Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Fantasy > Archiwum sesji z działu Fantasy
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 22-02-2012, 22:44   #121
 
Mekow's Avatar
 
Reputacja: 1 Mekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputację
Argena nie była zachwycona, że musieli zostawić konie. Wiadomo jednak było, że nie miały szans wejść po tak stromych schodach, nawet gdyby wszyscy mieli im pomagać.
Z pewnością zaś humor poprawiała jej ich obecna sytuacja. Dotarli do Tajemnych Wrót i udało im się je otworzyć. A poza tym znaleźli się teraz w ciepłej, przytulnej i ciepłej dżungli. Była to bardzo miła odmiana, w porównaniu z ostatnimi mrozami, mgłą i niezwykle zimnym wiatrem.
Argena nie chciała zostawiać talizmanu. Nie tylko, mógł się jej jeszcze przydać, ale zostawianie za sobą otwartych Wrót było co najmniej nierozsądne. Oni zawsze mogli je ponownie otworzyć.

Od Wrót prowadziła jakaś droga. Od razu widać było, że zarosła i nie była uczęszczana od wielu lat, może nawet wieków... nie licząc oczywiście pojedynczych przemarszów, takich jak ich. To wystarczało aby dawny szlak pozostał i wytyczał odpowiedni kierunek marszu.
Oczywiście towarzyszące dżungli odgłosy, ptaków i nie tylko, przypomniały o możliwości polowania, z przyczyn oczywistych nie stosowanej od kilku dni.
Dergo, Tadeusz i chochliki mieli się zając zorganizowaniem obozu. Nie tuż pod wrotami, co najmniej kilkaset metrów od nich i nie tak zaraz na szlaku. Argena nie wiedziała czy otwarcie wrót czasem kogoś nie zaalarmowało, a ostrożności nigdy za wiele. Po co ułatwiać przeciwnikowi sprawę, nawet jeśli tylko w ostateczności miał się tam jakiś pojawić.
Sama zaś Argena zajęła się polowaniem i w tym celu przybrała swoją naturalną postać. Owszem drzewa, łodygi, liany i liście ograniczały trochę jej możliwości lotu, ale z pewnością poruszała się szybciej niż niektóre zwierzęta, a to było kluczem do ich upolowania.
Liczyła na to, że da radę złapać jakiegoś dzika, ale na te nie udało jej się trafić nawet na ich ślady. Mimo wszystko nie mogła narzekać, gdyż bez większego trudu usiekła sześć jaszczurów, wielkością przypominających dużego psa.
Gdy wróciła do obozowiska, ogień już się palił i wszyscy odpoczywali po ostatnich dniach ciężkiej przeprawy. Dergo i Tadeusz siedzieli po różnych, choć nie przeciwnych, stronach paleniska. Zaś chochliki szykowały posłania. Argena niezbyt precyzyjnie podała jaszczury jednemu z maluchów, a ten ku uciesze wszystkich, aż przewrócił się przygnieciony ciężarem upolowanej zwierzyny.
Wieczór był spokojny, pogadali, pośmiali się i co najważniejsze pojedli ciepłej strawy ogrzewając się jednocześnie przy ogniu.
Dergo wyglądał na szczególnie zadowolonego, gdyż Argena usiadła obok niego, a nie obok Tadeusza. Potem rozmawiała z nimi oboma, jak by dla niej byli sobie równi. Ale na koniec młodzieniec i tak był szczęśliwy, z uwagi na to, że jego ukochana spała tuż obok niego, dając mu możliwość przytulania się, zaś jego rywalowi po prostu życzyła dobrej nocy.

Następnego dnia rano, po przygotowanym i podanym przez chochliki śniadaniu, ruszyli w dalszą drogę. Tym razem niestety pieszo.
Trakt wydawał się taki jak wcześniej... Powstał dawno temu i był solidnie uczęszczany, zapewne za czasów gdy Tajemne Wrota nie prowadziły stąd na opustoszałe pustkowia, tylko do jakiegoś zamieszkałego miejsca. W swych latach świetności droga została tak dobrze ubita, że do dziś sporo z niej pozostało.
Ciekawsze jednak było to, dokąd prowadziła ich ta trasa i czy aktualnie było tam nadal to, co w latach gdy powstawała.
Szli przez cały dzień, nie spiesząc się specjalnie i pozwalając małym chochlikom nadążać za nimi.

Zatrzymali się dopiero na mały obiad. Nie było sensu się spieszyć. Gdy chochliki zajmowały się przygotowywaniem jedzenia, Argena trenowała z Dergo walkę. Młodzieniec starał się jak mógł, wymachując mieczem, ale kobieta zachowywała na tyle spokoju, że nie tracąc koncentracji, spokojnie rozmawiała z Tadeuszem, na temat ich zakonu i wyznawanych przez niego wartości.
- Dobrze, bardzo dobrze - pochwaliła w końcu Dergo, a ten mimo iż był cały zziajany, uśmiechnął się szczerze.
- Na dziś wystarczy - oznajmiła, kończąc trening.
Zasiedli do obiadu. Warto było dać odpocząć nogom, przed kolejnym marszem. Niestety nie wiedzieli nawet ile dni drogi ich czeka zanim gdziekolwiek dojdą... i co będzie owym gdziekolwiek.
Ruszyli zaraz po obiedzie.

Przed zachodem słońca, zauważyli, że do czegoś się zbliżają. Trakt którym szli rozchodził się na dwie strony, przypominając procę Zagu - jednego z chochlików, lub literę "Y".
Na rozstaju, niczym skała rozdzielająca koryto rzeki na dwa nurty, stała jakaś chata. Był tam też drogowskaz, jednak zbyt stary, aby dało się coś odczytać. Nie tracąc ani chwili, Argena zapukała do drzwi.
 
