Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 15-02-2012, 01:59   #39
Pinhead
 
Pinhead's Avatar
 
Reputacja: 1 Pinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputację
Chui, Yagar, Sylve, Fortney, Atuar
Po spuszczeniu łodzi na wodę, kolejni najemnicy schodzili do niej po sznurkowej drabince. Kołysząca się z lewa na prawo szalupa stanowiła całkowite przeciwieństwo stabilnego okrętu. Ci, którzy nie byli przyzwyczajeni do morskich podróży poczuli się nagle bardzo niepewnie.
Unosząca się nad wodą mgła przesłaniała wszystko. Wypełniała przestrzeń gęstym mlecznym oparem. Wilgoć i opary mgły przedzierały się przez warstwy ubrania i przyprawiała ciało o gęsią skórkę.
Z konieczności Yagar i Atuar musieli usiąść przy wiosłach. Reszta chętnych była albo za słaba fizycznie, albo miała inne defekty. Skierowali oni łódź w kierunku okrętu widmo.
Rytmiczne uderzenia wioseł o wodę wdarły się we wszechobecną ciszę. Kilku godzinne wachty na “Czarnym Gryfie” nauczyły najemników, że morze rzadko kiedy jest tak spokojne i ciche. Wszystko co się działo budziło niepokój i irracjonalny lęk. Widoczny poprzez sunące wokół pasma mgły okręt zadawał się w ogóle nie przybliżać. “Czarny Gryf” natomiast dosłownie po chwili zniknął zupełnie w mleczno szarej, nieprzeniknionej poświacie. Jedynie błękitne światło, którym emanował dysk na dziobie mówiło, że on wciąż tam jest i nie zniknął.

Nagle szalupa uderzyła w coś. Potężna siła wstrząsnęła łódką i wszyscy najemnicy musieli się mocno przytrzymać, by nie wpaść do wody. Siedząca na dziobie Chui wstrzymała oddech. To z czym się zderzyli przyprawiło ją o dreszcze.
Napuchnięte i przegniłe ciało marynarza zderzyło się z burtą szalupy. Na domiar złego elfka stanęła twarzą w twarz z truposzem. Jego powiększone oczy, wyglądały niczym oczy ropuchy którą dzieci dla zabawy nadmuchują za pomocą słomki. Obwisłe wargi odsłoniły pożółkłe i nadkruszone zęby. Długi język zwisał z sinego policzka. Elfka z trudnością powstrzymała wymioty. Wzrokiem omiotła falujące delikatnie morze. W okolicy pływało jeszcze kilka innych ciał.
Rozsądek podpowiadał, aby czym prędzej zawrócić. Żaden jednak z najemników nie chciał okazać strachu, ani tym bardziej zawieść kapitana lekceważąc jego rozkaz. Siedzący przy wiosłach kapłan i mag, na nowo podjęli się pracy. Łódź powoli sunęła naprzód.

Karawela z każdym kolejnym pociągnięciem wioseł stawała się coraz bardziej wyraźna. Jeszcze kilkanaście metrów i będą u celu. Im bliżej celu, tym ciał w wodzie było coraz więcej. Wyglądało na to, że cała załoga w jakiś sposób znalazła się za burtą i utonęło. Kilkakrotnie jeszcze zderzali się z napuchniętymi od wody nieboszczykami.
W końcu udało im się dobić do burty okrętu. Za pomocą liny przymocowali łódź do boma i po kolei zaczęli wchodzić na pokład.

Snująca się wokół mgła, jakby jeszcze bardziej zgęstniała. Było w niej coś nie tylko niepokojącego, ale wręcz odrażającego. W żadnym razie nie była to naturalna mgła i wszyscy zdawali sobie z tego sprawę.
Tak jak mówił Courynn na pokładzie leżało kilkanaście ciał. W większości wyglądali jakby zginęli w walce. Mieli w dłoniach broń, a ich ciała poznaczone były licznymi ranami. Liny i wały karaweli trzeszczały wypełniając przestrzeń niepokojącymi dźwiękami kojarzącymi się z jękami rannych i umierających. Najemnicy spojrzeli po sobie. Żaden z nich nie miał ochoty na szwendanie się po tym wymarłym statku.
Nagle Chui zauważyła słabą bladoniebieską poświatę na dziobie. Wyglądała ona niczym bliźniacze odbicie poświaty z “Czarnego Gryfa”
Dokładnie w tym samym momencie, gdzieś na rufie odezwał się jakiś jęczący człowiek. A być może to tylko znowu zaskrzypiały wały, kołysane przez wiatr..

