Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 16-02-2012, 12:02   #45
kanna
 
kanna's Avatar
 
Reputacja: 1 kanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputację
Środkowa część posta we współpracy z Gryfem :)

- O widzisz – konkubent nie krył zadowolenia. – Jak wrzeszczy, degenerat jeden. Słyszysz jego słownictwo. Jest gorszy niż Słowik spod ósemki. A przecież ten to stary hutnik i pijaczyna. Menel, mówię ci kochanie. Menel, jakich mało.
- Znam Patryka od małego – kobieta pokręciła głową – nie mógłby się tak zmienić… zresztą, Przemek i Wojtek z nim rozmawiali, i on nie chciał skrzywdzić Baśki. To był przypadek.

Mężczyzna wydał odgłos, jakby się zakrztusił. Opanował się jednak szybko.
- Zeniu… - powiedział miękko, obejmując kobietę ramieniem – on chciał ci zg.. skrzywdzić dziecko. Nie ma co udawać, że było inaczej. Wiem, że go znacie, ale to żaden dowód. Większości gwałtów dopuszczają się znajomi dziewczyn. Baśka nie jest moja, ale dbam o ciebie i on nią też zadbam, dopóki będzie trzeba. Załatwimy to tak, żeby jej nie mieszać, wiesz przecież..

Baśka, od kilku minut przysłuchująca się rozmowie, wparowała wściekła do kuchni.
- Nie pozwalam ci! – krzyknęła do mężczyzny – nie pozwalam ci, rozumiesz? On mi nic nie zrobił, wpadłam na kogoś w bramie, Patryk tamtego przestraszył i się na mnie przewrócił przypadkiem. To wszystko! I nie spałam z Andrzejem, ani z Patrykiem, ani w ogóle, to nie twoja sprawa, nie możesz się mieszać, rozumiesz?!
- Basiu – kobieta podniosła się na nogi i podeszła do córki – Basiu… uspokój się.
- On tu tylko miesza, mamo! – krzyczała Baśka - Dlaczego wierzysz jemu i tym plotkarom, a nie mi i chłopakom?? Jak mówię, że nic nie było, to nie było! Niech się on stad zabiera!!
- Baśka! – głos kobiety nabrał ostrzejszej barwy. Mężczyzna siedział bez słowa, z obojętna twarzą, czekając, aż dziewczyna się wykrzyczy. Paradoksalnie, jego obojętność i bierność nakręcała Baśkę.
- Wszystko było prostsze, jak go nie było!
- Baśka, wystarczy, przestań natychmiast zachowywać się jak rozkapryszona, egoistyczna gówniara! Uspokój się i przeproś Zbyszka.

Baśka, bez słowa, wybiegła trzaskając drzwiami.

Matka chciała za nią pójść, ale mężczyzna zatrzymał ją.
- Poczekaj. Niech ochłonie.
- Przepraszam cię, Zbyszek…
- Nie musisz, Zeniu. Ja rozumiem. Poza tym – nie jesteś winna, że mała sobie nie radzi. Psychika człowieka jest delikatna. Takie przeżycia… dla dorosłego to trudne. Nie martw się, mam znajomego psychiatrę, obejrzy ja, jakieś leki się dobierze, może sanatorium…
- Jesteś taki dobry dla nas, Zbyszku – rozczuliła się kobieta.

Mężczyzna uśmiechnął się, samymi ustami, oczy pozostały obojętne.
- A jesteś pewna, że ona nie jest w ciąży? Hormony różne rzeczy wyprawiają… ma gdzieś ten, kalendarzyk? Zapisuje? No wiesz…


------
Baśka, ciągle roztrzęsiona po rozmowie z matka i.. tym, wbiegła na piętro Gawrona. Skrzywiła się, zapach był wyraźny, choć trudno identyfikowalny w pierwszym momencie. Po chwili wyobraźnia podsunęła jej obraz Patryka, leżącego za drzwiami we własnych wymiocinach i ekskrementach.
Poczucie winy dźgnęło ją mocno, zachęcając do dalszych kroków.
Podeszła do drzwi. Przez chwilę wpatrywała się w trójlterowy wyraz, noszący ślady energicznego wycierania - obraz słowa z niczym jej się nie kojarzył. Dopiero kiedy przeczytała całość... Basia - oczywiście - postrzegała siębie jako osobę nie używająca takich wyrazów, ale doskonale wiedziała, jak brzmi prawidłowa pisownia.
Napisy nie pozostawiały żadnego miejsca dla domysłów co o Gawronie sądzą mieszkańcy kamienicy.

