Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Inne > Archiwum sesji z działu Inne
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Inne Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemach innych (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 04-02-2012, 19:10   #21
 
kanna's Avatar
 
Reputacja: 1 kanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputację
Caine - na ile Karola była w stanie to osądzić - nie wyglądał na zaskoczonego, że goblin zażądał zapłaty za wyprowadzenie ich z lasu. Dla Karoli też to było jasne, w ich świecie nie dostawało się niczego za darmo, w tym najwyraźniej panowała ta sama zasada.

- Jakiej zapłaty sobie życzysz? - zapytał spokojnie mężczyzna, nawet lekko się uśmiechając. Pogodnemu wyrazowi twarzy przeczyły jednak oczy, chłodne i kalkulujące wartość wszystkiego co posiadali oraz przydatności goblińskiej oferty.

-Ohoho...
Goblinowi aż zalśniły oczy kiedy zaczął rozważać propozycje mężczyzny i najwyraźniej gubić się przy tym we własnych marzeniach. Wyglądało jednak na to, że w końcu się zdecydował bo przestał się ślinić i mówić do siebie pod nosem.
-Purchan być łowcą grzybów. Wędrowiec znaleźć grzyba a Purchan pomóc wędrowiec!

- Jakiego grzyba? - zapytała Karola niemrawo, przytłoczona absurdem sytuacji “Założę się, że będzie służył do pomniejszania lub powiększania tego Purchana” - pomyślała.

-Jakiego grzyba - powtórzył powoli goblin i dopiero po chwili rozpromieniał uświadamiając sobie o co chodziło Karoli. Cóż przynajmniej w jego mniemaniu.

-Takiego! - Purchan rozciągnął ramiona na maksymalną długość a jego długi wyciągnięty na wierzch język pozwalał przypuszczać, że poniosła go wyobraźnia.
-Ja mieć gdzieś go tutaj... O tutaj! - stwór po raz kolejny sięgnął do poradnika małego grzybiarza, który mógł być dziełem dziecka, jednak jego właściciel był z niego tak dumny jakby napisał go jakiś goblini intelektualista albo co było także dość prawdopodobne...On sam. Długi zielony paluch wskazywał na postrzępioną stronę ze słabo wykonanym szkicem grzyba pożądanego przez właściciela poradnika.
-Fungu’khan! Grzybów książę, marzenie Purchana od korytka. Mmmm. Różowy kapelusz, niebieska kropka, nóżka gruba jak bebech ogra, w śluzie słodkim oooo tak słodkim mniam mniam. I taki duuuuuży grzyb - po raz kolejny zaprezentował tu swoją wizję olbrzymich rozmiarów swojego wymarzonego skarbu.

- Nie ma grzybów w takim rozmiarze - mruknęła Karola - jaką naprawdę ma on wielkość. No, jak duży jest. - powtórzyła, uznając że jej wypowiedź może być zbyt skomplikowana dla stwora.

Purchan podrapał się po głowie próbując przetrawić to co mówiła Karola.

-Ty toś głupia? Czyżesz też emm... z tych stron wędrowiec nie tego tamtego? Eeee? Grzyby u nas bardzo duże. Takie nawet jak... - liczył przez chwilę palce i mruczał coś pod nosem - dwa ogry co, że jeden na drugiego stanie albo i... Eee. No takie duuuuże - posłużył się znów tą samą metaforą rozkładanych rąk. No... tylko, że z Fungu’khanem to Purchan mógł trochę przesadzić. To być bardzo rzadki grzyb i Purchan nie mieć pewność. Mały Purchan dawno dawno, słyszeć tylko jak dziadek Purchan powiedzieć mu, że w tym lesie jest grzyb ten. Purchan dostać Fungu’khana i zrobić wielka zupa grzybowa albo grzybowy gulasz albo grzybowe kopytka albo... - goblin dalszy dialog a właściwie monolog prowadził już w swojej własnej głowie zapominając całkowicie o swoich rozmówcach. Ślinił się przy tym i mlaskał głośno językiem.

- Akurat. - mruknęła Karola, przypominając sobie opowieści rybaków o wielkości upolowanych okazów - Skoro on taki wielki jest, to czemu go wcześniej sam nie znalazłeś?

-Purchan znaleźć wszystkie grzyby, które być w książka. Ten grzyb być inny... Purchan próbować, ale być... być... lo’kah. Purchan się boi. Grzyb leżeć koło siedlisko leśna bestia. Purchan podejść bliżej i mięć miękka noga. Brrrr nawet głodny Purchan nie aż tak głupi.

- Jasna sprawa, leśna bestia... Mamy wykraść grzyb jakiejś bestii? zapomnij.

-Zapomnieć? - goblin prychnął głośno.
-To decyzja wasza jest? Powodzenia w razie takim z drogi znajdowaniem. Wy jeszcze prosić Purchan o pomoc!

Goblin nadął się kolejny raz na myśl, że będzie musiał obejść się smakiem po zrobieniu sobie wcześniej apetytu. Odwrócił się i zaczął powoli oddalać od obozowiska.

- No bez jaj - owinięta śpiworem Alicja jęknęła z dezaprobatą - chyba nie będziemy ganiać teraz po lesie w poszukiwaniu - tu gest otwartych ramion - taaaaakiego grzyba.

- To chyba oczywiste - Caine zajął swoje miejsce przy ognisku. - Ciekawe które z tych grzybów zjadł ostatnio że ma po nich taki odlot.
Położył miecz na kolanach i zaczął go polerować kawałkiem szmaty dołączonej do zestawu.
- Idźcie spać - polecił nie podnosząc wzroku znad ostrza.

- Spadaj - mruknęła Karola. Następny, któremu się wydaje, że przypasanie miecza automatycznie czyni z człowieka przywódcę.
- Coś mówiłaś? - zapytał przesadnie umilonym głosem.
- Po prostu zastanawiałam się głośno, skąd ten niedorzeczny pomysł, że będziemy wykonywać twoje polecenia... - odpowiedziała Karola z miłym uśmiechem
- Nie mam zamiaru zmuszać was do wykonywania poleceń - odwzajemnił uśmiech. - Wolałbym jednak nie słyszeć narzekania gdy będę cię budzić żebyś mnie zastąpiła na warcie. Mógłbym się nieco... zdenerwować.
- Cala już się trzęsę że strachu - poinformowała go Karola szyderczo - wydaje ci się, że kim niby jesteś? Pieprzonym samcem alfa z mieczem?
Alicja spojrzała na swoich towarzyszy z wyrazem politowania zapisanym na twarzy. Chciała coś wtrącić, ale pokręciła tylko głową zrezygnowana, otuliła się śpiworem i zwinęła w kulkę. - Dobranoc - mruknęła.
- Słodkich snów, skarbie - odpowiedział, przenosząc uwagę z Karoli na Alicję. - Samcem... Skoro wolisz tak to ująć - powrócił spojrzeniem do drugiej kobiety. - Pieprzonym... - zmierzył ją z góry na dół uśmiechając się przy tym kpiąco. - Skoro nalegasz...
- Błagam - przewróciła oczami Karola - uważasz, że nikt ci się nie oprze, co?
- To zależy, moja droga - powiedział wstając i podchodząc do niej.
- Zabierz swój miecz i wracaj do ognia, Conanie.
- Cóż słonko... Samcowi należy się chyba samica... Nie sądzisz? - zapytał robiąc kolejny krok w jej stronę.
Karola spojrzała mu w twarz. W jej oczach było rozbawienie, bez śladu strachu.
- Serio sądzisz, że pozwolę ci się dotknąć?
- Zawsze możesz grzecznie położyć się … - zrobił krótką pauzę - spać - dokończył “niewinnie”.
- Mała cię słucha - Karola wskazała na śpiwór Alicji - czy to nie wystarcza, żeby nakarmić ci ego?
- Powiedzmy, że mam nadmiernie rozwinięty instynkt opiekuńczy i wolę, gdy dla swojego dobra, słuchają mnie wszyscy. Czy taka odpowiedź cię zadowala? - zapytał obdarzając ją przy tym niemal przyjaznym uśmiechem. - Więc jak będzie?
- Nie mam dużego doświadczenia w tego typu sprawach i chciałabym dobrze zrozumieć - odwzajemniła uśmiech Karola - Teraz ty stróżujesz, ja odpoczywam, tak? Więc bądź uprzejmy zabrać się stąd razem że swoim mieczem i ego, i powrócić do swojej warty.
- Moja droga, ani na chwilę nie opuściłem stanowiska, cieszę się jednak, że dbasz o moją dobrą opinię wartownika. Pozwolisz więc, że przypilnuję byś bezpiecznie się położyła..? W końcu gdyby coś ci się stało sumienie nie dałoby mi żyć...


***

Sen Karoli


... - Nie może tak być! Nie zniosę jej ani chwili dłużej!! – Naczelny AZety, Froste, był wściekły, żyły wystąpiły mu na szyi (pewnie też w innych miejscach, ale nie dało się tego określić, jako ze był całkowicie ubrany).- Rozumiem OKOLICZNOŚCI, ale albo Carola, albo ja!
Goblin, wytypowany przez Załogę do rozmowy z Naczelnym, przestąpił z nogi na nogę.
- Cóż, szefie – powiedział niepewnie – pan jej o tym powie? To niełatwa decyzja, ale ją szanujemy… damy jakoś radę. Tyle lat razem. Znaczy, poradzimy sobie jakoś bez pana, choć będzie trudno..
Naczelny otarł czoło. – To była przenośnia – powiedział.
Goblin spojrzał na swojego szefa, na jego twarzy widać było tylko bezmiar szacunku.
- Metafora taka, no – Naczelny wierzył, że edukacja permanentna jest kluczem do rozwoju Zespołu – taki językowy środek stylistyczny, w którym obce znaczeniowo wyrazy są ze sobą składniowo zestawione, tworząc związek frazeologiczny o innym znaczeniu niż dosłowny sens wyrazów.
Szacunek na twarzy goblina zwiększył się w sposób widoczny.
- Nieważne – Naczelny machnął ręką – Mówię tylko, że nie odejdę, musimy poszukać Innej Opcji.
Twarz goblina pojaśniała, zwinął się z gabinetu i wrócił za jakiś czas. Wysypał na biurko kupkę miło brzęczących monet.
- Zrobiliśmy składkę – oznajmił z dumą – myślę, że wystarczy na – zawahał się na sekundę – Inną Opcję. Medyk ma znajomości w gildii skrytobójców…
- Zwariowałeś?! – Naczelny poderwał się zza biurka – Bruno utnie nam.. dotację i kilka innych rzeczy, do których jesteśmy znacznie bardziej przywiązani. Trzeba myśleć strategicznie i obrócić OKOLICZNOŚCI na nasza korzyść.
Wybiegł z gabinetu i stanął w ogólnym pomieszczeniu
- Słuchajcie! – zawołał
Wszystkie oczy, przepełnione szacunkiem i nadzieją, zwróciły się w jego stronę.
- Słuchamy! Słuchamy! – odpowiedziało kilka głosów – Bardzo uważnie – dodała Alice, ale szybko zamilkła , skarcona spojrzeniem Naczelnego.
- Plan jest taki: damy jej awans! Zostanie reporterem terenowym, będzie inwigilować środowisko Straży w poszukiwaniu ewentualnych przekrętów.
- Będzie Strażniczką? – zapytał ktoś z przerażeniem – Szefie, to nieludzkie… Ona nawet nie uniesie miecza…
- Ale jakie praktyczne – dodał ktoś inny – Bruno nie będzie mógł mieć do nas pretensji, jeśli coś się jej stanie
- Kiedy coś się stanie – poprawił go goblin i splunął w dłonie – dobra, zbieram zakłady. Ile jej dajecie?
 
__________________
A poza tym sądzę, że Reputację należy przywrócić.

Ostatnio edytowane przez kanna : 04-02-2012 o 20:07.
kanna jest offline  
Stary 04-02-2012, 23:07   #22
 
Vivianne's Avatar
 
Reputacja: 1 Vivianne ma wspaniałą reputacjęVivianne ma wspaniałą reputacjęVivianne ma wspaniałą reputacjęVivianne ma wspaniałą reputacjęVivianne ma wspaniałą reputacjęVivianne ma wspaniałą reputacjęVivianne ma wspaniałą reputacjęVivianne ma wspaniałą reputacjęVivianne ma wspaniałą reputacjęVivianne ma wspaniałą reputacjęVivianne ma wspaniałą reputację
- Zamkniecie się w końcu?! - Alicja była wyraźnie podirytowana. - Staram się spać póki mogę i tobie radzę to samo - zwróciła się do Karoli. - A ty - spojrzała na mężczyznę prawie groźnym wzrokiem - a, szkoda gadać – zrezygnowana pokręciła głową.

