Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 13-02-2012, 10:20   #62
Highlander
 
Highlander's Avatar
 
Reputacja: 1 Highlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputację
Sil walczyła obok. Nie wątpił, że sobie poradzi. Zresztą on także nie dawał strażnikowi wielkiej nadziei na wygranie walki. Był ekspertem walki mieczem, co przyznawali nawet sami nauczyciele. Połączenie dwóch wspierających się szkół zapewniało mu bardzo dużą moc. Yuen lubił walczyć, ale nie lubił zabijać. Nie mniej podczas takiego starcia należało po prostu dbać głównie o skuteczną eliminację przeciwników, nie troszcząc się specjalnie, czy któryś padł, czy może jest ranny. Przez chwilę zastanawiał się, czy jego towarzysze mają niekiedy takie myśli? Któż wie? Wysoki hełm wąsatego strażnika z nosalem oraz specjalnymi dodatkowymi osłonami na policzki nie chronił przed mieczem ninja. Podobnie jak wykonana z cieniutkiej, lecz mocnej materii, splecionej ze setek metalowych obręczy, kolczuga. Hełm posiadał od przodu całkiem spore otwory, według zamysłu, ułatwiające obserwację, natomiast kolczuga miała drobniutkie przerwy. Nie bawił się, nie kombinował też zbytnio. Liczyła się szybkość oraz maksymalne zaskoczenie przeciwnika. Tamci mieli (jeszcze) przewagę liczebną, napastnicy więc musieli wyeliminować tylu przeciwników, ilu tylko było można, maksymalnie zmieniając wspomniane proporcje. Proste cięcie, lekkie, skuteczne, właściwie klasycznie pod punkt. Moment później strażnik leżał bezwładnie, zaś Yuen odruchowo spojrzał na Sil. Jeśli na jej flance nie działoby się nic szczególnego, planował szukać oraz bić dalej ściągając na siebie jak najwięcej przeciwników, aby otworzyć Onimaru drogę od tyłu. Bowiem właściwie ronin miał największą szansę dostać się, jak sądził, do przetrzymywanej córki Neitakiego.

Dla takich chwil żyła. Szum adrenaliny w głowie. Kolory wydają się żywsze, a ona czuła się jakby mogła przenosić góry. Włócznia dobrze leży w dłoniach, przewodząc delikatne drgania w swoim wnętrzu. Ciężko się nie uśmiechnąć. Sil wykonała szybkie pchnięcie w przerwę w pancerzu, co dla tego wojownika oznaczało przebicie się przez oczodół do mózgu. Lekkie popchnięcie nadało dodatkowy rozpęd ciału, by upadło na plecy. Dzięki temu Sil mogła zobaczyć w jakie tarapaty wpadł Ronin. Obrzucając pobieżnym spojrzeniem otocznie i orientując się, że nic jej nie grozi, a Yuen jest cały, ruszyła na przód, by pomóc bezklanowcowi.