Mekow jest offline  
Stary 23-02-2012, 22:43   #122
 
Aronix's Avatar
 
Reputacja: 1 Aronix ma wspaniałą reputacjęAronix ma wspaniałą reputacjęAronix ma wspaniałą reputacjęAronix ma wspaniałą reputacjęAronix ma wspaniałą reputacjęAronix ma wspaniałą reputacjęAronix ma wspaniałą reputacjęAronix ma wspaniałą reputacjęAronix ma wspaniałą reputacjęAronix ma wspaniałą reputacjęAronix ma wspaniałą reputację
Krasnolud w cale nie był zadowolony ich obecnego położenia. Jego ruchy były, z oczywistych względów, bardo mocno spowolnione, nie wspominając już o przewadze liczebnej ryboludzi. Walka potrwałaby najwyżej kilka sekund i skończyła by się dla nich klęską. Drugą sprawą była kwestia porozumienia się. Irg starał się jak mógł odpowiedzieć istocie, która ich powitała, jednak otworzenie ust nie wchodziło w grę, a sam nie wiedział jak porozumieć się za pomocą umysłu. W towarzystwie tych rozmyślań, przepływali szpalerem wprost do siedziby Dagona.

Przywódca ryboludzi nie różnił się zbytnio od reszty, z tym, że posiadał bardzo oryginalną koronę z wodorostów na głowie. Cała trójka podróżników z niemałym zadowoleniem przyjęła fakt, że przed wielkim tronem, na którym Dagon zasiadał, znajduje się stały grunt i ,że można będzie stanąć mocno na nogach.
-Witajcie podróżnicy!- w ich głowach rozbrzmiał władczy głos, zupełnie nie pasujący do w miarę drobnej postaci zasiadającej na tronie przed nimi.
-Czego szukacie w mym wspaniałym królestwie- jego głos znów zabrzmiał w ich głowach, a sam Gogon mierzył ich badawczym wzrokiem czekając na odpowiedz. Irg starał się jak mógł coś powiedzieć, zadziałać myślami, ale sądząc po braku reakcji u ryboczłeka, nic nie udało mu się przekazać. Nieco panicznym wzrokiem spojrzał na Cassandrę, ta uśmiechnęła się do niego, kładąc swoją rękę na jego ramieniu
-Przybywamy z odległych krain i nie mamy złych zamiarów.- Jej spokojny i delikatny głos rozniósł się po umyśle krasnoluda. Jak widać Gogon i Dagon również to usłyszeli, ponieważ obydwoje skierowali wzrok na czarodziejkę
-Cóż skoro tak, to domyślam się co was sprowadza…chęć zdobycia przedmiotu władzy, nieprawdaż?- zapytał Dagon, Cassandra zerknęła na Irga i zebrała myśli
-Tak, poszukujemy jej i musimy dostać się do Środkowej krainy, a żeby się tam dostać..-
-..tak tak, musicie odnaleźć jezioro ognia w chmurach. Znam tą przepowiednię- odpowiedział szybko władca ryboludzi
-Cóż myślę, że będę mógł wam pomóc, lecz najpierw o wy mi wyświadczycie przysługę. - dodał wykrzywiając nieco usta na kształt uśmiechu
-O jaką przysługę chodzi?- zapytała czarodziejka
- Cóż w moim pałacu, znajduje się jedno, specjalne pomieszczenie. Jego niezwykłość polega na tym, że nie ma w nim wody. Widzieliśmy jak na plaży rozpaliliście wielkie ognisko. Waszym zadaniem będzie zrobić dokładnie to samo w tymże pomieszczeniu, abyśmy my mogli je zbadać dokładniej.- wyjaśnił król
-Chodzi wam o samo rozpalenie? zapytała Cassandra
-No ale do tego potrzebujemy drewna…- powiedziała, widząc twierdzące
-Wszytko jest gotowe, nabieraliśmy dość drewna, które leży teraz w pokoju i czeka na swój los…to co podejmiecie się tego zadania?- zapytał. Cassandra spojrzała na Irga, ten pokiwał twierdząco głową, i tak nie mieli za bardo innego wyjścia.

Jak się okazało, w tym zadaniu nie było żadnych ukrytych treści. Rozpalenie ogniska nie zajęło im wiele czasu. Sam pokój, który bardziej przypominał komnatę, był suchy tylko i wyłącznie dzięki magii, która nie wpuszczała wody do środka. Drewna było na prawdę dużo, więc na początku rozpalili duże ognisko, które pozwoliło im się względnie osuszyć i rozgrzać. Po jakimś czasie do komnaty weszli ryboludzcy badacze, ze specjalnymi maskami z wodą, tak aby mogli oddychać, poza swoim naturalnym środowiskiem. Irg oraz Gogon poinstruowali ich jak należy dokładać drewna i ile. Zaznaczyli też, że nie wolno za bardzo zbliżać się do ognia. Ryboludzie byli tym naprawdę zafascynowani i kazali poszukiwaczom korony jak najszybciej opuścić komnatę i udać się do króla. Ten radością powitał ich z powrotem i dziękując zaczął tłumaczyć co ich czeka
-A więc jeszcze trochę przygód przed wami- zaczął patrząc na nich znacząco
-Przygotujcie się na niesamowite widoki ogromnego jeziora pełnego lawy i ognia, którego moje królestwo, ani wasze nigdy nie widziało. Będzie ono skryte pośród chmur, uważajcie jednak, ponieważ niektóre obłoki niosą ze sobą śmierć. Pytacie się mnie jak tam się dostać?- to mówiąc przywołał jednego ze swoich podwładnych, który wręczył Cassandzre średnich rozmiarów worek
-W tym worku znajdziecie trzy mikstury, po jednej dla każdego. Gdy wrócicie na plaże, wypijecie ich zawartość do połowy…nie więcej. Dzięki temu przeniesiecie się na teren Czerwonego Jeziora. Aby zakończyć ostatnią część przepowiedni i przenieść się do środkowej krainy wystarczy, że wypijecie resztę magicznego eliksiru, który wam zostanie. Tutaj zakończyłem swoją misję. Możecie odejść.- to powiedziawszy, nie czekając na ich reakcję, wstał z tronu i opuścił salę. Trójkę towarzyszy w drodze na plaże eskortowała grupa żołnierzy Dagona.
 
