Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 20-02-2012, 22:09   #106
traveller
 
traveller's Avatar
 
Reputacja: 1 traveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputację
Spojrzenie Antonii było ciężkie jak wagon ołowiu. Chyba miała coś wyjątkowo jadowitego na końcu języka, ale parsknęła tylko.
- Ponieważ jestem odpowiedzialna. To główna cecha, która odróżnia mądre czarne kobiety od głupich, aroganckich białych fiutów. Poza tym, moje uzasadnione poczucie wyższości nad głupimi białymi fiutami pozwoliło mi sądzić, że gdy sprawa okaże się katastrofą - ja wyjdę z tego z lekko przypalonymi włosami, tachając Amy na plecach. Coś, do czego głupie białe fiuty nie byłyby zdolne. Czy odpowiedziałam wyczerpująco na twoje pytanie?

Spokojnie wytrzymał ostre spojrzenie kobiety. Przez myśl przemknęło mu skąd aż tak ostra reakcja? Czyżby wychodził na takiego ignoranta?

-Czy musimy sprowadzać wszystko do kwestii rasowych? I nie, nie odpowiedziałaś dość wyczerpująco. Myślałem nad tym trochę... Co pozwoliło ci sądzić, że Amy może coś grozić kiedy zginęła w śnie? Nawet powiedziałaś mi, że to może skończyć się źle dla każdego... ale nie wahałaś się długo jeśli chodzi o siebie. Możesz być mądrą czarną kobietą jeśli wolisz takie nazewnictwo a ja białym fiutem, ale popraw mnie jeśli się mylę. Nie wiedziałaś czy przeżyjesz, ale po prostu nie boisz się śmierci tak? No i ten demon...

W tym momencie Antonia uniosła palec do ust i szybkimi ruchami głowy porozumiewawczo wskazała na zatłoczoną kawiarnię] Anglik zrozumiał i kiwnął tylko głową przekonany, że przy najbliższej sposobności zapyta ją o to jeszcze raz.

- Kwestie rasowe są ważne i od nich nie uciekniesz. Niemniej, wskaż mi jeden moment naszej krótkiej, ale intensywnej znajomości, który mógłby wskazywać na to, że zaliczam cię do białych fiutów. Nie było takiego momentu, Will. Zamiast tego kupiłam ci najbardziej odlotowy krawat na jaki stać stojącą na baczność szwabską naturę. A także przytajniaczyłam przed Malcolmem i Smithem stan twojego zdrowia, wydzierając mimo tego środki na twoje leczenie. Więc nie unoś się, Will, bo ci z tym nie do twarzy. Dobrze?

Mężczyzna nie bardzo wiedział jak na to zareagować, ale w jego głowie pojawiły się kolejne znaki zapytania. Miał nadzieję, że chociaż niektóre z nich rozwieje ta rozmowa a tymczasem było ich coraz więcej.

-Nie wiem jak ci się udało zataić cokolwiek przed Malcolmem i kolejny raz jestem winny ci wdzięczność. Mam nadzieję, że spłacę długi zanim naślesz na mnie komornika - zaśmiał się gorzko siląc się na humor chociaż niezbyt było mu do śmiechu w tej chwili.

- Z pewnym trudem. Ale on wie, że miałeś jakieś przejścia w przeszłości, choć podobno z tego wyszedłeś. To był cytat. Nie wiem, o co mu chodziło, i szczerze mówiąc, nie chce mi się wnikać, Jak poczujesz nachalną potrzebę, możesz mi się zwierzyć.

-Nie wiem. Może tak wyglądam moja droga, ale aż tak wylewny nie jestem. Poza tym zapominasz, że od zwierzeń mam panią psycholog z lepszymi nogami - odpowiedział Anglik.
- No, widzę, że twój stan rokuje na poprawę - Antonia przymrużyła oczy. - To psycholog używa nóg w pracy? Ciekawe, do czego, ciekawe... - Brazylijka patrzyła się prosto w oczy mężczyzny, rozbawiona do granic możliwości, i sprawiała wrażenie, że tym spojrzeniem wyłuskuje mu z środka wszystkie skrywane myśli.

