrzeźbioną z kory żaglówką.
Od dziobu dobiegł kolejny krzyk, a po nim odgłosy walki.
Lanthis trzymał ręce wzniesione wysoko w górę i mamrotał pod nosem kolejną magiczną formułę.

To Courynn zauważył napastników. Jeden już wpełzł na pokład, a drugi właśnie próbował podciągnąć się na bomie. Obaj wyglądali przerażająco. Ich napuchnięte, przegniłe ciała budziły odruch wymiotny. Zwisające i odłażące miejscami od kości ciało miało zgniło zieloną barwę. Całości obrazu dopełniał postrzępiony i rozlatujący się ubiór.
Courynn chciał ostrzec resztę, ale było za późno. Wiatr, który co i rusz zawiewał rozwiał częściowo mgłę odsłaniając doprawdy upiorny obraz. Burty “Czarnego Gryfa” były oblepione przez wdrapujących się na jego pokład przegniłych topielców. Martwiaki uzbrojone we wszelkiego rodzaju broń rozpoczęły próbę abordażu.
 
__________________
"Shake hands, we shall never be friends, all’s over"
A. E. Housman
Pinhead jest offline  
Stary 15-02-2012, 10:20   #40
 
Mizuki's Avatar
 
Reputacja: 1 Mizuki wkrótce będzie znanyMizuki wkrótce będzie znanyMizuki wkrótce będzie znanyMizuki wkrótce będzie znanyMizuki wkrótce będzie znanyMizuki wkrótce będzie znanyMizuki wkrótce będzie znanyMizuki wkrótce będzie znanyMizuki wkrótce będzie znanyMizuki wkrótce będzie znanyMizuki wkrótce będzie znany
" To ten rodzaj trwogi, który można dostrzec gołym okiem..."- pomyślała wpatrując się we mgłę. Chociaż załoga nie wydawała się odpowiednio uzbrojona do walki, komfort psychiczny dawał Noi fakt, że na pewno mieli już z podobnymi problemami do czynienia. Zachowanie Lanthisa i jego ludzi tego dowodziło.
" Lecz skoro wiedziałeś, że to pułapka czemu odesłałeś tamtą cyrkową zgraję, co kuglarzu ?" zadawała sobie pytanie przenosząc spojrzenie to raz za burtę, to na Lanthisa. Statek , który dryfował gdzieś niedaleko padł ofiarą podobnej zasadzki i to wywołało w sercu kapitana współczucie ? "Odzew jakiegoś zniewieściałego bożka ? Jeśli tak, to jesteś głupcem Elfie... Lecz jeśli nie...". Pomysł aby Lanthis podróżował po morzu ograbiając statki widma z ich bogactw, też wydawał się mało realny. " Więc komu wadzi Twoja wyprawa, skurczybyku ?"

Z zamyślenia wyrwał ją kobiecy krzyk, gdzieś na dziobie okrętu.
- Ragar! - wrzasnął Lanthis - Zaatakowali Elissę!
Noa odprowadziła gromadę prowadzoną przez Bosmana wzrokiem, raczej mało się przejmując tym co dzieje się z elfką. " Jeśli dała się zaskoczyć w takiej sytuacji to jest ułomna... A może ktoś jej tam dobrze robi ?".
Wydawało się jej oczywistym, że w takiej sytuacji pojawienie się zagrożenia jest oczywiste. W dodatku ktoś taki jak Nawigatorka, sprawiająca wrażenie obeznanej w przygodach z kapitanem Lanthisem, nie powinna dać się tak łatwo zaskoczyć. " Albo więc zaatakowało ją coś naprawdę silnego... Albo nie jest warta więcej niż zapijaczona kupa gówna z pierwszej lepszej karczmy Athkatli.
Kolana się pod nią ugięły, kiedy pierwszy podmuch uderzył w burtę okrętu.
- Zaczyna się zabawa, bracie ! Niech noc Ci sprzyja w tych łowach ! - wrzasnęła w bok naciągając cięciwę w łuku.
Krew w niej wręcz zawrzała. Dawno nie miała okazji zapomnieć o podchodach do ofiary, rozmowach, knuciu, łapaniu za słowa czy zwyczajnych torturach. Za to nie znosiła życia w Amn. Teraz powracały wspomnienia z dżungli Chultu, gdzie sprawy były o wiele prostsze. Przeciwnik stoi przed tobą i zabije Ciebie, jeśli Ty nie zabijesz wcześniej go.

Pierwsza strzała przeleciała obok Courynna, wbijając się w czoło topielca i oddając go z powrotem w objęcia żywiołu. Tropcielka wystrzeliła jeszcze sześc razy, strącając przy tym obślizgłe istoty z burty okrętu. Dopiero w tym momencie uświadomiła sobie jak wielkie są rozmiary pułapki , w którą wpadli.
"A to jeszcze nie danie główne."
Cofnęła się nieco w głąb pokładu, by mieć lepszy obraz sytuacji. Nieumarli wdzierali się na pokład a z każdą chwilą ich zawziętość w tym działaniu zdawała się powiększać.
"Póki istnieje taka możliwość, lepiej trzymać się z dala od burty i atakować z dystansu."
Kolejne strzały poszybowały pomiędzy marynarzami, strącając podgniłych jegomościów w dół.
 
__________________
"...niech nie opuszcza ciebie twoja siostra Pogarda
dla szpiclów katów tchórzy - oni wygrają
pójdą na twój pogrzeb i z ulgą rzucą grudę
a kornik napisze twój uładzony życiorys"
Mizuki jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 23:08.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172