Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 19-02-2012, 00:52   #48
Ravanesh
 
Ravanesh's Avatar
 
Reputacja: 1 Ravanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputację
Wanda była zmęczona. Matka zawsze odwiedzała wszystkie groby według planu i jeśliby zliczyło się odległości, które musieli przebyć pomiędzy kolejnymi przystankami na trasie to okazałoby się, że pokonali naprawdę sporo kilometrów. Nie to jednak było najgorsze. Lidia już dawno temu wprowadziła rodzinną tradycję wedle, której przy każdym zmarłym opowiadała jakąś historię z jego życia. Właściwie to sam pomysł był wyśmienity, gorzej już było z jego wykonaniem. Po pierwsze: matka, co roku opowiadała te same historie, co samo w sobie nie byłoby problemem gdyby nie fakt, iż Jaworska wybrała najstraszniejsze, najbardziej przygnębiające opowieści z żyć nieżyjących już krewnych, zwykle dotyczących okoliczności ich śmierci. Wandzia z Marcinem od lat próbowali przekonać ją, że wspominanie tych, którzy odeszli nie oznaczało tylko i wyłącznie rozpatrywania jak mieli źle za życia i z jakimi kłopotami musieli się borykać. Niestety kobieta była nieubłagana a na sugestię syna, aby dla zbalansowania tych opowieści przypominać z życia każdego zmarłego jedną historię smutną a jedną wesołą zareagowała wręcz świętym oburzeniem. W tym roku, zatem rodzeństwo ponownie wysłuchało jak to wujek Witold zmagał się z rakiem krtani, jak to kuzynka Ewa tuż przed swoimi dwudziestymi urodzinami wsiadła do Malucha prowadzonego przez nietrzeźwego kolegę i zginęła w wypadku samochodowym. Matka prezentowała ten korowód cierpienia i nieszczęść tonem, który miała zarezerwowany do tego typu opowieści.

- Jak jakiś moralitet, z którego powinniśmy wyciągnąć naukę, prawda? – Szepnęła Wandzia do Marcina, kiedy matka zgarniała jakiś zbłąkany liść z nagrobka dziadków.

Brat tylko pokiwał głową.

- Pamiętam jak się przejmowałam tymi opowieściami, gdy byłam dzieckiem – kontynuowała, kiedy już zmierzali w stronę domu ostro poganiani przez matkę – szczególnie historią o ciotecznej babce Julii. No wiesz tej kuzynce babci Jaworskiej – dodała widząc brak zrozumienia na twarzy brata – tej, co mama zawsze mówiła, że była szalona.

- A czemu właśnie tą? – Zdziwił się chłopak.

- Jak mama o nie opowiadała to zawsze wyobrażałam sobie wariatkę, która mieszkała w jakiejś głuszy i atakowała siekierą ludzi, którzy weszli na jej teren. Nie wspominając już o tym jak się bałam, że też kiedyś zwariuję. – Wyznała ściszonym głosem.

- Dlaczego? – Marcin aż uśmiechnął się na te słowa.

- Naczytałam się wtedy, a może ktoś mi tak powiedział, sama już nie pamiętam, że choroby psychiczne są dziedziczne i ubzdurałam sobie, że też się taka stanę.

- Zawsze się nakręcałaś na takie historie i uważałaś, że na pewno dotkną ciebie – Marcin lekceważąco machnął dłonią – Zresztą mama też lubiła i nadal lubi mocno przesadzać. Przecież pamiętasz, co później powiedziała o Julii babcia Jaworska?

- Tak. Pamiętam – przyznała Wanda.

Rzeczywiście było tak jak mówił Marcin. Wanda od dzieciństwa przejmowała się wszystkimi opowieściami dorosłych uznając te historie za wiarygodne ze względu na wiek opowiadających. Później nauczyła się usłyszane historie weryfikować u innych źródeł. Tak jak w przypadku historii o Juli. Babcia Jaworska wyjaśniła Wandzi, że po pierwsze to Julia była babciną kuzynką tylko poprzez małżeństwo, więc Wanda raczej nie byłaby w stanie niczego po niej odziedziczyć. Poza tym Julia spędziła koniec swego życia w miejscu, które według babci bardziej przypominało sanatorium niż zakład psychiatryczny a już na pewno nie ganiała nikogo po okolicy niczym psychopatyczny drwal. Babcia Wandzi odwiedzała swą kuzynkę wielokrotnie i przez większość tego czasu tamta siedziała podobno wpatrując się tylko w okno nieobecnym wzrokiem, nie reagując w żaden sposób na jakiekolwiek bodźce lub uśmiechając się czasami, ale babcia nie potrafiła powiedzieć czy to do niej się uśmiechała czy do wizji w swojej własnej głowie. Tak właśnie było najczęściej – pomyślała Wanda – ludzie doszukiwali się sensacji tam gdzie tak naprawdę jej nigdy nie było.