Jeśli zaś chodziło o Ronina, miał on pełne ręce roboty. Pierwsza trójka oponentów przejęła inicjatywę, ruszając do ataku. Próbując wykorzystać dezorientację wywołaną w nieogolonym mężczyźnie przez przeważającą liczbę mieczy, chcąc przemienić go w zaawansowany projekt origami. Ale ich próby były nie tyle śmieszne co... żałosne. Klang, klang i klang. Nawet mimo posiadania dwukrotnie krótszego ostrza (nie przeznaczonego do parowania), ninja nie miał najmniejszych problemów ze skutecznym odbiciem wyprowadzonych weń ciosów. Wojownik spojrzał na swoich oponentów i uniósł brew w pytającym geście, upewniając się, że to koniec ich morderczego ataku. Jako że, żołdacy nie kwapili się kontynuować, Onimaru postanowił przejąć pałeczkę. Nie siląc się na zbytnią finezję, ruszył na przeciwników. Lewą rękę, dzierżącą nóż ostrzem w dół, trzymał profilaktycznie, a może z przyzwyczajenia, z tyłu. Zaś prawa ręka robiła za obronę. Ta taktyka, przy pozycji w której stał bokiem do oponenta z jakim aktualnie walczył, dawała mu szeroki wachlarz możliwości defensywnych, jak i okazję do niesygnalizowanego ataku nożem. Choć tego typu niuanse raczej nie trafiały do klasy wojowników z którymi tym razem przyszło mu się zmierzyć. Wyrwał do przodu, szybko skracając dystans i uniemożliwiając efektywny atak włócznią. Jeden z cesarskich nawet próbował, jednak nieuzbrojona ręka Ronina zablokowała jego oręż bez wysiłku, zwyczajnie opierając przedramię na drzewcu włóczni. Ręka, podążając wzdłuż drzewca, odnalazła w końcu nieosłoniętą krtań. Dwa naprężone do granic możliwości palce, wbiły się w miękką tkankę przeciwnika. Sąsiad nieszczęśnika, który właśnie nabawił się poważnych problemów z oddychaniem, zaniechał prób rażenia shinobi włócznią i spróbował go pochwycić. Ronin od razu wyraził swój sprzeciw, aplikując włócznikowi nóż w podbrzusze, tuż pod płytą pancerza chroniącą klatkę piersiową. Bez mrugnięcia okiem, ninja zrobił jeszcze krok do przodu, przeciągając nóż aż do biodra ofiary, inicjując w ten sposób istny wodospad parujących wnętrzności. Pocharkiwania żołnierza ze zmiażdżoną krtanią, sugerowały, że ma on jeszcze siłę walczyć, więc Onimaru bez odwracania się, poprawił swój pierwszy cios uderzeniem łokcia.
To wystarczyło, aby skutecznie odciąć dopływ tlenu, a tym samym unieszkodliwić przeciwnika na dobre. Ronin omiótł pole walki. Wyglądało na to, że jeżeli zaraz z nikąd, nie wynurzą się posiłki, powinni sobie poradzić. Nie wiedzieć czemu, nie czuł takiej beztroskiej przyjemności z walki jak dotychczas. Coś mu ciągle nie dawało spokoju... Spojrzał na walczącą Sil. Pierwszy raz miał okazję zobaczyć ją w akcji i żałował, że stało się to dopiero teraz. Jej pełne gracji ruchy go hipnotyzowały, ale najbardziej podobał mu się jej uśmiech, który wyrażał radość, jaką może poczuć tylko wojownik w ferworze walki. Nie znał jej od tej strony, ale podobało mu się to.

Swojej fascynacji nieomal nie przypłacił głową. Ledwo uniknął pchnięcia ostatniego z atakującej go trójki. Niewiele myśląc, przyjął niską pozycję, z jedną nogą wysuniętą do przodu, w której jego głowa, była na wysokości brzucha przeciętnego człowieka. Gdy żołnierz wycofał włócznię do zadania śmiertelnego ciosu, Onimaru przeturlał się obok niego, tnąc ostrzem po ścięgnach wojownika. Następnie odskoczył w stronę z której zaatakował karawanę, aby uniknąć ponownego okrążenia i ustawiając pozostałych wojowników cesarstwa między nim, a Sil i Biao.

Aczkolwiek, po chwilowej refleksji wymieszanej z prostą matematyką, Onimaru zrozumiał, że nie pozostało wystarczająco wojskowych aby ponownie spróbowali manewru okrążającego. Co nie przeszkodziło dwóm wciąż sprawnym mężczyznom na rzucenie się w jego stronę z mściwym wrzaskiem oraz dwoma nagimi mieczami. Efekty ich starań, jak zwykle, były łatwe do odgadnięcia. Kiwając się i uchylając, shinobi pozbawiony rodowego nazwiska przywodził na myśl mściwą zjawę, która pozostając całkowicie niewrażliwa na mierzone w nią ostrza, przybyła na ziemski padół aby ukarać bolesną śmiercią grzesznych śmiertelników. Jednak technologia w jakiejkolwiek formie ma to do siebie, że zwykle samo jej pojawienie się starczy aby zrujnować wszystkie elementy metafizyczne w okolicy. Powietrze przeszył ogłuszający huk, goniony szaleńczo przez zapach prochu i rozgrzanego metalu. Dwójka wciąż mogących chodzić żołdaków runęła na ziemię, zgodnie z wyszkoleniem. Onimaru zobaczył tylko błysk. Świstu kuli nie usłyszał, bo ta która trafia, zwykle sobą owego nie roztacza. Ronin poczuł, jak jego ciało staje się cięższe, zwiększając wagę o bliżej nieokreślony balast. Nie przeszkodziło mu to jednak w oddzieleniu się od ziemi. Siła pocisku rzuciła go na plecy, blisko metr od miejsca w którym stał do tej pory. Kiedy uniósł głowę, zobaczył jak jego szaty pośpiesznie nasiąkają szkarłatem.


