Wątek: Zabójca Trolli
Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 19-02-2012, 14:21   #13
malahaj
 
malahaj's Avatar
 
Reputacja: 1 malahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputację
To co wydarzyło się na polanie, trudno nazwać walką. Duże lepsze słowo do egzekucja, lub po prostu rzeź. Gdy tylko obozujący zwierzoludzie i mutanci zobaczyli wychodzącego z ciemności Duingana, chwycili za broń i ruszyli do walki. Miecz trzymany w dłoniach zabójcy, zalśnił złowrogim, czerwono żółtym światłem. Blask był oślepiający a na widok takiej demonstracji cała czwórka stanęła jak wryta. Zabójca nie wahał się ani minuty. Szerokim cięciem rozpłatał brzuch najbliższemu mutantowi. Odmieć kwiknął tylko przerażony, próbując złapać wylewające mu się z brzucha wnętrzności.

Miecz był niesamowity. Niesamowicie lekki w dłoniach krasnoluda, spadał na wrogów z olbrzymią siłą. Doskonale wyważony a jednocześnie ostry jak brzytwa niemal sam kierował dłonią krasnoluda siejąc dookoła śmierć i zniszczenie. Za każdym razem kiedy Zabójca upuścił komuś krwi, czerwony blask pulsował i wzmagał na sile. Duingana ogarnął szał. Zawył jak dzika bestia, rzucając się na jeszcze żyjących przecinków jak demon. Rozdawał ciosy z przerażającą szybkością, masakrując zwierzoludzi. Żądza krwi kipiała mu żyłach. Uderzał raz z razem, odrąbując członki, zatapiając ostrze w bebechach, bryzgając dokoła juchą. Zwierzoludzie nie mieli żadnych szans, byli zbyt powolni i zbyt przerażeni. Duingan zaszlachtował ich jak wieprze, pastwiąc się przy tym nad martwymi już ciałami, dopóki nie przestała sikać z nich krew. Każdy cios sprawiał mu niesamowitą radość. Widok rozbijanych czaszek i cierpienia na zwierzęcych pyskach przyprawiał o ekstazę. Oczy przesłaniała mu czerwona mgiełka i pragnął tylko kolejnego trupa, kolejnego ciosu, kolejne fontanny parującej w mroźnym powietrzu, świeżej krwi. Nigdy czegoś takiego nie doświadczył. Nigdy mordownie nie sprawiło mu takiej dzikiej rozkoszy. Wył i ryczał jak zwierze a krwiście czerwony miecz tańczył wokół niego w smugach światła...

- Krwi!
- Krwi!!!
- KRWI !!!


*****

- Aaaauuuuuuuuuuuu !!! -
Wycie. Wilcze wycie. Gdzieś z daleka. A może z bliska?
- Błagam, nie! Nie zabijaj! -
- Aaaauuuuuuuuuuuu !!! -
Wilk. Biały wilk pędzący przez ośnieżony las. Wycie. Wilcze Wycie.
-Kobieta! On ma kobietę! On i szaman! Zaprowadzę. Błagam! -
- Aaaauuuuuuuuuuuu !!! -

Duingan odzyskiwał zmysły. Wilcze wycie przebijało się do spowitej w purpurze świadomości. Czerwona mgiełka ustąpiła. Widział i czuł wszystko normalnie. Gdzieś daleko wciąż rozchodziło się wycie wilka. Przed sobą miał skulonego na ziemi mutanta. Człowiek wyglądał całkiem normalnie, tylko z placów wystawały mu malutkie nietoperzowe skrzydła. Błagał o litość, kwilił i trzymał się za kikut odciętej powyżej łokcia ręki. Duingan nie pamiętał kiedy go jej pozbawił. W ogóle niewiele pamiętał z ostatnich kilku minut. Pamięć rzezi przesłaniała mu czerwona mgiełka. Oderwał oczy od mutanta i rozejrzał się po pobojowisku.

- O kurwa...

Obozowisko wyglądało jak ubojnia dla bydła, w której zamiast noży i tasaków używano krasnoludzkich granatów. Wszędzie leżały rozczłonkowane, potwornie zmasakrowane ciała. Odrąbane ręce, nogi, głowy, zmasakrowane korpusy. Śnieg dokoła był krwisto czerwony a w niektórych miejscach parowały świeżo wybebeszone flaki, jelita i inne ograny wypatroszonych zwierzoludzi i mutantów. W trakcie tej „walki” do obozujących musiały dołączyć jakieś posiłki, ale Duingan nie pamiętał kiedy i skąd. Nie był wstanie nawet policzyć ciał, bo były porąbane na kawałki, ale bez wątpia przeciwników musiało być dwa a może nawet trzy razy więcej niż na początku.

Foinganson spojrzał po sobie. Musiał teraz wyglądać jak demon z piekła rodem. Od stóp do głów ubabrany w krwi, posoce i wnętrznościach wrogów, parował w mroźnym powietrzu. Rudy irokez na jego głowie, teraz nabrał szkarłatnej barwy. Mimo, że to On był sprawcą tej rzezi, to sam zaliczył tylko kilka mniej groźnych trafień, których też zresztą nie pamiętał. Miecz w jego dłoni już nie lśnił. Za to Duingan stwierdził, że choć rękojeść jest umazana w posoce, to klinga jest czysta jak łza. Na ostrzu nie było nawet kropelki krwi.

- Aaaauuuuuuuuuuuu... -

Wilk zawył gdzieś całkiem blisko, ale jego białego towarzysza nie było nigdzie widać. Mutant przed nim zadrżał, bojąc się nawet na niego spojrzeć.

- Zaprowadzę. Zaprowadzę. Tylko nie morduj. Błagam... -
 

Ostatnio edytowane przez malahaj : 20-02-2012 o 21:20.
malahaj jest offline