-Aaaaaaa! - ryk bólu przeszył piwnicę. Analog nie zdążył całkowicie schować się za ścianę. Czuł przemieszczające się po skórze ciepło. Krew, lejąca się z ran. To co miał na sobie wystarczało jedynie na małe, pistoletowe kalibry, sam kevlar nie zatrzyma ostrołukowych pocisków. Aaaaaa!
Zdążył jedynie pociągnąć za spust. Nie kontrolował gdzie dokładnie strzela, to był odruch i długa seria. Słyszał wycia Stanleya, tego pierdolca Pieprzony świat
metnym wzrokiem popatrzył na dziury w brzuchu, to było najgorsze. Upuścił karabin, i mimo bólu wyciągnął z kabury pistolet. Sternmayer P35, 11 milimetrowy potwór. Nigdy nie strzelał z pozycji półleżącej, w końcu musiał byc ten pierwszy raz. Nie chciał od razu zabijać tego skurwysyna, choć emocje brały w nim górę. Zrobi to potem, teraz John celował w jego prawą rękę, albo przynajmniej w tą okolicę.
Niech będzie bezbronny, skurwysyn jeden. Niech cierpi.
Strzelił, potem kolejny raz, i jeszcze jeden. Mimo przeszywającego bólu i osłabienia oddawał kolejne strzały, celując w prawą rękę Stanleya. Strzelał powoli, pistolet był zbyt potężny, żeby często i gęsto strzelać. Opróżnił magazynek, rzucił pistolet na podłogę.
Próbował wstać. Aaaaaa! Pierdolone miasto.
__________________ Ten użytkownik też ma swoje za uszami. |