Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Inne > Archiwum sesji z działu Inne
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Inne Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemach innych (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 25-01-2012, 21:56   #11
 
Cothrom's Avatar
 
Reputacja: 1 Cothrom ma w sobie cośCothrom ma w sobie cośCothrom ma w sobie cośCothrom ma w sobie cośCothrom ma w sobie cośCothrom ma w sobie cośCothrom ma w sobie cośCothrom ma w sobie cośCothrom ma w sobie cośCothrom ma w sobie cośCothrom ma w sobie coś
Matt Winchester kierując się wskazówkami ducha już prawie był u celu. Los chciał, że akurat znalazł się w tym samym miejscu i o tej samej porze co Aliyah- przy dużym zbiorowisku ludzi. Na początku poczuł coś dziwnego. Jakby nagły przepływ aktywnej energii. Potem jego uwagę mimo tłumów przykuła jedna dziewczyna- Aliyah, pomimo, że jej nie znał to właśnie ona go najbardziej zainteresowała. Zatrzymała się na chwilę, po czym ruszyła w swoją stronę.
Matt był zaskoczony takim zbiegowiskiem. No dobra, niech nawet kogoś zabili, ale warto sobie odmrażać tyłek? Było jeszcze coś. Zupełnie tak jak by wyjątkowo aktywna fala energii przeszła tuż obok. Amerykanin rozejrzał się i wtedy zobaczył dziewczynę. Niby nic szególnego, ale... Coś pchnęło go by z nią porozmawiać. Na okapie właśnie siedział sobie wróbel. Matt zagwizdał na niego, a zwierzątko ufnie usiadło mu na dłoni. Dobra, podryw na doktora Dolittle.
- Zaczekaj! - Zawołał za odchodzącą dziewczyną.
Podbiegł kilka kroków aż się z nią zrównał.
- Słuchaj, mój kolega tutaj chciał zapytać czy masz może coś dla takiego nieboraka jak on?
Poniósł dłoń na której siedział mały rozćwierkany ptaszek.
Gdy Aliyah dotarła do grupki ludzi, przez moment rozważała nawet zapytanie się kogoś, o co tak właściwie w tym wszystkim chodzi; po chwili wyszła jednak z założenia, że nie powinna wtrącać się w nie swoje sprawy, zwłaszcza jeśli miały ono jakieś zabarwienie kryminalne - a obecność policji na to właśnie wskazywała.
Nie zatrzymała się od razu słysząc wołanie jakiegoś chłopaka, jakby niepewna, co powinna zrobić. Odruchowo zwolniła jednak kroku i już po chwili zrównali się ze sobą. Spojrzała na niego i przez moment w jej oczach można było bez trudu dostrzec zdziwienie - zwłaszcza, gdy spojrzała na wróbla siedzącego zaskakująco spokojnie na dłoni nieznajomego. Nie mogła powstrzymać uśmiechu - Matt nieświadomie trafił w jej czuły punkt, jakim były zwierzęta. Zwłaszcza te mniejsze. Uśmiechnęła się jeszcze szerzej, gdy usłyszała zadane przez niego pytanie. Cóż, w końcu każdy sposób na rozpoczęci rozmowy był dobry, jeśli tylko odnosił skutek, prawda?
- To zależy od tego, na co ten nieborak liczy.
- Może rogalika z serem? I ja się też chętnie dołączę. Jestem Matt, a ty?
Pogłaskał wróbelka po grzbiecie.
- Chcesz to może uda mi się go namówić by usiadł ci na dłoni. Podasz mi rękę?
- Aliyah - przedstawiła się, jednocześnie starając się dopasować imię chłopaka do jego twarzy. Nie miała nigdy do tego głowy, zdecydowanie łatwiej było skojarzyć jej ludzi po zdjęciach, niż po danych personalnych.
- Jeśli tylko dasz radę, to nie mam nic przeciwko - odparła, jednocześnie podając mu rękę. I wtedy znowu poczuła coś, czego już dziś raz doświadczyła; wtedy, gdy przechodziła obok tamtej grupki... Wtedy uznała to jedynie za wytwór własnego umysłu, jednak teraz sama nie wiedziała, co powinna o tym myśleć. Przypatrzyła się Mattowi nieco uważniej, jednak czyniąc to na tyle dyskretnie, by nie zwróciło to na siebie większej uwagi.
- No, mały obiecuję że nic ci się nie stanie - Matt zachęci wróbelka kładąc palce na których siedział ptaszek na dłoni Aliyah.
Zwierzak zawahał się przez chwilę, ale jak zwykle zaufał mu. Wróbel usadowił się wygodnie w dłoni dziewczyny, ale nie spuścił wzroku z Matt'a.
- No widzisz, stary? Pogłaskaj go delikatnie, nie będzie miał nic przeciwko. Aliyah? Piękne imię, ale nie angielskie prawda?
- Imponujące. Jak Ty to robisz? - Niepewnie przejechała czubkami palców po piórach wróbla, jakby obawiając się, że może go przestraszyć. Dopiero po kilku sekundach jej ruchy nabrały większej pewności.
- Co do imienia... Tak, masz rację. O ile mi wiadomo, to wywodzi się z hebrajskiego – Zerknęła na zegarek noszony na przegubie lewej ręki i zamilkła na moment, jakby nad czymś się zastanawiała.
- Tak sobie pomyślałam... Skoro już idziesz w tym kierunku, to nie miałbyś nic przeciwko, gdybym na chwilę weszła do tego sklepu na końcu ulicy? - Wskazała delikatnym ruchem dłoni na majaczący w oddali afisz wspomnianego sklepu przestawiający paletę malarską. Nic finezyjnego, ale przynajmniej ciężko było go przeoczyć.
- Najwyraźniej wydzielam dobre fluidy - zażartował. - Tylko obiecaj biednym wróbelkom że wrócisz - Matt zastosował spojrzenie "skrzywdzony szczeniak". -Obydwóm.
- Obiecuję. - Nim Matt zdążył się obejrzeć, wróbel ponownie znalazł się na jego dłoni, a Aliyah już pomykała ku drzwiom prowadzącym do wnętrza sklepu. Cóż, taka dola artystek! Nawet tych prawie domorosłych.
- I nie rób takich min, nie zajmie mi to wieczności... Tak sądzę - rzuciła jeszcze na odchodnym.
Matt czekał posłusznie przed sklepem. Dziewczyna ładna, mila więc warto zaczekać. W międzyczasie wyciągnał chleb z torby i pokruszył na dłoni dla swojego małego partnera w wprost, pewnie się wystraszy. Póki co zaprosi ją do kawiarnii i spróbuje naprowadzić rozmowę na tematy pokrewne z nadprzyrodzonymi zjawiskami. Albo weźmie go za jakiegoś geeka.podrywaniu.
- Dzięki, stary jesteś wielki - powiedział do wróbla.
Ciekawe co wtedy wyczuł? Tak fala energii... Może ona też widzi duchy? No, ale jak spyta
 
__________________
Poradnia Psychologiczna Łopata - zakopiemy każdy dołek
Cothrom jest offline  
Stary 26-01-2012, 23:26   #12
 
Shavitrah's Avatar
 
Reputacja: 1 Shavitrah jest godny podziwuShavitrah jest godny podziwuShavitrah jest godny podziwuShavitrah jest godny podziwuShavitrah jest godny podziwuShavitrah jest godny podziwuShavitrah jest godny podziwuShavitrah jest godny podziwuShavitrah jest godny podziwuShavitrah jest godny podziwuShavitrah jest godny podziwu
Aliyah weszła do sklepu. Zobaczyła za ladą nową twarz. Mogła się tego spodziewać... poprzednia pani, która tu pracowała była bardzo wiekowa, może to i zmiana na lepsze?
Kobieta miała azjatyckie rysy, prawdopodobnie była Japonką. Uśmiechnęła się serdecznie i odezwała:

- Witam. W czym mogę... pomóc? - wyglądała, jakby podczas wypowiedzenia tych kilku krótkich słów na chwilę się zamyśliła, przez chwilę miała nieobecną twarz, ale zaraz się otrząsnęła i jeszcze bardziej uśmiechnęła niż poprzednio.

Z lekkim zdziwieniem zauważyła nową osobę stojącą za ladą. Była przyzwyczajona do poprzedniej właścicielki; nie była nawet w stanie zliczyć odbytych z nią rozmów, które zazwyczaj zaskakująco się przeciągały i wprawiały pozostałych klientów czekających w kolejce w niemałą irytację. Ostatnio jednak stała się ona dziwnie zgorzkniała, zupełnie jakby z każdym dniem ulatywała z niej radość z życia, ale mimo wszystko dziewczyna czuła do niej trochę sympatii. Teraz budynek wydał jej się dziwnie pusty, jakby bez ducha... Może to tylko autosugestia? Przywitała się, gdy tylko przekroczyła próg. Grzecznie odrzuciła propozycję pomocy i szybko zdjęła z półek kilka słoiczków wypełnionych potrzebnymi jej barwami, po czym ułożyła je na blacie. Próbę zainicjowania jakiejś rozmowy podjęła dopiero, gdy przygotowywała się do wyłożenia odliczonej sumy pieniędzy.


- Nie widziałam tu pani nigdy wcześniej - powiedziała niby od niechcenia, jednocześnie zastanawiając się, co może być powodem roztargnienia kobiety.
Japonka poprawiła czarne włosy upięte w kitkę.
- Pracuję tu dopiero od wczoraj. Widzę, że znasz się na rzeczy. - wskazała na to co dziewczyna chciała kupić. - Miło mi cię poznać. Jestem Itsumi Denki. - uśmiechnęła się ponownie, jak to miała w zwyczaju i zabrała się do wbijania cyferek w kasie fiskalnej.
- A ty.. jak się nazywasz?
- No tak, to wszystko tłumaczy. Rzeczywiście bywam tutaj dość często – odwzajemniła uśmiech, cierpliwie czekając na podliczenie ostatecznej kwoty. Co prawda obiecała Mattowi, że postara się załatwić sprawy w sklepie możliwie jak najszybciej, ale te kilka dodatkowych minut go nie zbawi... Chyba.
- Aliyah. Aliyah Blackwood. Mi również miło panią poznać.
Japonka kiwnęła głową na znak, że przyjęła do świadomości słowa dziewczyny. Podała kwotę do zapłacenia i poprawiła okulary.
- Wydajesz się być... całkiem niezwyczajną dziewczyną. Czy twoje życie też takie jest? Dzieje się w nim coś, co mogłabyś przypuszczać, że nie zdarza się innym codziennie?
- Myślę... - tu zacięła się na moment, nie będąc pewną, co powinna powiedzieć. Niemal od razu na myśl przyszły jej epizody związane z jej początkowymi próbami świadomego śnienia, jednak sądziła, że były to wspomnienia na tyle osobiste, by zachowała je tylko dla siebie; przynajmniej na razie. - ...myślę, że tak, choć nie wiem na ile to odczucie jest prawdziwe. - Spojrzała w oczy Itsumi, zupełnie jakby spodziewała się znaleźć w nich odpowiedź na dręczące ją pytania.
- Niektórzy ludzie potrafią żyć w takich fałszywych przeświadczeniach przez lata i podświadomie doszukiwać się wokół siebie nadzwyczajnych zdarzeń– dodała po chwili, jakby chciała usprawiedliwić swoje wahanie.
- A pani? Nie chcę wyjść na impertynentkę, jednak... Nieczęsto spotykam się z takimi pytaniami.

Kobieta uśmiechnęła się triumfalnie.
- W końcu znalazłam kogoś podobnego do nas. Mam świetny pomysł! Posłuchaj, nie zechciałabyś przyjść dzisiaj na nasze wieczorne spotkanie? Pomożemy ci rozwinąć twoje wrodzone umiejętności. Co ty na to? - schyliła się i zaczęła szukać czegoś pod ladą. Po kilku sekundach podniosła się i położyła przed dziewczyną srebrny wisiorek, na którym widniał symbol spirali.
- Weź to ze sobą proszę, podobno przynosi szczęście.

„Podobnego do nas”? Te trzy słowa przez dłuższą chwilę tkwiły głęboko w jej myślach, nie dając się stamtąd wyrzucić. Czy to możliwe, żeby kobiecie wystarczyło raptem kilka minut, by dowiedzieć się o niej aż tyle? I przede wszystkim, co miała na myśli mówiąc o tym podobieństwie? Aliyah poczuła się niepewnie; miała wrażenie, że ktoś wie o niej znacznie więcej, niż by sobie tego życzyła. Z jednej strony aż rozrywała ją ciekawość i pragnienie pójścia na to spotkanie, z drugiej zaś... Obawiała się wpadnięcia w szpony jakiejś sekty zrzeszającej ludzi przeświadczonych o swoich nadnaturalnych zdolnościach. W końcu jednak przestała się opierać i pozwoliła, by na jej twarzy zagościł niczym już nieskrępowany wyraz zaciekawienia.

- Gdzie dokładniej i kiedy ma się ono odbyć? - zapytała najbardziej rzeczowo, jak tylko umiała, jednocześnie przypatrując się srebrnemu wisiorkowi. Nie przepadała za obwieszaniem się mistycznymi amuletami i innymi talizmanami mającymi rzekomo przynosić szczęście; była przekonana, że w ten sposób osłabia swoją naturalną aurę poprzez ich wpływ. Wzięła jednak spiralę z lady i ścisnęła ją delikatnie w dłoni, jednocześnie kiwając lekko głową w geście podziękowania.
- Spotykamy się zazwyczaj w tym samym miejscu. Przyjdź na ulicę Weestwood 10, będę na ciebie czekać przed budynkiem ok. 22:00, dobrze? Nawet nie wiesz jak się cieszę, będzie miło, zobaczysz! - do sklepu weszła jakaś starsza kobieta- To jak? Jesteśmy umówione?- puściła oczko do dziewczyny.
- Tak... Myślę, że tak - Powtórzyła kilka razy w myślach usłyszany przed momentem adres, chcąc go lepiej zapamiętać. Dość pośpiesznie zapakowała swoje zakupy, po czym wyszła ze sklepu, uprzednio żegnając się z nią. Nie można było nie zauważyć, że Itsumi podchodziła do tego całego "spotkania" bardzo entuzjastycznie... Może nawet nazbyt? Aliyah wiedziała jednak, że mimo wszystko uda się o umówionej godzinie pod wspomniany budynek. Przez chwilę łudziła się, że mogłaby postąpić inaczej, jednak ciekawość ponownie zwyciężyła. Tym razem ostatecznie.

