Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 13-02-2012, 16:54   #1
Mizuki
 
Mizuki's Avatar
 
Reputacja: 1 Mizuki wkrótce będzie znanyMizuki wkrótce będzie znanyMizuki wkrótce będzie znanyMizuki wkrótce będzie znanyMizuki wkrótce będzie znanyMizuki wkrótce będzie znanyMizuki wkrótce będzie znanyMizuki wkrótce będzie znanyMizuki wkrótce będzie znanyMizuki wkrótce będzie znanyMizuki wkrótce będzie znany
[DnD 3.5 + FR] Obłędny Kult.

[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=063U57zwuYs[/MEDIA]
Wątły płomień zmącił wszechogarniającą ciemność, wydzierając z jej posiadania małą część tajemnic : palenisko usypane z czaszek zwierzęcych i ludzkich, wyłożoną ciosanymi kamieniami podłogę i kobiece dłonie, podrzucające drobne gałązki i wyschłe liście.
Płomień powiększał się trawiąc kolejne gałęzie, liście i wyschniętą trawę- ostatecznie rzucając światło na wszystko dookoła. Oblał swym blaskiem obnażone kobiece ciało, tak tej, która dała mu początek jak i jej towarzyszek klęczących wokoło. Wszystkie z przymkniętymi oczami kołysały się lekko w rytm uderzeń bębenka wydobywającego się gdzieś z ciemności za nimi.
Ta, która zdawała się przewodniczyć spotkaniu zanurzyła dłonie w niewielkim koszyku , po czym wrzuciła dwie, pełne garście wysuszonych ziół w ogień. Płomień natychmiast zmienił barwę, a w powietrze uleciały setki iskier.
Gęsty, siwy dym wypełnił całą oświetloną część sali, dalej niknąc gdzieś w mroku. Śpiew jednej z sióstr wmieszał się w dźwięki bębenka i trzaski paleniska. Wkrótce wszystkie powstały śpiewając wspólnie, kołysząc się w rytm bębenka, krążąc dookoła błękitnego płomienia. Skąpane w siwym dymie, prężąc swoje zlane potem ciała zdawały się tracić ludzkie kształty zamieniając się w cienie. W wątłym świetle otulonym szarością zmieniły się w istoty ulotne niczym dym i gibkie jak płomienie wokół, których tańczyły. Sadza zmieszała się z ich potem tworząc czarne plamy...

Obłędny taniec trwał póki z paleniska nie uleciało całe ciepło. Bębenek ucichł. Dym zniknął. Ciemność poszarpały smugi światła, wpadające tutaj przez okrągłe, zakratowane otwory gdzieś przy suficie.
Nieprzytomne, nagie kobiety leżały rozrzucone dookoła wygasłego paleniska. Wszystkie ciężko dyszały, bredziły coś niespokojnie przez sen.
Jedynie przywódczyni zgromadzenia stała o własnych siłach, wpatrując się nieprzytomnie w palenisko. Jej długie włosy, pozlepiane sadzą i potem włosy opadały swobodnie na piersi.
Stawiając niepewnie kroki zbliżyła się do paleniska i sięgnęła w popiół. Kiedy uniosła ramiona, w osmolonych dłoniach ściskała kamienną , naznaczoną przez czas figurkę.
- Stało się... Wkrótce wszyscy przypomną sobie o Tobie. A obłędowi nie będzie końca. Skąp nas w chaosie, o wielki.