Poszukała najczystszego kawałka drzwi i zapukała.

W środku rozległo się odległe przekleństwo, odgłos człapania, chwila ciszy, trzask otwieranych kolejno zamków. Po nieskończenie długiej chwili drzwi otworzyły się z głośnym skrzypnięciem. Gospodarz miał na sobie frotowy szlafrok, wyraźnie odziedziczony po dziadku, w ręku trzymał napoczętego bączka Żywca. Przypatrywał się Baśce, jakby pierwszy raz widział ją na oczy, najwyraźniej niezbyt wiedząc co powiedzieć.

- Cześć. - bąknął w końcu i cofnął się zapraszając dziewczynę do środka.

- Cześć. – napięcie zeszło z niej, Patryk wyglądał na całkiem przytomnego. Osty zapach nasilił się kiedy Gawron poruszył drzwiami, Baska zawahała się, niepewna, co zastanie za progiem.
- Kanalizacja ci wywaliła? – zapytała, ciągle stojąc na klatce. Była wdzięczna losowi , że podsunął jej inny temat rozmowy i nie musi zaczynać od przepraszania Patryka.

- Nie, drzwi mi walą gównem. - odparł tonem niezobowiązującej pogawędki, nie zmieniając pozycji. - Wte albo wewte, młoda, zimno tu i śmierdzi.

Basia weszła.
- Próbowałeś bardzo gorącą wodą? lub octem?

Gawron zmierzył Baśkę dziwnym wzrokiem i pociągnął łyk z butelki.
- Próbowałem szczotką do kibla z ludwikiem. Gówno zeszło, smród został. - mruknął, zamykając drzwi. - Chcesz piwo?

- Nie lubię piwa - powiedziała i w końcu podniosła głowę, żeby popatrzeć na chłopaka. Zobaczyła ślady paznokci na jego twarzy - Przepraszam. Przyszłam powiedziec, że głupio wyszło i że..no, nie chciałam cię kopać i wogóle. Strasznie mi głupio.

- Nic się nie stało. Chyba.. - podrapał się po głowie, błądząc wzrokiem po przedpokoju. - Wiesz, że nie... znaczy, ja nie próbowałem... wiesz o tym, prawda?

- Wiem, pamiętam już .. wpadłam na kogoś, ciągnął mnie.. chłopaki nic ci nie zrobili? - przyjrzała mu się, oglądając wszystkie kawałki skóry wystające spod szlafroka. Nie wyglądał dobrze. - bardzo cię przepraszam. I te napisy.. ale wiesz, to nie ja pisałam. I z Andrzejem też nie.. wiesz.

- Wiem, wiem. A chłopaki... - Gawron mimo woli zaśmiał się na wspomnienie wczorajszego spotkania. - Taaak. Braci to masz udanych. Trzeba było ich widzieć. Przemo i ta jego mina Rambo. - Patryk zaczął naśladować "złowieszczy" chód Przemka, jednocześnie wprowadzając Baśkę do kuchni i zajmując miejsce przy stole. - Nic nie było. Na ich szczęście. Psa mają fajnego. Mów lepiej co tam się stało. Bo ja pamiętam tylko... znaczy widziałem.. znaczy... ciemno było, a potem nikogo nie było widać. Myślałem, że miałaś jakiś atak, czy coś.

Baśka nie mogła powstrzymać uśmiechu, kiedy Patryk naśladował Przemka. Rozluźniła się lekko.
- A wiesz, jak on się nazywa? – zapytała i zachichotała - Nigdy nie zgadniesz. Pusiek. To pieszczoch. W życiu nikogo nie ugryzł.
Usiadła i przygryzła wargę.
- Wracałam. Było ciemno. Coś.. coś było w oknach. Przewidziało mi się, znaczy. Przestraszyłam się. Wpadłam na kogoś w bramie. Był wielki, gruby... - zamilkła, zastanawiając się ile z tego, co pamięta, jest faktem, a ile urojeniem. I jak bardzo zrobi z siebie idiotkę, kiedy się przyzna Patrykowi, co jej się wydaje, że widziała.

