Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 11-02-2012, 20:49   #29
Radagast
 
Radagast's Avatar
 
Reputacja: 1 Radagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnie
Hans

Po opuszczeniu sklepu Kroenena szlachcic udał się na zakupy. Nabył od jednego z aldersburskich handlarzy śpiwór, skórzaną płachtę i trochę suchego prowiantu na drogę. Wrócił do “Węgorza” po konia i ruszył w drogę do Berendorfu. Z dnia na dzień robiło się coraz zimniej i w czasie podróży boleśnie to odczuł. Gdy dotarł do wsi otoczonej ze wszystkich stron zaoranymi polami był już mocno przemarznięty. W odróżnieniu od pozostałych wiosek w regionie, jakie miał okazję zwiedzić do tej pory, Berendorf był osadą sporych rozmiarów. Wieś liczyła w sumie 19 chat otoczonych niską palisadą, przez którą można było się przedostać jedynie wąską bramą przy której stało teraz dwóch chłopów mocujących się z zamocowaniem jej lewego skrzydła. Hans niespiesznie podjechał do nich.

- Niech Sigmar będzie uwielbiony. Czy to Berendorf?

- Ta, a pan czego tu szukasz?

- Jestem Hans von Mutig. Na razie to szukam noclegu.

- Możesz waszmość - odrzekł kmieć kłaniając się - pytać u któregoś z gospodarzy. Karczmy we wsi nie ma.

- Dzięki. A cóż to się u Was działo, że bramę naprawiacie?

- Od jakiegoś czasu blokowała się i nie dało się wrót zamknąć. W lecie nie było z tym problemu, ale teraz zima idzie, wilki pod wieś podchodzą, to i naprawić trzeba było.

- A we wsi spokój?

- Spokój. Ludziska dwie noce temu widzieli jakieś dziwne światła na niebie, gdzieś daleko na północy, posłaliśmy wtedy nawet jednego z naszych do miasta, żeby tam dowiedział się co się stało, ale w ratuszu nic nie wiedzieli. Poza tym ostatnimi czasy nie działo się nic ciekawego.

- To i chwała bogom. A kto tu u Was rządzi? Chciałbym się z nim rozmówić.

- Stary Wilhelm - chłop wskazał trzecią chatę z prawej strony drogi wiodącej przez wioskę - tam go znajdziecie.

- Dzięki. Bywajcie.

Hans wjechał przez bramę i skierował ku domowi wskazanemu przez chłopów. Gdy zbliżył się do niego, zsiadł z konia, uwiązał go do płotu i zastukał do drzwi. Otworzył mu wysoki mężczyzna, na oko sześćdziesięcioletni, ubrany skórzane spodnie, białą koszulę i kamizelkę. Choć stary, budową ciała sprawiał wrażenie, iż byłby w stanie pokonać niejednego młodzieńca. Poznaczona kilkoma bliznami twarz o ostrych rysach i orlim nosie wpatrywała się w przybysza parą dużych niebieskich oczu.

- Witajcie. Jestem Hans von Mutig, z Aldersburga tu przybywam. Wyście Wilhelm?

- Zgadza się. Co was tu sprowadza?

- Te dziwne wydarzenia, czerwone światła nocą. Wiem, że w mieście Wam nic nie powiedzieli na ten temat.

- A wy coś o tym wiecie? I jaki to ma związek z Berendorfem?

- Wiem. A związek ma dość istotny. Nie bez powodu Was to zaniepokoiło. Ale będziemy tak gadać we drzwiach?

Starzec otworzył szerzej drzwi wpuszczając Hansa do środka. Chata była urządzona skromnie, ale zadbana. Wilhelm zaprosił przybysza do stołu i nalał im obu po kuflu ciemnoczerwonego trunku ze stojącej w rogu izby beczułki.

- Pij pan, dobrze robi na mróz - powiedział pociągając spory łyk.

- Dzięki Wam, bo istotniem zmarzł. - Hans także zanurzył usta w kuflu, ale pił na razie ostrożnie. Trunek okazał się być niezłą nalewką wiśniową.

- A teraz powiedzcie o co chodzi.

- Już mówię, pozwólcie jeno zapytać: czy pamiętacie by w tej okolicy kiedyś było widać takie światła? Gdzieś z bliska, nie z oddali?

- Nie ostatnio. Mamy we wsi taką bajkę o czerwonych światłach, ale za mojego życia, w każdym razie do tamtej nocy, nikt ich nie widział.

