Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 19-02-2012, 12:27   #65
Highlander
 
Highlander's Avatar
 
Reputacja: 1 Highlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputację
Siwy ninja nie był zbyt wylewny udzielając odpowiedzi. Jaki istniał ku temu powód? Może taki, że nie znał dokładnych szczegółów tyczących się śmierci zdrajcy, a może ponieważ chciał chronić interesy i tożsamość kogoś przynależącego do swojej grupy.
- Zginął, ponieważ sądził, że znalazł sojuszników, którzy poprą jego zwariowaną ideę. Ale srodze się przeliczył, bo nawet najbardziej niezależna grupa shinobi potrafi rozpoznać kompletnego szaleńca.
Mówił o jakiejś klice zrzeszonych razem bezklanowców? Czy mogła być to ta sama, która napadła na karawanę przy mieście? Ale jeśli tak, dlaczego właściwie teraz z nimi rozmawiał? Czyż ostatnim razem nie próbowali użyć wynajętych rabusiów aby ich zabić? Im dłużej o tym myślała, tym więcej wątpliwości i niedopowiedzeń pojawiało się w umyśle Sil. Był tylko jeden sposób aby je rozwiać.

To wyglądało, na proste “nie, nie możecie wiedzieć więcej”. Irytujące. Nie lubiła szufladkowania wiedzy, tak jak nie lubiła przyjmować zadań o których wiedziała zdecydowanie za mało. Obróciła kopertę w palcach i przyjrzała się pieczęci widocznej na czerwonym laku.
- Kurogane był moim podkomendnym. Jako jego dowódca mam prawo, by dowiedzieć się kto skazał go na śmierć. - nie widziała wcześniej czegoś takiego. Odlany z czerwonego wosku lak stworzony był z dwóch skrzyżowanych ze sobą pod odpowiednim kątem symboli ‘X’. Korzystający z osłony nocy shinobi tylko obniżył podbródek i przekrzywił głowę. Jego spojrzenie dawało do zrozumienia, że członkini Klanu Węży nie jest w odpowiedniej pozycji, aby targować się o informacje, nie mówiąc nawet o formułowaniu otwartych żądań względem kogokolwiek.
- Ktoś, kto pragnie żeby jego tożsamość nie została odkryta przez jedną z drużyn polowych. Ale możecie być pewni, że Asaito Chikako zostanie powiadomiona o wszystkich szczegółach. Łącznie z nazwiskiem rodowym i przynależnością klanową. A teraz, jeśli to już wszystko...
Ninja dygnął nieznacznie, co miało być marną imitacją ukłonu. Odwrócił się na pięcie i zaczął powoli iść w stronę mrocznych zakamarków jednego z cesarskich środków transportu, które to pewnie miały go migiem przenieść w bardzo odległe miejsce. Technika cienistej teleportacji, zmniejszania odległości poprzez skok w nicość, była bardzo użytecznym Wushu.

- Poczekaj... - zrobiła krok do przodu. Najchętniej złapała, by posłańca za rękę, ale wiedziała, że może to zostać odebrane negatywnie, toteż szybko dodała grzecznościowe:
-...Proszę. Dzięki swemu wushu potrafisz bez problemu dostać się do miasta. Oblani krwią raczej nie przedostaniemy się przez bramy, a przy tak zwiększonych patrolach możemy mieć problemy nawet z przeskoczeniem muru. Chciałabym prosić czy... mógłbyś nam pomóc?
To była dziwna prośba, mając na uwadze, że znali się niespełna kilka minut. Nie wymagająca, czy kłopotliwa do spełnienia. Po prostu dziwna. Nie był przecież winny tej grupie żadnej przysługi, a jego zadanie nie miało z nimi absolutnie nic wspólnego. Mógł po prostu zniknąć bez słowa. Bo wyrzutów sumienia, jako bezszelestny morderca, nie miałby tak, czy siak. Ale z drugiej strony... przez czas jaki poświęcił na ich obserwację, wiedział, że są (przynajmniej na pierwszy rzut oka) oddani misji Koalicji, toteż nie obawiał się wbicia noża w plecy. A nawet jeśli, raz sprowokowany, Chwytający Cień broniłby się do ostatniej kropli krwi.
- Niech będzie, pomogę. Stańcie wszyscy w jednym miejscu... i zakryj oczy dziecka.

