Robin właśnie brała pierwszy łyk ciemnego napoju powąchawszy go wcześniej. Zapach niezbyt przypadł jej do gustu, ale nie zniechęcając się nabrała czekolady do ust. Jednak słysząc słowa Roberta "gnój i róża" parsknęła śmiechem wypuszczając zawartość swych ust wielką fontanną. Opryskując siedzącego obok niej Roberta.
Co przyjął ze stoickim spokojem. Pomijając niechętny grymas i ciche westchnięcie na koniec.
Pospiesznie poderwała się z krzesła chcąc odstawić filiżankę z zawartością na stół jak usłyszała że Roslinda wymawia jej imię. Odwróciła się gwałtownie w kierunku kobiety, oblewając jej przy tym pozostałością czekolady kolana.
- Upsssssss... - wyrwało się dziewczynie. - Wydaje mi się że za mało się znamy byś wiedziała co sprawi bym była szczęśliwa.
Po czym odstawiła pustą filiżankę na stół mówiąc do wicekróla: - Dziękuję za poczęstunek. - i siadając na swoje krzesło spowrotem i zadając kolejne pytanie:
- Czy na tą farmę Campbellów tydzień drogi zajmuje przebycie pieszo czy jakimś środkiem lokomocji?
Robert nie skrytykował swej podopiecznej, nie przeprosił Rosalindy za jej zachowanie. Nie zamierzał tego robić. I tak by go nie posłuchała, a on miał pilnować jej życia. A nie bawić się w piastuna.
__________________ W chwili, kiedy zastanawiasz się czy kogoś kochasz, przestałeś go już kochać na zawsze. |