Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 14-02-2012, 22:55   #98
Anonim
 
Reputacja: 1 Anonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputację
- Powinieneś za mną iść. Uwolnię cię od tego wszystkiego. Tylko my dwoje. Na zawsze! - powiedziała słodkim głosem, a ja jej uwierzyłem. Wydawało się, że te słowa są tu i teraz, ale to tylko mgliste wspomnienie, które mogło być wyłącznie moją fantazją. Czy było prawdą? A co to jest prawdą? Teraz słyszę śmiech. Tak wiele śmiechu i radości i szczęścia. Nie, wcale nie słyszę, wyobrażam sobie albo wspominam. Napiłem się jeszcze alkoholu. Powoli trzeba było szykować się do spania. Jutro też jest dzień! To ostatnie zdanie chyba wypowiedziałem na głos, bo Dmitrij poruszył się w swoim fotelu i coś odpowiedział. Zupełnie niezrozumiałem co on mówi. Spojrzałem jeszcze raz na niego. Nie był gruby, nie śmierdział i z pewnością nie był Niemcem. Czemu akurat takie porównania przyszły mi do głowy?

- Towarzyszu. Pobudka. Pora wstawać. - głos był natarczywy, ale równocześnie przyjacielski. Wyraźnie to głos tego... jak mu tam było... jednego z ludzi... w każdym razie osoba zaufana i nieważna. To jest najważniejsze w aktualnej sytuacji. Powoli otworzyłem oczy i zobaczyłem jego zatroskaną głupią i grubą mordę nad sobą. Do tego śmierdział! Częściowo jakby był skacowany, ale raczej po prostu niemytym ciałem. Dziwne, że dopiero teraz to czuję. Jego oczy błyszczą i czujnie spoglądają na mnie jakby badał trupa. W końcu odezwałem się do niego, że już wstaję. Niech zrobi mi trochę tej słynnej niemieckiej przestrzeni życiowej. Nie, tego mu nie powiedziałem. W końcu to Niemiec. Jeszcze by się obraził. Bez sensu robić sobie wrogów zwłaszcza w tych czasach. Zapytałem co jest tak pilnego, a po jego informacji uznałem, że rzeczywiście dobrze, że mnie obudził. Następnie poszedł poczekać za drzwiami. W końcu wyszedł. Otworzyłem okno, żeby wywietrzyć ten smród. Cholerny śmierdziel. Pod łóżkiem leżała jeszcze kartka papieru, którą czytałem przed snem. Dobrze, że jej niezauważył... chociaż mógł zanim obudziłem się. Ciekawy tekst. Choć napisany był pospolitym językiem to jednak zapragnąłem odnaleźć księgę, z której pochodziła. To tylko niemieckie tłumaczenie i to tylko jedna kartka...

