Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 21-02-2012, 16:24   #17
Martadiana
 
Martadiana's Avatar
 
Reputacja: 1 Martadiana nie jest za bardzo znanyMartadiana nie jest za bardzo znanyMartadiana nie jest za bardzo znanyMartadiana nie jest za bardzo znany
Bai kręciło się w głowie. Gdy tylko usłyszała słowa Jonaha skierowane do ciotki, jej szeroka wyobraźnia zaczęła działać w przyspieszonym tempie, obrazy w mózgu przewijały się z prędkością znacznie przekraczającą tę osiąganą przez japoński shinkansen. Początkowo tak ucieszona z tego, że znajduje innych, podobnych, zaczynała porządnie gubić się w świecie. To nie było już ich ukryte od świata podwórko, lecz dziki ogród wypełniony wszelkimi możliwymi bytami. Chciała się w nim zagłębić, próbować wszystkiego, tańczyć po niepewnych ścieżkach, lecz coś w środku szeptało: stop, zawróć, co ty robisz? Jak mogła zostawić ciotkę choćby na chwilę samą, przy tym wszystkim co się działo dookoła, ba, jaką niewdzięczność okazuje zgadzając się na propozycję Laury. Lecz z drugiej strony otwierały się przed nią nowe drzwi i już choćby sama ciekawość ją w nie pchała.
- W ogóle...-powiedział po chwili milczenia, spoglądając w stronę obecnych, wsłuchując się w muzykę norweskiego jazzmana- nie znam w ogóle waszych imion. A skoro siedzimy w tym wszyscy, wygląda na to, że wypadało by się poznać.
- Jonah - wyciągnął rękę, mająć nadzieję, że światło nie uderzy po raz kolejny...
Zawahał się. Nie wiedział w zasadzie, jak się przedstawić, by przypadkiem nie przekręcili jego imienia. Na wszystko co żyje... już łatwiej jest się nauczyć języka japońskiego i chińskiego, niż polskiego:
- Piotr Warowski- podał i mu dłoń- chociaż chyba łatwiej będzie wam powiedzieć moją nieszczęsną ksywkę: “Indi”
-Chyba tak. Bai
-uśmiechnęła się do Piotra, po czym odwróciła się do Jonaha - no to co, jedziemy?
- Jasne -
powiedział - choć to oznacza, że będziemy musieli się rozstać - zwrócił się do Piotra - W trójkę na motocyklu nie pojedziemy.
- Jedźcie, ja wracam do siebie, do akademika-
odpowiedział, uśmiechając się krzywo- a musze się jeszcze spotakać z moją lubą. Tak też...
- Widzimy się na szkoleniu. Chyba, że wpadniesz obejrzeć dzisiejszy teatrzyk w wykonaniu Laury i dziwnego typa.
- Zobaczę, jak się dogadam ze swoją dziewczyną i jak szybko będzie chciała wrócić do siebie
- odpowiedział, uśmiechając się krzywo
- A może może ona też jest taka jak my?
- Bai...
- przerwał dziewczynie Sullivan - Zbyt dużo nie rozmawiałaś z obcymi. Magowie nie są tak części... chyba.
- To Bai jest akurat możliwe, zwałszacza, jak zaczyna gadać o jakiś paktach z demonami...
-odpowiedział, wzdychając ciężko
- No widzisz - zwróciła się do Jonaha - wszystko jest możliwe - uśmiech jej spochmurniał- ale już jeźdźmy, boję się o ciocię.
- Ach właśnie, Jonah-
dodał po chwili- masz mój “Tome of Salvation”?
- Ta -
wyciągnął spod lady - Stare to, musieliśmy z antykwariatu sprowadzać... - położył przed Piotrem - Ale naprawdę muszę już jechać.
- Nie gorączkuj się tak-
wyłożył na blat odliczone pieniądze za książkę i zapakował ją do torby- to ja lecę. Może wpadnę wieczorem. A na razie, powodzenia!
Wyszedł ze sklepu.
Bai podążyła tymczasem za Jonahem, niecierpliwa, ciągle się zastanawiając, czy na pewno z ciotką wszystko jest dobrze.

