Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Fantasy > Archiwum sesji z działu Fantasy
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 31-12-2011, 09:30   #581
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
- Kobieta? - spytał zaskoczony Derrick. - Jaki lek przyniosła? Skąd go wzięła?
Strażnik zastanowił się chwilę i w sposób zupełnie nieprofesjonalny podzielił się swoją wiedzą.
- Esmeralda z Vengerbergu. Ale to nie mój obowiązek, by o leki ją wypytywać. W zamku są od tego specjaliści, z nadwornym magiem na czele - powiedział.
- Mam tylko nadzieję, że to nie ta wampirzyca cholerna - mruknęła Liliel. - A mówiłam, żeby się pospieszyć.
Termin ‘wampirzyca’ chyba się specjalnie strażnikowi nie spodobał, bowiem zaraz nerwowo powtórzył:
- Wampirzyca?
- Słyszałem o jednej - Derrick wolał się nie przyznawać do znajomości ze wspomnianą - co też szukała leku na chorobę hrabianki. Ta z listu gończego.
Sięgnął za pazuchę i wyciągnął sfatygowany nieco papier, ze stale widoczną podobizną wampirzycy.
- O tej mówię - dodał. - Nikt chyba jeszcze nie dostał za nią nagrody. Tak przynajmniej słyszałem.
Strażnik uważnie przyjrzał się podobiźnie.
- Niemożliwe, żeby to była ta. Przecież nikt normalny by się po czymś takim nie pchał przed oczy straży. Zresztą ona sama przybyła pod eskortą strażnika.
Na temat bezczelności wampirzycy Derrick miał inne zdanie. Na temat jej umiejętności radzenia sobie ze strażnikami - również. Ale nie miał ochoty dyskutować na ten temat ze strażnikiem. Sugerowanie, że strażnicy mogą być ślepi czy wrażliwi na czary nie było najlepszym pomysłem.
-Tyleśmy się namęczyli i teraz jakaś paniusia ze stolicy ma nam zgarnąć nagrodę sprzed nosa? - irytowała się Liliel. -A niech to szlag!
- Co poradzisz? - spróbował ją uspokoić Drunin. - Można liczyć, że to zwykła oszustka i pogonią ją na cztery wiatry.
- Lepiej, żeby tak było - marudziła półelfka. - Lepiej, żeby tak było.

A wartownicy stali jeno cicho i bez zbędnych ruchów, najwyraźniej sądząc, że się już niczego więcej po nich nie oczekuje.

- Może ładnie się do nich uśmiechniesz, to nas przepuszczą - szepnął Derrick do ucha Liliel. - Wszak nie możemy wtargnąć tam na siłę - dodał.
 
Kerm jest offline  
Stary 15-02-2012, 21:16   #582
 
Zapatashura's Avatar
 
Reputacja: 1 Zapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputację
do Derricka Talbitt

27 lipca, miasto Aldersberg, Aedirn

-Sam się uśmiechaj, jak chcesz – burknęła, jak zwykle pełna wdzięku, Liliel.
Krasnoludy nawet nie próbowały się wdawać w dyskusje, będąc przekonani że powszechnie znana przyjaźń ludzko-krasnoludzka na nic się tu nie przyda. Choć trudno byłoby powiedzieć, że sytuacja była im obojętna. Żaden szanujący się krasnolud nie przechodzi obojętnie obok złota (albo srebra, albo innego cennego kruszcu – wszak za coś trzeba żyć).
Na szczęście czekanie nie trwało aż tak znowu długo. Strażnik bowiem naraz rzucił okiem na zamkowy dziedziniec i stwierdził.
-Chyba nie będzie już potrzeby, na dalsze czekanie.


do Francesci de Riue i Derricka Talbitt

27 lipca, miasto Aldersberg, Aedirn

Wampirzyca będąc odprowadzaną przez zamkowe korytarze nie mogła oprzeć się wrażeniu, że byłoby jednak przyjemniej jakoś wprosić się na gościnę u hrabiego. Wszystko wyglądało tu tak czysto i wystawnie. A przecież wdarł się tutaj dziki tłum i wszystko podobno zdemolował. Może władza całe zdarzenie wyolbrzymiła? Chociaż w sumie po co? Tylko by sobie tym hrabia opinię pogorszył wśród szlachty królestwa.
Powrotna wycieczka dobiegła jednak końca, a zamkowe wrota zamknęły się za Francescą. Ciekawe jak długo zejdzie sługom Wolfganga de Aldersberga na sprawdzenie mikstury? Dzień? Dwa? Takie bezczynne czekanie jest potwornie nudne. I jeszcze chyba przed bramę na plac zamkowy ktoś przybył, by dodatkowo zawracać władcy głowę.

Tuż za bramą czekał na nią strażnik. Uśmiechnął się do niej serdecznie. Francesca skinęła mu przyjaźnie głową jakby znała go już od wieków. Kątem oka spostrzegła znajomą sylwetkę. Nie odwróciła się od razu tylko ukradkiem. Tak to był ten medyk! Była pewna, że zginął , a tu patrz razem z jakąś spiczastouchą i krasnoludami zmierza w stronę bramy. Kto by pomyślał, że akurat ktoś taki zdobędzie lek. To jedyna osoba, która może ją rozpoznać. Trzeba będzie zrobić z nią porządek.
- Oni mogą być niebezpieczni... masz jakiś przyjaciół? - szepnęła do strażnika.
- Co zrobili, zaraz się nimi zajmę! - już chciał rwać się do bitki.
- Poczekaj! - szarpnęła nim - chodź ze mną... nie możesz ich od tak zaatakować - odciągnęła go wampirka, mając nadzieje, że nie zostanie rozpoznana. Poza tym nikt mądry nie atakował by strażnika, więc sytuacja po części była dla niej korzystna.
- Posłuchaj mnie, cokolwiek się teraz stanie, ty biegniesz po swoich... będę się mogła nimi na chwilę zająć, ale bez twojej pomocy się nie obejdzie - Francesca spojrzała mu w oczy zakłopotana. W sumie nie musiała nawet udawać uczuć, wystarczy było mu rozkazać, a ten pognałby co sił, aby spełnić jej życzenie. Jeszcze czekała na ostatni moment, jeśli ją rozpozna, będzie zmuszona działać inaczej.

Grupa, z Liliel idącą z dumnie podniesiona głową na czele, ruszyła w stronę zamkowej bramy. Sądząc ze słów i z zachowania strażnika idąca w ich stronę niewiasta była osobą, która ich ubiegła, dostarczając wcześniej lekarstwo. W jej wyglądzie i sposobie poruszania się był coś nieprzyjemnie znajomego.

Gdyby nie to, że nagle tamta kobieta zaczęła naradzać się ze strażnikiem, a ten spojrzał odruchowo w ich stronę, Derrick prawdopodobnie słowa by nie powiedział. Ale w takiej sytuacji...
- To ta wampirzyca! Morderczyni z listu gończego! To ona! - zawołał do strażników przy bramie. - Dają za nią dwieście denarów!
Cóż... Jeśli się pomylił, będzie mieć kłopoty.

- Sami jesteście mordercy!- odezwał się strażnik - to ich pojmać chłopaki! - wtrącił się nowy pupilek Francescy.
- To pewnie wy chcecie zdobyć nagrodę? Wstydzicie się takie oskarżenia... tylko dla pieniędzy... - westchnęła ciężko na końcu.
- Łatwo to wyjaśnimy - stwierdził Derrick. - Porównamy panienkę z portretem i od razu się okaże, że macie panowie złoto do podziału.
Francesca podeszła do niego, spoglądając mu głęboko w oczy. Urok i tym razem musiał jej pomóc. Niewygodny medyk mógł jej bardzo popsuć plany.
Gdy tylko wampirzyca zrobiła krok w jego stronę Derrick obrócił się do niej plecami. Pamiętał ostatnie spotkanie i rzucenie uroku i na Nessę, i na niego.
- Jak się zbliży, to ściągnijcie jej kapturek. I nie dajcie się zauroczyć - powiedział cicho do pozostałych członków kompanii.
Odwrócenie człowieka nieco ją poirytowało. >>>A więc wie<<< Pomyślała, po czym ruszyła w stronę strażników, którzy już poczęli interesować się tą sytuacją. Oni już nie podejrzewali, że chce ich zauroczyć, więc poszło bardzo sprawnie. Kolejna jej ofiara zapatrzona w nią jak w obrazek, gotowa wysłuchać każdego jej rozkazu.
- Do lochu z nimi, to zwykli rabusie! Widziałam jak napadali na karawane! Teraz mnie obrażają, zróbcie z nimi porządek. Natychmiast! - jej ton głosu był zimny i pewny siebie.

