Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 13-02-2012, 23:25   #63
Eyriashka
 
Eyriashka's Avatar
 
Reputacja: 1 Eyriashka ma z czego być dumnyEyriashka ma z czego być dumnyEyriashka ma z czego być dumnyEyriashka ma z czego być dumnyEyriashka ma z czego być dumnyEyriashka ma z czego być dumnyEyriashka ma z czego być dumnyEyriashka ma z czego być dumnyEyriashka ma z czego być dumnyEyriashka ma z czego być dumnyEyriashka ma z czego być dumny
Polecenie dowódcy stanowiło dla ninja podstawę. Szczególnie wściekłego dowódcy. Skoro więc dowódca Nguyen wydała je, podwładny Biao wyrwał niczym pies gończy spuszczony ze smyczy, pędząc po Shina. Zresztą dobrze, bowiem dotychczasowy plan bitwy układał się tak, że zarówno wspaniała Nguyen-sama oraz świetny Onimaru-san położyli kilku przeciwników, natomiast on, ledwie jednego. Czasem właśnie tak bywa. Biao miał umiejętności poziomu mistrzowskiego i po prostu nie wierzył, że jego towarzysze mogą być o tyle lepsi, jak pokazywało to pole walki. Ale jednak byli. Widocznie dlatego, że ów dzień, czy raczej wydarzenia owego dnia, wywarły na niego fatalne skutki. Jednak kompletnie nie było to ważne, Nguyen wydała polecenie, on wypełniał posłusznie. Inna rzecz, że nawet bez jej decyzji starałby się zrobić dla Onimaru wszystko, co się dało. Byli towarzyszami broni, on zaś mógł mu pomóc, chociażby przez przyprowadzenie pomocy medycznej w postaci Herbalisty. Biegł więc ile sił w nogach. Kiedy liczyła się szybkość, etykieta musiała ustąpić jej miejsca.

- Shin, szybko, Onimaru oberwał - chciał na gwałt poderwać medyka na nogi. Jeśli trzeba, mógł go nawet zanieść. Wprawdzie Yuen nie należał do najsilniejszych wojowników, ale na krótki dystans, nie miałby problemu, aby przenieść Shina. Potem zaś cóż, dziewczynki nie odnaleźli jeszcze, więc jeśli nie dostałby innych poleceń, pobiegłby dalej jej szukać, ewentualnie walcząc przeciwko kolejnym przeciwnikom, jacy mogli się pojawić. Chociaż na ten moment pozostawali dziwnie nieśmiali. Wszystko układało się pasująco do planu dowódczyni, która przed momentem głaskała krwawiącego Onimaru po lekko brodatym policzku.

***

Shin przyszedł, pochylając się nad leżącym Onimaru. Przeciwników kolejnych widać nie było, właściwie tylko leżący na ziemi, wijący się wartownik pozostał, jako jedyny gwardzista eskorty. Trochę niepokoił brak ich wodza, owego wspomnianego przez chłopaków, tudzież co najmniej jeszcze kilku wojowników. Może udali się akurat na jakiś patrol. Albo uciekł podczas zamieszania widząc, że jego ludzie padają jak muchy. Nadal trzeba jednak było działać. Pomóc podczas leczenia nie mógł, ale przecież ich misją było odnalezienie Mayi.
- Nguyen-sama? - spytał przewodzącą grupie kobietę.
- Mogę przeszukać obóz. Tam pewnie gdzieś jest nasza zguba.
Sil nie miała tutaj wiele do roboty. Nie potrafiła pomóc podczas procesu leczenia, a bezsilność bolała jeszcze bardziej. Propozycja Yuena wydała się jej bardzo roztropna.
- Tak. Pomogę ci - i ruszyła na obchód kolejnych wozów szukając śladów obecności młodej kobiety i jej głównego oprawcy. Ten dalej się nie zmaterializował.
- Oczywiście - powiedział Yuen, skinąwszy starając się trzymać wzrok skierowany w ziemię, albo ewentulanie wbity w Herbalistę opiekującego się rannym
- Powodzenia - rzucił jeszcze króciutko lekarzowi oraz Onimaru.
Chociaż Shin do walki nadawał się jak sai do wiosłowania, bardzo mało było w Cesarstwie osób, które mogły równać się z jego umiejętnościami medycznymi. Dziedzic tajemnych nauk z Krainy Nasion i Rozkwitu ukucnął przy rannym, zakasał rękawy i rozdarł górną część stroju podróżnego, uzyskując tym samym dostęp do obficie uwalniającej czerwień rany, która zaczynała już podchodzić dorodnym kolorem purpury. Niewielkie, złote i zielone drobiny energii chi zatańczyły wokół palców medyka, rosnąc, to znów zmniejszając się z przyjemnym dla ucha szumem, przywodzącym na myśl ten oceanu. Powoli oplatając całe dłonie niczym rękawiczki. To, co wydarzyło się następnie, nie miało nic wspólnego z relaksem, czy poprawą samopoczucia. Jednak zaczęło się i skończyło szybko, więc Onimaru nie zdążył odejść od zmysłów z powodu bólu. Herbalista podstawił pod usta ronina skórzany pasek, aby ten zagryzł na nim zęby. Następnie, nie dając żadnego ostrzeżenia pacjentowi, wraził dwoje palców w cielesną wyrwę, wydobywając z niej za jednym zamachem zniekształcony pocisk. Wycie rozeszło się echem po calej polanie.