- Ja tak - odpowiedziała Karola dziewczynie podnosząc się na nogi - ale nie sądzę, żeby ten nadęty dupek zdołał powściągnąć swój potok wymowy. Mam tu spędzić jakiś czas, niestety - dodała, patrząc na Caine'a - ale nigdzie nie jest powiedziane, że w twoim towarzystwie. -Zrobiła dwa kroki w stronę drzew -Puchan! - zawołała - prowadź mnie do tej bestii, znajdę ci grzyb.

- Wybacz kochanie -
zwrócił się do Alicji z niemal szczerą skruchą. - Nie... - zaczął, robiąc krok do przodu i łapiąc Karolę za ramię. - Ty nigdzie nie idziesz... - Zacisnął mocniej palce, po czym na wypadek gdyby Puchan dosłyszał jej słowa, zwrócił się w kierunku lasu, aczkolwiek nieco ciszej niż kobieta. - Ona tylko żartowała...

Karola zesztywniała, kiedy jej dotknął, a w jej oczach błysnęła panika. Ale tylko przez ułamek sekundy, po chwili zastąpiła ją zimna furia. - Mam 6 dan w aikido - poinformowała mężczyznę lodowato - zabierz rękę, albo się będziesz zbierał z ziemi.

W spojrzeniu Caina na moment pojawiło się zdziwienie, jednak dość szybko zostało zastąpione obojętnością. - Skoro nalegasz, sensei - puścił jej rękę robiąc przy tym krok do tyłu i unosząc miecz. - Droga wolna - ostrzem wskazał kierunek, w którym udał się Puchan[i]

- Czy wyście do końca poszaleli?! - Alicja zerwała się na równe nogi. - Ty- wskazała palcem kobietę - nigdzie sama nie pójdziesz. A Ty - tym razem zwróciła cię do Caine - przestań być tak irytujący - powiedziała głosem nieznoszącym sprzeciwu. Wzięła głęboki oddech i po chwili nieco zawstydzona i zadziwiona swoim zachowaniem spuściła wzrok rumieniąc się przy tym.

- Kochanie... - zwrócił się do Alicji, aczkolwiek nie odrywał spojrzenia od drugiej kobiety. - Skoro tak bardzo zależy jej na śmierci to po co jej w tym przeszkadzać? Jest dorosła, słyszała czym grozi zejście ze ścieżki i zagłębienie się w las. Skoro nie ma zamiaru zachowywać się rozsądnie i odpocząć przed dalszą podróżą to już jej sprawa.

- Dokładnie, to moja sprawa, świetnie, że mamy jasność w tym punkcie - powiedziała kobieta i ponownie zawołała goblina.

Goblin nie odpowiedział na wołania Karoli. Nie wiadomo czy dlatego, że był już za daleko i nie słyszał czy może było na to jakieś inne wytłumaczenie. W powietrzu wisiała jedynie cisza do momentu kiedy kobieta po raz wtóry nie ponowiła swoich prób. Gdzieś w lesie, chociaż nie wiadomo z jakiego kierunku dokładnie rozległ się dziki ryk mrożący krew w żyłach. Coś jednak odpowiedziało na wołanie.

- Co to? - Alicja wydała z siebie stłumiony szept, w którym wyraźnie słychać było strach.

- Bestia - wyjaśniła jej Karola - przynajmniej wiemy, w której części lasu szukać jej legowiska. I tego parszywego grzyba.

- Świetnie – pisnęła dziewczyna.

- Tylko mi nie mów, że chcesz iść razem z nią - rzucił w stronę Alicji, po czym ignorując Karolę, odwrócił się i podszedł do młodej kobiety. - Zostań ze mną, skarbie - poprosił zniżając głos i delikatnie przesuwając opuszkami palców po jej policzku.

- Zostań, zostań, mała, on na pewno cię bardzo chętnie prze... pocieszy
- uśmiechnęła się szyderczo Karola.

- Zostanę - powiedziała po krótkim zastanowieniu odsuwając się jednocześnie od dłoni mężczyzny. - I Ty powinnaś zrobić to samo.

- Tak, poczekam na tego goblina. Sama nie będę chodziła po lesie w nocy.

- Yhm, na pewno z jakimś obrośniętym mchem kurduplem będzie bezpieczniej - parsknęła.

Karola uśmiechnęła się pobłażliwie. - Potrafię o siebie zadbać - zrobiła sekundę przerwy - moja droga.

Dziewczyna wzruszyła ramionami. - Rób co chcesz. Skoro jesteś takim chojrakiem... droga wolna.

Karolina nic nie odpowiedziała, podeszła do drzewa, nieco na uboczu i usiadła, opierając się plecami o pień.

***

Alicja wpatrywała się w ogień. Owinięta ciepłym śpiworem czuła się bezpieczna i spokojna. Cichy, miarowy szum wiatru wygrywał delikatną kołysankę. Dziewczyna nie była jednak senna. Z niechęcią oderwała wzrok od ognia i rozejrzała się po polanie. Karolina siedziała bez ruchu oparta o gruby pień drzewa. Wyglądało na to, że i tą wojowniczkę dopadło w końcu zmęczenie.
Poszukiwała wzrokiem Caine’a. – Świetnie już nas zostawił – pomyślała zrezygnowana – można się było tego…

- Kogo szukasz skarbie?

Alicja wydała z siebie krzyk przerażenia. – Nie zachodź mnie od tyłu. Wystraszyłeś mnie ty podły samolubny… Nie dokończyła. Bezceremonialnie zamknął jej usta pocałunkiem. Długim namiętnym pocałunkiem. Jego dłoń powędrowała na szyję dziewczyny, palce zacisnęły się mocno. Brakło je tchu.

Ciemność... a potem to znane wszystkim uczucie spadania, które przychodzi często w półśnie i kończy się ogarniającym całe ciało dreszczem zsynchronizowanym z szerokim otwarciem oczy.

Wynurzając się z wody. Tafla jeziora była spokojna, niebo bezchmurne a na brzegu czekał uśmiechnięty Michał.

- Wyłaź już z tej wody Alex, zaraz będziesz miała taką miękką, pomarszczoną skórę. Fuuj.

- Spadaj – warknęła udając, że się obraża – jestem na Mazurach, chcę się wymoczyć za wszystkie czasy.

- Oj skarbie, przecież wiesz, że dla mnie zawsze jesteś piękna.

- Wiem – zaśmiała się wesoło unosząc się na powierzchni wody. – Może wieczorem pójdziemy w końcu na ten leśny cmentarz, o którym czytaliśmy w… - urwała nagle.

- Co się dzieje Alex?

- Kochanie... przecież Ty... nie żyjesz.

- Święta racja – przyznał uśmiechając się jak gdyby nigdy nic.

- A ja nie umiem pływać.

- Nie umiesz. Obiecałem, że Cię nauczę, ale nie zdążyłem.

Alicja zniknęła pod wodą za chwilę wynurzyła się łapczywie łapiąc powietrze. – Pomóż mi tonę! - Chłopak stał bez ruchu. – Pomocy!

- Nie mogę. To musi się skończyć Alex. Twoja żałoba, twój styl bycia… Wróć do żywych skarbie. Już czas.

- Pomocy! – krzyczała ostatkiem sił.

- Nie chcesz tego Alex. Nie chcesz do mnie dołączyć.


Na niebie pojawiły się chmury, zerwał się silny wiatr. Wszystkie mięśnie stały się bezwładne a ciało Alicji ogarnął przeraźliwy chłód. Do płuc wlała się ogromna ilość lodowatej cieczy. Ostatnią rzeczą jaką zobaczyła przed ostatecznym zanurzeniem się w ciemną taflę jeziora była świetlista błyskawica przecinająca ponure niebo, zaraz po niej, gdzieś daleko rozległ się ogłuszający grzmot. Utonęła.

Leśną polane przeszył głośny, wysoki krzyk. Alicja leżała na ziemi oddychając łapczywie. Z szeroko otwartych oczy ciekły wielkie łzy.
 
__________________
"You may say that I'm a dreamer
But I'm not the only one"
Vivianne jest offline  
Stary 05-02-2012, 11:53   #23
 
Grave Witch's Avatar
 
Reputacja: 1 Grave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputację
Caine nie bez zdziwienia powitał wiadomość, że chwila zabawy z towarzyszami Joe zaowocowała możliwością wybrania czegoś ze sklepiku Shanksa. Nie miał w planach starania się o cokolwiek, widać jednak że los zdecydował za niego. Nie zamierzał się jednak sprzeczać z jego decyzjami. W końcu po rozmowie z Bajarzem doszedł do wniosku, że uzbrojenie się nie będzie najgorszym pomysłem. Shanks zaś dysponował, może nieco starodawną jednak wciąż zdolną do zadawania ran, bronią. Miecz w, zaczynał przyzwyczajać się do tego określenia, magiczny sposób dostosował się do jego dłoni jakby został wykonany specjalnie dla niego. Było to dość dogodne rozwiązanie i bez wątpienia pomoże mu w opanowaniu techniki walki tą bronią. Miał wrażenie, że nie będzie to takie proste jak pociągnięcie za spust.

Ścieżka prowadząca ich przez nienaturalnie cichy las, to zwężała się, to znów rozszerzała. Caine, nie wypuszczając broni z rąk, szedł przodem. Nigdy nie był dobry w radzeniu sobie ze zwierzętami więc rozsądniejszym wyjściem było by to on zajął się ochroną, a kobiety wystraszonym osiołkiem. Dzięki temu mógł w spokoju przemyśleć słowa Bajarza. Osobiście nie miałby nic przeciwko zostaniu w cygańskiej osadzie. Spodobała mu się wolność którą tam poczuł, tak daleka od jego świata. Jednak wizja, która została im przedstawiona nieco zburzyła jego ledwo wykluwające się plany. Może to i lepiej. Nie był pewien jak długo mógłby tak żyć nim jego natura dałaby o sobie znać. W zupełności wystarczały mu chwile spędzane w górach. Wystarczyło tylko dotrzeć do “domu” i mógłby mieć je z powrotem. Nic więc dziwnego że poganiał dziewczyny jak się dało nie mając serca dla ich i własnego zmęczenia. W końcu jednak i on musiał się poddać. Ciężko bowiem przeć na przód gdy ledwo widzi się drogę po której się stąpa, a zabłądzenie było ostatnią rzeczą na jaką miałby ochotę. Podobnie zresztą jak spotkanie goblina. Zdziwił się nieco jak łatwo przyszło mu wyciągnąć miecz i stanąć między zielonym stworem a kobietami. Od kiedy do diabła taki z niego rycerzyk?

***

Pertraktacje z goblinem i późniejsza sprzeczka z Karolą nieco odgoniły zmęczenie wywołane drogą. Nieco zaniepokoił go fakt jak mało brakowało by cała ta sprawa skończyła się na czymś więcej niż słownych przepychankach. Nigdy nie podniósł ręki na kobietę o ile ta wyraźnie o to nie poprosiła lub nie nastawała na jego życie. Co w niego do diabła wstąpiło? Fakt, nie mógł ignorować jej zachowania jednak...

***

Caine w milczeniu przysłuchiwał się wymianie zdań pomiędzy kobietami. Nie dało się ukryć, że sprawiała mu ona radość gdyż uśmiech nie opuszczał jego twarzy. Gdy Karolina oddaliła się nieco i usiadła pod drzewem, uniósł lekko miecz i czubkiem ostrza wskazał na posłanie Alicji.
- Powinnaś wrócić do przerwanego odpoczynku, skarbie - powiedział niemal czułym głosem, który jednak nie był w stanie zatuszować nakazu zawartego w słowach. Nie miał ochoty wykłócać się również z nią, liczył więc na jej rozwagę.
- Mógłbyś w końcu przestać rozkazywać? - to było raczej stwierdzenie.
- Z tym może być problem... - odpowiedział. - Dla ciebie jednak mogę zrobić wyjątek. Idź spać - dodał tym samym tonem co poprzednio jednak dodając do niego nieco sztucznie brzmiącą nutę prośby.
Alicja zaśmiała się krótko po czym zerknęła na Karoline. - Obudź mnie - zaczęła włażąc ponownie w ciepły śpiwór - jak będzie trzeba. - Otuliła się szczelnie i uśmiechnęła lekko spoglądając w ogień.