Liliel, zgodnie z sugestią Derricka, próbowała doskoczyć do Francesci i zerwać jej z głowy kaptur, ale okazało się to znacznie trudniejsze niż możnaby się spodziewać. Wampir, nawet odwrócony plecami, zdołał się uchylić.
Z drugiej strony Lisek czuła, że udało jej się to z trudem. Słońce dnia mocno spowalniało jej wrodzoną, nadludzką szybkość.
Kobieta szukała wpatrującego się w nią wzroku, dzięki temu będzie jej łatwiej rzucić urok. Czym więcej ludzi po jej stronie tym pewniejsza będzie wygrana. Jeśli jakiś spotka, nie zawaha się nawet na chwilę. Obecnie Liliel stała najbliżej, jednakże jej przyboczny strażnik już nie zamierzał dopuścić do jakiegokolwiek niebezpieczeństwa jego pani.
Wcześniejsze słowa Derricka o wampirzycy nie musiały zbyt długo kiełkować w głowach obeznanych z różnymi niebezpieczeństwami krasnoludów. Obaj równocześnie sięgnęli do sakiewek. Ze względu na pewną różnicę wzrostu (o której przy krasnoludach raczej nikt rozsądny nie wspominał), nie musieli się obawiać, że spojrzą wampirzycy prosto w oczy.
Obaj w tym samym momencie wykonali rzut, celując bardziej w odkryty dekolt, niż twarz wampirzycy.
- Liliel, biegnij po pomoc! - powiedział szybko Derrick.
Tym razem, wyjątkowo, Liliel posłuchała. Z okrzykiem “Wampirzyca!” ruszyła biegiem w stronę wartowni i wyjścia na miasto.
Nieludzcy towarzysze Talbitta okazywali się dla de Riue bardzo problematyczni do zauroczenia - celowo unikali jej wzroku, a półelfka na okrzyk mężczyzny rzuciła się do bramy. Ostatni halabardnik cieszący się wolną wolą próbował ją zatrzymać, aby móc wreszcie wyjaśnić tę dziwaczną sytuację, ale dziewczę mu się wyrwało. Zaraz rzucił wzrokiem na lewo i prawo, czy jeszcze któryś z problematycznych przybyszy nie zacznie uciekać - właśnie na coś takiego czekała rudowłosa.
Co prawda jego podenerwowany umysł stawiał przez chwilę opór, ale ostatecznie i on padł ofiarą magicznych mocy. Niestety, jak miała świadomość Lisek, jedną z ostatnich ofiar - mocy zaczynało jej bowiem coraz bardziej brakować.
Na domiar jej nieszczęść, koncentracja potrzebna na rzucenie szarmu kiepsko wpływała na jej koordynację ruchową. Przeklęte, srebrne monety rzucone przez jednego z krasnali uderzyły ją w odsłoniętą skórę dekoltu. Zapiekło jak cholera, a Francesca wiedziała, że nie minie dużo czasu nim oparzona skóra zacznie się czerwienić. Ból jednak otrzeźwił ją na tyle, by zdążyła odskoczyć przed drugą salwą pieniędzy.

Derrick dobrze pamiętał, że w zamkowym parku okalającym mury twierdzy strażników było sporo. Pytanie tylko, czy któryś uwierzy nieludzkiemu bękartowi w takie dziwo?
Raz nie stale, dwa razy nie wciąż. Nie zawsze musiało się wampirzycy udawać. Widział to Derrick, widziały i krasnoludy. I on, i oni, sięgnęli po kolejną porcję amunicji antywampirzej.
Miała wszystkiego dość. Piekła ją skóra, czuła się bardzo nieprzyjemnie. Syknęła i sapnęła z bólu dotykając poparzonych miejsc i próbując pozbyć się tych monet, które wciąż gdzieś były utkwione.
- Zabić ich! - rozkazała tylko strażnikom. Miała się trzymać na uboczu, ale jak będzie trzeba pomoże może mało doświadczonej strażniczej eskorcie, a może wręcz przeciwnie zaprawionej już w boju.
Wymknięcie się strażnikowi, przystrojonemu w zbroję i targającemu halabardę, nie powinno być zbyt wielkim problemem dla Derricka, który był już gotowy by wykorzystać swą broń, specjalnie na spotkanie z wampirzycą kupioną.
- Rzucajcie! - zawołał do krasnoludów. Sam miał zamiar sprawić wampirzycy małą niespodziankę.

Strażnicy, którzy wyraźnie uznawali już wampirzycę za jakiegoś arcyważnego hrabiowskiego gościa przystąpili do wykonywania poleceń z należytym profesjonalizmem. Dwóch halabardników, korzystając z przewagi jaką zapewniała broń drzewcowa zaczęli obchodzić krasnoludy od boków, ostatni, zbrojny w miecz, blokował drogę dostępu do Francesci. Półksiężycowa formacja miała pewnie za cel zagonić medyka i krasnoludy w jedno miejsce, by ich szybko i skutecznie zabić. W takiej sytuacji nie za bardzo było jak rzucać czymkolwiek w Liska. Trzeba było raczej starać się nie oberwać głownią.

Tu nie było nad czym się zastanawiać, tylko trzeba było brać nogi za pas. Żołnierzyki, marionetki wampirzycy, mogły się bawić w psy pasterskie, ale nie mieli do czynienia ze stadem bezmyślnych owieczek. Zaatakowani, miast dać spędzić się w jedno miejsce, rozbiegli się na wszystkie strony.
Derrick, będący najbliżej wejścia, pobiegł co sił w nogach w tamtą stronę. Nie oglądał się przy tym na krasnoludy (które wołały na całe gardło o obecności wampirzycy) - teraz każdy musiał pomyśleć bardziej o sobie, niż o innych.
Francesca dobitnie dała sygnał, aby ruszyć za nimi. Wolała, aby jednak szybko zginęli niż ponieśli taką informację dalej, ponieważ jeszcze ktoś by się zainteresował. Może ludzie są jeszcze w miarę szybcy, ale krasnoludy mają mniejsze pole do popisu jeśli chodzi o tę umiejętność, dlatego halabardnicy pewnie najpierw będą musieli zmierzyć się z krasnoludami. Ona tym czasem zamierzała dopaść medyka.

Czasem trudno jest kogoś zabić, jeśli ten zamiast grzecznie położyć głowę na pieńku zaczyna uciekać. A jeszcze gorzej, jak się taka grupka rozbiegnie we wszystkie strony. Krasnoludy nie miały jednak większych szans by zwiać z placu, nie wtedy gdy halabardnicy mogli im przeszkodzić. Ale Talbitt to co innego. Lekko ubrany mógł zwiać czyhającemu na niego zauroczonemu miecznikowi. Ale z drugiej strony, Francesca mogła go złapać. Inna sprawa, czy chciała wszem i wobec pokazywać jak bardzo szybka potrafi być, jeśli chciała. Bo przecież zaraz za bramą mogli się już zacząć zbierać kolejni strażnicy.
Derrick zdołał bramę minąć, dzięki czemu szybko dostrzegł Liliel, która nie dalej niż z trzydzieści jardów od niego gorączkowo mówiła coś dwóm żołnierzom. Nietrudno się jednak było domyśleć, że rozchodziło się o wampirzycę.
Która zresztą była już tuż, tuż za medykiem.

