Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Inne > Archiwum sesji z działu Inne
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Inne Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemach innych (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 10-02-2012, 12:31   #61
 
Kelly's Avatar
 
Reputacja: 1 Kelly ma wyłączoną reputację
Cóż, sytuacja wyglądała na dość ciężką. Cokolwiek by nie zrobili, nie obędzie się bez walki, a skoro tak, to najprostszym wyjściem było zaczęcie planowania właśnie od niej.
- Atakujemy, gdy postanowią rozpalić pochodnie. Wtedy z reguły ludzkie oko najgorzej widzi i ma problemy z oceną odległości. Ja i Biao-san zaatakujemy z przodu odwracając ich uwagę. Ty, Onimaru zajmiesz pozycję z drugiej strony obozu i kiedy usłyszysz oznaki, że nas zauważyli zaatakujesz. Zapewne to tobie przyjdzie zmierzyć się z dowódcą, więc uważaj... - w głosie Sil pojawiła się prosząca nutka, jednak szybko przeniosła spojrzenie na chłopaka wygodnie drzemiącego na plecach Onimaru - On i tak jest teraz zbyt zmęczony, by walczyć. Zakamuflujmy go gdzieś w bezpiecznym miejscu.

Podczas niedługiego spaceru we wskazanym przez dwóch urwisów kierunku, Ronin nie odezwał się ani słowem, przygotowując się psychicznie do walki. Nie wiedzieli co mogli spotkać na gdy już tam dotrą, ale karawany przewożące cesarskie dobra, zawsze były dobrze strzeżone i uzbrojone po zęby w najnowsze osiągnięcia technologii wojennej. W tym broń palną i materiały wybuchowe. Obawiał się, że mogą nie być przygotowani do takiego starcia. Część jego obaw rozwiała się, gdy w końcu odnaleźli rzeczoną karawanę. Co prawda nie byli w stanie określić uzbrojenia cesarskich, ale ich liczba nie była tak przerażająca jak się spodziewał. Jego facjatę przeciął grymas znudzonego drapieżnika, przed którym w końcu pojawiła się możliwość polowania. Wysłuchał planu Małej Żmii w skupieniu. Był prosty, bez zbędnych manewrów zwiększających szansę, że coś pójdzie nie tak. Odwrócenie uwagi na froncie, żeby wbić im w plecy sztylet, w roli którego miał wystąpić Onimaru. Idealnie.

Troska w głosie Sil ucieszyła go i poruszyła zarazem, ale nie dał tego po sobie poznać. Uśmiechnął się tylko łobuzersko i mrugnął do niej porozumiewawczo, żeby się o niego nie martwiła. Zgodnie z sugestią przywódczyni położył pochrapującego medyka pod krzakiem, kamuflując go nieco opadłymi liśćmi, zwłaszcza te jaskrawe spodnie.
- To powinno wystarczyć. - powiedział, oceniając jakość zaaplikowanego kamuflażu. Jakby ktoś szukał śpiącego Shina, pewnie by mu się udało, ale było to mało prawdopodobne.
- Chyba już czas, żebym zajął pozycję.
Rzekł, obracając się w stronę Panny Nguyen. Gdy minął ją zaledwie o krok, naszła go myśl, która sprawiła, że mina mu zrzedła, a radość z nadciągającej walki przyblakła. Zatrzymał się i obrócił głowę żeby móc spojrzeć na Sil kątem oka.
- Zdaje się, że nasza misja powoli dobiega końca. Miejmy nadzieję, że wszystko dobrze się skończy. - spojrzał na rannego Shina, pomyśłał o Aki której nie zdążył lepiej poznać i o zagadkowym Kurogane, który zaginął, prawdopodobnie zasilając szeregi roninów lub umarłych. Nie zastanawiając się dłużej, rozpłynął się w zaroślach, czekając na rozpoczęcie walki.

Stał chwilę wpatrzony, jak ronin odchodzi. Rzucił.
- Powodzenia, Onimaru-san - wskazując na szacunek, którym obdarza jego umiejętności. Lecz nie wiedział, czy tamten słyszy. Bezklanowiec rację. Misja dobiegała końca. Przynajmniej taką miał nadzieję. Wyciągnął miecz, czekajac na rozkazy ataku. Wiedział, że zrobi, co może, że zaatakuje. Ponieważ zaś jest świetnym szermierzem, adeptem dwóch doskonałych szkół, miał poziom umiejętności zbliżony do prawdziwych nauczycieli. Właściwie plan mu się nie wydał najlepszy, ale skoro już maszynę puszczono w ruch, niczym koło młyńskie napędzane niepowstrzymanym strumieniem wody, nie było sensu niczego mówić. Jedynie zrealizować to, co postanowiono jak się dałoby najlepiej. Zamierzał oddać się nadciągającej walce, jak tylko mógł, gdyż poza krwawą konfrontacją nic i nikt mu już nie został.
- Czekam na polecenia, Nguyen-sama... - powiedział niby obojętnym głosem. Skoro ona wyraźnie określiła go dodając pan, ba, nawet nie do imienia, ale do nazwiska, jak obcych ludzi, owszem szanowanych, czy mających pewną pozycję, ale obcych, nie mógł postąpić inaczej. Po całej serii wydarzeń, które rozwaliły bliskie, jak mu się wydawało, relacje pomiędzy nimi, jego siły były na wyczerpaniu. Oczywiście, doskonale sobie zdawał sprawę, że wcześniej głupio się łudził, ale Yuen taką miał naturę. Nawet kopniaki, które dostawał od rozmaitych osób potrafiły go załamać, ale nie potrafiły zmienić. Jednak właściwie czekała ich walka, jakież więc znaczenie miały jego myśli czy własne uczucia. Żadne, trzeba było zwyczjnie wygrać.

Nguyen miała ogromną ochotę związać kilka niecenzuralnych słówek w pełnoprawne zdanie. O czym ci faceci myśleli? Zamiast czuć się w pełni sił, działać dając z siebie wszystko, w końcu to ostatnia prosta! No może wyłożona potłuczonym szkłem, ale przecież dla takich chwil istnieją. By służyć swoimi rękami Koalicji. To esencja, a oni... i Yuen znowu wyglądał jakby był nieobecny. Dobra, może przesadziła z tym “san”, ale wkurzył ją na tyle swoim pomysłem, że gdy grzecznościowy zwrot pojawił się w jej łepetynie, to nie udało jej się wyhamować słów w odpowiedniej chwili. Potrząsnęła głową oburzona. Do dzieła! Dodała sobie animuszu, poprawiła włosy, a następnie wzięła w ręce swoją włócznię. No, od razu lepiej.


Chociaż liczba losowych elementów w planie Kąsającej Żmiji raczej nie byłaby trudna do ogarnięcia dla największych Imperialnych Strategów może... tak właśnie było lepiej? Czasami prostota bywa najpiękniejsza. Jak utarło się mówić: “pierwszą ofiarą bitwy jest zawsze plan bitwy”. Zaś im więcej elementów losowych, zmiennych i różnorakich wyliczeń, tym bardziej zwiększa się szansa, że coś pójdzie na opak, kosztując kogoś życie. Dwoma największymi sojusznikami Koalicjantów były warunki wynikające z otoczenia oraz zaskoczenie. Nawet strażnik, który przez pierwsze kilka godzin warty wykazuje się czujnością, w końcu odsłania się na potencjalny atak, kiedy zacznie trawić go znudzenie. Czwórka wspaniałych zaczęła dawać temu potwierdzenie swoimi postawami i rozmówkami o niczym. Wtedy... Yuen i Sil rozpoczęli atak. Kobieta zaszarżowała pierwsza, jej broń oferowała sobą zwiększony zasięg i możliwość utrzymywania wroga na dystans, w razie potrzeby. Potrzeby jednak nie było, bo ostrze włóczni przemieściło się szybko i pewnie, rozcinając krtań jednego z obrońcow. Ten, z nic nie pojmującymi oczyma, wielkimi jak część stołowej zastawy, złapał się za właśnie otrzymaną ranę i bezskutecznie próbując zatamować fale buchającej z niej posoki padł na grunt. Biao nie był daleko w tyle i zanim trójka wciąż aktywnych wojowników zdołała się zorganizować, niwelując przewagą liczebną zasięg Nguyen, miecz Strażnika Równowagi runął z ponurym świstem na jednego z piechurów. Bez krzty wahania rozpłatał całą lewą część jego gęby, tworząc (wcale nie cienką) bruzdę, która biegła z góry na dół. Opuszczając facjatę, ostrze zabrało ze sobą fragment żuchwy, oraz kilka zębów, które posypały się na ziemię jak paciorki na dziecięcym placu zabaw. Zaskoczony nawałnicą niemożliwego do opisania bólu oraz utratą ślepia wojak, zaczął panicznie machać swoim własnym mieczem. Desperacko chciał odgonić agresora, którego wcześniej nawet nie zauważył, ale jedynym wrogiem względem którego zyskiwał przewagę było powietrze. Yuen, bardziej z litością niż z zimną determinacją, zadał drugi cios. Tym razem po skosie, przez żołądek. Obrońca rzucił kilka nieskładnych słów. Te pewnie miały być przekleństwami, ale człowiek umierający rzadko wysławia się w należyty sposób. Kolejny pokonany wróg padł martwy, wyrównując liczbę walczących przy wejściu do obozowiska. Choć jakościowo, ninja bez wątpienia posiadali miażdżącą przewagę.

- Atakują obóz! Zaraz przy ścieżce! Do broni, już! Wyzabijać ich wszystkich!
Sześciu żołdaków siedzących przy świeżo rozpalonym ogniu, jak jeden mąż poderwało się ku górze i dobyło swojej broni. Pięć mieczy, jeden muszkiet. Sami nie kwapili się z liczeniem oponentów czy dokładną identyfikacją ich przynależności. W końcu, ninja czy rabuś, wszystko jedno - obaj krwawią tak samo. Dostarczyć posiłków mordowanym kolegom niestety nie zdołali. Gdy biegli, drogę przeciął im z nikąd Onimaru, szarżując na najbardziej odsłoniętego piechura. Chcąc oddzielić jego górną połowę od dolnej w artystyczny sposób. Brzdęk uderzającej o siebie broni białej - wraz z zaiskrzeniem ostrzy, zaiskrzyły też pierwsze komplikacje. Żołnierz zablokował nadciągający cios. Przeciwstawne siły wywołały pomniejszy rezonans, lekko wygięły nadgarstki i odrzuciły do tyłu zarówno woja, jak i bohaterskiego Ronina. Ci tutaj posiadali jednak lepszy zmysł taktyczny niż mięso armatnie krojone na wejściu.


Czterech zaczęło okrążać bezklanowca jak stado wilków. Piąty, ten zbronią palną, właśnie skończył ją ładować i przygotowywał się do oddania pierwszego strzału. Komplikacje. Zawsze jakieś były. Takie życie.
 
