Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 22-02-2012, 22:44   #121
Mekow
 
Mekow's Avatar
 
Reputacja: 1 Mekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputację
Argena nie była zachwycona, że musieli zostawić konie. Wiadomo jednak było, że nie miały szans wejść po tak stromych schodach, nawet gdyby wszyscy mieli im pomagać.
Z pewnością zaś humor poprawiała jej ich obecna sytuacja. Dotarli do Tajemnych Wrót i udało im się je otworzyć. A poza tym znaleźli się teraz w ciepłej, przytulnej i ciepłej dżungli. Była to bardzo miła odmiana, w porównaniu z ostatnimi mrozami, mgłą i niezwykle zimnym wiatrem.
Argena nie chciała zostawiać talizmanu. Nie tylko, mógł się jej jeszcze przydać, ale zostawianie za sobą otwartych Wrót było co najmniej nierozsądne. Oni zawsze mogli je ponownie otworzyć.

Od Wrót prowadziła jakaś droga. Od razu widać było, że zarosła i nie była uczęszczana od wielu lat, może nawet wieków... nie licząc oczywiście pojedynczych przemarszów, takich jak ich. To wystarczało aby dawny szlak pozostał i wytyczał odpowiedni kierunek marszu.
Oczywiście towarzyszące dżungli odgłosy, ptaków i nie tylko, przypomniały o możliwości polowania, z przyczyn oczywistych nie stosowanej od kilku dni.
Dergo, Tadeusz i chochliki mieli się zając zorganizowaniem obozu. Nie tuż pod wrotami, co najmniej kilkaset metrów od nich i nie tak zaraz na szlaku. Argena nie wiedziała czy otwarcie wrót czasem kogoś nie zaalarmowało, a ostrożności nigdy za wiele. Po co ułatwiać przeciwnikowi sprawę, nawet jeśli tylko w ostateczności miał się tam jakiś pojawić.
Sama zaś Argena zajęła się polowaniem i w tym celu przybrała swoją naturalną postać. Owszem drzewa, łodygi, liany i liście ograniczały trochę jej możliwości lotu, ale z pewnością poruszała się szybciej niż niektóre zwierzęta, a to było kluczem do ich upolowania.
Liczyła na to, że da radę złapać jakiegoś dzika, ale na te nie udało jej się trafić nawet na ich ślady. Mimo wszystko nie mogła narzekać, gdyż bez większego trudu usiekła sześć jaszczurów, wielkością przypominających dużego psa.
Gdy wróciła do obozowiska, ogień już się palił i wszyscy odpoczywali po ostatnich dniach ciężkiej przeprawy. Dergo i Tadeusz siedzieli po różnych, choć nie przeciwnych, stronach paleniska. Zaś chochliki szykowały posłania. Argena niezbyt precyzyjnie podała jaszczury jednemu z maluchów, a ten ku uciesze wszystkich, aż przewrócił się przygnieciony ciężarem upolowanej zwierzyny.
Wieczór był spokojny, pogadali, pośmiali się i co najważniejsze pojedli ciepłej strawy ogrzewając się jednocześnie przy ogniu.
Dergo wyglądał na szczególnie zadowolonego, gdyż Argena usiadła obok niego, a nie obok Tadeusza. Potem rozmawiała z nimi oboma, jak by dla niej byli sobie równi. Ale na koniec młodzieniec i tak był szczęśliwy, z uwagi na to, że jego ukochana spała tuż obok niego, dając mu możliwość przytulania się, zaś jego rywalowi po prostu życzyła dobrej nocy.

Następnego dnia rano, po przygotowanym i podanym przez chochliki śniadaniu, ruszyli w dalszą drogę. Tym razem niestety pieszo.
Trakt wydawał się taki jak wcześniej... Powstał dawno temu i był solidnie uczęszczany, zapewne za czasów gdy Tajemne Wrota nie prowadziły stąd na opustoszałe pustkowia, tylko do jakiegoś zamieszkałego miejsca. W swych latach świetności droga została tak dobrze ubita, że do dziś sporo z niej pozostało.
Ciekawsze jednak było to, dokąd prowadziła ich ta trasa i czy aktualnie było tam nadal to, co w latach gdy powstawała.
Szli przez cały dzień, nie spiesząc się specjalnie i pozwalając małym chochlikom nadążać za nimi.

Zatrzymali się dopiero na mały obiad. Nie było sensu się spieszyć. Gdy chochliki zajmowały się przygotowywaniem jedzenia, Argena trenowała z Dergo walkę. Młodzieniec starał się jak mógł, wymachując mieczem, ale kobieta zachowywała na tyle spokoju, że nie tracąc koncentracji, spokojnie rozmawiała z Tadeuszem, na temat ich zakonu i wyznawanych przez niego wartości.
- Dobrze, bardzo dobrze - pochwaliła w końcu Dergo, a ten mimo iż był cały zziajany, uśmiechnął się szczerze.
- Na dziś wystarczy - oznajmiła, kończąc trening.
Zasiedli do obiadu. Warto było dać odpocząć nogom, przed kolejnym marszem. Niestety nie wiedzieli nawet ile dni drogi ich czeka zanim gdziekolwiek dojdą... i co będzie owym gdziekolwiek.
Ruszyli zaraz po obiedzie.

Przed zachodem słońca, zauważyli, że do czegoś się zbliżają. Trakt którym szli rozchodził się na dwie strony, przypominając procę Zagu - jednego z chochlików, lub literę "Y".
Na rozstaju, niczym skała rozdzielająca koryto rzeki na dwa nurty, stała jakaś chata. Był tam też drogowskaz, jednak zbyt stary, aby dało się coś odczytać. Nie tracąc ani chwili, Argena zapukała do drzwi.
 
Mekow jest offline