Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 15-02-2012, 21:16   #582
Zapatashura
 
Zapatashura's Avatar
 
Reputacja: 1 Zapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputację
do Derricka Talbitt

27 lipca, miasto Aldersberg, Aedirn

-Sam się uśmiechaj, jak chcesz – burknęła, jak zwykle pełna wdzięku, Liliel.
Krasnoludy nawet nie próbowały się wdawać w dyskusje, będąc przekonani że powszechnie znana przyjaźń ludzko-krasnoludzka na nic się tu nie przyda. Choć trudno byłoby powiedzieć, że sytuacja była im obojętna. Żaden szanujący się krasnolud nie przechodzi obojętnie obok złota (albo srebra, albo innego cennego kruszcu – wszak za coś trzeba żyć).
Na szczęście czekanie nie trwało aż tak znowu długo. Strażnik bowiem naraz rzucił okiem na zamkowy dziedziniec i stwierdził.
-Chyba nie będzie już potrzeby, na dalsze czekanie.


do Francesci de Riue i Derricka Talbitt

27 lipca, miasto Aldersberg, Aedirn

Wampirzyca będąc odprowadzaną przez zamkowe korytarze nie mogła oprzeć się wrażeniu, że byłoby jednak przyjemniej jakoś wprosić się na gościnę u hrabiego. Wszystko wyglądało tu tak czysto i wystawnie. A przecież wdarł się tutaj dziki tłum i wszystko podobno zdemolował. Może władza całe zdarzenie wyolbrzymiła? Chociaż w sumie po co? Tylko by sobie tym hrabia opinię pogorszył wśród szlachty królestwa.
Powrotna wycieczka dobiegła jednak końca, a zamkowe wrota zamknęły się za Francescą. Ciekawe jak długo zejdzie sługom Wolfganga de Aldersberga na sprawdzenie mikstury? Dzień? Dwa? Takie bezczynne czekanie jest potwornie nudne. I jeszcze chyba przed bramę na plac zamkowy ktoś przybył, by dodatkowo zawracać władcy głowę.

Tuż za bramą czekał na nią strażnik. Uśmiechnął się do niej serdecznie. Francesca skinęła mu przyjaźnie głową jakby znała go już od wieków. Kątem oka spostrzegła znajomą sylwetkę. Nie odwróciła się od razu tylko ukradkiem. Tak to był ten medyk! Była pewna, że zginął , a tu patrz razem z jakąś spiczastouchą i krasnoludami zmierza w stronę bramy. Kto by pomyślał, że akurat ktoś taki zdobędzie lek. To jedyna osoba, która może ją rozpoznać. Trzeba będzie zrobić z nią porządek.
- Oni mogą być niebezpieczni... masz jakiś przyjaciół? - szepnęła do strażnika.
- Co zrobili, zaraz się nimi zajmę! - już chciał rwać się do bitki.
- Poczekaj! - szarpnęła nim - chodź ze mną... nie możesz ich od tak zaatakować - odciągnęła go wampirka, mając nadzieje, że nie zostanie rozpoznana. Poza tym nikt mądry nie atakował by strażnika, więc sytuacja po części była dla niej korzystna.
- Posłuchaj mnie, cokolwiek się teraz stanie, ty biegniesz po swoich... będę się mogła nimi na chwilę zająć, ale bez twojej pomocy się nie obejdzie - Francesca spojrzała mu w oczy zakłopotana. W sumie nie musiała nawet udawać uczuć, wystarczy było mu rozkazać, a ten pognałby co sił, aby spełnić jej życzenie. Jeszcze czekała na ostatni moment, jeśli ją rozpozna, będzie zmuszona działać inaczej.

Grupa, z Liliel idącą z dumnie podniesiona głową na czele, ruszyła w stronę zamkowej bramy. Sądząc ze słów i z zachowania strażnika idąca w ich stronę niewiasta była osobą, która ich ubiegła, dostarczając wcześniej lekarstwo. W jej wyglądzie i sposobie poruszania się był coś nieprzyjemnie znajomego.