Kelly jest offline  
Stary 13-02-2012, 10:20   #62
 
Highlander's Avatar
 
Reputacja: 1 Highlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputację
Sil walczyła obok. Nie wątpił, że sobie poradzi. Zresztą on także nie dawał strażnikowi wielkiej nadziei na wygranie walki. Był ekspertem walki mieczem, co przyznawali nawet sami nauczyciele. Połączenie dwóch wspierających się szkół zapewniało mu bardzo dużą moc. Yuen lubił walczyć, ale nie lubił zabijać. Nie mniej podczas takiego starcia należało po prostu dbać głównie o skuteczną eliminację przeciwników, nie troszcząc się specjalnie, czy któryś padł, czy może jest ranny. Przez chwilę zastanawiał się, czy jego towarzysze mają niekiedy takie myśli? Któż wie? Wysoki hełm wąsatego strażnika z nosalem oraz specjalnymi dodatkowymi osłonami na policzki nie chronił przed mieczem ninja. Podobnie jak wykonana z cieniutkiej, lecz mocnej materii, splecionej ze setek metalowych obręczy, kolczuga. Hełm posiadał od przodu całkiem spore otwory, według zamysłu, ułatwiające obserwację, natomiast kolczuga miała drobniutkie przerwy. Nie bawił się, nie kombinował też zbytnio. Liczyła się szybkość oraz maksymalne zaskoczenie przeciwnika. Tamci mieli (jeszcze) przewagę liczebną, napastnicy więc musieli wyeliminować tylu przeciwników, ilu tylko było można, maksymalnie zmieniając wspomniane proporcje. Proste cięcie, lekkie, skuteczne, właściwie klasycznie pod punkt. Moment później strażnik leżał bezwładnie, zaś Yuen odruchowo spojrzał na Sil. Jeśli na jej flance nie działoby się nic szczególnego, planował szukać oraz bić dalej ściągając na siebie jak najwięcej przeciwników, aby otworzyć Onimaru drogę od tyłu. Bowiem właściwie ronin miał największą szansę dostać się, jak sądził, do przetrzymywanej córki Neitakiego.

Dla takich chwil żyła. Szum adrenaliny w głowie. Kolory wydają się żywsze, a ona czuła się jakby mogła przenosić góry. Włócznia dobrze leży w dłoniach, przewodząc delikatne drgania w swoim wnętrzu. Ciężko się nie uśmiechnąć. Sil wykonała szybkie pchnięcie w przerwę w pancerzu, co dla tego wojownika oznaczało przebicie się przez oczodół do mózgu. Lekkie popchnięcie nadało dodatkowy rozpęd ciału, by upadło na plecy. Dzięki temu Sil mogła zobaczyć w jakie tarapaty wpadł Ronin. Obrzucając pobieżnym spojrzeniem otocznie i orientując się, że nic jej nie grozi, a Yuen jest cały, ruszyła na przód, by pomóc bezklanowcowi.

Jeśli zaś chodziło o Ronina, miał on pełne ręce roboty. Pierwsza trójka oponentów przejęła inicjatywę, ruszając do ataku. Próbując wykorzystać dezorientację wywołaną w nieogolonym mężczyźnie przez przeważającą liczbę mieczy, chcąc przemienić go w zaawansowany projekt origami. Ale ich próby były nie tyle śmieszne co... żałosne. Klang, klang i klang. Nawet mimo posiadania dwukrotnie krótszego ostrza (nie przeznaczonego do parowania), ninja nie miał najmniejszych problemów ze skutecznym odbiciem wyprowadzonych weń ciosów. Wojownik spojrzał na swoich oponentów i uniósł brew w pytającym geście, upewniając się, że to koniec ich morderczego ataku. Jako że, żołdacy nie kwapili się kontynuować, Onimaru postanowił przejąć pałeczkę. Nie siląc się na zbytnią finezję, ruszył na przeciwników. Lewą rękę, dzierżącą nóż ostrzem w dół, trzymał profilaktycznie, a może z przyzwyczajenia, z tyłu. Zaś prawa ręka robiła za obronę. Ta taktyka, przy pozycji w której stał bokiem do oponenta z jakim aktualnie walczył, dawała mu szeroki wachlarz możliwości defensywnych, jak i okazję do niesygnalizowanego ataku nożem. Choć tego typu niuanse raczej nie trafiały do klasy wojowników z którymi tym razem przyszło mu się zmierzyć. Wyrwał do przodu, szybko skracając dystans i uniemożliwiając efektywny atak włócznią. Jeden z cesarskich nawet próbował, jednak nieuzbrojona ręka Ronina zablokowała jego oręż bez wysiłku, zwyczajnie opierając przedramię na drzewcu włóczni. Ręka, podążając wzdłuż drzewca, odnalazła w końcu nieosłoniętą krtań. Dwa naprężone do granic możliwości palce, wbiły się w miękką tkankę przeciwnika. Sąsiad nieszczęśnika, który właśnie nabawił się poważnych problemów z oddychaniem, zaniechał prób rażenia shinobi włócznią i spróbował go pochwycić. Ronin od razu wyraził swój sprzeciw, aplikując włócznikowi nóż w podbrzusze, tuż pod płytą pancerza chroniącą klatkę piersiową. Bez mrugnięcia okiem, ninja zrobił jeszcze krok do przodu, przeciągając nóż aż do biodra ofiary, inicjując w ten sposób istny wodospad parujących wnętrzności. Pocharkiwania żołnierza ze zmiażdżoną krtanią, sugerowały, że ma on jeszcze siłę walczyć, więc Onimaru bez odwracania się, poprawił swój pierwszy cios uderzeniem łokcia.
To wystarczyło, aby skutecznie odciąć dopływ tlenu, a tym samym unieszkodliwić przeciwnika na dobre. Ronin omiótł pole walki. Wyglądało na to, że jeżeli zaraz z nikąd, nie wynurzą się posiłki, powinni sobie poradzić. Nie wiedzieć czemu, nie czuł takiej beztroskiej przyjemności z walki jak dotychczas. Coś mu ciągle nie dawało spokoju... Spojrzał na walczącą Sil. Pierwszy raz miał okazję zobaczyć ją w akcji i żałował, że stało się to dopiero teraz. Jej pełne gracji ruchy go hipnotyzowały, ale najbardziej podobał mu się jej uśmiech, który wyrażał radość, jaką może poczuć tylko wojownik w ferworze walki. Nie znał jej od tej strony, ale podobało mu się to.

Swojej fascynacji nieomal nie przypłacił głową. Ledwo uniknął pchnięcia ostatniego z atakującej go trójki. Niewiele myśląc, przyjął niską pozycję, z jedną nogą wysuniętą do przodu, w której jego głowa, była na wysokości brzucha przeciętnego człowieka. Gdy żołnierz wycofał włócznię do zadania śmiertelnego ciosu, Onimaru przeturlał się obok niego, tnąc ostrzem po ścięgnach wojownika. Następnie odskoczył w stronę z której zaatakował karawanę, aby uniknąć ponownego okrążenia i ustawiając pozostałych wojowników cesarstwa między nim, a Sil i Biao.

Aczkolwiek, po chwilowej refleksji wymieszanej z prostą matematyką, Onimaru zrozumiał, że nie pozostało wystarczająco wojskowych aby ponownie spróbowali manewru okrążającego. Co nie przeszkodziło dwóm wciąż sprawnym mężczyznom na rzucenie się w jego stronę z mściwym wrzaskiem oraz dwoma nagimi mieczami. Efekty ich starań, jak zwykle, były łatwe do odgadnięcia. Kiwając się i uchylając, shinobi pozbawiony rodowego nazwiska przywodził na myśl mściwą zjawę, która pozostając całkowicie niewrażliwa na mierzone w nią ostrza, przybyła na ziemski padół aby ukarać bolesną śmiercią grzesznych śmiertelników. Jednak technologia w jakiejkolwiek formie ma to do siebie, że zwykle samo jej pojawienie się starczy aby zrujnować wszystkie elementy metafizyczne w okolicy. Powietrze przeszył ogłuszający huk, goniony szaleńczo przez zapach prochu i rozgrzanego metalu. Dwójka wciąż mogących chodzić żołdaków runęła na ziemię, zgodnie z wyszkoleniem. Onimaru zobaczył tylko błysk. Świstu kuli nie usłyszał, bo ta która trafia, zwykle sobą owego nie roztacza. Ronin poczuł, jak jego ciało staje się cięższe, zwiększając wagę o bliżej nieokreślony balast. Nie przeszkodziło mu to jednak w oddzieleniu się od ziemi. Siła pocisku rzuciła go na plecy, blisko metr od miejsca w którym stał do tej pory. Kiedy uniósł głowę, zobaczył jak jego szaty pośpiesznie nasiąkają szkarłatem.


Piskliwe zaczerpnięcie powietrza rozeszło się po okolicy, goniąc huk wystrzału na długo przed tym jak ciało Onimaru grzmotnęło o ziemię. Rosnąca na piersi czerwona plama zupełnie zmieniała dotychczasową sytuację. Zabawne, jak ludzie miewają skłonności do uznawania, że ich bliscy są zawsze bezpieczni. Nietykalni. A tymczasem padają tak samo jak wszyscy inni. Dłonie zacisnęły się mocniej na drzewcu, a uśmiech został zdmuchnięty z twarzy. Stawka właśnie została znacząco podbita, a ona nie dopuszczała do siebie możliwości, że przegra. Zaszarżowała między najbliższych dwóch strażników, którzy w odruchu obronnym unieśli miecze do góry. Jeden odsłonił się przy tym nieznacznie, lecz wystarczająco, by silniejsze pchnięcie pokonało kolejno pancerz, skórę, żebra i niezliczoną ilość naczyń krwionośnych. Wbitą włócznię Sil, której ciało chyba przejął na chwilę jakiś shinigami, przekręciła w bok, powiększając zniszczenie rozsiewające się we wnętrzu pierwszego trupa. Trupa, bo ci ludzie po prostu jeszcze nie zrozumieli, że już nie żyją. Nieostrym końcem podjęła próbę ogłuszenia drugiego z żołnierzy. Jak łatwo można było się domyślić - nieudaną. Jednak było to na tyle oczywiste, że odruch nakazujący odsunięcie głowy w bok celem uniknięcia obrażenia zakończył się spotkaniem z kopniakiem Nguyen. Mężczyzna upadł na gołą ziemię ogłuszony. Zapewne nawet nie poczuł opadającej na niego śmierci.


Następnym, którego Mała Żmija sobie upatrzyła na cel był strzelec wraz ze swoim cudem nowoczesnej technologii. Niedawno plujący ogniem otwór nadal wypuszczał dym. Pierwsza zasada z takim sprzętem była prosta - nie pozwól by wycelowali w ciebie. Poruszając się zwinnie na boki w kilku susach, wreszcie zanurzyła ostrze włóczni w czerwonej posoce, poszerzając gębę strzelcowi. Oprócz mężczyzny, który wił się z bólu na ziemi i drugiego, na którego wolała teraz nie spoglądać, by znowu nie stracić nad sobą panowania, polanka była czysta. Tylko gdzie ich dowódca? Uciekł? Jest w trakcie patrolu z resztą ludzi?
- Yuen! Obudź Shina! Byle szybko! - spojrzała nadal wściekłym wzrokiem na swojego podkomendnego. Nie była to oczywiście wściekłość wywołana przez Yuena, nie była nawet to do końca prawdziwa wściekłość. Strach przed utratą czegoś ważnego przybierał ponoć u ludzi różne maski. Rzuciła okiem na poczynania mężczyzny, który przy dużej dozie szczęścia do końca życia pozostanie kaleką, a potem czując jak zaciska jej się gardło opuściła spojrzenie na Onimaru. Oddech jej się urwał. Tyle krwi. Czy jej ofiary też tyle krwawiły? Podeszła nie wiedząc co zrobić. Zatkać dziurę w piersi? Umiała uśmiercać na tysiąc sposobów, ale nigdy nie uczyła się jak ratować życie.
- Onii-chan... - szepnęła szukając zrozumienia w jego spojrzeniu delikatnie gładząc pokryty szczeciną policzek. Na chwilę podniosła wzrok, by omieść otoczenie spojrzeniem. Nie dostrzegła jednak kolejnych zagrożeń.
 