Caine po chwili zajął swoje miejsce przy ognisku. Jednak zamiast, jak wcześniej, zająć się mieczem, skupił całą swoją uwagę na młodej kobiecie, uśmiechając się niczym kocur, który za chwilę dobierze się do miski pełnej śmietanki. Gdyby jednak przyjrzeć się lepiej można było dostrzec, że uśmiech ten nie sięga oczu. Faktem bowiem było, że wzbudzała w nim instynkty, o których istnienie by się nie podejrzewał. Jednocześnie pragnął chronić ją przed niebezpieczeństwem i sprawić by znalazła się przed nim na kolanach. Wiedział, że potrafiłby nią zawładnąć, przebudzić w niej wojowniczkę tkwiącą w zamknięciu jej własnych ograniczeń. Uczynić z niej swoją królową. Piękną, posłuszną i śmiertelnie niebezpieczną dla każdego, kto stanąłby na ich drodze. Potrzebował jednak czasu, a ten działał na jego niekorzyść. On i warunki w których się znaleźli. Musiał się więc ograniczyć do gry, która stała się jego życiem. Jednak do czasu... W końcu uda się im dotrzeć do domu, a wtedy zrobi wszystko by mieć ją dla siebie... Wszystko...

Alicja wpatrywała się ukradkiem w mężczyznę, wzdrygnęła się lekko. - Nie patrz tak na mnie - starała się by jej głos nie zdradzał ni odrobiny strachu - to... niepokojące.
- Spokojnie skarbie, nie gryzę...
- przerwał na chwilę, wykorzystując ten czas na dokładne i powolne przesunięcie wzrokiem po jej sylwetce rysującej się pod śpiworem - zazwyczaj - dodał pozwalając by ich spojrzenia się spotkały. Z jego oczu bez trudu mogła odczytać, że tym razem owo “nie gryzę”, było stwierdzeniem ostro mijającym się z jego zamiarami.
- Caine...- Alicja zebrała się na odwagę i wciąż patrzyła mu w oczy - wyluzuj co?
Mężczyzna roześmiał się wesoło.
- Śpij Alicjo - odpowiedział, jakby nigdy nic powracając do podziwiania swojego miecza. Nie dało się stwierdzić o czym myślał, gdyż jego twarz nie zdradzała niczego, zupełnie jakby został zahipnotyzowany przez odblask ognia igrający na powierzchni ostrza. Ostrza, które w niebezpieczny sposób naruszało tamy jakie zbudował by chronić swój świat. Czymkolwiek było, a Caine zaczynał podejrzewać, że nie tylko bronią jakiegoś wojaka, budziło w nim niepokój, o ile nie strach. Dawało mu bowiem przewagę, zbrojąc jego dłoń i czyniąc zdolnym do walki. Jednak w tym samym czasie osłabiało w sposób, którego najbardziej się obawiał.
- Yhmm. Chcę Ci zaufać Caine, komuś tutaj muszę. Nie zmarnuj tego - głos dziewczyny zabrzmiał zupełnie szczerze. I poważnie.
- Marny wybór kochanie - oznajmił po chwili, nie podnosząc wzroku znad ostrza.
- Marny, ale komuś trzeba - stwierdziła patrząc w niebo, które ledwo przebijało się pomiędzy konarami.
- Wolisz zaufać komuś takiemu jak ja niż naszej drogiej damulce od zielonych kurdupli? - zdumienie w jego głosie było nieco zbyt wyraźne, by było szczere. - To może być nawet ciekawe...
- Chyba już to powiedziałam. Co do ciebie nie dotarło?
- Nie denerwuj się skarbie
- odparł spokojnie. - Dbam tylko o twoje dobro...
Spojrzała na niego i zaśmiała się krótko. - Moje dobro, naprawdę daruj sobie - prychnęła.
- Cóż za brak wiary w moje dobre intencje. Wstydź się moja droga - mimo, iż w głosie dźwięczała nutka wesołości to szare oczy, które na chwilę połączyły się z jej, nie miały w sobie ani odrobiny radości. - Gdy mi na kimś zależy dbam o jego dobro, tak samo jak o własne. Ty zaś nie powinnaś ufać nikomu, dopóki dobrze go nie poznasz. Nawet wtedy istnieje ryzyko, że zostaniesz zdradzona, moja droga. W niektórych przypadkach oznacza to coś bardzo, bardzo nieprzyjemnego. Zdaję sobie sprawę, że nasza obecna sytuacja nie daje możliwości zastosowania zwyczajowych zasad, nie znaczy to jednak, że powinnaś od tak szastać czymś od czego może zależeć twoje życie. Na twoim miejscu, jeżeli już musisz, zaufałbym Karoli. Jest twarda, potrafi się obronić. Może nie zawsze myśli trzeźwo, jednak jest kobietą, a wy w sytuacji takiej jak ta, powinniście trzymać się razem. Nie mam zwyczaju zabijać kobiet, nawet ranić... W końcu pięknu należy się ochrona. Nie zawaham się jednak was zdradzić, jeżeli uznam, że jest to konieczne. Zastanów się mała czy warto podjąć takie ryzyko... - zakończył swoją przydługą przemowę i wstał. Minę miał ponurą, gdyby nie jego słowa i wcześniejsze zachowanie, można by przypuszczać, że w spojrzeniu odbijał się smutek, który odczuwał. - Idę się nieco przewietrzyć, a ty lepiej odpocznij - oznajmił, po czym wolnym krokiem ruszył w stronę drzew. Znów towarzyszyło mu to uczucie, tym razem popychając do szczerości, która bynajmniej nie byłą mu na rękę. Potrzebował chwili... Długiej chwili z dala od tych kobiet, ich spojrzeń i chaosu który budziły w jego głowie. Niech to szlag trafi... Potrzebował teraz swojego opanowania, a nie ckliwych gadek i sentymentów.

Karola oparła się plecami o drzewo i spod przymkniętych powiek obserwowała ognisko. Była zmęczona, ale jednoczesnie zbyt zdenerwowana, żeby spać. Sytuacją, w jakiej się znalazła, ale przede wszystkim osobą Caina. Jego zachowaniem. Mężczyzna zbyt mocno kogoś jej przypominał, a Karola bała się tych wspomnień. Nie chciała pamiętać.
- Świetnie, niech nikt nikomu nie ufa. Działajmy na własną rękę na pewno daleko zajdziemy - rzuciła za oddalającym się mężczyzną.
- Nie powiedziałem żebyś nikomu nie ufała - odpowiedział przystając jednak nie odwracając się w stronę kobiety. - Tylko że wybrałaś nieodpowiednią osobę. Zgodzisz się ze mną, prawda? - zwrócił twarz w kierunku drzewa pod którym siedziała Karola.
- Niekoniecznie. Uwierz, że to przemyślałam.
- Twoja wola, maleńka
- odparł ruszając dalej.
- Moja - odpowiedziała krótko i stanowczo. Obserwowała mężczyznę.

Czując na sobie wzrok obu “dam” zagłębił się w las odchodząc tak daleko by zniknąć im z oczu jednak nie na tyle by samemu nie móc ich obserwować. W końcu to było jego zadaniem, a co jak co, z powierzonych mu zadań zawsze się wywiązywał. Rzucił gniewne spojrzenie w stronę miecza.
- Zadowolony? - wyszeptał wiedząc, że nocą głos niesie się daleko. Ukrył ostrze w przeznaczonej dla niego pochwie, przypiętej do pasa. Kurwa... Obwiniał miecz za własne zachowanie. Jak nic zaczyna mu odpierdalać...

Obszedł obóz dwa razy nim wrócił na swoje miejsce. W lesie nadal panowała cisza, co wcale go nie uspokajało. Ponownie wyjął miecz, który wydał się mu nieco lżejszy, ale cholera go tam wiedziała. Czekał dopóki nie poczuł, że zaczyna padać. Dopiero wtedy wstał i obudził Karole, o dziwo, delikatnie.


*****

Otworzył oczy by spojrzeć w jasne niebo. Jego widoku nie przesłaniały mu drzewa, a kruki. Czarne ptaszyska szybujące nad nim i nad... Uniósł się nieco by zobaczyć miejsce w którym się znalazł. Była to polana, mógłby rzec, że piękna gdyby nie trupy które ją zaścielały. Nie mógł sobie przypomnieć w jaki sposób się tu znalazł. Jego wzrok przyciągnęła wieża majacząca na horyzoncie. Spróbował się podnieść gdyż czuł, że właśnie w tamtym kierunku powinien się udać. Było to trudne zadanie mimo iż zbroja, którą miał na sobie była zadziwiająco lekka. Jego miecz nosił na sobie ślady krwi, lecz pamięć nie podsuwała wspomnień. Nie schował go do pochwy pozwalajac by słońce odbijało swe promienie na jego ostrzu.
Ruszył przed siebie omijając ciała zakute w zbroje. Rozlana posoka sprawiała, że stratowana trawa zmieszana z namokniętą ziemia przypominała szkarłatną breję. Szedł ostrożnie jednak z każdym kolejnym krokiem przyspieszał. Las, który otaczał pole bitwy szumiał cicho, łącząc się swym smutkiem z głosem, który coraz wyraźniej dolatywał do jego uszu. Błagalna pieśń wrzynała się w jego serce zmuszając nogi do zwiększenia wysiłku.


Ave Maria! Maiden mild!
Listen to a maiden's pleading
from these rocks, stark and wild,
my prayer shall be wafted to thee.
we shall sleep safely till morning,
though men be ever so cruel.
o Maiden, see a maiden's distress,
O Mother, hear a suppliant child.

Ave Maria, undefiled!
When we upon this rock lie down
to slumber, and they protection covers us,
The hard stone will seem soft to us.
If Though smilest, the scent of roses will float
Through this murky cavern,
O Mother, hear a child's petition,
O maiden, 'tis a maid that calls!

Ave Maria, Maiden pure,
the demons of the earth and air,
drien forth by thy gracious glance
cannot stay here with us.
we will camly bow to fate
Since they holy comfort hovers over us...


Słowa modlitwy wyśpiewywanej kobiecym głosem zawiodły go wreszcie do podnóża zrujnowanej wieży. Za ich przewodnictwem dotarł do komnaty znajdującej się na samym jej szczycie, w której ujrzał ciało spoczywające na łożu. Nie słyszał już śpiewu, a jego serce wypełnił ból jakiego nigdy jeszcze nie czół. Żal narastał w nim niczym wody wezbrane powodzą. Żal i złość szalona szukająca dla siebie ujścia. Odwrócił twarz nie mogąc znieść widoku jaki miał przed sobą. Jego oczy napotkały lustro, a w nim obce obce oblicze...

*****

Obudził się nagle, przez chwilę nie wiedząc gdzie jest ani kim jest.
 
__________________
“Listen to the mustn'ts, child. Listen to the don'ts. Listen to the shouldn'ts, the impossibles, the won'ts. Listen to the never haves, then listen close to me... Anything can happen, child. Anything can be.”
Grave Witch jest offline  
Stary 12-02-2012, 23:29   #24
 
traveller's Avatar
 
Reputacja: 1 traveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputację
Przebudzili się praktycznie jednocześnie. Ciężko było stwierdzić z pewnością czy był ranek czy może już południe, ale promienie słoneczne przebijały się przez drzewa dając dużo większe poczucie bezpieczeństwa. Nikt z nich nie pamiętał o różowej mgle, nawet Cain, który zdążył ją zauważyć. Na szczęście nie mieli w nocy innych gości, więc brak wartownika nie przysporzył im kłopotów. Dziewczyny podśmiewały się trochę z mężczyzny, który zasnął na warcie, ale on zdawał się tym nie przejmować. Zdziwił się co prawda budząc z twarzą w trawie i to tak daleko od obozu, ale nie miał na to żadnego wyjaśnienia. Każde z nich pamiętało swój sen. Tu inaczej niż w rzeczywistości nie zacierały się one w pierwszych chwilach po wybudzeniu. Nie rozmawiali zresztą o nich nie widząc większego sensu. Zjedli śniadanie z zapasów dźwiganych przez dzielnego osiołku, który dla pewności był przywiązany do drzewa. Okazało się, że on także zdrzemnął się w nocy a teraz ryczał wesoło do swoich towarzyszy upodobawszy sobie zwłaszcza Alicję, która dokarmiała go i głaskała po grzbiecie. Nie odzywali się do siebie wiele. Nie wiedzieli nic o sobie wzajemnie. Byli skrajnie różni i wydawało się, że wciąż nie są w stanie zaufać, ale droga przed nimi miała wzmocnić więzi między nimi i spleść nierozrywalne ze sobą ich linie życia. Uzgodnili wspólnie, że trzeba kierować się do przodu i wypatrywać Purchana. Obrażony goblin najpewniej kręcił się w pobliżu. Poza tym droga powrotna nie wchodziła w grę a błądzenie na ślepo po lesie także wydawało się niezbyt mądrym wyjściem. Leśny szlak wiódł ich prostą drogą jeszcze przez jakąś godzinę. Schody zaczęły się kiedy doszli do pierwszego rozgałęzienia. Weszli na wielką otwartą przestrzeń, która tak bardzo różniła się od ciasnego traktu, którym podróżowali do tej pory. Ogrom tego miejsca w pierwszej chwili ich zadziwił. W szczególności coś co tkwiło w samym centrum. Znajdowało się tam największe drzewo jakie kiedykolwiek widziało którekolwiek z nich. Karola stwierdziła na głos, że drzewa tej wielkości nie rosną na znanej Ziemi.