Francesca nie goniła dłużej Derricka, nie mogła przecież tak łatwo pokazać się strażnikom, wtedy to raczej tylko ucieczka byłaby ją w stanie uratować.
- Łapać ich !- rozpłakała się nagle - to niegodziwcy! Straż zatrzymać tego przestępcę! Ratunku! - planowała dopaść pierwszego lepszego strażnika i w histerycznej eksplozji ukazać swoje zdruzgotanie tą sytuacją. - Pomocy - biegła przerażona, zostawiając w tyle walczących i mając nadzieje, że chociaż krasnoludów się pozbędzie.

Lepiej stanąć oko w oko z niebezpieczeństwem, czy jednak próbować ocalić życie? W końcu zawsze istniała szansa, że żołnierze zwrócą uwagę na nietypową sytuację. Wszak mówiło się nieraz o bieganiu za kimś, a tu proszę - niewiasta goni mężczyznę. Dziwne i interesujące zarazem.
Gdyby go jeszcze na ich oczach dopadła i rozszarpała, to by było jeszcze ciekawsze. Nie dla Derricka oczywiście, ale ogólnie rzecz biorąc...
Nie zamierzał się oglądać by sprawdzić, czy wampirzyca faktycznie przystanęła, czy też w jakiś sposób wyciszyła swe kroki. Im bliżej był żołnierzy tym bardziej było prawdopodobne, że ocali swe życie. Albo przynajmniej pokrzyżuje plany konkurentce.
- Wampirzyca nas dopadła - powiedział dobiegając do żołnierzy, z trudem łapiąc oddech. - Rozpoznaliśmy ją i powiedzieliśmy jej to prosto w oczy. To ta z listu gończego - dodał. - Ta co zabiła kilku strażników.
- Wszystko przez to, że mamy lekarstwo dla hrabianki - dorzucił - a ona nie chce, by hrabianka wróciła do zdrowia.

Żołnierze byli tymi wszystkimi informacjami trochę skołatani, a przynajmniej na takich wyglądali. Ostatecznie nie co dzień ktoś krzyczy, że wampir chce ich dopaść. A jak już krzyczy, to zazwyczaj przyjmuje, że zwyczajnie zwariował. Bo alternatywa była znacznie gorsza.
Cały rwetes i krzyki zwróciły również uwagę innych przebywających w pobliżu strażników i co najmniej pięciu było widać jak zbliżają się z dłońmi na rękojeściach mieczy w kierunku źródła zamieszania.
-Na pewno wzajemne oskarżenia będziecie mogli powtórzyć w siedzibie straży - stwierdził jeden z żołnierzy, których przed chwilą Liliel próbowała przekonać co do natury Francesci.

- Wyjaśnienia! Wypraszam sobie, proszę natychmiast skazać tych morderców! Tam jedni z nich walczą z halabardnikami! Pomóżcie im, to krasnoludy nie ma z nimi żartów! - roztrzęsiona kobieta wskazała plac, z którego właśnie przyszła -Od czarownic nie będą wyzywać i wampirów, pożałujecie tego... o napaści już nie wspomnę!

- O napaści? - spytał Derrick. - A kto kogo gonił? Ja? To za mną biegła. Widzieliście sami, jaka była szybka. Żaden człowiek nie biega tak szybko. I nikt nie wspomniał o tym, że jesteś czarownicą. Mogę w każdej chwili iść do strażnicy - zapewnił Derrick. - Poza tym jest coś takiego, jak list gończy. No i test srebra. Niech potrzyma kilka monet w drodze do strażnicy, a potem będziemy rozmawiać. Mogę swoją rację udowodnić przed każdym sędzią, magiem i kapłanem, w przeciwieństwie do niej.

Grożenie pobytem w strażnicy zazwyczaj działało uspokajająco na mieszczan, ale Derrick, Liliel i Francesca najwyraźniej nie poddawali się ogólnie przyjętym normom. Strażnik musiał więc wykazać się jakąś własną inwencją.
-Cóż... pana oskarżenia są dość nieprawdopodobne. Jeśli zatem zgodzi się pani potrzymać przez chwilę srebrne monety, to sprawa się wyjaśni, a ja będę mógł zaaresztować tę dwójkę - zapewnił, co nie spodobało się specjalnie półelfce. Widać było, że spodziewała się innej reakcji. Talbitt zresztą też.

- Nas aresztować? Za słowa? Wszak nie ma mowy o żadnej napaści - powiedział Derrick. - Jeśli się pomyliliśmy, to przeprosimy tę panią natychmiast - zapewnił. - Ale proszę się nam nie dziwić. Proszę zobaczyć, jaka jest podobna do tej z listu gończego.
- To jakiś absurd! Proszę natychmiast ich aresztować, zanim ponownie dokonają napaści na moją osobę. Dobrze, że pomogli mi strażnicy... nie wiem co by się ze mną stało - westchnęła smutno. - Potrzymać monety? Czy wy wszyscy oszaleliście! Nie jestem żadnym wampirem...
- No proszę - wtrącił się natychmiast Derrick, a Liliel skinęła głową. - Najpierw opowiada, że ją zaatakowaliśmy, gdy szła w towarzystwie strażników, a teraz nie chce się poddać najprostszemu na świecie testowi.
- Nie będę z państwem więcej dyskutować, wystarczającą krzywdę już mi uczyniliście... - na twarzy Liska pojawił się grymas bólu. Wyglądała teraz na bardzo słabą, tak jakby miała zaraz zemdleć.
- Proszę panów... Macie oczywiste zgłoszenie, od nas, że ta pani jest wampirem. Co w takim przypadku nakazuje zrobić prawo? Chyba sprawdzić zasadność oskarżeń - stwierdził Derrick. - Nie każemy nikogo zamykać w lochu. Prosimy tylko o sprawdzenie zasadności naszych podejrzeń. Zapytajcie kapłanów ze Świątyni Ognia. Jestem pewien, że natychmiast zainteresują się tą sprawą. Świętobliwy bibliotekarz, brat Albertus, prosił mnie o złożenie mu relacji.
- Widzi pan nawet panu grożą... oni są bezczelni... dlaczego to robicie, przecież nic wam złego nie uczyniłam, pierwsza przyniosłam lekarstwo dla hrabianki, bardzo zależy mi na jej wyzdrowieniu, tak delikatna dusza zamknięta w mrocznych czeluściach. Wy jeszcze posądzacie mnie o to, że chce jej zaszkodzić. Jak możecie... człowiekowi tylko przykro się robi - kobieta mówiła to z łzami w oczach, ciekawa była czy w końcu zareagują na toczącą się właśnie walkę krasnoludów z halabardnikami.
- Gdzie tu jest jakaś groźba? - zdziwił się Derrick. - Proste stwierdzenie faktu. Jeśli pani się czuje taka dotknięta tą prośbą, to naprawdę mnie to dziwi. Tak się pani boi tego srebra? Tylko wampiry i inne tego typu potwory obawiają się tego szlachetnego kruszcu.
- Wampirzyca... - Bardziej wyjąkała, niż powiedziała Lililel. - Patrzcie, wampirzyca. Srebro zostawiło na niej ślady. - Pokazała palcem, choć nie było to świadectwo dobrego wychowania. - Zwykłe srebro, a taka reakcja. Widzicie teraz sami, że to wampir. Nic dziwnego, że monet nie może wziąć w ręce... Dwieście nobli nagrody. I jeszcze premia od Kentana Granda. Majątek prawdziwy...
 