Po wyjściu na ulicę rozejrzała się dookoła, usiłując wyłowić wzrokiem Matta.
- Hej - zawołał Matt do dziewczyny. Trzy kolejne wróble właśnie jadły mu z ręki, a na ramieniu siedziała sroka. Zwierzaki jak zwykle wyczuły darmowe jedzenie i zaczynały się gromadzić.
- Taki ze mnie ptasznik - zażartował Amerykanin.
- Jak tak dalej pójdzie, to przewrócisz się pod ich ciężarem, panie pierzasty - rzuciła na dzień dobry, poprawiając torbę przewieszoną przez ramię i podchodząc bliżej. Choć próbowała się uśmiechnąć, nietrudno było zauważyć, że w jej zachowaniu po wyjściu ze sklepu coś się zmieniło; zupełnie jakby coś innego zaprzątało teraz jej myśli.
- Tak źle raczej nie będzie. Dobra chłopaki, koniec imprezy! - Powiedział usiłując sprawić by Aliyah znów się uśmiechnęła. Ptaki posłusznie odleciały.
- Słuchaj południe za pasem, a ja dziś bez śniadania. Może potowarzyszysz mi w jakieś kawiarni? W razie odmowy skarzesz mnie na śmierć głodową.
 
Shavitrah jest offline  
Stary 08-02-2012, 22:49   #13
 
Koinu's Avatar
 
Reputacja: 1 Koinu ma wspaniałą reputacjęKoinu ma wspaniałą reputacjęKoinu ma wspaniałą reputacjęKoinu ma wspaniałą reputacjęKoinu ma wspaniałą reputacjęKoinu ma wspaniałą reputacjęKoinu ma wspaniałą reputacjęKoinu ma wspaniałą reputacjęKoinu ma wspaniałą reputacjęKoinu ma wspaniałą reputacjęKoinu ma wspaniałą reputację
Jonah i Bailaora

Jonah i Bailaora cali i zdrowi dotarli do miejsca pracy chłopaka.
Dla niego była to zwykła rutyna, coś codziennego. Dla niej wszystko wydawało się nieznane i fascynujące. Na zewnątrz już dawno zaczęło się ściemniać. W sklepie panowała całkiem przyjemna, spokojna atmosfera. Od czasu do czasu pojawiali się jacyś klienci, lecz dzisiaj działo się to naprawdę sporadycznie.
Czas na początku upływał szybko i przyjemnie, lecz oczywiście nie obeszłoby się bez dziwnego zdarzenia. W pewnym momencie, gdy przez przypadek dłoń Jonaha i Bai otarły się o siebie oboje poczuli przepływ energii a między nimi na kilka sekund rozbłysło ostre światło.
- Bai? - niemal instynktownie cofnął rękę, jakby go coś sparzyło.
Aż podskoczyła.
- To ja?
- Chyba... tak -
odsunął się jeszcze trochę, dla bezpieczeństwa.

Rozejrzał się po sklepie - szczęście, że akurat nie było klientów.
- Dziwne, wiesz, od bardzo długiego czasu nie miałam niekontrolowanych objawów mocy.
- Chyba, że się mnie boisz... - przygryzł wargi. Nie podobało mu się to.
Jonah i Bai w niepewności spędzili kilka minut, aż w końcu wszedł kolejny klient. Rozglądał się uważnie po sklepie, ciągle zerkając na parkę. W końcu do nich podszedł.
-Witam, dobry tu macie towar, aż się nie mogę zdecydować.- powiedział mężczyzna. Na oko miał ok. 30 lat, sympatyczny, przystojny Francuz.
-Wygląda na to, że będę waszym stałym bywalcem, więc warto się poznać bliżej. Nazywam się Louis Cartier.- wyciągnął dłoń najpierw do kobiety, aby za chwilę przywitać się z chłopakiem.


Aliyah i Matt

Aliyah i Matt wybrali się do przyjemnej kawiarnii. Miło było usiąść w przytulnym miejscu, wypić coś ciepłego i odpocząć od zimowego mrozu.
Kiedy Matt niósł właśnie do ich stolika dwie filiżanki z ciepłym napojem poczuł jakąś aktywność niezidentyfikowanej energii, o mało co nie wylał wszystkiego na podłogę. Dziewczyna również to poczuła i bardzo ją zdziwiło, że zobaczyła natychmiast reakcję chłopaka. Czyżby on też to poczuł?
Dziewczyna po rozgoszczeniu się w kawiarni w końcu odetchnęła z ulgą, po czym zdjęła płaszcz i przewiesiła przez oparcie zajmowanego krzesła, jednocześnie zerkając na kolejkę. Jeśli nadal będzie przesuwać się w takim tempie, to Matt najprawdopodobniej dotrze do stolika najwcześniej za kilka minut... Jako, że chwilowo nie miała nic lepszego do roboty, wsparła podbródek na splecionych ze sobą dłoniach i siedziała bezczynnie, jedynie co jakiś czas przesuwając spojrzeniem po twarzach zgromadzonych tu ludzi. Zastanawiała się, czy wspomnieć swojemu “towarzyszowi” o wydarzeniach rozegranych w sklepie, jednak wciąż obawiała się, że ten w najlepszym razie weźmie ją za wariatkę.
Rozmyślania Aliyah przerwała nagła fala ciepła przechodząca przez jej ciało, pozostawiając po sobie nieprzyjemne mrowienie. Znowu? - przemknęło jej tylko przez myśl, a chwilę później usłyszała brzdęknięcie filiżanek i spostrzegła, że najwyraźniej i Matt poczuł to, co ona.
Cóż, jeśli tak, to szansa na uchodzenie za wariatkę właśnie zaczęła się zmniejszać i dziewczyna przyłapała się na zastanawianiu się nad właściwym sposobem ubrania w słowa dzisiejszych wydarzeń.
Jak się za chwilę okazało, niestety nie miała okazji porozmawiać o niczym z Mattem. Nie wiadomo co się mu stało, po prostu zanim doszedł do stolika na jego twarzy pojawiła się dziwna mina. Położył filiżanki przed Aliyah, następnie wyciągnął pieniądze i odszedł bez słowa w pośpiechu.
No cóż, takiego obrotu zdarzeń się nie spodziewała. Rozpatrywała wszystkie ewentualności dalszej rozmowy i jej toku - ale żeby takie coś? Przynajmniej mogła się pocieszać, że nie została wystawiona w “typowy” sposób; wydawało jej się, że na zachowanie chłopaka wpłynęło coś więcej. Czyżby tym razem poczuł więcej od niej i najzwyczajniej w świecie postanowił wyjść z tego lokalu, nim zdarzy się coś groźniejszego? Czy też może to właśnie w niej widział potencjalne źródło niebezpieczeństw? Tak czy inaczej, dopiła swoją kawę, usiłując trzymać nerwy na wodzy. Gdyby tylko miała do niego jakiś kontakt... Ech, gdyby tylko o tym pomyślała! Cóż... Przynajmniej mogła udać się na to spotkanie.

I tak też zrobiła. Powoli zbliżała się już ta godzina. Dziewczyna więc wyruszyła w poszukiwania domu, który znajdował się pod odpowiednim adresem. Była niezwykle rozczarowana zachowaniem chłopaka, ale miała świadomość tego, że jednak mógł mieć jakieś powody.
Po ok. 20 minutach w końcu dotarła na miejsce. Od razu zauważyła z dala machającą do niej i uśmiechniętą Itsumi. Aliyah zdziwiła tak swobodna reakcja kobiety; spodziewała się jakiegoś zgromadzenia w o wiele bardziej poważnym, uroczystym stylu. Jeszcze nie wszystko stracone, pomyślała - nie wiedziała przecież, co zastanie w środku. I kogo. Przywitała Itsumi lekkim skinieniem głowy i serdecznym, choć trochę niepewnym uśmiechem.
-Jak dobrze, że jednak przyszłaś, wiedziałam, że mogę na ciebie liczyć.- odetchnęła z ulgą i zaprowadziła dziewczynę pod same drzwi.
-Wejdź proszę, dzisiaj twój wielki wieczór, miło mi będzie powitać cię w naszym gronie, w gronie ludzi, którzy widzą więcej niż zwykli śmiertelnicy.- uśmiechnęła się miło i weszła do środka. Wewnątrz panowała dziwna atmosfera. Na ścianach wymalowane były jakieś symbole, od których Aliyah poczuła magiczną energię. W każdym kącie można było znaleźć wszelkiego rodzaju magiczne akcesoria, do większości z nich, mimo starań nie sposób było wymyślić sensownego zastosowania. Kobieta dostała sms’a. Kiedy go odebrała energicznie podrapała się po głowie i z zakłopotaniem powiedziała do dziewczyny.
-Oj... niestety plany się trochę zmieniły. Jonh i Louis nie mogą przyjść... coś im nagle wypadło. Ale to nie szkodzi. Posłuchaj...- odchrząknęła- Wydaje mi się, że znaleźliśmy sposób na to, aby zwiększyć naszą moc magiczną, myślę, że to powinno cię zainteresować. Pierwsze co powinniśmy zrobić to odprawić specjalny rytuał, byłabyś skłonna z nami współpracować? Jeśli tak, to oczywiście ty również staniesz się znacznie potężniejsza.


Piotr
Chłopak w końcu mógł napełnić swój brzuch ciepłym posiłkiem i popieścić swoje kubki smakowe czymś, czego dawno nie doświadczyły. On, jak i zarówno reszta czarodziejów poczuł aktywność energii. Lecz nie mógł teraz wiedzieć, że jej źródłem jest Bai i Jonah.
Kiedy odpoczywał po posiłku i planował za chwilę się zabierać stąd, podeszła do niego starsza kobieta.
-Przepraszam... mogę na chwilę?- wskazała na wolne miejsce przy jego stoliku.
Co się dzieje, pomyślał wtedy, spokojnie zajadał swój ryż oraz kurczaka. Oczywiście polane sosem słodko- kwaśnym, jak nakazuje chińska tradycja... chyba? A...a może to w ogóle nie był kurczak. Ciężko było to stwierdzić. W każdym razie pojawienie się tej dziwnej aury było dla niego czymś nowym. Nigdy nie czuł czegoś takiego. A może czuł, tylko o tym nie wiedział? Albo po prostu taka charakterystyka “albiońskiego” powietrza w ziemie.
Jednak większym zdziwieniem było dla niego pojawienie się starszej kobiety. Rozumiał, podejście młodej, atrakcyjnej blondyki z tekstem “Hej, postawisz mi drinka”. Ale emerytka? Coś tu nie gra...
- Oczywiście- odpowiedział, jak gdyby nic- źle się pani czuje? Może jakoś pomóc?
Nigdy nic nie wiadomo. Może problemy z oddychaniem?
Uśmiechnęła się, natychmiast zajęła miejsce.
-Zaiste... możesz mi pomóc. Bardzo źle się czuję...- złapała się za głowę- Mógłbyś odprowadzić mnie do domu? Mieszkam niedaleko, ale boję się iść w takim stanie sama...- wymamrotała.
No tego jeszcze nie dawali. Miał zaprowadzić babcię do mieszkania. Rozumiał, przez pasy, by ją samochód nie przejechał. Ale teraz takie coś? Ech, na wszystko co żyje, miał dzisiaj wyjątkowe szczęście wpadając na takie sytuacje:
- Wygląda na to, że nie mam wyjścia. Pomogę pani- wstał, zostawiając pieniądze kelnerowi. Ciekawe co go jeszcze spotka. A musi jeszcze odwiedzić dzisiaj ten geekowski sklep. “Seller” miał mu załatwić w końcu “Tome of Salvation”
Starowinka odetchnęła z ulgą. Wstała zadowolona, zarzuciła swój szal, który z resztą wyglądał na bardzo drogi, tak jak reszta jej ubioru i biżuterii.
Piotr wyszedł z nią na zewnątrz. Wytłumaczyła mu jak dojść do jej posiadłości. Była to maksymalnie kwestia 10 minut. Z tego co kojarzył chłopak, po drodze przy okazji miną sklep, do którego planował dziś się wybrać.
Ruszyli, kobieta co chwilę zagadywała, a to nawiązując do pogody, polityki, bądź dzisiejszej mody.
 
Koinu jest offline  
Stary 09-02-2012, 13:02   #14
 
Shavitrah's Avatar
 
Reputacja: 1 Shavitrah jest godny podziwuShavitrah jest godny podziwuShavitrah jest godny podziwuShavitrah jest godny podziwuShavitrah jest godny podziwuShavitrah jest godny podziwuShavitrah jest godny podziwuShavitrah jest godny podziwuShavitrah jest godny podziwuShavitrah jest godny podziwuShavitrah jest godny podziwu
- Wszystko zależy od tego, na czym miałby polegać ten... Rytuał. - odpowiedziała, gdy skończyła już rozglądać się po pomieszczeniu. Ponownie skupiła wzrok na swojej rozmówczyni zastanawiając się, na czym miałby polegać jej wkład we wcześniej wspomniane przedsięwzięcie. Jednocześnie w głowie Aliyah zapaliła się czerwona, ostrzegawcza lampka, gdy tylko usłyszał słowo “potęga”. Z tego, co się orientowała, to doprawdy rzadko zyskiwało się ja za nic... Póki co poprzestała jednak na zadaniu jednego pytania, nie chcąc od samego początku bombardować nimi Itsumi. A miała ich trochę, to trzeba było przyznać. Zaczynając od smsów i tożsamości wspomnianych mężczyzn, a na porozstawianych po pokoju rzeczach kończąc.

Japonka zastanowiła się chwilę nad czymś.

- Ten rytuał będzie miał za zadanie przyłączyć cię do naszego kręgu, możemy go nawet dzisiejszej nocy odprawić, nawet my same. Mam tu wszystkie potrzebne rzeczy. Nawet już po tym rytuale odczujesz znaczy wzrost energii. Ale to zaraz. Poczekaj...- podeszła do dziewczyny i złapała ją za dłoń. Obie poczuły przepływającą przez nie energię, Aliyah miała wrażenie, że zaraz się uniesie nad ziemię.
- Czujesz to? Przyjemne, prawda? A wkrótce poczujesz dużo... dużo więcej. - puściła oczko do dziewczyny.

To uczucie... Spotkała się już kiedyś z czymś podobnym. Przez krótką chwilę szukała w swojej pamięci odpowiednich okoliczności, aż w końcu znalazła; podobne fale energii odczuwała przy wchodzeniu w stan OOBE i wychodzeniu z paraliżu sennego. Nie mogła jednak powiedzieć, by nie było ono przyjemne. Na swój specyficzny sposób. Nie była do końca pewna, jak powinna rozumieć zapewnienia kobiety, jednak zdołała unieść kąciki warg w lekkim uśmiechu. W końcu nie mogło być tak źle, prawda? Do tej pory przynajmniej nie spotkała na swojej drodze nikogokolwiek, kogo mogłaby uważać za członka jakiejś sekty obdartego z resztek zdolności do samodzielnego myślenia. Zanotowała w pamięci, by później zapytać Itsumi o fale, które dały jej się dzisiaj odczuć. Czy możliwe było, żeby czuły je wszystkie choć trochę wrażliwe na magię osoby? Puściła dłoń kobiety z lekkim wahaniem, zupełnie jakby chciała podświadomie przedłużać moment ich kontaktu.