Aronix jest offline  
Stary 01-03-2012, 09:22   #123
 
xeper's Avatar
 
Reputacja: 1 xeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputację
Irg

Krasnolud nie wiedział jak długo podróżowali pod wodą. Ryboludzie wyprowadzili ich z kamiennego pałacu Dagona i poprowadzili w przeciwną stronę od tej, z której przyszli. Szli po płaskim, pokrytym drobnymi kamieniami dnie, aż w końcu stanęli na skraju wielkiego zagłębienia. Otoczone było niewysokim murkiem z kamieni, a jedyna droga na dno prowadziła przez zdobioną muszlami bramkę. Rybopodobne istoty otwarły przejście, a jedna z nich wyciągnęła harpun i zwinnie odpłynęła. Wojownik wrócił po chwili, mając na harpun nabitą sporych rozmiarów rybę.
- Długa droga Was czeka na brzeg – usłyszeli w głowach głos. – Dzięki niemu dotrzecie tam szybciej.

Zostali sprowadzeni na dno zagłębienia, które pokryte było mułem i odpadkami. Dowódca podwodnych wojowników podniósł do ust długą, wykrzywioną muszlę, którą zawieszoną miał u pasa i zadął w nią. Oczywiście nie mogli słyszeć głosu podwodnego rogu, ale istota zamieszkująca zagłębienie usłyszała.


Muł poruszył się i eksplodował na wszystkie strony, gdy gigantyczny morski potwór podniósł się z dna. Miał kilkanaście metrów długości, długi masywny ogon zakończony dwoma kolcami i obłe płetwy. Jego głowę, grzbiet i ogon pokrywał pancerz. Dowódca pochwycił rybę i natychmiast podpłynął do bestii. Znów zadął w róg i cisnął rybę, którą potwór zwinnie pochwycił.

- Wsiadajcie – usłyszeli, a wojownik wskazał na grzbiet bestii. Sam usadowił się tuż za jej głową i delikatnie dźgnął harpunem. Potwór machnął ogonem i pomknął przed siebie. Woda uderzała z dużą siłą w ciała siedzących na grzbiecie jeźdźców, tak że musieli się kurczowo trzymać i kulić, aby nie odpaść i zginąć w podwodnej pustce. W końcu jednak zaczęli się wynurzać, a głębiny z atramentowo-czarnych stawały się coraz bardziej przejrzyste. Podwodny wierzchowiec zatrzymał się, dźgnięty przez wojownika.

- Oto jesteśmy na miejscu. Dalej musicie iść sami. Dziękujemy i powodzenia – zwinnie zawrócili i już po chwili zniknęli w odmętach. Irg wraz z towarzyszami stali na dnie, a nad ich głowami, ponad taflą wody świeciło słońce. Ociekając wodą wyszli na brzeg.

Stali na kamienistej plaży, a przed nimi wznosił się stromy klif. Dalej widać było zbocza gór.
- To jak? Pijemy? – zapytał Gogon wykręcając mokry płaszcz. Cassandra siedziała obok niego wylewając wodę z butów. Pokiwała głową. – Chyba powinniśmy...

Świat zawirował, gdy przełknęli mętny eliksir. Poczuli się niezwykle lekko, zupełnie odmiennie od tego, jak czuli się pod wodą. Wszystko wokoło przybrało odcień szarości i rozmyło się w bezkształtną mgłę. Aby chwilę potem wrócić z oślepiającym błyskiem i potwornym bólem całego ciała. Stali dokładnie w tym samym miejscu co poprzednio. Na plaży, nad brzegiem... morza ognia. W ich stronę pędził wysoka na kilka metrów fala płomieni. Zbliżała się z zawrotną prędkością...


Argena


Chata stojąca na rozstaju wyglądała na opuszczoną. Ściany, porośnięte bluszczem chyliły się ku upadkowi, a pokryty strzechą dach zapadł się w paru miejscach odsłaniając murszejące deski. Wokoło chaty rosły wysokie na metr chwasty i zdziczałe rośliny, wśród których buszowała wielka jaszczurka. Gad, gdy zobaczył intruzów zawinął ogonem i zniknął w gąszczu. Drzwi, do których Argena zapukała ledwo trzymały się na jednym zawiasie.

Tak, jak się można było spodziewać, nikt nie odpowiedział na pukanie, jednak po chwili ze środka dał się słyszeć jakiś hałas. Coś lub ktoś przewróciło jakiś drewniany przedmiot, który z hukiem upadł na podłogę. Argena nie czekała więcej i popchnęła drzwi. Nie miała problemu z przyzwyczajeniem oczu do panujących wewnątrz ciemności, w związku z czym natychmiast dojrzała pokurczoną sylwetkę, która czmychała przez okno w drugiej izbie. Nim jednak zdążyła zareagować, istota zniknęła.