Zapatashura jest offline  
Stary 15-02-2012, 21:17   #583
 
Zapatashura's Avatar
 
Reputacja: 1 Zapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputację
Strażnik, jak każdy szanujący się mężczyzna, nie omieszkał wykorzystać pretekstu do pogapienia się w damski dekolt, ale z obserwacji nie wyniósł jednak wniosków takich jak Liliel.
-Ja żadnego srebra nie widziałem i słyszę tylko słowa przeciw słowom - stwierdził. Jednocześnie też skinął zbliżającym się innym żołnierzom, by sprawdzili co dzieje się na placu, na co dwóch zresztą zareagowało.

- Ale nasze słowa bardzo łatwo poprzeć dowodami - stwierdził Derrick. - Wampiry, jak i inne potwory, nie znoszą dotyku srebra. Ten metal pali je i pozostawia na skórze ślady, jak od oparzeń. Dla zwykłego śmiertelnika próba srebra nie jest bolesna. Każdy z nas setki razy trzymał w dłoni srebrne monety. Proszę bardzo - sięgnął do sakiewki i wyciągnął parę monet. - Skoro nie jest wampirzycą, to co jej szkodzi spróbować? - spytał strażnika. - A skoro się boi takiej próby... Widać ma nieczyste sumienie.
- Proszę zobaczyć co mi zrobili - entuzjastycznie zareagowała kobieta łapiąc się za piersi i jeszcze bardziej uwidaczniając swoje walory. - Nie wiem czym oni we mnie rzucili, ale to jest jawna napaść. Proszę chociaż, niech pan strażnik nie ulega takim bezsensownym oskarżeniom. Nie jestem żadną wampirzycą! Może to potwierdzić mój znajomy hrabia von Jarenot z Vengerbergu. Proszę ich natychmiast zaaresztować i zając się tymi biednymi halabardnikami, którzy tam walczą! - kobieta zmieniła ton na bardziej władczy, zwykle to pomagało, aby potwierdzić jej szlachetne urodzenie.

Strażnik wyglądał na trochę zmieszanego przez walory de Riue, ale nie na tyle by dać się przekonać jej argumentom.
-Tak, z pewnością mógłby... - zgodził się grzecznie.-Ale to zajęłoby parę dni, a z pewnością wolałaby pani rozwiązać tę sprawę jak najszybciej.
Widać było po mężczyźnie, że ani słowa jednej, ani drugiej strony specjalnie na niego nie wpływały. Oskarżenia o bycie wampirzycą brzmiały przecież dość absurdalnie, a z drugiej strony- nie musiał przecież wysłuchiwać rozkazów nieznanej mu zupełnie damy.

- Szlachetnie urodzona? Oszustka i tyle - stwierdził Derrick. - Każdy może powiedzieć, ze jest szlachetnie urodzony. Im bardziej kłamie, tym głośniej krzyczy. My możemy w parę minut udowodnić, że jest wampirzycą, ona nie ma żadnych dowodów na swoje kłamstwa.
- Panie strażniku, proszę ich natychmiast zabrać, znowu coś chcą mi robić, nie życzę sobie tego! - zrozpaczona kobieta schowała się za strażnikiem trzymając się kurczowo jego ramienia. - Proszę już dać mi spokój!

-Może rozwiążecie to państwo pokojowo i po prostu się rozejdziecie? Ja naturalnie przyjmę zgłoszenie o zauważeniu wampirzycy, ale z drugiej strony jeśli to bujda to odpowiedzą państwo za obrazę wysoko urodzonej - biedny strażnik łapał się kurczowo pomysłów przychodzących mu do głowy, podobnie jak Francesca łapała się jego.
Żołnierze odesłani na plac zamkowy, jak na razie nie wracali.
- O nie! Opowiecie za wszystko co mi zrobiliście - zareagowała pierwsza, bowiem domyśliła się, że Derrick nie da za wygarną, poza tym chciała przeciągnąć rozmowę, aby przybyli strażnicy. Walka na placu zamkowym najwidoczniej jeszcze nie dobiegła końca.
- [i]Wysoka, to może. Wysoko urodzona? Chyba że w ptasim gnieździe - powiedziała Liliel. - Zresztą... Cóż to dla nas za różnica. Pójdzie sobie, to pójdzie. Nie my będziemy mieć kłopot. Wypuścić wampirzycę... - pokręciła głową. - Może troszkę srebra, panno z gniazda wysokiego? - spytała sięgając do sakiewki i wyciągając garść srebrnych monet. - Czemu się go boisz? Potworzyca. Wiedźmina na taką by trzeba.

-Takie wzajemne oskarżenia bez żadnych dowodów do niczego nie prowadzą - westchnął strażnik. -Ale możemy wszystko wyjaśnić na posterunku, przy okazji od razu zamkniemy tego, kto kłamie - mężczyzna mówiąc to patrzył jednak na Talbitta, nie na Francescę.
Tymczasem od strony zamkowej bramy nadchodził szybkim krokiem żołnierz.

-Srebrem ją chcemy obrzucić, a ona się boi. - Derrick pokręcił głową. - A dowód damy natychmiast. Próba srebra wykaże, kto ma rację, bez czekania na świadectwo kogoś, kto mieszka setki mil stąd. A jak już o świadkach mowa, to brat bibliotekarz ze Świątyni Ognia jest bliżej. To skończy wszelakie wątpliwości. Można poprosić dobrego maga - niech sprawdzi, kto mówi prawdę. Ja mam czas.
- Czym mnie jeszcze chcecie obrzucić? Kamieniami? Sam pan strażnik widzi, jakie absurdy tutaj chcą prawić. Wymyślili sobie, a teraz oskarżają. Nie wiem już co mam powiedzieć - westchnęła kobieta, tymczasem zauważyła żołnierza - wszystko w porządku, poradziliście sobie z tymi krasnoludzkimi bandytami? To jedni z nich - tutaj wskazała na Liliel i Derricka.

Ale strażnik, który bez większych sukcesów próbował opanować konflikt między Derrickiem a Francescą, nie słuchał wampirzycy. Za to z pewną ulgą wydał nadchodzącemu żołnierzowi polecenie zdania sprawy z tego, co działo się na zamkowym placu.
-Straż zamkowa walczyła z dwójką krasnoludów. Jednego pojmaliśmy, drugi został zabity.

Liliel słysząc to zbladła jak prześcieradło. Nie można się jednak było po niej spodziewać płaczu, czy rozpaczy. Wściekłość to jednak co innego.
Rzuciła się na de Riue jak pocisk z katapulty, z mordem w oczach.

Na wieść o poległym krasnoludzie uśmiechnęła się triumfalnie, ale w ten sposób, aby nie zobaczyli tego strażnicy. Liliel to prawdopodobnie dostrzegła, dlatego może z takim impetem zaatakowała. Francesca dała się powalić jak szmaciana lalka, oczywiście mogła zareagować, ale popsułaby całą zabawę. - Aaaaa, na pomoc, ratunku! - krzyczała jak oszalała, pozornie bezwładnie machając rękami. Miała w planach wyjąć z cholewki buta sztylet i wbić go prosto w serce swojego napastnika. Czekała tylko na właściwy moment.
Korzystając z sytuacji Derrick wrzucił wampirzycy całą garść monet za dekolt. A te, które tam nie wpadły, docisnął do gołego ciała leżącej.

Przynajmniej w tej sytuacji straż wiedziała co ma robić. Widać było kto na kogo się rzucił, a kto wołał o pomoc. Dlatego też pięciu żołnierzy zdecydowanie przystąpiło do działania.
Talbitt zdążył rzucić monety, lecz nie zbliżył się do wampirzycy nawet na krok zanim nie został powalony przez jednego ze strażników. Słusznej budowy, a w dodatku odziany w grubą skórznię mężczyzna skutecznie przytrzymywał medyka na ziemi. Zresztą zaraz dołączył do niego drugi.
Szamoczących się kobiet nie zdecydowano od razu rozdzielać siłą, za to bez zbędnych ogródek przystąpiono do gróźb. Dwa miecze opuściły pochwy, a ich ostrza skierowały się na półelfkę.
-Zostajecie aresztowani za napaść. Jeśli zaraz nie zejdziesz z tej damy, to źle się dla ciebie skończy – warknął jeden z żołnierzy.
Sytuacja potoczyła się więc koniec końców na korzyść Francesci. Liliel, chociaż z pewnością chciała wydrapać de Riue oczy, a potem ją udusić, nie była głupia. Musiała z niej zejść.
Wampirzyca z kolei w takiej sytuacji musiała zmienić swój plan. Gdyby teraz zabiła poddającą się półelfkę, straży by się to pewnie nie spodobało. W dodatku gdyby zobaczyli jej sztylety, to kto ich tam wie? Może zaczęliby być bardziej podejrzliwi w stosunku do niej?