- Chętnie posłucham tej bajki, bo może być w niej więcej prawdy, niż Wam się zdaje. Jeno najpierw powiem, com chciał powiedzieć. - Odchrząknął. - W Aldersburgu pojawił się jakiś człowiek, czy kto, co ma konszachty z siłami nieczystymi. Ja akurat tam przebywałem w sprawach handlowych, ale jakem tylko posłyszał co się dzieje, tom od razu się sprawą zainteresował, bo i w mojej okolicy podobne rzeczy się działy, czarownikam śledził i w końcu my go dopadli i spalili, to mam pewne doświadczenie, choć łowcą nie jestem. W każdym razie ów człek poszukuje kamiennych kręgów. Ponoć pozostałości z dawnych czasów, jeszcze zanim wielki Sigmar nas zjednoczył. A kręgi te są mu potrzebne do jakichś mrocznych rytuałów. Jakich, to nie wiem, bom przecie ksiąg mrocznych nie czytał, te co my znaleźli to spłonęły razem z czarownikiem, bo to i strach mieć coś takiego. Ale wiem, że kręgów poszukuje. Udało mi się znaleźć jakieś jego zapiski, gdzie było zaznaczone tych kręgów dziewięć. Sądząc, że potrzebuje wszystkich udałem się najpierw na wyspę, bo i to sugerowały owe notatki. Okazało się jednak, że się spóźniłem. Dotarł tam przede mną i swoje czary odprawił. A żeby to zrobić zabił kilku Sigmarowi ducha winnych mieszkańców. No to ja wróciłem na ląd i się zastanawiam, gdzie jeszcze nie odprawił. No to myślę, przyjadę tutaj, znajdę kręgi, ludzi ostrzegę i spróbuję zrobić na niego zasadzkę. Bo to przecież nie może być, żeby jakiś sługa Chaosu (tfu, tfu) bezkarnie ludzi mordował, a demonom służył, nie? A Aldersburgiem kupcy rządzą, to im się nie chce ruszyć, żeby ratować prostych ludzi. Bo bogowie szlachtę nad swym ludem ustanowili, żeby nad nim pieczę sprawowała. A nad szlachtą Imperatora. Dobrze mówię? Ale zboczyłem od tematu. Sednem jest to, że ja potrzebuję znaleźć kręgi, a wy potrzebujecie się zabezpieczyć, na wypadek, gdyby i tu chciał co czynić.

- Wiem o jakich miejscach pan mówisz, a są trzy takie w okolicy. Jak byłem mały często bawiłem się tam z innymi dziećmi ze wsi w chowanego. Rodzice gadali wprawdzie, aby tam nie łazić, ze względu na tę bajkę, ale nam co innego chodziło po głowie. W każdym razie nic magicznego tam nie widziałem. Jak pan chcesz mogę was tam jutro zaprowadzić, byle nie w nocy. Mamy ostatnio problemy z wilkami. Zima idzie i cholery bezczelne się zrobiły. Co raz to parę sztuk pod wioskę podchodzi nawet nie próbują się kryć między drzewami tylko łażą po polach jakby na coś czekały. W zeszłym tygodniu nawet kilka zakradło się do wioski i ogołociło kurnik jednemu z miejscowych. Od tamtej pory wystawiamy wartę, no i wreszcie zechciało im się wrota naprawić.

- A daleko do tych kręgów?

- Zależy do którego. Pierwsze dwa są raptem cztery godziny marszu przez las, licząc od granicy lasu. Ostatni, najbardziej wysunięty na wschód, to już dłuższa wycieczka. I niebezpieczna. W tamtą część lasu mało kto się u nas zapuszcza. Ci co żyją z myślistwa polują głównie na południu. Sam widziałem ten krąg tylko raz w życiu. A masz Pan zamiar odwiedzić je wszystkie?

- Nie wykluczam, że będzie taka potrzeba. Da radę tam konno pojechać?

- Wątpię. W tej części lasu pełno jest zarośli, ścieżek nie ma, więc większość trasy trzeba będzie wierzchowca prowadzić.

- Trudno. Zaprowadzicie mnie w takim razie o świcie, jeśli łaska. A powiedzcie: gdzie mógłbym przenocować do tego czasu?

- Możesz pan nawet u mnie. Miejsce na zapiecku się znajdzie. Jak nie tu, to możesz Pan pytać u któregoś z chłopów, czy mają wolne miejsca w chacie. W ostateczności można przekimać u kogoś w stodole, ale tego przy takim zimnie bym nie polecał.

- Świetnie, niech Wam Sigmar błogosławi za gościnę. To może opowiedzcie mi od razu tę Waszą bajkę, co?

Wilhelm odchrząknął.