Aliyah stała przez chwilę pamiętając wciąż to cudowne uczucie, po chwili leżące koło niej kartki zaczęły wokół niej wirować, nie minęło 5 sekund i opadły bezwiednie na ziemię.
- Twoja moc się przebudza, masz w sobie coś... bardzo ciekawego, wiesz? - spojrzała się na drzwi wejściowe, przymknęła oczy i chwilkę się skupiła, można było usłyszeć trzask, który oznajmiał, że drzwi zostały właśnie zamknięte. Nie można było powiedzieć, by dziewczyna czuła się z tym komfortowo, jednak... Zaszła już za daleko, by teraz rezygnować, prawda? Zerknęła pytająco na Itsumi, uprzednio odrywając wzrok od opadających kartek.
- Chcę, żeby nikt nam nie przeszkadzał, wszystko wymaga wysokiej koncentracji. Chwileczkę. - podeszła do szafki i wygrzebała z niej dwa... amulety? Były to heksagramy, oba wyglądały tak samo. Na jednym z sześciu ramion końcówka była czarna, a ramię po przeciwnej stronie było zakończone białą barwą, reszta symbolu była srebrna. Jeden z amuletów położyła u stóp dziewczyny, zwróconą ku niej czarną stroną, następnie usiadła na ziemi i położyła przy sobie drugi amulet, zwrócony białą końcówką do siebie. Po środku postawiła świeczkę i zapaliła ją.
- Usiądź proszę. - uśmiechnęła się zachęcająco.
Aliyah lekko się zachwiała. Poczuła jakby coś... albo ktoś chciał z nią w tej chwili nawiązać kontakt. Nie wiedziała czemu, ale zaufała temu komuś, wpuściła go na chwilę do siebie, czuła obecność jakieś silnej istoty, ale wcale nie groźnej. Jednak Aliyah nie była głupia, nie chciała drugi raz nabrać się na sztuczki wampirów energetycznych, nie dawała po sobie znać, ale zachowała pełną czujność.

Nie pozostawało jej nic innego, jak tylko usłuchać prośby wysuniętej przez kobietę i spocząć na chłodnej podłodze. Choć odczuwała dość wyraźny niepokój, zelżał on nieco, gdy odczytała aurę tego “kogoś” jako nieszkodliwą. Gdy spojrzała na rozłożone w pobliżu amulety przeszło jej przez myśl, że być może pełnią rolę przekaźników w organizowanych tutaj seansach. Czarną stroną do niej... Mogła mieć tylko nadzieję, że ma to na celu wypchnięcie z niej negatywnych odczuć, a nie coś zupełnie przeciwnego. Kolejna rzecz, o którą w zasadzie mogła zapytać, jednak taktownie postanowiła na czas rytuału nie odzywać się bez wyraźnego polecenia lub przyzwolenia. Ilość aktywnych magicznie rzeczy znajdujących się w tym budynku nieco ją przytłaczała; Aliyah obawiała się, że przerwanie rytuału mogłoby w jakiś sposób zachwiać równowagę między nimi.


Itsumi skinęła energicznie głową.
- Rozpocznijmy rytuał. - zamknęła oczy i powoli złapa Aliyah za dłonie.- To nie jest skomplikowane, powtarzaj razem ze mną słowa.- przez długi czas milczała. Energia wokół kobiet zaczęła krążyć coraz bardziej dynamicznie. Włosy Aliyah i Itsumi zaczęły falować jakby na wietrze, powietrze zaś wydawało się znacznie gęstrze.
- Akuma to setsuzoku, akuma to setsuzoku, akuma to setsuzoku... - zaczęła.
'Akuma? To japońskie na demona...' - Jonah wyczuwał, że osoba po drugiej stronie nie chciała zbytnio teraz rozmawiać, ale to, co wyczuł... no, nie na codzień ludzie zastanawiają się nad znaczeniem słowa akuma - nawet, jeśli właśnie oglądają jakiegoś durnego animca.
Powtarzanie nieznanych jej słów może i nie było najlepszym pomysłem, ale w tej sytuacji Aliyah wydawało się, że nie ma lepszej alternatywy, jeśli tylko chciała kontynuować rytuał. Zawahała się nieco, gdy wyczuła nagłą zmianę wokół nich, zupełnie jakby coś było nie tak w strukturze powietrza... Teraz jednak nie było czasu, by się nad tym rozwodzić, a usta dziewczyny już po chwili zaczęły układać się w kolejne wyrazy potrzebne do dokończenia formuły.
Dziewczyna mimo starań nieznanego przyjaciela kontynuowała rytuał. Powtarzała słowa wiele razy, aż w końcu napięcie w pomieszczeniu sięgnęło zenitu. Japonka na końcu otworzyła oczy i krzyknęła.
- Ryokuyoku! - Aliyah poczuła wewnątrz swego ciała gorąco. Energia wewnątrz niej wręcz gotowała się. Po pewnym czasie się zaczęła uspokajać, lecz nie ucichła do końca. W tym momencie również straciła łączność z nieznaną istotą.
Zachwiała się nieco i cofnęła, słysząc krzyk kobiety; cokolwiek się tu działo, zaczynało jej się coraz mniej podobać. Dziwna bierność, jaką poczuła po chwili, uniemożliwiła jej jednak zdecydowane przerwanie obrzędu. Nadal odczuwała wewnątrz nieprzyjemne ciepło, a na dodatek poczuła się zupełnie tak, jakby coś dosłownie wyszarpało z jej wnętrza kogoś, kto usiłował się z nią skomunikować jakiś czas temu. Do tej pory sądziła, że był on częścią rytuału, jednak teraz... Teraz miała poważne podstawy, by zacząć w to wątpić.
- Niemożliwe! Nie rozumiem do końca co się stało... czy możliwe, żebyś miała aż tak wielką moc? Nie spodziewałam się, że nasz krąg poprzez ten rytuał dostanie aż taki zastrzyk energii. Dobrze się czujesz?
- T...Tak, ale... - wykonała kilka głębszych wdechów, chcąc choć na krótko uspokoić rozchwiane nerwy. - Myślę, że czułabym się o wiele lepiej, gdybym wiedziała coś o tej... Hm, inkantacji. - Była ciekawa reakcji Itsumi na jej słowa; jeśli ta odmówi odpowiedzi, to nie ma co ukrywać, sytuacja Aliyah nie będzie zbyt różowa.
Kobieta wstała, lekko się przeciągając.
- No tak, nie znasz japońskiego. To było zaklęcie mające dołączyć cię do naszego kręgu. Wszyscy nasi członkowie, teraz już włącznie z tobą są ze sobą połączeni przez jeden bardzo ważny, centralny punkt. Jest nim demon Ryokuyoku. To on nam zapewni niezwyciężoną moc, nie martw się, jesteś teraz w dobrych rękach. - uśmiechnęła się do dziewczyny- Masz siłę na nauczenie się jakiegoś zaklęcia? Czy wolisz odpocząć? Może zaparzyć ci herbaty? Jesteś głodna?
- Demon? - odparła po chwili niezręcznej ciszy, jakby nie wierząc w to, co słyszy. Na wzmiankę o “dobrych rękach” zareagowała z jeszcze większym niepokojem, a gdy Itsumi zaproponowała jej posiłek, zerknęła na nią z lekkim niedowierzaniem. Głód był ostatnium uczuciem, na jakim teraz się skupiała. Po chwili jednak postanowiła przybrać bardziej pokojową postawę; w końcu kobieta dysponowała o wiele większą wiedzą, niż ona i najprawdopodobniej była w stanie zerwać więź z tym... Demonem, jeśli tylko zechce. Aliyah zdawała sobie sprawę, że przekonanie jej do tego nie będzie łatwe, zwłaszcza w tak krótkim czasie.
- Demony nie użyczają swojej mocy śmiertelnikom za nic, prawda? - Zbyt wiele słyszała i czytała o ludziach zawierających z nimi pakty, by móc uwierzyć w takie coś. Nawet, jeśli większość książkowych historii była wyssana z palca, to niektóre mogły zawierać ziarno prawdy. W żadnej z nich nie spotkała się z opisem istoty, która nie zechciałaby czegoś w zamian. Uwagę o zaklęciu na razie zdawała się ignorować, chcąc wrócić do niej w dalszej części rozmowy.
Japonka milczała przez chwilę. Zaraz potem się odezwała.
- Słuszna uwaga, demony nigdy nie dają niczego za darmo, zawsze kierują się swoimi instynktami i pragnieniami. Ale jeśli zdoła się wynegocjować odpowiednią cenę, można naprawdę nieźle zarobić. Ty też wkrótce będziesz mogła zrobić coś co da ci moc równą nam- innym członkom kręgu. Ale na to jeszcze nie pora, nie spotkałaś nawet... - w tej chwili ktoś szarpnął za klamkę, kiedy zorientował się, że drzwi są zamknięte zaczął głośno pukać. Itsumi podbiegła do drzwi, wyjrzała przez judasza i pospiesznie otworzyła drzwi.
- Cholera, jakaś baba ze Starszyzny wtrąciła się i...
- Cisza! Nie czas teraz na to, lepiej poznaj się z nowym członkiem kręgu. - wskazała zadowolona na Aliyah.
- Poczułem właśnie ogromny przypływ energii, czy to możliwe, że to wszystko dzięki niej? Jednej osobie?
- Dokładnie! Wchodź.

Mężczyzna wszedł do środka, był młody i przystojny, akcent wskazywał raczej na to, że nie pochodził z Wielkiej Brytanii. Prawdopodobnie był Amerykaninem. Wyciągnął do dziewczyny dłoń. Była dwa razy większa niż dłoń Aliyah. Uśmiechnął się zalotnie, przy jego uśmiechu można było zauważyć mocno zarysowane kości policzkowe i dołeczki w policzkach. Miał na twarzy kilkudniowy zarost, kiedy się zbliżył do dziewczyny, poczuła od niego ostre, męskie perfumy.
- Na imię mam John, miło mi.
- Aliyah. - Podała mu dłoń i przyjrzała nieco dokładniej, sprawiając wrażenie bycia zaabsorbowaną tylko jego postacią. W rzeczywistości zastanawiała się nad fragmentem rozmowy, który usłyszała przed chwilą; nie spodziewała się, że ktokolwiek mógłby wyczuć przeprowadzany tutaj rytuał nie będąc w pomieszczeniu, no ale najwyraźniej i takie rzeczy się zdarzały. To mogło wiele mówić o jego “wadze” - dziewczynie jakoś nie wydawało się, by to ona była jedynym źródłem wspomnianej mocy. Może to istota, z którą nie udało jej się skontaktować? Albo ten demon?

Była jednak jeszcze jedna kwestia. Starszyzna? No tak, prawie wszystkie takie sek...Stowarzyszenia miały swoją hierarchię, do której trzeba było się przyzwyczaić. I nauczyć. Warto przecież wiedzieć, z kim się rozmawia, prawda? Wracając jednak do tematu Johna - Aliyah dopiero po chwili skojarzyła sobie, że to pewnie o nim mówiła Itsumi na samym początku ich spotkania.

Itsumi klasnęła w dłonie.
-Nauczmy jej jakiegoś czaru, ale najważniejsze co musisz na początek wiedzieć, to jak ukrywać swoją moc, inaczej bez trudu każdy magiczny osobnik cię wyczuje. Musisz po prostu sobie wyobrazić, zwizualizować jak otaczająca cię energia wpływa do twojego ciała i tylko w nim pozostaje, jak zamknięta w naczyniu, rozumiesz?
- Ja się chętnie zajmę tą młodą damą, może zostawisz nas samych Itsumi? - potarł dłonie, a w jego oczach pojawiła się ekscytacja większa niż u Japonki.
Aliyah skinęła głową, zapamiętując słowa kobiety. To akurat nie wyglądało na coś szczególnie skomplikowanego, choć podejrzewała, że w miarę posiadania większej ilości mocy coraz trudniej będzie utrzymać ją w ryzach. Na słowa Johna zareagowała dość gwałtownie; wystarczająco już miała wrażeń jak na jeden dzień, a teraz jeszcze to...
- Myślę, że jeśli nie byłoby to problemem, to Itsumi mogłaby zostać. - Właściwie to nie miała pojęcia, dlaczego akurat jej obecność jest dla niej w tej chwili tak ważna; od momentu rytuału patrzyła na Japonkę z większą dozą nieufności jednak miała niejasne przeczucie, że całkiem dobrze może się ona sprawdzić w roli osoby asekurującej. Poza tym miała nadzieję, że później uda im się jeszcze porozmawiać na osobności. Zamierzała wrócić do przerwanego tematu.
- Hmm... już rozumiem czemu się nią tak fascynowałaś, całkiem ciekawa osóbka, może kiedyś zdołam poznać ją... bliżej... - przysunął się do Aliyah, aż poczuła na twarzy jego ciepły oddech, zbliżył swoją dłoń do niej, jego ogromna ręka dotknęła malutkiej dłoni dziewczyny, była szorstka i silna. Itsumi stanęła między Aliyah i Johnem.
- Dosyć tych głupot, opanuj się! - skarciła mężczyznę- Przejdźmy do czegoś bardziej pożytecznego. Aliyah, teraz świat zapewne stał się dla ciebie zarówno mniej jak i bardziej bezpieczny. Masz nas, ale z pewnością pojawi się na twojej drodze wielu wrogów. Musisz umieć się bronić. Chciałabyś się teraz nauczyć prostego czaru oszołomienia?
Odruchowo cofnęła się o kilka kroków od Johna, w milczeniu wysłuchując wymierzonej w jego stronę reprymendy Itsumi. Na zadane jej pytanie zareagowała potwierdzającym kiwnięciem głowy.
- Tak. Ale zanim zaczniemy... Powiedz mi, istnieje możliwość skontaktowania się z kimś tylko za pośrednictwem myśli? To znaczy chodzi mi o to, czy można to jakoś sztucznie wywołać lub się tego nauczyć - urwała na chwilę, jakby zastanawiając się, co powinna teraz powiedzieć. Chciała, by brzmiało to dość wiarygodnie, więc...
- Czułabym się o wiele bezpieczniej, gdybym mogła w taki sposób porozumiewać się w razie potrzeby z kimś doświadczonym, na przykład z tobą.
A przy okazji z tym kimś, kogo obecność udało jej się poczuć jakiś czas temu. Tych słów nie wypowiedziała oczywiście na głos.
Itsumi uśmiechnęła się zadowolona do dziewczyny.
- Oczywiście, istnieje na to kilka zaklęć. Można wytworzyć między ludźmi mentalną więź, można nawiedzić kogoś będąc w wymiarze astralnym, albo po prostu wkraść się do czyjegoś umysłu. Znane nam są tylko te dwa ostatnie zaklęcia. Możemy cię również nauczyć któregoś z nich, ale nie martw się. Teraz kiedy stałaś się częścią naszego Kręgu, jesteś połączona w pewien sposób z każdym z nas, mając ten srebrny wisiorek, który ode mnie dostałaś będziemy mieli ze sobą jakąś łączność.
- Ale jak chcesz, to możesz bardziej się ze mną połączyć... - zaproponował John i obrzucił Aliyah lubieżnym wzrokiem.
No tak, wisiorek. Musiała pamiętać, że takie więzi działają w dwie strony; ona może w potrzebie zwrócić się do Itsumi, ale też może być przez nią w pewien sposób... Kontrolowaną? Podglądaną? Nie znała jeszcze do końca mocy swojej “mentorki”, ciężko jej więc było oceniać.
- Rozumiem. Byłabym bardzo wdzięczna, gdybyś przy okazji mogła mnie jakiegoś nau... - tu przerwała, z trudem powstrzymując się od parsknięcia na słowa Johna. Wyglądało na to, że od tej pory będzie musiała użerać się nie tylko z jakimś demonem, ale też z męskim prowokatorem. Cudownie, niech kolejne kłopoty zaczną ustawiać się w kolejce, bo jeszcze zabraknie im miejsca...
- No to nauczymy cię tego ciekawszego, opierającego się na magii mroku. - złapała dziewczynę za obie ręce - Zaufaj mi, nauczę cię tego mentalnie... masz takie ciepłe ręce...- zamknęła oczy, w tym czasie John stanął obok, oparł się o ścianę i kiedy tylko Aliyah przypadkowo spojrzała na niego ten cały w skowronkach złapał się za krocze. Cóż za odrażający typ.
- Skup się. - wtrąciła delikatnym głosem Itsumi. Kiedy Aliyah posłuchała już chwile potem jej świadomośc opuściła wymiar fizyczny i przeniosła się do astralnego.
“- Widzę, że nie sprawia ci to trudności. -” Aliyah mogła wyczuć od kobiety pozytywne, ciepłe emocje. W ciemnej przestrzeni pojawił się jakiś jasny krąg. Itsumi poleciła dziewczynie, aby wyobraziła sobie, że to czyjś umysł, czyjś prywatny teren, powiedziała jej, żeby znalazła najsłabszy punkt kręgu i natychmiast, agresywnie wtargnęła do niego. Po takiej akcji trudno będzie się jej pozbyć. Wytłumaczyła jej, że to bardzo przydatny, podstępny czar, ale jego minusem jest to, że ofiara oczywiście jest jak najbardziej świadoma tego, że coś jest nietak, zdolny mag od razu zorientuje się o co chodzi, ale jeśli jego magia mroku będzie na niższym poziomie, nie tak prędko zdoła się jej pozbyć. Ten czar umożliwia rozmawianie, a sprawniejszym magom nawet odczytywanie myśli i wspomnień. Inkantacja brzmiała następująco: “ Potęgo Mroku, użycz mi swej mocy, abym mogła przekroczyć granice, których przekraczać się nie powinno. INTRUSIONEM!”
Następnie ją przeprosiła, opuściła wymiar astralny i wyszła z Johnem do innego pokoju.