Gdyby nie to, że nagle tamta kobieta zaczęła naradzać się ze strażnikiem, a ten spojrzał odruchowo w ich stronę, Derrick prawdopodobnie słowa by nie powiedział. Ale w takiej sytuacji...
- To ta wampirzyca! Morderczyni z listu gończego! To ona! - zawołał do strażników przy bramie. - Dają za nią dwieście denarów!
Cóż... Jeśli się pomylił, będzie mieć kłopoty.

- Sami jesteście mordercy!- odezwał się strażnik - to ich pojmać chłopaki! - wtrącił się nowy pupilek Francescy.
- To pewnie wy chcecie zdobyć nagrodę? Wstydzicie się takie oskarżenia... tylko dla pieniędzy... - westchnęła ciężko na końcu.
- Łatwo to wyjaśnimy - stwierdził Derrick. - Porównamy panienkę z portretem i od razu się okaże, że macie panowie złoto do podziału.
Francesca podeszła do niego, spoglądając mu głęboko w oczy. Urok i tym razem musiał jej pomóc. Niewygodny medyk mógł jej bardzo popsuć plany.
Gdy tylko wampirzyca zrobiła krok w jego stronę Derrick obrócił się do niej plecami. Pamiętał ostatnie spotkanie i rzucenie uroku i na Nessę, i na niego.
- Jak się zbliży, to ściągnijcie jej kapturek. I nie dajcie się zauroczyć - powiedział cicho do pozostałych członków kompanii.
Odwrócenie człowieka nieco ją poirytowało. >>>A więc wie<<< Pomyślała, po czym ruszyła w stronę strażników, którzy już poczęli interesować się tą sytuacją. Oni już nie podejrzewali, że chce ich zauroczyć, więc poszło bardzo sprawnie. Kolejna jej ofiara zapatrzona w nią jak w obrazek, gotowa wysłuchać każdego jej rozkazu.
- Do lochu z nimi, to zwykli rabusie! Widziałam jak napadali na karawane! Teraz mnie obrażają, zróbcie z nimi porządek. Natychmiast! - jej ton głosu był zimny i pewny siebie.

Liliel, zgodnie z sugestią Derricka, próbowała doskoczyć do Francesci i zerwać jej z głowy kaptur, ale okazało się to znacznie trudniejsze niż możnaby się spodziewać. Wampir, nawet odwrócony plecami, zdołał się uchylić.
Z drugiej strony Lisek czuła, że udało jej się to z trudem. Słońce dnia mocno spowalniało jej wrodzoną, nadludzką szybkość.
Kobieta szukała wpatrującego się w nią wzroku, dzięki temu będzie jej łatwiej rzucić urok. Czym więcej ludzi po jej stronie tym pewniejsza będzie wygrana. Jeśli jakiś spotka, nie zawaha się nawet na chwilę. Obecnie Liliel stała najbliżej, jednakże jej przyboczny strażnik już nie zamierzał dopuścić do jakiegokolwiek niebezpieczeństwa jego pani.
Wcześniejsze słowa Derricka o wampirzycy nie musiały zbyt długo kiełkować w głowach obeznanych z różnymi niebezpieczeństwami krasnoludów. Obaj równocześnie sięgnęli do sakiewek. Ze względu na pewną różnicę wzrostu (o której przy krasnoludach raczej nikt rozsądny nie wspominał), nie musieli się obawiać, że spojrzą wampirzycy prosto w oczy.
Obaj w tym samym momencie wykonali rzut, celując bardziej w odkryty dekolt, niż twarz wampirzycy.
- Liliel, biegnij po pomoc! - powiedział szybko Derrick.
Tym razem, wyjątkowo, Liliel posłuchała. Z okrzykiem “Wampirzyca!” ruszyła biegiem w stronę wartowni i wyjścia na miasto.
Nieludzcy towarzysze Talbitta okazywali się dla de Riue bardzo problematyczni do zauroczenia - celowo unikali jej wzroku, a półelfka na okrzyk mężczyzny rzuciła się do bramy. Ostatni halabardnik cieszący się wolną wolą próbował ją zatrzymać, aby móc wreszcie wyjaśnić tę dziwaczną sytuację, ale dziewczę mu się wyrwało. Zaraz rzucił wzrokiem na lewo i prawo, czy jeszcze któryś z problematycznych przybyszy nie zacznie uciekać - właśnie na coś takiego czekała rudowłosa.
Co prawda jego podenerwowany umysł stawiał przez chwilę opór, ale ostatecznie i on padł ofiarą magicznych mocy. Niestety, jak miała świadomość Lisek, jedną z ostatnich ofiar - mocy zaczynało jej bowiem coraz bardziej brakować.
Na domiar jej nieszczęść, koncentracja potrzebna na rzucenie szarmu kiepsko wpływała na jej koordynację ruchową. Przeklęte, srebrne monety rzucone przez jednego z krasnali uderzyły ją w odsłoniętą skórę dekoltu. Zapiekło jak cholera, a Francesca wiedziała, że nie minie dużo czasu nim oparzona skóra zacznie się czerwienić. Ból jednak otrzeźwił ją na tyle, by zdążyła odskoczyć przed drugą salwą pieniędzy.

