Konto usunięte | - Dobrze, Tempus wam sprzyja! – zakrzyknął z satysfakcją.
Obrona lewej burty szła im całkiem nieźle. Bahadur – nie umniejszając swojej roli – musiał przyznać, że w niemałym stopniu była to zasługa jego towarzyszy. Bez pomocy egzotycznej kobiety i jej łuku czy dzielnego marynarza obrona rozsypałaby się, zanim caliszyta miałby szansę zebrać choćby kilku marynarzy. Nie, żeby był zazdrosny o ich wkład w bitwie – od małego uczono go, że dobry dowódca winien wykorzystywać talenty towarzyszy broni, a nie kraść im zasługi...
W każdym razie, Pesarkhal był miło zaskoczony ich kompetencją. A jeśli Ashrak dorównywał swej siostrze umiejętnościami, to powinien z łatwością rozprawić się z potworem z dzioba.
Jednak już jeden rzut oka na prawą burtę pokazał, że z działań tej części załogi nie mógł być dumny. Nawet naśladownictwo jego działań, które w innych okolicznościach miło łechtałoby caliszycką dumę, wypadało raczej blado. Zmełł przekleństwo... po raz kolejny tego dnia.
Nawet nie chodziło o to, że nie mógł się rozdwoić i organizować obrony na przy burtach jednocześnie. Po prostu, na prawej burcie nie było już zanadto czego organizować – marynarze byli w rozsypce, stopniowo osaczani przez trupy. Nawet gdyby się tam zjawił, to zanim ustawiłby ich w szeregi, nie byłoby komu tych szeregów zapełniać...
- Courynn... muszę prosić, abyś pilnował szyku z prawej strony. Noa... chciałbym, abyś ustrzeliła wszystkich skurwysynów, z którymi my nie damy sobie rady – rzucił do towarzyszy, modląc się, aby posłyuchali.
- Na Bhaelrosa, prawa burta, DO MNIE! – ryknął. Poddanie prawej burty niewiele już zmieniało, a otwierało to nowe możliwości – Tak, BIEGNIJCIE TUTAJ, JAKBY WAS KRAKEN ŚCIGAŁ! – ryczał dalej...
O wiele więcej przestraszonym matrosom mówić nie trzeba było. Czmychnęli przed martwiakami, jak tylko mogli – teraz już jego głowa w tym, by ich zorganizować.
- Wy, z bosakami i kijami, ciasno przy szalupie! - rozkazał, wskazując na odgradzającą ich od prawej burty, długą szalupę - Oprzyjcie się o nią i pchajcie ponad nią, co tylko lezie! - wykrzyknął.
Powinno być dobrze - z nadmiarem osób z takim rodzajem broni zmagał się już dawno, a tak dało się ich wykorzystać. Trupy nie były na szczególnie inteligentne, więc mógł domniemywać, że ileś z nich zniszczą...
A poza tym, ubezpieczał się przed atakiem z drugiej strony i zmniejszał potrzebny kapitał ludzki. Na to, że na formowanie szeregów z drugiej strony starczy mu ludzi, nawet się nie łudził...
- Ty, z rapierem! I ty z kordelasem! Na ten bok! - rozkazy dla tych z inną bronią były już bardziej szczegółowe. Wydał jeszcze kilka, po czym stanął na jednym z końców szyku.
W efekcie, od lewej burty odgradzał ich uformowany wcześniej dwuszereg, a od prawej - przeszkoda na pokładzie. Obroną wąskich przesmyków między krańcami szyku, a szalupą miał zająć się z jednej strony on, a z drugiej - Braegen... oczywiście, z pomocą kilku marynarzy. Jako że dość niedawno cofnął linię obrony lewej burty, te luki nie powinny być zbyt szerokie. Ustawienie było czysto obronne... ale w to, że bez reorganizacji tej całej zbieraniny z prawej burty będzie się dało przejść do ataku, nie wierzył.
Sparował tarczą cios jakiegoś truposza i szybką ripostą posłał go na pokład...odskoczył, gdy następny próbował go przekłuć mieczem, doskoczył, przekłuł go... i znów...
- Towarzysze, trochę musimy tak wytrzymać - mruknął do pozostałych najemników, kiedy tylko wyczuł chwilę, gdy umarlaki nie nacierały tak mocno na jego pozycję - Chcę ich trochę nauczyć drylu i przeorganizować przed jakimś kontratakiem... - dokończył, wskakując znów na swoją pozycję.
- Wy, koło środka szalupy! ZBLIŻCIE SIĘ DO SIEBIE! I zmieńcie chwyt! Matka nigdy nie pokazywała ściany włóczni, czy chorzyście?! - zaczął korygować walkę poszczególnych matrosów...
W tym wszystkim, nie zauważył nawet, że broń któregoś z trupów przerwała okalający jego tarczę materiał. I walczył z całkowicie osłoniętą tarczą - z arcybogatymi caliszyckimi zdobieniami widocznymi dla każdego...
Ostatnio edytowane przez Velg : 17-02-2012 o 12:18.
Powód: Poprawka stylistyczna.
|