Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 12-02-2012, 23:29   #24
traveller
 
traveller's Avatar
 
Reputacja: 1 traveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputację
Przebudzili się praktycznie jednocześnie. Ciężko było stwierdzić z pewnością czy był ranek czy może już południe, ale promienie słoneczne przebijały się przez drzewa dając dużo większe poczucie bezpieczeństwa. Nikt z nich nie pamiętał o różowej mgle, nawet Cain, który zdążył ją zauważyć. Na szczęście nie mieli w nocy innych gości, więc brak wartownika nie przysporzył im kłopotów. Dziewczyny podśmiewały się trochę z mężczyzny, który zasnął na warcie, ale on zdawał się tym nie przejmować. Zdziwił się co prawda budząc z twarzą w trawie i to tak daleko od obozu, ale nie miał na to żadnego wyjaśnienia. Każde z nich pamiętało swój sen. Tu inaczej niż w rzeczywistości nie zacierały się one w pierwszych chwilach po wybudzeniu. Nie rozmawiali zresztą o nich nie widząc większego sensu. Zjedli śniadanie z zapasów dźwiganych przez dzielnego osiołku, który dla pewności był przywiązany do drzewa. Okazało się, że on także zdrzemnął się w nocy a teraz ryczał wesoło do swoich towarzyszy upodobawszy sobie zwłaszcza Alicję, która dokarmiała go i głaskała po grzbiecie. Nie odzywali się do siebie wiele. Nie wiedzieli nic o sobie wzajemnie. Byli skrajnie różni i wydawało się, że wciąż nie są w stanie zaufać, ale droga przed nimi miała wzmocnić więzi między nimi i spleść nierozrywalne ze sobą ich linie życia. Uzgodnili wspólnie, że trzeba kierować się do przodu i wypatrywać Purchana. Obrażony goblin najpewniej kręcił się w pobliżu. Poza tym droga powrotna nie wchodziła w grę a błądzenie na ślepo po lesie także wydawało się niezbyt mądrym wyjściem. Leśny szlak wiódł ich prostą drogą jeszcze przez jakąś godzinę. Schody zaczęły się kiedy doszli do pierwszego rozgałęzienia. Weszli na wielką otwartą przestrzeń, która tak bardzo różniła się od ciasnego traktu, którym podróżowali do tej pory. Ogrom tego miejsca w pierwszej chwili ich zadziwił. W szczególności coś co tkwiło w samym centrum. Znajdowało się tam największe drzewo jakie kiedykolwiek widziało którekolwiek z nich. Karola stwierdziła na głos, że drzewa tej wielkości nie rosną na znanej Ziemi.



Mimo to nie dostrzegli go wcześniej ze względu na to, że jego mniejsi kuzyni wokół ograniczali im skutecznie pole widzenia. Obwód i wysokość drzewa przywodził na myśl raczej wieżowiec niż dzieło natury. Było to pierwsze drzewo w lesie, które dało początek całym niezliczonym pokoleniom jeśli wierzyć legendom. Obeszli je podziwiając i unikając korzeni, ale nie znaleźli wejścia ani niczego szczególnego. Wtedy dopiero zauważyli, że z polany jest więcej niż jedno wyjście. Każde z pięciu ramion odchodziło w inną stronę. Mogli ledwo określić kierunek z którego przyszli. Trzeba było jednak podjąć decyzję. Niestety zdać się mogli jedynie na ślepy traf gdyż żadna droga nie wydawała się być bardziej pewna od innych. Nie mieli nawet monety, która by ułatwiała wybór. Zresztą, która moneta ma cztery strony? Być może istniały takie w tym świecie, ale żadne z nich nie miało jednej przy sobie. Skręcili w tą, która odchodziła najbardziej na prawo nie kłócąc się długo na ten temat. Szli tylko dwie minuty kiedy droga ponownie pozostawiała im wybór. Tym razem rozwidlała się ona w trzy strony. Wędrowcy wybrali środek. Drogą zakręcała i wiła się przez dość dłuższy czas zanim w końcu wyszli na kolejną otwartą polanę. Tak im się przynajmniej wydawało gdyż początkowa ulga opuściła ich po krótkiej chwili kiedy zdali sobie sprawę, że wrócili do miejsca w którym zaczynał się ów leśny labirynt. Pierwsza powiedziała to głośno Alicja.