Aliyah doprowadzenie swoich myśli do ładu zajęło dobrych kilkanaście sekund. Po powrocie do świata rzeczywistego zawsze czuła się przez jakiś czas dziwnie “miękko”, jakby i otoczenie w którym aktualnie się znajduje było w jakiś niewytłumaczalny sposób efemeryczne. Patrzyła na Itsumi wychodzącą z pokoju i oderwała od niej wzrok dopiero, gdy ta zamknęła za sobą drzwi. No cóż... Dość dziwna sytuacja, jednak po dzisiejszych wydarzeniach już chyba nic nie było jej w stanie zaskoczyć - przynajmniej na razie. Przez chwilę walczyła z chęcią wyjścia z budynku; praktycznie niczego nie pragnęła teraz bardziej, niż z powrotem znaleźć się we własnym mieszkaniu, w ciepłym łóżku i z mruczącym kotem na kolanach. Nie miała pojęcia, która jest godzina, jednak zaczynała już odczuwać lekką senność. Nic dziwnego, miała w końcu powody, by czuć się wyczerpana. Wszystko wyglądało na to, że już powoli czas zbierać się do wyjścia... I o ile nic jej nie przeszkodzi, to właśnie ona będzie musiała niedługo przeprosić Itsumi i opuścić to miejsce.

Dziewczyna słyszała głosy dobiegające z drugiego pokoju, Itsumi i Jonh prowadzili jakąś ożywioną dyskusję, ale nie mogła za bardzo rozpoznać słów. Po 10 minutach wyszli z pokoju.
- Aliyah, myślę, że możemy ci ufać. Spotkasz się jutro z Nathaną, jest najpotężniejszą czarodziejką w naszym kręgu. Akurat teraz szykuje się do podróży, więc ma dużo na głowie, ale znajdzie jutro chwilkę, założę się, że będzie to niezwykle fascynujące spotkanie!
- Również mam taką nadzieję. Spotkanie odbędzie się w tym miejscu? - Krótkie, rzeczowe pytanie, w końcu nie chciała przeciągać tego w nieskończoność. Nawet przez moment nie łudziła się, że prowadzona na osobności rozmowa nie dotyczyła jej samej; nie był to objaw próżności, a raczej zwykłej zdolności logicznego myślenia, toteż nie była specjalnie zaskoczona.
Itsumi zaśmiała się cicho.
- Nie, nie... to miejsce to moja własność prywatna, chciałam, żeby dziś u mnie odbyło się spotkanie. Zazwyczaj nie zbieramy się dwa razy pod rząd w tym samym miejscu. Nathana da ci jeszcze znać gdzie i jak.
- No tak... Rozumiem. - Aliyah przez krótką chwilę chciała zapytać “jak”, jednak wtedy przypomniała sobie, że ma do czynienia z osobami dość... Nieprzeciętnie uzdolnionymi. Nie powinni mieć żadnego problemu ze skontaktowaniem się z nią. Zwłaszcza, jeśli Nathana jest tak potężna, jak mówiła Itsumi.
- W takim razie pozostaje mi tylko podziękować za... Wszystko. I się pożegnać. - Usiłowała unieść kąciki ust w lekkim uśmiechu.
 

Ostatnio edytowane przez Shavitrah : 09-02-2012 o 13:04.
Shavitrah jest offline  
Stary 18-02-2012, 16:13   #15
 
Koinu's Avatar
 
Reputacja: 1 Koinu ma wspaniałą reputacjęKoinu ma wspaniałą reputacjęKoinu ma wspaniałą reputacjęKoinu ma wspaniałą reputacjęKoinu ma wspaniałą reputacjęKoinu ma wspaniałą reputacjęKoinu ma wspaniałą reputacjęKoinu ma wspaniałą reputacjęKoinu ma wspaniałą reputacjęKoinu ma wspaniałą reputacjęKoinu ma wspaniałą reputację
Piotr Warowski

Kompletnie go to nie interesowało, jednak z grzeczności kiwał głową. Nie będzie przecież mówił, że się z tym nie zgadza. W jej zachowaniu jednak dostrzegł coś niepokojącego. Jednak szedł dalej, w końcu spełnić dobry uczynek trzeba.
Kobieta zatrzymała się w połowie drogi, rozejrzała się dookoła, jakby chciała upewnić się, że nie ma nikogo w pobliżu.
-Wracałam do domu, ale wtedy zobaczyłam ciebie, jak wchodzisz do tej restauracji. Czy to możliwe?- przyjrzała się chłopakowi dokładniej- Na Wieczną Energię, kolejny czarodziej! Masz świadomość tego kim jesteś? Sądząc po twoim braku umiejętności tuszowania emanacji swojej aury śmiem przypuszczać, że nie. Mieszkasz daleko stąd?
- Eeeeeee- rozdziabił gębę ze zdziwienia- śmierdzę śmiercią? Może dlatego, że studiuję archeologię? A co ja, Harry Potter jestem?
Odpowiedział naiwnie, gdyż po prostu nie wiedział co odpowiedzieć. Gdzie jest Hagrid? W końcu magia nie istnieje. A ta kobieta musi mieć coś zdrowo w czubie, mówiąc takie rzeczy.
- A na co pani to wiedzieć?- spytał się. Będzie go jeszcze molestowała...
-Dlaczego z wami nowicjuszami przeważnie jest tak samo? No, ale co się dziwić, po troszę was rozumiem. Najpierw chcesz zdobyć wiedzę teoretyczną, czy od razu przejdziemy do praktyki? Należę do Starszyzny Czarodziejów, zajmuję się obecnie poszukiwaniami młodych, nieświadomych magów w Wielkiej Brytanii.- zaczęła pocierać ramiona, widocznie było jej bardzo zimno- Robię to dlatego, że może wam grozić poważne niebezpieczeństwo. A więc? Decyduj, bo pogoda jest doprawy niesprzyjająca.
No jakaś zboczona! Babcia, chce go wyraźnie zgwałcić! Ale z drugiej strony... jak się będzie do niego dobierała, to ze starą pruchwą sobie poradzę.
- Może od początku... bo ja chyba nie w temacie- dalej odpowiadał zdziwiony. W razie czego po prostu pójdzie a ona będzie gadała...
-Dobrze więc... dostaniesz dowody, dobrze, że ludzi nie ma. Tylko szybko uwierz, naprawdę zmęczyłam się wiecznym udowadnianiem.- powiedziała, cofnęła się o krok, tak, aby powstała wystarczająco duża przestrzeń między nią a chłopakiem. Wystawiła przed siebie rękę, dłoń trzymała nisko w powietrzu.
-Montifringilla nivalis!- wyszeptała, śnieg dokładnie pod jej dłonią na oczach chłopaka zaczął formować się w kulkę śnieżną, kiedy była odpowiednio duża, wzbiła się w powietrze i wylądowała na dłoni kobiety. Kobieta spojrzała w górę, a za jej wzrokiem powędrowała śnieżka, leciała tak daleko, aż w końcu zniknęła im z pola widzenia.
-To tylko mała próba moich umiejętności. Proszę cię o mały kredyt zaufania. Mógłbyś jutro przyjść do mnie? Naprawdę zależy mi na waszym bezpieczeństwie, słyszałeś o tych zabójstwach, prawda? Ty masz w sobie moc, boję się, że możesz stać się jedną z ofiar. Rozumiesz?
Po prostu zrobił krok do tyłu. Ale przecież... żadnych sznurków, żadnych innych dziwacznych mechanizmów. Co to do cholery ma być? Kuglarskie sztuczki? Jakieś iluzje... w zasadzie by dalej tak uważał. Gdyby nie to, że dzisiaj miał za dużo dziwactw. A jeśli... jeśli to co widział, to była ta dziewczyna, co ją dzisiaj spotkał, a palić będzie ten dziadek. W końcu nazwał się chrześcijaninem. A ją wiedźmą. A z tego co wiedzia, to Biblia surowo zabrania używania jakiejkolwiek magii. Nic dziwnego, że żydzi nie akceptują nowego testamenu:
- Za... załóżmy, że wierzę. Dobrze... proszę mi powiedzieć pod jakie nazwisko muszę się zgłosić...- mówił bardzo zdenerwowanym głosem. Nie rozumiał. Dlaczego kurwa musiał się wdawać w takie porzygody
-Cieszę się...- odetchnęła z ulgą- Nazywam się Laura Pool, mieszkam w willi, pięć minut drogi stąd. Mieszkam tam sama, więc ja Ci otworzę. Wchodząc na ten teren możesz poczuć coś bardzo dziwnego, ponieważ willa jest zbudowana w aktywnym miejscu mocy magicznej.
-Także... do zobaczenia, dobrze?- spojrzała na chłopaka z nadzieją w oczach- Nauczę cię jak kontrolować swoją moc, jak ją wydobyć, to bardzo ważne.
- Do widzenia...- powiedziałem tylko, szybko się wycofując.
O żesz kurwa mać! Co to miało być?! On, czarodziejem. Za dużo gier fantasy. Za dużo interesowania się światem fantastycznym, a za mało relalizmu. To na pewno wszystko przez to. Gorszy nałóg niż papierosy. A tak swoją drogą, wyciągnął paczkę i wrzuciłem jedną fajkę do ust. Rzadko palił, ale to sytuacja awaryjna, więc... sumienie mu wybaczy. Zaczęły znów go nachodzić myśli. Co, będzie stał z różdżką i czarował? Pokazy dla dzieci? Nie... trzeba się odstresować. Musiał iść po swoją ksiażkę do tego nerdowskiego sklepu. Jak usłyszy od niego słowo zaklęcia kolegium z Altdorfu... cóż, poprosi Foruke o pomoc w sepuku. A na razie, założył słuchawki na uszy i zatracił się w muzyce, idąc do tego sklepu.
Beltaine - Shan Van Voght - YouTube
 
Koinu jest offline  
Stary 20-02-2012, 23:46   #16
Konto usunięte
 
Velg's Avatar
 
Reputacja: 1 Velg jest po prostu świetnyVelg jest po prostu świetnyVelg jest po prostu świetnyVelg jest po prostu świetnyVelg jest po prostu świetnyVelg jest po prostu świetnyVelg jest po prostu świetnyVelg jest po prostu świetnyVelg jest po prostu świetnyVelg jest po prostu świetnyVelg jest po prostu świetny
- Przepraszam, to moja siostra. Rodzina wyjechała, nie miałem gdzie jej dać... - wkroczył między Francuza, a Bai. Niemal instynktownie czuł, że z ich kontaktu nie wyniknie nic dobrego. W końcu nic nie wskazywało na to, żeby dziewczyna bała się konkretnie jego - więc...

Kiedy zobaczył, że klient nic nie zrozumie, sprecyzował:

- Jest autystyczna – powiedział, próbując –najlepiej jak potrafił – symulować lekkie poczucie winy.
Bai ogromnymi oczami tylko popatrzyła na klienta, po czym poszła usiąść na jakimś krześle i gapić się w ścianę.
Francuz pokiwał ze zrozumieniem i wydał z siebie cichy pomruk mający najprawdopodobniej oznaczać szczere wyrazy współczucia.
-Nie ukrywajmy. Wszyscy dobrze wiemy, że przed chwilą stało się tu coś ciekawego, prawda?-uśmiechnął się, przysunął dłoń do swojej bródki i zaczął się nią bawić, w oczekiwaniu na reakcję młodych.
- Przepraszam pana...? - lekko zmienił miejsce pobytu. Teraz mógł bardzo łatwo przewrócić na niego regały z towarem. Ciężki mebel – w razie czego - powinien zadziałać i na maga...

- Chodzi panu o premierę nowej figurki do Warhammera?

A gdzieś w głębiach świadomości kołatała się ponura świadomość, że jego 'szczęście' do magii i osób z nią związanych wcale nie musi być czymś pozytywnym... Prawie jak motyw Wybrańca - w Bard's Tale przecież się z tego nawet strasznie nabijali! Jak to było...?

[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=pVRqdufV1U8&feature=related[/MEDIA]

Jako autystyczna siostra, Bai nie miała zbyt szerokiego wachlarza możliwości. Pozostawało jej siedzieć w miejscu i udawać, że nic nie słyszy, nic nie rozumie, a jedyne co widzi, co jakieś zadrapanie na ścianie. Wielce interesujące.
Louis obserwował na zmianę chłopaka i dziewczynę.
-Nie, nie, nie... miałem na myśli to, że... jakby to ująć- zastanowił się chwilę- zdobyliście nowy poziom. Przyszedł do was ktoś- w tym momencie wskazał palcem na siebie- kto może wam pomóc rozlokować odpowiednio punkty statystyk... zdobyć nowe umiejętności, chętni?

