Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 13-02-2012, 16:57   #34
abishai
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Gdy cię nie widzę, nie wzdycham, nie płaczę,
Nie tracę zmysłów, kiedy cię zobaczę;
Jednakże gdy cię długo nie oglądam,
Czegoś mi braknie, kogoś widzieć żądam;
I tęskniąc sobie zadaję pytanie:
Czy to jest przyjaźń? czy to jest kochanie?

Aishę bardzo zauroczyła epoka romantyzmu. Czytała wiersze angielskich klasyków, sięgała po wiersze innych poetów z kontynentu. Czytała przy nim wiele poematów, ale ten fragment bodajże Francuza, czy też Rosjanina utknął mu w głowie. I często przy niej wypływał na wierzch.
Cokolwiek do siebie czuli, nie dawało się zamknąć w żadnym znanym im pojęciu.
Teraz jednak miał jasno sprecyzowane uczucie. Bał się.
Obawiał się, że ją naraża na wielkie niebezpieczeństwo. Że nie zdoła jej uchronić.
Że nie potrafi jej obronić.

Spojrzenie Rogera wędrowało po kobiecie, gdy odsłaniała i zasłaniała uroki swego ciała, podczas przebierania się. Aisha nie była pruderyjna, nie wobec Rogera. Mężczyzna wielokrotnie widział już jej nagie ciało. Tak jak i ona jego. Niemniej w swych działaniach była zmysłowa, a uroda hinduski zapierała dech w piersiach.
Roger potarł czoło, nie przyszedł tu wszak podziwiać jej dziką i nieskalaną urodę. Miał ważniejsze sprawy na głowie.- Opowiedz ten koszmar Aisho. To ważne.
W głosie dyplomaty pobrzmiewało zaniepokojenie. Gdyby coś się hindusce stało, to by sobie nie wybaczył.
- Nie... nie pamiętam. - Hinduska była z początku jakby zaskoczona pytaniem. - Nie pamiętam. - Powtórzyła, tym razem już twardo. Zabrzmiało to jakby ktoś jej nakazał nie pamiętać.
-Nie pamiętasz. Bo to nie był koszmar Aisho. Przypuszczam, że coś w ciebie weszło.- rzekł Roger stając tuż za Hinduską,. Pieszczotliwie muskał jej głowę i policzki, by poczuła się przy nim bezpieczna.- I coś wyszło... z ciebie, w tym domu.
Opowiedziała na te pieszczotę przytulając policzek do jego dłoni.
- Roger nie bądź śmieszny. - Ton jej głosu był zdecydowanie poważny i przeczył mowie jej ciała.
- Po prostu martwię się o ciebie. Wiesz, że jesteś dla mnie ważna.- odparł czule i jeszcze raz spytał.- Na pewno nic... nie pamiętasz? Nawet drobne szczegóły, drobiazgi, które wczoraj zauważyłaś. Cokolwiek.
Dziewczyna lekko się rozluźniła. Przymknęła oczy.
- Był las. - Zaczęła po chwili. - Stary. Chory. Przerażający. - Ostrożnie dobierała słowa. - Las. - I zamilkła na długą chwilę. Bardzo chwilę. - Nie pamiętam!! - Odezwała się w końcu. - Rozumiesz?? Nie pamiętam!! - Znowu cała była spięta i poddenerwowana.
Roger objął ją w pasie i przytulił do siebie szepcząc jej do ucha.- Rozumiem. Rozumiem. Jesteś ze mną tu, jesteś bezpieczna. Nie pozwolę cię nikomu skrzywdzić. Nie bój się. Jestem przy tobie.
Za to on się bał. I o nią i o siebie. I o zgromadzonych w tej posiadłości ludzi.
Kobieta rozluźniła się. Uspokoiła. Trwali tak w ciszy, przytuleni do siebie jakiś czas.
- Roger?? - W końcu Hinduska przerwała ciszę. - Skąd pomysł, że coś... weszło... we... mnie?? - Ostrożnie dobierała słowa. Ale ani razu nie spojrzała dyplomacie w oczy.
-Rakszasa mi powiedział. Coś nie dopuszczało go do ciebie.- mruknął cicho Roger, po czym dodał coś jeszcze.- I też miałem koszmary i doznałem wizji... tam w lesie.
Delikatnie i czule cmoknął ją w policzek. -Wybacz, nie chciałem cie przestraszyć. Ale martwiłem się... o ciebie.
Kobieta lekko uśmiechnęła się do niego. Odwzajemniła ten wyraz przyjacielskiego zatroskania.
- Drapiesz. - Stwierdziła gdy musnęła ustami policzek sir Attenborougha.
Znowu nastała dłuższa chwila ciszy. Zegar wybijał właśnie godzinę dziewiątą, co oznaczało, że czas pojawić się na śniadaniu.
Dyplomata odsunął się od dziewczyny i dokończyła ubieranie się, podał jej dłoń pytając.- To którzy dżentelmeni przykuli twoją uwagę wczoraj? Mam powody czuć się... zazdrosny?
Żartobliwy ton z jednej strony przeczył powadze pytania. Nie łączyły ich wszak nawet więzy narzeczeństwa. Nie było między nimi romantycznych porywów serca. Niemniej Aisha wiedziała, że w pewnym stopniu... Roger rzeczywiście bywał o nią nieco zazdrosny, aczkolwiek nigdy tego nie okazywał. Oboje bowiem nie należeli do osób ani pruderyjnych, ani szukających stałego związku. Wynikało to po części z ich wspólnej burzliwej historii. I zagmatwanych relacji.
Niemniej był zazdrosny... zawsze. Dzięki temu czuła, że jemu na niej zależy.
- Mogłabym zapytać o to samo. - Równie żartobliwym tonem odparła. - Tyle tu dam o intrygującej urodzie. Doprawdy, wyborne towarzystwo sprosił twój... znaczy się nasz gospodarz. - Szybko się poprawiła. Chociaż wyczuć można było, że ona wie jak jest traktowana. - Czy oni są tacy jak ty?? - Spytała, tak zwyczajnie jakby to było pytanie o godzinę lub pogodę.
-Musiałbym rakszasę spytać.- westchnął w irytacji Roger.- A i on pewnie nie udzieliłby mi odpowiedzi. Jedno jest jednak pewne. Wśród gości są tacy jak... ja.
Po czym prowadząc za dłoń Aishę.- Trudno rzec. Przy kolacji tylko ta nieokrzesana panienka, towarzyszka twojego krajana się wyróżniała skutecznie ściągając całą uwagę. A na podstawie kilku rozmów trudno ocenić inne piękności, których rzeczywiście jest sporo. A mój awatar raczył mi polecić do łóżka żonę gospodarza, acz...- tu na twarzy Rogera pojawił się żartobliwy uśmieszek.-... jest ona bardzo zajęta tańcowaniem z kawalerami. Tak, bardzo, że obawiam się że nie wcisnąłbym się w jej kajecik.
Aisha zachichotała na wzmiankę o kajeciku. Teraz już byłą sobą w stu procentach. Taką jaką Roger znał, jaka zawsze była.
- Spotkałem jeszcze Margaret Twistleton. Piękna kobieta. Zamężna kobieta. Zwykle to jest gwarancją sukcesu, ale ona należy do tej rzadkiej grupy szczęśliwych mężatek.- odparł Roger i rzekł cicho żartobliwym do ucha.- Być może więc zamiast skupiać się na szukaniu nowych, popilnuję dziś twojej sypialni i ciebie?
- Być może?? Być może?? - Tak, to była na pewno ta Aisha jaką Roger znał.
-Zobaczymy jakie atrakcje przyszykuje nam nasz gospodarz.- odparł Roger i delikatnie ujął podbródek hinduski palcem wskazującym i kciukiem. Po czym równie czule i delikatnie pocałował.- Dobrze cię widzieć w takim humorze.
Hinduska tylko westchnęła przytakując mu głową.