Derrick dobrze pamiętał, że w zamkowym parku okalającym mury twierdzy strażników było sporo. Pytanie tylko, czy któryś uwierzy nieludzkiemu bękartowi w takie dziwo?
Raz nie stale, dwa razy nie wciąż. Nie zawsze musiało się wampirzycy udawać. Widział to Derrick, widziały i krasnoludy. I on, i oni, sięgnęli po kolejną porcję amunicji antywampirzej.
Miała wszystkiego dość. Piekła ją skóra, czuła się bardzo nieprzyjemnie. Syknęła i sapnęła z bólu dotykając poparzonych miejsc i próbując pozbyć się tych monet, które wciąż gdzieś były utkwione.
- Zabić ich! - rozkazała tylko strażnikom. Miała się trzymać na uboczu, ale jak będzie trzeba pomoże może mało doświadczonej strażniczej eskorcie, a może wręcz przeciwnie zaprawionej już w boju.
Wymknięcie się strażnikowi, przystrojonemu w zbroję i targającemu halabardę, nie powinno być zbyt wielkim problemem dla Derricka, który był już gotowy by wykorzystać swą broń, specjalnie na spotkanie z wampirzycą kupioną.
- Rzucajcie! - zawołał do krasnoludów. Sam miał zamiar sprawić wampirzycy małą niespodziankę.

Strażnicy, którzy wyraźnie uznawali już wampirzycę za jakiegoś arcyważnego hrabiowskiego gościa przystąpili do wykonywania poleceń z należytym profesjonalizmem. Dwóch halabardników, korzystając z przewagi jaką zapewniała broń drzewcowa zaczęli obchodzić krasnoludy od boków, ostatni, zbrojny w miecz, blokował drogę dostępu do Francesci. Półksiężycowa formacja miała pewnie za cel zagonić medyka i krasnoludy w jedno miejsce, by ich szybko i skutecznie zabić. W takiej sytuacji nie za bardzo było jak rzucać czymkolwiek w Liska. Trzeba było raczej starać się nie oberwać głownią.

Tu nie było nad czym się zastanawiać, tylko trzeba było brać nogi za pas. Żołnierzyki, marionetki wampirzycy, mogły się bawić w psy pasterskie, ale nie mieli do czynienia ze stadem bezmyślnych owieczek. Zaatakowani, miast dać spędzić się w jedno miejsce, rozbiegli się na wszystkie strony.
Derrick, będący najbliżej wejścia, pobiegł co sił w nogach w tamtą stronę. Nie oglądał się przy tym na krasnoludy (które wołały na całe gardło o obecności wampirzycy) - teraz każdy musiał pomyśleć bardziej o sobie, niż o innych.
Francesca dobitnie dała sygnał, aby ruszyć za nimi. Wolała, aby jednak szybko zginęli niż ponieśli taką informację dalej, ponieważ jeszcze ktoś by się zainteresował. Może ludzie są jeszcze w miarę szybcy, ale krasnoludy mają mniejsze pole do popisu jeśli chodzi o tę umiejętność, dlatego halabardnicy pewnie najpierw będą musieli zmierzyć się z krasnoludami. Ona tym czasem zamierzała dopaść medyka.

