| Leczenie przynosiło pewne rezultaty. Powolne, acz wyraźne. Gdy stłuczenie na głowie zarosło Emerahl zaprzęgła swoją moc do przywrócenia w ciele równowagi. Efekty było widać. Choć być może raczej słychać. Początkowo tylko czuła powiewy wiatru na skórze. Z czasem zaczęła słyszeć przytłumione głosy rozmów prowadzonych jakby za ścianą. Usłyszała skrzypnięcie przypominające jej dźwięk wydawany przez nienaoliwione zawiasy drzwi. Potem odgłosy przybliżyło się. Poczuła dotyk a w źrenice zaświecił jej promień światła. Spróbowała się poruszyć jednak mimo wysiłku jej ciało ledwo drgnęło.
- Budzi się – zabrzmiały słowa. Rozpoznała w nich głos Lamii. Chyba, rzeczywiście się budziła... Otworzyła oczy i wtedy zalały ją potoki oślepiającego światła. Początkowo otaczała ją biel jednak z czasem zaczęła dostrzegać kontury a oczy poczęły podobnie jak ciało, wybudzać się z długiego snu. Trochę trwało nim pozbierała się do kupy jednak w końcu wróciła do zmysłów.
[...]
Trudno było od razu powiedzieć, czy chęć wstawania, prezentowana przez Emerahl, brała się stąd, że wiedźma czuła się całkowicie dobrze i rozpierała ja energia, czy też z pragnienia pokazania sobie i światu, że wszystko jest w porządku mimo oczywistych faktów świadczących o tym, że nie do końca tak być musi.
- Poczekaj chwilkę cierpliwie - poprosił Irial. Z pewnym naciskiem, ale zawsze jednak była to prośba. - [b]Zaraz przyjdzie medyk i oceni twój stan zdrowia. Dwie minuty w jedną czy drugą stronę nic nie zmienią.[/i]
- Co mi może medyk powiedzieć? Z pewnością nic ponadto co sama wiem - odparła Emerahl próbując wstać w czym skutecznie przeszkadzał jej Irial i Lamia.
- Z pewnością - zgodził się Irial. - Ale spróbuj też pamiętać o jego dumie zawodowej. Ty też byś nie była zadowolona, gdyby ci pacjent sam uciekł z łóżka.
Z tym rudowłosa nie mogła się kłócić. Ilekroć kogoś leczyła to irytowała ją niesubordynacja pacjenta.
- Oj no... kiedy przyjdzie? - zapytała zniecierpliwiona czarownica. Gotowa jednak była zadowolić ego pseudo-uzdrowiciela.
- Nie bądź taka niecierpliwa - uśmiechnął się Irial. - W końcu zamek nie jest aż taki wielki, a nie sądzę, by medyk był stale zajęty. Poza tym Lamia potrafi być przekonująca.
- W porządku - zaczekajmy. Gdzie my jesteśmy? Mógłbyś mi w międzyczasie powiedzieć.
- Za moment. Przyjdzie medyk, zbada cię, a potem ci wszystko opowiem - odpowiedział mężczyzna.
Tak też się stało. Lamia faktycznie niedługo przyprowadziła starszego, pachnącego ziołami mężczyznę, który nie szczędząc Emerahl bólu obmacał jej stłuczoną głowę, a zadowolony z siebie orzekłszy ozdrowienie, wyszedł. Irial zgodnie z obietnicą streścił Emerahl wydarzenia na polanie i opowiedział gdzie są i jak się tutaj znaleźli. Wyglądało na to, że spędzą tutaj jakiś czas, tym bardziej, że Samuel z Ruth nadal byli nieprzytomni. Należało zatem cieszyć się tą chwilą luksusowego wypoczynku od spartańskiej podróży i spaniem w ciepłym, miękkim i wygodnym łóżkiem w miejsce twardej i zimnej ziemi.
Nagła zmiana nastawienia Em, która wyciągnęła sie wygodnie na łóżku, nieco zaskoczył Iriala. Przed chwilą kobieta rwała się do wstawania, a teraz... Ale, w gruncie rzeczy, miała prawo do odpoczynku.
- Nie znalazłabyś odrobiny sił, by obejrzeć Ruth i Samuela? - spytał. - Mam do ciebie większe zaufanie, niż do najlepszego nawet medyka.
Odrobina komplement ów nie powinna zaszkodzić...
- Czy to zaufanie nie wynika czasem z tego, że mogę więcej niż najlepszy medyk? - zapytała z przekąsem by po chwili dodać - Oczywiście, że zamierzam tak zrobić. Choć im dłużej są nieprzytomni tym dłuższą mamy przerwę od szlaku.... Zajrzę do nich i zobaczę jak się sprawy mają - postanowiła.