Mimo to nie dostrzegli go wcześniej ze względu na to, że jego mniejsi kuzyni wokół ograniczali im skutecznie pole widzenia. Obwód i wysokość drzewa przywodził na myśl raczej wieżowiec niż dzieło natury. Było to pierwsze drzewo w lesie, które dało początek całym niezliczonym pokoleniom jeśli wierzyć legendom. Obeszli je podziwiając i unikając korzeni, ale nie znaleźli wejścia ani niczego szczególnego. Wtedy dopiero zauważyli, że z polany jest więcej niż jedno wyjście. Każde z pięciu ramion odchodziło w inną stronę. Mogli ledwo określić kierunek z którego przyszli. Trzeba było jednak podjąć decyzję. Niestety zdać się mogli jedynie na ślepy traf gdyż żadna droga nie wydawała się być bardziej pewna od innych. Nie mieli nawet monety, która by ułatwiała wybór. Zresztą, która moneta ma cztery strony? Być może istniały takie w tym świecie, ale żadne z nich nie miało jednej przy sobie. Skręcili w tą, która odchodziła najbardziej na prawo nie kłócąc się długo na ten temat. Szli tylko dwie minuty kiedy droga ponownie pozostawiała im wybór. Tym razem rozwidlała się ona w trzy strony. Wędrowcy wybrali środek. Drogą zakręcała i wiła się przez dość dłuższy czas zanim w końcu wyszli na kolejną otwartą polanę. Tak im się przynajmniej wydawało gdyż początkowa ulga opuściła ich po krótkiej chwili kiedy zdali sobie sprawę, że wrócili do miejsca w którym zaczynał się ów leśny labirynt. Pierwsza powiedziała to głośno Alicja.

-Czy aby nie widzieliśmy już tego drzewa?

-Też mi się tak wydaje. Przecież drugiego takiego charakterystycznego chyba byśmy nie spotkali.. Chociaż licho wie, to miejsce jest dziwne - pokiwała z powątpiewaniem głową Karola.

-Nieważne... Po prostu wybraliśmy zły kierunek. Idziemy dalej i tym razem wybierzemy inną drogę - mężczyzna kolejny raz grał swoją rolę nieomylnego lidera, którego reszta musi słuchać.

-Tak mądralo? A skąd wiesz, którą drogę wybraliśmy wcześniej? Jak dla mnie wszystkie wyglądają identycznie.

Słowa Alicji dotarły do nich z pełną mocą. Uświadomili sobie ku własnemu zdziwieniu, że faktycznie nie mają pewności, które z dróg można wyeliminować. Nawet osiółek wydawał się być zdezorientowany. Po chwili rozglądania się na boki odezwała się Karola, której zaświtował w głowie pewien pomysł. Rozdarła lekko materiał ze swojej sukienki i przywiązała na jednej z niższych gałęzi drzewa przy drodze, którą właśnie weszli na polanę. Jeśli Cain był pod wrażeniem to nie okazał tego zbytnio. Za to Alicja entuzjastycznie powitała pomysł towarzyszki, która zaraz wyjaśniła swoje postępowanie.

-To daje nam jedną drogę mniej. Jeśli przypadkiem wybierzemy drogę powrotną do cyganów to chyba ją już poznamy po jakimś czasie a w najgorszym razie dojdziemy do mostku na którym widzieliśmy te dziwne ryby.

-Czyli zostają trzy możliwe kierunki - zauważyła Alicja licząc szybko na palcach by podkreślić swoje słowa.

-Dokładnie - podsumowała Karola.

-No i jeszcze ich rozgałęzienia - dodał zimno Cain, tłumiąc trochę początkowy entuzjazm.

Wymienili jeszcze kilka uwag na temat wkurzającej natury ich domniemanego przywódcy i skierowali się drogą, która znajdowała się po lewej od tej na której wciąż tkwili. Sytuacja jednak się powtórzyła. Kolejny raz przyszło im wybierać a potem znów. Stracili kolejne pół godziny a może i dłużej kiedy wyłonili się z lasu na znajomą już polanę, którą powitali westchnięciami i przekleństwami. Alicja narzekała na to, że jest zmęczona, ale poirytowany sytuacją Cain ani myślał o przerwie. Najgorsze przyszło wtedy kiedy zobaczyli powiewający beztrosko materiał z sukienki Karoli. Znajdował się w tym samym miejscu gdzie go zostawiła. Problem był w tym, że znajdował się w odległości kilku metrów od nich co znaczyło, że jakimś cudem znaleźli się znowu na tej samej drodze.

-Niemożliwe... - powiedziało jedno z nich. Nie było ważne, które gdyż wszyscy zgodnie pomyśleli to samo.

---

Zrezygnowani wędrowcy kręcili się chwilę wokół drzewa. Nawet Cain stracił swój wielki zapał i zarządził przerwę.

-I gdzie jest ten cholerny goblin! - wykrzyczała w bezsilnej wściekłości Alicja.

Zmęczona dziewczyna podeszła pod drzewo z zamiarem odpoczynku na zarośniętym mchem pieńku. Szybko jednak zerwała się z miejsca z okrzykiem przerażenia kiedy miejsce na którym usiadła wyraźnie się poruszyło. Ku zaskoczeniu wszystkich “pieniek” zaczął się śmiać i zaraz wyrosły mu ręce i nogi W końcu zobaczyli także znajomą zieloną twarz wykrzywioną w okropnym grymasie rozbawienia.

-Uhuhuhu! Purchan mieć niezły ubaw z wędrowcy!

-Byłeś tu cały czas i pozwoliłeś byśmy kręcili się w kółko jak idioci?! Ty mały zielony...


-Spokojnie skarbie. Rozumiem, że chciał się na nas odegrać za odesłanie go w nocy. To nie było miło... Przepraszamy za to - słowa Caina zdawały się szczere, ale ten kto go znał wiedział, że człowiek ma gdzieś uczucia pokracznego stwora. Stwierdził po prostu, że w tej chwili niezbędna jest jego pomoc. Kobiety spojrzały na niego zdziwione a sam goblin przestał się śmiać i wnikliwie mu się przyglądał.

-Lak’ah! Purchan być zadowolony. Wędrowiec chcieć pomóc Purchan?

-My pomożemy tobie a ty pomożesz nam znaleźć stąd wyjście tak?


Stwór skinął kilka razy głową i zacierał dłonie na myśl, że jednak wszystko poszło po jego myśli. Wydawało się, że w tej chwili nie mają innego wyjścia jak tylko przystać na jego ofertę. Karola skrzyżowała ręce ze sobą i spojrzała poważnie na goblina.

-No więc jak dostaniemy się do tego grzyba? Zaprowadzisz nas tam?

-Purchan nigdzie nie iść! Wędrowiec być śmieszna. Kong dal dur’mag po’h! - widząc, że nie bardzo go rozumieją machnął tylko ręką i ciągnął dalej.


-Wy wejść w las tam - wskazał chudym palcem na zachód - ruszać nogi aż do wielka papuga. Potem skręcić w ta - uniósł prawą rękę - aż do Mo’lah No’r - goblin wyraźnie się wzdrygnął i szukał odpowiedniego słowa przez moment - wędrowiec omijać, nie wchodzić na zła ziemia, przejść bokiem i iść nogi aż do legowisko bestia. Wędrowiec rozumieć?

-Zaraz zaraz czyli musimy...

Alicja zdążyła wypowiedzieć jedynie kilka słów. W tym jednym momencie wszystko się zmieniło i to szybciej niż ktokolwiek mógłby przypuszczać. Z głębi lasu wyskoczyła humanoidalna, na oko dwumetrowa, przygarbiona, mocno porośnięta futrem postać. Przynajmniej tyle zdążyli zaobserwować uczestnicy tych wydarzeń. Istota poruszała się z prędkością do której nieprzywykły ludzkie oczy. Widzieli jedynie rozmazane ruchy i złowieszcze żółte ślepia, które zmuszały by odruchowo odwracali wzrok. Cain nie zdążył choćby wyjąć miecza, Karola zdążyła jedynie wydać z siebie ostrzegawczy okrzyk, który akompaniował żałosnym dźwiękom wydawanym przez kulącego się ze strachu goblina. Natomiast Alicja... Cóż, nasza najmłodsza bohaterka została wbrew swej woli zarzucona na wielkie, umięśnione ramię i szybko oddalała się wraz z porywaczem w kierunku lasu by pokrótce zniknąć razem z nim w gęstwinie drzew. Dopiero wtedy pozostała dwójka oniemiałych wędrowców częściowo otrząsnęła się z szoku. Najpierw popatrzyli na siebie pytającym wzrokiem a odwróciwszy się za siebie stwierdzili nie bez zdziwienia, że zniknął także ich przewodnik, który najpewniej ze strachu zaszył się w jakiejś dziurze. Czym była owa istota? Czyżby to owa leśna bestia o której tyle słyszeli? Dokąd i czemu zabrała Alicję? Co robić dalej? Najbliższy czas miał pokazać czy nauczą się działać jak zgrana grupa.
 
__________________
"Tak, zabiłem Rzepę." - Col Frost 26.11.2021
Even a stoped clock is right twice a day
traveller jest offline  
Stary 06-03-2012, 18:49   #25
 
Vivianne's Avatar
 
Reputacja: 1 Vivianne ma wspaniałą reputacjęVivianne ma wspaniałą reputacjęVivianne ma wspaniałą reputacjęVivianne ma wspaniałą reputacjęVivianne ma wspaniałą reputacjęVivianne ma wspaniałą reputacjęVivianne ma wspaniałą reputacjęVivianne ma wspaniałą reputacjęVivianne ma wspaniałą reputacjęVivianne ma wspaniałą reputacjęVivianne ma wspaniałą reputację
Wilkołak zapewne zdziwił się, że taka niepozorna istota może wydawać tak głośne i irytujące dźwięki. Alicja darła się wniebogłosy robiąc krótkie przerwy na złapanie oddechu, w czasie których z całej siły okładała włochate plecy porywacza pięściami.
Dlaczego plecy? Bo bestia nie dość, że porwał ją bezceremonialnie w tempie tak szybkim, że zajęło parę sekund nim w ogóle zorientowała się co jest grane, to jeszcze przewiesił ją bezczelnie przez ramię jak worek ziemniaków!

Póki adrenalina działała czuła złość i irytację na zaistniałą sytuację. Nie dość, że jest nie wiadomo gdzie, nie wiadomo z kim i nie wiadomo po co, w ciemnym lesie czai się ześwirowany grzybiarz, a droga którą wybrali robi ją w... wiadomo co, to jeszcze porywa ją jakaś włochata łachudra! Złość, złość, złość!
Krzyczała, piszczała, wierzgała nogami i wyrywała mu grube kudły.

Ten stan nie mógł jednak trwać wiecznie. Zmęczona zaczęła dostrzegać powagę sytuacji.
- Ej, gdzie mnie ciągniesz? - zaczęła cicho.
Zero reakcji.
-Słyszysz mnie?! - głos Alex był nieco głośniejszy.
Nic z tego. Stwór głuchy na słowa dziewczyny biegł dalej z zawrotną prędkością z niezwykłą gracją omijając jakieś spadające na niego bale, siatki...pułapki?
- Ty parszywy, włochaty śmierdzielu!! - wrzasnęła i rozpłakała się.

Porywacz warknął gardłowo i przyspieszyła. Alicja, wyczerpana i przerażona zasnęła po chwili kołysana miarowym krokiem porywacza.



Ocknęła się w ciemnej, zimnej jaskini. Jak długo spała? Gdzie był był Bestia? Po co ją tu zaciągnął?
Mała, ciemnowłosa postać o bladej skórze siedziała zwinięta w kącie. Objęte ramionami kolana dygotały z zimna i strachu. Na odsłoniętych kawałkach ciała pojawiła się widoczna gęsia skórka.

Nie chcę umierać... przeleciało jej przez myślała, gdy jakiś cichy, złowrogi dźwięk poniósł się echem po ogromnej, skalnej grocie.
 