Czasem trudno jest kogoś zabić, jeśli ten zamiast grzecznie położyć głowę na pieńku zaczyna uciekać. A jeszcze gorzej, jak się taka grupka rozbiegnie we wszystkie strony. Krasnoludy nie miały jednak większych szans by zwiać z placu, nie wtedy gdy halabardnicy mogli im przeszkodzić. Ale Talbitt to co innego. Lekko ubrany mógł zwiać czyhającemu na niego zauroczonemu miecznikowi. Ale z drugiej strony, Francesca mogła go złapać. Inna sprawa, czy chciała wszem i wobec pokazywać jak bardzo szybka potrafi być, jeśli chciała. Bo przecież zaraz za bramą mogli się już zacząć zbierać kolejni strażnicy.
Derrick zdołał bramę minąć, dzięki czemu szybko dostrzegł Liliel, która nie dalej niż z trzydzieści jardów od niego gorączkowo mówiła coś dwóm żołnierzom. Nietrudno się jednak było domyśleć, że rozchodziło się o wampirzycę.
Która zresztą była już tuż, tuż za medykiem.

Francesca nie goniła dłużej Derricka, nie mogła przecież tak łatwo pokazać się strażnikom, wtedy to raczej tylko ucieczka byłaby ją w stanie uratować.
- Łapać ich !- rozpłakała się nagle - to niegodziwcy! Straż zatrzymać tego przestępcę! Ratunku! - planowała dopaść pierwszego lepszego strażnika i w histerycznej eksplozji ukazać swoje zdruzgotanie tą sytuacją. - Pomocy - biegła przerażona, zostawiając w tyle walczących i mając nadzieje, że chociaż krasnoludów się pozbędzie.

Lepiej stanąć oko w oko z niebezpieczeństwem, czy jednak próbować ocalić życie? W końcu zawsze istniała szansa, że żołnierze zwrócą uwagę na nietypową sytuację. Wszak mówiło się nieraz o bieganiu za kimś, a tu proszę - niewiasta goni mężczyznę. Dziwne i interesujące zarazem.
Gdyby go jeszcze na ich oczach dopadła i rozszarpała, to by było jeszcze ciekawsze. Nie dla Derricka oczywiście, ale ogólnie rzecz biorąc...
Nie zamierzał się oglądać by sprawdzić, czy wampirzyca faktycznie przystanęła, czy też w jakiś sposób wyciszyła swe kroki. Im bliżej był żołnierzy tym bardziej było prawdopodobne, że ocali swe życie. Albo przynajmniej pokrzyżuje plany konkurentce.
- Wampirzyca nas dopadła - powiedział dobiegając do żołnierzy, z trudem łapiąc oddech. - Rozpoznaliśmy ją i powiedzieliśmy jej to prosto w oczy. To ta z listu gończego - dodał. - Ta co zabiła kilku strażników.
- Wszystko przez to, że mamy lekarstwo dla hrabianki - dorzucił - a ona nie chce, by hrabianka wróciła do zdrowia.

Żołnierze byli tymi wszystkimi informacjami trochę skołatani, a przynajmniej na takich wyglądali. Ostatecznie nie co dzień ktoś krzyczy, że wampir chce ich dopaść. A jak już krzyczy, to zazwyczaj przyjmuje, że zwyczajnie zwariował. Bo alternatywa była znacznie gorsza.
Cały rwetes i krzyki zwróciły również uwagę innych przebywających w pobliżu strażników i co najmniej pięciu było widać jak zbliżają się z dłońmi na rękojeściach mieczy w kierunku źródła zamieszania.
-Na pewno wzajemne oskarżenia będziecie mogli powtórzyć w siedzibie straży - stwierdził jeden z żołnierzy, których przed chwilą Liliel próbowała przekonać co do natury Francesci.

- Wyjaśnienia! Wypraszam sobie, proszę natychmiast skazać tych morderców! Tam jedni z nich walczą z halabardnikami! Pomóżcie im, to krasnoludy nie ma z nimi żartów! - roztrzęsiona kobieta wskazała plac, z którego właśnie przyszła -Od czarownic nie będą wyzywać i wampirów, pożałujecie tego... o napaści już nie wspomnę!

