Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 17-02-2012, 09:41   #110
obce
 
obce's Avatar
 
Reputacja: 1 obce ma wspaniałą reputacjęobce ma wspaniałą reputacjęobce ma wspaniałą reputacjęobce ma wspaniałą reputacjęobce ma wspaniałą reputacjęobce ma wspaniałą reputacjęobce ma wspaniałą reputacjęobce ma wspaniałą reputacjęobce ma wspaniałą reputacjęobce ma wspaniałą reputacjęobce ma wspaniałą reputację
Ostrze z impetem wgryzło się w zbutwiałe ciało i prawie spodziewała się wyrwać je wraz z fontanną próchnicowego pyłu i drobnego robactwa. Nie wyrwała go jednak wcale. Tkanka stwardniała nagle wokół stali – niczym kobiece uda tężejące w ostatnim spazmie. Grythel tylko popatrzył na nią, strasząc wytrzeszczonymi białkami oczu w pozbawionej skóry twarzy. Lekko, od niechcenia machnął ręką i Dzierzba zdążyła się tylko zdziwić iskrami alchemicznego ognia spływającymi jak krople wody po poszarpanych fałdach jego szaty.

Coś wydusiło z niej całe powietrze, prawie zmusiło do wypuszczenia z dłoni rękojeści Rysiowego miecza. Świat zawirował nagle, gdy jak szmaciana laleczka przekoziołkowała w powietrzu i przyrżnęła plecami w kamienną kolumnę. Krew z przygryzionego języka błyskawicznie wypełniła jej usta. Z kolejnym zdziwieniem splunęła juchą na ziemię. Nie krzepła jeszcze, nie zmieniała się w czarną maź. Jeszcze nie. Jeszcze miała czas.

Odcięta głowa Lydii zanosiła się bezdusznym, szyderczym śmiechem.
Dzierzba poderwała z ziemi upuszczony miecz.
Patrz jak się modlę.
Wzięła głęboki oddech. Rana piersi zapiekła żywym płomieniem.
Boli? To dobrze, to znaczy, że jeszcze żyje.

Jeden cios. I kolejny. I kolejny. I kolejny. Walczyła po wilczemu – doskakując, próbując ugryźć i odskakując. Traciła siły. Traciła oddech. Nie potrafiła go zranić. Raz za razem żelazo z jękiem protestu odbijało się od Grythela. Cierń krzyczała do Albrechta coś, czego dziewczyna nie była w stanie usłyszeć przez pulsującą w uszach krew, przez bicie własnego serca odmierzającego pozostały jej czas.

Nie mogła się zatrzymać.
Jeśli się zatrzyma – zginie.

Grythel. Biel białek w pozbawionych tkanek oczodołach.
Kościana biel odsłoniętych, ostrych zębów.
Haki przywołane przez Księgę smagające czarnoksiężnika.
No, kurwa, patrz!
Walczyła z jakimś maniackim uporem choć to, że to nie jej walka było równie pewne jak franca Daryi od Krzywej Pały. Żaden był z niej Pazur, żaden sługa Aspektu, żaden wybraniec pieprzonego losu. Gówno mogła skurwielowi zrobić i skurwiel o tym wiedział.

To, co jednak on mógł zrobić jej było całkowicie odmienną sprawą.

Kolejne spojrzenie pozbawionych powiek oczu, którego nie udało jej się ominąć. Aż przygięło ją do posadzki. W głowie eksplodowała gwiazda, jakby wciągnęła całą kreskę Śniegu lub dostała z końskiego kopyta prosto w potylicę. Wyprostowała się chwiejnie, z trudem. Splunęła krwią kolejny raz, przerzuciła miecz do lewej ręki.

Księga wciąż się modlił. Cierń znowu walczyła. Bicz wił się w jej dłoniach jak bezgłowy wąż, wgryzając się w ciało czarnoksiężnika z jadowitym sykiem, wypalając w mięsie dymiące szramy.

Więc jeśli nie żelazo to może ogień. Jeśli nie zwykły ogień Albrechta, to może pochodnie płonące zimnym błękitem. Dopadła do jednej z nich, wyrwała z uchwytu. Z rozbiegu, z wyskoku wepchnęła ją w ciemność kaptura. Prosto w oczy, prosto w usta. Skurwiel nawet nie drgnął. Pozwolił jedynie płomieniom spłynąć powoli po szacie, po skórze, ku kościstym palcom, które delikatnymi poruszeniami zaczęły formować je, kondensować na kształt kuli.

Czarnoksiężnik patrzył na Księgę.
Skurwiel patrzył na skurwiela.

Nie zdąży go odepchnąć. Nie zdąży go ostrzec. Nie zdąży go odciągnąć. Za moment Księga zgarnie płomieniami w tą swoją cholerną maskę i wszystko się skończy. Skończy się walka i Dzierzba umrze. Nie chciała tak. Jeszcze nie.

Skoczyła ku kapłanowi, sama nie do końca wierząc, że to robi. Stanęła pomiędzy nim a Grythelem. Obróciła miecz w dłoniach, gotowa płazem miecz zgarnąć nadlatujący ogień.
Jeśli chcą, byś spłonęła – spłoniesz.
Słowa Kotwicy powróciły do niej szyderczym echem.
Spłoniesz.
Spłoniesz.
Spłoniesz.
Zdechniesz.
Przynajmniej zrobi to na własnych warunkach. Przynajmniej tak jak ona wybrała.
Nawet jeśli to teraz.
Nawet jeśli to już.
Jej wybór.
Ogień i walka, tak?
No to patrz.
Zacisnęła zęby.
Patrz jak się modlę.
 
__________________
"[...] specjalizował się w zaprzepaszczonych sprawach. Najpierw zaprzepaścić coś, a potem uganiać się za tym jak wariat."

Ostatnio edytowane przez obce : 17-02-2012 o 12:24.
obce jest offline