-Czy aby nie widzieliśmy już tego drzewa?

-Też mi się tak wydaje. Przecież drugiego takiego charakterystycznego chyba byśmy nie spotkali.. Chociaż licho wie, to miejsce jest dziwne - pokiwała z powątpiewaniem głową Karola.

-Nieważne... Po prostu wybraliśmy zły kierunek. Idziemy dalej i tym razem wybierzemy inną drogę - mężczyzna kolejny raz grał swoją rolę nieomylnego lidera, którego reszta musi słuchać.

-Tak mądralo? A skąd wiesz, którą drogę wybraliśmy wcześniej? Jak dla mnie wszystkie wyglądają identycznie.

Słowa Alicji dotarły do nich z pełną mocą. Uświadomili sobie ku własnemu zdziwieniu, że faktycznie nie mają pewności, które z dróg można wyeliminować. Nawet osiółek wydawał się być zdezorientowany. Po chwili rozglądania się na boki odezwała się Karola, której zaświtował w głowie pewien pomysł. Rozdarła lekko materiał ze swojej sukienki i przywiązała na jednej z niższych gałęzi drzewa przy drodze, którą właśnie weszli na polanę. Jeśli Cain był pod wrażeniem to nie okazał tego zbytnio. Za to Alicja entuzjastycznie powitała pomysł towarzyszki, która zaraz wyjaśniła swoje postępowanie.

-To daje nam jedną drogę mniej. Jeśli przypadkiem wybierzemy drogę powrotną do cyganów to chyba ją już poznamy po jakimś czasie a w najgorszym razie dojdziemy do mostku na którym widzieliśmy te dziwne ryby.

-Czyli zostają trzy możliwe kierunki - zauważyła Alicja licząc szybko na palcach by podkreślić swoje słowa.

-Dokładnie - podsumowała Karola.

-No i jeszcze ich rozgałęzienia - dodał zimno Cain, tłumiąc trochę początkowy entuzjazm.

Wymienili jeszcze kilka uwag na temat wkurzającej natury ich domniemanego przywódcy i skierowali się drogą, która znajdowała się po lewej od tej na której wciąż tkwili. Sytuacja jednak się powtórzyła. Kolejny raz przyszło im wybierać a potem znów. Stracili kolejne pół godziny a może i dłużej kiedy wyłonili się z lasu na znajomą już polanę, którą powitali westchnięciami i przekleństwami. Alicja narzekała na to, że jest zmęczona, ale poirytowany sytuacją Cain ani myślał o przerwie. Najgorsze przyszło wtedy kiedy zobaczyli powiewający beztrosko materiał z sukienki Karoli. Znajdował się w tym samym miejscu gdzie go zostawiła. Problem był w tym, że znajdował się w odległości kilku metrów od nich co znaczyło, że jakimś cudem znaleźli się znowu na tej samej drodze.

-Niemożliwe... - powiedziało jedno z nich. Nie było ważne, które gdyż wszyscy zgodnie pomyśleli to samo.

---

Zrezygnowani wędrowcy kręcili się chwilę wokół drzewa. Nawet Cain stracił swój wielki zapał i zarządził przerwę.

-I gdzie jest ten cholerny goblin! - wykrzyczała w bezsilnej wściekłości Alicja.

Zmęczona dziewczyna podeszła pod drzewo z zamiarem odpoczynku na zarośniętym mchem pieńku. Szybko jednak zerwała się z miejsca z okrzykiem przerażenia kiedy miejsce na którym usiadła wyraźnie się poruszyło. Ku zaskoczeniu wszystkich “pieniek” zaczął się śmiać i zaraz wyrosły mu ręce i nogi W końcu zobaczyli także znajomą zieloną twarz wykrzywioną w okropnym grymasie rozbawienia.