Caer Calidyrr, Alron, Wyspy Moonshae

[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=Azxk0PgseyI[/MEDIA]

Ostatnie dni były niezwykle trudne dla mieszkańców leżącego na zachód od zamku królewskiego miasta. Lato było już jedynie wspomnieniem a lodowate wiatry ponownie skierowały swój gniew na mieszkańców archipelagu. Większość handlarzy z Wybrzeża mieczy odpłynęła. Wraz z nimi najemnicy, towary i pieniądze. Wszystko za sprawą wstrząsających wieści , które wypłynęły z zamkowych komnat : Królowa Alicia Kendrick była śmiertelnie chora, niezdolna do sprawowania rządów. Przez kilka dni karczmy huczały wręcz od plotek snutych przez mieszkańców jak i najemników zza morza. Jedni twierdzili, że królowa została otruta przez niepokornych lordów ludu Północy, inni zwalali winę na Llud, z którego Alicia pochodziła. Jeszcze inni twierdzili, że piraci z Nelanther w końcu postanowili na dobre zając się swymi sąsiadami i odebrać im wolność . W całym tym chaosie nie brakowało i takich, którzy błagali o litość swych bogów, widząc w chorobie królowej początek końca.
Za pewne uznać można było tylko jedną rzecz : żaden z nieletnich synów królowej, nie był gotowy objąć po niej władzy a tym bardziej utrzymać pokój, między wciąż spiskującymi przeciwko sobie lordami północy i Llud.
Plotki i awantury ucichły kilka dni temu, kiedy Ukbert Vaersten , majordom rodziny Kendrick, ogłosił "zamknięcie". W ciągu dwóch dni wszystkie porty Moonshae miały zostać zamknięte dla obcych okrętów. Ci, których było stać na natychmiastowe przygotowanie odprawy zdążyli odpłynąć na wschód. Nieliczni zostali uwięzieni w portowym mieście, gdzie mieszkańcy szykowali się na najgorsze.

Przez ulice miasta, jeden po drugim, paradowały orszaki lordów ze wszystkich zakątków Moonshae, wezwanych tutaj przez majordoma bądź tych, którzy nie chcieli zostać wykluczeni z rozmów. Odziani we swe wspaniałe zbroje lordowie, bądź ich przedstawiciele, dumnie pokonywali kolejne uliczki wśród zrozpaczonych mieszkańców, którzy przyglądali się temu wszystkiemu z niepokojem. Królewski traktwiódł przez główną bramę miasta na wschodzie, wił się pomiędzy domostwami poddanych Kendricków a następnie przecinał las na północnym-wschodzie , by ostatecznie doprowadzić wędrowców do mostu , na którego drugim końcu czekał Fort Aedab. Garnizon w nim stacjonujący był pierwszą linią obrony zamku, wysuniętą przed jego mury. Te były raczej niskie i stare. Zdawały się niepotrzebne, gdyż cały zamek wyrastał niczym góra z niewielkiej wyspy okalanej ze wszystkich stron przez lodowatą rzekę.
-Powodem niepokojenia was, moi Lordowie, jest polecenie Królowej, które wydała będąc jeszcze świadomą. Jako córka Tristana Kendricka, Króla , który zjednoczył wszystkich, tego komu ślubowaliście wierność nakazała by do czasu osiągnięcia pełnoletności przez jej syna Sethina z rodu Kendrick sprawami nas wszystkich dotyczącymi i opieką nad koroną pieczę sprawował majordom jej rodu w mojej osobie. - salę na kilka długich chwil przepełniły krzyki oburzenia. Vaersten w spokoju czekał aż wszystkie głosy ucichną. Był mężczyzną w średnim wieku o ciemnej, typowej dla Llud skórze i włosach. Wątłej postury, o głosie flegmatyka , odziany w czerń nie budził respektu nawet w ledwie oderwanych od cycka synów, których lordowie przysłali do stolicy. Podziw natomiast budziła z pewnością srebrna korona, którą miał nasuniętą na skronie. Nie był to jednak z pewnością jeden z klejnotów królewskich Kendricków.
- Królowa pokłada nadzieję, że wykażecie się mądrością i honorem i uszanujecie jej wolę. Wszystko to dla bezpieczeństwa naszych ziem jak i mieszkańców.

Kilka godzin później. Pośród komnat Caer Calidyrr
Większość lordów opuściła zamek w pośpiechu, widząc do czego prowadzą działania majordoma. Dla wszystkich było oczywistym, że jedynie własna siła zapewni im bezpieczeństwo. Niezachwiana do tej pory dominacja Kendricków w Moonshae dobiegła końca, a wraz z nią okres pokoju jakim cieszyli się mieszkańcy wysp.

