Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 15-02-2012, 18:40   #43
morscerta
 
Reputacja: 1 morscerta nie jest za bardzo znanymorscerta nie jest za bardzo znany
Gdy najemnicy i załoganci wpatrywali się w szalupę swoich towarzyszy powoli dobijającą do opuszczonego statku, Bahadur podszedł do Courynna i stanął blisko marynarza. Ten powitał calimszytę sympatycznym uśmiechem i nieznacznym skinięciem głowy. Po chwili wzrók przeniósł z powrotem na dryfującą nieopodal jednostkę, akurat gdy postawny kapłan zarzucał linę z kotwiczką na jej reling. Marynarz początkowo z lekkim przymrużeniem oka obserwował nerwowe ruchy i działania współzałogantów - szczególnie tych młodszych i mniej doświadczonych - ale w miarę upływu czasu oraz gęstnienia zimnych i złowrogich macek eterycznej mgły, również jemu zaczął udzielać się nerwowy nastrój.

Coś wisiało w powietrzu i wszyscy to czuli.

Courynn, jak zwykle w chwilach zdenerwowania, zaczął przechadzać się niepewnie wdłuż lewej burty - tej, przy której stali pozostali na statku najemnicy. Mijając druida rzucił do niego półgębkiem: Taka mgła to pewnie nic nowego dla druida, któremu przecież nie raz przychodzi witać ranek w leśnym ostępie. Próba pokrzepienia towarzyszy albo odwrócenia uwagi od wszechogarniającej, grobowej ciszy panującej na pokładzie - jeśli wyłączyć złowrogie pohukiwania wiatru w rozpostartych żaglach - wypadła raczej mizernie. Nawet uśmiech Courynn miał nerwowy i raczej niepewny.

Spacerując wzdłuż relingu, Courynn mimowolnie opierał dłoń o rękojęść wysłużonego rapiera wiszącego mu u pasa. Najpierw poczuł, nim zobaczył - słodkawa woń topielca, odór gnijącego i napuchniętego mięsa wypełnił jego nozdrza. Wtem dostrzegł kilka stóp przed sobą pochyloną, wolno człapiącą w jego stronę sylwetkę. Trup wyglądał potwornie - przegniłe ciało, rozchodzące się wzdłuż starych, niezagojonych blizn, trzymające się na nogach jak karykatura, albo koszmary prosto z najgłębszej nocy.

Yartarczyk z całych sił ryknął w głuchą noc:
- Wróg na pokładzie! Abordaż!

Jednym ruchem poderwał małą, lekką kuszę i wymierzył w stronę przeciwnika. Już miał naciskać spust, gdy tuż nad uchem usłyszał wysoki świst lotek przelatującej strzały Noa, która ułamek sekundy później zanurzona już była w całości w głowie topielca. Courynn błyskawicznie przeniósł celownik na drugiego najbliższego go topielca wspinającego się właśnie po bomie, i strzelił mu prosto w brzuch. Marynarz zdecydował się nie tracić czasu i wykorzystać to, że abordaż dopiero się zaczynał - a przez to topielce dopiero wspinały się po burtach, albo przynajmniej po pozarzucanych linach, i łatwo było wykorzystać przewagę pozycji. Dwoma długimi krokami dopadł balustrady okalającej pokład i długim, ostrym bosakiem służącym normalnie do wyławiania, dźgał i rąbał wspinających się napastników. Atakował zbliżających się w stronę relingu przeciwników, którym przekuwał ręce i głowy, starając się zepchnąć ich z powrotem do wody.

Gdy to już nie wystarczało, sam wskoczył na reling i - uczepiony lewą reką wantów i reszty olinowania - rąbął bez opamiętania w dół rapierem. Pół - na ślepo, pół - mierząc po łbach zbliżających się kreatur. Gdy rozkładających się topielców pojawiło się więcej i jednoosobowe zmagania przy burcie nie były już wystarczające, Courynn zaczał wycofywać się powoli do środka pokładu, by wesprzeć Noa i dać jej jak najwięcej sposobności do rażenia przeciwników z dystansu.

Powoli cofając się w kierunku jednej z egzotycznego rodzeństwa, obejrzał się przez ramię.
- Do czorta, DO SZEREGÓW! - krzyczał właśnie Bahadur, obalając jakiegoś majtka-podrostka na ziemię i wpychając go z powrotem w uformowane na szybko szeregi. Calimszyta zdawał się panować na sytuacją - przynajmniej na tyle, na ile można było zapanować nad nienawykłymi do walki i niezdyscyplinowanymi młokosami.

Braegen zdecydował się dalej wycofywać w kierunku Noa, a gdzie była sposobność - zaatakować oflankowanego przeciwnika, przerąbując ciała topielców. Miał zamiar w walce wykorzystywać swoją zwinność, działać z doskoku i szybko wykańczać zaskoczonych wrogów.
 
morscerta jest offline