Historia ta wydarzyła się wiele setek lat temu. Ojciec i matka rodzeństwa, brat i siostra, zmarli w dniu ich narodzin. Tak jak wiele dzieci przed nimi, tak i one w tym momencie mogły zostać zostawione same sobie i w efekcie umrzeć. Jednak ich ojciec nie był zwyczajną osobą. Nie był żebrakiem ani chłopem, nie był kapłanem ani szlachcicem – był królem. Królem, którego kochali poddani i który ich kochał.
Brat i siostra dorastali razem, tocząc najpierw wojnę przeciwko wspólnemu wrogowi – zabójcy ich ojca – następnie między sobą, o to kto powinien rządzić. Brat był szlachetny, siostra przebiegła, brat był niezłomny, siostra uparta, brat był rycerzem, siostra czarodziejką. Walczyli długo i zażarcie, być może bardziej nawet niż przeciwko zabójcy ich ojca. Jednak pomimo całego honoru brata i jego słusznej sprawy to siostra wygrała – zabiła go własnymi rękoma.
Starzec odłożył książkę na kredens i wypił lampkę wina. Znał tę historię bardzo dobrze, choć wielu już zapewne zapomniało.
- Ciekawy jestem czy ta historia na pewno się skończyła… – wpadł w zadumę, przebiegle się uśmiechając.
~*~
-Starzec mówił, żeby najpierw zniszczyć kapliczkę smoczej bogini… – odezwał się
Tabor.
- Może wywabi to koboldy i smoka z ich leża. W środku mają przewagę…- zauważył, choć jego głos był przesycony strachem.
Decyzja jednak mogła poczekać do rana, droga do kapliczki i do leża smoka były do pewnego momentu w tym samym kierunku. Teraz przyszła pora na zasłużony sen. Nie każdy jednak poszedł spać, parę osób zwyczajnie nie mogło z ekscytacji czy przerażenia, parę innych badało pewien szczególny artefakt… niemniej każdego w końcu zmorzył sen. I nie był to przyjemny sen.
Poprzednie sny może nie należały do miłych, ale przynajmniej „były”. Sen tej nocy był inny. Ciemność, wszechogarniająca, pożerająca jakiekolwiek obrazy mogły się pojawić w śnie. Na początku czarny sen był ulgą. Jednak czas inaczej płynie gdy… cóż… stoi w miejscu, gdy nic się nie dzieje. Sen trwał tylko parę godzin, ale pustka i ciemność sprawiły, że wydawało się jakby trwał setki lat. Setki lat w ciemności, setki lat w bezruchu.
Poranek był mglisty i zachmurzony. Chmury przykryły niebo gęstą warstwą, jednak
Carric stwierdził, że nie są to deszczowe chmury i nie powinniśmy się spodziewać opadów. Niemniej, las był spowity w półmroku i nawet sowy, które o tej porze już spały, hukały spośród drzew.
Grupa zbierała się do wyprawy gdy
Tabor i
Carric zaczęli rozmawiać o swoim dzisiejszym śnie.
-Ciemność, bez końca, bez początku, która wszystko pochłania. Cholerny sen… jakby za mało stresu było w moim życiu. – narzekał
Tabor.
-Dziwne… śniło mi się to samo…- odpowiedział
Carric wyraźnie zaniepokojony. To samo powiedział
Erik Theodor spojrzał po grupie i wiedział, że wszyscy dzielili ten sam sen. I niestety wiedział kto jest winny.
-To wina berła. – odpowiedział krótko pakując swoje rzeczy.
- Aby działać potrzebuje magicznej energii. Zwykle trzeba nacisnąć odpowiedni przycisk, przytrzymać aż się naładuje i wypuścić energię. Najwidoczniej jednak pobiera drobne ilości magicznej energii w sposób pasywny również, w tym przypadku są to nasze sny. – dodał zaniepokojony. Badania nad berłem przyniosły parę odpowiedzi, ale teraz nasuwały się kolejne pytania – przede wszystkim czy to co odkrył jest prawdą.
Grupa zebrała się dość szybko i była gotowa do marszu w niecałą godzinę. Mglisty las zdawał się być bardziej nieprzyjazny niż zwykle, więc
Carric postanowił iść przodem na zwiady.
Minęły 2 godziny marszu, grupa dochodziła właśnie do rozstaju na ich drodze. W lewo do leża smoka, w prawo do przejścia skalnego do kapliczki.
Carric co jakiś czas przychodził z raportem dla grupy, tym razem jednak widocznie mu się spieszyło.
-Obydwie drogi są zablokowane przez koboldy. Kaplicy pilnuje mniejsza ich ilość, ale paru stoi na wzniesieniach i półkach skalnych, więc albo trzeba ich zajść od tyłu, albo zestrzelić. - Nie ma innej drogi do kaplicy? Tabor, znasz jeszcze jakieś tajne przejścia? – spytał
Erik.
- Hmmm… – zamyślił się górnik. –
Wschodnia ściana jest bardzo łatwa do wspinaczki, ale traktu jako takiego nie ma innego niż ten jeden. – odpowiedział wzruszając rękoma i wzdychając.
- Nie widziałem nikogo przy wschodniej ścianie… – dodał druid.
- W każdym razie, naliczyłem 10 przy leżu i 5 przy kapliczce. – wyjaśnił.