- Przepraszam, ale etykieta nakazuje samodzielne robienie kart postaci –
jeśli nieznajomy chciał tak wyjaśniać problem...

Teraz pozostawało czekać. Albo się zdenerwuje – wtedy przewróci na niego asortyment – albo powie coś jaśniej.
Mężczyzna pokiwał głową.
-Nie chcesz współpracować... niedobrze. Dobra... a więc podejdźmy do sprawy inaczej. Jak się domyślam, wiecie kim jesteście. Jest nas więcej w tym mieście, tak się składa, że wiem, jak sprawić, aby moc stała się znacznie... większa. Czym nas więcej, tym lepiej, piszecie się na to? Jeśli chcecie, możecie po prostu nas poznać i potem zdecydować. Hm?
- Poznać? Gdzie i jak?
- udał, że się interesuje - I z kim dokładniej?
- Każdy z nas ma wrodzoną intuicję magiczną, która nas do siebie nawzajem przyciąga, w końcu tworzą się pewne... swego rodzaju kręgi. Jesteśmy przyjaciółmi, nie żadną organizacją, czy czymś podobnym. Możemy się dziś umówić, co wy na to?
- Dziś... to chyba na północ wyjdzie? Łeee, nie jesteście przecież jakimś kręgiem satanistycznym, nie? -
no dobrze, aż się prosiło...
Mężczyzna zaśmiał się.
-Oczywiście, jesteśmy najmroczniejszym kręgiem wyznawców Szatana w okolicy.- powiedział bez przekonania.
- Doskonale - powiedział - Czy w takim razie mógłbym zaproponować miejsce spotkania? No, mam obowiązki, i obawiam się, że nie zdążę dojechać z powrotem do centrum... - wymówił się.
Bai upewniwszy się, że nie wyczuwa w nim żadnej magii, dalej zachowując minę autystycznego dziecka, podeszła do Jonaha, pociągnęła go za rękaw i powiedziała:
- Brat, łazienka.
- Muszę chyba przeprosić na chwilę - w tym czasie powinieneś dowiedzieć się, czy pozostałym to pasuje, ok? -
powiedział, odciągając Bai poza pomieszczenie.
- Jonah, nie wiem co ten facet kombinuje, ale bynajmniej magiem to jest żadnym, więc jak chcesz się z nim umawiać, nawet z czystej ciekawości, to może lepiej gdzieś w miejscu zupełnie publicznym.
- Może mieć przyjaciół
– powiedział, upewniwszy się, że tamten ich nie podsłuchuje – Słuchaj, umówię nas na spotkanie. W domu twej ciotki, może też wezwać tą... - prawie zapluł się z niechęci – Laurę. Ktokolwiek to jest, tam będzie można wyciągnąć z nich wszystko.
- Ok, jak się bawić, to iść na całość.
- zapisała adres na kartce.
- Dzięki - powiedział, po czym powoli zaczął prowadzić ją ponownie w stronę pomieszczenia.

- Więc jak?
Mężczyzna najwyraźniej nie był zadowolony, ale w końcu pokiwał głową ze zrozumieniem.
-Dobrze, więc gdzie mamy się spotkać?- spojrzał badawczo na chłopaka.
- Jeśli wam pasuje, to gdzieś przed północą. Dom jest na przedmieściach - ciotka tam mieszka, ale starsza pani jest chorowita, więc dziś wyjeżdża do sanatorium. Powinniśmy mieć go dla siebie... - zaczął blef i podał adres.
Francuz spojrzał na adres i schował do kieszeni kurtki.
-Zgoda, prywatny dom. Nikt nie będzie przeszkadzał, nam jak najbardziej pasuje.- skinął głową i wyszedł. Atmosfera zrobiła się znacznie lżejsza, nie minęło jednak więcej niż minuta, a wszedł kolejny mężczyzna. Natychmiast, cała trójka poczuła coś znajomego, energia wewnątrz nich zaczęła jakby szaleć, po 10 sekundach się uspokoiła.
- Co do...- mruknąłem tylko, naciskając pauzę i przerywając muzykę. Obejrzałem sie dookoła, jakby szukając źródła tego, co zaszło przed chwilą. Do diaska, znowu ma jakieś zwindy? A może ta szurnięta emerytka, którą śmiało można nazwać kocią mamą, miała rzeczywiście rację:
- E... dzień dobry...?
Bai zerwała się z miejsca, upewniwszy się wcześniej, że poprzedni typ nie próbuje podejrzeć ich przez sklepową witrynę.
-Uff, już nie mogłam wytrzymać. Co za typ! - rzuciła do Jonaha, po czym radośnie odpowiedziała nowemu gościowi.
-Dzień dobry! - była absolutnie pewna, że w nim magię wyczuwa, ale by się upewnić podeszła do niego i nie martwiąc się o kolejny błysk, podała mu rękę.
Zdziwił się nieco, podając rękę:
- Pani tutaj też sprzedaje?
- Nie, ja tu tylko sprzątam.
- Usiądźcie –
powiedział, nagle tracąc cały zapał.

- Słuchaj, domyślam się, jak się czujesz – stwierdził cicho – To dziewczyna, która dziś próbowała mi wmówić, że jest we mnie magia. I od tego czasu świat zwariował... - wybuchnął - Błyski, wybuchy...
- W nim też jest! -
wtrąciła radosnym głosem.

Załamany Jonah ukrył twarz w dłoniach. Tak, zdecydowanie cała sytuacja miała dużo wspólnego z 'Bard's Tale'...
- Magia... o nie, tylko znów nie to- odpowiedział, łapiąc się za głowę- chciałem się zanerdzić, by o tym zapomnieć, a gdziekolwiek pójde, tam i mnie spotykają teksty o magii.
- Wierz mi, ja też... I mnie też...

Od chwili gdy Bai podała rękę Piotrowi, jego dłoń cały czas mrowiła. Mrowienie po chwili przeszło na całe ciało, kiedy dotarło do głowy, chłopak zobaczył wiele obrazów, była w nim właśnie ta dziewczyna- Bailaora. Widział w nich jak zostaje zaatakowana przez bandziorów, którzy chwilę potem zaczynają płonąć. Następnie widział już tylko starowinkę, czuł, że ją i Bai łączą jakieś więzi. Kobieta padła bezwiednie na podłoge, a w ciele, w miejscu gdzie znajduje się serce, pojawiła się krwawa dziura. Wizje nigdy nie były tak czyste. Najciekawsze było jednak to, że w tej samej chwili Jonah widział i czuł dokładnie to samo. Dziewczyna nie wiedziała co się dzieje z chłopakami. Jonah rozpoznał w kobiecie ciotkę Bai, co tylko spotęgowało jego doznania.

- Chyba...chyba już mogę na dziś zamknąć - powiedział, kiedy tylko odzyskał dech - Bo chyba musimy coś wyjaśnić...
- No co ty nie powiesz...-
odpowiedział, łapiąc się za głowę odgarniając włosy- weź, idź do kanciapy i włącz tę płytę. Idealnie nada się na taką sytuację.
Wyciągnął z torby jakieś opakowanie z CD i podał go Jonahowi.

[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=kdThdilOCeI[/MEDIA]

Szybko zamknął sklep. I tak nie powinien być otwarty w niedziele... Zawahał się trochę przed puszczeniem muzyki, ale w końcu... co to mogło zaszkodzić?

- Z twego stanu wnioskuję, że też to widziałeś - powiedział krótko - Słuchaj, zapewne ci się to nie podoba - mi na pewno - ale 'magia'... - wymówił to słowo z przekąsem - usadziła nas na tym samym wózku. Już dzisiaj spotkałem się z rzekomymi autorytetami - strasznie nadętymi, swoją drogą - więc z pamięci mogę ci wyjaśnić parę spraw.
- Też co widział? - dziewczyna była zdezorientowana.
- Więc ty też...?- jęknął tylko, spoglądając na sprzedawcę- co prawda nie nadętą, ale spotkałem jakąś staruszkę. Laura... Pool czy jakoś tak. Nie ważne. Powiedziała mi jak Hagrid w Harrym Potterze, że jestem czarodziejem. Wcześniej jakąś dziewczynę z symbolem ochronnym przeciw magii w postaci białego pentragramu i jakiegoś nawiedzonego katola. Zaraz potem parę detektywów, którzy gadali z tym katolem.
- Ta sama staruszka. I zaufaj mi, potrafi być nadęta - coś mi wrzuciła do umysłu, prawie bez powodu
- podsumował - A co do dalszej części: nie zawracaj sobie nią głowy, wariaci zawsze się zdarzają. Detektywi również.

Zrobił pauzę, po czym przeniósł uwagę na Bai.

- Czy u was w domu jest telefon? - zapytał się.
- Jest. W końcu klientki jakiś kontakt muszą mieć.
- Słuchaj, zadzwoń do niej i sprawdź, czy wszystko z nią dobrze –
powiedział, podając jej swą komórkę – Widziałem ją... martwą. Umiesz dzwonić z komórki, prawda?
- Mniej więcej -
odpowiedziała, po czym wybrała numer.
- Zaraz...- wstał z miejsca, zdając sobie z czegoś sprawę- Ten katolik mówił, że tacy jak ona spłoną. Niedługo potem miałem jakąś wizję śmierci właśnie płonącego stosu i jakiejś dziewczyny. Macie dzisiejszą gazetę?- obejrzałem się w okół
- Mamy - wyciągnął spod lady i podał gazetę - Śmieszne, ta cała Laura mi mówiła o tym, że Inkwizycja była na Wyspach. Prawie jak w durnych fikcjach...
- Inkwizycja i Magowie...- pomyślał- to mi się kojarzy z tą serią “Nocnej Straży” tego rosyjskiego pisarza. Ale do rzeczy...- zamyślił się- ta cała Laura powiedziała, że mam jutro do niej przyjść, pobierać lekcje magii. Co to jest? Hogwart? I kim do diaska jest ta kobieta?!
- Nie wiem, nie wiem też ki czort tacy magicy mieliby się specjalnie ukrywać... bo kurde, są strasznie mało subtelni, nie? - żachnął się - Od rana tylko na nich wpadam...
- I to wszystko w jeden dzień
- westchnął cięzko- w zasadzie mam tylko jedno pytanie... dlaczego te zaklęcia są po łacinie?
- Pewno stare tomiszcza spisywano po łacinie, a oni są zbyt niedouczeni, by tłumaczyć...
- odpowiedział prosto.
- Nie o to chodzi...- odpowiedział, machając ręką- pierwsze wzmianki o magii zaczęły istnieć już od czasów Mezpotamskich. W końcu pierwsza cywilizacja, w której pojawiło się pismo. Chyba, że to jakieś spisanie na łacinę tych tekstów, w co wątpię....
- A sądzisz, że któryś z nich znał sumeryjski?
- zapytał się retorycznie - Zresztą... jesteś pewien, że wymowa sumeryjskiego została odtworzona? Bo to, zdaje się, dość kluczowe...
- Oczywiście, że jestem pewny-
odpowiedział naprawdę pewnie- w końcu z powodów zawodowych muszę się tym interesować, by dobrze móc odczytywać takie teksty. Co do tego, czy Rzymianie znali sumeryjski, nie mam pewności. Na pewno znali Perski, jego odmianę. W końcu Juliusz Cezar podbił tereny Persji. Poza tym, dochodzi do tego jeszcze kwestia języka Indoeuropejskiego.
- Dobra. Nie zmienia to faktu, że jej wyjaśnienia nie tyle trzymają się na włosku, co się nie trzymają... -
cmoknął - Słuchaj, nam też proponowała jakieś lekcje. I chyba obiecałem Bai, że je na pięć dni przyjmę.
- W zasadzie... to jest rzecz, którą niekonieczne musimy rozwiązać logicznie-
odpowiedziałem, zastanawiając się nad inną rzeczą- Być może to działanie niewidzialnej materii, która otacza cały wszechświat. Rzeczy, którą nie jesteśmy w stanie pojąć. Jeśli człowiek w coś wierzy masowo, to to zaczyna istnieć. W ten sposób mógł powstać na przykład Bóg. Co do lekcji, też się zgodzę na to, o ile nie będzie mi to koligowało z uczelnią.
- Pieprzysz. Ludzie działają tak samo, czy są magami, czy nie są...
- Jonah wzruszył ramionami – A jeśli chodzi o istotę magii, to się nie wypowiem. Wystarczy mi, że jest... i tyle. I słuchaj, ja chyba będę z nią wracał – jeśli moja obecność może pomóc ciotce Bai, to chcę zdążyć. W takim razie... chyba zobaczymy się jutro, na lekcjach.

Amelia odebrała po trzech sygnałach:
-Cześć ciociu. Wszystko u ciebie w porządku?
-Oczywiście, czemu pytasz, kochanie?-
odparła wyraźnie zdziwiona.
- Daj, jeśli możesz... chyba lepiej to wyjaśnię - cicho powiedział Jonah.
Bai przekazała telefon w ręce Jonaha.

- Niech pani słucha. Miałem wizję. Bardzo czystą - mówił cicho - Zawierała właściwie jeden obraz - pani z dziurą w miejscu serca. Więc... niech pani uważa, nigdzie nie wychodzi i z nikim się nie spotyka, dobra? Albo przeciwnie - zadzwoni po Laurę...
-Rozumiem, tak też zrobię.
- jej oddech lekko przyspieszył- Wygląda na to, że nie ma czasu do stracenia, tak więc natychmiast wybieram numer do Laury.- po tych słowach rozłączyła się.
 