Stojący na zewnątrz towarzysze demonicy, również musieli zauważyć uciekiniera, gdyż Argena usłyszała krzyki i tupot stóp. Ktoś ruszył w pogoń za nieznajomym. Nie minęło jednak pięć uderzeń serca jak z zewnątrz usłyszała przeszywający krzyk bólu. Wybiegła i zobaczyła wracającego ku chacie Dergo. Jego włosy, skóra nosiły ślady ognia, a ubranie kopciło się w paru miejscach. Za młodzieńcem, w poprzek drogi spostrzegła ścianę ognia.
- Goblin! Uciekł, a ogień nie zrobił mu krzywdy – tłumaczył Dergo z zawiedzioną miną. – Już prawie go miałem na wyciągnięcie ręki, a tu nagle wyrosła przede mną ściana płomieni. W ostatnim momencie się zatrzymałem. Byłbym spłonął...

Dergo wskazał za siebie, ale ściany płomieni już tam nie było. Nie było też widać uciekającego goblina. Droga wiła się pod górę, w stronę widocznych w oddali wzgórz. Dergo podrapał się po nadpalonej czuprynie i zrobił głupią minę, niczego nie rozumiejąc.

Argena wróciła do przeszukiwania chaty. Domostwo było opuszczone już od dawna. Meble były spróchniałe, piec rozpadł się, a sienniki i materace leżące na łóżkach zamieniły się w proch. Jednak mimo tej atmosfery rozkładu i starości, coś się ostało. Na jednej ze ścian Argena zobaczyła wyrytą w drewnie schematyczną mapę. To właśnie tutaj dostrzegła po raz pierwszy kształt goblina. Przyjrzała się bliżej rysunkowi.

Widziała miejsce, w którym się znajdowali. Rysunek domku był wyraźny i prowadziły od niego dwie drogi – jedna w lewo, druga w prawo. Na obu, tuż przy domku wymalowany był płomień, którego Dergo zdążył już doświadczyć. Przy ścieżce prowadzącej w lewo wyryte były symbole dwóch skrzyżowanych kilofów, wieży i rozpadliny. Druga ścieżka opisana była symbolami mauzoleum, kości do gry i wilczego łba. Obie drogi schodziły się przy symbolu wielkiego płomienia.
 
xeper jest offline  
Stary 08-03-2012, 23:35   #124
 
Aronix's Avatar
 
Reputacja: 1 Aronix ma wspaniałą reputacjęAronix ma wspaniałą reputacjęAronix ma wspaniałą reputacjęAronix ma wspaniałą reputacjęAronix ma wspaniałą reputacjęAronix ma wspaniałą reputacjęAronix ma wspaniałą reputacjęAronix ma wspaniałą reputacjęAronix ma wspaniałą reputacjęAronix ma wspaniałą reputacjęAronix ma wspaniałą reputację
Czasu na reakcje było niewiele. Za mało, aby Irg zdążył cokolwiek zrobić, na szczęście była z nim i Gogonem Cassandra.
-W PRAWO!- krzyknęła, dwaj wojownicy automatycznie skierowali się w tym kierunku. Okazało się, że jest tam niewielka ścieżka prowadząca w górę klifu. Dosłownie w ostatnim momencie osiągnęli poziom, w którym byli względnie bezpieczni. Irg usiadł na ziemi i odetchnął
-No, było blisko.- powiedział po chwili, Gogon od razu przyznał mu rację.
-Poczekajcie, w cale nie jesteśmy tu bezpieczni- odpowiedziała Cassandra wpatrując się w morze lawy ponad nimi
-Widzicie? Poziom lawy podnosi się.- powiedziała odwracając wzrok na nich
-Co robimy?- dodała patryc na Irga. Krasnolud nie musiał się długo zastanawiać. Wyciągnął buteleczkę z magiczną substancją i spojrzał na nią.
-Musimy zaufać Dagonowi. Na trzy, pijemy.- powiedział wstając. Odczekał chwilę, aż towarzysze się przygotują i zaczął odliczanie.

Reakcja była dokładnie taka sama jak wcześniej. Różnicą była jednak sceneria. Cała trójka znalazła się na dość stromych schodach, a tuż przed nimi znajdowały się potężne wrota.


Zbudowane były z połyskującego kamienia i wtopione w otaczające je skały. Na samym ich środku znajdowało się porośnięte mchem wgłębienie. Cassandra podeszła nieco bliżej przyjrzała się im
-Włóż tu talizman- powiedziała po chwili wskazując wgłębienie, Irg to uczynił i po chwili wejście do Środkowej Krainy stanęło przed nimi otworem.

Krajobraz za wrotami był zupełnie odmienny, od tego jaki widywali ostatnimi czasy. Gęsta, tętniąca życiem pusząca, i ledwo widoczna ścieżka prowadząca w jej zieloną otchłań. Ten las przypomniał Irgowi jego starcia z troglodytami. Wizja tamtej zasadzki wzmogła w krasnoludzie czujność. Głównie z tego powodu rozbili obóz, gdy było jeszcze jasno. Gogon upolował świeżą zwierzynę, więc wszyscy mogli najeść się do syta. Pomimo przytłaczającego ogromu puszczy, zasnęli szybko.

