Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 16-02-2012, 15:18   #46
Gryf
 
Gryf's Avatar
 
Reputacja: 1 Gryf ma wspaniałą reputacjęGryf ma wspaniałą reputacjęGryf ma wspaniałą reputacjęGryf ma wspaniałą reputacjęGryf ma wspaniałą reputacjęGryf ma wspaniałą reputacjęGryf ma wspaniałą reputacjęGryf ma wspaniałą reputacjęGryf ma wspaniałą reputacjęGryf ma wspaniałą reputacjęGryf ma wspaniałą reputację
w roli pana Zbysia: Kanna :)

Cała ta rozmowa zaczynała się robić coraz dziwniejsza. To co stało się na klatce w ciągu tych piętnastu minut ewoluowało od napadu grubasa w masce, przez schizofrenię, po demoniczne opętanie. Cokolwiek to było, przynajmniej udało się ustalić, że to nie moja robota.
Co do opętania... Dobra. Mogłem powiedzieć parę słów za dużo. Wiecie, o tym dymie, gębie i całej reszcie. Teraz Młodej się wydaje, że żyje na Ulicy Wiązów i ściga nas Przyjaciel Wesołego Diabła z wielkim widelcem... czy coś. Jasna cholera. Miałem wrażenie, że im więcej racjonalnych argumentów używam, tym dziewczynie bardziej odwala. Podjąłem ostatnią próbę, wyjaśniając co i jak.

Baśka pokiwała energicznie głową. Ale nie miało to cienia związku, z tym co własne powiedziałem. Na twarzy Młodej pojawiały się jej wypieki. Wypisz wymaluj, jak ośmioletnia Baśka z przed lat, tylko kucyków brakowało.

- Poczekaj – powiedziała – mam dowód. Pokażę ci to i wtedy mi uwierzysz.

Odwróciła się i pobiegła w stronę drzwi.

- Wierzę ci, po prostu musisz... echh... - nie słuchała, już mocowała się z zamkiem drzwi wyjściowych. Westchnąłem i poczłapałem za nią. Zatrzymałem się w drzwiach, żeby odprowadzić ją wzrokiem do mieszkania,
ot tak na wszelki wypadek, gdyby nieistniejący dym z piwnicy wrócił. No co? Pieprzcie się. Po prostu miły ze mnie człowiek. Jak się miało za chwilę okazać znów niepotrzebnie.

- Dobry... - pozdrowiłem uprzejmie panią Zenobię i jakiegoś gościa, którego pierwszy raz w życiu na oczy widziałem. Butelkę schowałem za plecami. Stary nawyk nieletniego alkoholika.

- Zaraz wracam, Zeniu – powiedział facet. Brzmiał conajmniej jak strażak, który właśnie wyniósł dziecko z płonącego domu i szykuje się do heroicznego powrotu po jej ulubioną lalkę – idźcie do domu, zaraz będę.

- On powiedział, że będę następna,rozumiesz Patryk? Że teraz moja kolej. - dobiegł mnie jeszcze głos Baśki, zanim razem z matką nie zniknęły za załomem klatki. Nawet chciałem coś zagadać, ale "strażak" najwyraźniej miał do mnie jakiś problem. Przejechał spojrzeniem po mojej twarzowej podomce i ukrytej za plecami ręce.

- Co tam masz, synu? - zapytał. Wysoki, przed pięćdziesiątką, postawny, o prostych plecach, choć brzuszek już lekko rysował mu się pod koszulą.

- Nie jestem twoim synem. - mruknąłem i pociągnąłem łyk ze zdekonspirowanej butelki, szykując się już do powrotu do mieszkania.

- A Baśka nie jest moją córką – powiedział mężczyzna spokojnie - i w dupie mam, czemu do ciebie łazi, po tym, co chciałeś jej zrobić. Może się jej spodobało, może to pieprzony syndrom sztokholmski, a może hormony od dzieciaka jej mózg zalały. Ale jej matka się denerwuje i nie mam spokoju w domu.
- Więc posłuchaj, synku – mężczyzna mówił pewnie, ale bez agresji w głosie, jak pieprzony policyjny negocjator – Nie będziesz się z nią spotykał. Jeszcze z rok musimy tu pomieszkać, postarasz się po prostu unikać Baśki przez ten czas. Czy to jasne?

Irytujący, co nie? Zmierzyłem faceta wzrokiem, po czym odstawiłem butelkę na jakąś szafkę w przedpokoju i w milczeniu zeszłem (sic! ma być właśnie "zeszłem", będę se mówił, jaki mi się będzie podobało!) parę stopni w dół.
- Coś ty w ogóle za jeden?

- Żyję z jej matką. I chcę mieć spokój. Jasne, synku?

Słyszeliście chama? To ja mu tu z sercem na dłoni, a ten...

- Nie jestem twoim synkiem. - wycedziłem, schodząc kolejne parę stopni i zatrzymując się przed nowo poznanym sąsiadem. - To ty wysmarowałeś mi drzwi gównem?