Młodzi przebyli całą drogę bombardowani różnymi myślami i możliwymi scenariuszami. Kiedy dotarli na miejsce wszystko wydawało się w porządku, nie było widać śladów włamań. Weszli do środka, drzwi były otwarte. Wewnątrz zastali jedynie Laurę.
-Jak dobrze, że już jesteście!- krzyknęła, była cała rozstrzęsiona.
-Przyszli po Amelię. To byli magowie...- w jej oczach widać było napływające łzy, ale jakoś powstrzymywała się przed płakaniem- Porwali ją...- wykrztusiła z siebie drżącym głosem i zakryła usta ręką.
-Na szczęście zdążyłam rzucić na nią potężny czar ochronny, ale chyba wcześniej już zdołali spętać jej umysł, w każdym razie nie zrobią jej większej krzywdy dopóki mój czar działa. Nie ma czasu do stracenia.
- Ile... ile mamy czasu? -
zapytał Jonah cicho. Nie, żeby zamierzał się teraz ociągać - ale przecież dobrze było wiedzieć, czy ktoś bardziej doświadczony szacuje ichnie zasoby czasowe na kilka dni („uczyć się, prędko, tłumoki!”) czy kilka godzin („jedź, jakby cię siedem diabłów ścigało!”).
- Czasu, jakiego czasu?!? - wykrzyknęła Bai - trzeba prędko lecieć za nimi! Już! Teraz! Tylko.... czy wiemy gdzie?
-Ja nie mogę za bardzo teraz używać magii, jeśli chcę nadal utrzymywać czar ochronny. Samo podtrzymanie nie wymaga zbyt wielkiego wysiłku, ale ci magowie... nie znam ich poziomu umiejętności, lepiej nie ryzykować i być ostrożnym. Jeśli chcecie coś zdziałać muszę was nauczyć chociaż podstaw dotyczących używania magii i... jeśli nam się poszczęści to wkrótce dołączy do nas nowy, młody mag. Powinniśmy niezwłocznie udać się do mojej posiadłości i przystąpić do nauki
.- ruszyła przed siebie, energicznym gestem nakazując podążanie za nią.
- Jak to nie ryzykowac i być ostrożnym? Oni ją porwali do stu tysięcy diabłów! Trzeba ratować, a nie iść i się schować! Nie czekać! Przecież oni zdążą ją poćwiartować, zanim wy cokolwiek zrobicie!
-Przecież powiedziałam, że rzuciłam na nią ochronny czar, do tego czasu nie będą w stanie jej nic zrobić. A pomyśl drogie dziecko co osiągniesz stając naprzeciw niebezpiecznym, czarnym magom?
- powiedziała nie zwalniając kroku- Bo zakładam, że posługują się właśnie czarną magią, wnioskując po tym jaki czar użyli na Amelii... tylko zastanawia mnie jedno... skąd znali adres czarodziejki? Przecież jej moc pozostawała cały czas w sekrecie...- weszła do swojego samochodu i krzyknęła niecierpliwie przez okno:
-Wsiadacie?!
Ziemia pod nogami Bai pękła.
- To musiał być ten dziwny typek - rzuciła w stronę Jonaha, po czym wsiadła do auta i zaczęła relacjonować co się zdarzyło w sklepie.
Jonah nawet nie odpowiedział... już dostatecznie podle się czuł. Nie mówił nic wcześniej - bo ze słów Laury nie wynikało, że zna ich miejsce położenia.
- Niech mnie diabli, wchodzę w to... - mruknął, pakując się do samochodu.
 
__________________
„Always tell the truth. That way, you don't have to remember what you said.” - Mark Twain
Martadiana jest offline