"Mistrz Ceremonii wtem odwrócił się do zebranych i zdjął swoją maskę. Za nią widniała zwyczajna twarz choć spodziewałem się ujrzeć raczej jakiegoś rodzaju niespotykany grymas. Mężczyzna po prostu był w pełnym skupieniu stojąc na podium przed tłumem kilkudziesięciu osób. Każdy miał tu na sobie żółte szaty. Podobnie on choć na jego ubraniu był jeszcze wyhaftowany dziwaczny znak złożony z kilku okręgów po środku z rozchodzącymi się trzema hakami na zewnątrz. Kolor znaku był również żółty, ale o wiele jaśniejszy - przechodzący w biel. Wtem uniósł ramiona wciąż milcząc, a jego dłonie wydały się być ogromnymi łapami. Czy to była wyłącznie gra świateł, czy rzeczywiście coś było nie tak? Zebrani wydali się być poruszeni, ale równocześnie zahipnotyzowani. Mistrz Ceremonii wciąż stał z wyciągniętymi ramionami, gdy pozostali zaczęli się rozbierać. Nie chcąc uczestniczyć w czymkolwiek co miało zajść wycofałem się za filar przy drzwiach. Nikt nie zwrócił na mnie uwagi choć podejrzewałem, że mężczyzna na podium mnie widział. Teraz tylko my dwaj byliśmy ubrani, a reszta nie licząc mask stała nago. Wyprostowana na baczność niczym armia stojąca bez wyraźnego szyku. I jakby za pstryknięciem palców zaczęli uprawiać seks. Początkowo wyglądało to niezwykle sztucznie jak gdyby byli kukiełkami wiszącymi na niewidzialnych linkach po kilku chwilach wszystko się jednak zmieniło. Wszystko przybrało formę dzikiego seksu rzadko kiedy spotykanego u ludzi. Przyglądałem się temu i być może odczułem przez moment podniecenie, ale uczucie to zostało przygniecione przez ogrom ohydy. To co nazwałem dzikim seksem szybko przerodziło się w wyraźne brutalne gwałty, które natomiast... oni gryźli się. Gryźli się jak wściekłe psy odrywając od swoich partnerów kawałki mięsa. Krew spływała po ich nagich ciałach na żółte płytki posadzki. Wyrywali sobie nawzajem wnętrzności i łapczywie połykali je... nie było tu walki, nie było sprzeciwu - nie było chociażby krzyku bólu. Pożerali się na oczach moich i tego niewzruszonego mistrza ceremonii, który wciąż z poważną miną na wszystko patrzył. Chciałem schować się zupełnie za filarem, aby przynajmniej oszczędzić moje oczy przed tym zdarzeniem... zatkać uszy, żeby nie słyszeć odgłosów seksu, odgryzania, strumienia krwi i mlaskań... zatkać nos, żeby nie czuć smrodu ludzkich wnętrzności... nie mogłem jednak tracić z oczu psychopaty w żółtej szacie z dziwacznym symbolem. Ostatecznie wszyscy zginęli. Wszyscy oprócz mnie i tamtego. Nie wiem nawet ile czasu minęło, ale zdążyła mi zdrętwieć szyja od ciągłego wyglądania podczas, gdy władca tego ohydnego masowego morderstwa stał niewzruszony. Z tej odległości nie widziałem jego głęboko osadzonych oczu podejrzewałem jednak, że nie widział mnie lub po prostu zignorował moje wycofanie. W końcu wszyscy zginęli czy to zamordowani bezpośrednio czy to od odniesionych obrażeń... ubytków ciała. Dłonie mężczyzny wciąż przypominały łapy. Opuścił je dopiero, gdy ostatnia osoba wyzionęła ducha to jest po kilku minutach, gdy już nikt się nie ruszał. Zanim jednak dokładnie przyjrzałem się czy to są ludzkie dłonie to zniknęły one w obszernych i długich rękawach jego szat. Zszedł z podium i depcząc swoich martwych wyznawców dotarł do centralnego punktu rzezi, która się tu odbyła. Wtem ze zwłok wydostały się duchy. Tak przynajmniej je mój umysł sklasyfikował choć równie dobrze mogły to być mgły wielkości człowieka choć brzmi to niedorzecznie. Tak to jednak wyglądało. Wszystko to widziałem. Dym? Duch. Jestem tego pewien, gdyż kobieta, której zwłoki znajdowały się najbliżej mojej kryjówki odwróciła się w moją stroną. Odwróciło się to coś i miało jej twarz. Była piękna i najwyraźniej cierpiała. Jej usta układały się w krzyk choć niczego nie mogłem usłyszeć. Panowała niezwykła cisza. Mistrz ceremonii wciągnął powietrze, a wraz z nim wszystkie te duchy."

Schowałem kartkę do kieszeni, umyłem się, ubrałem i poszedłem coś zjeść szybko. Szybko, bo w towarzystwie tego śmierdziela. Jak on śmierdzi! Jedzenie było dobre, jak zawsze. Ale jak doleciał do mnie smród o mało nie zwymiotowałem. Powstrzymałem się jednak i dopiłem herbatę. Plótł jakieś głupstwa i rozmowa za bardzo się nie kleiła choć on tego nie zauważał. Nieistotne. To nikt ważny. Ważny jest jego mocodawca. Załatwienie spraw służbowych zajęło mniej czasu niż myślałem. A może to ja wyjątkowo sprawnie się nimi zająłem, żeby zająć się kartką, która wciąż była w mojej kieszeni?

Podniosłem jeszcze jeden kieliszek do ust, a Dmitrij zrobił to samo. Na stole leżała zwinięta w rulon gazeta. Skąd ona mogła się tu wziąść? Zapytałem Dmitrija, ale ten odpowiedział, że leżała tam cały czas. Kłamie! Już miałem krzyknąć, gdy przypomniałem sobie, że rzeczywiście ją tutaj przyniosłem tylko nie ruszyłem ze względu na alkohol. I Dmitrija. Pewnie będzie sprawdzał taki egzemplarz później. Może nawet jego ludzie będą analizować wszystko i moją psychologię w powiązaniu o cośtam. Mnie natomiast zainteresowało nazwisko. Co to był za pisk? Obejrzałem się za siebie. Musiało mi się wydawać.
 
Anonim jest offline