- O napaści? - spytał Derrick. - A kto kogo gonił? Ja? To za mną biegła. Widzieliście sami, jaka była szybka. Żaden człowiek nie biega tak szybko. I nikt nie wspomniał o tym, że jesteś czarownicą. Mogę w każdej chwili iść do strażnicy - zapewnił Derrick. - Poza tym jest coś takiego, jak list gończy. No i test srebra. Niech potrzyma kilka monet w drodze do strażnicy, a potem będziemy rozmawiać. Mogę swoją rację udowodnić przed każdym sędzią, magiem i kapłanem, w przeciwieństwie do niej.

Grożenie pobytem w strażnicy zazwyczaj działało uspokajająco na mieszczan, ale Derrick, Liliel i Francesca najwyraźniej nie poddawali się ogólnie przyjętym normom. Strażnik musiał więc wykazać się jakąś własną inwencją.
-Cóż... pana oskarżenia są dość nieprawdopodobne. Jeśli zatem zgodzi się pani potrzymać przez chwilę srebrne monety, to sprawa się wyjaśni, a ja będę mógł zaaresztować tę dwójkę - zapewnił, co nie spodobało się specjalnie półelfce. Widać było, że spodziewała się innej reakcji. Talbitt zresztą też.

- Nas aresztować? Za słowa? Wszak nie ma mowy o żadnej napaści - powiedział Derrick. - Jeśli się pomyliliśmy, to przeprosimy tę panią natychmiast - zapewnił. - Ale proszę się nam nie dziwić. Proszę zobaczyć, jaka jest podobna do tej z listu gończego.
- To jakiś absurd! Proszę natychmiast ich aresztować, zanim ponownie dokonają napaści na moją osobę. Dobrze, że pomogli mi strażnicy... nie wiem co by się ze mną stało - westchnęła smutno. - Potrzymać monety? Czy wy wszyscy oszaleliście! Nie jestem żadnym wampirem...
- No proszę - wtrącił się natychmiast Derrick, a Liliel skinęła głową. - Najpierw opowiada, że ją zaatakowaliśmy, gdy szła w towarzystwie strażników, a teraz nie chce się poddać najprostszemu na świecie testowi.
- Nie będę z państwem więcej dyskutować, wystarczającą krzywdę już mi uczyniliście... - na twarzy Liska pojawił się grymas bólu. Wyglądała teraz na bardzo słabą, tak jakby miała zaraz zemdleć.
- Proszę panów... Macie oczywiste zgłoszenie, od nas, że ta pani jest wampirem. Co w takim przypadku nakazuje zrobić prawo? Chyba sprawdzić zasadność oskarżeń - stwierdził Derrick. - Nie każemy nikogo zamykać w lochu. Prosimy tylko o sprawdzenie zasadności naszych podejrzeń. Zapytajcie kapłanów ze Świątyni Ognia. Jestem pewien, że natychmiast zainteresują się tą sprawą. Świętobliwy bibliotekarz, brat Albertus, prosił mnie o złożenie mu relacji.
- Widzi pan nawet panu grożą... oni są bezczelni... dlaczego to robicie, przecież nic wam złego nie uczyniłam, pierwsza przyniosłam lekarstwo dla hrabianki, bardzo zależy mi na jej wyzdrowieniu, tak delikatna dusza zamknięta w mrocznych czeluściach. Wy jeszcze posądzacie mnie o to, że chce jej zaszkodzić. Jak możecie... człowiekowi tylko przykro się robi - kobieta mówiła to z łzami w oczach, ciekawa była czy w końcu zareagują na toczącą się właśnie walkę krasnoludów z halabardnikami.
- Gdzie tu jest jakaś groźba? - zdziwił się Derrick. - Proste stwierdzenie faktu. Jeśli pani się czuje taka dotknięta tą prośbą, to naprawdę mnie to dziwi. Tak się pani boi tego srebra? Tylko wampiry i inne tego typu potwory obawiają się tego szlachetnego kruszcu.
- Wampirzyca... - Bardziej wyjąkała, niż powiedziała Lililel. - Patrzcie, wampirzyca. Srebro zostawiło na niej ślady. - Pokazała palcem, choć nie było to świadectwo dobrego wychowania. - Zwykłe srebro, a taka reakcja. Widzicie teraz sami, że to wampir. Nic dziwnego, że monet nie może wziąć w ręce... Dwieście nobli nagrody. I jeszcze premia od Kentana Granda. Majątek prawdziwy...
 
Zapatashura jest offline