Zarówno Talbitt, jak i jego towarzyszka zostali brutalnie podniesieni na nogi. Po dwóch mężczyzn trzymało ich mocno, ciągnąc z powrotem ku zamkowi. Nie dziwota, musiały być w nim jakieś lochy. Jeszcze jeden szedł krok za nimi, na wszelki wypadek gdyby jednak któreś z pojmanych próbowałoby uciekać.
Żołnierz zaś, który przyniósł wieść o śmierci jednego z krasnoludów pomógł Francesce wstać na nogi. Zaczął też coś do niej mówić, ale tego już Derrick nie słyszał.

do Derricka Talbitt

Medyk był na wpół prowadzony, a na wpół ciągnięty. Wściekły na głupotę straży, która puściła wolno potwora, za to z taką ochotą zabrała się do zamykania niewinnych osób. Na zamkowym placu zdążyło pojawić się parę osób – gwardziści, zainteresowana służba w roli gapiów. Nie było jednak widać krasnoludów... przynajmniej nie żywych.
Drunin bowiem, a raczej jego ciało, leżało zakrwawione na bruku, otoczone przez dwóch żołnierzy. Trzeci próbował zagonić zamkowe sługi z powrotem do ich roboty, bezskutecznie jednak. Szczególnie teraz, gdy mogli jeszcze pogapić się na prowadzonych Talbitta i Liliel. Sam medyk mógł zaś dostrzec jak półelfka zaciska drżącą szczękę – to co dla jednych jest rozrywką, dla innych jest tragedią.

Tak jak się spodziewali, zostali zabrani do lochu. Zimnego i wilgotnego, mieszczącego się w podziemiach zamku.


Szybko zostali rozdzieleni i poprowadzeni w przeciwne strony korytarza. Medyk wylądował w małym pokoiku w którym bez jakiejkolwiek delikatności został przeszukany. Zabrano mu wszystko – pieniądze, torbę z medycznymi utensyliami, lek dla hrabianki. Nie zadawano żadnych pytań i nie odpowiadano na żadne skargi czy klątwy. Parę minut później, w koszuli, spodniach i butach Derrick wylądował w pustej celi.

do Francesci de Riue

Cholerne srebro rzucone przez medyka piekło skórę jak nic innego. Francesca nie miała nawet za bardzo skali porównawczej, bo ogień szkody żadnej wyrządzić jej nie mógł, a kwasowe dekokty czarodziejów i alchemików nie opuszczały zbyt często pracowni.
-Czy nic się pani nie stało? - pytał strażnik pomagając jej wstać. -Niepotrzebnie zwlekaliśmy, trzeba nam było od razu pani uwierzyć – próbował się tłumaczyć.
 
Zapatashura jest offline  
Stary 22-02-2012, 15:02   #584
 
Asmorinne's Avatar
 
Reputacja: 1 Asmorinne to imię znane każdemuAsmorinne to imię znane każdemuAsmorinne to imię znane każdemuAsmorinne to imię znane każdemuAsmorinne to imię znane każdemuAsmorinne to imię znane każdemuAsmorinne to imię znane każdemuAsmorinne to imię znane każdemuAsmorinne to imię znane każdemuAsmorinne to imię znane każdemuAsmorinne to imię znane każdemu
- Tak, mogliście mnie wziąć za wampira i spalić na stosie! Czemu zwlekaliście? Co wierzyliście mu? Chcieliście srebrem obrzucać? Co?! - Francesca warknęła na żołnierza - Mało mnie nie zabiła! A wy zwlekaliście... mam nadzieje, że otrzymają choć dogodną karę! - dodała, choć wiedziała, że to już nie od niego zależy.
- Co by było gdyby te krasnoludy tutaj przyszły? hę? - machnęła już ręką.

Pozbierała się trochę otrzepała ubranie i ruszyła w stronę swojej ulubionej karczmy. Musiała się przebrać i zrobić coś z tymi potwornymi oparzeniami. Jak na razie piekło jak diabli i miała ochotę kogoś za to roznieść, a nawet dwie osoby. Wiedziała już jakie.

Znalazła tylko swojego pierwszego zauroczonego i czym prędzej ruszyła do karczmy.
- Znajdź coś zimnego, cokolwiek! - rozkazała mu po czym ruszyła do pokoju. Rozebrała się i na razie przyłożyła sobie sztylety do piersi. Wyglądało to dość specyficznie, ale nie przemywała się tym. Strażnik w tym czasie zajął się wyszukiwaniem balii, oczywiście mogła zrobić to służka, ale przecież jego muza nie mogła czekać. Kojąca woda na chwilę ukoiła paskudne pieczenie. Niestety w pomieszczeniu było na tyle ciepło, że i woda złośliwie nagrzała się szybko.
- Cholera! Niech to szlag! Zapłacą mi za to! - klęła pod nosem Francesca, wyobrażając sobie dogodną zemstę. Jak się okazało było to idealnym ukojeniem przewyższającym w swoim działaniu najlepszy mendykant. Na chwilę udało jej się po prostu o tym zapomnieć.
Wymyśliła nawet plan, który chętnie by wykonała. Z racji tego, że wzięła Derricka i Liliel za parę. Planowała na wieczność rozdzielić kochanków. Po tym jak dostałaby się do więzienia, znalazła cele półelfki, obcięłaby jej głowę na oczach medyka. Plan wydawał jej się idealny. Ciekawa była miny zgaszonej miłości i dozgonnej nienawiści ku jej osobie. Wydawało jej się, że to dogodna zemsta za to co jej uczynili.

Postanowiła jednak na razie odłożyć swoje cudowne plany. Chciała najpierw nacieszyć się tytułem szlacheckim i oczywiście majątkiem, a na zemstę każdy czas jest dobry. Strażnik bardzo chciał ulżyć w cierpieniach Liskowi, którą teraz mógł oglądać w całej okazałości, jednak nic sensownego nie przychodziło mu do głowy. Naga pustka myślowa uporczywie wbiła się w jego umysł.

Tego dnia Francesca postanowiła się zabezpieczyć od zbędnych podejrzeń. To co było w niej najbardziej charakterystycznego to włosy. Ludzie najczęściej byli wzrokowcami i pewnie porównywali każdą osobę o rudych lokach do tej z listu gończego. Mały zabieg mógł ją całkowicie już od tego uchronić. Wróciła do straganu, gdzie kupiła swoją wcześniejszą kreację i poprosiła sprzedawczynie o przefarbowanie włosów. Ta z początku niechętna, bo przecież tym się nie zajmuje, ale jak tylko zobaczyła obwitą sakiewkę, jej argumenty przybrały już całkiem inny odcień. “ Tak, będzie panie pięknie w takim kolorze!”. Wampirzyca przy okazji zakupiła suknię bez osłoniętego dekoltu oraz dopłaciła jej za milczenie. Tym razem kreacja spełniała panujące tutaj standardy.

Dzień minął jej na wyczekiwaniu. Mogli się nieco pośpieszyć, z podaniem leku, w końcu chyba zależało im na wyzdrowieniu hrabianki. Miała nadzieje, że jeszcze dzisiaj się ktoś zjawi i zaprosi ją do posiadłości. Co prawda mogła zostać od razu, ale wolała mieć wolną rękę.
 