- Synku... - ale mnie wkurwiał. A to jego zdziwienie wyszło mu niemal szczerze - Sądzisz, że dojrzały człowiek w gównie by się babrał? Dorośli ludzie załatwiają takie sprawy w cywilizowany sposób. Doniosę na milicje, że ją chciałeś zgwałcić. Mam pół kamienicy za świadków. Znajomy lekarz wystawi mi zaświadczenie, że mała jest w szoku, syndrom sztokholmski, stres... nawet jej przesłuchiwać nie będą. Będziesz robił za cwela w pierdlu przez dwa lata, to ci głupie pomysły wylecą z głowy. To jak będzie?

I gdzieś w tym momencie skończyła mi się cierpliwość.

- Czy ty, tatku, wiesz w ogóle co to jest syndrom sztokholmski, czy tak sobie tylko powtarzasz, co przeczytałeś w Trybunie? Ćśs... To pytanie retoryczne. Posłuchaj no panie "Żyję-z-jej-matką", znam Baśkę dłużej niż jej matka pozwoli ci mieszkać w swoim mieszkaniu w twoich najgłębszych snach. I wybacz, jeśli to tak masz zamiar zapewnić tej rodzinie bezpieczeństwo to nie, nie mogę ci obiecać że więcej się z nią nie spotkam. Bo podoba ci się to czy nie, ktoś ją tam, kurwa, napadł i gdybym się tam, kurwa, nie pojawił, kobieta, którą posuwasz, straciłaby dziecko. Czy to jest jasne? - oczy zwęziły się w groźne szparki - A teraz dzwoń na milicję, do psychiatryka, do kolegów w UB, czy gdzie tam jeszcze chcesz. Skończyłem.
Odwróciłem się na pięcie i ruszyłem do mieszkania.

- Przemyśl to na spokojnie, synku - powiedział do moich pleców i podreptał w dół.

Za tego "synka" miałem ochotę na odchodne pieprznąć jego łbem o balustradę, ale ograniczyłem się do wystawienia środkowego palca. No wiecie co... Stary Baśki, jaki był, taki był, ale ten jej - z przeproszeniem - ojczym to zwykły burak.
W temacie buraków. Czemu ja właściwie noszę ten wieśniacki szlafrok? A tak. Cholera, woda już pewnie dawno wystygła...

***

Po zmyciu z siebie całego plugastwa dnia dzisiejszego, miałem ochotę już tylko zagrzebać się w gawrze i nie wstawać do wiosny. Udało mi się przespać może parę godzin.

- Byliśmy koło wiaduktu na Przemysłowej i jakiś chujek rzucił kamieniem...

Ciężko mi w ogóle odtworzyć moment w którym Hieronim Bułka zmaterializował się w moim przedpokoju, najwyraźniej sam go tam wpuściłem. Która mogła być godzina? Druga? Trzecia? Hirek był zziajany, przemoczony, w oczach miał obłęd i napierdalał tak szybko, że ledwie przyswajałem. Streszczę wam: szwędali się po nocy po wiadukcie, Bułka oberwała kamolem w łeb, a on ją zgubił...

Pierdolę. Wiecie, jestem jedynakiem i najwyraźniej stara paczka z podwórka zmówiła się, żeby w ciągu tygodnia pokazać mi jak to jest mieć rozwydrzone młodsze rodzeństwo. Najpierw Lwowiak zwiał z domu, jak obrażona czternastolatka, potem historia z Baśką, a teraz Bułki... Chryste, przyznaję, Bułki w tym tygodniu przebiły wszystko.

Rozbita głowa. Biały Poldek. W stronę Wrocławskiej. Cóż, nie wiedzieliśmy dużo, ale zawsze coś. Pozwalało zawęzić liczbę szpitali o jakąś połowę. Ale najpierw przejażdżka trasą. Jak się teraz na spokojnie zastanowię, to pomysł, że ktoś mógłby wywalić ranną dziewczynę z samochodu, do którego sam ją wpakował, wydawał mi mimo wszystko dość dziwny, wręcz paranoiczny i trącący tanim horrorem, ale w takich chwilach paranoja bierze górę. Przejedziemy, sprawdzimy, potem jeszcze na wszelki wypadek kawałek Wrocławską. Potem szpitale. Potem... a cholera wie, pojeździmy w paru możliwych kierunkach, w które samochód mógł pojechać, spróbujemy go znaleźć. A nóż się Hirosławowi coś więcej przypomni.

Powiedzcie mi ludzie, co to w ogóle za pomysł, żeby szwędać się po nocy po wiadukcie?! Jak już znajdziemy Tereskę opierdolę oboje z góry na dół, tak że przez dwa miesiące będzie im w uszach dzwonić i wracam spać. I nie mam zamiaru wstawać przed marcem, choćby świat się walił.
 
__________________
Show must go on!

Ostatnio edytowane przez Gryf : 16-02-2012 o 15:55.
Gryf jest offline