-Nie patrz tak na mnie proszę! Toż to jakieś bezpodstawne... - nie wytrzymał i parsknął śmiechem.
-Ja i Amy? Nie, my jesteśmy tylko przyjaciółmi, ale jak ktoś ma takie nogi to tylko ślepiec ich nie zauważy.

-Ależ tak, oczywiście... Tylko ślepiec. Albo kastrat.

Will wciąż jeszcze czuł się rozbawiony. Kobieta zaczęła temat w którym normalnie czułby się niezręcznie, ale coś w jej tonie głosu sprawiło, że nie miał jej tego za złe i postanowił jedynie obrócić w żart.

-Z tym także nie ma problemów i chyba nie muszę tego udowadniać.

- Mnie? Przecież mi to niczego niepotrzebne. Poza tym, ja poznałam Ralpha, więc wiem, że z tym wszystko u ciebie w porządeczku.

-Ralph... Mężczyzna ze snów. Dzisiaj już tak nie ma - westchnął głośno.
-Kontynuując, nim wątek się urwie, bo to ważne. Aby utrzymać moje szachrajstwo, będziesz łykał tabletki z cukru i kredy. I opowiadał, jak to ci z każdą dawką lżej na duszy. Nie spieprz tego, Will. Jak się wyda, polecimy razem. A długu nie masz. Nie ze swojej pensji ci to finansuję, ale z funduszu operacyjnego projektu.

-Może i tak, ale nie musiałaś tego tak komplikować dla mnie. Dzięki - Eakhardt mówił to co myślał. Nie był może typem kogoś tak szczerego, ale czasem mógł zrobić wyjątek i zagrać w otwarte karty.
- Musiałam. Ja nie robię rzeczy niepotrzebnych. Dzięki temu mam czas na sprawy naprawdę ważne. Miłość, seks, gotowanie, plażę i zakupy.

-Ciekawa kombinacja. Chociaż raczej nie w moim guście - skwitował krótko ze szczerym uśmiechem.
- No... nie możesz być mną, Brytolu. Jestem jedyna i wyjątkowa.
-Chociaż przyznam, że mój system wartości i sposoby na spędzanie wolnego czasu ostatnimi czasy mocno się zmieniły. Zacznijmy od tego, że nie mam wolnego czasu, ale to mało istotny szczegół - przerwał na chwilę i ponowił pytanie, które zadał jej wcześniej.
-Skąd wiedziałaś, że nic ci nie grozi?

Antonia wbiła łyżeczkę w lody. Wyłowiła rodzynka i przypatrywała mu się z wyraźnym zadowoleniem.

- Nie wiedziałam. Dopuszczałam możliwość, że zginę. Tylko głupi... głupiec myśli, że nic mu nie grozi. Ryzyko wpisane jest w to, kim jestem. W to, kim jesteśmy teraz my wszyscy również. W końcu, napisałam ten testament, co nie? Jak chcesz pogrzebać głębiej w temacie, to na pewno nie tutaj.

Profesor wydawał się lekko zdziwiony. Ujmowała go szczerość tej kobiety i jej zagadkowa natura. Nie spodziewał się, że pozna w tej branży kogoś kogo mógłby polubić. Przypomniał sobie rozmowę z Anthonym w Wenecji i stwierdził, że pomylił się odnośnie tego nie po raz pierwszy.

-Głupiec myśli, że nic mu nie grozi - powtórzył bez śladów emocji. Ale czy strach przed śmiercią nie jest czymś ludzkim? Ty się nie zawahałaś a nawet wręcz traktowałaś to jak... No coś w stylu dobrej zabawy kiedy powiedziałaś Turyście... - przypomniał sobie zachowanie Brazylijki chwilę wcześniej i ugryzł się w język zmieniając to co chciał powiedzieć - żeby zrobił to co zrobił.
Zdecydowanie marny byłby z niego szpieg. W tej chwili pojawił się jego kelner, który przyniósł mu zamówioną kawę. Anglik skwitował krótkim danke i wziął pierwszy łyk.

-Smakuje jak lekarstwo. Niezbyt dobrze, ale muszę mieć jasny umysł. Chcę przećwiczyć pewne rzeczy - dodał ciszej i mrugnął porozumiewawczo. Wyglądało to zapewne jak parodia Jamesa Bonda i doskonale zdawał sobie z tego sprawę, ale nie mógł po prostu się powstrzymać.

