Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 13-02-2012, 21:21   #38
Velg
Konto usunięte
 
Velg's Avatar
 
Reputacja: 1 Velg jest po prostu świetnyVelg jest po prostu świetnyVelg jest po prostu świetnyVelg jest po prostu świetnyVelg jest po prostu świetnyVelg jest po prostu świetnyVelg jest po prostu świetnyVelg jest po prostu świetnyVelg jest po prostu świetnyVelg jest po prostu świetnyVelg jest po prostu świetny
Kapitan mówił, kapitan groził... - caliszyta przyglądał się temu z rozdrażnieniem. Nie, żeby nie popierał rozprawiania się ze zdrajcami... ale cała sytuacja była trochę niepokojąca. Majtka nie przesłuchano? Otruł się...?

W każdym razie – jeśli założyć, że Lanthis ubił żywego majtka (no, czarnego języka wywalonego na zewnątrz w czerepie nie doświadczył), to cała sytuacja sprowadzała się do tego, że kapitan nie był zainteresowany tożsamością truciciela. Albo o niej wiedział i ją ignorował.

Oba przypadki stawiały ich w niezbyt ciekawej sytuacji. Ba!, odnosił niezbyt przyjemne wrażenie, jakoby elf chciał, by się zwyczajnie pozabijali. Bo niby do czego innego miało prowadzić sianie nieufności między nimi i załogą?

Choć nie, to akurat wiedział – do ich całkowitego uzależnienia. Odebrano im pożywienie – i uniemożliwiono im dłuższe spiskowanie. Dalej: Lanthis skłócił ich z załogą, więc mógł być pewien, że nie zdołają porozumieć się za jego plecami z załogą. Na koniec – zasiał między nich nasiona podejrzliwości. Jeśli przedtem mogli powziąć gwałtowne akcje... teraz już nie mogli.

Cóż, osiągnął przynajmniej tyle, że Bahadur zdecydował się wniknąć sprawę. Kiedy będzie czas.

***

Niedługo po wachtach przyszło wezwanie na pokład. Okazało się, że na horyzoncie jest jakiś statek. Bahadur mgliście zastanawiał się, pod jaką banderą – ale okrzyk Couryna przekonał go, że to nie jest ważne.

Co się tam mogło stać? Morskie potwory...? - raczej wątpliwe. Jeśli caliszyta mógł to oceniać na podstawie tego, co powiedzieli inni, okręt był wciąż w jednym kawałku. A gdzieś w pamięci kołatał mu się obraz fragmentów „Pałacu Paszy”, które ludzie ojca wydobyli przed laty. Były strasznie potrzaskane i połamane... a o ile rozumiał, ten okręt miał się całkiem dobrze. Trudno było więc podejrzewać atak jakiejś morskiej poczwary.

Oznaczało to, że napastnicy musieli mieć własny statek – bo niby powietrzem też można przybyć... ale jaka bestia utrzymała by się w powietrzu na tyle długo, aby bez lądowiska w pobliżu wciąż krążyć nad wrakiem?

Oczywiście, to nie znaczyło, że mogli sobie tu odpoczywać. Bahadur zamierzał zostać – w pełnym runsztynku – na pokładzie i patrzyć, czy jakiś korsarz nie podpłynie łódką. Bo w tej mgle mogli się ich dopatrzyć dopiero wtedy, gdy będą na pokładzie. Planował uprzednio zgłosić swój akces do załogi łódeczki... ale Veras, który postanowił komandorować, prędko odciągnął go od tego zamiaru. Werg ewidentnie nie znał się na jakiejkolwiek walce zorganizowanej - i podle dotychczasowych obserwacji Pesarkhala, był pomniejszym łajdakiem-mitomanem...

Wybrał sobie do czuwania miejsce koło Couryna – po to, aby być trochę bezpieczniejszy. Załoga wszak była wroga.
 

Ostatnio edytowane przez Velg : 13-02-2012 o 23:22.
Velg jest offline