- Dawno temu czworo dzieci ze wsi: Hans, Erwin, Gerta i Peter poszło do lasu nazbierać drewna na opał. Zima była wtedy sroga, wilki podchodziły blisko wioski, więc rodzice powiedzieli im by trzymali się skraju lasu i w razie kłopotów natychmiast wracały do Berendorfu. Kiedy tak wędrowały przez puszczę zbierając gałęzie usłyszały dochodzący z oddali głos. Należał do mężczyzny i wołał ich po imieniu. Zdecydowały się podążyć ku niemu.

W głębi lasu znalazły polanę, gdzie pod jednym z drzew siedział bogato odziany człowiek. Powiedział im, że niemałej odwagi potrzeba, by w ich wieku samemu wędrować po tak niebezpiecznym lesie. W nagrodę dał każdemu z dzieci garść słodyczy. Obiecał im więcej, jeśli zgodzą się zagrać z nim w chowanego. Cała czwórka miała ukrywać się przed nim w lesie do zachodu słońca. Jeśli tajemniczemu jegomościowi nie udałoby się znaleźć dziecka do tego czasu miało ono wrócić na polanę i otrzymać od niego kolejną porcję słodyczy. Jeżeli jednak znajdzie którekolwiek z nich, pechowy malec będzie musiał coś dla niego zrobić. To powiedziawszy przybysz opuścił polanę.

Dzieci postanowiły się rozdzielić. Hans schował się wewnątrz obumarłego drzewa położonego gdzieś w głębi lasu, Gerta w jamie, gdzie dawniej mieszkał niedźwiedź zabity przez mieszkańców wioski rok wcześniej. Erwin ruszył na wschód w stronę rzeki. Był tam kilka razy z ojcem i znał kilka doskonałych kryjówek. Peter nie wiedział gdzie się schować i postanowił spędzić czas do zachodu słońca wędrując po lesie.

Mijały godziny. Kiedy słońce wisiało już nisko nad horyzontem, Gerta przyczajona w pobliżu wejścia do groty dostrzegła czerwone światło na niebie. Po jakimś czasie pojawiło się następne. Przestraszyła się i zaczęła biec w stronę wioski. Była już na skraju lasu, gdy natknęła się na nieznajomego. Jegomość powiedział, że dała się złapać, więc musi pójść z nim i zrobić to o co ją poprosi. Oboje poszli wgłąb lasu. Wieczór przeszedł w noc, robiło się coraz chłodniej, w oddali było słychać ujadanie wilków. Dwójka coraz bardziej oddalała się od wioski. Po wielu godzinach wędrówki dotarli do polany położonej głęboko w lesie, na której wzniesiono kamienny krąg. Gerta powiedziała, że jest jej zimno i chce wracać do domu. Nieznajomy odparł na to, że za moment rozpali czerwone światełka i zrobi się jej ciepło. Zaprowadził dziewczynkę do środka kręgu, dobył z kieszeni nóż i zadał dziewczynce śmiertelny cios. Ostatnią rzeczą, którą Gerta zobaczyła był snop czerwonego światła wznoszący się ku niebu.

Peter przez cały dzień wędrował po lesie. Kiedy dostrzegł światła począł uciekać w stronę wioski, jednak zgubił drogę. Błąkał się tak przez całą noc i następny dzień. Dopiero pod wieczór udało mu się odnaleźć polanę, gdzie po raz pierwszy spotkali nieznajomego. Stamtąd pobiegł do Berendorfu. Choć mieszkańcy wioski szukali zaginionych dzieci przez następnych kilka dni, nigdy nie udało im się znaleźć tajemniczego mężczyzny ani dzieci.


W pewnym momencie opowieści Hansowi zjeżyły się włosy na karku. Zdawało mu się, że rozumie w jaki sposób Kell mógł przedłużać swoje życie, obchodząc konieczność zgody ze strony tego, kto życie oddawał. Choć możliwe, że jednak rytuał dotyczył czego innego. Był jednak problem. Jeśli wierzyć legendzie, to te kręgi nie były tymi, których poszukiwał Hans. Zdecydował się jednak sprawdzić je, bo droga do ostatnich dwóch była w tej chwili zbyt daleka.

Pogawędził jeszcze chwilę z Wilhelmem, zapłacił mu za posiłek i nocleg i udał się na spoczynek.

