Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 13-02-2012, 00:29   #91
Alaron Elessedil
 
Alaron Elessedil's Avatar
 
Reputacja: 1 Alaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputację
Nadrabianie strat - Rozmowa z Antonią

Zdecydowanie odrzucał błędy ze strony Williama. To niemożliwe.
Wątpił w błędy ze strony Antonii. Bywała jak małe dziecko, ale jest dobra.
Przy trzecim wydawało mu się, że prawdopodobieństwo jest znikome.
O ostatniej możliwości nie wiedział co myśleć. Bynajmniej nie od strony zespołu, co od strony słów Brazylijki.

Mówiła, że takiej akcji potrafi dokonać tylko kilka osób na świecie. Z pewnością nie było tu osoby należącej do tego grona.

-Ciekawie... Wszystko równie mało prawdopodobne. Chyba najłatwiej zacząć od Malcolma, a potem, w przypadku porażki, szukać winnego. Bo chyba przypadek trafienia na ogródek czegoś... czegoś, jest bardzo mało możliwe? Najgorsze jest to, że nie wiem kogo można by było wykluczyć. Może Andersona, ale on raczej nie mógł na nic wpłynąć-powiedział, po czym przypatrzył się Antonii.

-To wątpliwe, żeśmy się na coś nadziali przez przypadek. Istoty stamtąd nie działają planowo. Zaniepokojone atakują i uciekają. A to coś pojawiło się w gabinecie naczelnika... zastało tam Amy. Gdyby był tam Malcolm, być może skończyłoby się gorzej.

-Masz na myśli to, że podświadomość Williama obeszłaby się mniej delikatnie z Malcolmem niż Amy?

-Nie. Wpierdol, jaki nam spuściła podświadomość Willa i atak na naczelnika to dwie rozdzielne sprawy. Amy zabiła istota z Limbo, zupełnie niezależna od woli czy niewoli Williama.

-To coś nowego... Nasz Architekt o niczym takim nie mówił... Za chwilę. Zamknijmy sprawę Profesora. Czego dla niego potrzebujesz? To raz. Dwa: Plan minimum kosztuje siedemset tysięcy dolarów amerykańskich. A plan maksimum? Widełki wszystkich spraw rozciągają się od siedmiuset tysięcy do...?

Chciał zakończyć i uporządkować wszystkie kwestie nim rozpocznie nowe. Może to była mała pedanteria z jego strony.

-Nie kuś diabła-roześmiała się.

-To badania. Naukowiec weźmie każdą kasę i zaraz wyciągnie rękę po więcej. 700 tysiów wystarczy na zbudowanie własnego labu, na zaopiekowanie się Willem i Amy i na początek badań nad formułą. Jak będzie trzeba więcej, będziesz pierwszą osobą której to powiem. Na razie nie ma potrzeby, chyba że chcesz abym sprzeniewierzyła twój szmal na diamentowe kolczyki.

-Będzie siedem setek, ale nie od razu. Muszę zorganizować kilka spraw, a wtedy podejmę już całą kwotę. Chyba, że wolisz przelew-spojrzał na Chemiczkę.

On osobiście wolałby przelew przez konta tranzytowe. Zdecydowanie mniej uwagi przyciąga kilka cyferek z kilkunastu kont niż wielka cyfra z jednego lub łażenie po filiach i podejmowanie pokaźnych plików banknotów.
Zabieganie o gotówkę wymagało sporo zachodu, na który nie miał specjalnej ochoty, ale było to całkowicie wykonalne.

-Z własnej kieszeni to mi możesz kwiatki kupić, a nie lab budować. Zleceniodawca chyba nie wrobił was w pokrycie kosztów akcji?

Jakiś czas temu Smith zastanawiał się nad tym. Czy przypadkiem finansowanie nie spadło na ich niedopłacone głowy i stwierdził, że raczej to nie możliwe.
Z kilku powodów, a najważniejszym były pieniądze. Arma Corp zapewne liczył na monopolizację rynku po pozbyciu się największego przeciwnika - Whi Techu.
Bynajmniej niebezpodstawnie, gdyż nie było na arenie takiego giganta, by mógł rywalizować z Arma.
Monopolizacja dawała z kolei niewyobrażalne dla przeciętnego człowieka ilości zielonych papierków z podobiznami prezydentów.
W tym wypadku ich akcja byłaby jedynie mało kosztowną inwestycją w stosunku do możliwych zysków w przyszłości.