Highlander jest offline  
Stary 13-02-2012, 23:25   #63
 
Eyriashka's Avatar
 
Reputacja: 1 Eyriashka ma z czego być dumnyEyriashka ma z czego być dumnyEyriashka ma z czego być dumnyEyriashka ma z czego być dumnyEyriashka ma z czego być dumnyEyriashka ma z czego być dumnyEyriashka ma z czego być dumnyEyriashka ma z czego być dumnyEyriashka ma z czego być dumnyEyriashka ma z czego być dumnyEyriashka ma z czego być dumny
Polecenie dowódcy stanowiło dla ninja podstawę. Szczególnie wściekłego dowódcy. Skoro więc dowódca Nguyen wydała je, podwładny Biao wyrwał niczym pies gończy spuszczony ze smyczy, pędząc po Shina. Zresztą dobrze, bowiem dotychczasowy plan bitwy układał się tak, że zarówno wspaniała Nguyen-sama oraz świetny Onimaru-san położyli kilku przeciwników, natomiast on, ledwie jednego. Czasem właśnie tak bywa. Biao miał umiejętności poziomu mistrzowskiego i po prostu nie wierzył, że jego towarzysze mogą być o tyle lepsi, jak pokazywało to pole walki. Ale jednak byli. Widocznie dlatego, że ów dzień, czy raczej wydarzenia owego dnia, wywarły na niego fatalne skutki. Jednak kompletnie nie było to ważne, Nguyen wydała polecenie, on wypełniał posłusznie. Inna rzecz, że nawet bez jej decyzji starałby się zrobić dla Onimaru wszystko, co się dało. Byli towarzyszami broni, on zaś mógł mu pomóc, chociażby przez przyprowadzenie pomocy medycznej w postaci Herbalisty. Biegł więc ile sił w nogach. Kiedy liczyła się szybkość, etykieta musiała ustąpić jej miejsca.

- Shin, szybko, Onimaru oberwał - chciał na gwałt poderwać medyka na nogi. Jeśli trzeba, mógł go nawet zanieść. Wprawdzie Yuen nie należał do najsilniejszych wojowników, ale na krótki dystans, nie miałby problemu, aby przenieść Shina. Potem zaś cóż, dziewczynki nie odnaleźli jeszcze, więc jeśli nie dostałby innych poleceń, pobiegłby dalej jej szukać, ewentualnie walcząc przeciwko kolejnym przeciwnikom, jacy mogli się pojawić. Chociaż na ten moment pozostawali dziwnie nieśmiali. Wszystko układało się pasująco do planu dowódczyni, która przed momentem głaskała krwawiącego Onimaru po lekko brodatym policzku.

***

Shin przyszedł, pochylając się nad leżącym Onimaru. Przeciwników kolejnych widać nie było, właściwie tylko leżący na ziemi, wijący się wartownik pozostał, jako jedyny gwardzista eskorty. Trochę niepokoił brak ich wodza, owego wspomnianego przez chłopaków, tudzież co najmniej jeszcze kilku wojowników. Może udali się akurat na jakiś patrol. Albo uciekł podczas zamieszania widząc, że jego ludzie padają jak muchy. Nadal trzeba jednak było działać. Pomóc podczas leczenia nie mógł, ale przecież ich misją było odnalezienie Mayi.
- Nguyen-sama? - spytał przewodzącą grupie kobietę.
- Mogę przeszukać obóz. Tam pewnie gdzieś jest nasza zguba.
Sil nie miała tutaj wiele do roboty. Nie potrafiła pomóc podczas procesu leczenia, a bezsilność bolała jeszcze bardziej. Propozycja Yuena wydała się jej bardzo roztropna.
- Tak. Pomogę ci - i ruszyła na obchód kolejnych wozów szukając śladów obecności młodej kobiety i jej głównego oprawcy. Ten dalej się nie zmaterializował.
- Oczywiście - powiedział Yuen, skinąwszy starając się trzymać wzrok skierowany w ziemię, albo ewentulanie wbity w Herbalistę opiekującego się rannym
- Powodzenia - rzucił jeszcze króciutko lekarzowi oraz Onimaru.
Chociaż Shin do walki nadawał się jak sai do wiosłowania, bardzo mało było w Cesarstwie osób, które mogły równać się z jego umiejętnościami medycznymi. Dziedzic tajemnych nauk z Krainy Nasion i Rozkwitu ukucnął przy rannym, zakasał rękawy i rozdarł górną część stroju podróżnego, uzyskując tym samym dostęp do obficie uwalniającej czerwień rany, która zaczynała już podchodzić dorodnym kolorem purpury. Niewielkie, złote i zielone drobiny energii chi zatańczyły wokół palców medyka, rosnąc, to znów zmniejszając się z przyjemnym dla ucha szumem, przywodzącym na myśl ten oceanu. Powoli oplatając całe dłonie niczym rękawiczki. To, co wydarzyło się następnie, nie miało nic wspólnego z relaksem, czy poprawą samopoczucia. Jednak zaczęło się i skończyło szybko, więc Onimaru nie zdążył odejść od zmysłów z powodu bólu. Herbalista podstawił pod usta ronina skórzany pasek, aby ten zagryzł na nim zęby. Następnie, nie dając żadnego ostrzeżenia pacjentowi, wraził dwoje palców w cielesną wyrwę, wydobywając z niej za jednym zamachem zniekształcony pocisk. Wycie rozeszło się echem po calej polanie.

Uzyskawszy pozwolenie, Biao przyskoczył najpierw do wozu, który wyglądał ewidentnie na siedzibę dowódcy. Nguyen zabroniła mu ruszać rannego przeciwnika, no, ale tego robić nie planował. Natomiast jej uwaga, by parzył na pułapki była rzeczywiście wskazana. Któż bowiem wiedziałby, co wymyśla taki osobnik jak tamten szaleniec? Jednak pułapek nie było. Sporo najróżniejszych egzemplarzy broni i oderwanych fragmentów zbroi, które zapewne stanowiły trofea zdarte z poległych przeciwników, ale żadnych zabezpieczeń, które ucięłyby potencjalnemu intruzowi głowę na wejściu do środka transportu. Zamiast tego, wśród eleganckich jedwabiów wypełniających wnętrze wozu leżała młodziutka kobieta ubrana w dobry strój ze szlachetnej materii. Strażnik Równowagi wyjrzał na zewnątrz.
- Chyba mamy to, co mieliśmy mieć - powiedział wzywając dowódcę.

- Naprawdę? - Sil aż cofnęła się raptownie, by spojrzeć w stronę swojego dawnego przyjaciela, a widząc, że ten karmi wzrok czymś, co jest we wnętrzu wozu podbiegła do niego w kilku zwinnych susach. Czuła radość, ale przysłoniętą obawą tego co zobaczy. Jak bardzo ciało Mayi będzie oszpecone torturami i upiornymi nocami z cesarskim psem? Nie mniej, cokolwiek by jej nie zrobił grunt, że byli o krok od pomyślnego wykonania misji. Obrażenia (na szczęście) zbyt poważne nie były. Dziesiątki niewielkich, podłużnych nacięć biegnących we wszystkich kierunkach na jej ciele i tworzących chore (acz dość oryginalne artystycznie) wzory. Nic, co nie zagoiłoby się w przeciągu tygodnia, może dwóch. Najwidoczniej Egzekutor dobrze poznał swoje hobby, bo wiedział jak sprawić aby więzień dostarczył mu wiele tygodni dobrej zabawy. Bynajmniej nie pod względem uciech cielesnych. Chociaż ubrania dziewuszki były pocięte oraz podniszczone, nic nie sugerowało żeby zdegradowani moralnie żołdacy obracali nią przez ostatnie dni jako przedmiotem mającym dać ujście seksualnej frustracji. Żadnych siniaków, obić... czy zaschniętych, białych odbarwień. Maya otworzyła zaspane oczy, przecierając je i momentalnie cofnęła się w tył, przylegając do wewnętrznej ściany wozu. Dopiero gdy uświadomiła sobie, że stoi przed nią ktoś inny niż zakuty w zbroję kat, odezwała się nieśmiało.
- K-kim jesteście? Jak... jak ominęliście tych wszystkich żołnierzy?
Może coś podejrzewała, ale wolała nie ryzykować wyjawiania swoich przypuszczeń.


Małe biedne stworzonko rozpłaszczyło się na ścianie, by zwiększyć odległość od dwóch drapieżników. Czasami obserwacja reakcji odzwierciedlających zwierzęta żyjące we wnętrzu każdego z ludzi była zabawna. Nguyen zapewne doceniłaby mroczny humor sytuacyjny, gdyby w jej uszach nadal nie dźwięczał zduszony krzyk bólu jaki wydobył się z ust Onimaru. Jakoś uspokajanie się faktem, że jest w dobrych rękach nie pomagało.

- Przysłał nas twój ojciec, Neitaki-san - odpowiedziała konkretnie na jedno z pytań. Ręka raczej samowolnie powędrowała do kieszeni, kierowana podświadomością złaknionego nikotyny organizmu. Musiało wyjść to bardzo nonszalancko lub wręcz pretensjonalnie, jednak nie miała wielkiego wpływu aktualnie na to co się działo z jej ciałem. Ręce swoje, uszy swoje, serce krwawi, a mózg próbuje nadaremnie zebrać ten cały kram do kupy. Szesnastolatka z kolei przyglądała się wprawnym ruchom z jakim fajka wypełniła się tytoniem, a następnie niemal z nabożnym podziwem obserwowała siwą chmurkę opuszczającą usta Sil. Cisza gęstniała wraz z rozchodzącym się zapachem goździków. Jednak, wysiłek podjęty przez dłonie nie poszedł na marne. Myśli trochę się wyklarowały. Nguyen westchnęła i tym razem w skupieniu przyjrzała się dziewczynie tworząc mentalną notatkę, że musi jeszcze sporo popracować nad swoimi reakcjami interpersonalnymi. Przywołała na twarz spokojny, bardziej siostrzany uśmiech i wyciągnęła otwartą dłoń w stronę zlęknionej dziewczyny, trochę jakby namawiając małe kocię, by podeszło do miseczki śmietanki. Ach te zwierzęce porównania.

- No chodź, pora do domu... - powiedziała spokojnie i zamarła w bezruchu czekając, aż Maya sama podejmie decyzję, że jest gotowa, by zawierzyć zagadkowym nieznajomym i (tylko prawdopodobnie) ruszyć w drogę powrotną do pozostawionego przed paroma dniami domu. Widać było w głowie córki Neitakiego rozbudzające się nowe uczucia. Strach, zdziwienie, oburzenie, zaintrygowanie. Młoda dama zamrugała, a następnie uszu Sil doszło piskliwe czknięcie, zwiastujące tak dobrze znany najstarszej z sióstr Nguyen napad histerycznego, dziewiczego płaczu. Gdy Sil już planowała ponaglić dziewczynę ruchem palców, ta runęła w jej ramiona, omal nie przewracając ich obu na podłogę.