Velg jest offline  
Stary 21-02-2012, 16:24   #17
 
Martadiana's Avatar
 
Reputacja: 1 Martadiana nie jest za bardzo znanyMartadiana nie jest za bardzo znanyMartadiana nie jest za bardzo znanyMartadiana nie jest za bardzo znany
Bai kręciło się w głowie. Gdy tylko usłyszała słowa Jonaha skierowane do ciotki, jej szeroka wyobraźnia zaczęła działać w przyspieszonym tempie, obrazy w mózgu przewijały się z prędkością znacznie przekraczającą tę osiąganą przez japoński shinkansen. Początkowo tak ucieszona z tego, że znajduje innych, podobnych, zaczynała porządnie gubić się w świecie. To nie było już ich ukryte od świata podwórko, lecz dziki ogród wypełniony wszelkimi możliwymi bytami. Chciała się w nim zagłębić, próbować wszystkiego, tańczyć po niepewnych ścieżkach, lecz coś w środku szeptało: stop, zawróć, co ty robisz? Jak mogła zostawić ciotkę choćby na chwilę samą, przy tym wszystkim co się działo dookoła, ba, jaką niewdzięczność okazuje zgadzając się na propozycję Laury. Lecz z drugiej strony otwierały się przed nią nowe drzwi i już choćby sama ciekawość ją w nie pchała.
- W ogóle...-powiedział po chwili milczenia, spoglądając w stronę obecnych, wsłuchując się w muzykę norweskiego jazzmana- nie znam w ogóle waszych imion. A skoro siedzimy w tym wszyscy, wygląda na to, że wypadało by się poznać.
- Jonah - wyciągnął rękę, mająć nadzieję, że światło nie uderzy po raz kolejny...
Zawahał się. Nie wiedział w zasadzie, jak się przedstawić, by przypadkiem nie przekręcili jego imienia. Na wszystko co żyje... już łatwiej jest się nauczyć języka japońskiego i chińskiego, niż polskiego:
- Piotr Warowski- podał i mu dłoń- chociaż chyba łatwiej będzie wam powiedzieć moją nieszczęsną ksywkę: “Indi”
-Chyba tak. Bai
-uśmiechnęła się do Piotra, po czym odwróciła się do Jonaha - no to co, jedziemy?
- Jasne -
powiedział - choć to oznacza, że będziemy musieli się rozstać - zwrócił się do Piotra - W trójkę na motocyklu nie pojedziemy.
- Jedźcie, ja wracam do siebie, do akademika-
odpowiedział, uśmiechając się krzywo- a musze się jeszcze spotakać z moją lubą. Tak też...
- Widzimy się na szkoleniu. Chyba, że wpadniesz obejrzeć dzisiejszy teatrzyk w wykonaniu Laury i dziwnego typa.
- Zobaczę, jak się dogadam ze swoją dziewczyną i jak szybko będzie chciała wrócić do siebie
- odpowiedział, uśmiechając się krzywo
- A może może ona też jest taka jak my?
- Bai...
- przerwał dziewczynie Sullivan - Zbyt dużo nie rozmawiałaś z obcymi. Magowie nie są tak części... chyba.
- To Bai jest akurat możliwe, zwałszacza, jak zaczyna gadać o jakiś paktach z demonami...
-odpowiedział, wzdychając ciężko
- No widzisz - zwróciła się do Jonaha - wszystko jest możliwe - uśmiech jej spochmurniał- ale już jeźdźmy, boję się o ciocię.
- Ach właśnie, Jonah-
dodał po chwili- masz mój “Tome of Salvation”?
- Ta -
wyciągnął spod lady - Stare to, musieliśmy z antykwariatu sprowadzać... - położył przed Piotrem - Ale naprawdę muszę już jechać.
- Nie gorączkuj się tak-
wyłożył na blat odliczone pieniądze za książkę i zapakował ją do torby- to ja lecę. Może wpadnę wieczorem. A na razie, powodzenia!
Wyszedł ze sklepu.
Bai podążyła tymczasem za Jonahem, niecierpliwa, ciągle się zastanawiając, czy na pewno z ciotką wszystko jest dobrze.

Młodzi przebyli całą drogę bombardowani różnymi myślami i możliwymi scenariuszami. Kiedy dotarli na miejsce wszystko wydawało się w porządku, nie było widać śladów włamań. Weszli do środka, drzwi były otwarte. Wewnątrz zastali jedynie Laurę.
-Jak dobrze, że już jesteście!- krzyknęła, była cała rozstrzęsiona.
-Przyszli po Amelię. To byli magowie...- w jej oczach widać było napływające łzy, ale jakoś powstrzymywała się przed płakaniem- Porwali ją...- wykrztusiła z siebie drżącym głosem i zakryła usta ręką.
-Na szczęście zdążyłam rzucić na nią potężny czar ochronny, ale chyba wcześniej już zdołali spętać jej umysł, w każdym razie nie zrobią jej większej krzywdy dopóki mój czar działa. Nie ma czasu do stracenia.
- Ile... ile mamy czasu? -
zapytał Jonah cicho. Nie, żeby zamierzał się teraz ociągać - ale przecież dobrze było wiedzieć, czy ktoś bardziej doświadczony szacuje ichnie zasoby czasowe na kilka dni („uczyć się, prędko, tłumoki!”) czy kilka godzin („jedź, jakby cię siedem diabłów ścigało!”).
- Czasu, jakiego czasu?!? - wykrzyknęła Bai - trzeba prędko lecieć za nimi! Już! Teraz! Tylko.... czy wiemy gdzie?
-Ja nie mogę za bardzo teraz używać magii, jeśli chcę nadal utrzymywać czar ochronny. Samo podtrzymanie nie wymaga zbyt wielkiego wysiłku, ale ci magowie... nie znam ich poziomu umiejętności, lepiej nie ryzykować i być ostrożnym. Jeśli chcecie coś zdziałać muszę was nauczyć chociaż podstaw dotyczących używania magii i... jeśli nam się poszczęści to wkrótce dołączy do nas nowy, młody mag. Powinniśmy niezwłocznie udać się do mojej posiadłości i przystąpić do nauki
.- ruszyła przed siebie, energicznym gestem nakazując podążanie za nią.
- Jak to nie ryzykowac i być ostrożnym? Oni ją porwali do stu tysięcy diabłów! Trzeba ratować, a nie iść i się schować! Nie czekać! Przecież oni zdążą ją poćwiartować, zanim wy cokolwiek zrobicie!
-Przecież powiedziałam, że rzuciłam na nią ochronny czar, do tego czasu nie będą w stanie jej nic zrobić. A pomyśl drogie dziecko co osiągniesz stając naprzeciw niebezpiecznym, czarnym magom?
- powiedziała nie zwalniając kroku- Bo zakładam, że posługują się właśnie czarną magią, wnioskując po tym jaki czar użyli na Amelii... tylko zastanawia mnie jedno... skąd znali adres czarodziejki? Przecież jej moc pozostawała cały czas w sekrecie...- weszła do swojego samochodu i krzyknęła niecierpliwie przez okno:
-Wsiadacie?!
Ziemia pod nogami Bai pękła.
- To musiał być ten dziwny typek - rzuciła w stronę Jonaha, po czym wsiadła do auta i zaczęła relacjonować co się zdarzyło w sklepie.
Jonah nawet nie odpowiedział... już dostatecznie podle się czuł. Nie mówił nic wcześniej - bo ze słów Laury nie wynikało, że zna ich miejsce położenia.
- Niech mnie diabli, wchodzę w to... - mruknął, pakując się do samochodu.
 
__________________
„Always tell the truth. That way, you don't have to remember what you said.” - Mark Twain
Martadiana jest offline  
Stary 24-02-2012, 21:42   #18
Konto usunięte
 
Velg's Avatar
 
Reputacja: 1 Velg jest po prostu świetnyVelg jest po prostu świetnyVelg jest po prostu świetnyVelg jest po prostu świetnyVelg jest po prostu świetnyVelg jest po prostu świetnyVelg jest po prostu świetnyVelg jest po prostu świetnyVelg jest po prostu świetnyVelg jest po prostu świetnyVelg jest po prostu świetny
Laura uważnie słuchała słów Bai podczas jazdy.
-Eh... to nie było rozsądne, aby tak po prostu ufać obcemu... ale... właściwie ja też dla was byłam obca i pewnie... nadal jestem.
- A co mieliśmy zrobić? Był całkiem natarczywy, a jak widzisz – byli w stanie porwać AMELIĘ. Myślisz, że mieliby kłopot z nami i wydobyciem informacji?
- odprychnął. Chwilę milczał, a potem się odezwał, już mniej pewnie - Przepraszam. Cała sytuacja jest... no, denerwująca... a oni szukali młodych magów. Jak nas, czy Piotra. Może powinniśmy innych sprzątnąć im sprzed nosa?
Kobieta się uśmiechnęła.
-Racja, dlatego od pewnego czasu poszukuję młodych magów po całym Londynie. Jak widać Wieczna Energia chciała, żebyście się spotkali... jesteśmy już prawie na miejscu.- ostro zahamowała - Moja posiadłość znajduje się w Miejscu Mocy, tutaj dużo łatwiej będzie wam się czegoś nauczyć. Chodźcie.
- Dobra...
- stwierdził Jonah, gramoląc się z samochodu. Potem poszedł za Laurą - Cholera, mam nadzieje, że siostra powie rodzicom, że mnie nie będzie. Nie chciałbym, żeby zgłoszono moje zaginięcie.
- Możesz jakby co do nich zadzwonić przecież
- odpowiedziała Bai podążając za nimi i skupiając sie na wyczuwaniu magii. Powoli panika mijała, gdy skupiała się otaczającej ich mocy.
- Nie, nie chcę sprawdzać, czy mają kontakty w policji - mruknął, idac dalej - Mogliby sprawdzić, skąd dzwoniłem, czy co...
Gdy tylko Laura otworzyła drzwi Bai wbiegła do środka i śmiejąc się zaczęła tańczyć, pół metra nad ziemią.
-Spokojnie, spokojnie, pamiętajcie, że nie potraficie jeszcze kontrolować swojej mocy! Widzicie tę salę?- wskazała palcem- Bądźcie tam za 10 minut, ja się przygotuję.
Ze skruszoną miną dziewczyna wylądowała na podłodze i rozglądając się dookoła podreptała do sali.
Willa była ogromna, sprawiała naprawdę nieziemskie wrażenie, wnętrze było bogato udekorowane. Z zewnątrz była gigantyczna, w środku sprawiała wrażenie jeszcze bardziej przestrzennej i większej. Laura ruszyła do wcześniej wskazanej sali.
Jonah odczekał dziesięć minut... a może to było pięć? - był zdenerwowany, jego poczucie czasu szwankowało, po czym wszedł do Tajemniczej Sali.
Bai i Jonah weszli w końcu do sali. Była ogromna, zresztą tak jak wszystkie inne.
Światło było zgaszone, na zewnątrz też już było ciemno, gdzieniegdzie były porozstawiane zapalone świeczki. Na środku sali widniał pentagram, po środk usymbolu stała miseczka z wodą.
-Usiądźcie proszę na ziemi.- wskazała na poduszki rozlokowane wokół miseczki- wiem, że to psuje klimat, ale mam swoje lata, siedzenie na ziemi jest niewygodne.- pokrzątała się jeszcze trochę po sali i w końcu sama usiadła na jednej poduszce.
- Rozumiem, że próbowanie tutaj różnych... rzeczy... jest w miarę bezpieczne? - zapytał Jonah przezornie... choć widać było, że z trudem powstrzymuje ciekawość.
- W takim miejscu dużo łatwiej kontrolować swoją moc, ale jest ona tu również dużo bardziej potężna, więc i tak trzeba być ostrożnym. Możemy zaczynać?- spytała niecierpliwie.
- Zaraz, chciałbym sam czegoś spróbować, jeśli można...
-Tak? W więc próbuj proszę, tylko spieszmy się, chciałabym jak najszybciej was nauczyć czegoś pożytecznego.

Jonah głęboko odetchnął. Naprędce myślał, czego może spróbować... lecz w końcu wybrał. To przecież oczywiste! Od dziecka towarzyszyły mu przecież senne wizje – dlaczego więc nie miałby doświadczyć ich teraz? Tyle, że sen i inny mistycyzm były w ich sytuacji bezużyteczne. Spróbował więc czegoś więcej – przymknął oczy i skupił się najmocniej jak mógł.

Chciał wyjrzeć poza ciało i – co więcej – znaleźć kogoś po drugiej stronie. Przecież od niego i od Bai popłynęła duża energia. Postanowił więc wykorzystać ten fakt niczym metaforyczną latarnię, aby sięgnąć do umysłu któregoś z młodych magów, którzy to poczuli. No – bardziej udostępnić im swój umysł, niż sięgnąć. Może któryś był na tyle mistyczny, aby nie odrzucić połączenie umysłów, niczym – nie przymierzając – Rogatego Boga i Wielkiej Boginii? No, tyle teorii...
Ku uciesze młodego maga powiodło się. Poczuł, że wyłapał czyjąś obecność, a ta obecność przyjęła go... trochę zdezorientowana, zmieszana i przestraszona. Jonah wyczuł jasny umysł, świadomość pięknej osoby, którą w tej chwili w pewien sposób spowijał mrok... może to powód nieprzebudzenia?

Jonah syknął do Laury i Bai...

- Bądźcie cicho... - kobiety już były ciche, lecz Sullivan nie zamierzał tracić cokolwiek z więzi. To było, chwilowo, ważniejsze - Rogaty Boże, chyba znalazłem kogoś podczas rytuału!
Bai i Laura w milczeniu obserwowały chłopaka. Nagle po prostu niewidzialna siła rzuciła go na ziemię, a on sam poczuł jakby właśnie w niego w coś wstąpiło, zrobiło bałagan i uciekło z jego wnętrza.

- Ah, to z pewnością był rytuał... - Jonah podniósł się na nogi - Dobrze, jestem trochę zmęczony... ale gotowy. Chyba zyskali kolejną osobę - nie ma czasu do stracenia... - odwrócił wzrok, nie zamierzając pokazywać, jak wielkie wrażenie wywarł na nim krótki kontakt.
-Później o tym porozmawiamy. Teraz juz zajmijcie swoje miejsca i złapmy się wszyscy za dłonie. Najpierw nauczę was jak kontrolować energię, spójrzcie na miskę z wodą. Bai, tym razem staraj się nie używać swoich zdolności kontrolowania żywiołów, użyjcie czystej energii. W waszych umysłach spostrzeżecie w jaki sposób ja to robię, postępujcie tak samo.- zamknęła oczy i młodym też nakazała to zrobić. Mimo początkowych problemów udało się im wykonwać podstawowe manewry magiczne, z całą pewnością gdyby nie obecność Laury, woda z miski znajdowałaby się właśnie na każdej ścianie tej wielkiej sali. Nauczyła ich w dalszej części, poprzez instrukcje mentalne, jak maskować swoją energię, tak, aby nie wyglądali na co dzień jak spacerujące transparenty z czerwonymi napisami “jestem młodym, niedoświadczonym magiem!”.
Następnie zaczęła analizować zasoby magiczne Jonaha i Bai.
-Hmm... dziwne, ale... w żadnym z was nie ma harmonii magicznej. Oczywiście we mnie też już od dawna jej nie ma, ale ja zdążyłam przez wiele lat świadomie wypracować sobie poziom magii w poszczególnych dziedzinach. W Bai... tak jak to było widać wcześniej, dominuje starożytna magia żywiołów. W Jonahu...- odchrząknęła nerwowo- mroczna magia? Z całą pewnością żadna z dziedzin nie jest upośledzona, tak jak w przypadku Bai... ale magia mroku dominuje w tobie. Dziwne... wcześniej nic takiego nie wyczuwałam. W każdym razie, nieważne. Wasza wola zadecyduje, w którą stronę dalej się rozwiniecie.- ziewnęła- Jest już późno, ale chciałabym was nauczyć chociaż po jednym zaklęciu, żeby naprawdę wycisnąć wszystko z dzisiejszej nocy poświęconej na trening. To czego się nauczycie zależy od was,a więc? Jaki jest wasz wybór? Z której dziedziny magii chcecie nauczyć się zaklęcia? Nie będę wam wymieniać każdego z osobna, bo nie starczy na to nocy, po prostu powiedzcie mniej więcej czego byście chcieli się nauczyć.- wstała i podeszła do jakiejś księgi leżącej na stole- Macie do wyboru magię żywiołów, magię światła, która pozwala na kontaktowanie się z duchami, jak i używanie zaklęć leczniczych, wzmacniających i tym podobnych, stanowi również dobrą ochronę przeciwko mrocznej magii. I ostatnia, oraz najbardziej popularna i obszerna- magia astralna- obejmuje największą liczbę zaklęć, ogranicza ją chyba tylko wiedza, moc i wyobraźnia użytkownika. Jutro też poznacie zaklęcie na odszukanie zaginionej rzeczy, bądź osoby, odprawimy je wspólnie. A więc... słucham.
- Wie pani, co wybiorę. Najpierw chciałbym - jak najszyciej - nauczyć się jakiegoś czaru komunikacyjnego. Chyba powinienem się spróbować skontaktować... mniejsza
- urwał - Poza tym, chciałbym dostępu do dzieł demonologicznych, bo chyba z tym mamy do czynienia, i tutoratu z zakresu magii mroku oraz światła - odparł Jonah mocno - To jest wojna. Muszę być świadom technik wroga... i tego, jak użyć swoich atutów - powiedział, kiedy zobaczył, że jego prośba zdziwiła Laurę.