Woodson może wydać na nich nawet sto milionów i nawet tego nie poczuje, natomiast powodzenie ich akcji całkowicie zależy od tych środków.
Co prawda, stary, poczciwy Charles nie musi wiedzieć o maleńkim kapitaliku zgromadzonym przez Point Mana.
Dopiero wtedy mógłby próbować robić przekręty gotówkowe.

-Nie jestem taki pewien. Będę musiał ustalić czy i jeśli tak, to jakiej wysokości takowe dostaliśmy. Aktualnie za wszystko płacę sam-skrzywił się lekko.

Poniekąd była to prawda, ponieważ nie do końca był pewien czy Woodson zgodzi się sfinansować wszystko, co tylko zażądają.
Z pewnością będzie się targował. Tego Anthony był pewien, ale szef Arma miał pewną wadę.
Przypadłość wszystkich bogaczy: Targują się dla samych targów, częściowo również ze skąpstwa, ale im większa jest ich góra złota, tym większe kwoty uznają za drobnicę.
Ich ocena zarobków przeciętnego obywatela również rośnie. Dużo łatwiej ich przekonać, że przeciętna pensja jest o kilka tysięcy wyższa niż w rzeczywistości, gdyż owe kilka tysięcy wydają średnio na minutę.

-Teraz kwestia tego, co działo się w gabinecie naczelnika. William trochę mi opowiadał, lecz był wtedy w szoku. Możesz opowiedzieć, jak to wyglądało z twojej perspektywy?-zmienił temat, przechodząc do ważniejszej kwestii niż stan finansowy zespołu.

-No, w szoku był. Ale szybko się pozbierał, to według mnie świetnie rokuje na przyszłość. Jedyne, co mam tak naprawdę do dodania, czego William nie mógł wiedzieć, to... nie zrozum mnie źle, Tony, ale to bardzo trudno wytłumaczyć komuś, kto nigdy sam tego nie poczuł. To jak rozmawianie o kolorach ze ślepym od urodzenia. Otóż, istoty stamtąd mają zapach. Dziwny zapach. Nie opiszę ci tego, nie potrafię. Ale to było to, to tam poczułam. Kraty przy oknie były rozgięte, tego nie byłby w stanie zrobić człowiek. To był stwór z Limbo. Uznałam, że mógł zabić Amy i porwać jej duszę niżej, dlatego za nią skoczyłam. Will nie jest w stanie kontrolować takiej istoty. A wiedział już, że to Amy jest w gabinecie. To go wyklucza z grona podejrzanych, nie ma umiejętności by to zrobić, i nie ma odpowiednich cech charakteru, by ryzykować życie kogoś, kogo ceni. Taki numer mogłabym zrobić ja. Bo ja mam i jedno, i drugie-rozłożyła ręce z rozbrajającą szczerością.

Chemiczka miała bardzo wysoką samoocenę. Ten fakt mógł się przydać.

-Jestem bruja, mam więc i motyw. Tylko że to nie ja. Jakbym wywinęła taki numer, pamiętałabym o tym. Wspominałabym to raz po raz, z nieustającym triumfem-dodała, zaś taką ewentualność Inżynier mógł sobie z łatwością wyobrazić.
Uśmiechnął się z wysoko uniesioną brwią.

-Gdyby nie fakt, że zobaczyłem ciebie z tym długim jęzorem, najprawdopodobniej miałbym problemy z uwierzeniem-roześmiał się cicho, gdy nagle coś przyszło mu do głowy.
Umiejętność wyczuwania owego "zapachu" skojarzył z umownymi, wojskowymi znakami.

-Chyba nawet znalazłem przemawiające do mnie porównanie odnośnie tego, czego nie wiem. Umowne znaki dłoni podczas akcji. Czasem nowicjuszowi ciężko się w tym połapać. Podobnie wskazuje się kierunek ruchu i cel do zestrzelenia.
Muszę przyznać, że to, o czym mówisz jest dla mnie mocno... abstrakcyjne. Szczególnie twój związek z... demonem? Nigdy nie wierzyłem w takie rzeczy i wielkim sukcesem jest to, iż przyjmuję za prawdziwą jakąkolwiek religię
-wskazał koraliki owinięte na nadgarstku.