Następnego dnia wyruszyli od razu po szybkim śniadaniu. Po paru godzinach przedzierania się przez, miejscami, bardzo gęsty gąszcz, Cassandra zaczęła nabąkiwać o przerwie na jakiś obiad. Irg już miał zarządzić postój, gdy przed nimi pojawiło się rozwidlenie dróg w kształcie litery „Y”, pomiędzy nim wznosiła się nieco zaniedbana chatka. Irg spojrzał porozumiewawczo na towarzyszy i ruszył powoli do przodu.
 
Aronix jest offline  
Stary 09-03-2012, 07:26   #125
 
Mekow's Avatar
 
Reputacja: 1 Mekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputację
- Dergo, jak się czujesz? - spytała Argena zaraz po wyjściu z chaty... a raczej jakichś jej resztek.
- Już lepiej, dobrze - odpowiedział młodzieniec.
Wyglądało na to że chochliki i brat Tadeusz nieco o niego zadbali. Oczywiście za dużo zrobić nie mogli - Dergo nadal był poważnie zaczerwieniony na twarzy, zaś aby fryzura powróciła do poprzedniego stanu, trzeba będzie poczekać kilka ładnych miesięcy, aż włosy mu odrosną. Argena nie była zbyt zadowolona, że jej wojownik nie był aż tak przystojny jak niegdyś, wcześniej nawet jej się podobał.
Demonica pokręciła głową i westchnęła przyglądając się młodemu wojownikowi.
- Naprawdę nic mi nie jest. Tylko nieźle się wystraszyłem, bo goblin pobiegł i nic się nie stało, a na mnie buchnęły nagle płomienie. Tak nagle, znikąd - powiedział Młodzieniec.
- Tak wiem, już mówiłeś - powiedziała Argena i zmarszczyła brwi zastanawiając się nad tym aspektem. - To zapewne dlatego, że nie miałeś talizmanu... a goblin go miał - powiedziała, a druga część jej wypowiedzi wcale jej się nie spodobała. Jeśli ktoś tu miał talizman, to oznaczało przygotowaną konkurencję. Goblin jej oczywiście nie zagrażał, ale może być gorzej jeśli był tylko czyimś pomocnikiem, tak jak jej chochliki.
- Zbierać się. Ruszamy - poleciła pozostałym. Chochliki natychmiast zabrały się do zbierania tobołków. Brat Tadeusz nie okazał pośpiechu, ale i nie sprzeciwiał się, chowając słoiczek maści na poparzenia, do swojej torby.
- Gdzie idziemy? - Dergo jako jedyny miał coś do powiedzenia, co sprawiło, że był do tyłu ze zbieraniem swoich rzeczy.
Argena spojrzała na trzymaną w dłoni mapę. Mapa ta była wyryta w szerokim kawałku deski, która do niedawna stanowiła część ściany napotkanej chaty. Wyrwanie jej było proste, nawet z zachowaniem jej w jednym kawałku.
Zastanowiła się nad wyrytymi w niej symbolami. Albo stanowiły tylko wskazówki, lokacje które miną po drodze, albo miejsca których wręcz nie dawało się ominąć. Zastanowiła się nad ich znaczeniem.
Skrzyżowane kilofy były często spotykanym symbolem kopalni, co ani trochę nie podobało się demonicy. Ona wolała mieć miejsce aby się ruszać, przestrzeń aby wzbić się w powietrze, tunel w którym będzie chodzić na czworakach nie przypadł jej do gustu... Choć może nie trzeba będzie wchodzić do środka, zakładając, że faktycznie była tam kopalnia. Wieża, od razu skojarzyła się Argenia z czymś w stylu tej, o której mówiła Hermiona - czarownica która ofiarowała jej talizman. Jeśli wieża ta miała by być pusta, to ich szczęście, ale na to raczej na pewno nie mogli liczyć. Nad rozpadliną będzie mogła przelecieć, ale zabierze ze sobą jedną osobę na raz, a nie podobał jej się pomysł zostawiania bezbronnych członków jej orszaku.
Mauzoleum to była świątynia. Jeśli miała by być dobrego boga, to ten nie powinien być agresorem, wobec spokojnych podróżnych - kimkolwiek by nie byli. Jeśli miało to być miejsce poświęcone złemu bogowi, to też powinna sobie poradzić. Choć nie wykluczone, że trafi na silniejszych nieumarłych, takich jak lisze, czy mumie. Kości kojarzyły się z szulernią, albo hazardem. Argena znała się na tym nieco, ale obecnie - w obliczu wstąpienia do Krainy Wewnętrznej, złoto nabrało drugorzędnego znaczenia. Symbol wilczego łba świadczył o wilkołakach. To mógł być problem, ale nie dotarła by tak daleko, gdyby bała się byle watahy.
Podsumowując wszystkie za i przeciw, zdecydowała się obrać drogę.
- Tędy - wskazała prawy kierunek, w stosunku do tego, z którego przyszli.
- Ja pójdę pierwsza, jestem odporna na ogień - powiedziała i ruszyła przed siebie.
"Ściana płomieni" powiadał Dergo. Argena była ciekawa, czy jest odporna aż tak. sposób w jaki młodzieniec opisał to co widział, świadczyły o użyciu magii.

Zabrawszy wszystkie swoje rzeczy, oraz drewnianą mapę, ruszyli przed siebie. Argena dość szybko zorientowała się, że nie ma tam żadnego ognia.
- Ale był! Przysięgam. Widzieliście przecież jak mnie przypiekło - tłumaczył sie Dergo.
- Spokojnie, wieżę ci. To zapewne zasługa Talizmanu - wyjaśniła Argena. - Po prostu trzymajcie się blisko mnie - dodała.