- Ccccciiiii.... - zasyczała kojąco Żmijka ciasno obejmując dziewczynę ramionami i oferując jej namiastkę bezpieczeństwa. Kojące gładzenie pleców uzupełniała frazami, które podsuwał jej umysł czujnie badający odgłosy dochodzące ze strony polanki. Zadanie było łatwe, mówiła to co myślała, jedynie zmieniając odbiorcę - Jesteś bezpieczna. Zaraz będziesz w domu. Byłaś bardzo dzielna. Cichuuuuutko. Będzie dobrze...

Młoda shinobi zdawała sobie sprawę z faktu, że dziewczyna ostatecznie się uspokoi, chociażby z racji wycieńczenia - łzy męczą. Biorąc pod uwagę stan córki rodu Neitaki, Sil, słusznie z resztą, przygotowała się na długie minuty kojących, pełnych wsparcia i ciepła słów. Gdy fajka dawno zgasła, po kilkunastu dłużących się w nieskończoność minutach, strój Nguyen był już całkowicie przemoczony i, co gorsza, obsmarkany.
- Maya - rozpoczęła dziarsko, choć nadal szeptem - będziemy powolutku szli już do domu, dobrze? Na polance jest sporo krwi, dlatego lepiej się nie rozglądaj - na te słowa poczuła jak uścisk dziewczynki wypycha jej powietrze z płuc. Spokojnie przeczekała, aż niebezpieczeństwo ustąpienia żeber minie i kontynuowała nadal spokojnym głosem
- Nie bój się, po prostu nie rozglądaj się.

Przesiąknięta trwogą dziewczynka puściła niechętnie młodą ninja, która w ciągu ostatnich dni stanowiła pierwszą osobę jaka ofiarowała jej odrobinę ciepła i obdarzyła czułym słowem. Jakby bała się, że ten cudowny sen pryśnie, że jej wybawicielka rozpłynie się w nicości kiedy tylko ich sylwetki się rozdzielą. A koszmar ponownie stanie się rzeczywistością.
 
__________________
Life is a bitch. Sometimes I think it even might be a redhead with a bad case of short temper.
Eyriashka jest offline  
Stary 16-02-2012, 10:50   #64
 
Henshin's Avatar
 
Reputacja: 1 Henshin nie jest za bardzo znany
Onimaru powstał. Niepewnie, jakby spodziewał się, że jego nogi są wykonane ze szkła i mogą potencjalnie się roztrzaskać przy silniejszym nacisku. Jednak zarówno dolne kończyny jak i żołądek były w jednym kawałku. Po ranie nie pozostało nic. Żadnej blizny. Nawet najmniejszego śladu, jeśli nie liczyć niewielkiego, nieowłosionego obszaru na dobrze wyrzeźbionym, kosmatym torsie Ronina. Nawet waga powróciła do normalności, nieprzyjemne ciążenie wywołane przez obce ciało zniknęło. Shin uśmiechnął się i skłonił, złączywszy dłonie. Jak prawdziwy artysta po zakończeniu pokazu. Widząc go, Tancerze Płomieni pewnie poczuliby ukłucie zazdrości.

Wszystko zmierzało w dobrą stronę. Yuen, Sil i Maya opuścili wóz przywódcy z ulgą. Obrońcy leżeli pokonani, przytłaczająca większość z nich już dawno wyzionęła ducha. Tylko jeden próbował nieudolnie odczołgać się z polany w leśną gęstwinę, ale jego szanse na powodzenie były raczej znikome, biorąc pod uwagę to, że czwórka shinobi śledziła każdy (kaleki) ruch jaki robił. Zagubiony patrol cesarskich (jeśli w ogóle istniał) także się nie pojawił. A gdyby przypadkiem zaczął zbliżać się teraz, roztaczany przezeń harmider zostałby raz-dwa wykryty. Agresorzy i tak umknęliby niezauważeni, nie przejmując się absolutnie niczym. Ale zawsze pojawia się ten losowy kamień, który mąci wody idealnego spokoju.

- Eghem. Chciałbym zająć wam trochę czasu.

Zadufany głos rozszedł się z... nikąd. Nie miał żadnego źródła. Dopiero kiedy zdziwienie i dezorientacja przeżarły się skutecznie przez czaszki naszych bohaterów, z cienia rzucanego przez jeden z wozów karawany wyłoniła się jakaś postać. Pokryta mrokiem ziemia zaczęła falować. Tak jak robi to tafla wody, kiedy wynurza się z niej pływak. Młody mężczyzna w dobrze przylegającym, czarnym stroju podparł się dłońmi i wyskoczył na bardziej solidny grunt. Miał może sto osiemdziesiąt centymetrów wzrostu, pogrążone w chaotycznym nieładzie, jednolicie siwe włosy (mimo swojego wieku) oraz obrzydliwą szramę biegnącą od lewej do prawej części twarzy, przebijającą się przez środek nosa. Blizna była bardzo głęboka, kolor tych tkanek rażąco odbiegał od reszty facjaty. Dwoje brązowych oczu patrzało na pozostałych ninja, szukając pierwszych oznak agresji. Nieufności pod uwagę nie brał, bo ta była w pełni zrozumiała. Należał do Chwytających Cieni, co do tego nie było nawet najmniejszych wątpliwości.


W pierwszym odruchu Sil złapała to co było bezbronne i skryła za swoimi plecami. Wepchnięta nagłym szarpnięciem dziewczyna kwiknęła przestraszona i wbiła paznokcie w czarny strój tymczasowej opoki spokoju. Sytuacja nie napawała optymizmem. Yuen, w tym przypadku był jedynym walczącym po ich stronie. Shin był osłabiony nie dość, że wcześniejszymi obrażeniami, ale ponadto wykorzystanym przed chwilą wushu. Onimaru natomiast nadal widocznie nie czuł się pewnie na własnych nogach. Sil wierzyła, że Biao poradziłby sobie w starciu z jednym wojownikiem. Nawet jeśli byłby to ten sadystyczny cesarski pies, ale... nie mieli pewności, że jest sam. Zdjęła z pleców włócznię uważając, by nie uderzyć dziewczyny drzewcem i bez zbędnego kręcenia głową powoli zaczęła lustrować otoczenie w poszukiwaniu subtelnych oznak czyjejś obecności, by w końcu zobaczyć jak nieopodal materializuje się Cień. Pomimo aroganckiej nonszalancji, nie wyglądał jakby miał ich zaatakować. Można by nawet rzec, że planował co najwyżej się bronić. Zupełnie jak ona.

- Tak się składa, że właśnie mamy drobną przerwę - odpowiedziała lekkim tonem przyjmując nonszalancję za dobrą formę komunikacji z tym konkretnym nieznajomym.

Ból, który poczuł, gdy ołowiana kula postanowiła uwić sobie szkarłatne gniazdko w jego klatce piersiowej, ustępował tylko przed tym, który poczuł, gdy Shin zaczął go operować. Zanim Herbalista rozpoczął ten proces, Ronin zdawał się mieć już halucynacje, powoli odpływał w nieświadomość. Brutalne wtargnięcie palców medyka miało dwa efekty. Jeden to to, że Onimaru uświadomił sobie, że Sil-sama nazywająca go ‘Oni-chan’ nie było snem, drugim zaś bolesny powrót do rzeczywistości tylko po to, by prawie zemdleć z bólu. O ile pierwszy był całkiem przyjemny, o tyle drugiego wolał by uniknąć... Z tym że, nie miał wyboru. Shin się podniósł, nim bezklanowiec zdał sobie sprawę, że cierpienie ustąpiło. Patrzył z lekkim niedowierzaniem na swój tors, w którym przed chwilą ziała okrągła dziura. Podniósł się niepewnie, spodziewając się że upadnie, w końcu stracił sporo krwi. Jego zdziwienie nie miało końca, gdyż okazało się, że prócz delikatnego swędzenia w okolicy zabliźnionej już rany i skromnych zawrotów głowy nie istnieją żadne efekty uboczne otrzymanej przed chwilą rany.

- Dziękuję, przyjacielu...-. Powiedział zachrypniętym głosem do swojego wybawcy. Gdyby miał swój honor, pewnie zadedykował by resztę życia medykowi, który go uratował... ale był Roninem, więc zwykłe, szczere “dziękuję” musiało starczyć. Rozejrzał się pobieżnie po polanie, sprawdzając czy aby któryś z ich przeciwników jeszcze nie dycha. Wypatrzył tylko nieszczęśnika któremu podciął ścięgna, a który rozpaczliwie próbował wyczołgać się poza ich zasięg. Podejrzewał, że niedługo albo zrozumie, że ucieczka jest bezcelowa, albo opadnie z sił.

Ruszył w stronę Sil i Mayi, widząc, że pierwsza z nich sięga po broń. Gest ten był prologiem, do zmaterializowania się przed nimi kogoś, kto równie dobrze, mógł mieć napisane na głowie “Stereotypowy Chwytający Cień”. Strój, idealny do krycia się w ciemnościach, jasno określał jego przynależność klanową. Była to kolejna myśl, której nie miał czasu dłużej drążyć, więc odłożył ją na później. Jeśli rzecz jasna będzie jakieś później.

- Sil-sama...- powiedział cicho, po tym jak podszedł do niej lekko muskając jej ramię. Chciał jej w ten sposób dać znać, że jest obok. Pytająca nuta w jego głosie zaś, sygnalizowała niepewność, którą zdaje się podzielała, w związku z pojawieniem się cienistego jegomościa.

Yuen wzruszył ramionami. Chwytające cienie lubiły takie pompatyczne wejścia. Jednakże właściwie nie wiadomo, czy to sojusznik, wróg, czy ktoś obojętny. Póki co, położył dłoń na mieczu czekając na jakieś rozkazy, lub reakcję nowego ninja. Mężczyzna w czerni przeszedł kilka kroków, rozprostowując nogi. Najwyraźniej gdziekolwiek krył się do tej pory, spędził tam sporo czasu w pozycji przykucniętej. A to nie mogło być dobre dla stawów. Uważnie obejrzał całe pole bitwy (choć może rzeź byłaby lepszym terminem) i kiwnął głową okazując swoją aprobatę. Mijając odczołgującego się żołdaka, zatrzymał się na moment. Pewnie zastanawiał się, czy go nie dobić, ale tego typu ingerencja w sprawy innych mogłaby uchodzić za poważny nietakt. Wymruczał coś i przeszedł dalej, mijając Sil oraz jej przygarniętą pociechę.

- Pewna osoba poprosiła mnie abym wam to przekazał...

Włożył prawą dłoń w pozornie solidny obszar ziemi pokryty cieniem. Poszukał chwilę, wyszarpnął z niego coś podłużnego. Onimaru i Yuen od razu poznali rodowy miecz, jeszcze do niedawna pozostający przy pasie zaginionego dziedzica rodu Kurogane. Cokolwiek stało się z Iorim, wątpliwym było aby rozstał się z tą bronią dobrowolnie. Najprawdopodobniej został z nią rozdzielony już pośmiertnie. Do ładnie wykończonej pochwy ostrza dołączono niewielką, zalakowaną kopertę. Ninja ułożył przedmioty między sobą i panną Nguyen.

- Wy podejmiecie decyzję co z tym zrobić. Nie będę wam nic narzucał, bo nie mam takiej mocy. Ale, prostą sugestię dać mogę zawsze - zgodnie ze starym obyczajem, Klan zdrajcy powinien wiedzieć, jakich ten dopuścił się przewinień. Żeby mogli potencjalnie odkupić swoje winy w oczach Koalicji. Zwrot miecza także byłby ładnym gestem. Ciała... nie chcecie oglądać.

