Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 12-02-2012, 13:59   #90
Rewan
 
Reputacja: 1 Rewan jest na bardzo dobrej drodzeRewan jest na bardzo dobrej drodzeRewan jest na bardzo dobrej drodzeRewan jest na bardzo dobrej drodzeRewan jest na bardzo dobrej drodzeRewan jest na bardzo dobrej drodzeRewan jest na bardzo dobrej drodzeRewan jest na bardzo dobrej drodzeRewan jest na bardzo dobrej drodzeRewan jest na bardzo dobrej drodzeRewan jest na bardzo dobrej drodze
Puk puk puk…
Cisza… To znaczy cisza dobiegała z pokoju. Bo w korytarzu odbijał się dźwięk odległej imprezy. Gdzieś tam, w odległym pokoju ktoś urządził jakąś impreze, która zdawała się dopiero tak naprawdę rozkręcać. Tu można było usłyszeć jakiś podniesiony głos, tam głośny wybuch śmiechu. A wszystko to nakładało się na siebie, tworząc jeden chaotyczny strumień dźwięku. Jeszcze tylko brakuje krzyczącej z dołu sąsiadki żeby się zamknęli, która w odpowiedzi dostanie wyzwiska i życzenia żeby coś znalazło się w jej czterech literach..

Puk puk puk…Puk

Do głośnych śmiechów i rozmów najwyraźniej dołączyła jakaś muzyka. Zdawało mu się, że to chyba jakiś utwór Beyonce, ale nie miał pewności. Raczej nie był znawcą muzyki, a jedynie czasem posłuchał jakiś kawałek, w zależności od nastroju. Muzyka jednak zdawała się być nadal cichsza, niż coraz to głośniejsze i bardziej niekontrolowane śmiechy, a tymczasem z pokoju dochodziła cisza…

PUK PUK PUK

I chociaż walnął głośno pięścią w drzwi, to nie czekał już z nadzieją na odpowiedź. Wiedział już, że nikogo nie zastanie. Cholera, Antonino, miałaś tu być... Obrócił się plecami do drzwi i oparł się o nie, osuwając się na ziemie. Nie wiedział co jest bardziej niepokojące. Cisza w całym hotelu i on na środku korytarzu, czy cisza w niemal całym hotelu, zakłócana niemal tylko przez odgłosy imprezy, przez które nikt by się nie zorientował, że coś może być nie tak. Z szeroko otwartymi oczami wbił spojrzenie w ścianę przed sobą i siedział, bojąc się zasnąć. Był sam, a jego strachy wyszły z zakamarków umysłu. Nie nie nie, nic mi nie grozi. Jej tu nie ma. To tylko moja wyobraźnia… Czas upływał, a odległe odgłosy szybko zmieniły charakter z głośnych śmiechów w niezrozumiałe, przekrzykujące się głosy, jakby żaden nie potrafił się wysłowić a wszyscy chcieli oznajmić swoje zdanie w jakże ważnych konwersacjach. Ktoś nawet chyba przełączył muzykę z rozrywkowej na poważną, i podkręcił głośność.

Nagle przed oczami mignęła mu czerwona suknia. Zacisnął mocno powieki, schował głowę między i zakrył się dodatkowo rękami, jak małe dziecko, które myśli, że jeżeli nie będzie widział czegoś złego i strasznego, to wtedy nic mu się nie stanie. To mi się tylko wydaje, to tylko moja wyobraźnia. Jej tu nie ma. JEJ tu nie ma. Wyobraźnia. JEJ TU NIE MA

-Doomiiiiiniiic?

Niemal wyzionął ducha, kiedy głos Antoniny rozległ się tuż nad nim. Był wystraszony, taki cholernie wystraszony. Serce, które najpierw przyspieszyło, potem zdawało się na chwile stanąć, teraz powoli powracało do normalnego rytmu. Antonina stała nad nim, podpierając się o ścianę. Była kompletnie zalana. Tak naprawdę, Dominic wątpił, by jutro pamiętała o tym spotkaniu. Podeszła do drzwi i próbowała trafić w przełącznik kartą magnetyczną, ale to zadanie zdawało się wykraczać po za jej możliwości, niemal jak próba zdobycia Mount Everest przez niepełno sprawnego. Dominic chwycił jej dłoń i pokierował odpowiedni. Urządzenie zapikało, zapaliła się zielona lampka i otworzył drzwi. Wziął Antoninę pod ramię i w tym właśnie momencie zrozumiał, że nie jest ona aż tak lekka jakby się mogło wydawać. Przeciągnął ją przez próg i położył na łóżku. Miała na sobie marynarkę i w ogóle wyglądała inaczej niż gdy zobaczył ją kilka godzin temu. Gdy znalazła się na łóżku postanowił nie męczyć ją zbyt wiele. Ściągnął jej buty na obcasie a potem zwyczajnie ją przykrył. Nie zajęło jej wiele czasu żeby zasnąć. Właściwie, to zasnęła od razu, rozwalona na łóżku w tak rozbrajającej pozie, że na twarzy Dominica pojawił się niemrawy uśmiech.