Szli przez parę godzin i zajęło im to całą noc. Dopiero nad ranem zobaczyli niewielki budynek z kopułą stanowiącą jego sufit, a po kolejnych kilkunastu minutach stanęli u jej progu.


- To raczej wygląda na kapliczkę niż mauzoleum - zauważyła Argena mrużąc oczy. Spojrzała na mapę, ale wszystko jej się zgadzało. Wyryty w kawałku drewna obrazek dobrze przedstawiał miejsce do którego dotarli. Kobieta po prostu nie spodziewała się, że budynek będzie wielkości wiejskiej chaty.
- Możemy tu odpocząć? - spytał nieco żałosnym głosem Dergo. - Idziemy już cały dzień i całą noc - marudził.
Argena odwróciła się i musiała przyznać, że nie tylko jej młodzieniec, ale wszyscy jej towarzysze wyglądają na dość mocno zmęczonych.
- No dobra, ale najpierw sprawdzimy czy na pewno jest tu bezpiecznie - powiedziała Argena. Najpierw dokładnie obejrzała budynek z zewnątrz, dobrze koncentrując się na szukaniu jakichś symboli. Nic nie znalazła, więc zapukała i nie czekając na odpowiedź, szybko weszła do środka.
 
Mekow jest offline  
Stary 19-03-2012, 19:43   #126
 
xeper's Avatar
 
Reputacja: 1 xeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputację
Argena

Wchodzącą do wnętrza starego mauzoleum Argenę owiał zimny, gwałtowny podmuch. Czuć w nim było stęchliznę i rozkład. We wnętrzu kamiennego budynku panowały ciemności. Oczy Argeny przyzwyczaiły się po chwili do mroku i zaczęła dostrzegać szczegóły.

Kamienne ściany pokryte były od posadzki do sufitu zawiłymi ornamentami. Na okrągłym suficie wyryty wielki okultystyczny symbol, który zdawał się jarzyć bardzo słabym blaskiem. Całe pomieszczenie było zupełnie puste i demonica dopiero po chwili dostrzegła szczegół, który umknął jej uwadze. Na samym środku podłogi ziała ciemniejszą od otaczających ją ciemności czernią, idealnie okrągła dziura. W kamieniach otaczających szyb wyryty był identyczny jak na suficie symbol.

Jakaś siła, zbyt mocna by można się było jej oprzeć, przyciągała Argenę do środka pomieszczenia. Zrobiła jeden krok, potem drugi. W głowie słyszała cały czas jakiś głos, w kółko powtarzający te same, niezrozumiałe słowa. Ton głosu był zimny, niczym lodowe pustkowia. Brzmiały w nim nuty grozy i rozpaczy.
Argena stanęła nad szybem, a głosy w jej głowie nasiliły się. Czuła na twarzy lodowaty powiew, który rozwiewał jej włosy i powodował gęsią skórkę. Nie była jednak w stanie odsunąć się od dziury. Schyliła się i popatrzyła w dół. Początkowo nie widziała nic poza ciemnością. Po chwili jednak ukazały się jej lekko opalizujące w czerni wijące się i przewalające kształty. Czym były, tego nie była pewna. Wyczuwała w nich jednak coś znajomego, coś co także było jej cząstką. Istota zamieszkująca czeluście pod mauzoleum musiała też być demonem. Jednak znacznie starszym i potężniejszym od niej. Mimo to cały czas starała się przeciwstawić jego sile. Wiedziała, że musi go pokonać, gdyż inaczej nie będzie mogła kontynuować swojej wędrówki ku Koronie. A ta była tak blisko!

Ta myśl dodała jej sił i odepchnęła od siebie pradawnego demona. Głosy powoli ucichły, oddaliły się. Wiejący z czeluści, cuchnący wiatr stracił swoją siłę. Argena poczuła, że strażnik ukrywający się w mauzoleum pozwolił jej kontynuować swoją wyprawę. Zadowolona wyszła z budynku.

Dergo i Tadeusz popatrzyli na nią przerażeni. Nie za bardzo wiedziała dlaczego, ale po chwili uświadomiła sobie, że mentalna walka z demonem musiała ją bardzo zmęczyć. Czuła się wycieńczona i miała ochotę położyć się na ziemi i zasnąć. To chyba nie był taki zły pomysł.


Irg

Stara, opuszczona i chyląca się ku upadkowi chatka stała dokładnie pomiędzy dwoma drogami. Irg wraz z towarzyszami podeszli ostrożnie do budynku i zaczęli go przeszukiwać. Mieli nadzieję, że znajdą tu jakieś wskazówki, co do dalszej drogi. Zawiedli się.

Krasnolud, który jako pierwszy wszedł do domostwa, od razu zorientował się, że ktoś tu musiał być przed nimi. I to nie tak dawno temu. Jedna ze ścian była zniszczona, tak jakby ktoś zdarł z niej deski. Ciekawe po co?
- Ktoś tu był! – usłyszał potwierdzający swoje przypuszczenia krzyk Gogona. Wyszedł na zewnątrz. Wnir klęczał na środku ścieżki i w coś się wpatrywał. Irg spojrzał i zobaczył odciśnięte w ziemi ślady. Popatrzył pytająco na Gogona. – Całkiem niedawno... Trzy dorosłe osoby i jakieś mniejsze istoty... Poszli tam...

