-
Czyli ten cały "ktoś" lub cała banda "ktosiów" sprowadziła nas tu by A) spróbować uzyskać naszą nieśmiertelność, B) byśmy się nawzajem pozabijali, lub C) jeden z nas postanowił sobie ułatwić zadanie i ściągnąć głowy do siebie - podsumował detektyw. -
Ja sądzę że warto poczekać i pozwolić "ktosiom" na następny ruch. A posłucham Aurelii i skoczę się po mój miecz. Wrócę za góra dziesięć minut.
Leo wstał z kanapy i ruszył do wyjścia.
-
Tylko zamówcie mi coś amerykańskiego i tłustego - poprosił uśmiechając się wesoło. -
I żeby było tego dużo. Gary Doorman zatrzymał się przed hotelem Garden Inn zastanawiając się jakim sposobem tu trafił. Jak zawsze wędrował piechotą bez kontentego celu, ale dlaczego nagle z centrum miasta znalazł się tutaj? Mógłby przysiądź że szedł w zupełnie innym kierunku.
-
Przepraszam pana - odezwał się dziecięcy głosik za jego plecami.
Stała tam dziewczynka, na oko ośmioletnia w różowej sukience. Śliczne niewinne dziecko o długich, złotych włosach, tylko dlaczego stoi tu sama na krańcu hotelowego parkingu? I jakim cudem zakradła się tak, że zupełnie nie zauważył jej obecności?
-
Czy pan mieszka w tym mieście? - Spytało dziecko