Wątek: Cena Życia III
Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 14-02-2012, 23:24   #106
Widz
 
Widz's Avatar
 
Reputacja: 1 Widz ma wyłączoną reputację
Paskudny ból w ramieniu, po gruntownym przemyśleniu sprawy, wcale nie był tak zły. Był to ból od kuli, czystej, nieskażonej, ołowianej kulki, która przeszła przez jego ciało nie zostawiając nawet małego fragmentu pieprzonego wirusa w styranym życiem ciele. Patrząc na pozostałych i myśląc o tym wszystkim podczas telepania się po górskich drogach, doprowadziło go do takich wniosków i kilku oddechów ulgi. Tutaj, na tym odludziu, można było nawet zapomnieć o tym całym gównie, w jakim siedzieli po uszy. Może nawet pchanie się w pobliże miast, próba dowiedzenia się czegoś czy głupiego zobaczenia żywych, znanych sobie twarzy nie była tak dobrym pomysłem. Zostawić Boven, schować się w górskiej chacie i spróbować przetrwać to wszystko.
A później żyć samotnie w świecie pełnym chodzących umarlaków. Słodziutka wizja.
Zdecydowanie lepiej było zdechnąć. Tu można się było obawiać się tylko jednego: że potem się powróci do żywych i wciąż będzie rejestrowało się wydarzenia szczątkową częścią mózgu. W porównaniu do tego to już wolałby żyć sam, zawsze dzięki temu można w odpowiedniej chwili wybrać rodzaj śmierci. Zbyt wierzący to on nie był, więc myśl o samobójstwie nie przerażała. Może ten cały Bóg, jeśli istnieje, bierze pod uwagę okoliczności łagodzące?

Mimo trudności z prowadzeniem starego pickupa, Thomson doceniał te chwile spokoju. Nie dotykał słuchawki radia CB, wsłuchując się najpierw w warkot silnika, a potem zajrzał do schowka, wyciągając kilka płytek cd. Przejrzał okładki, a potem wepchnął jedną do odtwarzacza. Na radio liczyć już nie mogli, ale do cholery, wciąż mogli zaznawać lekkich przyjemności. Zapalił fajkę, a potem poleciała muzyka.

[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=s_nM10vgwVY&feature=related[/MEDIA]

Niedługo potem przyjemność się zakończyła definitywnie. Miasto przed nimi płonęło, a Thomson nawet ucieszył się, że z okazji ciemności nie widzi szczegółów. O ile małe Twisp, z którego pouciekali ludzie, mogło być spokojne i uniknąć zniszczeń, to Chelan nie miało takiego szczęścia.
Zbudowali tu bowiem szpital. Zgodnie z obwieszczeniem rządu sprzed dwóch dni, to właśnie tutaj schodzili się wszyscy, z całej okolicy. Być może miasto było pełne ludzi z Twisp i Winthrop. Choć sądząc po trwającej tam strzelaninie, raczej byłych ludzi. Zaklął szpetnie, ale jeszcze przez chwilę nie zastanawiał się co dalej. Dopiero gdy się zatrzymali, tuż obok pola golfowego, wziął mapę i przyjrzał się jej dokładnie, jednocześnie popatrując na to, co miał przed sobą.
Nie widział zbyt wielu wyjść.

Gdy usłyszał głos Liberty, skinął głową, tak jakby do siebie. Ale wolał się nie zdawać w pełni na osąd prowadzącej Boven.
- Teraz wzdłuż tego pola golfowego. Potem jakoś zjedziemy do miasta, uliczki nie powinny być tam zablokowane. Im dalej się uda dojechać tą drogą na wschód, tym lepiej. Tu jest szpital, wszędzie mogą być ludzie, samochody zaparkowane nawet na środku ulicy i ogólny syf. Każde zgromadzenie ludzkie to syf, a ta... demonstracja zarażonych wciąż może być bardzo liczna. Dlatego sugeruję objechać, jeśli trafimy tam na drogę. Obok cmentarza, dalej nawet na przełaj przez pola. Zdołamy uniknąć większej części pożaru, może nawet cały, jak droga na wschód, na dziewięćdziesiątkę siódemkę będzie czysta. Jeśli będzie źle, to zawrócimy, ale tylko tak minimalizujemy ryzyko trafienia na zarażonych i co jeszcze gorsze tak na mój rozum - na wojsko.
Swoje powiedział. Teraz pojedzie za Boven, ale miał nadzieję, że go posłucha. To on miał największy problem, jego pickup był żadnym wozem, jeśli chodziło o wyczyny terenowe, ale wolał zakopać się gdzieś na polu, niż wjechać w pożar i tłumy trupów.
 
Widz jest offline