-Jak Ty to robisz Antonino? Jak potrafisz zasypiać od tak? Zazdroszczę Ci – powiedział po cichu sam do siebie.

Poszedł do łazienki i umył twarz i spojrzał na swoje odbicie.

-Kim ja do cholery jestem?

Następnie rozstawił sprzęt na stoliku obok fotela, usiadł i podłączył się, ustawiając mieszankę na 4 godziny snu. Wcisnął czerwony przycisk, a świat stał się najpierw nie wyraźny, po czym zniknął w ciemności…

*

Kształty i barwy powróciły po drugiej stronie. Naga żarówka chwiała się rytmicznie na kablu, wydając z siebie światło, które czasem to przygasało, by za chwilę znowu się zapalić. Korytarz był dość długi i spowijał go mrok, a w słabym świetle widać było drobinki kurzu, tańczące w leniwym ruchu powietrza. Na ziemi leżał dywan, na wpół zjedzony przez mole. Ruszył przez korytarz, mijając po kolei kolejne drzwi. Nie te, nie te i nie te… – powtarzał sobie w myślach, gdy mijał kolejne odrapane drzwi. Doskonale wiedział czego szukał i gdzie chciał się znaleźć. Tam na górze będzie musiał powrócić do rzeczywistości, ale tutaj jest jego świat i tutaj może robić co chcę. Póki jest w swoim bezpiecznym miejscu, nawet ona nie wedrze się bez pozwolenia. Tak przynajmniej mu się wydawało. Po minięciu kolejnych drzwi, skierował wzrok na następne, znajdujące się po prawej stronie. Wreszcie… Uchylił powoli drzwi i najciszej jak się da, ale stare, wysłużone zawiasy i tak wydały z siebie ciche skrzypienie. Dziewczynka siedząca na ziemi zdawała się tego jednak nie słyszeć pochłonięta swym niesamowitym światem wyobraźni i zabawek. Trzymała w jednej dłoni białego, plastikowego kucyka, o długiej grzywie równie białych włosów. W drugiej natomiast miała małego pluszowego misia, z łatką na prawej dłoni.

-Nie martw się misiu, pomogę Ci. Pójdziemy do doktora i razem sobie z tym poradzimy. Doktor Cię wyleczy –mówiła dziewczynka, imitując głos kucyka.

Nobody pamiętał ten dzień. Dzień, w którym spędził długi wieczór ze swoją siostrzyczką, przed wyjazdem do szkoły, która była za miastem. Mieli się przez dłuższy czas nie widzieć. Ale przyjeżdżał jak najczęściej mógł, więc co jakiś czas się widzieli. Do czasu… Rok później została porwana i nie widział jej już nigdy więcej... Uchylił drzwi jeszcze bardziej i wtedy dziewczynka go usłyszała.

-Domi!!!- wrzasnęła ucieszona.

*

Otworzył oczy. Znowu był w rzeczywistości. Czuł na twarzy, jak jego uśmiech, który zastygł na niej podczas snu, teraz zamieniał się w nijakość. Powrócił tu, kiedy wolał być tam.Czemu rzeczywistość musi być właśnie po tej stronie lustra?... Odłączył igłę i wstał z fotela. Poczuł znajomą utratę zmysłu równowagi przez kilka sekund, lecz zaraz wszystko powróciło do normy. Obejrzał się po pokoju, lecz nie natrafił na Antonine ani na łóżku, ani nigdzie indziej. Przeszedł kilka kroków i zobaczył ją leżącą na ziemi w łazience. Cholera, jak Ty się tu znalazłaś… Podszedł do niej i przykucnął.

-Antonino? Hej, Antonino?

Obudziła się i wstała. Sprawiała wrażenie mocno zdezorientowanej. Chyba sama nie wiedziała jak się tu znalazła i kiedy. Tak jak podejrzewał. Teraz wspierała się na nim i starała się ustać, jakby to był naprawdę wielki wysiłek.

-Myślisz, że jestem głupia?

Jej głos była poważny i Nobody już wiedział, że na imprezie musiało się trochę wydarzyć. Jednak nim zdążył odpowiedzieć, ta podleciała do umywalki i zwymiotowała swoje ostatnie posiłki. Dominic podszedł do niej i odgarnął jej z twarzy włosy. Poczuł nieprzyjemną woń wymiocin, lecz wytrzymał to i nie skrzywił się.

-Nie jesteś głupia. Jesteś sobą, Antonino.
 
Rewan jest offline