Mordrin podszedł do Detlefa i łowcy. Wskazał Knutowi i Albertowi żeby za nim poszli. Kiedy stanął za łowcą chrząknął wyraźnie. -No to jest szlachcic i skoro on okazuje swoje dobre wychowanie to można chyba liczyć na podobnie uprzejme traktowanie? Jestem Mordrin Śmiały, Zabójca Demonów. Mamy podobne priorytety... Konszachty z chaosem? No może coś się znajdzie... Czy konszachty to oznacza ścinanie tych chorych kultystów, wypatraszanie demonów, ubijanie a potem palenie czarowników coby się nie zbudzili do życia.-ostatnie słowa były jak uszczypnięcie w mózg Mordrina. Krasnolud nagle pomyślał że jego kompanii mogli zapomnieć o spaleniu kilku ciał, choć sam nie znał się nad tym. -Kazał pan mojemu kompanowi opuścić broń. Nie ma powodu do obaw, służymy w tej samej sprawie.
Mordrin słyszał o przenikliwości łowców wiedźm. Ludzie byli bardziej podejrzliwi niż krasnoludy. Mordrin nie podejrzewał pierwszego spotkanego o to że jest trollem. Teraz jednak trzeba było odprawić szopkę żeby nie wpaść w tarapaty. -Gdzie pan nas chce zabrać? Chce pan żebym robił za obstawę pańskich ludzi? W sumie rozumiem. Demony.
Mordrin jednak zawiesił sobie tarczę i oparł się o włócznie. Czy też halabardę. W sumie w języku ludzi nie było dobrego słowa na tę khuzdulską broń. |