Wszyscy ustawili się zgodnie z zaleceniem. Bliziutko siebie. Shina najprawdopodobniej trzymała duma, która wzmocniła mu nogi jednak której zabrakło do wypchnięcia piersi naprzód. Yuen, widząc to zajął miejsce obok, by w razie potrzeby wesprzeć kolegę w razie utraty równowagi - w końcu, nigdy nie wykonywał skoku w cienistą nicość, lądowanie mogło być ciężkie. Mała Żmija delikatnym, acz stanowczym gestem przeciągnęła nastolatkę, tak bardzo nieporadną i niedojrzałą w swoich decyzjach, że ciężko było uwierzyć, że dzieliło je dosłownie kilka lat. Bogate dzieciaki zawsze ponoć dłużej wylatywały z gniazda, a gdy już wylatywały, to zawsze rodzic stał tuż obok z jedwabną poduszką, by w razie nieudanego lotu dziecię mogło wylądować bezpiecznie i spróbować jeszcze raz. Kolejną serię zwierzęcych porównań przerwała dłoń zwinnie moszcząca sobie miejsce na biodrze dowódcy. Sil znieruchomiała, nie chcąc zdradzić się niczym. Tym samym dając większe zapewnienie Bezklanowcowi, że coś wyczuła.

Ubrany w obcisły strój ninja zbliżył się do zbieraniny i ukucnąwszy położył prawą rękę na ziemi. Zamknął oczy, opuścił pokrytą srebrem głowę i popadł w chwilowy, medytacyjny trans. Mrucząc nie do końca poprawnie utworzone sylaby, które nie układały się w jakiekolwiek słowa znane reszcie Koalicjantów. Jego głos rezonował z magią aktywowanego Wushu. Dookoła zaczął narastać szum połączony z warkotem, a ciemność zewsząd napływała pod stopy ninja jak różnorakie strumienie wpadające do tego samego jeziora. Tworzyła wir, który kręcił się coraz szybciej i szybciej, destabilizując sobą fizyczność całego otoczenia, szczególnie zaś podłoża.
- Przygotujcie się na chwilową utratę poczucia równowagi.
Grunt ustąpił, zaś oni wpadli... w co właściwie wpadli? Im zagłębiali się dalej w mroczną maź, tym mniej miala ona wspólnego z czymkolwiek materialnym. Na początku przypominała wodę, następnie powietrze w bardzo suchy dzień, postem... nic. Pierwotną pustkę. Kiedy otworzyli oczy ponownie, wszyscy stali o własnych siłach w ogrodzie pana Neitaki. Wszyscy z wyjątkiem posłańca, który udzielił Sil przysługi. Ten pewnie ruszył swoją drogą, nie siląc się na pożegnanie.


Maya nieśmiało otworzyła oczka i rozejrzała się wokoło, nie mogąc uwierzyć, że znalazła się w domu. Zrobiła niepewnie pojedynczy krok, nie do końca przekonana, że trawa po której stąpa jest prawdziwa. Następny skierował ją na przyjemne zimno kamiennej płytki chodnikowej. Kolejny na drewniane podwyższenie, prowadzące do samego domostwa. Zanim zdała sobie sprawę z tego co robi, już biegła tak szybko, jak tylko mogła w kierunku gabinetu swojego ojca, chcąc zobaczyć się z nim jak najprędzej. Drewno i papier tworzące odsuwane drzwi ustąpiły z pustym trzaskiem, zaś znajdujący się w ogrodzie shinobi, mogli usłyszeć odgłosy radości z powodu zjednoczenia, przeplatane z cichym płaczem ulgi oraz istną lawiną obietnic, że coś takiego nigdy się nie powtórzy. Ta wydobywała się z obydwu rozhisteryzowanych gardeł. Minęło nieco czasu zanim Neitaki-sama, ze wciąż wilgotnymi oczyma, stanął przed grupką ninja, trzymając swą córkę za rękę i nie odstępując jej nawet na krok. Jak pies strażniczy.
- Zwróciliście mi jedyną rzecz, która wciąż nadaje znaczenie mojemu życiu. Jestem wam dozgonnie wdzięczny, a ród Neitaki posiada względem Koalicji dług, którego nigdy nie zdoła spłacić. Dzielni shinobi, jak mogę okazać uznanie dla waszych czynów?
Co prawda jego głos nieco się łamał, ale wzruszony szlachcic starał się jak mógł, aby chwila ta promieniowała godnością.

Ciężko było się nie uśmiechnąć. Po raz pierwszy rozmawiała z kimś, kto naprawdę cieszył się z zakończonej misji ninja i to jeszcze w tak entuzjastyczny sposób.
- Nie, dziękuję panie Neitaki. Poza noclegiem i posiłkiem na prawdę niczego więcej nie potrzebuję. Jednak może któryś z moich podkomendnych ma jakąś prośbę? - przemknęła wzrokiem po zgromadzonych. Chociaż patrząc na zmieszaną reakcję reszty grupy, taki pośpieszny zastrzyk wolności nieco sparaliżował ich możliwość podejmowania decyzji. Albo to, albo po prostu nie chcieli sprawiać gospodarzowi nadmiaru kłopotów. Jego wdzięczność stanowiła wystarczającą zapłatę za heroiczne czyny, których dokonali tego dnia.