Potężne drzwi w jednej z komnat zazgrzytały żałośnie, kiedy Lord Amnar Dugthaar, zwany również Łaskawym, wyślizgnął się z jej wnętrza. Szerokie barki, wyprostowana sylwetka, spracowane ręce i zacięte, acz inteligentne spojrzenie sprawiały, iż nikt nie pokładał wątpliwości w jego sławę jako wspaniałego wojownika i rozsądnego dowódcy. Był władcą Żelaznej Twierdzy i głową rodu Dugthaar - jedynego, którego siła i wpływy mogły równać się Kendrickom. Zawsze był jednak uważany za przyjaciela Korony jak i samego Tristana Kendricka, u którego boku stanął z własnej woli, kiedy ten postanowił położyć kres wiecznym wojnom i niezgodom.
Pogrążony w zadumie, szepcząc coś pod nosem ruszył pustym korytarzem w kierunku swoich komnat.
- Tak... Wszystko pasuje... To musi być prawda...- mamrotał pod nosem, całkowicie ignorując strażników, których minął przy wejściu do przydzielonej mu części zamku. Dwóch okutych z ciężkie zbroje strażników wyprostowało się energicznie widząc swojego lorda.
- Ty idioto... popatrz co narobiłeś. Jakby to zauważył ?- wyszeptał jeden do drugiego, kiedy ich pan zniknął za drzwiami wskazując na kilka rozsypanych kart obok stopy kolegi.
- Zawsze pozostaje rzucić się do rzeki -uśmiechnął się wskazując koledze okiennice.- Lepsze to niż ...
- Skończcie gadać i sprowadźcie do mnie Gustava ! I przyłóżcie się do tego bo inaczej wywieszę was za uszy prze mur ! Stój... posprzątaj jeszcze te karty gamoniu ! Jesteś żołnierzem czy pierdoloną wróżką ?
- Taa jest !
- obaj zasalutowali energetycznie, po czym w pośpiechu zabrali się do wykonania rozkazu.
Gustav, rycerz i dowódca straży przybocznej lorda Amnara był mężczyzną o długich włosach i pasującej do najlepszych dworów Fearunu twarzy. Choć swym wyglądem nie stwarzał wrażenia zaprawionego w boju wojownika, historie o jego waleczności i oddaniu były dobrze znane większości wojowników w Moonshae. Szczególny rozgłos przyniosły mu kampanie wojenne przeciwko piratom z Nelanther, którzy czasami nękali i wywodzących się z ludu północy lordów i chłopstwo.
Jeszcze przed zachodem słońca zjawił się w komnatach swego pana, którego stanem się wyraźnie zaniepokoił. Dugthaar zdawał się niezwykle zdenerwowany, oderwany od rzeczywistości.
- Gustavie, na szał Tempusa... To wszystko pasuje. To wszystko intryga...
- Mój Lordzie, nie rozumiem ... Powoli. Pozwól , że naleję Ci wina. Wydajesz się zmęczony.
- Gustav sięgnął po karafkę i napełnił kielich wonnym trunkiem.
- Co pasuje do czego, mój Panie ?
- Rozmówiłem się dzisiaj z pierwszym alchemikiem i lekarzem Królowej. Pamiętasz, trzy lata temu Sethin zbłądził na polowaniu w górach ? Odnaleźli do półżywego, zaszczutego jak zwierze ...
- Pamiętam, mój Panie. Sam nakazałeś mi ruszyć z ludźmi Kendricków na poszukiwania. Jednak wyszedł z tego... Mówiłem, że pomysł zabierania takiego młokosa na polowanie w góry zimą...
- Właśnie ! Wtedy zdawało się , że nie ma nadziei. Ale chłopak przeżył. Pamiętasz co się stało ?