__________________
"You may say that I'm a dreamer
But I'm not the only one"
Vivianne jest offline  
Stary 10-03-2012, 14:06   #26
 
kanna's Avatar
 
Reputacja: 1 kanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputację
W momencie, kiedy dziwaczny stwór zabrał Alex - zapewnie w celu uczynienia z niej swojej nałożnicy, ewentualnie inkubatora dla larw, lub, w najbardziej optymistycznej wersji, przekąski na obiad - nonszalancja Karoli zmniejszyła się w znaczący sposób. Najpierw dziewczyna, która spadła ze skały, potem facet połknięty przez żółwia, a teraz to... Kobieta skoczyła w stronę Caina i załapała go za przód kamizelki.
- Bierz ten miecz, do cholery i idź ją odbij! - szarpnęła go gwałtownie , dla podkreślenia wagi swoich słów - Albo dobij! Jak mogłeś na to pozwolić! Miałeś trzymać wartę? Ta mała ci ufała, ty dupku!

Caine cierpliwie znosił wyrzuty Karoli. Osobiście nie uważał by na nie zasłużył. Stworzenie zaskoczyło go tak jak i towarzyszące mu kobiety. Fakt, że wybrało Alicję świadczył o tym, że było rozumne i miało dobry gust. Biec za nim z mieczem? Jeszcze czego... Ostrzegał, był z nimi szczery. Zależało mu na małej jednak nie na tyle by ryzykować życiem.
Powstrzymał ochotę by uspokoić kobietę w szybki lecz brutalny sposób.
- Skończyłaś? - zapytał spokojnie, tłumiąc nagłą chęć by jej posłuchać. - Nic nie mogłem zrobić i dobrze o tym wiesz. Masz jednak rację... Zaufała mi i sama widzisz jak skończyła. Jak tak ci na niej zależy możesz do niej dołączyć. jestem pewien, że temu czemuś wystarczy sił witalnych na was dwie. I bądź tak uprzejma i przestań mi niszczyć ubranie - dodał, wymownie spoglądając na jej dłonie.

Karola znieruchomiała na kilka długich sekund, po czym puściła kamizelkę Caine’a i powoli cofnęła się o dwa kroki. Nerwowym ruchem wytarła dłonie o nogawki spodni, jak wtedy, kiedy dotknie się czegoś brudnego i chce się oczyścić ręce.
- ok. – powiedziała – spadaj więc żałosny chłoptasiu, na nic się nie przydasz.
Odwróciła się i odeszła kilka kroków. W środku trzęsła się cała z wściekłości i bezradności, ale kilka szybkich ćwiczeń oddechowych pozwoliło się jej uspokoić i skoncentrować.
„ Myśl, oddychaj. Co wiesz, co możesz, jakie masz zasoby, kto ci może pomóc”. Purchan, Cyganie, lina. Trzeba zorientować się w sytuacji. Purchan.
- Purchan! – zawołała – Purchan, mam coś dla ciebie!

- Idiotka - warknął przez zaciśnięte zęby i nawet zrobił krok w jej stronę. Problem polegał na tym, że jego odczucia różniły się nieco od tego co powinien czuć. Bo czy to było normalne by chciał do niej podejść, przytulić i zapewnić że małej nic nie będzie, a oni zaraz ruszą jej na ratunek?! - Kurwa... - dodał po chwili przeczesując nerwowo włosy. Druga dłoń jakby na stałe przyklejona, spoczywała na rękojeści miecza. Ratować... Kim on do cholery jest? Pieprzonym Don Kichotem?! Nawet nie widzą gdzie to coś ma leże ani czy to ta sama bestia o której ten wariat opowiadał. Z jego ust wyrwało się kolejne przekleństwo połączone z dźwiękiem miecza wysuwanego z pochwy. - PURCHAN! - zawołał wkurwiony nie na żarty...

Minęła zalewie krótka chwila kiedy coś zaszeleściło w trawie położonej u podstawy ogromnego drzewa. Wyglądało na to, że goblin zagłębił się w jakiś dół przykryty od wierzchu roślinnością, niezbyt głęboki, ale na tyle płytki, że mógł ukryć istotę postury stwora.

-Poszło se to? Purchan bezpieczny? - doszedł do uszu wędrowców ściszony głos Purchana.

- No wreszcie - warknął Caine kierując się w stronę z której dochodził głos. - Chcesz tego cholernego grzyba czy nie?
- Co to było?
- zapytała jednocześnie Karola - Tak, Purchan bardzo bezpieczny, kolega ma miecz - dodała szybko.

Goblin pomału wygramolił się ze swojej kryjówki i przyglądał się najpierw Karoli a potem Cainowi poświęcając większą uwagę mieczowi u jego pasa niż temu kto go dzierżył. Zagwizdał pod nosem i skomplementował broń jakimś zdaniem w goblińskim języku.

-Dużo złota by Purchan u Lurka dostał za miecz ten. Dużo, oj dużo... Może móc zabić bestia? Purchan nie być pewny, ale czuć się bezpieczniejszy przy wędrowiec!
Goblin rozpromienił się wyraźnie i podszedł do dwójki ludzi.
-Wędrowiec nie wiedzieć kto to być? Tutaj my zwać go bestia. Gobliny mówić Pulkom-Kag i wiele innych przekleństw. Zabić wiele siostry i bracia Purchana... Purchan mieć wielka głowa i przeżyć - popukał się w czoło z dumą.
-Plemię Purchan żyć tu od lat. Bestia przybyć... - zaczął liczyć na palcach, ale poddał się dość szybko - wiele księżyców temu. Gobliny uciec... Purchan tęsknić mocno, ale chcieć także Fungus-Khan mocno.. Tu zas.. zostać dlageotentego. Wędrowieć znaleźć grzyba i ja wrócić do plemię!

- Po co Bestia zabrał dziewczynę? zapytała Karola, wychodząc ze słusznego założenia, że jeśli zamierza ją spożyć na najbliższy posiłek, to i tuzin mieczy niczego nie zmieni...

Goblin podrapał się po głowie wydając przy tym przeciągłe “eee”.

-Bestia porwać wędrowiec? - policzył na palcach do dwóch patrząc na ludzi i kiedy miał już dojść do trzech wyglądał jakby nagle go olśniło - Mały wędrowiec porwany? Bestia głupia. Głupia głupia. Wędrowiec z miecz najwięcej mięsa. Może bestia szkieł potrzebować?
Wyglądało na to, że stwór nie ma pojęcia czemu to właśnie Alicja została sobie upatrzona na celownik. Był przecież jedynie prostym goblinem, a te powiedzmy sobie szczerze drodzy słuchacze nie słyną ze zbytniej inteligencji.

Caine słuchał jednym uchem tego co mówiła Karola i zielony grzybiarz. Gdy się pojawił miał gotowy plan. Odda kobietę Purchanowi, a sam ruszy po tego przeklętego grzyba, po czym wróci po nią i ruszą dalej. Nie był to najlepszy jednak chcąc nie chcąc potrzebował kogoś chociażby po to by móc tą osobę poświęcić dla własnych celów. Nie miał bowiem zamiaru pozwolić by sumienie oddało chociaż jeden głos. Liczył się tylko on i tylko na siebie mógł liczyć. Tak było zawsze i wątpił by ta podróż miała cokolwiek zmienić. Gdyby oczywiście nie miał tego przeklętego miecza, który nawet we śnie mu towarzyszył... Caine nie był głupcem, nie przeżyłby tak długo gdyby nim był. To co wczoraj mogło mu się wydawać objawem zmęczenia, szaleństwa lub czymkolwiek innym, miało teraz swoje uzasadnienie. Obwinianie miecza może i brzmiało jakby się naćpał czegoś niekoniecznie dobrej jakości, jednak po śnie nie miał już wątpliwości. No, o ile sen też nie był rezultatem jakiegoś... grzybka...
- Purchan skup się na chwile - warknął w stronę zielonego. - Co Bestia ma zamiar zrobić z małą? Zjeść? Przelecieć? Zamknąć w złotej klatce i trzymać dla swojego utrapienia? I, tylko błagam, bez zbędnej gadaniny, czy znasz ten miecz oraz jego właściwości lub poprzedniego właściciela? Widać było że mężczyźnie bardziej zależy na wiadomości o mieczu niż informacji o losie dziewczyny. Chociaż.. Może tylko udawał gdyż dodał po chwili namysłu.
- Znasz drogę do legowiska tego czegoś co ją porwało?

Widocznie więcej niż jedno pytanie naraz sprawiało, że ich małemu leśnemu przyjacielowi kręciło się w głowie bo zwlekał chwilę z odpowiedzią.
-Bestia jeść dużo goblin... Ludziów, wędrowiec i inne też jeść. Sporo jeść, bestia głodna i straszna ciągle!
Purchan zadrżał ze strachu na całym ciele wbrew sobie i wyglądało na to, że najchętniej ponownie zniknąłby w jakiejś norze.
-Purchan wiedzieć gdzie legowisko. Purchan nie iść, bać się, ale pokazać gdzie.

Cain nie poprzestał na tej odpowiedz stwora i i przypomniał mu swoje pytanie na temat miecza.

-Miecz staryyy, ładnyyy, ostryyyy, wędrowiec dać go Purchan a Purchan dać go na wymiana. Dostać za miecz dużo ser kozogłowa. Podzielić się z wędrowiec, stoi?

- Zapomnij - Caine odpowiedział niezbyt przyjaźnie chowając ostrze do pochwy. - To gdzie to legowisko?

Goblin pokręcił głową wydając z siebie coś co mogło być westchnieniem, ale brzmiało tak jakby wypluwał z ust resztki jedzenia.
-Purchan już mówić. Wędrowięc być silny, ale mieć mała głowa. Purchan mieć największa głowa w plemię, ale... być tchórz - dodał smutniej.
-Purchan i wędrowięc razem rządzić! Wędrowieć być mięśnie a Purchan głowa! - wykrzyknął jakby dokonał ważnego odkrycia.

- Uważaj żebyś tej głowy nie stracił - uświadomił go Caine, niemal delikatnie i uprzejmie.

Goblin wyglądał na szczerze zdziwionego. Włożył jeden długi paluch do nosa i wybałuszył swoje oczy na wędrowca zrozumiawszy, że ten najwyraźniej właśnie mu groził. Wyjął wielkiego gluta i po pobieżnym przyjrzeniu mu się wsunął palec do ust mlaszcząc głośno.
-Wędrowiec być dziwny. W plemię Purchan siła znaczyć więcej niż głowa. Purchan chwalić wędrowiec. Dziwny dziwny dziwny... - mruczał pod nosem nie mogąc widocznie pojąć zwyczajów ludzi.

Frost z niesmakiem widocznym na twarzy odwrócił się od goblina by zwrócić się do Karoli.
- Pani mego serca... Niewiasto której urody nawet bogini Wenus dorównać nie jest w stanie... Wojowniczko o sercu na równi mężnym i czułym... Czy zechcesz podać mi swą dłoń i wraz ze mną ruszyć by pokonać smoka, który niegodne swe łapska na niewinnym dziewczęciu śmiał położyć? - skłonił się przed nią dworsko, zamiótł nieistniejącym kapeluszem, po czym podniósł na nią spojrzenie w którym lśniła czysta, sprawiająca mu wiele radości, złośliwość. - O ile, ma pani, nie wolisz zostać tutaj by wraz z naszym drogim Purchanem czekać na zwycięski powrót twego rycerza.

- Nie błaznuj, Caine - warknęła Karola - prowadź, Purchan.

-Purchan nie prowadzić, Purchan zostać tutaj i czekać aż wędrowiec ruszać noga po grzyb dla Purchan. Tu być spokój. Bestia nie zjeść Purchan. Wy ruszać noga tam - pokazał kierunek, który prowadził w głąb lasu - iść do wielka papuga, potem uuhmm... - tam podniósł lewą dłoń po czym opuścił ją i podniósł prawą - potem tam.. aż do zła ziemia, Mo’lah No’r... trzymać się z daleka. Iść nogi w stronę góra. Jaskinie, bestia, legowisko - skończył swoje wyjaśnienie i pokiwał energicznie głową zadowolony, że przekazał to co chciał.

- Dobrze, idę - westchnęła Karola, ale coś przyszło jej do głowy - Purchan, a może chciałbyś moją linę? - zapytała, pokazując przedmiot.

-Uhmm.. Emdżem.. Na co Purchan tani sznurek? Móc podłubać sobie w zęby, prezent dla Purchan?