Stwierdził, bardziej niż zapytał. Uśmiechnął się, z sobie tylko świadomych powodów.. Z mimiką jak jedna z tych rzadko spotykanych, mięsożernych ryb. Czujne oczy Małej Żmii wyłapały na osłonie miecza dość pokaźne odbarwienia całkiem wyschniętej posoki.

- Sądzę, że nie ma też takiej potrzeby - odrzekła odnośnie ciała. Chciała ukarać Kurogane, gdyby ten jednak wrócił. Planowała oddać go w ręce rady Koalicji, gdyż podejrzewała, że ich zdradził. W końcu jego zniknięcie pokrywało się z pojawieniem licznych patroli na straży. Widocznie się nie myliła, a ktoś wziął sprawę w swoje ręce i pozbył się go raz na zawsze.

- Czy wolno nam wiedzieć w jakich okolicznościach zginął?



Właściwie rzeczywiście, było to poniekąd interesujące, ale tylko poniekąd. Przynajmniej właśnie tak oceniał to Biao, natomiast wyjątkowo ciekawe było to, że facet postanowił swoją misję zrealizować właśnie teraz, łaskawie im przeszkadzając ulotnić im się, gdzie pieprz rośnie. Niedocenianie przeciwnika nie stanowiło bowiem specjalnej wady ninja. Niby powinni usłyszeć zbliżających się żołnierzy, jednak na wszelki wypadek wolał, aby odległość chroniła ich przed ewentualnym atakiem. Zaczął nieco dumać nad tym patrolem. Przede wszystkim dlatego, ażeby nie myśleć o osobie, która była dla niego kimś bliskim i właśnie w jeden dzień potrafiła rozwalić nie tylko ich wyjątkowe relacje, ale nawet normalną znajomość, zwracając się do niego, niczym do zupełnie obcego człowieka. Słyszał wprawdzie, że istnieją ludy poza granicami cesarstwa, dla których słowa są niczym liście puszczone na wiatr, ale nie na rozległych włościach tej krainy, gdzie nawet najgorszy chłop zdawał sobie sprawę, cóż to takiego honor oraz naturalny porządek. Nawet, jeśli sam honoru nie miał oraz wypadł poza ów porządek. Gdyby myślał na te tematy, Biao czuł, że mógłby oszaleć, dlatego odsuwał od siebie uporczywie wszelkie myśli tego pokroju. Postanowił poczekać, aż Chwytający Cień opuści ich. Wtedy planował zasugerować dowódcy pytanie, czy coś wie na temat owego patrolu, jeśli to patrol. Oraz, czy zdradziła, kim jest. Bowiem byłoby nad wyraz śmieszne oraz parszywe jednocześnie, gdyby oni uwolnili Mayę, natomiast jej dręczyciel właśnie na przykład dogadywał się z panem Neitaki na temat okupu. Wyobraził sobie potem scenkę, kiedy docierają radośnie do domostwa, natomiast szlachcic właśnie przylazł z okupem tutaj. Wtedy musieliby go ubić, gdyż podłamany utratą dziecka Neitaki na pewno przyjąłby ich warunki. Oczywiście jedynie dumał na temat takiej możliwości. Najprawdopodobniej bowiem szlachcic siedział na werandzie swojego domu sądząc cierpko - słodkie wino, nektar słodkiego zapomnienia.
 
__________________
May my enemies live long so they may see me progress.

You can run, but You will only die tired.
Henshin jest offline  
Stary 19-02-2012, 12:27   #65
 
Highlander's Avatar
 
Reputacja: 1 Highlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputację
Siwy ninja nie był zbyt wylewny udzielając odpowiedzi. Jaki istniał ku temu powód? Może taki, że nie znał dokładnych szczegółów tyczących się śmierci zdrajcy, a może ponieważ chciał chronić interesy i tożsamość kogoś przynależącego do swojej grupy.
- Zginął, ponieważ sądził, że znalazł sojuszników, którzy poprą jego zwariowaną ideę. Ale srodze się przeliczył, bo nawet najbardziej niezależna grupa shinobi potrafi rozpoznać kompletnego szaleńca.
Mówił o jakiejś klice zrzeszonych razem bezklanowców? Czy mogła być to ta sama, która napadła na karawanę przy mieście? Ale jeśli tak, dlaczego właściwie teraz z nimi rozmawiał? Czyż ostatnim razem nie próbowali użyć wynajętych rabusiów aby ich zabić? Im dłużej o tym myślała, tym więcej wątpliwości i niedopowiedzeń pojawiało się w umyśle Sil. Był tylko jeden sposób aby je rozwiać.

To wyglądało, na proste “nie, nie możecie wiedzieć więcej”. Irytujące. Nie lubiła szufladkowania wiedzy, tak jak nie lubiła przyjmować zadań o których wiedziała zdecydowanie za mało. Obróciła kopertę w palcach i przyjrzała się pieczęci widocznej na czerwonym laku.
- Kurogane był moim podkomendnym. Jako jego dowódca mam prawo, by dowiedzieć się kto skazał go na śmierć. - nie widziała wcześniej czegoś takiego. Odlany z czerwonego wosku lak stworzony był z dwóch skrzyżowanych ze sobą pod odpowiednim kątem symboli ‘X’. Korzystający z osłony nocy shinobi tylko obniżył podbródek i przekrzywił głowę. Jego spojrzenie dawało do zrozumienia, że członkini Klanu Węży nie jest w odpowiedniej pozycji, aby targować się o informacje, nie mówiąc nawet o formułowaniu otwartych żądań względem kogokolwiek.
- Ktoś, kto pragnie żeby jego tożsamość nie została odkryta przez jedną z drużyn polowych. Ale możecie być pewni, że Asaito Chikako zostanie powiadomiona o wszystkich szczegółach. Łącznie z nazwiskiem rodowym i przynależnością klanową. A teraz, jeśli to już wszystko...
Ninja dygnął nieznacznie, co miało być marną imitacją ukłonu. Odwrócił się na pięcie i zaczął powoli iść w stronę mrocznych zakamarków jednego z cesarskich środków transportu, które to pewnie miały go migiem przenieść w bardzo odległe miejsce. Technika cienistej teleportacji, zmniejszania odległości poprzez skok w nicość, była bardzo użytecznym Wushu.

- Poczekaj... - zrobiła krok do przodu. Najchętniej złapała, by posłańca za rękę, ale wiedziała, że może to zostać odebrane negatywnie, toteż szybko dodała grzecznościowe:
-...Proszę. Dzięki swemu wushu potrafisz bez problemu dostać się do miasta. Oblani krwią raczej nie przedostaniemy się przez bramy, a przy tak zwiększonych patrolach możemy mieć problemy nawet z przeskoczeniem muru. Chciałabym prosić czy... mógłbyś nam pomóc?
To była dziwna prośba, mając na uwadze, że znali się niespełna kilka minut. Nie wymagająca, czy kłopotliwa do spełnienia. Po prostu dziwna. Nie był przecież winny tej grupie żadnej przysługi, a jego zadanie nie miało z nimi absolutnie nic wspólnego. Mógł po prostu zniknąć bez słowa. Bo wyrzutów sumienia, jako bezszelestny morderca, nie miałby tak, czy siak. Ale z drugiej strony... przez czas jaki poświęcił na ich obserwację, wiedział, że są (przynajmniej na pierwszy rzut oka) oddani misji Koalicji, toteż nie obawiał się wbicia noża w plecy. A nawet jeśli, raz sprowokowany, Chwytający Cień broniłby się do ostatniej kropli krwi.
- Niech będzie, pomogę. Stańcie wszyscy w jednym miejscu... i zakryj oczy dziecka.

Wszyscy ustawili się zgodnie z zaleceniem. Bliziutko siebie. Shina najprawdopodobniej trzymała duma, która wzmocniła mu nogi jednak której zabrakło do wypchnięcia piersi naprzód. Yuen, widząc to zajął miejsce obok, by w razie potrzeby wesprzeć kolegę w razie utraty równowagi - w końcu, nigdy nie wykonywał skoku w cienistą nicość, lądowanie mogło być ciężkie. Mała Żmija delikatnym, acz stanowczym gestem przeciągnęła nastolatkę, tak bardzo nieporadną i niedojrzałą w swoich decyzjach, że ciężko było uwierzyć, że dzieliło je dosłownie kilka lat. Bogate dzieciaki zawsze ponoć dłużej wylatywały z gniazda, a gdy już wylatywały, to zawsze rodzic stał tuż obok z jedwabną poduszką, by w razie nieudanego lotu dziecię mogło wylądować bezpiecznie i spróbować jeszcze raz. Kolejną serię zwierzęcych porównań przerwała dłoń zwinnie moszcząca sobie miejsce na biodrze dowódcy. Sil znieruchomiała, nie chcąc zdradzić się niczym. Tym samym dając większe zapewnienie Bezklanowcowi, że coś wyczuła.

Ubrany w obcisły strój ninja zbliżył się do zbieraniny i ukucnąwszy położył prawą rękę na ziemi. Zamknął oczy, opuścił pokrytą srebrem głowę i popadł w chwilowy, medytacyjny trans. Mrucząc nie do końca poprawnie utworzone sylaby, które nie układały się w jakiekolwiek słowa znane reszcie Koalicjantów. Jego głos rezonował z magią aktywowanego Wushu. Dookoła zaczął narastać szum połączony z warkotem, a ciemność zewsząd napływała pod stopy ninja jak różnorakie strumienie wpadające do tego samego jeziora. Tworzyła wir, który kręcił się coraz szybciej i szybciej, destabilizując sobą fizyczność całego otoczenia, szczególnie zaś podłoża.
- Przygotujcie się na chwilową utratę poczucia równowagi.
Grunt ustąpił, zaś oni wpadli... w co właściwie wpadli? Im zagłębiali się dalej w mroczną maź, tym mniej miala ona wspólnego z czymkolwiek materialnym. Na początku przypominała wodę, następnie powietrze w bardzo suchy dzień, postem... nic. Pierwotną pustkę. Kiedy otworzyli oczy ponownie, wszyscy stali o własnych siłach w ogrodzie pana Neitaki. Wszyscy z wyjątkiem posłańca, który udzielił Sil przysługi. Ten pewnie ruszył swoją drogą, nie siląc się na pożegnanie.


Maya nieśmiało otworzyła oczka i rozejrzała się wokoło, nie mogąc uwierzyć, że znalazła się w domu. Zrobiła niepewnie pojedynczy krok, nie do końca przekonana, że trawa po której stąpa jest prawdziwa. Następny skierował ją na przyjemne zimno kamiennej płytki chodnikowej. Kolejny na drewniane podwyższenie, prowadzące do samego domostwa. Zanim zdała sobie sprawę z tego co robi, już biegła tak szybko, jak tylko mogła w kierunku gabinetu swojego ojca, chcąc zobaczyć się z nim jak najprędzej. Drewno i papier tworzące odsuwane drzwi ustąpiły z pustym trzaskiem, zaś znajdujący się w ogrodzie shinobi, mogli usłyszeć odgłosy radości z powodu zjednoczenia, przeplatane z cichym płaczem ulgi oraz istną lawiną obietnic, że coś takiego nigdy się nie powtórzy. Ta wydobywała się z obydwu rozhisteryzowanych gardeł. Minęło nieco czasu zanim Neitaki-sama, ze wciąż wilgotnymi oczyma, stanął przed grupką ninja, trzymając swą córkę za rękę i nie odstępując jej nawet na krok. Jak pies strażniczy.
- Zwróciliście mi jedyną rzecz, która wciąż nadaje znaczenie mojemu życiu. Jestem wam dozgonnie wdzięczny, a ród Neitaki posiada względem Koalicji dług, którego nigdy nie zdoła spłacić. Dzielni shinobi, jak mogę okazać uznanie dla waszych czynów?
Co prawda jego głos nieco się łamał, ale wzruszony szlachcic starał się jak mógł, aby chwila ta promieniowała godnością.

