Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 11-02-2012, 23:25   #178
Marrrt
 
Marrrt's Avatar
 
Reputacja: 1 Marrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputację
Jakoś nie mogłem się zabrać do tego ostatniego komentarza. Sam nie wiem czemu. No ale bez dalszych wstępów...

Armielu. Mistrzu. Fabuła była świetna. Strasznie żałuję, że z takich a nie innych przyczyn musiałeś ją okaleczyć z wielu wątków. Co do okaleczenia doprowadziło? Zapewne wszystko po trochu ze mną włącznie. Początek miałem wciągający i rzucony do rodzinnego domu rwałem się do pisania (nawet jeśli nie było tego widać). Normanowi nie udało się co prawda przekonać Cię w pierwszym castingu, ale od początku czułem, że stworzona przez Ciebie Acadia to jego dom. Był klimat. Był niepokój. Nie trudno mi było wejść w jego wspomnienia z dzieciństwa. Bass Harbor było po prostu świetną scenerią. Do tego przyjazd miastowych, widmo trudnych do opisania zmian które zaszły i potworna noc w hoteliku Virgillów. No było super.

Co mi osobiście zaczęło przeszkadzać później? Ano to:
1) Doszło do kilku nieporozumień z użyciem google doca i jakoś nabrałem dystansu i niesmaku do wydarzeń rozwijanych w tym narzędziu. To zaś wyobcowało mnie z Normana i... no właśnie. Za cienki w uszach jestem na to. I być może nie dotyczy to narzędzia samego w sobie, a mam nadzieję, że raczej celu, do którego został użyty. Nie będę ukrywał, że gwoździem do trumny była dla mnie scena po postrzale Mirandy. Być może za bardzo mnie to wciągnęło, ale szczerze nienawidziłem Walkera w tym momencie. Dyskusja jednak o "intencjach domyślnych" była dla mnie czymś tak niezrozumiałym, że emocje odeszły i został tylko niechciany obowiązek ustosunkowania się. Krótko mówiąc ze świetnej sceny zrobił się plastik. Oczywiście tylko i wyłącznie imho.

2) Mimo trzaskania świetnymi pomysłami, Armielu wykazałeś jedną cechę, która mnie też trochę zniechęciła. W sesjach na ogół uważam, że raz napisana kwestia w fabule, która nie była wcześniej poruszana... jest święta. To znaczy, że jeśli nikt wcześniej danego elementu świata nie opisał to można z nim w ramach zdrowego rozsądku, robić co się chce. I tak na przykład pofolgowałem sobie podczas tworzenia tła jakie otaczało Evansa, a potem okazywało się zupełnie co innego i w efekcie musieliśmy stworzyć... dwóch Evansów! Niby szczegół, ale świat tracił na bezcennej interaktywności. Wieeem. Czepialski jestem i w ogóle... Ale ubodło mnie to. To samo w latarni podczas reperowania generatora. Albo podczas rozjeżdżania gliniarzy.
Gorzkie to słowa i źle mi, że je z siebie wyrzucam.

Co się tyczy innych bg:

Nie mam absolutnie żadnych zarzutów. Nawet do Walkera Norman miał być raczej pogodny. Wyszedł bardzo nieufny w stosunku do Was. Trochę mi się to nie kleiło, ale usprawiedliwiałem się, że podczas większości interakcji, jego brak zaufania malał.
Chciałem by wyszło tak, żeby to co mówiła do niego Samantha kupował w ciemno. Ale nie wiem czy mi to wyszło. Wiem za to, że Ela świetnie ją odgrywała i do tej pory powielam "w realu" patent na omlety
Judith bynajmniej jej nie ustępowała. Motyw podszywania się... żałuję że go nie wykorzystałem Normanem do własnych niecnych celów. Ciężko mi było przełknąć to, że ją zostawiamy.
Solomona Norman darzył chyba największą sympatią spośród miastowych. Być może był to pewien respekt dla starszego kolegi po fachu, a być może samo zachowanie żołnierza, który mężnie zniósł cholernie trudne dla niego przerażenie.
No i na koniec Walker. James budził w Normanie najwięcej emocji. Prawie wyłącznie negatywnych. Zachowywał się w sposób pewny siebie i charyzmatyczny. W oczach Normana zarozumiały i bezczelny. Byłem jednak w stanie wyjść poza normanowy punkt widzenia czytając posty Campo. A ilekroć to robiłem to stwierdzałem jedną super ważną cechę. James Walker był bezbłędnie prawdziwy. Armiel celnie go wytypował. Bez dwóch zdań łowca z Bangor rulez

Co do przyjaźni rodzin to mimo iż powątpiewam to kto to wie

Za ostatni post sesji kłaniam Ci się Armielu w pas i symbolicznie oddaję moją klawiaturę. Rzuciłem Ci z premedytacją całkiem pokaźną kłodę pod nogi, a Ty nie dość, że nie zastosowałeś triku "kłoda nie istnieje" to jeszcze dałeś prawdziwy popis skoku przez kłodę. Schlebiło mi to jako graczowi, bo jako wszechmocny mg nie musiałeś tego robić. Między innymi dlatego też pozostajesz w moim osobistym rankingu najlepszym mg na LI. Chciałbym kiedyś poczytać prowadzoną przez Ciebie sesję, której będziesz poświęcał 100 % swoich mistrzowskich sił.

Na koniec muszę powiedzieć, że miałem odruch sprzeciwu gdy czytałem o końcu Samanthy Halliwell. Mimo niewątpliwej poezji w nim zawartej był straszny.
 
__________________
"Beer is proof that God loves us and wants us to be happy"
Benjamin Franklin
Marrrt jest offline