***

Wanda siedziała nad pustym talerzem i słuchała jak Marcin dyskutował z matką. To nie były kłótnie i Wandzia tak o nich nie myślała, ale do sprzeczki było im niedaleko. Sama nigdy się nie wtrącała w dysputy, bo wiedziała, że w końcu oboje dadzą sobie spokój z próbami przekonania drugiego do swojej racji a dodatkowe wtrącanie się trzeciej osoby mogło tylko zaostrzyć spięcie. Tak, więc Wandzia ograniczała się tylko do słuchania a potem do posprzątania po obiedzie i zaparzenia kawy czy herbaty i podsunięcia oboju po kawałku ciasta żeby, choć na chwile przerwać ten potok słów. W tym czasie wszyscy zdążyli już z kuchni przenieść się do pokoju matki gdzie przy ściszonym telewizorze popijając z kubków ciepły napój mama z bratem Wandy dalej kontynuowali spór a dziewczyna to popatrywała w migoczący ekran telewizora to znów przenosiła spojrzenie na okno.

I stało się. Omamy, które w ostatnim czasie prześladowały dziewczynę wróciły w najgorszym możliwym momencie. Wanda rozluźniona rodziną atmosfera i panującym spokojem nie była przygotowana na taki szok. Krzyknęła zdławionym głosem i nie zwracając uwagi na słowa Marcina pomknęła do łazienki. To było jedyne zamykane miejsce w mieszkaniu gdzie nie było okien, więc Wanda uznała ją za bezpieczną przystań. Kiedy jednak zamknęła za sobą drzwi do pomieszczenia i spojrzała w duże lustro umieszczone nad zlewem przypomniały jej się dziecinne lęki o tym, że zobaczy w zwierciadle oblicze kogoś, mimo że nikogo nie będzie z nią w łazience. Wybiegła, zatem z stamtąd i minąwszy zdziwionego brata wpadła do swojego pokoju i opadała na kanapę w części wydzielonej dla Marcina. Meblościanka, która rozdzielała pokój na pół zasłaniała też całe okno, więc Wanda poczuła się na tyle bezpieczna, że zacisnęła pięści i próbowała zapanować na tłukącym się w piersi sercem.

- Co się stało, siora – Marcin złapał ją za ramiona i prawie wprowadził w ponowny stan paniki – Zbladłaś, jakbyś ducha zobaczyła.

Wanda zaś uczepiła się tych jego ostatnich słów jak nadziei. Może nie traciła zmysłów, może doświadczała czegoś niezrozumiałego, niepojętego, w co wcześniej nie wierzyła. Byli jednak ludzie, którzy dopuszczali możliwość istnienia świata duchowego, chociażby przywołana dzisiaj w rozmowie na cmentarzu babcia Mircia. Mama zawsze wyśmiewała pomysły babci, ale żyły ze sobą jak to synowa z teściową a ponadto prezentowały zupełnie inny światopogląd. Lidia twierdziła, że Mirka była zabobonna i łatwowierna jak to większość ludzi mieszkających na wsi, co było dość krzywdzące, bo babcia wychowała się w dużej aglomeracji a i teraz mieszkała w niewielkim miasteczku położonym niedaleko Miasta. Wanda pod wpływem matki też dość lekceważąco odnosiła się do poglądów babci Jaworskiej, ale teraz wyglądało, że to starsza pani miała przewagę nad nią i nad jej rodzicielką i koniec końców to ona miała najpewniej rację.

Wandzia walczyła sama ze sobą nie wiedząc, co powinna powiedzieć Marcinowi. Nie chciała go okłamywać, ale nie chciała się przyznać, że ostatnio ciągle natykała się na ducha staruszki, która zginęła w wypadku. Zamiast tego zdecydowała się na półprawdę czy też raczej połowiczne kłamstwo.

- Myślałam, że widziałam ducha Julii za oknem – wykrztusiła.