Ciężko było się nie uśmiechnąć. Po raz pierwszy rozmawiała z kimś, kto naprawdę cieszył się z zakończonej misji ninja i to jeszcze w tak entuzjastyczny sposób.
- Nie, dziękuję panie Neitaki. Poza noclegiem i posiłkiem na prawdę niczego więcej nie potrzebuję. Jednak może któryś z moich podkomendnych ma jakąś prośbę? - przemknęła wzrokiem po zgromadzonych. Chociaż patrząc na zmieszaną reakcję reszty grupy, taki pośpieszny zastrzyk wolności nieco sparaliżował ich możliwość podejmowania decyzji. Albo to, albo po prostu nie chcieli sprawiać gospodarzowi nadmiaru kłopotów. Jego wdzięczność stanowiła wystarczającą zapłatę za heroiczne czyny, których dokonali tego dnia.

Podróż przez cienie, choć szybka i bezszelestna, nie należała do przyjemnych. Jednak w ich aktualnym stanie, nie wspominając o Mayi, dostanie się do miasta w ‘normalny’ sposób również nie byłoby ani szybkie, ani ciche. A już z całą pewnością, niezbyt przyjemne. Onimaru rozejrzał się po ogrodzie, upewniając się, czy nikt ich nie zauważył. Prawdopodobieństwo było znikome, więc nie zdziwił się, gdy nie dostrzegł nic podejrzanego. Obserwował powolne, niepewne kroki młodej panienki. Stąpała delikatnie, jakby bała się zniszczyć bańkę pięknego snu, który właśnie dla niej stawał się rzeczywistością. Chwilę później, z zapartym tchem, nasłuchiwał szybkich kroków biegnącej do ojca dziewczynki, i uśmiechnął się, gdy te zostały zwinszowane radosnymi okrzykami ponownie zjednoczonej rodziny. Pan Neitaki wraz z córką stanowili piękny widok. Patrzył na nich przez chwilę, potem zwrócił się w stronę uśmiechniętej Sil... i pomyśleć, że na początku nie chciał brać w tym udziału. Onimaru z pewnością, wiele się nauczył w ciągu ostatnich dwóch dni. Gdy pan Neitaki wyraził chęć odwdzięczenia się, Ronin drgnął. Była jedna rzecz... wyczuł na sobie spojrzenie Małej Żmii. Wiedziała, o czym myślał. Uśmiechnął się smutno i nieznacznie pokiwał głową. Jego prośby, nie mógł spełnić nawet Neitaki-sama.

Tego dnia sięgnęli po zwycięstwo i płynnym ruchem wydarli je z rąk cesarskich bękartów. Temu nikt nie miał zamiaru przeczyć. Nikt też nie próbował. To, co pozostało z wieczora upłynęło im nader spokojnie. Bez knowań, dzikich pogoni, błyskających w świetle księżyca ostrzy, czy dalszego rozlewu krwi. Przez kilka godzin mogli pozwolić sobie na bycie prostymi ludźmi, grupką przyjaciół, skromnie świętującą swój sukces w towarzystwie wdzięcznego pana domu. Raz po raz unosili do ust białe spodeczki wypełnione sake, zajadali się specjałami i śpiewali stare, chłopskie przyśpiewki. Gdyby dano im taką możliwość, pewnie chcieliby aby ta noc trwała wiecznie. Całkowita swoboda, której doświadczyli była czymś pięknym... ale także niezwykle ulotnym. Ponieważ gdy ponownie otworzyli oczy wraz ze wschodem słońca, po ich wolności nie pozostało zupełnie nic. Znowu byli ninja. Przedstawicielami starych jak świat rodzin elitarnych zabójców, wobec których posiadali niekończącą się listę zobowiązań. Nagle styl życia Onimaru nie wydawał się tak dziwny. Byli w stanie go zrozumieć. Bo jak można winić kogoś za chęć bycia panem własnego losu?


Pożegnanie przed ogrodzeniem było szybkie i (przynajmniej dla shinobi) kapkę krępujące. Pan Neitaki stał dumnie przed wejściem do swej posesji, trzymając dłonie na barkach Mayi. Z kolei dziewczynka, po raz pierwszy od dłuższego czasu beztrosko uśmiechnięta, machała energicznie na dowidzenia swoim ‘dalekim krewnym’, zachęcając ich do ponownej wizyty kiedy tylko znajdą się znowu w pobliżu ich domostwa. Wzmozone patrole na ulicach miasta ustały. Jak? Dlaczego? Dzięki czyjej zasłudze? W tym momencie bylo to mało istotne. Liczył się po prostu łut szczęścia - nikt nie stawał im na drodze. Ninja minęli kilka wozów dostawczych, zostawiając za sobą przysypiających wartowników oraz rozwarte na pełną szerokość bramy Heigenchou. Był piękny poranek. Słońce świeciło przekazując ludziom nieskończone pokłady życiodajnej energii. Wiał delikatny wiatr, roznoszący sobą zapach kwiatów z pobliskiej łąki. Sil rzuciła okiem na kompanów i cicho westchnęła. Nadszedł czas aby wrócić do domu.
 
Highlander jest offline  
Stary 20-02-2012, 19:27   #66
 
Eyriashka's Avatar
 
Reputacja: 1 Eyriashka ma z czego być dumnyEyriashka ma z czego być dumnyEyriashka ma z czego być dumnyEyriashka ma z czego być dumnyEyriashka ma z czego być dumnyEyriashka ma z czego być dumnyEyriashka ma z czego być dumnyEyriashka ma z czego być dumnyEyriashka ma z czego być dumnyEyriashka ma z czego być dumnyEyriashka ma z czego być dumny
Pochwały, podziękowania, zapłata. Wszystko zdawało się takie samo jak z Chuushinem, a jednak Sil nie czuła się nawet w połowie tak dumna z wykonanego zadania, jak z reguły. Stojąc w tym niegdyś szarym i pustym pomieszczeniu, przytłaczającym swoją surowością, zdała sobie sprawę, że już nigdy nic nie będzie takie samo. I nie chodziło tylko o wonne kadzidełka i eleganckie kwiaty brzoskwini i wiśni wyszyte na czarnym płótnie które pojawiły się na ścianach. Nie chodziło nawet o samą Asaito-san. Nguyen straciła przyjaciela, kogoś o statusie podobnym do brata, a na koniec okazało się, że jakimś niezrozumiałym dla niej sposobem pchnęła go w objęcia śmierci pozbawiając jednocześnie honoru. Zginęła dwójka jej podkomendnych. Trójka, jeśli doliczyć stojącego nad grobem Yuena, który zgodnie z umową, miał postąpić według własnej woli. A najgorszy ze wszystkich był oczywiście Ronin. Od samego początku wiedziała, że to nie oznacza nic dobrego. Co miała z nim niby zrobić? Zaraz po zdaniu raportu i, jakby się zdawało, szczerych słowach wdzięczności ze strony osoby, która wysłała ich na misję, Sil ukłoniła się i ruszyła do jadalni. Miała ochotę się napić, najlepiej sama. Pomyśleć nad tym jak się zachować. Rodzina mogłaby zaaprobować Oni... ugh, odpędziła tę myśl wychylając pierwszą porcję sake i odpalając fajkę. Dzisiaj nie będzie żałowała tytoniu.

W tym czasie, Onimaru snuł się bez celu po osadzie. Postanowił, zostać na jeszcze jedną noc. Był zbyt rozkojarzony żeby podróżować samotnie, a tutaj czuł się względnie bezpiecznie. Nie mógł zasnąć, czuł się nieswojo. Targały nim sprzeczne myśli i uczucia których nie pojmował. Usłyszał śmiech, przez okno w pobliskiej chacie. Ktoś wyraźnie świętował... to właściwie nie głupi pomysł, zalać wątpliwości sake i zapomnieć o wszystkim na chwilę. Skierował swoje kroki w stronę jadalni. Po chwili zobaczył strumień światła, wylewającego się z wejścia do izby. W jego nozdrza uderzył zapach ciepłej strawy, alkoholu i... goździków? Wszedł do środka niepewnie, rozglądając się po przyciemnionej sali. Jego uwagę przykuła postać, siedząca w rogu pomieszczenia. Pochylona nad czarką, odziana na czarno postać, której twarz była zakryta kaskadą czarnych jak noc włosów. Podszedł powoli, niepewny, ale pełny nadziei.
- Sil... -sama?

Podskoczyła jakby przestraszona i podniosła spojrzenie na stojącego nad nią mężczyznę. Zabawne, przecież tak mniej-więcej się poznali. Tylko, że wtedy to ona zabijała go wzrokiem, a on... on pewnie planował jej śmierć w myślach. Dziewczyna zaczesała włosy do tyłu nieświadomym gestem. Uśmiechnęła się starając ukryć choć trochę strapień.
- Oni-kun... - przesunęła się by zrobić roninowi miejsce obok siebie. Tyle z postanowienia “samotnego upijania się”. Bezklanowy ninja z trudem odpowiedział uśmiechem, po czym zajął miejsce u boku Małej Żmii. Zabawne, ostatnio jak tu byli, był pewien, że ich ewentualne spotkanie po misji, skończy się pojedynkiem na śmierć i życie. Teraz, nie wiedział, czy miał by dość siły, żeby sięgnąć po broń. Odsunął myśli na bok, gdy zdał sobie sprawę, że wpatruje się w swoją byłą dowodzącą od dłuższej chwili. Uśmiechnął się nerwowo, nie dając po sobie poznać, że na moment odpłynął. Jego twarz zrobiła się znowu poważna, gdy zobaczył smutek w jej oczach.

- Coś się stało? Wyglądasz na strapioną...- zapytał bez zastanowienia, w jego zwykle lekkodusznym głosie wyraźnie pobrzmiewała troska.
- Dlaczego odszedłeś od nas? - odpowiedziała pytaniem na pytanie, wydając się w tej chwili po trochu nawet oburzona myślą, że ktoś może opuścić klan. To co dla niej było najważniejsze. Z tym, że teraz nie była zła. Obawiała się, że wkrótce i ona może nie mieć wyboru. Spojrzał na nią uważnie, zastanawiając się, jakie ma intencje. W jej oczach zobaczył tylko ciekawość.