Gdy z oczu znikniesz, nie mogę ni razu
W myśli twojego odnowić obrazu?
Jednakże nieraz czuję mimo chęci,
Że on jest zawsze blisko mej pamięci.
I znowu sobie powtarzam pytanie:
Czy to jest przyjaźń? czy to jest kochanie?

Nie wspomniał o posągowej piękności, pannie Abercrombie. Czemu?
Charlotte okazała się uroczą rozmówczynią o bardzo ciekawych zainteresowaniach. Zaintrygowała go, więc niż chciał się do tego przyznać. Była taka... inna, niż wydawało się na pierwszy rzut oka.

Cierpiałem nieraz, nie myślałem wcale,
Abym przed tobą szedł wylewać żale;
Idąc bez celu, nie pilnując drogi,
Sam nie pojmuję, jak w twe zajdę progi;
I wchodząc sobie zadaję pytanie;
Co tu mię wiodło? przyjaźń czy kochanie?


Nie wspomniał o Charlotte, bo w przeciwieństwie do przykładnej mężatki jaką była , ona była już partią do zdobycia. I mogło to wywołać... nie wiedział co. I nie chciał sprawdzać.
Było to głupie uczucie, nie mające sensu. Przecież w Indiach było inaczej. Znacznie inaczej, zarówno z jego, jak i z jej strony. Może awatar miał rację, może rzeczywiście wchodzi w stare buty? Może potrzebuje takiego wstrząsu, jakim byłby niezobowiązujący romans z panią domu?
Wszak ona była kotką w rui. Nie wymagała uczucia, a jedynie wigoru w sypialni.