-Uhuhuhu! Purchan mieć niezły ubaw z wędrowcy!

-Byłeś tu cały czas i pozwoliłeś byśmy kręcili się w kółko jak idioci?! Ty mały zielony...


-Spokojnie skarbie. Rozumiem, że chciał się na nas odegrać za odesłanie go w nocy. To nie było miło... Przepraszamy za to - słowa Caina zdawały się szczere, ale ten kto go znał wiedział, że człowiek ma gdzieś uczucia pokracznego stwora. Stwierdził po prostu, że w tej chwili niezbędna jest jego pomoc. Kobiety spojrzały na niego zdziwione a sam goblin przestał się śmiać i wnikliwie mu się przyglądał.

-Lak’ah! Purchan być zadowolony. Wędrowiec chcieć pomóc Purchan?

-My pomożemy tobie a ty pomożesz nam znaleźć stąd wyjście tak?


Stwór skinął kilka razy głową i zacierał dłonie na myśl, że jednak wszystko poszło po jego myśli. Wydawało się, że w tej chwili nie mają innego wyjścia jak tylko przystać na jego ofertę. Karola skrzyżowała ręce ze sobą i spojrzała poważnie na goblina.

-No więc jak dostaniemy się do tego grzyba? Zaprowadzisz nas tam?

-Purchan nigdzie nie iść! Wędrowiec być śmieszna. Kong dal dur’mag po’h! - widząc, że nie bardzo go rozumieją machnął tylko ręką i ciągnął dalej.


-Wy wejść w las tam - wskazał chudym palcem na zachód - ruszać nogi aż do wielka papuga. Potem skręcić w ta - uniósł prawą rękę - aż do Mo’lah No’r - goblin wyraźnie się wzdrygnął i szukał odpowiedniego słowa przez moment - wędrowiec omijać, nie wchodzić na zła ziemia, przejść bokiem i iść nogi aż do legowisko bestia. Wędrowiec rozumieć?

-Zaraz zaraz czyli musimy...

Alicja zdążyła wypowiedzieć jedynie kilka słów. W tym jednym momencie wszystko się zmieniło i to szybciej niż ktokolwiek mógłby przypuszczać. Z głębi lasu wyskoczyła humanoidalna, na oko dwumetrowa, przygarbiona, mocno porośnięta futrem postać. Przynajmniej tyle zdążyli zaobserwować uczestnicy tych wydarzeń. Istota poruszała się z prędkością do której nieprzywykły ludzkie oczy. Widzieli jedynie rozmazane ruchy i złowieszcze żółte ślepia, które zmuszały by odruchowo odwracali wzrok. Cain nie zdążył choćby wyjąć miecza, Karola zdążyła jedynie wydać z siebie ostrzegawczy okrzyk, który akompaniował żałosnym dźwiękom wydawanym przez kulącego się ze strachu goblina. Natomiast Alicja... Cóż, nasza najmłodsza bohaterka została wbrew swej woli zarzucona na wielkie, umięśnione ramię i szybko oddalała się wraz z porywaczem w kierunku lasu by pokrótce zniknąć razem z nim w gęstwinie drzew. Dopiero wtedy pozostała dwójka oniemiałych wędrowców częściowo otrząsnęła się z szoku. Najpierw popatrzyli na siebie pytającym wzrokiem a odwróciwszy się za siebie stwierdzili nie bez zdziwienia, że zniknął także ich przewodnik, który najpewniej ze strachu zaszył się w jakiejś dziurze. Czym była owa istota? Czyżby to owa leśna bestia o której tyle słyszeli? Dokąd i czemu zabrała Alicję? Co robić dalej? Najbliższy czas miał pokazać czy nauczą się działać jak zgrana grupa.
 
__________________
"Tak, zabiłem Rzepę." - Col Frost 26.11.2021
Even a stoped clock is right twice a day
traveller jest offline