- Wolałbym ich mieć przytomnych, tak na wszelki wypadek - odparł Irial. - Nie spieszymy się aż tak, ale... Nawet przytomni mogą sobie poleżeć - dodał.
Obrócił się, by dać Emerahl możliwość swobodnego ubrania się.
[...]
Zgodnie z obietnicą daną Irialowi, Emerahl złożyła wizytę Ruth i Samuelowi. Nadal była osłabiona jednak potrafiła na pierwszy rzut oka ocenić stan towarzyszy. Z nich dwoje to mężczyzna na był w gorszym stanie. Ruth zdawało się nic nie być. Przynajmniej fizycznie dziewczyna wydawała się wyjść obronną ręką z ostatniego starcia. Z kolei głębokie rany Samuela napawały ją niepokojem. Wiedziała, że nie wystarczy jej sił by zbadać oboje, a biorąc pod uwagę pierwsze oględziny to prędzej należało martwić się o Samuela. Czarownica położyła dłonie na czole mężczyzny i pogrążyła się w świecie magii wnikając zmysłami w jego ciało. Miał przebite płuco przez co ciężko mu się oddychało. Emerahl nie mogła mu na razie pomóc. Gdyby spróbowała wpompować w niego trochę magii by zasklepić ranę i przyspieszyć zdrowienie zapewne sama z powrotem padłaby nieprzytomna. Póki co wyglądało na to, że mimo, iż poważnie ranny - Samuel pożyje jeszcze na tyle długo by Em zdążyła odzyskać siły i wtedy się nim zająć. Teraz nie miało to sensu jeśli nie chciała przysparzać z powrotem Irialowi dodatkowego zmartwienia swoją, nieprzytomną osobą. Póki co jedyne co można było zrobić to zdać pozostałej, przytomnej dwójce relację z badania i porządnie odpocząć by móc im pomóc jak najszybciej.
Popołudnie upłynęło Emerahl na leniwym odzyskiwaniu sił. Postanowiła skorzystać z popołudniowego słońca i poleżeć w ogrodzie. Jeśli ruszą w dalszą drogę to zapewne będzie to jedno z ostatnich tak beztroskich popołudni. Dalsza droga przez góry mogła być tylko ciężka niż dotychczas. Chłód, deszcz i pogoda zmieniająca się jak w kalejdoskopie. To właśnie zapewne ich czekało i to co najmniej. Jeśli nikt ani nic nie sprawi im dodatkowych atrakcji i jeśli Lamia znowu nie sprawi kłopotu. Irial i jego rudowłosa podopieczna nie odstępowali czarownicy na krok. Pod pretekstem dotrzymania jej towarzystwa i zabawiania rozmową, zapewne kryła się chęć jej doglądania i pilnowania by pomocne ramię zawsze było w okolicy, gdyby poczuła się gorzej. Cieszyło ją, że ktoś się o nią troszczy i korzystała z pełnymi garściami zarówno z tej opieki jak i z promieni słońca, podmuchu wiatru od strony gór, szeleszczących liści drzew i krzewów oraz śpiewu ptaków aż do zachodu słońca. Wieczorem do komnaty, w której wcześniej odzyskiwała przytomność i w której trójka podróżnych schroniła się przed chłodem zbliżającej się nocy zapukał jeden z zamkowych sług zapraszając na kolację w towarzystwie, jak miało się okazać zamkowej piękności. Również Emerahl, mimo że była kobietą i raczej gustowała w męskim odpowiedniku urody, potrafiła docenić dorodność Anchel, rzekomej przyjaciółki pana tych włości. - Pewnie moi towarzysze... - tu Em spojrzała na Iriala i Lamię - ... dziękowali już za pomoc i gościnę, ale chciałabym też podziękować osobiście za troskę, pomoc i dach nad głową. Że nie wspomnę o tej wspaniałej kolacji.
- Nie ma za co - odparła Anchel z uśmiechem. - Należy pomagać bliźnim, w miarę możliwości. A kolacja... miło zjeść posiłek w czyimś towarzystwie. Mam nadzieję, że będzie smakować.
- Jeśli smakuje tak jak wygląda to z pewnością - odpowiedziała Emerahl szczerze. Dawno nie miała nic tak dobrego w ustach zważywszy, że w podróży nie ma takich luksusów - Wszystkie te ziemie należą do was?
- Nie do nas, a do grafa - zauważyła uprzejmie gospodyni.- To jego rodzinne posiadłości.