- Może to ta stara wariatka Leokadia... waży z dwieście kilo - Gawron z zamyślona miną zdecydowanie nie wyglądał mądrze - Co o tych oknach, bo nie załapałem?

- Mordy. - powiedziała Baśka bardzo cicho, tak że ledwie sama siebie słyszała. Musiała komuś powiedzieć. Oczy rozszerzyły sie jej ze strachu. - Patrzyły.. śmiały się. Czekały. Jak drapieżniki. Chciały mnie dopaść. Ona miała maskę.

- Jezu, Baśka... - Nie, nie patrzył na nią, jak na wariatkę i zdecydowanie nie sprawiał wrażenia, jakby jej nie wierzył. To "Jezu, Baśka" brzmiało raczej jak upomnienie, pobrzmiewała w nim nutka niesmaku. - I o to całe zamieszanie? Słuchaj, mnie tam możesz, znam cię od takiego smarka, ale nie opowiadaj ludziom takich rzeczy, bo cię w kaftan zapną. Ja sam... znaczy...
Przerwał. Na stole nie wiedzieć w którym momencie znalazła się znana Baśce butelka opisana cyrylicą i dwie wypełnione do połowy musztardówki. Patryk opróżnił swoją do połowy jednym haustem.

- Takie rzeczy się zdarzają. Czubek kiedyś się nawdychał rozpuszczalnika i uważał, że umie latać. Ja... no powiedzmy wszyscy czasem coś widzimy. Bułka ostatnio mówiła, że to przez Czarnobyl, i że wszystkim nam trochę odwala. Ja tam się nie znam, ale ona prawie lekarzem jest, to chyba wie... Może po prostu nikt o tym nie mówi.

Baśka skuliła się na krześle, obejmując ciasno ramionami.
- Ja nic nie wącham. I prawie nie pije. I nie jestem w ciąży, jak cała kamienica sugeruje. A od śmierci Andrzeja.. widzę różne rzeczy. Które wiem, że nie istnieją. Wiesz… ja jestem po liceum medycznym. Myślę, że to schizofrenia. Ze świruję, po prostu. Nie ma innego wyjaśnienia.

Gawron najwyraźniej niezbyt wiedział jak się zachować. Zamordowane dawno temu człowieczeństwo kazało mu się zamknąć, objąć i pozwolić się dziewczynie wypłakać, doświadczenie wczorajszego dnia kazało mu zostać gdzie siedzi, a wyraźnie skrępowany całą sytuacją wewnętrzny pijak miał ochotę złapać za flaszkę i wytrąbić ją duszkiem. Po minucie niezręcznego milczenia Patryk wypracował kompromis.
- Chuja tam schizofrenia. - Mruknął i opróżnił swoją szklankę do dna. - Słuchaj Baśka, młoda jesteś i gówno jeszcze wiesz o życiu. Nie wiem, czego cię tam uczyli w tym liceum, ja wiem co widziałem. Gówno chodzi po ludziach. Takie rzeczy robią się nie tylko od picia. I nie tylko od ćpania. Ludziom czasem odwala. Rzadko, ale nie tak znowu rzadko jak może ci się wydawać. A potem równie szybko przechodzi. Może być milion powodów. Może czegoś się przypadkiem nawąchałaś i sama nie wiesz kiedy. Mało to syfów w powietrzu wisi? A nawet jak nie... Nerwy, niewyspanie, jakieś stare tau.. no... mów, mów, mów... traumy, czy jakoś tak. Zajebali gościa z naszego podwórka! Jedno, kurwa, z nas. Mamy prawo trochę świrować.

- Ty sam...- Baśka podniosła głowę i popatrzyła z nadzieją na Patryka - Ty sam co? Też.. też widziałeś? Tego, co mnie ciągnął? Widziałeś, ze miał maskę i oczy mu świeciły na żółto? Widziałeś?! - zapytała z desperacją w głosie."Powiedz, że tak " - w jej oczach wypisane było błaganie.