Marcin nieco zdębiał, ale zaraz pobiegł gdzieś w głąb mieszkania i dziewczyna słyszała, że pytał o coś matkę. Po chwili wrócił i podał siostrze termometr.

- E? – Zapytała elokwentnie Wandzia.

- Nie pamiętasz jak się mierzyło temperaturę Wandzioch? Wkładaj termometr pod pachę.

- Ale dlaczego? – Zapytała zdezorientowana.

- Myślałaś, że zapomniałem jak miałaś dziesięć lat, dostałaś wysokiej gorączki i wrzeszczałaś, że jacyś ludzie ładują nam się do domu przez okna? Jaki byłem wtedy przerażony. Nigdy tego nie zapomnę.

- No tak, ale wtedy miałam ponad czterdzieści stopni i byłam dzieckiem. A poza tym mama nie mogła mi zbić gorączki a lekarz nie mógł do nas dojechać, bo wszystko zasypało i mnie wsadziła do zimnej wody. Nic dziwnego, że się darłam.

- Wiem. Dlatego – i wskazał palcem na termometr.

Wanda westchnęła i wsadziła termometr pod pachę.

- Ale chyba nie mówiłeś mamie o moich przewidzeniach, co? – Zapytała z nadzieją a kiedy Marcin pokręcił przecząco głową kontynuowała – to chyba przez to, że dzisiaj pierwszy a jeszcze rozmawialiśmy o niej na cmentarzu. Nie powinieneś już się szykować do wyjazdu? – Zauważyła dopiero jak późna się już zrobiła godzina.

- Nie. Rozmawiałem z mamą i ustaliliśmy, że pojadę jutro rano. Zostanę z wami na noc.

- Nie musisz robić tego ze względu na mnie. Nic mi nie jest. Naprawdę.

- Tak? Mama mi dopiero powiedziała, że wczoraj w pracy rozbiłaś sobie głowę i musieli cię zszywać. Musisz bardziej na siebie uważać siostra. Wiesz jak łatwo łapiesz wszelkie choróbska i jak łatwo się kaleczysz.

- Przestań. Uważam na siebie – ten mentorski ton młodszego bądź, co bądź brata zaczął działać jej na nerwy. – Poza tym dziwię się że chcesz odpuścić dla mnie tę waszą słynną uczelnianą międzywydziałową imprezę – zauważyła cierpko.

- Skąd wiesz, że się spieszę na imprezę – Marcinowi zrzedła nieco mina.

- Daj spokój. Co roku ją robicie i przeżywasz ją jeszcze przez cały miesiąc. Myślałeś, że się nie domyślę, że to przez to nie zostaniesz z nami na sobotę i niedzielę i uwierzę w te bajki o uczeniu się? – Na koniec udało jej się nawet cicho roześmiać.

- Mówiłaś mamie? – Marcin nadal miał minę obrażonego dzieciaka, którego ktoś przyłapał na próbie kradzieży cukierków.

- Nie. Skądże. Jej by było przykro a ja to rozumiem.

Wanda wyjęła termometr i spojrzała. Marcin też zerknął.

- No widzisz – Jaworski był wdzięczny, że siostra nie wałkowała niewygodnego tematu i ruszył do kuchni krzycząc na głos.
- Ma gorączkę mamo!

- To tylko trzydzieści siedem stopni – wymruczała Wanda pod nosem – Stan podgorączkowy. I na pewno nie dam się władować do wanny pełnej zimnej wody.


***


Później musiała jednak przyznać, że tego jej było trzeba. Mama przygotowała jej tak zwany zestaw chorobowy. Najpierw przyniosła gorące mleko z miodem i czosnkiem do wypicia a potem natarła ja jakaś rozgrzewającą maścią. Wanda leżała w swoim łóżku, zasłony były szczelnie zasłonięte a Marcin był w swojej części pokoju i gadali sobie jak za dawnych dobrych czasów. Wandzia miała w końcu okazję żeby powiedzieć bratu o spadku po panu Władziu i Marcin z entuzjazmem zachęcał ją żeby przyjęła to, co tamten zapisał jej w testamencie.

- Nie wiem Marcin. To wydaje mi się nie w porządku. Powinien go zapisać swojej rodzinie. Jeśli nie rodzinie to komuś, kto na to sobie zasłużył. Czemu dał go mnie a nie na przykład tobie?