- Nie, mój Panie. Po odnalezieniu dziedzica, powróciłem do Żelaznej Twierdzy.
- Do Calidyrru przybyła wtedy uzdrowicielka z Gwynneth ... Wołają ją Seere, od tamtej pory goszczona jest na dworze. Królowa ponoć jest z nią bardzo blisko.
- Niech chwała będzie Llud , że wydali na świat tak zdolną uzdrowicielkę.
- Niech ją głodne psy rozszarpią !
- warknął lord i cisnął pełnym kielichem w ścianę- Ten alchemik, Coen, pokazał mi zwoje, które wydarł z jednej z ksiąg należących do tej suki... Jeśli to wszystko prawda. Opowiedział mi o rzeczach, które wyczytał w tych oprawionych w ludzką skórę księgach...
Aż do północy Lord opowiadał swemu rycerzowi o tym czego dowiedział się od alchemika zamkowego. Gustav starał się chłonąc potok słów wypływający z ust jego pana. Wszystkie informacje o rytuale, obłędnej magii, zaklęciu , które trawi ciało Królowej, o kartach z księgi i o sercu, oczach, czaszce , księdze jak i dziwnym posążku opisanym w nich.
- Mój Lordzie, to jakiś obłęd. Czemu mamy ufać temu człowiekowi ? Llud to nie lud wojowników, kłamią i spiskują. A w tej sytuacji... spiskować będą wszyscy.
- Przyszedł do mnie i błagał o rozmowę... Żebym ratował królową i wydostał go z tego zamku. Podejrzewa, że wiedźma wie o nim...
- To jeszcze niczego nie dowodzi , mój Panie.
- A co jeśli to prawda, Gustavie ? Nie chodzi już tylko o życie królowej, chodzi o nas wszystkich. To tylko początek obłędu... A wszystko już się zaczęło ! Lada dzień lordowie skoczą sobie do gardeł !
- Wracajmy do domu, mój Panie.
- Dosyć gadania, Gustav. Udasz się do wioski i znajdziesz ludzi, z którymi wyprowadzisz Coena z zamku. Jego i strony , które skradł tej wiedźmie.
- Mam znaleźć ludzi ? Obcych ? Czemu nie nasi ?
- Słuchałeś mnie chociaż przez chwilę ? Oni są wszędzie. To nie tylko ta cała Seere. To może być strażnik, który teraz pilnuje mej komnaty, kuchcik , który poda Ci zupę albo ulicznica , w której będziesz chciał umoczyć ! Dlatego potrzebujemy kogoś spoza Moonshae... to wszystko to nasza klątwa. Tutaj się zrodziła i to nas ma zniewolić... Mam nadzieje Gustavie, że i tym razem mogę liczyć na Twoją lojalność.
- Naturalnie mój panie... Ale co dalej ?
- Znajdź ludzi pewnych , znających się na swoim fachu... Nie zabijaków, którzy zrobią wszystko za złotą monetę. To mają być osoby godne Tempusa. Dostaniesz ode mnie wskazówki... Ten zamek jest starszy niż sam lud północy czy Llud. Mam plan z tajnym przejściem. Wślizgniesz się nim do zamku wraz z najemnikami... I odnajdziesz Alchemika. Musi Ci się udać zorganizować to wszystko do...
- zastanowił się -- Masz czas do pojutrza. Przygotuje ludzi i porozmawiam z majordomem, ale nie wiem czy jest godny zaufania. Spróbuję pojmać wiedźmę. To szansa dla Ciebie. Na zamku na pewno zrobi się zamieszanie, wyprowadzisz Coena. I jeśli mi się nie powiedzie... Wraz z nim znajdziesz sposób żeby to wszystko odwrócić.
Jeszcze przez kilka godzin, Amnar dokładnie tłumaczył Gustavowi , kogo powinien nająć, do kogo się z tym udać i gdzie wyprowadzić Coena.