Podróż przez cienie, choć szybka i bezszelestna, nie należała do przyjemnych. Jednak w ich aktualnym stanie, nie wspominając o Mayi, dostanie się do miasta w ‘normalny’ sposób również nie byłoby ani szybkie, ani ciche. A już z całą pewnością, niezbyt przyjemne. Onimaru rozejrzał się po ogrodzie, upewniając się, czy nikt ich nie zauważył. Prawdopodobieństwo było znikome, więc nie zdziwił się, gdy nie dostrzegł nic podejrzanego. Obserwował powolne, niepewne kroki młodej panienki. Stąpała delikatnie, jakby bała się zniszczyć bańkę pięknego snu, który właśnie dla niej stawał się rzeczywistością. Chwilę później, z zapartym tchem, nasłuchiwał szybkich kroków biegnącej do ojca dziewczynki, i uśmiechnął się, gdy te zostały zwinszowane radosnymi okrzykami ponownie zjednoczonej rodziny. Pan Neitaki wraz z córką stanowili piękny widok. Patrzył na nich przez chwilę, potem zwrócił się w stronę uśmiechniętej Sil... i pomyśleć, że na początku nie chciał brać w tym udziału. Onimaru z pewnością, wiele się nauczył w ciągu ostatnich dwóch dni. Gdy pan Neitaki wyraził chęć odwdzięczenia się, Ronin drgnął. Była jedna rzecz... wyczuł na sobie spojrzenie Małej Żmii. Wiedziała, o czym myślał. Uśmiechnął się smutno i nieznacznie pokiwał głową. Jego prośby, nie mógł spełnić nawet Neitaki-sama.

Tego dnia sięgnęli po zwycięstwo i płynnym ruchem wydarli je z rąk cesarskich bękartów. Temu nikt nie miał zamiaru przeczyć. Nikt też nie próbował. To, co pozostało z wieczora upłynęło im nader spokojnie. Bez knowań, dzikich pogoni, błyskających w świetle księżyca ostrzy, czy dalszego rozlewu krwi. Przez kilka godzin mogli pozwolić sobie na bycie prostymi ludźmi, grupką przyjaciół, skromnie świętującą swój sukces w towarzystwie wdzięcznego pana domu. Raz po raz unosili do ust białe spodeczki wypełnione sake, zajadali się specjałami i śpiewali stare, chłopskie przyśpiewki. Gdyby dano im taką możliwość, pewnie chcieliby aby ta noc trwała wiecznie. Całkowita swoboda, której doświadczyli była czymś pięknym... ale także niezwykle ulotnym. Ponieważ gdy ponownie otworzyli oczy wraz ze wschodem słońca, po ich wolności nie pozostało zupełnie nic. Znowu byli ninja. Przedstawicielami starych jak świat rodzin elitarnych zabójców, wobec których posiadali niekończącą się listę zobowiązań. Nagle styl życia Onimaru nie wydawał się tak dziwny. Byli w stanie go zrozumieć. Bo jak można winić kogoś za chęć bycia panem własnego losu?


Pożegnanie przed ogrodzeniem było szybkie i (przynajmniej dla shinobi) kapkę krępujące. Pan Neitaki stał dumnie przed wejściem do swej posesji, trzymając dłonie na barkach Mayi. Z kolei dziewczynka, po raz pierwszy od dłuższego czasu beztrosko uśmiechnięta, machała energicznie na dowidzenia swoim ‘dalekim krewnym’, zachęcając ich do ponownej wizyty kiedy tylko znajdą się znowu w pobliżu ich domostwa. Wzmozone patrole na ulicach miasta ustały. Jak? Dlaczego? Dzięki czyjej zasłudze? W tym momencie bylo to mało istotne. Liczył się po prostu łut szczęścia - nikt nie stawał im na drodze. Ninja minęli kilka wozów dostawczych, zostawiając za sobą przysypiających wartowników oraz rozwarte na pełną szerokość bramy Heigenchou. Był piękny poranek. Słońce świeciło przekazując ludziom nieskończone pokłady życiodajnej energii. Wiał delikatny wiatr, roznoszący sobą zapach kwiatów z pobliskiej łąki. Sil rzuciła okiem na kompanów i cicho westchnęła. Nadszedł czas aby wrócić do domu.
 
Highlander jest offline