Piskliwe zaczerpnięcie powietrza rozeszło się po okolicy, goniąc huk wystrzału na długo przed tym jak ciało Onimaru grzmotnęło o ziemię. Rosnąca na piersi czerwona plama zupełnie zmieniała dotychczasową sytuację. Zabawne, jak ludzie miewają skłonności do uznawania, że ich bliscy są zawsze bezpieczni. Nietykalni. A tymczasem padają tak samo jak wszyscy inni. Dłonie zacisnęły się mocniej na drzewcu, a uśmiech został zdmuchnięty z twarzy. Stawka właśnie została znacząco podbita, a ona nie dopuszczała do siebie możliwości, że przegra. Zaszarżowała między najbliższych dwóch strażników, którzy w odruchu obronnym unieśli miecze do góry. Jeden odsłonił się przy tym nieznacznie, lecz wystarczająco, by silniejsze pchnięcie pokonało kolejno pancerz, skórę, żebra i niezliczoną ilość naczyń krwionośnych. Wbitą włócznię Sil, której ciało chyba przejął na chwilę jakiś shinigami, przekręciła w bok, powiększając zniszczenie rozsiewające się we wnętrzu pierwszego trupa. Trupa, bo ci ludzie po prostu jeszcze nie zrozumieli, że już nie żyją. Nieostrym końcem podjęła próbę ogłuszenia drugiego z żołnierzy. Jak łatwo można było się domyślić - nieudaną. Jednak było to na tyle oczywiste, że odruch nakazujący odsunięcie głowy w bok celem uniknięcia obrażenia zakończył się spotkaniem z kopniakiem Nguyen. Mężczyzna upadł na gołą ziemię ogłuszony. Zapewne nawet nie poczuł opadającej na niego śmierci.


Następnym, którego Mała Żmija sobie upatrzyła na cel był strzelec wraz ze swoim cudem nowoczesnej technologii. Niedawno plujący ogniem otwór nadal wypuszczał dym. Pierwsza zasada z takim sprzętem była prosta - nie pozwól by wycelowali w ciebie. Poruszając się zwinnie na boki w kilku susach, wreszcie zanurzyła ostrze włóczni w czerwonej posoce, poszerzając gębę strzelcowi. Oprócz mężczyzny, który wił się z bólu na ziemi i drugiego, na którego wolała teraz nie spoglądać, by znowu nie stracić nad sobą panowania, polanka była czysta. Tylko gdzie ich dowódca? Uciekł? Jest w trakcie patrolu z resztą ludzi?
- Yuen! Obudź Shina! Byle szybko! - spojrzała nadal wściekłym wzrokiem na swojego podkomendnego. Nie była to oczywiście wściekłość wywołana przez Yuena, nie była nawet to do końca prawdziwa wściekłość. Strach przed utratą czegoś ważnego przybierał ponoć u ludzi różne maski. Rzuciła okiem na poczynania mężczyzny, który przy dużej dozie szczęścia do końca życia pozostanie kaleką, a potem czując jak zaciska jej się gardło opuściła spojrzenie na Onimaru. Oddech jej się urwał. Tyle krwi. Czy jej ofiary też tyle krwawiły? Podeszła nie wiedząc co zrobić. Zatkać dziurę w piersi? Umiała uśmiercać na tysiąc sposobów, ale nigdy nie uczyła się jak ratować życie.
- Onii-chan... - szepnęła szukając zrozumienia w jego spojrzeniu delikatnie gładząc pokryty szczeciną policzek. Na chwilę podniosła wzrok, by omieść otoczenie spojrzeniem. Nie dostrzegła jednak kolejnych zagrożeń.
 
Highlander jest offline