[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=zYpEdXhnOB4[/MEDIA]

Z samego rana Gustav opuścił zamek, udając się do portowego miasta nieopodal Caer Calidyrr - jedynego miejsca, gdzie szanse na odnalezienie najemników z Wybrzeża Mieczy zdawało się jeszcze prawdopodobne. Nie mógł uwierzyć, we wszystko co powiedział mu Lord Amnar. Nawet w realiach targanego przez wojny Moonshae coś takiego zdawało się... Niemożliwe. "Wojny, intrygi i skrytobójstwa to polityka... Ale coś takiego ? Czy nie łatwiej byłoby wezwać armię i zdobyć zamek ? Ja z garstką najemników i obłąkanym alchemikiem , przeciwko czemuś... czego nie da się zdefiniować ?" Brak informacji irytował go najbardziej. Dostał polecenia, jednak dalej nie rozumiał z czym walczy a tym bardziej o co ? Chodziło o rodzinę Kendricków ? O Moonshae ? A może o przyszłość dla panów Żelaznej Twierdzy ? "Zaczynam tęsknic za piratami... Tempusie, czemu nie rzucasz mnie w wir szlachetnej walki ?"
Zdzielił konia po bokach przyspieszając na moście. Do miasta wpadł z szaleńczą prędkością zmuszając przechodniów do ustępowania mu z drogi... w popłochu. "Nie ma wiele czasu".

U Szczerbatego Girganie było może najlepszą karczmą w mieście, jednak Gustav znał dobrze sławnego Girga. Dawniej marynarza, z którym zdarzyło mu się kilka razy wojować ramię w ramię przeciwko piratom.
Wojownik zeskoczył z konia i westchnął lekko odczytując napis na rozpadającym się szyldzie. Jeszcze raz wspomniał czasy spędzone na wojaczce z najeźdźcami z Nelanther.
Za drzwi robiła w karczmie poszarpana szmata, której paski luźno zwisały w dół. W nozdrza zaś od progu uderzał zapach piwska, potu i moczu. W środku panował jednak niepokojący spokój, atmosfera , która nikomu nie kojarzyłaby się z tak "ciekawym" przybytkiem. Jedynie kilka stołów zajętych było przez gromadki podpitych osobników.
- Te ! Panienko, to nie miejsce dla takich jak ty... No sio , sio. Bo Cię dupcia rozboli !- warknął gruby mężczyzna zza kontuaru przez całą salę. Goście lokalu na chwilę oderwali się od kufli zerkając to raz na opasłego karczmarza, to raz na finezyjnego rycerza.
- Żona Ci dzisiaj nie chciała dać, czy zwyczajnie za daleko Ci do stajni ? - mruknął Gustav zbliżając się do kontuaru. Pośród stolików rozeszło się kilka szeptów, a spodziewający się nieprzyjemności goście ułożyli dyskretnie swe dłonie na broni.
Karczmarz popatrzył z ukosa na okutego w zbroję szlachcica.
- Po prostu wypiłem za mało, żeby mieć na nią ochotę... - ryknął śmiechem grubas-- Gustav, psubracie ! Kopę lat ! Chciałeś napić się w końcu czegoś dla ludzi zamiast zamkowych perfum, a ? A może pochędożyć jakąś frywolną dzierlatkę ! Tak się składa ze mam dwie świeżutkie na poddaszu.
Gustav z zakłopotaniem dał znak przyjacielowi, by ten nieco ściszył swój głos. Oparł się o kontuar i nachylił do Griga.
- Przestań tak pruć ten świński ryj, bo słyszą Cię na Wybrzeżu Mieczy...
- A to niech słyszą ! Widza, że dalej spinasz rzyc robiąc coś "niestosownego"
- zapiszczał niczym dziewka-- Masz, na mój koszt. Specjał zakładu... przechodzi gładko w obie strony !- karczmarz uśmiechnął się szeroko , odsłaniając krajobraz zdemolowany ni mniej ni bardziej jak szyld nad drzwiami karczmy.
- Nie przychodzę tu...- nim dokończył karczmarz złapał za kufel i przelał część jego zawartości w otwarte usta Gustava.
- Zgonisz na mnie.
- Psia krew, wysłuchasz mnie wreszcie zasrana kolumbryno ?! Sprawa jest pilna... i opłacana złotem.
- Taria ! Taria do jasnej cholery, rusz że się !
- Grig przywołał z zaplecza młodą dziewczynę o nieco pyzatej budowie ciała. - Rzuć okiem na interes, muszę pogadać z przyjacielem, dobre ? I nie właź na razie na zaplecze.
Tyły przybytku całkowicie różniły się od części dla pospolitej klienteli. Panował tutaj porządek, zapach nie przypominał tego w stajni a po podłodze nie walały się drobne śmieci i szpargały. Grig poprowadził mężczyznę przez kuchnię do niewielkiego, zacisznego pokoi, na środku którego postawiony był stół i kilka krzeseł.
- Tutaj załatwiam interesy, na których rzeczywiście ta karczma ciągnie...- uśmiechnął się z dumą grubas.- Siadaj i gadaj... Czego Ci trzeba ? Dziewczyny ? Dwóch ? A może chłopca, a ?
- Czterech.

