Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 12-02-2012, 17:00   #48
Kirholm
 
Kirholm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kirholm jest jak klejnot wśród skałKirholm jest jak klejnot wśród skałKirholm jest jak klejnot wśród skałKirholm jest jak klejnot wśród skałKirholm jest jak klejnot wśród skałKirholm jest jak klejnot wśród skałKirholm jest jak klejnot wśród skałKirholm jest jak klejnot wśród skałKirholm jest jak klejnot wśród skałKirholm jest jak klejnot wśród skałKirholm jest jak klejnot wśród skał
Kompania mogła być rada, iż udało im się znaleźć transport na drugi brzeg rzeki bez konieczności podejmowania walki z żołnierzami królewskiej armii. Chyżo jednak okazało się, że sytuacja wcale nie maluje się tak wesoło jak mogłoby się z początku wydawać. Łódź, którą zaoferował drużynie rybak, co prawda mogła pomieścić całą czwórkę wraz z ekwipunkiem, atoli w żaden sposób nie było szans na przetransportowanie koni. Wieśniak zapewniał jednak, iż w tym miejscu rzeka nie jest zupełnie rwąca, a ku ich szczęściu ma dość szerokie pasma płycizny po obu stronach. Co prawda nie byli zachwyceni perspektywą puszczenia koni samopas przez wodę, jednakże pocieszając się myślą, że te zwierzaki wbrew pozorom potrafią doskonale pływać, zgodzili się na warunki rybaka wręczając mu kilka złotych monet.

By dać większe szanse kulbakom zdjęli z nich siodła które umieścili na łodzi, zaś do ogłowi przywiązali cienkie liny by wyznaczać trasę płynącym zwierzętom, lecz by nie krępować zbytnio ich ruchów. Rybak uparł się, iż to on będzie wiosłował, zapewne obawiał się że uzbrojeni podróżnicy mogą być w istocie uciekającymi przed prawem rabusiami i jedyne co zrobią na pożegnanie to przyłożą mu w łeb, ukradną łódź i pieniądze, a jego samego wrzucą do rzeki. Gdy tylko łódź odbiła od brzegu, wieśniak trzymając w obu rękach masywne drewniane wiosła nie spuszczał gości z widoku. Łatwo dało się zauważyć, że mężczyzna jest obeznany w swym fachu, bowiem gdy łódź wpłynęła na bujnie porastającą wody przybrzeżne roślinność, rybak nawet nie drgnął i wciąż gapiąc się to na Eberharda, to na Marię bez problemu wypłynął z chaszczy.



Wbrew pozorom podróż nie trwała długo. Mniej więcej na środku rzeki dało się usłyszeć wrzaski dobiegające z wioski. Z tego co ich uszy wyłapały, dowiedzieli się, że rybak za przewiezienie podróżników na drugi brzeg nie dostanie jadła ani gorzałki od swej żony do końca miesiąca. Ponadto padły groźby obicia czerepu rózgą. Atoli mężczyzna wciąż zachowywał kamienną minę, po kilku minutach podróży pociągnął jedynie łyk z małej piersiówki.

Nawet brzeg po drugiej stronie rzeki wyglądał jakby inaczej. Gdy tylko opuścili łódź i pożegnali się z rybakiem poczuli złowrogi klimat panujący na lądzie. W powietrzu dało się wyczuć smród anarchii, wojny i rozlewu krwi. Nad nimi latały watahy czarnych jak smoła ptaków, które skrzecząc przeraźliwie dodawały tylko mroku temu miejscu. Nim ujrzeli drogę równoległą do tej którą dotarli do rybackiej wioski musieli przedrzeć się przez wysokie i ostre trawy rzeczne tudzież uporać się z paskudnymi muszkami latającymi dookoła. Nie było to łatwe, bowiem musieli iść piechotą i to dość powoli bowiem musieli poruszać się spokojnie by uspokoić trzymane jedynie za cienkie liny całkowicie mokre i zmarznięte konie, które dość łatwo mogły się spłoszyć.

Najgorsze w tym miejscu było to, iż wiało one kompletną pustką. Jak daleko ich wzrok sięgał nie potrafili dostrzec ani jednej żywej duszy. Chociaż w sumie mogli się mylić bowiem ten brzeg porastała znacznie wyższa i rozrośnięta roślinność, która stanowiła perfekcyjną wręcz kryjówkę. Gdy więc tylko wierzchowce nieco wyschły nałożyli nań siodła i ruszyli naprzód wolnym galopem.

W pewnym momencie jadący przodem Ivo krzyknął, koń jego stanął dęba, a sam medyk padł na ziemię wzbiwszy w powietrze tumany piachu. Gdy ten opadł po chwili Maria i Eberhard ujrzeli naprężoną linę zawiązaną na dwóch pieńkach urżniętych drzew. Koń Iva bryknąwszy i zwaliwszy z siodła swego jeźdźca pomknął przez trawę. Maria i Eberhard zamarli. Dookoła nich stała grupka sześciu brudnych, rosłych mężczyzn. Byli cali w zeschniętym mule rzecznym, dosłownie tak jakby mieszkali tu od dawna, acz nie korzystali z kąpieli w świeżej wodzie. Opancerzeni byli w skórzane kurtki nabijane ćwiekami, zaś dzierżyli prymitywną broń taką jak siekiery, łańcuchy czy cepy. Mimo wszystko wyglądali na godnych przeciwników, a Ivo czuł potężny ból w prawej dłoni. Obawiał się, iż została złamana gdy upadł z konia.

- My głodni - krzyknął brodaty zbój wykrzywiając gębę - I nie widzieć dawno kobiety - Eberhard przeklął w myślach. Dokładnie wiedział kim są owi ludzie, o ile można było ich tak nazwać. Należeli do swego rodzaju sekty, o której głośno było jakiś czas temu. Niegdyś mogli być bogatymi i cenionymi ludźmi, teraz stali się prawdziwym marginesem społeczeństwa. Żyjący w brudzie, smrodzie i ubóstwie, żywiący się oddychającymi wciąż zwierzętami i ludźmi, zażywający niszczące umysł narkotyki byli koszmarnym niebezpieczeństwem. Nikt nie wiedział gdzie mają swą siedzibę, rzadko kiedy ich widziano. Teraz Eberhard zrozumiał gdzie mogli się ukrywać i dlaczego nie zostali schwytani przez poszukujące ich zakony rycerskie.

- Dawajcie nam kobietę - herszt spojrzał na Eberharda przedziwnym wzrokiem, jego gałki oczne, ponad normę wybałuszone ruszały się w szybkim tempie po oczodole. Mężczyzna warknął niczym zwierzę i mocniej ścisnął nóż, o długiej, zakrzywionej klindze - Daj nam kobietę, a odejdziecie wolno. Chcemy kobiety.

Stojący krok za hersztem wojacy również zawarczeli, jeden zaś z paskudnym wyrazem twarzy złapał się za swój skarb.
 
Kirholm jest offline