---

Las był cichy. Zbyt cichy. Słychać każde nierozważne stąpnięcie na gałazkę czy szeleszczące krzaczki sięgające im niekiedy do kolan. Liście i drzewa różnych kształtów i kolorów. Dwójka czuje na sobie wiele par oczu, ale nie mogła dostrzec żadnego znaku na potwierdzenie tej teorii. Tak jakby las żył własnym życiem. Dziwnie niepokojące, ale nie ma czasu się nad tym zastanawiać. Zostawili osiołka i torby podróżne wraz z goblinem. Ich czteronogi towarzysz patrzył z niepokojem na goblina, który na jego widok zaczynał podejrzanie się ślinić. Po obraniu kierunku wskazanym przez Purchana wędrowcy szli szybkim tempem trochę ponad pół godziny zanim w końcu zaczęli się zastanawiać czy aby na pewno są na właściwym szlaku. Nie wiedzieli co może oznaczać “wielka papuga”. W końcu Karola siadła na kamieniu prosząc o chwilę przerwy co przyniosło oczywiście westchnienie Caina, który zdawało się miał w zanadrzu całą mowę na podobne okazje. Kobieta jednak mu przerwała pokazując palcem w górę na coś przed nimi. Była ta sporej wielkości skała. Do złudzenia przypominała głowę wielkiego ptaka wyrzeźbioną prymitywnymi narzędziami. Czy stworzyła to jakaś cywilizacja czy może po prostu była ona kaprysem natury? Tego nie można było stwierdzić. Była też zbyt daleko, żeby przyjrzeć jej się dokładnie. Gdzie należało iść dalej? Co dokładnie mówił goblin? Może lepiej wejść na wzniesnie i rozejrzeć się trochę?

Caine wyjątkowo cierpliwie czekał aż jego towarzyszka odpocznie na tyle by móc iść dalej. Możliwość rzucenia okiem na większy połać terenu była kusząca. Może nawet nieco za bardzo jak na jego gust. Wkurzało go, że został zmuszony do tego wszystkiego.
- Rozejrzę się - mruknął w końcu, niezbyt miło po czym ruszył w kierunku wzniesienia.

Mężczyzna usłyszał ciche kliknięcie gdzieś w ziemi tak jakby stanął na jakiś mechanizm. Tutaj w lesie? Wydawało się to dziwne, ale zanim zdążył się choćby nad tym zastanowić. Gdzieś z góry leciała już ku niemu wielka kłoda na której ktoś wyrył w drewnie ostre kolce rozmieszczone w regularnych niedużych odstępach. Pułapka, którą uruchomił Cain z całą pewnością mogła zabić większość normalnych ludzi. Trzeba było działać. Tylko czy było na to dość czasu?

Las był... żywy. To pierwsze określenie, jakie Karoli przyszło do głowy, kiedy weszła między drzewa i paprocie. Zbyt żywy, jak na zwykły las. Szła energicznym krokiem, popychana niepokojem o Alicję. Miała nadzieję, że Bestia po prostu przywiąże ją do drzewa… albo wrzuci do jakiejś jamy.. w każdym razie King Kong tak zrobił z tą blondynką. Miała nadzieje, że Bestia oglądał ten film. Uświadomiła sobie, ze panikuje. „Spokojnie, Karola, spokojnie- zmitygowała samą siebie – oddychaj i myśl”.
Zatrzymała się i usiadła. Potrzebowała się ogarnąć.
Caine – oczywiście – postanowił wleźć na pobliską skałę. Nie powinno jej to dziwić, mężczyźni zawsze mają takie pomysły… Odprowadziła go wzrokiem, kiedy coś mignęło na skaju jej pola widzenia. Zareagowała odruchowo, skoczyła w jego stronę i zbiła go z nóg, obalając na ziemie.

Szybka reakcja kobiety uratowała Caina od pułapki. Oboje runęli na ziemię sekundę wcześniej zanim śmiercionośna kłoda przeszyła powietrze. Bujała się jeszcze przez chwilę w powietrzu, ale nie była już żadnym zagrożeniem. Leżeli tak chwilę wśród leśnej gęstwiny oddychając ciężko koło siebie. Oboje mieli świadomość, że jeżeli trafili na jedną pułapkę to może być ich znaczenie więcej. Kto i w jakim celu mógł je założyć? Gdzie powinni się teraz udać? W każdym razie na pewno musieli przemyśleć swój następny ruch.

- Kurwa... - wyrwało się z ust mężczyny między jednym, a drugim oddechem. Przez chwilę widział swoją głowę zamienioną w krwistą breję ozdobioną fragmentami mózgu i kości. Spacer na wzgórze nagle stracił swój wcześniejszy urok. Obrócił się tak by mógł spojrzeć na swoją wybawczynię. Otworzył usta, po czym ponownie je zamknął. Wiedział że powinien zbagatelizować sytuację, walnąć głupią odzywkę i wzmocnić jej niechęć do niego. Czy nie taki, do cholery, był plan?
- Dzięki - powiedział po chwili, odrywając od niej wzrok i kładąc głowę na trawie. Nagle poczuł się zmęczony co bez wątpienia było efektem obniżającego się poziomu adrenaliny. - Szybka jesteś - dodał.

Karola usiadła. Czuła się niezręcznie leżąc obok mężczyzny.
- Szybka, tak... - potwierdziła machinalnie, jeszcze normalnym głosem, a potem wyobraziła sobie rozbitą na miazgę głowę - nawet nie Caine’a a swoją - i emocje ją zalały - Co to było?! wyrzuciła z siebie - Pułapka partyzancka? Bestia to zrobiła? po co? na pewno nie ona... Nigdzie dalej nie idę, to wszędzie może być! Poczuła, jak robi się jej przeraźliwie zimno, nie mogła opanować szczękania zębów.

- Musimy iść dalej, pamiętaj, chciałaś ratować małą - odpowiedział ostro, jednak widząc stan w jakim znalazła się kobieta, westchnął i usiadł, po czym przesunął się tak by być bliżej i móc przygarnąć ją do siebie ramieniem. - Spokojnie, oddychaj... - zaczął delikatnie pocierać jej ramiona, a później plecy. - To zaraz minie i będziesz mnie mogła trzasnąć w pysk za głupotę i co tam tylko chcesz - mówił cicho, czule, niemal pieszcząc ją swoim głosem.

- Nie chcę – powiedziała. Przez kilka, bardzo długich sekund, czuła pokusę, żeby pozwolić mu się pocieszyć. Zapomnieć. Przestać się bać. Zaufać. Była w stanie, że pozwoliła by się pocieszyć nawet mężowi. Ta myśl.. pragnienie ją otrzeźwiło.
Odsunęła się od Caine’a.
- Tak, zaraz mi przejdzie. To zwykła reakcja na stres – spróbowała użyć swojego profesjonalnego tonu, przeznaczonego dla pacjentów, ale własny głos zabrzmiał obco w jej uszach. – Już mi lepiej, dziękuje za pomoc – dodała mechanicznie, odsuwając się jeszcze kawałek.
- Idź. Poczekam tu.


- Nie mówię, że ten pomysł nie brzmi kusząco, skarbie, ale nie zostaniesz tu sama - odpowiedział wstając i wyciągając dłoń by pomóc jej zrobić to samo. - Rusz tyłeczek, mamy królewnę do uratowania i smoka do pokonania... Czy jakoś tak... - dodał ze śmiechem.

- Nie. – odpowiedziała Karola – Nie wchodzi się na lód bez zabezpieczenia, żeby ratować tonącego. Polubiłam małą, ale nie będę ryzykować dla niej mojego życia. Zostaje tu, a ty rób, co chcesz.

- Nie zostawiasz mi zbyt wielkiego wyboru
- odpowiedział poważniejąc. - Możemy tu zostać ale wolałbym nie tak całkiem dokładnie w miejscu gdzie stoimy. Może spróbujemy przejść nieco w stronę drzew? - wskazał na linię lasu ciągnącą się za jej plecami, po czym podszedł bliżej. - Przynajmniej będziemy osłonięci dopóki nie zmienisz zdania.

- Nie
- powtórzyła Karola głosem wypranym z emocji, przyciągając ugięte nogi do klatki piersiowej i obejmując kolana ciasno ramionami - Ty idź, ja tu zostaje.

- Twoje życzenie jest dla mnie rozkazem
- odpowiedział, siląc się na spokój i usiadł obok niej. - Skoro nie masz ochoty na miły spacer w moim towarzystwie, skarbie, to może mi co nieco o sobie opowiesz? - zapytał tonem swobodnej pogawędki. - Mam nawet dla ciebie wstępne pytanie żeby ci ułatwić... - uniósł dłoń i delikatnie dotknął jej policzka. - Dlaczego się mnie boisz, Kar?

- Ni.. nie boję się ciebie. I zabierz rękę, jestem mężatką. Ten las jest niebezpieczny, nie ty.

- Och... I tu się mylisz skarbie
- odparł nie cofając dłoni z jej policzka, a nawet posunął się do tego by przesunąć ją w pobliże jej ust i lekko musnąć palcami jej wargi. - Jestem niebezpieczny. Jednak na twoje szczęście nie mam w zwyczaju krzywdzić kobiet, o ile te nie próbują mnie zabić. Ty jednak kłamiesz mówiąc, że się mnie nie boisz. Ciekawi mnie dlaczego taka kobieta jak ty miałaby się bać byle faceta.
Przerwał by pochylić się w jej stronę, tak że ich nosy niemal się ze sobą stykały. Jego oczy były poważne, mimo że na ustach błąkał się lekki uśmiech.
- Mężatka... W tym świecie to raczej nie ma znaczenia, skarbie. W tamtym również. Jesteś pewna, że chcesz żebym zabrał rękę? - zapytał, przesuwając ją na kark kobiety. Delikatnymi ruchami palców zaczął go masować, zataczając najpierw małe, a z każdym kolejnym oddechem większe kółka.

Karola poczuła, jak panika podchodzi jej do gardła, odcinając oddech. Oczywiście, facet w chamski sposób naruszał jej granice obmacując ją w środku niczego, ale nawet nie o to chodziło... nie czuła się fizycznie zagrożona, jeden jej ruch i leżałby na ziemi zbierając zęby z gleby. Chodziło bardziej o bestie, kawałki mózgu, żółwia i inne drobiazgi…

Zerwała się na równe nogi, odtrącając rękę faceta.
- Czy kompletnie ci odbiło? – krzyknęła – potwór zabrał Alicję, jesteśmy nie wiadomo gdzie i po co, pułapka na Indiane Jonesa niemal rozwaliła ci głowę, a ty próbujesz się do mnie dobierać?!
- Czy może to jakaś reakcja nerwicowa, czy po prostu próbujesz się tak zrelaksować?
– w jej głosie pojawiły się nuty histerii - odwaliło ci? Czy po prostu masz wszystko gdzieś? Nic mnie to nie obchodzi! zabieraj się stąd, do cholery, jak mnie jeszcze raz dotkniesz, to popamiętasz!
 
__________________
A poza tym sądzę, że Reputację należy przywrócić.
kanna jest offline  
Stary 11-03-2012, 09:13   #27
 
Grave Witch's Avatar
 
Reputacja: 1 Grave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputację
Caine bez słowa przyglądał się kobiecie. Jego wzrok powoli nabierał twardości, a uśmiech zniknął niczym za dotknięciem magicznej różdżki. Gdy w końcu się odezwał, w jego głosie nie było nawet wspomnienia wcześniejszego ciepła.
- Uspokój się - nakazał, również podnosząc się z ziemi. - Gdybym miał wszystko gdzieś to bym cię tu zostawił na pastwę mieszkańców tego lasu, a wątpię by bestia była jedynym który nam zagraża. Szczególnie sądząc po pułapce. Najwyraźniej jednak nie jest mi obojętne co się z tobą stanie, ani co stanie się z małą. Nie mówię, że mi to pasuje.
Zbliżył się do niej o krok, jednak dłonie trzymał przy sobie, a raczej jedną z nich, gdyż druga spoczywała na rękojeści miecza.
- Gdybym reagował nerwowo na każdą sytuację gdy moje życie jest zagrożone, już bym siedział w pokoju bez klamek. Nie potrzebuję się więc relaksować, szczególnie z tobą, mimo iż uważam cię za atrakcyjną kobietę. Histeryczki i skwaszone feministki nie są w moim typie. Wolę kobiety które mają w sobie nieco więcej ciepła i dystansu do siebie i świata. Jak więc widzisz moje “dobieranie się” do ciebie nie miało na celu niczego więcej poza próbą uspokojenia cię i odciągnięcia twoich myśli od tego co się stało. To, że wybrałem akurat tą metodę, zamiast walnąć cię w głowę i nieprzytomną zataszczyć na miejsce, świadczy chyba ma moją korzyść, nie sądzisz?
Przerwał by na krótką chwilę przymknąć oczy i skupić myśli na problemie w postaci laski, do której najwyraźniej nic nie dociera. Kurwa od kiedy z niego taki troskliwy dupek... Świat wokół niego schodzi na mięczaki...
- Spróbujmy inaczej, bo jak cholera nie należę do cierpliwych, a ty już dawno przekroczyłaś granicę mojej wytrzymałości. Chcę pomóc małej ale nie mogę tego zrobić sam. ktoś musi ubezpieczać moje tyły. Poza tobą nie mam nikogo, a nie uśmiecha mi się zostać kolacją tego stwora. Gdyby tego było dla ciebie mało dodam, że za cholerę nie zostawię cię tu samej. Nie dlatego, że cię lubię ale dlatego że mam u ciebie dług, a te mam zwyczaj spłacać. Zostawiając cię tutaj samą, bez broni i bez ochrony, może i spełnię twoje życzenie ale jest niemal pewnym, że wylądujesz na moim sumieniu, a nie będę udawał że jest tam dużo miejsca. Spróbuj więc przez chwilę pomyśleć racjonalnie. Zepchnij swoje lęki na dalszy plan i myśl do diabła bo mam już dość pokazów kobiecych fanaberii. Szczególnie w wykonaniu kogoś takiego jak ty, Kar - dodał i niemal się uśmiechnął, ale widać było że ma już dość. - Nie chcę z tobą walczyć skarbie więc nie zmuszaj mnie do tego bo mamy dość innych problemów na głowie i zdecydowanie brakuje nam czasu na sparing.