- Dziękuję, że pytasz. - powiedział szczerze. Nikt nie zadawał takich pytań roninowi. Dla nikogo z jego byłego klanu nie miało to znaczenia, liczyło się tylko, że w ich oczach był zdrajcą.
- Dobrze, powiem Ci. - tak też zrobił. Opowiedział jej, o spisku, który uczynił jego ojca hininem, a tym samym całą jego rodzinę. O tym, jak wrogowie jego ojca wykorzystali to, by się go pozbyć, nie ponosząc żadnych konsekwencji. Powiedział też o kochance swojego ojca, która zajęła się nim po jego śmierci, tylko po to, by paść pod ciosami zdradzieckich ostrzy nie wiele później. Następnie, zwierzył się z tego, jak musiał sobie radzić, nie chciany prze nikogo, pogardzany przez wszystkich. A ona słuchała uważnie. Początkowo nie wierząc, że ktoś może zostać tak dotkliwie pokrzywdzonym przez los. Życie chyba nie powinno być aż tak trudne.
- Nic mnie tam nie czekało, to była droga donikąd. Dlatego odszedłem.
Spuentował swoją opowieść i zamilkł. Zamrugała kilka razy, oczyszczając oczy i pozbywając się rzewnej miny, która niewątpliwie pojawiła się na jej twarzy. Wypuściła głośno powietrze.
- Właśnie to mnie trapi - powiedziała krótko, wypijając kolejną cierpką dawkę napoju pokory i zapomnienia - Gdybym chociaż miała wybór, ale nie... - oparła policzek na pięści i się gorzko uśmiechnęła patrząc Roninowi w oczy - ...ty musiałeś klęknąć na tej głupiej polance. Gdyby nie to, to dawno jedno z nas by nie żyło, a drugie nawet by nie tęskniło.
Onimaru uśmiechnął się szelmowsko do rozmówczyni, jak to miał w zwyczaju, kiedy coś wywinął. Dobrze pamiętał tamten dzień. Przyszło mu do głowy pytanie.
- Sil-sama, muszę Ci zadać pytanie... Dlaczego uwierzyłaś mi wtedy na słowo? Przecież jestem roninem, dobrze wiesz, że moje słowo jest nic nie warte. - zastanawiał się nad tym wcześniej. Wtedy myślał, że to dobra karma, że będzie mu łatwiej w ten sposób pozbyć się zagrożenia, jakim była Sil. Skorzystać z momentu jej niepewności.
- A dlaczego go dotrzymałeś? - zdała sobie sprawę, że znowu zamiast udzielić prostej odpowiedzi odwróciła kota ogonem. Przewróciła oczami, zdenerwowana na swoją głupotę i w pośpiechu dodała pierwszy powód, który był w miarę wiarygodny, a nie zdążyła wystarczająco szybko zatrzasnąć zębów - Jesteś zbyt przystojny, by ci nie wierzyć.
Ronin uniósł sugestywnie lewą brew w powątpiewającym geście.
- Naprawdę, Sil-sama, schlebiasz mi, ale wybacz, nie wierzę, że to był... jedyny powód.
Wychylił powoli czarkę, kupując w ten sposób trochę czasu. Napełnił ponownie oba naczynia. Nguyen westchnęła ciężko i spojrzała na niego jak na kogoś, kto zadał właśnie nie do końca mądre pytanie. I to dwa razy z rzędu. Chciała mu powiedzieć prosto z mostu, ale... po dwóch dniach znajomości rozmawiać o uczuciach? Wsparła głowę na jego ramieniu mając nadzieję uniknąć nagle krępującego zaglądania sobie w oczy. I tak dawno przeczytał wszystko, co do przeczytania w nich było. Pytanie tylko, czy umiał czytać ze zrozumieniem.
- Dokładnie znasz powód, więc dlaczego pytasz?

Wiedział od dawna o czym mówiła, ale do tej pory, nie dopuszczał do siebie myśli, że to może być prawda. Zdawało mu się to nie możliwe, nielogiczne, a jednak... nie mniej, chciał dowodu. Pragnął się przekonać, że to rzeczywistość. Spojrzał na profil dziewczyny, która od samego początku robiła jedynie uniki i delikatnie, zawadiacko podbił jej głowę na ramieniu. Zgodnie z oczekiwaniami Mała Żmijka nie tylko odtuliła się, ale także odwróciła w jego stronę, by wyrazić swój sprzeciw wobec takiego traktowania. Nie zdążyła tego uczynić, ponieważ szorstka ręka uniosła jej brodę ku górze, a następnie usta poczuły najsłodszy, najdłużej wyczekiwany pocałunek jakiego kiedykolwiek doświadczyła. Zaparło jej dech w piersiach. Dźwięki zgasły, wszystko dookoła przestało mieć jakiekolwiek znaczenie. Oprócz niego. To było zupełnie niesprawiedliwe, bo w tej chwili nawet klan zdawał się znacznie odleglejszy. Tak samo jak i etykieta, bo na pewno nie powinna całować się z (bezklanowym) nieznajomym w miejscu publicznym. A już z pewnością powinna się powstrzymać przed zarzucaniem ramion za kark, by utrudnić Roninowi przerwanie tej nowo odkrytej rozkoszy.


Choć jednak spędzenie wieczności w tym stanie było kuszącą opcją, chciał wyjaśnić kilka spraw. Delikatnie, acz pewnie odsunął jej ramiona od siebie. Otworzyła oczy. Zainteresowania, a przy tym z uroczo zaróżowionymi policzkami. Zadziwiające, że ta dziewczyna wyglądała na tak wiele różnych sposobów, wśród gamy zdarzeń jakie stanęły jej na drodze podczas tych dwóch dni. Ronin w zamyśleniu przesunął kciukiem po jej policzku.
- Sil, zostań ze mną - poprosił manipulując słowami jak tylko mógł, choć spodziewał się, że wojowniczka szybko przetworzy prośbę na działania i ich konsekwencje. Nie spodziewał się, jak wielką ulgę może przynieść widok czerwonych ust układających się w nieme “dobrze”.

 
__________________
Life is a bitch. Sometimes I think it even might be a redhead with a bad case of short temper.

Ostatnio edytowane przez Eyriashka : 21-02-2012 o 01:00.
Eyriashka jest offline  
Stary 22-02-2012, 21:00   #67
 
Songolooz's Avatar
 
Reputacja: 1 Songolooz nie jest za bardzo znany
- Koniec… – słowo skierowane do nikogo, było jedynym jakie Shin Aburame mógł w tej chwili powiedzieć. Czy nawalił? Czy dał z siebie wszystko? Czy mógł postąpić inaczej? Pytań w głowie chłopaka było wiele, ale fajkowe ziele, które powoli wypełniało płuca medyka pozwalało na przeanalizowane każdego z nich. Chłopak starał się obiektywnie spojrzeć na zaistniałą sytuację, aczkolwiek… jest to tak trudne jak wynalezienie mikstury nieśmiertelności.

Czego mu w tej chwili nie brakowało, a czego najbardziej potrzebował by przeanalizować swoje błędy to czas. Czas, który pozwoli mu być lepszych shinobi, bo każdy popełnia błędy, a tylko prawdziwy wojownik nie popełnia ich dwa razy. Shin siedział pod drzewem, a lekki wiatr jakby otulał i pocieszał chłopaka. Jedno było pewne, nawet jeżeli zrobił wszystko co mógł w tej chwili nie czuł dumy. Wiedział jednak jedno, Shinobi rozlicza się w dniu jego śmierci, w dniu gdy płuca przestaną pracować. Miał nadzieje, że przyszłe karty jego historii, będą wypełnione odwagą, dumą, chwałą oraz honorem.


Nie o to chodzi by po misji snuć się i rozmyślać o błędach, takie zachowanie mogło tylko spowodować ogólną depresję herbalisty. Wstał z ziemi otrzepał spodnie z trawy, która przykleiła się do odzienia chłopaka, zaciągnął się ostatni raz resztkami tytoniu smakowego i spojrzał przez ramię gdzie słońce chowało się za horyzontem. Ostatnie promienie zachodzącego słońca rozświetliły szeroki uśmiech herbalisty.

- Piękny dzień nieprawdaż? – pytanie skierował ku niebu, przerzucił torbę przez ramię i udał się samotnie w stronę lasu.
 
__________________
Między życiem, a śmiercią jest naprawdę cienka linia.

Ostatnio edytowane przez Songolooz : 22-02-2012 o 21:38.
Songolooz jest offline  
Stary 23-02-2012, 10:56   #68
 
Highlander's Avatar
 
Reputacja: 1 Highlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputację
Ty masz swoją drogę. Ja mam swoją. Jeśli chodzi o właściwą drogę, poprawną drogę, jedyną drogę, taka nie istnieje.

- Rozumiem, że Twoi przełożeni nadal nie wiedzą o tym, co dzieje się za ich plecami?
- Nic a nic. Są oślepieni swoją arogancją i poczuciem władzy. Zbyt zajęci potrząsaniem sznurkami Koalicji Lotosu, aby zdawać sobie sprawę, że ktoś powoli przecina ich własne. A czy na Twoim końcu wszystko przebiega zgodnie z tym, co zamierzyłyśmy? Te niepokoje na terenie Heigenchou były...

Srebrnowłosej nie dano możliwości w pełni wyjawić swoich lęków odnośnie przeprowadzanych machinacji, ponieważ kobieta w metalowej masce natychmiast przerwała wypowiedź wzgardliwym machnięciem ręki. Dając jednoznaczny sygnał do zamknięcia ust na kłódkę. Asaito Chikako, która dla swoich shinobi stanowiła fizyczną formę słów ‘władza’ i ‘determinacja’, opuściła pokornie barwne spojrzenie fiołkowych oczu. Jakby sama była zaledwie uniżoną służącą, albo zatrwożoną, najmłodszą przedstawicielką rodu, dostosowującą się z najwyższą dozą pokory do woli starszych. Widocznie zadowolona z tej oznaki potulności, zamaskowana uznała, że istotnie, wypada udzielić wyjaśnień.
- To fakt. Były. Ale już ich nie ma. Poprzedni plan nadal obowiązuje. Co zabawniejsze, przypadkowa śmierć jednej z wysłanych przez Ciebie osób także okazała się zdarzeniem niosącym ze sobą sporo korzyści. Nasz dobry znajomy z Klanu Żelaza był więcej niż rad, dowiadując się o śmierci dziewczyny. Jego apetyt na zemstę został zaspokojony, a my zyskałyśmy przychylność osoby u samego szczytu łańcucha dowództwa. Wciąż bawi mnie to, jak bardzo uśmiechają się do nas Fortuny. Ha!
Kobieta ukrywająca swoją twarz za płatem metalu zaśmiała się, ale bardziej teatralnie niż szczerze. Jakby chciała przekonać samą siebie, że święcie wierzy w wygłoszony monolog. Albo, że jeśli wystarczająco długo będzie to powtarzać, słowa w końcu nabiorą większej wagi w rzeczywistym świecie. Para fiołków odbijających światło pojedynczej świeczki w ciasnej komnacie, uniosła się.
- Znam ten błysk w twych oczach, siostro. Masz do mnie dalsze pytania. Pytaj, więc.
- A ta druga śmierć? Kurogane Iori? Twój list nie był zbyt jasny odnośnie tego, co go spotkało.



Chociaż przywódczyni Ukrytej Wioski sprawnie i szybko skorzystała z luki, jaką wypatrzyła w obronie swojej koleżanki, natychmiast pożałowała tej decyzji. Odruchowo odchyliła się do tyłu, jakby ta druga miała ją zaraz ugryźć! Twardy stop ani trochę nie pomagał w ukryciu istnej burzy emocji, która przewinęła się przez wizaż Pani Dziewięciu Cynobrowych Sieci na samą wzmiankę imienia tego skundlonego bękarta, który kosztował ją parę dni temu tak wiele zdrowia. A może przede wszystkim, chwilowo roztrzaskał jej samoopanowanie na drobne kawałeczki. Zdziwienie, agresja, wspomnienie bolesnej śmierci antagonisty, błogie zadowolenie, ukojenie. Mętlik! Nieład! Chikako musiała postawić kolejny krok bardzo ostrożnie. Mruknięcie było wszystkim, co wykrzesała z siebie na tę chwilę. Ponaglona w ten sposób, zagadkowa Shinobi z Miasta Równin, otrząsnęła się.
- Był niebezpiecznym ekstremistą, który mógł przyczynić się nie tylko do upadku naszej organizacji, ale także i do śmierci wszystkich ninja w Cesarstwie. Podjęłam działania, które uznałam za słuszne.
- A nie takie, jakie wymusiły na Tobie stresująca chwila oraz negatywne emocje?
- Zważaj na słowa, siostro! Twoje wypowiedzi ocierają się niebezpiecznie o brak szacunku!


