Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 20-02-2012, 22:09   #105
traveller
 
traveller's Avatar
 
Reputacja: 1 traveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputację
Profesor siedział przy stoliku dla dwojga. Problem w tym, że jego "randka" na dzisiaj spóźniała się już dobry kawałek czasu. Stwierdził, że jeszcze kilka minut i wróci do hotelu a może wybierze się na krótki spacer? Szkoda było marnować wolne jakie dał mu Ekstraktor. Poza tym nie znał dobrze Niemiec a podróże i obce kultury fascynowały go nie od dziś. Jednak nawet samotne siedzenie przy stoliku w jednej z wielu berlińskich kafejek jako jeden z tysięcy anonimowych turystów miało swój urok. Znów był wśród normalnych ludzi, słyszał ożywione rozmowy prowadzone w wielu językach. Dwa podniesione głosy o zapewne sprzecznych poglądach biorąc pod uwagę ich ton. Kontrastowały wyraźnie z rozmową dwójki młodych ludzi, którzy zapewne byli kochankami. Architekt zastanawiał się o czym mogą rozmawiać? Może chłopak zaprosił ją tutaj, żeby się oświadczyć? Pomyślał o Emmie i o chwili kiedy on w końcu zebrał się na odwagę, żeby to zrobić. Muzyka z gramofonu niosła za sobą zapomniane głosy jeszcze sprzed wojny na zawsze zachowane na bezcennych winylach. Will zawsze był fanem klasyki, poza tym muzyka pomagała mu się skupić i odprężyć.
Antonia weszła do kawiarni pół godziny po umówionym czasie, znajomość z nią nadawała nowe odcienie znaczeniu słowa “punktualność”. Miała na sobie nową spódnicę, nabijaną cekinami oczywiście, a w rękach niemało toreb. Do kelnera ledwie dukającego po angielsku, czy to z braków w słownictwie, czy z oszołomienia widokiem dwóch odsłoniętych półkul piersi Brazylijki, zwróciła się per “mój piękny”. Pod mężczyzną widocznie ugięły się nogi. Gdy pomknął zrealizować zamówienie, Antonia wydobyła dwie paczuszki z jednej z toreb.
- Dla ciebie, Brytolu. Prezenciki.
W jednym opakowaniu był pięknie wykonany i dobry gatunkowo, lecz piekielnie krzykliwy krawat z malowanego jedwabiu. Na zielonym tle boczkiem siedziały różnobarwne papugi. I doprawdy, niewiele było sytuacji, do których pasowałoby takie... coś. A z drugiej Will wyciągnął skąpe damskie majtki z czarnej koronki.
- Takie śliczne, że się oprzeć nie mogłam. Dasz komu tam chcesz. Rozmiarowo pasują na Amy. Oczywiście, całkowicie przypadkiem. Ma takie klasyczne wymiary.

Anglik przyglądał jej się z miną szympansa, który dostał w łapy telefon komórkowy i nie wie co z nim zrobić. Mimo to doceniał gest kobiety a właściwie doceniałby gdyby nie jedno pytanie cisnące się na usta.

-Dziękuję. Czym sobie zasłużyłem na tak... ekhm osobliwe podarki?
Antonia przerwała studiowanie metki kusego topu. Wyglądała na zaskoczoną.
- Czy trzeba jakiegokolwiek powodu, by dać komuś prezent? Prócz przyjaźni do tej osoby i samej radości obdarowania? Na tym to polega, Will. Taki stary koń z ciebie, a nie wiesz?

W jedną dłoń chwycił krawat i zastanawiał się czy Brazylijka mówiła poważnie. Chociaż z drugiej strony właściciel czegoś takiego pokazywał, że ma dystans sam do siebie. Może czasem by mu się coś takiego przydało. Na pewno zyskałby w oczach studentów. Grono profesorskie to już inna bajka. Natomiast koronki... Oczami wyobraźni widział jak daje je Amy na co ta mogła chyba jedynie parsknąć śmiechem. Czy przyjaciele kupują sobie seksowną bieliznę? Pomyśli o tym później. Odłożył prezenty i poświęcił swoją uwagę usadowiającej się wygodnie Antonii.

-Nie spieszyłaś się za bardzo. Kawa zdążyła mi wystygnąć.

Sięgnął po zdobioną filiżankę, stylizowaną na dynastię Habsurgów. Była to oczywiście podróbka, przede wszystkim wyglądała na nową a poza tym oryginały były zbyt wartościowe by podawać w nich kawę klientom. Wykonano ją w każdym razie na tyle przyzwoicie, że mogła cieszyć oko.