Wskazał na widniejące w oddali wzgórza, ku którym wił się gościniec. W tym czasie Cassandra przechadzała się po okolicy, wypatrując innych wskazówek. W pewnym momencie zatrzymała się na środku drogi i wyciągnęła przed siebie rękę. Przez chwilę nic się nie działo, a potem nagle, bez jakiegokolwiek ostrzeżenia przed kobietą wyrósł słup ognia. Cassandra odskoczyła gwałtownie, trzymając się za poparzoną rękę.

- Droga jest zabezpieczona – powiedziała do Irga. – Ktokolwiek przejdzie, ten zostanie spalony... Ten ogień nie jest naturalny, to magiczna pułapka. Pewnie pierwsza z wielu na drodze do Korony Władzy. Prawdopodobnie Talizman dezaktywuje magię. Irgu, jest tylko jeden sposób żeby to sprawdzić...
- I pozostaje pytanie, gdzie mamy iść? – kontynuowała, ssąc palce. Popatrzyła najpierw w stronę wzgórz, gdzie udali się inni poszukiwacze Korony, potem skierowała wzrok w drugą stronę. Ku niezbyt odległym, ciemnym szczytom gór. Popatrzyła na Irga i chyba wiedziała już gdzie się udadzą. – Myślę, że powinniśmy iść w góry. Jesteś krasnoludem, więc chyba się ze mną zgodzisz.
 
xeper jest offline  
Stary 26-03-2012, 23:44   #127
 
Aronix's Avatar
 
Reputacja: 1 Aronix ma wspaniałą reputacjęAronix ma wspaniałą reputacjęAronix ma wspaniałą reputacjęAronix ma wspaniałą reputacjęAronix ma wspaniałą reputacjęAronix ma wspaniałą reputacjęAronix ma wspaniałą reputacjęAronix ma wspaniałą reputacjęAronix ma wspaniałą reputacjęAronix ma wspaniałą reputacjęAronix ma wspaniałą reputację
Irg spojrzał uważnie na rozchodzące się drogi i pochwali przyznał czarodziejce rację. Stanął pryz granicy, po której aktywował się czar ochronny. Wziął talizman do ręki i delikatnie wysunął ją do produ. Nic się nie stało, nieco bardziej pewny siebie krasnolud robił krok… dalej nic. Odwrócił się do towarzyszy
-Chyba już…-powiedział dalej, nieco niepewnym głosem. Cassandra jako pierwsze stanęła obok niego
-Już jest bezpiecznie- powiedziała pewnym głosem. Dopiero wtedy Gogon zdecydował się dołączyć do szeregu i cała trójka ruszyła przed siebie.

Dojście do podnóża gór nie zajęło im wiele czasu, krasnolud miał nadzieję, że nie będą się musieli wspinać. Ku jego zadowoleniu, okazało się, że ich ścieżka kończy się wejściem do średniej wielkości tunelu.
-Jakoś nie przepadam za tunelami.- jęknął Gogon
-Z całym szacunkiem dla tych którzy je lubią…- dodał od razu orientując się, że przecież Irg jest krasnoludem, ten tylko się uśmiechnął
-Damy rade.- powiedział i ruszył przed siebie. Krasnolud szedł nieco wysunięty, aby unieszkodliwić ewentualne magiczne pułapki czyhające na nich. Po jakimś czasie weszli do średnich rozmiarów Sali, z której nie było wyjścia
-I co teraz?- zapytał Gogon
-Szukamy czegoś…-westchnęła Cassandra i cała trójka rozeszła się w poszukiwaniu jakichś wskazówek. Krasnolud dotarł do małego posągu, z takimi samymi symbolami, jak drzwi którymi dostali się do tej krainy. Było tam też miejsce na talizman. Irg przetarł z pyłu tajemniczy posąg i wtedy ziemia zadrżała. Z sufitu na środek Sali zaczęły spadać kamienie, które następnie połączyły się w jedną całość tworząc wielką kamienną istotę



-Golem!- ryknął Gogon wyciągając miecz. Irg również dobył swego młota. Golem rozejrzał się i ruszył z impetem w stronę Cassandry. Czarodziejka krzyknęła ze strachu, na szczęście zdołała uskoczyć. Dwaj wojownicy ryknęli i ruszyli do ataku. Golem okazał się powolny więc, zdążyli oddać kilka celnych ciosów, jednocześnie zręcznie unikając uderzeń przeciwnika. Niestety nawet potężne uderzenia krasnoluda zdawały się nie wyrządzać poważniejszych szkód golemowi, nie mówiąc już o mieczu Gogona. Irg wycofał się nieco, pozostawiając walczącego Wnira.
-Jak to zabić?- krzyknął do Cassandry, ta spojrzała na niego bezradnie. Krasnolud nie zdążył usłyszeć odpowiedzi, ponieważ musiał wesprzeć opadającego powoli z sił Gogona. Po chwili przypomniał sobie jednak o talizmanie, w miarę szybko zdjął go i uważając na ciosy golema rzucił go w stronę Cassandry
-Włóż to w posąg!- krzyknął tylko i od razu rzucił się w bok unikając potężnego zamachu. Czarodziejka podbiegła do posągu i nie namyślając się długo, umieściła talizman w przeznaczonym na niego miejscu. W jednej chwili golem zastygł w miejscu, a w ścianie obok posągu odsłoniło się przejście. Krasnolud i Wnir po chwili dołączyli do czarodziejki
-No, mieliśmy szczęście.- podsumował Gogon. Krasnolud dysząc pokiwał na znak, że się zgadza po czym ruszył w nowo otwarte przejście.
 
