Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 21-02-2012, 16:21   #56
villentretenmerth
 
villentretenmerth's Avatar
 
Reputacja: 1 villentretenmerth nie jest za bardzo znanyvillentretenmerth nie jest za bardzo znanyvillentretenmerth nie jest za bardzo znany
Gdy Weenglaaf pozbył się całego dzisiejszego śniadania, poczuł się lepiej. postanowił dokuśtykać do skrzyń z bronią. Najpierw spojrzał na broń białą. Ładne wykonane i solidne cudeńka. Niestety prawie wszystkie do otwartej walki. A takiej walki Weenglaaf nie lubił. Nie miał zamiaru głupio zginąć. Życie w lesie wymęczyło jego organizm, reumatyzmy, boleriozy, włośnie i inne cudy niewida już dość go osłabiły, by nie mieć szans z jakimś najemnym bandziorem w wojskowym egzoszkielecie. Przynajmniej nie miał takich szans w dzień.
Znalazł dla siebie całkiem zgrabnie wyważone ciężkie sztylety do rzucania. Jego poprzednie zaginęły w cielsku pięknego odyńca, gdy po pijaku postanowił sprawdzić swoją celność. Tak więc na noże czekały dwa pasy przewieszone przez piersi z odpowiednimi mocowaniami. Zachwycił się pięknymi toporami. Jednak nie zamierzał iść na wojnę z dwuręcznym toporem jak w średniowieczu. Znalazł dla siebie idealną broń. Malutki toporem z uszkiem do przywiązywania. O niebo lepiej wykonany niż jego. Bez skrupułów wymienił broń przy odpowiednim pasie. Pozostałe skrzynie mieściły w sobie już konwencjonalną broń. Doskonałą by wyskoczyć na pierwszą linie i zginąć z wielką dziurą zamiast wnętrzności. Rozwinął swoją wytrzymałą płachtę z rozciągliwego polimeru. Zaczął ostrożnie wrzucać do niej pasy z granatami, uśmiechając się paskudnie przy fosforowych. Robią efekt, gdy wybuchają nieszczęśnikowi nad głową, przy uruchomieniu pułapki. Trochę materiałów wybuchowych i całą górę zapalników. Dorzucił jeszcze garść małych min. A tak by pozbawić kogoś nogi, albo przerwać gąsienicę transportera, czy czego tam ludzie używają.
Tak lubił walczyć. Tak lubił zabijać. W bezpiecznej odległości uchlewać się w barze, gdy wrogowie padają pokotem przez jego pułapki.
Usiadł. trzeźwość mu przeszkadzała. Musiał jednak się ogarnąć, jeśli chce wyjść cało z misji, która na kilometr pachnie kamikadze.
__________________________________________________ ______

Weenglaaf usiadł na swoje miejsce. Nikt za bardzo nie kwapił się do rozmowy. Powstała cisza mniej lub lepiej znanych mu towarzyszy, przy wtórze śmiechów krasnoludów gdzieś dalej skłaniała do rozmyślań.
Weenglaaf zastanawiał się patrząc na bledszą niż zwykle (jeśli to możliwe) Seatane, na ile jego zmęczony umysł zmieszał senne majaki z rzeczywistością. Czy przypadkiem... chyba nie, zwłaszcza że siedzi prawie wszczepiona w Tego człowieka... Tylko dlaczego, gdy na nich patrzył wdzierał się mu do głowy ich obraz wśród śnieżnej zawieji, a do tego widziany z góry.
Lestad i Parov... patrzyli na niego z większym dystansem niż zwykle, dokładnie obserwując każdy ruch. Czyżby przez to, że się umył? "I dlaczego tak mnie bolą plecy?"
Z resztą nie ważne.
Katterine van der Merve. Miał dziwne przeczucie, że jego sen... nie był do końca zwykłym snem. Może ona go spowodowała, bądź co bądź, znała się trochę na magii. Coś chciała mu przekazać, pewnie od dłuższego czasu mierzonego w latach, ale baba to tylko baba, nie powie wprost. Miał nadzieje, że oddalą się na tyle szybko i daleko, by Ona nie mogła go znaleźć.
 

Ostatnio edytowane przez villentretenmerth : 01-03-2012 o 18:27.
villentretenmerth jest offline