Znał je na pamięć. Barwa, kształt, faktura, ilość, znaczenie. Dobierali je razem, by pasowały.

-Przykro mi, Tony. Bo to oznacza, że twoje życie jest smutne i puste. Ale mam dla ciebie dobrą wiadomość - to, że nie wierzysz, nie zmienia faktu, że te rzeczy istnieją. Niewiara je niszczy, owszem, ale niewiara całych narodów. Nigdy nie zabije ich do końca. Bo tam, gdzie nauka rozkłada bezradnie ręce, ludzie zawsze będą liczyć na cud. Ty także, pomimo ateizmu.

-Albo kosmitów. Nie jestem jednak pewien, czy po koszmarze, jaki zafundował nam William, jest to pocieszenie, czy wręcz przeciwnie-uśmiechnął się szeroko, przypadkiem czyniąc sobie okazję do utrwalającego przypomnienia kształtów, jakie widział we śnie.

-Zdolności Amy czy Cryera nie są dla ciebie niczym dziwnym, akceptujesz je i zapewne masz na nie jakieś naukowe wytłumaczenie. A jednak, są one magią. Wysoce wyspecjalizowaną. I uwarunkowaną genetycznie.
Słowa Brazylijki nie otworzyły żadnej szufladki w jego mózgu. Nawet przez kilka chwil próbował takową znaleźć, lecz natrafił jedynie na pustkę.
Przecząco pokręcił głową.

-Nie. Nic nie wiem o ich zdolnościach. Akceptuję, ale nie rozumiem. No i nie jestem ateistą. Uznaję buddyzm tybetański i dlatego zawsze mam przy sobie Mala. Dokładnie to, w tym kolorze koralików i konstrukcji-powiedział, po czym zmienił temat.

-Czy inne nienormalne... paranormalne zjawiska też są prawdziwe w twoim odczuciu? Spirytyzm czy inne czary? No i... wybacz, że pytam, ale ten twój demon... czym to jest i co może zrobić?

-Przejrzyj zdjęcia z dzieciństwa. Idę o zakład, że na którymś znajdziesz przywiązaną do łóżeczka czerwoną wstążkę. Ochrona przed demonami. Czary ochronne. I tak, działają-odparła z uśmiechem.
Zdjęcia z dzieciństwa. Około roku 45 nie mieli żadnego aparatu fotograficznego, a i długo po tym nie zagościł w ich domu.

-Sądzę, że nie będę miał okazji tego zobaczyć, ale kojarzę kilka rytuałów prawdziwych lub fałszywych. Podobno w celu odpędzenia któregoś ze złych duchów trzeba położyć w progu widły... Chyba-roześmiał się, wspominając wizytę na konserwatywnej, słowiańskiej wsi.

Chyba, że źle pamiętał. Nie poświęcał temu zbyt wielu uwagi.
Tylko raz widział bezzębną staruszkę, tłumaczącą mu szczegółowo w jaki sposób widły odpędzają demony.
Ale czy w progu? Może akurat chciała drzwi przytrzymać?
To było dawno temu.

-Albo zakopać pod progiem nóż. Albo specyficzne zioła. Tyle sposobów, ile kultur. Czarownik jest trwale związany z ziemią, na której wyrósł. Jesteśmy terytorialni, jak drapieżniki. To ważne, zapamiętaj. Będzie trzeba dobrze wybrać miejsce naszego ataku. Najlepiej miasto, najlepiej w nowym budynku. W tych starych ktoś mógł parę setek lat temu zakopać widły.

Kolejna nowość, o której nigdy by nie pomyślał.
Jak stare było to budownictwo? Chyba bardzo stare, ale cały czas zamieszkane. Od dawien dawna nie było tam ani jednej chwili, w której obiekt byłby całkowicie pusty.

-Do jakiego stopnia nowe? Masz na myśli budynki przynajmniej z dwudziestego wieku? Miejsce musi być jednocześnie obce ze względu na nie kopiowanie rzeczywistości i dość znajome Celowi. W bardzo szerokim pojęciu, naturalnie. Prawdziwie fikcyjne. Problem polega na dopasowaniu otoczenia do zadania, czyli incepcji tej właśnie informacji.