Bahadur, Ashrak, Noa, Courynn
Wraz z podniesieniem alarmu na pokładzie “Czarnego Gryfa” zapanowała pełna napięcia atmosfera. Marynarze uzbrojeni w bosaki, harpuny czekali przy burtach okrętu. Tylko nieliczni posiadali kordelasy lub bolasy.
Starsi załoganci chyba wiedzieli czego się spodziewać i chyba nie było to nic dobrego sądząc po ich minach. Każdy z matrosów uważnie rozglądał się wokół i nasłuchiwał. Gdy ucichł chlupot wioseł szalupy czas, jakby się zatrzymał. Sekundy ciągnęły się niczym roztopiony karmel. Mgła i przerażając cisza działała strasznie deprymująco.
Bosman Ragar dzierżąc w dłoni szeroki kordelas stał przy jednym z masztów i nasłuchiwał. Patrzył to na Lanthisa stojącego na mostku, to na srebrnowłosą półelfkę zajmującą miejsce na dziobie. Jego twarz była spięta i pełna wyczekiwania. Jemu najwyraźniej też nie podobało się to co się działo.

Najemnicy stali w niewielkiej odległości od siebie tuż przy lewej burcie. Pasma mgły niczym macki eterycznego monstrum otulały ich coraz szczelniej. Lizały stopy i pięły się coraz wyżej. Dotyk mgły przyprawiał o dreszcze na całym ciele. Nawet doświadczony żeglarz i awanturnik Courynn czuł się niepewnie.
Coś wisiało w powietrzu i wszyscy to czuli. Oczekiwanie jednak przeciągało się i szarpało nerwy załogi. Na domiar złego ani Lanthis, ani nawigatorka nie dali, choćby słowa wyjaśnienia. Było to tym dziwniejsze, że najwyraźniej wiedzieli z jakim fenomenem mają obecnie do czynienia.
Wanty skrzypiały upiornie poruszane lekkimi podmuchami wiatru.

Nagle krzyk przeszył powietrze. Krzyk ogromnego bólu i cierpienia. Krzyk rannej kobiety.
- Ragar! - wrzasnął Lanthis - Zaatakowali Elissę!
Bosmanowi nie trzeba był więcej mówić. Zamaszystym gestem przywołał znajdujących się najbliżej marynarzy i wraz z nimi rzucił się biegiem w kierunku dziobu.
Porywisty podmuch wiatru, który zerwał się niespodziewanie zakołysał okrętem. “Czarny Gryf” przechylił się mocno na prawą burtę. Po chwili nadszedł kolejny dmuchnięcie. Tym razem z przeciwnej strony. Złośliwi bogowie zaczęli bawić się galeonem niczym dziecko wyrzeźbioną z kory żaglówką.
Od dziobu dobiegł kolejny krzyk, a po nim odgłosy walki.
Lanthis trzymał ręce wzniesione wysoko w górę i mamrotał pod nosem kolejną magiczną formułę.

To Courynn zauważył napastników. Jeden już wpełzł na pokład, a drugi właśnie próbował podciągnąć się na bomie. Obaj wyglądali przerażająco. Ich napuchnięte, przegniłe ciała budziły odruch wymiotny. Zwisające i odłażące miejscami od kości ciało miało zgniło zieloną barwę. Całości obrazu dopełniał postrzępiony i rozlatujący się ubiór.
Courynn chciał ostrzec resztę, ale było za późno. Wiatr, który co i rusz zawiewał rozwiał częściowo mgłę odsłaniając doprawdy upiorny obraz. Burty “Czarnego Gryfa” były oblepione przez wdrapujących się na jego pokład przegniłych topielców. Martwiaki uzbrojone we wszelkiego rodzaju broń rozpoczęły próbę abordażu.
 
__________________
"Shake hands, we shall never be friends, all’s over"
A. E. Housman
Pinhead jest offline