15 Kaldzeit 2522

Javler

Ledwo trzymał się na koniu. Był zmęczony, od kilkugodzinnej jazdy bolały go wszystkie kości i tylko siarczysty ziąb panujący na dworze powstrzymywał go przed zapadnięciem w sen. Gdyby nie to już dawno zsunąłby się z konia. Jego wierzchowcowi podróż również dawała się we znaki. Niedość, że aura zdecydowanie nie sprzyjała tego rodzaju eskapadom, to na dodatek dochodzące z oddali wycie wilków sprawiało że momentami trudno było nad nim zapanować. Kilka razy podczas podróży Javler omal nie zleciał z końskiego grzbietu. Wyjechał z Aldersburga krótko po tym jak rozstał się z Jakubem. Zdążył tylko wrócić do karczmy i coś przekąsić. Jak tylko skończył pogalopował na wynajętym koniu w stronę Berendorfu. Kiedy tam dotarł nad ranem zarówno on jak i jego wierzchowiec byli wykończeni.

W odróżnieniu od Reubstahl czy Streughofen Berendorf był sporych rozmiarów osadą. Sądząc po ilości pól jakie otaczały wieś ze wszystkich stron większość mieszkańców zajmowała się rolnictwem. Skupisko domów otaczała palisada, do której wnętrza można się było dostać tylko przez wąską bramę pilnowaną przez dwójkę kmieci. Ci widząc w jakim stanie jest Strauss nawet nie próbowali go zatrzymywać. Gdy był już w środku zsunął się z konia rozejrzał się dokoła. Postanowił poświęcić kilkanaście minut na odpoczynek po czym rozpytać czy nie Hansa widziano we wsi. Zanim zdążył wcielić swój zamiar w życie dostrzegł von Mutiga wychodzącego z jednej z pobliskich chat w towarzystwie starszego mężczyzny.

Hans i Javler

- Ha! von Mutig... podejrzewałem że Ciebie znajdę w tej dziurze! Co to się stało, że nie uprzedziłeś mnie o zamiarach wjazdu? - spytał wyraźnie poddenerwowany Strauss.

- Panie von Mutig, jeśli łaska. Nie chciałem marnować Twojego czasu na opowieści o moich zamiarach.

- To idziemy czy nie? - spytał zniecierpliwiony starzec. - Tak w ogóle jestem Wilhelm - powiedział podając dłoń Straussowi.

- Tak jest! Idziemy, bo zdaje mi się, że pracujemy razem - zaakcentował Javler. - Javler Strauss do usług. Dokąd to nas zaprowadzisz?

- Pański towarzysz chciał obejrzeć kamienne kręgi położone w okolicy Berendorfu. Mówi, że mogą mieć jakiś związek z tymi dziwnymi światłami na niebie cośmy je widzieli jakiś czas temu.

- Prowadźcie. On wie o co chodzi, nie musicie tłumaczyć - uciął Hans.

- W takim razie ruszamy do wschodniego. Jest najbliżej wioski.


Gdy po kilku godzinach przedzierania się przez las dotarli na miejsce okazało się, że nie są pierwszymi przybyszami, którym zdarzyło się tu zawitać. Wewnątrz kręciła się trójka mężczyzn ubiorem przywodząca na myśl myśliwych. Dyskutowali o czymś ze sobą, jednak zanim Strauss, von Mutig i starzec zdążyli się zbliżyć na tyle by usłyszeć o co się rozchodzi, mężczyźni spostrzegli, że nie są sami i z bronią w pogotowiu ruszyli nowoprzybyłym na spotkanie. Gdy dzieliło ich kilka metrów jeden z nich przyjrzał się uważniej Javlerowi i dał znak pozostałym, że nie ma się czego obawiać.

- To was przysłał Lentke? - pytanie było skierowane do Straussa.

- Tak jest. Mnie przysłał Pan Lentke, ściślej mówiąc.

- Szczerze powiedziawszy bardzo możliwe, że niepotrzebnie. Zgodnie z instrukcjami przez całą noc obserwowaliśmy wszystkie trzy lokacje i nic się nie wydarzyło. Sądzę, że wasz cel albo jeszcze tu nie zawitał, albo w ogóle nie ma zamiaru pokazywać się w tych stronach. Na wszelki wypadek zostaniemy tu jeszcze dwa dni. Potem wracamy na posterunek.

Hans zostawił towarzyszy i udał się do wnętrza kręgu, mając nadzieję odnaleźć ślady po odprawieniu rytuału. W odróżnieniu od kręgów, jakie oglądał do tej pory, kamienie składające się na ten były porośnięte mchem sprawiając wrażenie, iż nikt tu od dawna nie zaglądał. Nigdzie nie znalazł śladów krwi ani ludzkich szczątków. Mógł bezpiecznie założyć, że ostatnimi czasy nikt nie odprawiał tu rytuałów podobnych do tych na wyspie. Kiedy miał już wracać do grupy omal nie potknął się o niewielki przedmiot wystający z ziemi. Przyjrzał mu się bliżej. Znalezisko okazało się być potrzaskaną kością niewielkich rozmiarów, choć ciężko mu było orzec czy należała do człowieka czy zwierzęcia.