Uzyskawszy pozwolenie, Biao przyskoczył najpierw do wozu, który wyglądał ewidentnie na siedzibę dowódcy. Nguyen zabroniła mu ruszać rannego przeciwnika, no, ale tego robić nie planował. Natomiast jej uwaga, by parzył na pułapki była rzeczywiście wskazana. Któż bowiem wiedziałby, co wymyśla taki osobnik jak tamten szaleniec? Jednak pułapek nie było. Sporo najróżniejszych egzemplarzy broni i oderwanych fragmentów zbroi, które zapewne stanowiły trofea zdarte z poległych przeciwników, ale żadnych zabezpieczeń, które ucięłyby potencjalnemu intruzowi głowę na wejściu do środka transportu. Zamiast tego, wśród eleganckich jedwabiów wypełniających wnętrze wozu leżała młodziutka kobieta ubrana w dobry strój ze szlachetnej materii. Strażnik Równowagi wyjrzał na zewnątrz.
- Chyba mamy to, co mieliśmy mieć - powiedział wzywając dowódcę.

- Naprawdę? - Sil aż cofnęła się raptownie, by spojrzeć w stronę swojego dawnego przyjaciela, a widząc, że ten karmi wzrok czymś, co jest we wnętrzu wozu podbiegła do niego w kilku zwinnych susach. Czuła radość, ale przysłoniętą obawą tego co zobaczy. Jak bardzo ciało Mayi będzie oszpecone torturami i upiornymi nocami z cesarskim psem? Nie mniej, cokolwiek by jej nie zrobił grunt, że byli o krok od pomyślnego wykonania misji. Obrażenia (na szczęście) zbyt poważne nie były. Dziesiątki niewielkich, podłużnych nacięć biegnących we wszystkich kierunkach na jej ciele i tworzących chore (acz dość oryginalne artystycznie) wzory. Nic, co nie zagoiłoby się w przeciągu tygodnia, może dwóch. Najwidoczniej Egzekutor dobrze poznał swoje hobby, bo wiedział jak sprawić aby więzień dostarczył mu wiele tygodni dobrej zabawy. Bynajmniej nie pod względem uciech cielesnych. Chociaż ubrania dziewuszki były pocięte oraz podniszczone, nic nie sugerowało żeby zdegradowani moralnie żołdacy obracali nią przez ostatnie dni jako przedmiotem mającym dać ujście seksualnej frustracji. Żadnych siniaków, obić... czy zaschniętych, białych odbarwień. Maya otworzyła zaspane oczy, przecierając je i momentalnie cofnęła się w tył, przylegając do wewnętrznej ściany wozu. Dopiero gdy uświadomiła sobie, że stoi przed nią ktoś inny niż zakuty w zbroję kat, odezwała się nieśmiało.
- K-kim jesteście? Jak... jak ominęliście tych wszystkich żołnierzy?
Może coś podejrzewała, ale wolała nie ryzykować wyjawiania swoich przypuszczeń.


Małe biedne stworzonko rozpłaszczyło się na ścianie, by zwiększyć odległość od dwóch drapieżników. Czasami obserwacja reakcji odzwierciedlających zwierzęta żyjące we wnętrzu każdego z ludzi była zabawna. Nguyen zapewne doceniłaby mroczny humor sytuacyjny, gdyby w jej uszach nadal nie dźwięczał zduszony krzyk bólu jaki wydobył się z ust Onimaru. Jakoś uspokajanie się faktem, że jest w dobrych rękach nie pomagało.