“Dlaczego on tyle gada?” – zastanowiła się Karola – “Sałata słowna? Osobowość narcystyczna?”
Ale to nie słowa, a ton mężczyzny pozwoliły się jej pozbierać. W tej postaci był.. spójny. Bez fałszywego tonu, jaki miał tamten „czuły” Caine. Zwykły, zadufany w sobie dupek. Honorowy – cokolwiek by to znaczyło. I, niestety, przekonany że jest jej winien przysługę.
„Trzeba było pozwolić tej kłodzie go rozwalić.. „ pomyślała. Ale wiedziała, że potem poczucie winy by ją zjadło. Westchnęła.
- Dobrze, pójdę z tobą. Aż znajdziemy małą. Ależadnych poufałości. Łapy trzymasz przy sobie. I – błagam – nie staraj się być dla mnie miły. Robi mi się od tego zimno. Jasne?

- Jak słońce... - odpowiedział zadowolony, że nie musi się więcej produkować. - To co, na lewo?

Zanim padła odpowiedź ze strony kobiety powietrze przeszyły nie słowa lecz coś o wiele bardziej materialnego. Pojedyncza strzała wykonana z jasnego mocnego drewna, zakończona śnieżnobiałym piórem ze świstem przeleciała pomiędzy rozmawiającymi i wbiła się w wielką kłodę kołyszącą się w tyle. Nie wyglądało to na pomyłkę, bardziej na strzał ostrzegawczy. Ten kto go wykonał musiał doskonale posługiwać się swoją bronią. Można było określić skąd mniej więcej padł strzał. Problem tylko w tym, że las dalej wydawał się być taki sam jak przedtem. Wędrowcy nie dostrzegli ani nie usłyszeli nic nadzwyczajnego. W powietrzu unosiła się dalej ta niepokojąca cisza, nie licząc czegoś w oddali brzmiącego jak niezidentyfikowany dla nich gatunek ptaka. Cain i Karola wiedzieli z całą pewnością, że są obserwowani a obcy głos dobiegający zza drzew tylko ich w tym utwierdził.

-Żadnych gwałtownych ruchów. Ręce w górze. Bez numerów proszę. Nie lubię się powtarzać.

Karola gwałtownie wciągnęła powietrze, a potem powoli podniosła ręce nad głowę.
- Zadowolona? - warknął w stronę Karoli, po czym poszedł w jej ślady uważnie przy tym przeczesując las w miejscu, z którego dochodził głos.

-Nie wyglądacie na gobliny. Kim jesteście?

Tym razem głos zabrzmiał w trochę innym miejscu tak jakby jego właściciel się przemieszczał. Najpewniej należał do mężczyzny i to takiego o niezachwianej pewności siebie. Jego właściciel musiał czuć się panem sytuacji i w chwili obecnej zapewne był.
- Wędrowcami - odpowiedział Caine podążając wzrokiem za głosem. - A ty? - dorzucił, po czym dodał nieco ostrzejszym tonem. - I jakim prawem nas atakujesz?

Przez krótką chwilę nikt nie odpowiedział na pytanie Caina. Równie dobrze tajemniczy nieznajomy mógł po prostu odejść i nawet by tego nie zauważyli. Przewaga jaką dysponował sprawiała, że dwójka ludzi nie czuła się zbyt komfortowo.

-Wędrowcami...? Mówi mi to coś... Słyszałem kiedyś na pewno tą nazwę... Zapomniałem jednak gdzie.

Zza jednego z drzew wyłonił się mężczyzna w zielonym płaszczu z kapturem i znoszonej tunice, której lata świetności minęły bezpowrotnie. Buty nie wyróżniały się niczym szczególnym, ale być może pomagały mu poruszać się tak niepostrzeżenie jak teraz. Dla tego łowcy przyzwyczajonego do otoczenia oni, będący intruzami w tej krainie musieli być słyszalni już z wielkiej odległości. Odkryte umięśnione ramiona w oko mgnieniu mogły napiąć zdobiony łuk z jasnego drzewa, którego pochodzenia wędrowcy nie mogli ustalić. Całości wyglądu dopełniały skórzane rękawice na dłonie z wycięciami odsłaniającymi palce. Na oko wyglądał na około trzydzieści lat. Zapewne czasem musiał odgarniać długie włosy, które opadały mu na twarz ograniczając pole widzenia.Według obowiązujących standardów na Ziemi mógł być uznany za przystojnego o ile wcześniej zgoliłby brodę i częściej się mył. Zapewne wiele czasu spędził właśnie w tym miejscu poznając większość z jego sekretów. Niepokojący był fakt, że mimo faktu, że postanowił wyjść z ukrycia wciąż mierzył do nich z łuku zbliżając się wolno. Ponadto nie odpowiedział na pytania Caina co mogło znaczyć, że wciąż jeszcze im nie ufał.

-Co robicie w moim lesie... wędrowcy? - wypowiedział ostatnie słowo z zadumą, wręcz chwilową nostalgią, która szybko ustąpiła bardziej stanowczym uczuciom.
-Chcecie zginąć?

W pierwszej chwili można było go nie dostrzec, ale u nóg mężczyzny chodził ostrożnie lis uważnie przyglądając się nieznajomym. Odsłaniał lekko krótkie ostre zęby wysyłając ku nim bezgłośne ostrzeżenie a jego lisi ogon ocierał się pieszczotliwie o nogi łucznika.

- Szukamy naszej towarzyszki. Bestia ją zabrał. To była twoja pułapka? Mogę opuścić ręce, nie jestem uzbrojona... - Karola wreszcie zdołała otrząsnąć się z zaskoczenia i odzyskała głos.

Łowca wahał się przez chwilę wyraźnie walcząć ze sobą. W końcu kiwnął lekko głową i opuścił łuk zdejmując z niego strzałę. Nie założył go jednak na ramię i bardzo możliwe, że w razie potrzeby użyłby swojej broni w ciągu kilku sekund.

-Tak to moja pułapka. Zostawiam je w całym lesie na istotę, którą zwiecie bestią. Współczuję wam waszej straty jednak wasza towarzyszka już raczej nie żyje. Wróćcie skąd przybyliście. Tutaj jest zbyt niebezpiecznie dla takich jak wy.

- To już zdołaliśmy zauważyć - odpowiedział Caine, opuszczając ręce i odruchowo kładąc jedną z nich na rękojeści miecza. - Mamy jednak ten problem, że pewna dama - wskazał na Karolę - uparła się by małą jednak ratować. Nie mówiąc już o tym, że nie mamy po co wracać. Skoro jednak znasz tą istotę to może zamiast nas zawracać, wskażesz do niej drogę?

Obcy usiadł na wystającym korzeniu i wziął w dłonie lisa, któremu najwyraźniej w smak były pieszczoty swojego właściciela gdyż prężył się niczym kot. Wyglądał jakby zmagał się z czymś w myślach i wędrowcy przezornie nie odzywali się przez chwilę. W końcu przemówił na nowo.

-Istota o której mówisz wędrowcze... Jest mi znana masz rację. Nie znam jednak drogi do jej siedziby, dlatego zastawiam pułapki po całym lesie i ścigam ją bez wytchnienia. Zdaję sobie sprawę z jałowości mych działań, ale nie mogę ustać w swoich wysiłkach. To dla mnie zbyt ważna sprawa. Rozumiem, że wy także nie wiecie gdzie ukrywa się “zguba” tego lasu?

- Cóż - zaczął Caine, z ciekawością przyglądając się temu słodkiemu obrazkowi i zastanawiając się ile można zdradzić temu facetowi. - Właściwie to wiemy.

Łowca drgnął i przyjrzał się uważnie Cainowi nie próbując nawet ukryć zdziwienia. Właściwie to wydawał się wręcz podekscytowany w pewien sposób.

-Wiecie? Jeśli mówisz prawdę to.. Nie, nie może być. Przeszukałem ten las wzdłuż i wszerz wiele razy i dalej nie znalazłem tego czego szukam. Skąd tacy jak wy... Jeśli naprawdę wiesz to powiedz mi proszę wędrowcze.

- Chodź z nami - zaproponowała Karola, równiez opusczając ręce - pomożesz nam odbic dziewczyne.

- Kar wyjątkowo mówi z sensem więc nie zaszkodzi jej posłuchać. Pomożemy sobie nawzajem. Ty będziesz miał swoją bestię, a my dziewczynę. To rozsądny układ - zgodził się Caine.

-To dla was zbyt niebezpieczne. Jeśli jednak nie da się was odwieść od tej myśli i takie są wasze warunki to muszę na nie przystać - tropiciel wstał a wraz z nim jego mały przyjaciel, który zgrabnie zeskoczył mu z kolan. Oboje podeszli do Karoli i Caina. Lis otarł się ukradkiem o nogę kobiety a jego pan podał rękę Cainowi.
-Przepraszam. Zapomniałem nawet się przedstawić szlachetni wędrowcy. Jestem...
Wyglądało to tak - chociaż brzmiało niewiarygodnie - że mężczyzna zapomniał własnego imienia. Tkwił tak przez moment w konsternacji, rozpaczliwie próbując poskładać myśli. Mamrotał przez chwilę do siebie po czym pokręcił głową.
-Wybaczcie... Zbyt długo byłem w tej dziczy sam na sam. Zdaje się, że jeszcze trochę i zamienię się w suchy konar drzewca. Nazywajcie mnie jak chcecie. Może Leśniczy? Nie wiem czemu, ale... Ta nazwa wydaje się być dobra jak każda inna.

- Twoja decyzja, Leśniczy - odpowiedział Caine, aczkolwiek nieco uważniej przy tym spojrzał an człowieka. - Karola - wskazał na swoją towarzyszkę w ramach ogólnego przedstawiania się. - Ja jestem Caine. Wedle naszych informacji powinniśmy dojść do wielkiej papugi, a stamtąd iść w lewo. Znasz taką drogę?

-W lewo? Niezbyt dokładny kierunek biorąc pod uwagę to, że lewo jest tam gdzie się stoi... Kto was uczył orientacji w terenie? Goblin? - zaśmiał się szczerze uważając to za dobry żart.
-Aczkolwiek jeśli chodzi o wielką papugę to chyba chodzi wam o skałę tam wyżej - mężczyzna pokazał palcem na wzniesienie gdzie Cain jeszcze nie tak dawno temu chciał się wspiąć.
-Proponuję wejść nań i rozejrzeć się trochę. Mam jednak nadzieję, że wiecie coś więcej bo byłem tam już dziesiątki razy i... - wyglądał jakby chciał jeszcze coś dodać, ale się powstrzymał.

- Więcej? Niewiele więcej nam w sumie wiadomo, ale skoro możesz nas przeprowadzić do tej papugi to można spróbować wymyślić jak te proste wytyczne przełożyć na właściwą drogę.


“Leśniczy” jak określał sam siebie mężczyzna kiwnął głową i pozwolił sobie nawet na lekki uśmiech. Być może poczuł, że pojawienie się tej dwójki jest szansą dla niego na zrealizowanie własnych celów, które częściowo i tymczasowo pokrywały się z ich.