No, powinna się zgodzić. Jonah siedział w temacie jedynie pobieżne, ale popkultura swoje robiła. A poza tym... Liber Iuracus nieprzypadkowo nazywano Wierną Księgą Honoriusza, nie?

- Najchętniej poświęciłabym się cała żywiołom, i myślę, że to zrobię... od jutra - Bai wiedziała w jakiej dziedzinie czuje się jak ryba w wodzie, ale miała świadomość, że nie może się w niej zamykać - Dzisiaj Lauro chciałabym nauczyć się zaklęcia leczniczego.

Laura skinęła ze zrozumieniem.
-Dobrze, myślę, że to rozsądne wybory. A więc dzisiaj nauczę was tych czarów. Co do ksiąg demonologicznych... przykro mi, ale nie jestem w tym specem, nie mam ani profesjonalnych ksiąg, ani zbytniej wiedzy na ten temat. Nie specjalizuję się w tym, są jednak inni członkowie Starszyzny, którzy z całą pewnością więdzą więcej na ten temat, ale nie o tym teraz, robię się coraz bardziej śpiąca.
Kobieta wytłumaczyła w jaki sposób Jonah może kontaktować się z innymi. Niestety jego poziom mocy na razie nie pozwalał mu na prowadzenie skomplikowanych rozmów, ale nauczyła go pewnego czaru, dzięki któremu może zbudować więź mentalną z jakimś człowiekiem. Od chwili gdy to uczyni, będzie mógł przesyłać krótkie zdania do tej osoby, przestrzegła go jednak, aby robił to tylko w ostateczności, bo z jego obecną mocą, przy dość częstym używaniu tego czaru, ktoś postronny mógłby zdołać wkraść się w tę duchową sieć. Podała mu krótką inkantację do tego czaru: “Niech moja moc spęta dwie jaźnie, stworzy między nimi nierozerwalne więzi. NEXU!”
Również Bai została poinstruowana w jaki sposób użyć czaru. Laura stwierdziła, że magia światła i astralna (które są używane do czarów leczniczych) w ciele Bai jest na bardzo niskim poziomie, lecz pocieszyła ją mówiąc, że przy dużym wysiłku i praktyce powinno się to poprawić. Według Laury Bai będzie w stanie leczyć wszelkie zadrapania, małe poparzenia, a przy większym wysiłku również jakąś niewielką, poważniejszą ranę. Inkantacja podyktowana przez kobietę brzmiała następująco: “O Duchu Wiecznej Energii, wypełnij mnie mocą zdolną leczyć rany, pragnę być w stanie dzięki mej woli przywrócić to ciało do harmonii. Curare!”
Na końcu zwróciła się do Jonaha i Bai:
-Jeszcze myślę, że mam wam coś ważnego do powiedzenia. Możecie łączyć swoją moc, często to staje się bardzo przydatne. Łapiąc się za ręce i skupiając na tym samym celu bardzo wzmacniacie jego działanie. Oczywiście bardziej zaawansowani magowie potrafią łączyć swoją moc bez kontaktu fizycznego a ci najwybitniejsi nawet z dużych odległości, w każdym razie póki co to was nie dotyczy. Dobrze, wy tu potrenujcie ile zechcecie, a ja przed snem... mam jeszcze coś do załatwienia.- ruszyła w stronę drzwi, kiedy miała je już za sobą zamykać, dodała:
-Ahh... możecie sobie wybrać pokoje na pierwszym piętrze, które tylko chcecie. Dobranoc.- zakończyła i rozległ się cichy trzask zamykanych drzwi.

Bai stwierdziła, że nie jest jeszcze wystarczająco zmęczona tym dniem, więc gdy tylko przestała być w zasięgu wzroku Laury zaczęła bawić się z żywiołami unosząc się w powietrzu, a następnie dopiero poświęciła uwagę świeżo nabytej wiedzy. By mieć na czym trenować zrobiła sobie kilka małych zadrapań, i nie poszła spać, póki ich obraz nie znajdował się wyłącznie w jej pamięci.

Jonah długo nie mógł spać. Cała sprawa z tą... kobietą...? wytrąciła go z równowagi, podobnie jak intruzja w jego wnętrzu dziwnego bytu. Na szczęście, Laura miała coś, czym Jonah mógł zapełnić czas – komputer z dostępem do internetu. Potrzeba zabicia czasu nałożyła się na inną potrzebę – znalezienia jakiegoś lepszego przewodnika po interesujących go dziedzinach, gdyż Laura... no, w żadnym razie nie była ekspertką. A w ich najlepszym interesie było, żeby Sullivan poznał trochę tajniki sztuk magicznych i mógł pomóc w rozprawie z wrogimi magami.

Przez jakiś czas zastanawiał się, gdzie ma coś takiego znaleźć. Wszelkie tajemne księgi i „Tablice Szmaragdowe” szeroko krążyły po sieci, lecz były tak enigmatyczne, że nauczenie się z nich czegokolwiek było niemal niemożliwe. Lecz kiedy już chciał poddać, zrozumiał, że jego cel był tak blisko niego, że prawie go przeoczył.

Pierwszoedycyjne książki od Dungeons&Dragons... Podręcznik Kultu...

Przecież – na bogów – ponoć pierwsza edycja D&D przeładowana była okultystyczną symboliką, a Kult był tak sugestywny, że odpowiadał za serię samobójstw! Może powinien sprawdzić, czy reputacja któregoś z tych dzieł była zasłużona...?

A od obu dzieł dzieliły go tylko trzy minuty ściągania szybkim internetem...
 
Velg jest offline  
Stary 25-04-2012, 13:13   #19
 
louis's Avatar
 
Reputacja: 1 louis nie jest za bardzo znanylouis nie jest za bardzo znany
Piotr leżąc już w łóżku z nadzieją, że chociaż dziś całe to wariactwo da mu spokój, poczuł znów coś dziwnego. Poczuł się jak obserwator jakiegoś dopiero co narodzonego duchowego połączenia. Zamknął oczy i miał nieodparte wrażenie, że widzi dwie istoty... duchy? Porozumiewające się ze sobą, nie wiedział kim są, ale przynajmniej jedna z nich wydawała mu się znajoma. Nie mógł się nawet domyślać co się teraz właśnie działo. Leżał tak i się zastanawiał, aż w końcu stało się coś jeszcze bardziej dziwnego. Poczuł potężną falę uderzeniową, nacechowaną wieloma skrajnymi emocjami, było to szokujące przeżycie, w tym momencie wizja została przerwana.
Piotr wstał z łóżka, przecierając czoło od potu. Znowu wizja. Kurwa mać... znów kogoś chcą zamordować czy jak. Przeklęta wiedźma i jej czary mary. Że niby ja to mag jestem. Gówno prawda. Chociaż może... może po prostu wrócę do Polski, by w końcu uciec od tego szaleństwa? Jeden dzień, a nie daje mi to żadnego spokoju. Spojrzał na bok, oglądając ja Foruke wraz ze Stevenem oglądają jakiś film. Nie interesowało go już jaki. Ponownie położył się na plecach, rozmyślając. Trzeba to zrobić od razu, a nie czekać.
Zerwał się z łóżka, zakładając od razu płaszcz oraz kapelusz:
- Wychodze, wrócę... nie wiem kiedy. Postaram się dzisiaj w nocy
I natychmiast wyszedł z pokoju, bez żadnego “do widzenia”. Zaraz potem sięgnął po komórkę, by złapać sygnał:
- Jane? Tu Piotr. Nici dzisiaj z naszego spotkania, wypadło mi coś. Co? Pamiętasz tego doktora od megalitów? Chce pokazać mi nową publikację, a także mam z nim iść na konferencję. Wiem, że idiota. Jutro będziemy się widzieć. Pa.
Wyłączyłem telefon. Kłamstwo. Ale w dobrej sprawie. Wiedział gdzie iść. Musiał w końcu z nią bardziej prywatnie pogadać. Z tą całą Laurą. Założył znów słuchawki na uszy.

The Bard`s Song (Studio) - YouTube

Piotr był już w połowie drogi. Minął po drodze wielu przeciętnych, przerażających, odrażających i życzliwych ludzi, nic specjalnego. Jednak w pewnym momencie usłyszał czyjś głos.
-Hej, poczekaj chwilę!- Piotr zwrócił wzrok w stronę źródła głosu i zobaczył długowłosego mężczyznę. Bruno wyczuł w Piotrze magiczną moc.
Kanadyjczyk, po wyjściu z autobusu i śpiesznym marszu, ledwie spostrzegł aurę jakiegoś innego chłopaka. Oczywiście, od razu do niego podszedł. Postarał się zwrócić jego uwagę i nie być zbyt natrętnym..ale mu nie wyszło.
- Mam kilka pytań. Wyglądasz mi na dość specjalnego gościa, jeśli wiesz o czym mówię. Aha, i nie jestem żadnym ulicznym sprzedawcą i nie chcę ci wcisnąć kredytu - długowłosy uśmiechnął się szeroko.
- Na wszystkich bogów wschodu i zachodu- jęknął tylko chłopak, przyglądając się kolejnemu dziwakowi, kręcąc głową. Za dużo dziwności jak na jeden dzień, nie da się ukryć. Jeśli i ten będzie mu coś gadał na temat magii... wróć, po prostu przytaknie głową i potraktuje jak wariata - mów, spieszę się!
- Czy w ostatnich dniach, tygodniach, zdarzyły się jakieś niewyjaśnione wypadki? Morderstwa, pożary, wiesz z pewnością, o co mi chodzi. - zadał pytanie Bruno. Uznał, że tak najbezpieczniej zapytać by nie zostać zignorowanym.
Dopiero co rozpoczętą konwersację Piotra i Brunona została przerwana. Do chłopaków podeszła para młodych ludzi. Pokazali swoje odznaki i poinformowali, że zajmują się głośną sprawą ostatniej fali morderstw. Przedstawili się jako: Maria Ashton i Nick Weston. Kobieta zwróciła się do długowłosego:
-Dlaczego to pana tak interesuje?- mężczyzna się wszystkiemu przyglądał.
- Ponieważ jedną z ofiar był mój szwagier, i chciałbym widzieć, jak sprawiedliwość dosięga winowajcę. - ze stoickim spokojem odpowiedział Bruno. Nie wyglądał na zaskoczonego. Chociaż był, nie spodziewał się czegoś takiego.
Boże lub bogowie lub cokolwiek co istnieje, pobłogosław detektywów z ich umiejętne wejście w czas, pomyślał Piotr. W chwili, gdy śledczy przesłuchiwali... wróć, starali się dociec o niektórych informacjach, uznał, że pora zniknąć z oczu. Nie chciał się władować w jakąś nową kabałę, zważywszy na to, że i tak siedzi już w niektórych rzeczach po uszy. Skoro już magia istnieje, a on jest jednym z tak zwanych “wybrańców” lub też po prostu przeklęty, musiał się dowiedzieć jak najwięcej niuansów na ich temat. A to może osiągnąć tylko jeśli znajdzie jakiegoś nauczyciela. Znów słuchawki wylądowały na jego uszach i skierował się wprost do willi tej całej Laury.
Natomiast długowłosy nic sobie nie robił z tego, że “przesłuchiwany” go zignorował. Miał w zanadrzu parę sztuczek, które mógł jeszcze użyć. Wyjął jedną rękę z kieszeni spodni, i zaczął nią żywo gestykulować, jednocześnie plotąc jakieś głupoty do detektywów. Zawsze łatwiej szła mu magia, gdy mógł sobie pomachać ręką. Jednocześnie wpatrywał się uważnie w oczy kobiety, koncentrując uwagę na stworzeniu iluzji samego siebie, w miejscu w którym stał. Kolor wlosów, ubrania, kilka razy musiał ukradkiem spojrzeć i przypomnieć sobie jak dokładnie wygląda. W końcu od detali zależał jego sukces.. gdy uznał, że wystarczy, zrobił dwa kroczki do tyłu i obserwował reakcję. Jeśli iluzja się powiodła, miała go zasłonić i pozwolić się oddalić.
Para młodych agentów myślała, że wciąż zwraca się do żywej istoty, nie byli świadomi jednak tego, że to jedynie magiczna projekcja. Na jakiś czas Bruno miał z nimi spokój. Piotr oddalał się od chłopaka, ten daleko nie zaszedł, ponieważ natrafił na jakąś starszą kobietę. Cóż za zbieg okoliczności, właśnie do niej zmierzał.
-Jak dobrze, że cię spotkałam. Czułam, że postanowiłeś działać, cieszę się. Bailaora i Jonah są już u mnie. Zechcesz do nich dołączyć? Czas naprawdę nieubłaganie nagli.
Kanadyjczyk natomiast nie rezygnował ze ‘śledzenia’ Piotra. Udał się w jakieś ustronne miejsce, gdzie nikt mu nie będzie przeszkadzał, i znów zaczął przygotować się do ‘sztuczek’ - jak nazywał magię. Nie mógł przepuścić takiej okazji, musiał się czegoś dowiedzieć. Postarał się oddzielić szybko duszę od ciała, jak się uczył lata temu, by mógł ruszyć za chłopakiem.
- Myślę, że tak- odpowiedział Piotr, spoglądając na kobietę, samemu nie będąc pewny czego tak naprawdę chce. Jakich zaklęć, jakiej wiedzę - lepiej zacznijmy od razu. Stawiam jednak jeden warunek. Nauka magii w żaden sposób nie może koligować z moją edukacją na uczelni. Jeśli się rozumiemy, to możemy iść.
Piotr i Laura ruszyli w stronę posiadłości. Bruno będąc w wymiarze astralnym podął za nimi. Kobieta wyczuła czyjąś obecność, ale mimo starań nie potrafiła określić kto za nimi podąża. Kiedy jednak wkroczyli na teren pani Pool, Bruno trafił na potężną zaporę, której nie był w stanie przekroczyć. Przy zetknięciu z nią natychmiast cała jego świadomość wróciła na swoje miejsce, do ciała fizycznego.
Laura zaprowadziła Piotra do pięknego, przestrzennego pokoju i powiedziała, żeby szybko szedł spać, bo obudzi go o 7:00, aby i on nauczył się jakiegoś pożytecznego zaklęcia.