__________________
Cisza barwą mego życia Szarość pieśnią brzemienną, którą śpiewam w drodze na ścieżkę wojenną istnienia...
Asmorinne jest offline  
Stary 27-02-2012, 18:48   #585
 
Zapatashura's Avatar
 
Reputacja: 1 Zapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputację
do Francesci de Riue
27 lipca, miasto Aldersberg, Aedirn

Ale tego dnia nikt się nie zjawił, co wampirzycę mogło trochę drażnić. W końcu włożyła mnóstwo trudu w znalezienie lekarstwa i oczekiwała należnego wynagrodzenia. A zamiast tego nakazano jej czekać i jeszcze ten przeklęty medyk miał czelność rzucać na nią kalumnie i poparzyć srebrem. Oj nie tak to sobie Francesca wyobrażała. Ale co było zrobić? Tylko czekać. Przynajmniej sny miała przyjemne w oczekiwaniu na następny dzień.

W sennych marzeniach widziała bowiem bal wydany na jej cześć - wybawicielki hrabianki Antoinette. Orkiestra przygrywała do tańca piękne kawałki, a ona wirowała w ramionach przystojnego arystokraty. Mężczyźni wodzili za nią pożądliwym wzrokiem, a kobiety z zazdrości zgrzytały zębami.



(...)

28 lipca, miasto Aldersberg, Aedirn

Z rana też nie przebudziły Liska żadne słowa w stylu “proszę wstawać, złoto czeka”. Szczerze mówiąc nic jej nie obudziło, przez co mogła spać do późna, a potem zamówić sobie coś na śniadanie. Złodziejka mogła już nawet zaczynać zastanawiać się, czy ktoś jej nie chciał oszukać: może elfka wcale nie przyrządziła należytego lekarstwa, albo hrabia nie chciał jej wcale zapłacić. Lecz gdy tego typu myśli zaczynały się pojawiać w jej głowie, wreszcie pojawił się posłaniec.
Wiekiem sięgał już pewnie czterdziestej wiosny, a przynajmniej tak zdawało się rudowłosej. Z informacjami powinny raczej chodzić osoby młodsze, zważywszy na ich szybkość i większą wytrzymałość. Trudno się dziwić, że Francesca zmuszona była czekać tak długo, skoro z wiadomością do niej posłano kogoś tak starego. Przynajmniej ubrany był należycie elegancko, a do wampirzycy zwrócił się nad wyraz grzecznie.
-Jego hrabiowska mość Wolfgang de Aldersberg, pan miasta Aldersberg i przyległych ziem pragnie wezwać panią na zamek - mówił dosyć cicho, ale Francesca nie mogła oprzeć się wrażeniu, że uszy wszystkich obecnych w karczmie wysłuchiwały jego słów. -Bramy są otwarte dla pani w każdej chwili, ale jeśli ja, prosty goniec, mógłbym coś doradzić, lepiej udać się jak najprędzej.

De Riue zdecydowała tej rady posłuchać, ale głównie z tego powodu, że i bez niej chciała jak najprędzej dostać to, co się jej należało. Po tym jednak, co ją spotkało w zeszłym dniu, nie miała zamiaru iść ot tak, sama. Dlatego też kazała posłańcowi chwilę zaczekać, zaś sama zawołała ze swego pokoju wciąż znajdującego się pod jej kontrolą strażnika. Jego nieobecność na posterunku mogła co prawda wzbudzić czyjeś zainteresowanie, ale Francesca się tym nie przejmowała. Z taką obstawą raźno ruszyła do hrabiowskiego zamku.

(...)

Na miejscu można było dostrzec pewne zmiany. Straż była bardziej zagęszczona, pewnie więc potrzebowała wcześniejszych błędów, by się na nich uczyć. Sama Francesca, czy raczej Esmeralda, na zamkowych ziemiach otrzymała dwuosobową, honorową gwardię. Wszystko wyglądało jakoś tak... oficjalnie. A to naprawdę dobrze wróżyło.
Wejście wampirzycy do sali audiencyjnej zaanonsował herold, a tam czekało już kilka osób.

Najważniejszy był naturalnie hrabia de Aldersberg, siedzący na swym tronie z wielce zadowoloną miną.


Na tronie obok zasiadała jego piękna małżonka, hrabina Linmara, nie przestając się uśmiechać i od czasu do czasu biorąc głębokie oddechy w celu uspokojenia.


Trochę dalej, w głębi sali, stał ten sam stary mężczyzna, co wtedy, gdy de Riue pierwszy raz stałą przed osobą hrabiego. Ten jednak minę miał nieodgadnioną, częściowo dlatego, że dużą część jego twarzy zakrywała siwa broda. Lecz po oczach widać było, że do ekscytacji pary hrabiowskiej mu daleko.


Czwarta osoba stała przy małym stoliku, ustawionym dwa metry przed tronami, na którym leżał słusznych rozmiarów worek. Mężczyzna miał około trzydziestu lat, lecz natura brutalnie rozprawiła się z jego włosami, z których zostały już tylko kępki bo bokach. Trzymał on, nieomalże kurczowo, kilka pergaminów.

-Pani Esmeraldo de Paur z Vengerbergu, nie jest pani pierwszą osobą, który przybyła do tego zamku, twierdząc, że odnalazła lek dla mej córki - ropozczął Wolfgang, trochę chłodno. -Ale jest pani pierwszą, której lek przyniósł jakiś efekt - kontynuował.
-Moja córka pierwszy raz od tygodni poruszyła się, a Avanall - skinął ręką w stronę brodatego starca- uważa, że możliwa jest dalsza poprawa.
 