Karczmarz otworzył szeroko usta raczej nie spodziewając się takiej odpowiedzi na swój żart.
- Zewrzyj szczękę psia przywaro... Potrzebuję czterech obytych w boju najemników.
- Uff, już myślałem, że od tego pałacowego wina naprawdę Ci odbiło ! Tam, na sali siedzi kilku , wystarczy z nimi pogadać ...
- Gdybym chciał rzeźników, nie przyszedłbym do Ciebie, Grig. Dobrze wiem, że załatwiałeś ludzi dla Lorda z Llywellyn i Snowdown. Ale ja proszę o konkretniejszych i takich, którzy mają coś obcego większości... Honor.
- Teraz mój przyjacielu pieprzysz bardziej niż ja bym pieprzył młodą szlachciankę ! Najemnik i honor ? Ha !
- Jestem pewny , że jeśli się postarasz... Nie zapominaj, że gdyby nie ja miałbyś dziurę zamiast tej szpetnej mordy. A tak, musiałeś pożegnac się tylko z kilkoma zębiskami.
- I tak były krzywe jak nogi mojej żony...
- mruknął niezadowolony- Znam ja no pewną grupkę... Byli przybocznymi jakiego no tam posła z Waterdeep. Do takich spraw nie zatrudnia się bydła, ni ? Pech, poseł zatruł się czymś w czasie żeglugi i biedaczka wynieśli na brzeg zimnego jak krocze mniszki ! Ale tamci zostali... Nie załapali się na żaden statek, teraz raczej już im się to nie uda. Raz tu byli i pytali o robotę... Ale moja robota takim śmierdzi ! Teraz nikt nie chce łamać kości zadłużonych kupców, dopóki nie powieszą za jaja jakiegoś panicza albo nie wychędożą księżniczki , psia jucha !
- Załatw to do jutra... Najdalej do południa.
- Czyś Ty czasem nie za dużo jednak tego mojego piwska się opił, a ? Wiem , że dalej tutaj są, ale ... psia kuśka, rozgladałeś się ostatnio po tym miejscu ? Podpowiem, jest duże !
- Ale większość najemników odpłynęła... Więc kilku takich nie będzie trudno znaleźć. Odnajdź ich i sprowadź tutaj. Chce z nimi porozmawiać. Możesz zapewnic, że praca jest czysta... I , że będą pracować z woli jednego z Lordów.
- Coo ?
- Morda na kłódkę. Dobrze Ci radzę, to wszystko co mogę powiedzieć.
 
__________________
"...niech nie opuszcza ciebie twoja siostra Pogarda
dla szpiclów katów tchórzy - oni wygrają
pójdą na twój pogrzeb i z ulgą rzucą grudę
a kornik napisze twój uładzony życiorys"

Ostatnio edytowane przez Mizuki : 14-02-2012 o 12:08.
Mizuki jest offline