- Przysłał nas twój ojciec, Neitaki-san - odpowiedziała konkretnie na jedno z pytań. Ręka raczej samowolnie powędrowała do kieszeni, kierowana podświadomością złaknionego nikotyny organizmu. Musiało wyjść to bardzo nonszalancko lub wręcz pretensjonalnie, jednak nie miała wielkiego wpływu aktualnie na to co się działo z jej ciałem. Ręce swoje, uszy swoje, serce krwawi, a mózg próbuje nadaremnie zebrać ten cały kram do kupy. Szesnastolatka z kolei przyglądała się wprawnym ruchom z jakim fajka wypełniła się tytoniem, a następnie niemal z nabożnym podziwem obserwowała siwą chmurkę opuszczającą usta Sil. Cisza gęstniała wraz z rozchodzącym się zapachem goździków. Jednak, wysiłek podjęty przez dłonie nie poszedł na marne. Myśli trochę się wyklarowały. Nguyen westchnęła i tym razem w skupieniu przyjrzała się dziewczynie tworząc mentalną notatkę, że musi jeszcze sporo popracować nad swoimi reakcjami interpersonalnymi. Przywołała na twarz spokojny, bardziej siostrzany uśmiech i wyciągnęła otwartą dłoń w stronę zlęknionej dziewczyny, trochę jakby namawiając małe kocię, by podeszło do miseczki śmietanki. Ach te zwierzęce porównania.

- No chodź, pora do domu... - powiedziała spokojnie i zamarła w bezruchu czekając, aż Maya sama podejmie decyzję, że jest gotowa, by zawierzyć zagadkowym nieznajomym i (tylko prawdopodobnie) ruszyć w drogę powrotną do pozostawionego przed paroma dniami domu. Widać było w głowie córki Neitakiego rozbudzające się nowe uczucia. Strach, zdziwienie, oburzenie, zaintrygowanie. Młoda dama zamrugała, a następnie uszu Sil doszło piskliwe czknięcie, zwiastujące tak dobrze znany najstarszej z sióstr Nguyen napad histerycznego, dziewiczego płaczu. Gdy Sil już planowała ponaglić dziewczynę ruchem palców, ta runęła w jej ramiona, omal nie przewracając ich obu na podłogę.


- Ccccciiiii.... - zasyczała kojąco Żmijka ciasno obejmując dziewczynę ramionami i oferując jej namiastkę bezpieczeństwa. Kojące gładzenie pleców uzupełniała frazami, które podsuwał jej umysł czujnie badający odgłosy dochodzące ze strony polanki. Zadanie było łatwe, mówiła to co myślała, jedynie zmieniając odbiorcę - Jesteś bezpieczna. Zaraz będziesz w domu. Byłaś bardzo dzielna. Cichuuuuutko. Będzie dobrze...

Młoda shinobi zdawała sobie sprawę z faktu, że dziewczyna ostatecznie się uspokoi, chociażby z racji wycieńczenia - łzy męczą. Biorąc pod uwagę stan córki rodu Neitaki, Sil, słusznie z resztą, przygotowała się na długie minuty kojących, pełnych wsparcia i ciepła słów. Gdy fajka dawno zgasła, po kilkunastu dłużących się w nieskończoność minutach, strój Nguyen był już całkowicie przemoczony i, co gorsza, obsmarkany.
- Maya - rozpoczęła dziarsko, choć nadal szeptem - będziemy powolutku szli już do domu, dobrze? Na polance jest sporo krwi, dlatego lepiej się nie rozglądaj - na te słowa poczuła jak uścisk dziewczynki wypycha jej powietrze z płuc. Spokojnie przeczekała, aż niebezpieczeństwo ustąpienia żeber minie i kontynuowała nadal spokojnym głosem
- Nie bój się, po prostu nie rozglądaj się.

Przesiąknięta trwogą dziewczynka puściła niechętnie młodą ninja, która w ciągu ostatnich dni stanowiła pierwszą osobę jaka ofiarowała jej odrobinę ciepła i obdarzyła czułym słowem. Jakby bała się, że ten cudowny sen pryśnie, że jej wybawicielka rozpłynie się w nicości kiedy tylko ich sylwetki się rozdzielą. A koszmar ponownie stanie się rzeczywistością.
 
__________________
Life is a bitch. Sometimes I think it even might be a redhead with a bad case of short temper.
Eyriashka jest offline