Zapatashura jest offline  
Stary 04-03-2012, 23:11   #586
 
Asmorinne's Avatar
 
Reputacja: 1 Asmorinne to imię znane każdemuAsmorinne to imię znane każdemuAsmorinne to imię znane każdemuAsmorinne to imię znane każdemuAsmorinne to imię znane każdemuAsmorinne to imię znane każdemuAsmorinne to imię znane każdemuAsmorinne to imię znane każdemuAsmorinne to imię znane każdemuAsmorinne to imię znane każdemuAsmorinne to imię znane każdemu
Francesca ukłoniła się dostojnie. Jej twarz była poważna.
- Jestem niezwykle rada, że widać poprawę. Już wkrótce hrabianka stanie na nogi i będzie cieszyła się życiem jak przystało w jej wieku - uśmiechnęła się lekko - zdaje sobie sprawę, że moi poprzednicy również mocno upierali się swoich słów, ale możecie mi Państwo wierzyć, że nie należę do nich.
-Pani poprzednicy, którzy myśleli, że zdołają mnie oszukać, źle skończyli - stwierdził surowo. Okoliczności jednak nie pozwalały mu utrzymywać srogiej miny. Rozpogodził się zatem szybko i dodał. -Zgodnie z moją obietnicą, czeka panią nagroda. Pieniądze nie stanowią problemu i znajdują się na stoliku przed panią - wyciągnął dłoń w stronę pokaźnego worka. -Oczywiście taki pieniądz trochę waży, jeśli więc wyrazi pani taką wolę odeślę z panią straż, by monety mogła pani złożyć w banku.
- Tak, straż na pewno będzie pomocna. Szczególnie, że bandytów spotkać można przy samej bramie...
- była pewna, że już dowiedzieli się o napaści - dziękuje bardzo - jeszcze się nie poruszyła, a zamarła w oczekiwaniu. Najbardziej wszak zależało jej na tytule szlacheckim, o którym jeszcze hrabia nie wspomniał
-Nadanie tytułu wymaga odpowiedniego ceremoniału - de Riue miała rację, audiencja się jeszcze nie skończyła. -Zebrania szlachty, która świadkować będzie nadaniu tytułu. Co zrozumiałe, wiąże się to z czasem. Domyślam się także, że i pani chciałaby sprowadzić do Aldersbergu jakichś własnych świadków.
- Tak oczywiście. Jeszcze dzisiaj wyślę gońców, ale łatwiej mi będzie jeśli ten czas będzie dokładniej określony - powiedziała jak się wydawało szczerze, choć nie zamierzała po nikogo posyłać. Na swej drodze spotkała mnóstwo ludzi, ale niekoniecznie musiała ich widzieć, była nawet pewna, że wiele chciałoby jej śmierci. Ale czemu się dziwić, jeśli ma się więcej wrogów niż przyjaciół. Z tych, których chciała spotkać, cześć zdążyła doczekać swojego prywatnego końca świata, a część po prostu się ukrywała.
-To w dużej mierze zależy od pani - stwierdził hrabia. -Zgromadzenie szlachty i przygotowanie ceremoniału może zająć pięć, siedem dni. Ale przyjazd pani gości z Vengerbergu zajmie przecież dłużej.
- Tak w takim razie nie chcę ich w to ingerować. - rozmyśliła się jak to na kobietę przystało - Nie chcę również państwu zabierać czasu. Poza tym hrabianka będzie dla mnie doskonałym świadkiem, myślę, że już będzie mogła brać udział w audiencji do tego czasu - uśmiechnęła się lekko. Wolfgang de Aldersberg zawiesił wzrok na rudowłosej na parę chwil. Chyba nie takiej odpowiedzi oczekiwał.
- Jak pani uważa - stwierdził w końcu. -Jeżeli zatrzymuje się pani dalej w tym samym miejscu, zaproszenie zostanie tam wysłane w stosownym czasie.
- Dobrze... zostanę tam w takim razie. Poczekam na zaproszenie - nie podobał jej się ton Wolfganga, ale nie pokazała tego po sobie. Ten gburowaty jegomość jeszcze zapamięta jej twarz. Tydzień spokoju... ciężko będzie wytrzymać, ale czego się nie robi dla tytułu.
-Jeżeli życzy sobie pani odebrać noble teraz, każę przybyć straży. W przeciwnym wypadku, pieniądze będę na panią czekały na uroczystości.
- Odbiorę teraz - powiedziała stanowczo.
- Jak pani sobie życzy - odparł hrabia i tak jak zapowiedział, zawołał straże. Tak jak spodziewała się Francesca dwa oddechy nie minęły, nim drzwi sali audiencyjnej się otworzyły, a do środka wkroczyło paru uzbrojonych mężczyzn.
-Ty i ty - Wolfgang wskazał dwóch z nich. - Odprowadzicie panią Esmeraldę i zaniesiecie jej nagrodę - rozkazał. Zanim jednak którykolwiek z nich zdążył zbliżyć się do stojącego na stoliku worka, milczący do tej pory, łysiejący mężczyzna nieśmiało wtrącił.
-Panie mój, jeśli mogę...
-O co chodzi Cecylu? - de Aldersberg nieomal westchnął.
-Odbiór tych pieniędzy należy pokwitować - odparł natychmiast, kierując swe słowa w równym stopniu do hrabiego, co do Francesci.
- To chyba nie problem... - wampirzyca zatrzepotała rzęsami. Już w wyobraźni ukazywał jej się szkic wydawania majątku. Co sobie będzie mogła kupić? Co się jej przyda? A co najważniejsze, jak długo zdoła usiedzieć w jednym miejscu. W końcu mogła jakiś czas obejść się bez krwi, ale cóż to za życie gdy się odmawia najsłodszej jego części. Pozostała jeszcze kwestia zemsty na medyku. Hmnn może powoła go na świadka ceremonii?
-Nie, nie, żaden problem - zapewnił Cecyl rozwijając na stoliku jeden z pergaminów. Wyjął też ze swych kieszeni pióro i zakręcony kałamarz. -Wystarczy tylko tutaj podpisać.


Kobieta podeszłe do Cecyla i odebrała od niego pióro. Dość niezgrabnym ruchem umoczyła je w kałamarzu. Dawno tego nie robiła, więc skupiła się bardziej. To co znalazło się na pergaminie nie przysporzyło jej kolejnego powodu do dumy, aczkolwiek podpis był. Co prawda nie był do podrobienia, chyba nawet dla niej, więc na swój sposób można było go uznać za unikalny. Mężczyzna przyjrzał się uważnie pergaminowi, jakby w międzyczasie mogło się z nim coś złego wydarzyć, ale spokojnie stwierdził - tak, tak. Teraz wszystko jest zgodnie z protokołem.
-Bardzo dobrze Cecylu, nie musisz więc zajmować pani Esmeraldzie więcej czasu. Możecie zabrać już pieniądze i odprowadzić panią de Paur. Jest pani wolna - oznajmił hrabia. Kobieta po instruowała strażników co mają robić, ci oczywiście jak przystało na wyszkoloną służbę wykonali wszystko całkiem sprawnie. Francesca postanowiła po części urzeczywistnić swój sen. Gdy tylko wpłaciła część złota w banku, udała się w stronę karczmy.
- Karczmarzu piwo dla wszystkich gości! - klasnęła w dłonie kobieta. Nie wykosztowała się za bardzo, bo tylko trzech gości dostało sprezentowany trunek. Podziękowali szczerze wybrakowanym uzębieniem, po czym wrócili do rozmowy. Kobieta westchnęła, nagle poczuła, że dni oczekiwania będą niezwykle długie.
 
__________________
Cisza barwą mego życia Szarość pieśnią brzemienną, którą śpiewam w drodze na ścieżkę wojenną istnienia...

Ostatnio edytowane przez Asmorinne : 04-03-2012 o 23:15.
Asmorinne jest offline  
Stary 15-03-2012, 20:23   #587
 
Zapatashura's Avatar
 
Reputacja: 1 Zapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputację
do Francesci de Riue

I były długie. A na dodatek potwornie nudne, bo Francesca nie za bardzo mogła zwracać na siebie niepotrzebnie uwagę. Pieniądze co prawda już otrzymała, ale do tytułu trzeba było cierpliwie swoje wyczekać i nie dawać kapryśnej władzy pretekstów, by zmieniła zdanie. A już Lisek sama wiedziała, że jej działania zwykły wywoływać negatywne emocje.
No, ale jak już zostanie miejscową szlachcianką, to kto jej coś zarzuci? Po prostu stwierdzą, że jest ekscentryczna, jak to się mawia i tyle. Tytuły mają liczne przywileje. I chyba są warte odrobina cierpliwości... oby.

(...)

Wiadomość od hrabiego nadeszła dopiero piątego dnia, kiedy wampirzyca była już na zupełnym skraju swojej cierpliwości. Informacja niestety dotyczyła jedynie gotowości aldersberdzkich wielmożów, a nie kolejnego zaproszenia na zamek. Posłaniec chciał jedynie wiedzieć, na kiedy de Riue będzie gotowa. Gdy otrzymał dość niecierpliwą odpowiedź, że w każdej chwili, oddalił się obiecując przybyć kolejnym razem już z datą uroczystości.
Niestety więc, przeklęta czekanina jeszcze bardziej się przedłużała.

Szczęście w nieszczęściu, że tylko o parę godzin. Tego samego dnia bowiem mężczyzna powrócił, z zalakowanym zaproszeniem, skierowanym do Esmeraldy de Paur z Vengerbergu.


Nadanie szlacheckiego tytułu miało się odbyć następnego dnia, w południe.

(...)

Miała już prawie wszystko przygotowane. Czekała jedynie na brylantowy naszyjnik, doskonale komponujący się do wykwintnej sukni, która sporo ją kosztowała. Nie miała jednak zamiaru sobie żałować, ta niezwykła okazja wymagała wręcz wyjątkowej ekskluzywności i nawet lekkiej przesadności. Francesca niewątpliwe będzie wyglądała niczym bogini, krwista czerwona sukienka doskonale podkreślała jej walory.


Na rudych włosach wciąż utrzymywał się czarny barwnik, ten kolor nawet zaczął się jej podobać. Czasem warto coś zmienić, dlatego kobieta postanowiła, że jak na razie utrzyma tę kompozycję.