- Czekałeś na mnie z kawą? Jakie to dżentelmeńskie. Zostaw to - wyjęła mu z ręki filiżankę - kupię ci nową. Hej, tutaj, mój piękny - zawołała po kelnera, budząc powszechne zainteresowanie. Kelner był czerwony jak burak.
- To śmieszne, Will - wyszeptała konspiracyjnie, ujmując dłoń Architekta, kiedy kelner poszedł po kawę. - jak bardzo wszyscy mężczyźni są podobni do siebie. Płeć łączy tysiąc razy mocniej niż narodowość. Wszystkim wam brakuje cierpliwości. I śmiałości, by łamać reguły. Ja wiem, że nasz nadzorca niewolników wprowadza twardy reżim, ale życie nie polega na odhaczaniu kolejnych punktów wyśrubowanego do granic możliwości planu. Życie to czas nam dany, więcej go nie będzie. Jak wyrwałeś z gardła Malcolma dwie godzinki, to trzeba je było wziąć i spędzić, zamiast się podkurwiać, że ja je spędzam na swój sposób. A na marginesie, ja się wkurwiłam. Tym niepotrzebnym wykładem. Chciałam jechać do Watykanu i zobaczyć papieża. Zamiast tego grzałam krzesło na wykładzie starego grzyba, który swój czas bezpowrotnie i idiotycznie przepuścił na bzdury.

Twarz Anglika pozostawała spokojna. Nie zareagował kiedy Antonia chwyciła go za dłoń. Jego oczy zdradzały zmartwienie tak jakby odebrał słowa kobiety w dwójnasób. Nie wiedział czy zrobiła to celowo, ale nagle poczuł, że czas jego własnego życia może być o wiele cenniejszy niż myślał. W końcu jednak lekko się uśmiechnął.

-Nie wiedziałem, że masz słabość do starszych mężczyzn. Mówię o papieżu. Może złapiesz go podczas jakiejś jego pielgrzymki za ocean? Słyszałem, że Ameryka Południowa jest religijna aż do przesady. A co do reguł... Po to one są moja droga, żeby odróżnić nas jakoś od zwierząt. Bez nich Bóg zapewne zesłałby na nas ogień jak w Sodomie i Gomorze - dodał już z wcale nie skrywanym sarkazmem. Co prawda nie był praktykującym katolikiem, ale znał biblię dość dobrze. Traktował ją jednak bardziej jak powieść fantasy niż historię ludzkości.

- Nie rozumiesz w ogóle - poskarżyła się. - Papież na pielgrzymce to inna wartość niż papież w oknie na placu świętego Piotra. Tak, Ameryka Południowa jest religijna aż do przesady. Ja też jestem, i chcę papieża, żeby mi pobłogosławił, kurwa! - uniosła głos. - I nie sprzedawaj mi tu głodnych kawałków o wyższości człowieka nad zwierzęciem. To człowiek bywa bydlakiem, w imię zasad, które sam stworzył. Zwierzę nie jest w stanie osiągnąć takiego zła i okrucieństwa.

Will uniósł lekko brew. Po części się z nią zgadzał, ale i tak miał sporo zastrzeżeń odnośnie jej toku myślenia. No cóż miała swoje zdanie a on nie był kimś, który narzuca innym swoją wizję świata. Jak już to był kimś takim, który stara się zrozumieć swojego rozmówcę, no o ile, ma na to siłę.

-Nie wiedziałem, że jesteś katoliczką. To całe vodoo, demony i inne rzeczy nie kłócą się czasem z tą twoją wiarą? - spytał ze szczerą ciekawością.
- Nic mi się nie kłóci, Will, bo nie jestem katoliczką. Mój Kościół nie uznaje dogmatów istnienia jedynego Boga, niepokalanego poczęcia Maryi, Ducha Świętego i konieczności spowiedzi indywidualnej. A także nieomylności papieża. Jego władzy też nie, co nie oznacza, że go nie szanujemy. Za to bierzemy świętych i błogosławionych, w każdej ilości, nie wiadomo, czy się nie przydadzą kiedyś w przyszłości - błysnęła zębami w uśmiechu. - Katolicyzm jest szalenie opresyjny, nie kupuję tego. Przesłanie Jezusa jest o wiele bardziej uniwersalne, niż chcieliby to przyznać katoliccy hierarchowie.
-Dzięki za dokładne wyjaśnienie. Nie jestem ekspertem w sprawach wiary. A człowiek potrafi być okrutny. Zgadzam się z tym - powiedział smutno.

Wzruszyła ramionami.
- Potrafi. Ja potrafię i ty też. Każdy.

Jeśli chodzi o swoją osobę to nie miał co do tego najmniejszych wątpliwości. Nie był z natury zły, ale zdarzało mu się, że czasem sam siebie nie poznawał w lustrze. Czasem nawet jego dobre intencje stawiały go w złym świetle co uświadomił sobie stosunkowo niedawno.

- Pytanie czy każdy potrafi też być dobry, ale to już rozważania czysto filozoficzne. Poprosiłem cię o to spotkanie z konkretnego...