- Wiesz siostra ja się nie obrażę jak mi coś odpalisz – roześmiał się Jaworski.
- Przyjmij ten spadek, sprzedaj go a będziesz zawsze miała jakieś odłożone pieniądze.- Dodał poważniej.

- Nie wiem czy mogłabym go sprzedać. To mogą być rodzinne pamiątki i gdybym je wzięła to bym raczej wszystko zatrzymała.

- Ale to są jakieś dzieła sztuki, tak? – Zapytał – To może powinnaś je sprzedać do jakiegoś muzeum żeby ludzie mogli je podziwiać.

- To świetny pomysł! – Wanda aż usiadła na łóżku – Odstąpić je do muzeum.

- Nie odstąpić siostra – zaprotestował Marcin – Odsprzedać.- Podkreślił słowo – Musisz bardziej o siebie zadbać. No i obiecałaś mi coś odpalić – dodał już żartobliwie.

Wanda znowu pomyślała o staruszce a raczej jej duchu jak teraz już sama przyznawała w myślach. Kobiecina miał obsesję na punkcie swojego wnuka. Może o to chodziło. Chciała się z nim zobaczyć albo pogodzić przed śmiercią a nie zdążyła. Wanda akurat zasnęła w tramwaju blisko miejsca odejścia starowinki z tego świata i ta przez to się z nią w jakiś sposób związała. Wandzia czuła potrzebę żeby porozmawiać o tym z babcią Mircią, ta by ją zrozumiała, ale musiała z tym poczekać. Zanim jeszcze położyła się spać przejrzała stare gazety, które z matką odkładały na makulaturę i znalazła nekrolog starowinki, ale podpisany był tylko: ”pogrążona w smutku rodzina”. Żadnych imion. Wanda doszła do wniosku, że jeśli chciała pozbyć się obecności ducha będzie musiała znaleźć jej wnuka. Niestety przegapiła jej pogrzeb i nie miała już okazji spotkać się z nim podczas uroczystości a nie uśmiechało się jej czatować na rodzinę kobiety przy jej grobie. Tym bardziej, że nie wiedziała gdzie on się znajdował.

- Wiesz jak można odszukać czyjąś rodzinę? W Urzędzie Stanu Cywilnego czy gdzieś indziej? – Zagadnęła brata – no i czy udostępnią mi te dane?

- Naprawdę chcesz szukać rodziny pana Władzia? Już chyba minęło trochę czasu od jego śmierci i gdyby jakaś rodzinę miał to by pewnie już się skontaktowali z prawnikiem żeby cię pozbawić spadku – zauważył.

Wanda nie pomyślała o tym, ale teraz uznała, że poszukiwanie rodziny pana Wolniewicza mogło być dobrym pretekstem żeby odszukać też przy okazji wnuka pani Klary.

- Zresztą jak pójdziesz porozmawiać z tym prawnikiem od spadku zapytaj się go o to i już. Jak cię to męczy. – Dodał jeszcze.

- Masz rację Marcin. Prawnik będzie wiedział gdzie szukać. Poproszę Hirka o pomoc.

- Hirka? Bułkę? – zdziwił się brat Wandy.

- Nie mówiłam ci, że on jest prawnikiem? – Zdziwiła się tym razem Wandzia – Albo jest albo się uczy na prawnika. Nie pamiętam dobrze. – Przyznała – Ale i tak go poproszę – zdecydowała.


***

Rankiem Marcin wyjechał. Wanda bardzo chciała go odprowadzić na dworzec, ale zarówno on jak i matka kategorycznie się temu sprzeciwili. Zresztą Jaworski próbował się też wykręcić od towarzystwa mamy, ale ta nie dała się tak łatwo przekonać i kiedy oboje wyszli Wandzia wstała i ubrała się. Nie chciała przeleżeć całego dnia, na co się zapowiadało. Była sobota a na ten dzień umówili się właśnie na spotkanie z resztą osób ze stypy po Czubku. Dziewczyna nie wiedziała czy inni przyjdą się spotkać tuż po Święcie, ale bardzo chciała porozmawiać z bratem Tereski i liczyła, że może, chociaż on się pojawi. Do wieczora zostało jeszcze trochę czasu. Nie przypominała sobie żeby miała jakieś namiary na Hirka, ale zawsze mogła zadzwonić do Teresy i poprosić ją o numer brata. W ostateczności mogła też zadzwonić do Gawrona i jego zapytać o Hieronima.
 
Ravanesh jest offline