- Trzeba będzie zastawić zasadzkę - powiedział Strauss do ludzi Lentkego.

- Z tym może być mały problem. Łącznie z tobą jest nas tutaj sześciu, a sądząc po zajściach na wyspie, których opis przekazał nam Jakub to może się okazać za mało. Tym bardziej, że mamy trzy cele do obstawienia. Macie jakieś domysły gdzie ten człowiek może się skierować w pierwszej kolejności?

- Nie. Sądziliśmy, że skoro odpalił poprzednie kręgi, teraz będzie kierował się do tych.

- Zostawiłem po jednym ze swoich ludzi przy każdym z pozostałych kręgów. Jeśli by coś zauważyli, mieli dać znać. Do tej pory cisza więc nie wydarzyło się nic godnego uwagi.

- Macie zamiar obejrzeć wszystkie kręgi dzisiaj? - przerwał im Wilhelm. - Bo jeśli tak to musimy się przygotować na nocleg w lesie. Niemożliwe aby udało się nam obejść i zbadać je wszystkie w ciągu jednego dnia. Dlatego albo trzeba będzie gdzieś tutaj przenocować, albo po ciemku przedzierać się przez las czego wolałbym uniknąć.

- W pobliżu rozbliśmy obóz. Jeśli zajdzie taka potrzeba, tam możecie przenocować - odparł jeden z ludzi Lentkego.

- W takim razie, jeśli nie macie nic przeciwko możemy udać się do kolejnego kręgu. Nie chciałbym przebywać w tej części lasu dłużej niż to konieczne.

- Sądzisz, że sie tu dzisiejszej nocy pojawi? Ten cały Veller, czy inny kto w jego ciele, albo i bez... no wiesz - rzekł do Mutiga.- Nie mam żadnych kołków, ani czosnku nawet...

- To wielka szkoda. Lentke obiecywał, że Was przygotuje do ewentualnego starcia. Chodźmy do drugiego kręgu, później zdecyduję, gdzie będę nocował.

Do kolejnego kręgu dotarli około południa i spotkali następnego z ludzi Jakuba. On, podobnie jak ci pilnujący pierwszej lokacji, nie zaobserwował w nocy niczego godnego uwagi. Oględziny głazów również nie ujawniły żadnych nowych śladów. Jednak najbardziej cieszyła Hansa reakcja jego konia. Albo raczej jej brak. Wierzchowiec zachowywał się nad wyraz spokojnie. Spokojniej nawet niż w czasie przedzierania się przez las, kiedy to gałęzie musiały mu się trochę dawać we znaki.

- Jeśli chcecie wrócić na noc do wsi to teraz najlepsza na to pora. Jeżeli chcecie zobaczyć ostatni, to trzeba będzie nocować w lesie - powiedział Wilhelm.

- Jakie plany mają panowie? - przymilnie zapytał Hans ludzi Lentkego.

- Tak jak było wcześniej mówione. Zostawiamy czujki przy każdym kręgu przez najbliższe dwie noce. Jeśli nic się nie wydarzy, wracamy na południe.

- Wilhelmie, jak daleko jest do wsi?

- Będzie jakieś cztery godziny marszu, może trochę dłużej. Jak teraz wrócimy będziemy w Berendorfie krótko po zachodzie słońca.

- Dasz radę wrócić sam i przyjść tu jutro?

- Potrafię zadbać o siebie. Rozumiem, że teraz się rozejdziemy?

- Tak, wracaj. We wsi będziesz bezpieczniejszy. Upewnij się koniecznie, że brama jest zamknięta na noc.

Hans podszedł do mężczyzny i wręczył mu monetę.

- Jakbyś przyniósł co dobrego na śniadanie, to będę wdzięczny.

Wilhelm ukłonił się, schował monetę do kabzy i oddalił się. Po krótkiej chwili zmyła się także większość ludzi Lentkego, z Javlerem na czele. Hans natomiast rozścielił sobie posłanie tuż za granicą kręgu.
 
__________________
Within the spreading darkness we exchanged vows of revolution.
Because I must not allow anyone to stand in my way.
-DN
Dyżurny Purysta Językowy

Ostatnio edytowane przez Radagast : 11-02-2012 o 22:09.
Radagast jest offline