-------------------------------------------------------------------------
Kanadyjczyk wrócił w końcu do swojego mieszkania. Teraz już wiedział przynajmniej gdzie znajduje się posiadłość tej dziwnej kobiety, która zabrała ze sobą Piotra.
Rano obudziło chłopaka głośne pukanie do drzwi.
Kanadyjczyk zmełł w ustach przekleństwo. Kto się dobija tak późno w nocy? Wskoczył w jakieś leżące na wyciągnięcie ręki dżinsy, zmiótł puste butelki ze stołu i wstał z barłogu.
- Otwarte! - zawołał. Jakoś nie lubił zamykać drzwi, nie bał się złodziei i morderców. A następnie, zerkając co chwila na drzwi, zaczął krzątać się w kuchni.
Drzwi otworzył młody, czarnowłosy mężczyzna o delikatnych rysach twarzy.
-Przepraszam, że tak wcześnie, ale tak się składa, że od niedawna mieszkam niedaleko pana i na gwałt mi jest teraz potrzebna kawa, zaprosiłem swoją przyszłą dziewczynę, będzie w ciągu kilkunastu sekund a ja cholera na śmierć o tym zapomniałem. Mógłbym prosić o pomoc? Na pewno się jakoś odwdzięczę.- spytał.
Bruno pogrzebał chwilę po szafkach i wreszcie upolował jakąś nienapoczętą paczkę kawy. Podał ją rzekomemu sąsiadowi, przy okazji kiwnął głową i się uśmiechnął.
- Bruno jestem. Jakoś ludzie nie przepadają za mieszkaniem w tej okolicy, wiesz?
Kiedy Bruno zbliżył się do drzwi, zauważył, że na zewnątrz z daleka przygląda się im jakiś ciemnoskóry mężczyzna z dredami i koszulce rasta.
-Dziękuję bardzo, jestem Franklin Jordan.- przyjął kawę od chłopaka, przez chwilę wydawał się trochę nieobecny, jakby zaciekawiony przyglądał się wnętrzu mieszkania.
-Tak. I nie dziwię się ludziom, tutejsza okolica ma jakąś... paskudną atmosferę.
- Paskudna, czy nie, ci którzy już tutaj mieszkają są w miarę porządni. Znasz tamtego Murzyna? - zmienił nagle temat i machnął ręką w jego kierunku. Przy okazji wyszczerzył się radośnie, aby tamten z daleka zobaczył. Może się speszy i sobie pójdzie, pomyślał.
Franklin się odwrócił i w tym momencie Murzyn faktycznie postanowił odejść.
-Aaa on... dziwny koleś. Mówią na niego Oppie. Całkiem sympatyczny, ale lepiej nie wdawać się z nim w bliższe relacje. Dobrze, w każdym razie dziękuję za pomoc, lecę, mam nadzieje, że zdążę. Na razie!- machnął ręką na pożegnanie i pobiegł do swojego domu.
A mieszkaniec tego domu pomyślał, że warto wyjrzeć na słoneczko. I odwiedzić swojego kumpla, chociaż to trochę później. First things first, jak to mawiają tutejsi. Szybko coś zjadł, narzucił kurtkę na grzbiet, chwycił klucze i wyszedł z mieszkania, zamykając je.
- Pewnie Oppie to ćpun i degenerat..idealnie, może się zakumplujemy. - mruknął do siebie i zaczął szukać czarnoskórego wzrokiem, jeśli jeszcze jest w pobliżu.
Na początku Bruno nie widział go, jednak po chwili jakby sam w oddali się pojawił. Spojrzał chłopakowi w oczy, odwrócił się i powolnym krokiem ruszył przed siebie, w jakąś ciemną uliczkę.
Ciekawie się zapowiadało, pewnie czeka tam banda jego kolegów z nożami. Ale jak już coś się robi, wypada to dokończyć. Bruno z pozoru beztrosko za nim podążał, jednak w razie niebezpieczeństwa zamierzał wziąć nogi za pas.
Kiedy w końcu również wszedł w uliczkę zobaczył czekającego na niego Oppiego, opartego o ścianę.
-Siema. Lepiej być ostrożnym, różni są klienci, nie sądzisz?- po zadaniu tego pytania wyciągnął z kieszeni jakiegoś skręta i zaczął go palić.
- I dlatego trzeba mieć tylko tych zaufanych. - brnął chłopak w nieznane. - Dobry towar? - zapytał od niechcenia. Dawno nie miał nic dobrego w ustach, to jest od bodajże wczoraj.
-Zależy o co pytasz.- odpowiedział przeciągłym głosem. Skierował rękę do kieszeni, wsadził skręta do ust, na jednej dłoni położył kilka innych, a na drugiej jakiś wisior.
-O to, czy o to.
- O obydwa, oczywiście. - uśmiechnął się Bruno. Murzyn wyglądał, jakby miał nie po kolei w głowie, ale cóż. Każda okazja dobra, żeby się czegoś nowego dowiedzieć.
-Czyli widzę, że też jesteś w temacie. Ten Hindus jest twoim ojcem, czy co? Odziedziczyłeś po nim ten dar?- zapytał, jego głos i wyraz twarzy wskazywały na to, że kompletnie nie jest zainteresowany tematem, ale mimo wszystko to on sam go zaczął.
- Jest moim wujkiem. A tego daru nie mam nawet, ale całkiem dobry jestem w wykrywaniu i zwalczaniu tych, co mają. - postanowił kłamać. Możliwe, że Oppie był naćpany po uszy i gadał głupoty, nie było sensu mówić prawdy.
Oppie zaczął dusić się oślim śmiechem.
-Aaa... czyli nie miałem czego się bać, w takim razie jesteście kumplami z Franklinem, a ja już myślałem, że będzie jakaś spina. Czyli tobie raczej nie przydałby się ten amulet.- schował wisior do kieszeni i wyciągnął pierścień - a raczej pierścień negujący magię. Ale jest całkiem kosztowny... 1000 dolarów, albo jakiś dobry towar w zamian.
- Za tysiąc zielonych, to ja mogę mieć takich na pęczki. Jak nie zejdziesz niżej 500, nie mamy o czym rozmawiać. - rzucił Bruno. I zaczął grzebać po kieszeniach, gdzieś tam miał fajki, a zachciało mu się zająć czymś ręce. - Ewentualnie, mogę ci w czymś pomóc, jeśli tego potrzebujesz.
-Nie ma mowy, żebym zszedł z ceny, ja już się nauczyłem, że kiedy wy czegoś potrzebujecie naprawdę, to zrobicie wszystko, żeby to mieć. Ale skoro mówisz o przysłudze... to... to tak sobie myślę, że mógłbyś mi pomóc. Jest mi baardzo potrzebne pewne ziele... meleficarium, niestety są dwa powody, przez które jeszcze go nie mam w swoich zbiorach. Pierwszy: rośnie tylko w lasach Ameryki Połodniowej. Drugi: Szansa na to, że znajdzie go osoba niemagiczna jest ogromnie nikła. Nie wiem jak miałbyś to dostać, ale gdyby ci się udało, to dałbym ci ten pierścień i miałbyś u mnie dożywotnią zniżkę na wszystkie towary.

Kanadyjczyk znalazł wreszcie papierosa, odpalił go i się zamyślił. Fajka zdążyła zgasnąć, zanim się odezwał.
- Bracie, jakim cudem mam załatwić to ziółko, skoro jest kilkadziesiąt tysięcy kilosów stąd? - zapytał. - Rozumiem, że ktoś blisko je ma, ale nie wiesz, albo nie wiesz jak je stamtąd zabrać, tja? - zgadywał.
Oppie pokręcił głową i cmoknął głośno.
-Nie, nie, nie, nie. Przecież powiedziałem, że nie mam pojęcia jak je zdobędziesz. Ja w każdym razie nie znikam z tego miasta, więc kiedy by ci jednak przypadkowo wpadło w ręce to mnie z pewnością znajdziesz. Ok, to chcesz czegoś jeszcze ode mnie, czy damy sobie na dziś spokój?
- Daj trochę normalnych ziółek po jakiejś normalnej cenie, i widzimy się jak zdobędę to..melecośtam. - uśmiechnął się chłopak i poszperał po kieszeniach, wynajdując kasę.
Co do towaru niemagicznego dogadali się niezwykle szybko i sprawnie, tak, że rozeszli się zadowoleni. Także kolejny dzień zaczął się równie ciekawie.
Dwudziestolatek wstąpił jeszcze do domu po kilkadziesiąt funtów, wciąż myśląc o słowach Murzyna. Franklin, ten jego sąsiad, był w coś zamieszany? Przyda się to zbadać, ale później. Teraz Bruno zamierzał wstąpić do sklepu po kilka(naście) piw i wpaść do swojego starego kumpla, Maxa.
 
louis jest offline  
Stary 19-05-2012, 19:35   #20
 
Koinu's Avatar
 
Reputacja: 1 Koinu ma wspaniałą reputacjęKoinu ma wspaniałą reputacjęKoinu ma wspaniałą reputacjęKoinu ma wspaniałą reputacjęKoinu ma wspaniałą reputacjęKoinu ma wspaniałą reputacjęKoinu ma wspaniałą reputacjęKoinu ma wspaniałą reputacjęKoinu ma wspaniałą reputacjęKoinu ma wspaniałą reputacjęKoinu ma wspaniałą reputację
Bailaora, Jonah i Piotr


Bailaora, Jonah i Piotr rano zostali zbudzeni telepatyczną wiadomością Laury, prosiła wszystkich, aby jak najszybciej stawili się w sali głównej, oznajmiła, że już na nich tam czeka.
Poranne promienie zaczęły się przebijać przez pięknie zdobione firany, sprawiało to naprawdę wspaniały efekt.
Pierwsze kilka sekund Bai spędziła na podziwianiu gry świateł, lecz zaraz jej mózg wysłał sygnały przypominające o jej obecnym położeniu i ostatnich wydarzeniach. To zerwało ją na równe nogi, przeciągnęła się mocno i szybko ubrała, po czym zbiegła na dół.
Cała trójka weszła do sali, gdzie siedziała już Laura, była zapatrzona w telewizor. W wiadomościach podano, że wczoraj zaginęła pewna dziewczyna, oczywiście Piotr po chwili rozpoznał w niej znajomą twarz. To ta sama osoba, która została zaatakowana na jego oczach przez fanatyka religijnego.
Laura odwróciła się do swoich gości i powolnym gestem wskazała na czerwoną sofę.
-Usiądźcie proszę, musimy teraz obmyślić jakąś strategię. Pierwsze co na pewno zrobimy to odprawienie rytuału, który nam pomoże zlokalizować Amelię. Całe szczęście, że ją naznaczyłam swoją magią, to znacznie ułatwi nam sprawę. Następnie nauczę Piotra jego pierwszego zaklęcia. Ale co dalej? Jakieś pytania? Sugestie?- założyła nogę na nogę i czekała na odpowiedzi.

- Rozumiem, że każdy się przyda do pomocy, i dlatego nas uczysz, ale co z resztą starszyzny? Nie pomogą nam? - mina Bai nie była zbyt optymistyczna. Wczorajsza natychmiastowa chęć ruszenia do boju została zastąpiona przez chłodny osąd sytuacji, w której jedna doświadczona osoba i trójka nieopierzonych ma przeciwstawić się nieznanym siłom wroga, raczej wagi nie najmniejszej.
-Dobre pytanie Bai. Problem jednak tkwi w tym, że inni członkowie Starszyzny są rozproszeni po całym świecie. Tzn... w Afryce, Ameryce, Japonii i Indiach i nie mogą tak po prostu opuścić terenów, których nadzorują. Jedyną możliwością uzyskania od nich pomocy byłaby podróż do nich.
- No dobrze, ale to i tak oprócz straszyzny chyba masz jakiś znajomych magów? No przecież nie jesteśmy tu sami na boga!
-W Wielkiej Brytanii? Owszem... przynajmniej jeśli brać pod uwagę... ludzi. Właściwie w lesie na obrzeżach miasta znajduje się magiczny krąg, poprzez który moglibyśmy uzyskać wsparcie. Jednak ja sama nie zdołam tego zrobić, to wymaga wielkich umiejętności władania żywiołami i magią światła. Co do żywiołów, ja sama mogłabym to zrobić, ale moja magia światła jest na takim samym poziomie co mniej więcej każdego z was.
- ok, to na razie co robimy? Idziemy probowac odbic ciotke? Nie bedziemy czekac az bedzie kolejnym znalezionym cialem, prawda? -
Dokonczyla cicho, patrzac sie smutnym wzrokiem przez okno.

Aliyah


Aliyah przespała większość nocy, która jej pozostała, jednak ciągle nękały ją koszmary. Śniły jej się różne niezrozumiałe symbole, przerażające wydarzenia i krwawe rytuały.
Tuż przed przebudzeniem stało się coś dziwnego. Jej dusza opuściła ciało fizyczne, dziewczyna “podróżowała” po opustoszałym mieście i w pewnym momencie spostrzegła innego podróżnika. Jego energia w pewien sposób wyryła jej się w pamięci.
Obudziła się całkiem wcześnie i trudno było jej się dziwić, mając na uwadze tak niemiłą noc.
Dziewczyna wstała i leniwym krokiem podeszła do lustra, i w życiu by nie wpadła na pomysł, że mogłaby zobaczyć to co dzisiejszego ranka zobaczyła. Na lustrze czarnym kolorem (był to prawdopodobnie jakiś kosmetyk) napisane było: “Spotkajmy się o 10:00 w TYM miejscu, będziesz wiedziała gdzie iść. N.B.”
W pierwszym momencie cofnęła się i przetarła zaspane oczy, będąc pewną, że widziany przez nią obraz jest tylko najzwyklejszym w świecie urojeniem spowodowanym zmęczeniem. Gdy jednak zamrugała parę razy, a napis na lustrze za nic w świecie nie chciał zniknąć, ogarnęło ją nieprzyjemne uczucie...Osaczenia? Pomijając już fakt samej treści, która w oczywisty sposób wiązała się ze wczorajszymi wydarzeniami, zastanawiał ją sposób powstania tej osobliwej wiadomości. Podeszła bliżej i z lekkim wahaniem dotknęła czarnej mazi, próbując ją zidentyfikować. N.B... Inicjały te dopiero po chwili intensywnego myślenia zdołała wstępnie dopasować do zasłyszanego wczoraj imienia.
Zerknęła na stojący obok cyfrowy zegar.
Aliyah stwierdziła, że to prawdopodobnie czarna kredka do oczu.
Kiedy spojrzała na zegar zobaczyła, że jest godzina 7:05.
Za oknem wiał chłodny wiatr, miotał gałęziami drzew. Pogoda, oraz ostatnie zdarzenia w życiu dziewczyny wprawiły ją w melancholijny nastrój. Nagle rozległ się jakiś potężny huk, dobiegł chyba z kuchni.
 

Ostatnio edytowane przez Koinu : 19-05-2012 o 19:45.
Koinu jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 04:45.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172