Boleśnie ukłuta tak oczywistą szpilą, Pani Sieci natychmiast przybrała kapotę zdystansowanego profesjonalizmu. Przedstawicielka rodu Asaito uśmiechnęła się iście niewinnie, promieniując wręcz przesłanką nieszczerych przeprosin. Potencjalna osoba obserwująca z boku tę wymianę zdań, miałaby poważne problemy z oceną, która z kobiet dzierży prym w konwersacji. Oczywistym wydawało się, że zamaskowana jest starsza stopniem, ale z dozą cierpliwości, ta drobniejsza mogłaby owinąć ją sobie wokół małego palca. Gdyby zaistniała taka konieczność. Pazurzaste dłonie przesunęły po słomianej macie czarną kopertkę. Te o smukłej, mlecznobiałej skórze natychmiast ją otworzyły.
- Lunatyków jego pokroju może być więcej. Oto lista osób, które dla mnie sprawdzisz. Pierwszym na liście jest niejaki Akira z Klanu Chwytających Cieni. Jeśli nasze przypuszczenia się potwierdzą…
- Zostanie skierowany przez Wioskę na misję niezwykłej wagi i po nim także zaginie wszelki słuch.

Dokończyła swoim aksamitnym głosem Asaito Chikako, nie siląc się na zbędne metafory ani barwne opisy. Ot po prostu, wykwitł przed nimi kolejny problem, którego trzeba się pozbyć dla większego dobra wszystkich wojowników cienia. Cynobrowa Niewiasta przytaknęła z aprobatą.
- Wysnułaś szybki i rzeczowy wniosek. Twoja zdolność do idealnego równoważenia celnej obrazy z taktyczną wnikliwością sprawia, że nie mogę długo pozostawać na Ciebie zagniewana.
- Dziękuję siostro. Twoje ciepłe słowa naprawdę wiele dla mnie znaczą.
- W korespondencji zwrotnej wspomniałaś o pomniejszych problemach w Wiosce?

Znudzona łaszeniem się, ninja z Heigenchou przekierowała konwersację na inne tory.

Dziewczyna o włosach chwytających światło księżyca zaczęła nabijać fajkę mieszanką rozmaitych ziół. Robiąc to, uwolniła z siebie cichutki chichot, który nijak nie pasował do tak poważnej konwersacji.
- To bardziej ciekawostka, niż problem. Kuriozum. Nic, co by nam zagrażało.
- Przestań zachowywać się jak nastoletnia trzpiotka i przejdź do rzeczy!

Tym razem to ta mniejsza łypnęła na partnerkę w konwersacji tak ponuro i zmierźle, że tamta odczuła dreszcz wspinający się po jej plecach. Wyraźnie nie lubiła, gdy ktoś posiłkował się argumentami dotyczącymi wieku. Nie mniej jednak, Cynobrowa Pani nie dała poznać po sobie zmieszania, utrzymując swoją wiodącą pozycję. Nawet łupnęła wyczekująco jedną z metalowych ozdób. Asaito wyzwoliła z siebie przeciągłe westchnienie i skapitulowała. Nie miała zbytniej ochoty na sprzeczki.
- Mój poprzednik, Chuushin Gurasu, wyznaczył do tego zadania szóstkę osób. Nie licząc jednego, wszyscy ninja wysłani na pomoc panu Neitaki są albo martwi albo uznani za zaginionych.
- Jak to? Ktoś ich przechwycił w drodze powrotnej?! Mówiłaś, że Mistrzowie Klanu nic nie… (!)
- Nie, nie. Spokojnie! To zwykły przypadek. Kaprys losu, jeśli wolisz. Lepiej ode mnie wiesz, co spotkało pierwszą dwójkę. Po powrocie, Nguyen Sil zdała mi raport… następnie, co mnie bardzo zdziwiło, poprosiła abym porozmawiała z drugim dowodzącym oddziału - Yuenem Biao.

Zaciekawiona nietypowym kierunkiem jaki obiera ta opowiastka, Pani Dziewięciu Cynobrowych Sieci powstrzymała kreację teorii spiskowych w zarodku i poczęła wsłuchiwać się dokładniej w to, co miała jej do przekazania siostra. Opowiadająca przyjęła to wyraźną ulgą. Paranoja była dobra, ale tylko jeśli odpowiednio się ją dawkowało. A to nie zawsze pokrywało się z zachowaniem zamaskowanej.
- Nieco o nim słyszałam, podobno jest wybitnym szermierzem, znającym od podszewki dwa style.
- Tak. Był wybitnym szermierzem. Ale nie wybiegajmy zbyt daleko naprzód. Jak się dowiedziałam od Nguyen, chłopiec miewał regularne wahania nastrojów. W drugi dzień misji popadł w depresję, która pogłębiała się coraz bardziej i bardziej. Aktywnie rozważał samobójstwo, aby oczyścić swój honor.
- Oczyścić swój honor. Czy byłaś w stanie ustalić, w jaki sposób ten został splamiony?
- Chcąc go przywołać do porządku, Kąsająca Żmija użyła względem niego niewłaściwego tytułu.

Nastała chwila ciszy. Gdzieś za oknem można było usłyszeć delikatne cykanie świerszczy.

- Zatrzymaj się na chwilkę, proszę. Chcę się upewnić, że niczego nie pomyliłam. Yuen Biao chciał rozpruć swoje wnętrzności, bo jego współ-dowodząca, Nguyen Sil, zwróciła mu uwagę, że zachowuje się jak naburmuszone dziecko? Nie jestem wtajemniczona odnośnie jego pochodzenia. Kim on był? Znamienitym synem jednego z Cesarskich Namiestników? Wychowankiem sławnego generała?
- Z tego co zasłyszałam, zwykłym przybłędą odnalezionym przez prostego rzemieślnika. Następnie trafił do klasztoru, jak większość Strażników Równowagi, gdzie otrzymał swoje szkolenie.

Przybyła z Heigenchou opuściła głowę i zmarszczyła wyregulowane brwi. Siedząca zaraz naprzeciw konspiratorka musiała z niej drwić, inna możliwość po prostu nie istniała! Nabrała powietrza w płuca, żeby zaprotestować, jednak Asaito Chikako, widząc co się święci, zareagowała pierwsza.
- Przysięgam, że mówię prawdę. Niech Kami-sama zabije mnie na miejscu, jeśli jest inaczej.
-… kilkanaście lat treningu. Uczenia się subtelnej manipulacji Chi. Taktyk grupowych! A on pragnie się uśmiercić po czymś takim? Nawet nie dla dobra swojego Klanu, czy Sojuszu? Uszom nie wierzę! Co za egocentryzm i parszywa samolubność! Jestem zdegustowana, absolutnie zde-gu-sto-wa-na!

Wybuch współ-kolaborantki uchodził w jej oczach za bardzo zabawny, ale dziewczyna o włosach ze srebra nie była sadystką. Nie kiedy nie wymagało tego od niej dobro Koalicji. Po prawdzie, to bardzo współczuła podkomendnym Pani o Złotej Twarzy. Oni musieli pewnie słuchać tego bez ustanku.
- Jesteśmy ninja. Ninja, nie wojownikami Cesarza! W oczach wszystkich innych klas uchodzimy za nie-ludźi! Zabijamy bez wahania, trując, zdradzając, atakując po kilku na jednego! Liczy się tylko przynależność i to żeby jak najefektywniej spożytkować dla Klanu swoje istnienie! Nawet jeśli całkowicie odjęło mu rozum, powinien dążyć do konfrontacji, nie zaś podkulać ogon!
Jej szał był jak wulkan, który rozpoczął przydługą historię tego wspaniałego imperium. Zawierał też w sobie spore pokłady hipokryzji, bo przecież ona działała przeciw woli Klanowych Mistrzów.
- Odetchnij… czy już lepiej? Prawy gniew Cię opuścił, siostro?
- Ja… tak. Wybacz, to uniesienie. Co się wydarzyło po tym, jak odbyłaś z nim ową rozmowę?
- Zakończył misję, dałam mu wolną rękę do podejmowania decyzji. Zabił się następnego dnia. Przywdział nawet odpowiednie do ceremoniału szaty. Niestety, nie udało mu się znaleźć sekundanta w Wiosce. Może nie próbował, obawiając się, że bardziej uziemieni w rzeczywistości ninja doniosą mi o tym, co zamierza. A ja go powstrzymam. Ciężko rozszyfrować jego zamysły.



Odziana w karmazyn wstała, kręcąc głową. To co usłyszała, skutecznie zniechęciło ją do ciągnięcia konwersacji dalej. Następnie podeszła do jednego z okien. Szczęśliwie, kolor jej twarzy powoli stawał się inny od tego noszonych przez nią szat. Chikako także powstała i czyniąc bose kroki dołączyła do rozmówczyni. Stały tak chwilkę, wpatrzone w księżyc i gwiazdy. Noc działała naprawdę kojąco.
- Daje nam to połowę. Co z drugim Herbalistą oraz Żmiją i Roninem?
- Herbalista jest tym rodzynkiem, o którym Ci wspomniałam. Natomiast Nguyen opuściła nasz obóz z Bezklanowcem. Nie prosząc mnie o zgodę na jakkolwiek wyprawę i nie udzielając żadnych wyjaśnień.
- To nie czyni z nich ani martwych ani zaginionych. Przynajmniej jeszcze nie. Co knujesz, Chikako?

Odpowiedział jej uśmiech który z taktem, szacunkiem i godnością nie miał nic wspólnego. Kojarzył się raczej ze sprośnymi żartami oraz niesfornymi dziećmi, lubującymi się w wyszukanych psikusach.
- Powiedzmy, że w swojej lekkomyślności i trzpiotowatości zawieruszyłam gdzieś ich list gończy oraz moje kondolencje dla Klanu Kąsających Węży. Będę musiała zająć się tym później, jeśli nie zapomnę. Nie patrz na mnie w ten sposób! Przecież doskonale wiesz, jaka bywam zapracowana od kiedy zostałam Mistrzynią Wioski! Urwanie głowy! Tyle obowiązków, nigdy czasu dla siebie!
Ku niememu zdziwieniu młodszej, która nader pewnie oczekiwała kolejnego, przepełnionego furią monologu o wartościach, ta starsza położyła prawą dłoń na jej głowie i delikatnie ją pogładziła.
- Widzisz? Wcale nie jesteś taka zimna i bezduszna, na jaką się kreujesz, Chikako-chan. Mogłabyś jeszcze ubierać się ładniej. Wtedy Twoja starsza siostra nie musiałaby się za Ciebie wstydzić.
Warkot. Białe jak śnieg policzki zaróżowiły się w irytacji, zaś izbę wypełnił śmiech Cynobrowej Pani.

- - Koniec - -
 
Highlander jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 05:12.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172