Tym czasem czekała ją ostatnia przymiarka. Przez ostatni czas tak często odwiedzała kramik krawcowej, że zdążyła poznać jej cała historię. Ta pełna energii, choć już podstarzała kobieta wywoływała wiele pozytywnych emocji u Francescy i chyba to najbardziej pomogło jej przetrwać ten cały czas wyczekiwania. Nie wliczając Williama, z którym spędziła kilka nasączonych namiętnością chwil. Ale mniejsza o to. Wampirzyca coraz bardziej była podekscytowana nadaniem szlacheckiego tytułu. Czy był w historii jakiś wampir ze szlachty? Wątpiła i tym bardziej była zadowolona ze swoich poczynań. Nie na darmo się poświęcała, a jutrzejszy dzień miał jej wynagrodzić wszelkie trudności.

3 sierpnia, miasto Aldersberg, Aedirn

Zaczął się on jednak tak sobie. Mianowicie niebo nad miastem było zaciągnięte chmurami, zza których próbowało przebijać się letnie słońce. Prawie cały lipiec był ciepły i słoneczny, ale najwyraźniej sierpień miał dotychczasowy stan rzeczy zmienić.


Na razie jednak nie padało, a ostatecznie Francesca i tak nie przepadała za słońcem. Była przecież stworzeniem nocy, a natury (w przeciwieństwie do ludzi) tak łatwo oszukać się nie da.
Pogoda czy nie pogoda, nic nie mogło tego dnia zepsuć. Uroczystość na jej cześć i tak miała się odbyć pod dachem, a żaden szanujący się arystokrata również zwykłej mżawce nie dałby się zatrzymać. Dlatego też w dobrym nastroju ruszyła do zamku, by zdążyć na wyznaczoną porę.

Rzecz jasna wieść o odnalezieniu leku dla hrabianki Antoinette i wiążącej się z tym uroczystości rozeszła się po Aldersbergu już parę dni temu. Ludzie prześcigali się w wymyślanu różnych historii o tym kto i jak lek zdobył. Jedni zarzekali się, że to bohaterski szewc wydarł sprytem magiczny eliksir z rąk elfów z Doliny Kwiatów. Jeszcze inni uważali, że to cny rycerz zapuścił się aż do Brokilonu by tam odnaleźć Lionorę Aelbedh. Nikt jednak nie imaginował sobie przebiegłej wampirzycy, która zdobyła lekarstwo. Prawda bywa czasami znacznie ciekawsza od fikcji.

(...)

Gdy Francesca wkraczała do zamku, od razu mogła poczuć, że jest to wielki dzień. Na dziedzińcu stały powozy, niewątpliwie należące do miejscowych wielmożów, dla których przejście paru staj to zdecydowanie za duży wysiłek. Krzątało się też mnóstwo służby i straży - większość na pewno z obowiązku, ale Lisek podejrzewała, że parę osób przywiodła tu ciekawość.

Nie została też zaprowadzona do znanej jej już sali tronowej. Elegancko ubrany kamerdyner towarzyszył jej do większej i bardziej wystawnej sali, przeznaczonej jak się domyślała na hrabiowskie bale. Wszak szlachta bawiła się wystawnie.


A w sali, naturalnie, zebrana już była towarzyska śmietanka miasta. Około dwudziestu osób, jeśli nie liczyć honorowej straży i podpierającej ściany służby. Wszyscy wykwintnie ubrani i nie marnujący okazji do dworkich plotek. Przybycie de Riue uciszyło jednak ich rozmowy, całą uwagę wampirzyca skupiła bowiem na sobie.
Wśród wszystkich zebranych nie dostrzegała jednak hrabiego, ani jego małżonki. Widocznie ich status nie pozwalał na czekanie na kogokolwiek i pewnie teraz jakiś sługa spiesznie informował ich o jej przybyciu. Nie można jednak było powiedzieć, że Francesca została pozostawiona sama sobie, o nie. Szybko bowiem podszedł do niej młody, wyprostowany niczym struna, młody mężczyzna.


-Pani Esmeralda de Paur? - zapytał. -Należą się pani wszystkie możliwe słowa podziękowania za przywrócenie zmysłów mojej siostrze - rzekł z uśmiechem. Faktycznie coś w jego twarzy przypominało Wolfganga de Aldersberga. -Nazywam się Zygfryd de Aldersberg i będzie dla mnie zaszczytem towarzyszyć pani do przybycia mych rodziców.
Mile łechtało to ego wampirzycy: następca hrabiego miał tego dnia chodzić z nią w roli towarzysza. Bardzo miła perspektywa.
-W międzyczasie chciałbym pani przedstawić miejscową szlachtę - zaproponował.

Propozycja była zupełnie niewinna, wszak i tak wszyscy France... to znaczy Esmeraldę widzieli, a skoro miała zostać nową lady w Aldersbergu, to i pozostałych wielmożów musiała poznać.
Dlatego też katastrofa, która z tego wyniknęła była niespodzianką dla obu stron. O ile bowiem przedstawiciele rodów zu Recke, czy Graaf, traktowali Liska z typową dla wysoko urodzonych chłodną wyniosłością, o tyle kolejna osoba zareagowała znacznie bardziej żywiołowo.
-Mam też zaszczyt przedstawić pani bohatera naszego miasta. Osobę, która pryzwróciła porządek po zamieszkach - mówił Zygfryd - lorda Leonarda Frolice’a.

Nazwisko było znajome. Bardzo znajome. Był to ten sam człowiek, którego próbowała zabić dwa miesiące temu. Dotychczas trzymał się na uboczu, pochłonięty rozmową z kimś nie zwracał uwagi na wampirzycę. Słysząc jednak swoje imię odwrócił się.


I tak jak Francesca od razu rozpoznała jego, tak on rozpoznał ją.


-To morderczyni! - zakrzyknął od razu, a z twarzy odpłynęła mu krew. -Wydano za nią list gończy! Straże, łapać ją do ciężkiej cholery!

I tak wszystko w jednej chwili wzięło w łeb. O ile bowiem straże mogły nie wierzyć w oskarżenia Derricka Talbitt, tak słowa szlachcica niosły ze sobą odpowiednią wagę...

(...)

Cytat:
Opowieści o tym co działo się tego dnia na zamku jeszcze długo były żywe, nie tylko w Aldersbergu, lecz i w całym Aedirn. Wersji było wiele, ubarwień jeszcze więcej, a że faktów mało, tym gorzej dla faktów.
Jedni mówili, że przebiegła zbrodniarka rzuciła się do ucieczki, zostawiają po sobie jeno pantofelek, który straż miejska mogła sobie ino w rzyć wsadzić.
Drudzy mówili, że morderczyni, w fachu swym biegła, podjęła walkę i położyła pokotem dziesięciu zbrojnych mężczyzn, nim sama została raniona i zabita. Miejscowy grabarz twierdził jednak, że nikogo o twarzy z gończego listu w ziemi nie chował, to trudno było uznać, że to prawda.
A jeszcze inni, po wielu piwach albo i innej gorzale, mówili, że bandytka przez okno wyskoczyła, a jej cudna suknia rozpostarła się niczym skrzydła, na których uciekła. Ale to przecież bujda musiała być pijacka.

Faktem było, że miejscowa straż okazała się bandą kretynów, która nie nauczywszy się niczego z miejskich zamieszek, znowu dopuściła do wielkiego blamażu. Głowy się z tego tytułu posypały, a i wielu strażników pozbawiono żołdu i ze służby wywalono na zbity ryj.

Hrabianka Antoinette zaś, co dość ironiczne, za stan swój winić musiała zbrodniarzy, lecz i za swe wyzdrowienie wdzięczność winna była zbrodniarce. Życie przecież to nie bajka, nie wszystko jest białe albo czarne.
Va'esse deireádh aep eigean...
 
Zapatashura jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 22:34.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172