Patryk przez chwilę w milczeniu przypatrywał się dziewczynie. Westchnął.
- Nie wiem co widziałem. Słowo. To się działo za szybko. Faktycznie wyglądało to trochę, jakby coś ciągnęło cię do piwnicy. I to coś mogło mieć żółte oczy. Ale jak podbiegłem, okazało się, że to tylko jakiś cień. Cholera wie, może jakieś światło z okna w piwnicy się odbijało... może to kot... nie wiem... Jak minutę później zszedłem na dół po węgiel nikogo tam nie było. Tam nie ma znowu aż tyle miejsca, żeby się grubas schował. Chyba, że faktycznie zderzyłaś się z tą wiedźmą spod jedynki, a te oczy to coś z piwnicy. Pewnie coś głupiego, z czego za tydzień będziemy się rechotać.

Baśka skuliła się jeszcze bardziej, nadzieja w jej oczach zgasła. Nie wierzył jej. Miał ją za kretynkę, co się przestraszyła kota. Wstała z krzesła.
- Pójdę.. matka się będzie niepokoić. Jeszcze raz przepraszam, że cię podrapałam. Powiem wszystkim, jak było, że tylko się przypadkiem zwaliłeś na mnie. Wojtek skołuje jakiś rozpuszczalnik, to się drzwi doczyści...

- Będę wdzięczny. Sorry, że się na ciebie zwaliłem - palnął niezbyt wiedząc co mądrzejszego powiedzieć. - Wiesz.. też się nieźle wystraszyłem. Czekaj chwilę, zejdę z tobą, węgiel mi się kończy. Póki się nie dowiemy co to było, może lepiej nie kręć się tu sama po nocy.

- Dzięki. Choć nie ma potrzeby - dziewczyna poszła do drzwi.

- Echh. Kurwa mać. Poczekaj chwilę. - Gawron klapnął ponownie na krzesło i powoli wypuścił z siebie powietrze wbijając wzrok w sufit. - Dobra. Gówno nie kot. Opowiem ci, co widziałem, ale jak rozgadasz, to ci własnoręcznie łeb urwę. Ani mru mru, nawet starszej i braciom. Nawet Bułkom, Pyzie i Grześkowi. Łapiesz?

Baśka odwróciła się, bardzo powoli i pokiwała głową.

- Grubasa w masce nie widziałem, ale... - przez dłuższą chwilę milczał, jakby szukając odpowiednich słów - to co mówiłem o cieniu... mówiłem dosłownie. Widziałem jakby z piwnicy coś wypełzało. Wyglądało jak jakiś pysk zrobiony z dymu... Kompletnie nierealnie. Nie miałem czasu się przyglądać. To coś ciągnęło... Wydawało mi się, że ciągnie cię do piwnicy. Jak na to ruszyłem, cofnęło się i znikło. A przynajmniej straciłem to z oczu. Latarka zgasła, a ja... zresztą znasz ciąg dalszy.

Basia patrzyła na Patryka szeroko otwartymi oczami. W miarę jak mówił jej twarz robiła się coraz bardziej biała. Słuchała bez słowa.
- Coś jeszcze? - wykrztusiła w końcu po kilkudziesięciu sekundach milczenia - widziałeś coś jeszcze dziwnego.. wcześniej? - dopytała jeszcze ciszej - Na pogrzebie? Wcześniej?

- Aż tak było widać? - Patryk uśmiechnął się krzywo. - Jezu, Baśka, dobra, oboje widzieliśmy Bóg wie co. I co z tego? Mówię: takie rzeczy się zdarzają w nerwach. Trzeba żyć dalej.

- Nie rozumiesz, Patryk, nie rozumiesz – Baśka zaczęła panikować – PAMIĘTAM, że ktoś mnie ciągnął po ziemi. Pamiętam, jak szorowałam plecami po podłodze, głowa mi podskoczyła na nierówności, pamiętam.. urojenia nie ciągną człowieka za nogi. Gdybyś tego nie wypłoszył - mówiła coraz szybciej, zaczęło jej brakować tchu - W tej piwnicy.. jak Andrzej.. Andrzej… przecież ktoś mu to zrobił.. ten drut… ktoś go zamordował. To było naprawdę. Wszyscy zginiemy, Patryk, wszyscy. To coś.. ale dlaczego? Dlaczego?