Antonia oparła głowę na dłoniach i milczała przez chwilę. Trajkocząca maszyna do wypluwania słów i teorii chyba się przegrzała i musiała przestygnąć.

- Jak tak teraz sobie myślę o tym - powiedziała z rozmysłem - to mam gacie pełne. Wtedy nie było czasu. Liczyła się każda sekunda, bo jeśli ona byłaby niżej, odchodziłaby coraz dalej i dalej. Malałyby szanse na jej odnalezienie. Poza tym, byłam zbyt wściekła, żeby się bać. Czasami po prostu... trzeba coś zrobić, Will. Te właściwe rzeczy do zrobienia.

Skinął głową i przez chwilę zamyślił się nad tymi słowami. Ile razy powinien w życiu zrobić właśnie taką rzecz i zorientował się o tym zbyt późno. Za bardzo oddawał się pracy, żeby móc je dostrzec wtedy. Dopiero kiedy... Otrząsnął się z rozmyślań i wrócił do rzeczywistości.

-Ja boję się cały czas. Nie wiem czy można do tego przywyknąć. To dla mnie jak zupełnie nowy świat. Tak jakbym pewnego dnia idąc do pracy skręcił w inną ulicę i znalazł się po drugiej stronie lustra. Może mam minę pokerzysty, może potrafię utrzymać nerwy na wodzy, ale w środku cały czas zastanawiam się z jakiej jestem bajki widząc co dzieje się obok. Uważam się za gościa z silną psychiką, który po prostu podobne przygody oglądał jedynie w kinie. Wygląda jednak na to, że ten gość umie coś czego nie umieją inni i o to jestem. Mam nadzieję, że pobędę jeszcze trochę bo wstyd się przyznać, ale zaczynam rozumieć Amy i jej pociąg za adrenaliną. To coś czego nie mógłbym doświadczyć za biurkiem wykładowcy albo domowym fotelu przy kominku. No tak, ale wracając do głównego tematu. Znalazłaś mi już klinikę?

Przypatrywała mu się nie mrugając i chyba próbowała zapamiętać fragmenty jego monologu, bo co jakis czas poruszała bezgłośnie ustami.
- Co? Nie, nie mam nic jeszcze. Moje znajomości mają charakter intymny i delikatny... musisz dać mi parę dni.

Profesor westchnął cicho spodziewając się podobnej wiadomości. Imtymny i delikatny? Postanowił nie wdawać się w szczegóły.

-Nie ma sprawy. Mam tylko nadzieję, że uda mi się zwodzić Malcolma przez ten czas. Może niepotrzebnie wspominałem tak wcześnie o wyjeździe, ale chciałem go do tego przygotować. Zastanawiam się tylko jaką bajeczkę mu sprzedać. Nie wygląda na kogoś kogo łatwo okłamać bez wzbudzenia podejrzeń. Mógłbym zasłonić się rodziną, ale jakby chciał sprawdzić czy faktycznie ich odwiedziłem... W każdym razie jak będziesz mieć jakieś konkrety to...

Nie musiał kończyć zdania. Brazylijka na pewno by go powiadomiła gdyby sprawa zrobiła się bardziej przejrzysta. Póki co pozostawała najgorsza część czyli czekanie. Wniosek ten wypływał w relacjach wielu osób przeczytanych przez niego na internecie, które mierzyły się z nowotworem. Pogawędzili jeszcze jakiś czas aż w końcu Anglik wypił swoją kawę. Zapłacił za siebie. Ciekawiło go czy Antonia zostawiła swojemu kelnerowi jakiś napiwek, ale powstrzymał się przed sprawdzeniem. Ubrali się i wyszli przez frontowe drzwi wraz z żegnającym ich odgłosem dzwonka przy drzwiach. Berlin o tej porze roku zachęcał do spaceru a ten czekał ich jeszcze w drodze powrotnej do hotelu.

 
__________________
"Tak, zabiłem Rzepę." - Col Frost 26.11.2021
Even a stoped clock is right twice a day

Ostatnio edytowane przez traveller : 20-02-2012 o 22:13.
traveller jest offline