Śniadanie było nudne, dla innych. Nie dla Rogera jednakże. Przy śniadaniu zauważył bowiem nieobecność panny Abercrombie. A co gorsza, zauważył obecność panny Swanson. Ślicznej dziewczyny, niewątpliwie będącej przyciągającej spojrzenia wielu mężczyzn. Także i Rogera, który zorientował się, że zna skądś tę uroczą twarzyczkę. I przypomniał sobie krótką rozmowę sprzed lat. I także to kim byli Swansonowie. To sprawiło, że poczuł jak zimny dreszcz przebiega mu po grzbiecie. I przez resztę śniadania, starał się być jak najbardziej... niewidoczny.
Na szczęście opowieści inspektora Halla, absorbowały wystarczająco Mary, by ta nie zauważała dyplomaty.
Roger nie spodziewał się, że i takie zagrożenie napotka w tym miejscu.
Dobrze że Ravana wybrał się na “łowy”, a dokładniej na podglądanie żony gospodarza i jej kolejnych kochanków. A przynajmniej tak rakszasa mu zakomunikował, gdy się rozstawali przed drzwiami do pokoju Aishy. Oczywiście, Ravana często mówił jedno,a robił drugie. A każdy nowy kaprys sprawiał, że zapominał o poprzednim.
Pewnie dlatego nie zjawił się na śniadaniu wraz z lady Sylvią. Znalazł sobie inną ślicznotkę do podglądania, albo plotki zbierał.

Polowanie. Coś w czym Roger brał wiele razy udział. Nigdy się tym nie ekscytował. A od czasu wypadku w Indiach, całkiem stracił zapał do polowań. Tym bardziej, że tamte zdarzenia, nadal miały odbicie w jego koszmarach.
To że nie miał ochoty nie miało tu jednak znaczenia.
Noblesse oblige... jak to mówią. Musiał udać się na polowanie. Aisha wykazywała pod tym względem więcej entuzjazmu. Ale to nie ją... cóż... to nie ona miała traumatyczne przeżycia związane z łowami.
I zażądała broń, a Roger poparł jej żądanie. Wiedział bowiem, że dziewczyna umie obchodzić się z bronią. I naciskać spust bez wahania.
Sprawdziwszy czy i w swojej dubeltówce naboje są załadowane


Roger wraz z resztą dżentelmenów wyruszył na łowy. Niespecjalnie nimi zainteresowany dyplomata większą uwagę przykładał swej uroczej egzotycznej towarzyszce i reszcie myśliwych niż naganianej zwierzynie.
Bażanty, przepiórki, kuropatwy... huk wystrzałów, przechwałki myśliwych. To ich czekało.
Z tych wszystkich atrakcji, póki co serwowane były przechwałki myśliwych.
A trzymający się na uboczu Roger wyraźnie się nudził. Tak bardzo, że nawet brakowało mu obecności przemądrzałego kotowatego.
Hinduska zaś bawiła się o wiele lepiej.


Pojawiły się spłoszone bażanty, huknęły strzały. Hinduska z radością spojrzała na Rogera chwaląc się.- Trafiłam jednego... trafiłam!
Jednak Roger nie zdążył jej pogratulować, bowiem po chwili rozegrała się scena kłótni, która mogła skończyć się źle.
I wtedy dyplomata strzelił w powietrze. Huk wystrzału ostudził nieco gorące głowy.
Roger podszedł do lady Sylvii i jej szwagra.
-Niefortunna sytuacja nieprawdaż?- spytał na wstępie dyplomata. Po czym rzekł spokojnym tonem głosu.- Myślę, że najlepiej będzie pod jakimkolwiek pozorem wyprosić z posiadłości zarówno Timothy’ego Diraca oraz paniczów Brown z terenu posiadłości. Jeśli alkohol mocniej zaszumi młodzikom w głowach, to obecne urazy mogą doprowadzić do... wypadku.
Młodość i głupie pomysły, jak wiadomo idą w parze.-
Zakończywszy tą wypowiedź zwrócił się do lady Sylvii.- Oczywiście, może pani liczyć na mą pomoc w tej materii. Oddaję się do dyspozycji, madame.


użyto fragmentów wiersza Mickiewicza pt. Niepewność
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.

Ostatnio edytowane przez abishai : 21-02-2012 o 12:36. Powód: poprawkai
abishai jest offline