-Nie oczekuję natychmiast gotowego rozwiązania, Tony. Mówię ci o uwarunkowaniach z mojego punktu widzenia, jak ja bym się do tego zabrała. Trzeba też dobrze wybrać kraj. Ty spotkałeś się z czarami w Brazylii, ale uwierz mi, nie jesteśmy ani wyjątkowi, ani jedyni. Tylko bardzo liczni, zorganizowani i zdeterminowani. Mateczka Rosija według mnie odpada. Wleziemy komuś na odcisk i będzie zadyma jak nic. Rosja jest stara, tamtejsi czarownicy potężni i niebezpieczni. Spotka się tam jeden szaman z drugim w tajdze, zeżrą renifera, popiją paliwem rakietowym i w białej gorączce przesuwają fronty atmosferyczne-powiedziała Antonia, zaś Smith miał ochotę zakląć w odpowiedzi.

Rosja to kraj, w którym on rozdawał karty na swoim-nieswoim boisku.
Szczególnie przy nadchodzących wyborach Putin nie ruszy się ze swojego kraju, a już z pewnością nie wybierze się sam do Pierdziszewa Dolnego w Zadupiu Ciemnogrodzkim.
Z drugiej strony skoro tam było tak niebezpiecznie pod względem czarostwa...

Nagle zmienił zdanie. Ameryka Południowa i Afryka to nie wszystko, o czym również nie pomyślał.
Europa, Azja, Australia, Ameryka Północna.

-To niedobrze. Właśnie w Rosji mogę spróbować zapewnić dużo czasu na śnienie oraz idealne warunki do wykonania skoku. To bardzo niedobrze, że Rosja nie jest bezpieczna.
Właściwie to tylko tam mogą się nadarzyć tak dobre warunki i wykonalnym, choć bardzo trudnym jest dziesięć godzin spokoju na poziomie zerowym oraz doskonały środek ewakuacyjny...
-stwierdził.
I szczególna uwaga na Azji. Konkretnie na Rosji. Wszystko o wszystkich.

-Jezu, tu tak na serio? Nie podłamuj się. Tu jest właśnie moja wyższość nad tobą - ja wierzę, że wszyscy moi bogowie mnie kochają i wyciągną mnie z każdej opresji. Jestem dzieckiem szczęścia-roześmiała się serdecznie.
Ostatnią rzeczą, którą Inżynier by zrobił, to się załamał. W zamian z chęcią zaprzęgnie do roboty kolejną grupę.

-Jak musi być Rosja, będzie Rosja. A ja zadbam o nasze bezpieczeństwo. Skoro nie można kogoś pokonać, należy z nim iść do łóżka.
Podwójne zabezpieczenie. Bardzo dobrze.

-Wszystko rozumiem, ale tak z demonami?-uśmiechnął się w odpowiedzi.

-Z demonami jest zabawnie, ale nie tym razem. Z lokalnymi czarownikami. Pożyczysz mi Koroniewa, bo ni w ząb nie rozumiem rosyjskiego, i tak ich zakręcę, że jeszcze nam pomogą.
Smith miał tylko nadzieję, że w tym względzie Antonia absolutnie się nie przechwala.
Jeśli mieliby wsparcie szamanów Rosyjskich czy jak ich tam zwą, to sprawa zamykałaby się, przynajmniej z grubsza, w ramach klasycznych projektów.

-Nie. Nie mogę i nie będę was tam chronić.

Krótko, zwięźle i na temat. Tak wyglądała odpowiedź Chemiczki, a Inżynier spojrzał na nią wyraźnie zdziwiony. Bynajmniej nie z powodu formy, lecz treści, jaką za sobą niosła.

-Tego bym się nigdy nie spodziewał. Za dużo narozrabiałaś w Rio?

-Ja? Nie, to wy narozrabialiście. Dwadzieścia osób przez kolejny miesiąc sprzątało gówno po was.
Wydawała się lekko zirytowana. Wprost przeciwnie do Anthony'ego, który był wyraźnie rozbawiony.
Roześmiał się.
 
__________________
Drogi Współgraczu, zawsze traktuję Ciebie i Twoją postać jako dwie odrębne osoby. Proszę o rewanż. Wszystko, co powstało w sesji, w niej również zostaje.
Nie jestem moją postacią i vice versa.
Alaron Elessedil jest offline