- Nikt jeszcze nie umiera. Oddychaj dziewczyno. Usiądź. - mruknął pociągając łyk wódki. - Nasze drobne szajby to jedno, a morderstwo Czubka to zupełnie inna para kaloszy. Ale jego nie zabił żaden Czarny Lud z piwnicy, tylko jakiś cholerny skurwiel z drutem kolczastym. Który, owszem, nadal biega na wolności. Boisz się i dobrze, że się boisz, bo jest czego. I nie duchów, ani jakiejś wydumanej schizofrenii, więc może czas wyciągnąć wnioski. Nie wiem co tam się dokładnie stało, ale wiem, że nie stałoby się gdybyś nie szwędała się sama w nocy po mieście. - Pocieszający Gawron był równie delikatny, co Gawron ratujący przed demonami z piwnicy. Czuł, że powinien do tego dodać jakiś "babski", podnoszący na duchu ozdobnik...
- Dotarło? - no cóż, ten był dobry jak każdy inny. Kwestia tonu, prawda?

Baśka pokiwała energicznie głową. Ale nie była to reakcja na słowa Gawrona. Na twarzy pojawiały się jej wypieki.
- Poczekaj – powiedziała z nową energia, która ją teraz przepełniała – mam dowód. Pokażę ci to i wtedy mi uwierzysz.
Odwróciła się i pobiegła w stronę drzwi.

Za jej plecami zabrzmiało coś w rodzaju “wierzę ci, po prostu....” i zmęczone westchnienie, a następnie niechętne człapanie. Patryk zatrzymał się w drzwiach i odprowadził dziewczynę wzrokiem. Ot tak na wszelki wypadek, gdyby nieistniejący dym z piwnicy wrócił.

Na klatce – oczywiście – było ciemno. Baśka minęła zakręt korytarza i wrzasnęła przeraźliwie, kiedy wpadła na kogoś stającego za rogiem.
- Ej – mężczyzna złapał ją delikatnie, ale stanowczo za ramiona i przytrzymał – Baśka, to ja. Zeniu, tu jest! – krzyknął w głąb schodów. Przytrzymał dziewczynę i oddał kobiecie, która weszła na korytarz.
- Basiu – matka objęła dziewczynę – Basiu, napędziłaś nam stracha… tak wybiegłaś, szukamy cię z Zbyszkiem… Chodź, wracamy..


-----

- Wiesz, Zbyszko uważa, że Basia go kryje. Tak, tego Gawrona. Ze miała na niego ochotę, sprowokowała go, a potem się przestraszyła i narobiła wrzasku.
- Może się pocieszali po pogrzebie Andrzeja? No, wiem, że Baśka nie jest taka.. Pewnie szli do niego do mieszkania i ... jak to młodzi, popłynęli.
- W każdym razie Zbyszek to załatwił. Gawron da jej spokój.
- Jak Basia? Wiesz, bardzo, naprawdę bardzo się uspokoiła, jak się dowiedziała, że Zbyszko ma tego znajomego ordynatora na psychiatrii. Tak, teraz niełatwo ze specjalistami.. A to tak delikatna materia.. Baśka zawsze wrażliwa była, artystka. Pamiętasz, jak w tym przedstawieniu Ofelie grała? Taka była przekonująca, nawet była wzmianka w Głosie dzielnicy … No, w każdym razie już teraz wie, że jak coś to o nią zadbamy ze Zbyszkiem. Nie musi się już bać. Tak, bardzo ją to uspokoiło i podniosło na duchu. Od razu przeprosiła Zbyszka, za ten wybuch. Ale Zbyszek nie ma do niej pretensji. On jest taki dobry i wyrozumiały….
- Tak, jutro z samego rana na groby idziemy. Przez to zamieszanie wczoraj dziś nie byliśmy.. Jak zwykle: No Andrzej, wiadomo, rodzice, dziadkowie.. a, do Zenka też, oczywiście.
- To pa, kochana, pa.
 
__________________
A poza tym sądzę, że Reputację należy przywrócić.

Ostatnio edytowane przez kanna : 16-02-2012 o 12:04.
kanna jest offline