- Ahh tak. Trzeba zatem uprzedzić pana Grafa, że ma na swoich ziemiach COŚ. Nie wiem nawet jak nazwać to, co spotkaliśmy. W każdym razie po drodze widzieliśmy kilka ofiar tych... tych... bestii.
- Graf już od jakiegoś czasu o nich wie. Kapitan Aethelbert, który was tu eskortował, już się nimi zajmuje.
- One nie dają łatwo za wygraną. - ostrzegła Emerahl
- Szkoda, że nie ma informacji na drogach - dorzucił Irial. - Jak się je nazywa? Czy też nie mają określonej nazwy. Od dawna grasują w okolicy? Wiadomo może, skąd przybyły?
- Potwory są w okolicy od jakiegoś czasu, ale nikt jakoś nie uciął sobie jeszcze z nimi pogawędki, by dowiedzieć się o nich czegoś więcej. Wiadomo tyle, co i wy pewnie zdołaliście się przekonać: że są niebezpieczne i zaatakują każdego, kto spróbuje przejechać przez las - odpowiedziała nieco złośliwie Anchel.
Krótka wymiana zdań na temat czających w lasach potworzyc została przerwana przez być może wścibskie pytanie czarownicy, która jednak nie mogła się powstrzymać przed jego zadaniem.
- Czy mogłabym zadać pytanie o Pani pochodzenie? Sądząc po egzotycznej urodzie chyba nie jest Pani stąd - zapytała Em nieśmiało nie wiedząc czy wypada jej w takim towarzystwie zadawać takie pytania.
- Pytać można zawsze. Pytanie, czy warto - zaśmiała się Anchel. - Faktycznie nie pochodzę stąd, moja ojczyzna leży daleko na południu. Ale nawet gdybym podała jej nazwę, pewnie żaden z tu obecnych, prócz mnie rzecz jasna, nie wiedziałby, choćby w przybliżeniu, gdzie może ona leżeć.
- Będę zbyt wścibska jeśli zapytam gdzie w takim razie? Swego czasu trochę podróżowałam, ale chyba nigdy nie trafiłam do Pani ojczyzny - drążyła czarownica. Mogłaby tą informację spokojnie odczytać z umysłu kobiety, ale nie dziś. Dziś była zbyt słaba żeby miała siłę i ochotę sięgać po magię.
Anchel rzuciła Emerahl przeciągłe spojrzenie, jakby badała, o cóż tamtej może chodzić. Przez chwilę krótszą, niż mgnienie oka Emea dostrzegła w czarnych niczym smoła oczach dziwny błysk. Przez chwilę krótszą niż mgnienie oka miała wrażenie, że zadanie tego pytania było błędem.
- Wścibstwo to bardzo niepożądana cecha u kobiet - odparła wreszcie gospodyni. - Należy w porę nauczyć się je kontrolować, inaczej może to wiele kosztować, czasem nawet życie - zawiesiła głos jakby oczekując reakcji, po chwili jednak kontynuowała - By jednak zaspokoić owo nieujarzmione wścibstwo odpowiem... Emirat Ukatio, mówi to coś szanownej podróżniczce.
Emerahl przełykała właśnie ostatni kęs, gdy gospodyni niespodziewanie zmieniła ton swojej wypowiedzi. Przestała na moment i spojrzała uważnie na rozmówczynię.
- Mamy wprawę w radzeniu sobie z takimi problemami - ripostowała rudowłosa po chwili - Tak, więc nie ma obawy. Co do tego całego Ukatio... nie - nigdy nie słyszałam. To chyba musi być jakieś małe państewko, daleko na południu - rzuciła kąśliwie - Nigdy tam nie dotarłam. Ale mam stamtąd pamiątkę. Spory, zakrzywiony sztylet o pięknej zdobionej rączce. A propos sztyletu... Irialu czy ktoś może zabrał go z tamtej polany? Powiedz proszę, że tak... Trochę za niego dałam grosza. No i śliczny jest. - zwróciła się już tym razem do czarnowłosego towarzysza.
- Jeśli się nie mylę, znalazł się w twoim plecaku, Emerahl - odparł zapytany. - Będziesz musiała sprawdzić, jak wrócisz do komnaty. Szkoda, że nie powiedziałaś wcześniej.
- Tak zrobię. Dzięki - odparła i zajęła się na powrót jedzeniem nie angażując się już więcej w rozmowę. Nie była pewna czy ich dzisiejsza gospodyni żywiła niechęć do nich czy tylko do wypytywania, które rozpoczęła czarownica, odnosiła jednak wrażenie, że Anchel nie ma do nich przychylnego nastawienia.
__________________ Wisdom of all measure is the men's greatest treasure. |