W tym momencie do ich stolika podszedł kelner. Młody brunet z zaczesaną na bok grzywką w czerwonej kamizelce z czarnymi poziomymi liniami i logiem kawiarni na piersi.

-Mogę zrealizować państwa zamówienie? - powiedział z pełnym profesjonalizmem, ale nie dało się ukryć, że obecność Brazylijki lekko go deprymuje.

-Dla mnie jedną czarną kawę - Will odpowiedział spokojnie.
- Mamy już kelnera, takiego rudego jak oddech pożaru - oznajmiła Antonia. - Musiał się zagubić w waszej kuchni. Powiedz mu, mój miły, że czekam aż przyniesie mi moją moccę i lody.

Antonia nachyliła ku Anglikowi.
- Wiem, Will. Wiem też, że nie jest ci łatwo. Ale cokolwiek sobie myślisz i czegokolwiek się boisz, pamiętaj, że to nie musi być koniec.

Will poczekał aż kelner oddalił się od ich stolika i jeszcze przez moment ważył przez chwilę w ciszy jej słowa. Skinął lekko głową i stwierdził, że być może Amy i Antonia mogły przejść ten sam kurs udzielania wsparcia osobom z chorobą nowotworową.

-Pamiętam, chociaż jestem raczej realistą i wolę zabezpieczyć się na przyszłość. Muszę chyba pomyśleć o spisaniu testamentu. Właściwie dziwię się, że nie pomyślałem o tym wcześniej - stwierdził dość gorzko.
-Masz jakąś rodzinę? Ja mam syna i córkę i toi właśnie o nich myślę i o nich się boję. Poza tym jak Malcolm dowiedziałby się czegokolwiek to nie jestem pewien czy byłby za moim dalszym udziałem w naszej małej operacji w Rosji.

- Każdy z nas powinien spisać testament. Ja to zrobiłam, zanim wyjechałam z Rio. Leży teraz w bieliźniarce największej suki z mojej rodziny... to daje mi pewność, że moja wola będzie wypełniona co do joty - wzruszyła ramionami. - Mam bardzo licznę rodzinę, Angliku. Po jednej i po drugiej stronie granicy, którą jest śmierć. Gdziekolwiek pójdę - nigdy nie będę sama. Moja córka czeka na mnie i kiedyś będę musiała do niej pójść. Ci, co zostają, zawsze muszą się zmierzyć z odejściem kogoś, kogo kochali. Ale moja rodzina wie, że nie odejdę całkowicie. To jest ważne, Will. Aby wiedzieli, że gdziekolwiek jesteś, nadal ich kochasz.

-Zazdroszczę ci tej wiary. Ja nie jestem pewien co stanie się ze mną jak odejdę i wcale nie tak spieszno mi z tym, żeby się przekonać, ale mam nadzieję, że kiedyś jeszcze zobaczę żonę i dzieci i... Amy - dodał z wahaniem.
-Nie wiem w jakim byłbym stanie gdyby nie ona - poczuł jak łza zbiera się w jego prawym oku i stwierdził, że faktycznie musi teraz brzmieć żałośnie. Nie planował tego typu rozmowy, ale Antonia był jedną z najbardziej bezpośrednich osób jakie poznał. On natomiast przeżył ostatnio na tyle dużo w życiu, że czasem emocje wypływały na wierzch przez jego maskę spokoju. Poza tym w jednym na pewno miała rację, jeszcze żyje i nie wiadomo czy było faktycznie tak źle.

-Wiesz co jest najśmieszniejsze? Że nigdy nie uważałem papierosów za nałóg. Wiedziałem, że jestem pracoholikiem i to, że zawsze miałem słabość do ładnych kobiet, ale fajki? - pokręcił tylko przecząco głową. W przeciągu ostatnich dwudziestu lat dym papierosowy był po prostu jego naturalnym towarzyszem, sposobem, który pozwalał radzić sobie ze stresem.

- O, idzie moja piękna ognista zguba - Antonia skwitowała przybycie kelnera i podziękowała mu tak wylewnie, jakby co najmniej obdarował ją diamentami. - Will, oczywiście, że spotkasz po śmierci swoich bliskich. To nie jest moja nadzieja, ja to wiem - podkreśliła. - Jaki sens miałoby nasze życie i wszystko, co w nim robimy, gdybyśmy tych, których kochamy, tracili na zawsze?

-Mam nadzieję, że rzeczywiście tak jest. W każdym razie dzięki. Dodalaś mi otuchy. Zapomniałem ci podziękować. Wtedy w więzieniu... Nie wiem czemu ci zaufałem, ale właściwie jeszcze bardziej nie rozumiem czemu się zgodziłaś? Czemu ryzykowałaś tak wiele dla kogoś obcego?

 
__________________
"Tak, zabiłem Rzepę." - Col Frost 26.11.2021
Even a stoped clock is right twice a day

Ostatnio edytowane przez traveller : 20-02-2012 o 22:12.
traveller jest offline