-Zgadzam się. Może uda się dojść do czegoś wspólnymi siłami. Stąpajcie powoli i z rozwagą. Podążajcie moimi śladami a ominiecie resztę pułapek i zachowacie życie.

Najwyraźniej nie zamierzał tracić więcej czasu gdyż odwrócił się na pięcie i kierował się wolno w stronę wzniesienia. Co jakiś czas dawał im znać, żeby się zatrzymali po czym zmieniał lekko kierunek albo pokazywał im bezgłośnie cienką linkę zawieszoną przy ziemi czy też fałszywe poszycie skrywające jamę z kolcami. Wymijali bezpiecznie każdą przeszkodę, ale powolne zygzakowanie sprawiło, że dotarcie na skałę przedstawiającą papugę zajęło im o wiele więcej czasu niż mogli podejrzewać. Podejście pod górę było dość łatwe, ale łowca polecił im patrzeć pod nogi. Na końcu podał rękę Karoli wciągając ją na szczyt. Łowca opowiedział im o różnych gatunkach papug zamieszkujących tą skałę. Większość jednak z nich uciekło lub została rozszarpana przez bestię - tak jak większość lasu z tego co mówił Purchan. Widok z góry nie obejmował całego lasu, niektóre drzewa rosły jeszcze dużo wyżej, ale był to wystarczająco dobry punkt orientacyjny by pomóc w odnalezieniu dalszej drogi. Widzieli wielkie drzewo z kierunku z którego przyszli. Było tak duże, że nawet z tej odległości wydawało się być bardzo blisko. Na zachód leżało jezioro, którego tafla wody odbijała światło sprawiając wrażenie jakby mieli przed sobą ocean słońca. Na Południe rósł las i ciągnął się aż po horyzont zmieniając kolory, odcienie kolorów, kształty i wielkości. Widok jak z bajki można by rzec. Natomiast na wschód za początkowymi liniami drzew rozciągął się dość szeroki, otwarty pas czarnej ziemi wyróżniający się brakiem roślinności i kolorem.

Caine przez chwilę stał bez słowa pozwalając sobie na rozkoszowanie się widokiem. Dzika natura zazwyczaj działała na niego uspokajająco, pozwalając mu regenerować siły i przemyśleć sprawy, które zaprzątały mu umysł. Nie mówiąc już o tym, że żaden z jego “znajomych” nie zapuściłby się w tereny na których leżał jego dom, dzięki czemu mógł mieć pewność, że żaden idiota nie wpadnie do niego bez zapowiedzi.
- Brakuje tylko zamku - skomentował, powracając do swojej roli. - Księżniczkę i smoka już mamy... Jak myślisz Kar, królestwo do podziału też się znajdzie? - Nie czekając na odpowiedź kobiety, zwróciła się do Lesniczego. - Według naszych wskazówek od tej papuziej skały powinniśmy iść w lewo, a później w prawo aż do martwej ziemi, co jak się nie mylę kieruje nas tam - wskazał na wschód. - Jest tu gdzieś jakaś góra? Ewentualnie coś co mogłoby za nią uchodzić, gdzie byłyby jaskinie... ?

Ich nowy znajomy zasępił się słysząc te słowa. Spojrzał w kierunku o którym mówił Cain i odpowiedział dopiero po chwili.

-Czułem, że to będzie właśnie tam... Schodziłem przecież ten las wzdłuż i wszerz i to byłoby chyba jedyne miejsce, które zawsze omijałem szerokim łukiem. Istoty tu żyjące także zawsze omijały to co nazwałeś “martwą ziemią”. Według legendy jest to miejsce przeklęte, ale to pasuje do bestii, która także jest przeklęta prawda? Byłem raz blisko tego miejsca i uwierzcie mi... człowiek nie czuje się tam dobrze, ciarki same zaczynają przechodzić po całym ciele chociaż nie potrafię tego wytłumaczyć. Co do jaskiń.... Góry są raczej poza lasem. Tam też są jaskinie. Znalazłem kilka jam... Wiem, że gobliny używały podziemnych tuneli, które być może obejmują swoim zasięgiem to wszystko - pokazał otwartymi dłońmi na wszystko co ich otacza - ale jeśli chodzi o jaskinie w lesie to wydaje mi się, że w okolicy tego przeklętego miejsca o którym mówiliśmy mogą być jakieś wzniesienia. Niestety do tej pory nie miałem dokładnej okazji ich zbadać. Nie podoba mi się to wszystko, ale jeśli jesteście zdecydowani mogę was tam zaprowadzić.
- Zawsze musi być ten pierwszy raz - oznajmiła Caine wzruszając przy tym ramionami jakby wizja spacerku po nieznanym terenie pod opieką faceta, który nawet nie pamiętał swego imienia, nie była dla niego niczym nowym. - Nie mamy wyboru. Małą trzeba uratować bo w innym wypadku nasza drużynowa smoczyca mogłaby zacząć zionąć ogniem - wskazał na Karolę. - Wierz mi, to nie jest przyjemne kiedy zaczyna.
Poprawił pas z mieczem i błysnął zębami w stronę kobiety. Drażnienie jej sprawiało mu wyraźną przyjemność. Tym bardziej że sama tego chciała.
- Prowadź przyjacielu. Stanie tu i oglądanie widoków nie sprawi, że bestia sama się zabije...

Karola stała, oddychając ciężko. Owszem, uwielbiała dziką przyrodę. W postaci zadbanego ogrodu za oknem jej domu. Safari oglądanego z jeepa, lub lasów widzianych z łódki. Uwielbiała dziką przyrodę. Oglądać. Nie znosiła za to gałązek czepiających się jej ubrania, pajęczyn na twarzy, pyłków, które powodowały u niej alergię, robali, oraz Caine’a. Z naciskiem na tego ostatniego.
- Chodźmy – powiedziała ignorując zaczepkę.
 
__________________
“Listen to the mustn'ts, child. Listen to the don'ts. Listen to the shouldn'ts, the impossibles, the won'ts. Listen to the never haves, then listen close to me... Anything can happen, child. Anything can be.”
Grave Witch jest offline  
Stary 03-04-2012, 21:39   #28
 
traveller's Avatar
 
Reputacja: 1 traveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputację
Kiedy Alicja próbowała nie dać się przytłoczyć narastającej w niej panice, w innej części lasu Leśniczy prowadził pozostałą dwójkę Wędrowców przez leśną gęstwinę. wydawało się, że drzewa śpiewają jakąś tajemniczą pieśń. Ni to wróżącą coś dobrego, ni to przygnębiającego. Mogły po prostu rozmawiać sobie spokojnie o trójce śmiesznych dwunożnych istot. Niektóre młodsze mogły nawet dziwić się skąd wśród nich tyle pośpiechu i krótkie korzenie. Stare, solidne o grubej korze poznały wiele razy kłopotliwą naturę ludzką. Chociaż dla nich równie kłopotliwe potrafiły być chociażby gobliny. Trzeba jednak zaznaczyć, że mogła to być jedynie ludzka wyobraźnia i tak naprawdę słyszeć mogli jedynie nic innego jak zwykły szum wiatru. Ich przewodnik wierzył jednak w co innego. Zgodnie z tym co mówił nie umiał dokładnie zrozumieć przesłania jakie niosła za sobą rzekoma mowa jednak czasami przystawał i wsłuchiwał się w przeciągające się dźwięki. Las z tym człowiekiem wydawał się odrobinę przyjaźniejszym miejscem. To miejsce wydawało się go akceptować, gałęzie odginały się w bok umożliwiając bezpieczne przejście, korzenie jakby odsuwały się spod nóg wędrowców a i ich nogi stąpały po ziemi jakby odrobinę lżej, napełnione nową nadzieją. Pomagał im ktoś kto spędził wiele lat życia w tym miejscu. Znowu, po czasie, który ciężko było określić dotarli do kolejnego punktu orientacyjnego. Zapytana o to Karola powiedziałaby pewnie, że szli raptem kilkanaście minut na co Cain zarzekałby się, że minęła już dobra godzina. Był to kolejny dowód na to, że czas nie jest tu stały i biegnie tylko sobie wiadomym tempem. Białe płaskie kamienie wyznaczały granicę, czegoś co plemię Purchana nazywało przeklętą bądź martwą ziemią. W ty przypadku nie wydawało się to tylko czczą gadaniną. Za linią kamieni nie rosła absolutnie żadna roślinność. Matka natura nie miała władzy nad tym terenem; goły, czarny pas ziemi stanowił zaprzeczenie barwnej roślinności jaką Wędrowcy widzieli dotychczas. W dodatku w powietrzu unosił się odór spalenizny i czegoś jeszcze równie nieprzyjemnego. Jeżeli nazwa nie zachęcała do wejście na ten obszar to lekko drżąca dłon ich nieustraszonego przewodnika tym bardziej to odradzały.

-Zachowajcie ostrożność. Nigdy nie zbliżałem się do tego miejsca. Jest tu coś czego nie umiem opisać...

Urwał bo coś co mogło być śpiewem drzew ustąpiło innemu dźwiękowi. Początkowo słyszeli coś cichego jak odległe echo a zarazem irytującego jak brzęczenie owada. Nie dało się tego zignorować.

-Co to? Wy też to słyszycie? - zapytała Karola chociaż reakcje jej towarzyszy świadczyły o tym, że właściwie nie musiała o nic pytać.

Ich przewodnik pokazał ręką, że powinni obejść to miejsce jak najdalej od linii ułożonej z kamieni. Jego usta poruszały się, ale Cain ze zdziwieniem zauważył, że nie wydają z siebie słów. Karola natomiast szła powoli w stronę w którą z całą pewnością nie powinna nawet nie rejestrując tego, że jej nogi niosą ją same do przodu. Ciekawiła ją jedynie świetlista postać siedząca na dużym płaskim kamieniu położonym w centralnym punkcie “czarnej pustki”. Był to jedyny obiekt, który się tam znajdował wyglądem przypominał rytualne miejsce kultu jakiegoś prymitywnego plemienia. Biały kamień, który mógł być źródłem dziwnych wibracji pokrywały zagadkowe symbole namalowane czerwoną farbą. Karola z fascynacją stwierdziła, że postać uśmiecha się do niej i zaprasza serdecznie do siebie. Takiemu zaproszeniu nie mogła się oprzeć. Jeszcze chwila i minie te ułożone na ziemi kamienie i znajdzie się bliżej z tą cudowną istotą. Co za cudowna myśl wypełniła jej głowę. W tym momencie nieważne było dla niej czy myśl ta rzeczywiście należała do niej samej.

---

W jaskini panował półmrok. Alicja badała grunt pod sobą i to co miała przed sobą po omacku. W powietrzu wisiał zapach zgniłego mięsa od którego zbierało jej się na wymioty. Istota, która ją tu przywlekła... Kim była? I gdzie się podziała? Przerażała ją to na pewno. Jej szpony, długie zęby, przenikliwe spojrzenie i pierwotna dzikość, która łamała wszystkie zasady jakie znała. To z jaką łatwością bestia brała coś na co miała ochotę i to jak mała i bezbronna się czuła gdy targała ją niczym szmacianą lalką. Mimo wszystko nie rozszarpała jej gardła - jeszcze. Logika podpowiadała jej, że musi albo uciec albo znaleźć coś do obrony przed tym chodzącym koszmarem. Jej dłonie początkowo natrafiały wyłącznie na zimną, czasem mokrą skałę. Słychać było te\z pojedyncze kapanie z sufitu. które przerywało panująca ciszę. Dotykiem wyczuła rzędy stalagmitów o różnych kształtach, niektóre były zaostrzone. Proces ich powstania trwał zapewne wiele lat a ich kuzyni zapewne znajdowali się także na suficie czego nieprzystosowane do ciemności oczy dziewczyny nie mogły dostrzec. Szukając na oślep czegokolwiek przesuwała się stopniowo w bok. Pośpiech i strach zrobiły swoje. Nie była w tym na tyle ostrożna na ile powinna. Poczuła jak traci równowagę i grunt osuwa jej się spod nóg. Nie dostrzegła w porę dziury w ziemi, na tyle wielkiej, że mogła pochłonąć człowieka dużo większych rozmiarów niż ona. Jej dłonie w panice próbowały złapać się jakiegoś oparcia jednak raz za razem dotykały jedynie ulotnego powietrza. W ostatniej chwili chwyciła się krawędzi przepaści czując, że tylko odwleka nieuniknione. Drobne kamyki sypały się w dół, ale nie słyszała, żeby dotknęły dna jamy. Czerń pod nią zdawała się za to nieubłaganie ciągnąć ją w dół.
 
__________________
"Tak, zabiłem Rzepę." - Col Frost 26.11.2021
Even a stoped clock is right twice a day
traveller jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 05:21.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172