Aronix jest offline  
Stary 26-03-2012, 23:58   #128
 
Mekow's Avatar
 
Reputacja: 1 Mekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputację
- Odpoczniemy tu, przyda nam się kilka godzin snu - oznajmiła Argena, a samo słowo sen już naprawdę pięknie dla niej brzmiało.
- Tylko niech nikt mi się nie waży wchodzić do środka! - przestrzegła wszystkich. Na zewnątrz, nawet tuż pod drzwiami byli bezpieczni, jednak w środku... Argena nie miała zamiaru, aby któryś z jej towarzyszy ucierpiał.
Chochliki od razu zabrały się za organizację obozu. Zbierając drewno na opał, wyciągając z tobołków garnki i zapasy jedzenia, a także szykując posłania.
Dergo jeszcze przez dłuższą chwilę wpatrywał się w Argenę z niepokojem, stojąc nieruchomo jakby miał zamiar zapuścić korzenie. Tadeusz też jej się przyglądał, ale wyraźnie się nad czymś zastanawiając.
- Co się tak patrzycie? - spytała Argena spoglądając na obu mężczyzn i marszcząc brwi.
- Nic nic - mruknął cicho Dergo i od razu pokiwał przecząco głową. Jeśli jej się coś nie podobało, to należało się z tego jak najszybciej wycofać.
- Nie wyglądasz najlepiej - zauważył delikatnie Tadeusz. - Jak się czujesz? - spytał od razu. Mnich, w przeciwieństwie do swojego młodego kolegi, postanowił wdać się w rozmowę, albo przynajmniej spróbować.
- Zmęczona - odparła krótko Argena. - Gdzie moje posłanie? - spytała groźnym tonem, spoglądając na swoje cztery małe chochliki. Jednocześnie dała Tadeuszowi do zrozumienia, że nie ma ochoty rozmawiać o jej stanie.
- Tutaj - powiedział nieco piskliwym głosem Burg, wskazując pokryty trawą kawałek ziemi, gdzie Zagu i Mara rozkładali właśnie pierwszy koc. - Wszystkie kamyki, patyczki, kępki traw i inne nierówności już załatwione - dodał chochlik kłaniając się nisko.
Argena skrzywiła się, niezadowolona faktem, że musi jeszcze czekać, a następnie ziewnęła przeciągle.
- A co na kolacje? - spytała, choć pora dnia sugerowała by raczej śniadanie.
- Zupa gulaszowa z wołowiny, na kaszy, z korzonkami pietruśki i sielera - odpowiedział Gron, który szykował właśnie składniki.
Argena była w sumie zadowolona z takiego menu. Owszem, było proste i nie zawierało alkoholu, ale przynajmniej będzie w miarę szybko.
Podeszła do swojego posłania i usiadła na nim. Chętnie by się już położyła, czekając na posiłek, ale chochliki nadal guzdrały się układając koce. Rozpalenie ogniska też było jeszcze w powijakach. Dergo wyciągną krzesiwo, ale ona uśmiechnęła się tylko i skierowała rękę w kierunku budowanego obok niej stosiku drewna.
Ognisko nagle zapłonęło, a Burg, który układał paliki odskoczył od nich jak oparzony. Uśmiech chochlika świadczył jednak o tym, że nic mu się nie stało, choć Argena nie zwróciła już na to uwagi. Gdyby coś było nie tak, to by przecież powiedział.
- Posłanie Pani gotowe - oznajmiła Mara, więc Argena wyciągnęła się jak długa, kładąc się na plecach. Było jej w miarę wygodnie, ale najwspanialsze było to, że mogła wreszcie zamknąć oczy i odpocząć przez chwilę.
Zaraz sprawdzi drewnianą mapę zabraną z chatki, potem zje kolację i pójdzie spać.
Słyszała jak ogień wesoło trzaska po jej prawej stronie i jak Dergo tuż obok niej po lewej, rozkłada sobie posłanie. Młodzieniec marudził jednocześnie pod nosem, że chochliki nawrzucały w miejsce jego spania różnych śmieci... znowu. Argena zasadniczo bardziej ceniła zaradnych ludzi, ale Dergo ze swoimi małymi problemami był przepocieszny. Uśmiechnęła się zadowolona i podłożyła sobie dłonie pod głowę, w roli poduszki.
Nie dalej jak minutę później, pod mauzoleum gdzie aktualnie obozowali, dało się słyszeć chrapanie demona. Było ono w miarę znośne i pozwoli innym zasnąć, nie mniej jednak oznaczało, że Argena nie zdołała doczekać kolacji.

Argena obudziła się późnym popołudniem i od razu podano jej ciepły posiłek. A właściwie to trzy posiłki, jeden po drugim. Jedząc porozmawiała z Dergo i Tadeuszem. Dowiedziała się, że dzień minął spokojnie i nic się nie działo. Oznaczało to też, że jej towarzysze obudzili się już wcześniej, ale nikt nie miał zamiaru przerywać Argenie snu. I bardzo dobrze.
Gdy zjadła, słońce chyliło się już ku zachodowi, więc nie było sensu nigdzie się ruszać. Jeśli tajemniczy goblin ich dogoni, to i tak sobie z nim poradzą. Ponieważ w ciągu dnia, wartę prowadziły chochliki, to teraz mężczyźni, na przemian stanęli na straży. Na szczęście noc minęła spokojnie.

Następnego dnia, Argena i jej orszak, ruszyli w drogę zaraz po krótkim śniadaniu, a było to jeszcze przed świtem. Zmierzali dalej trasą wyznaczoną przez wyrytą w drewnie mapę, według której na ich drodze mieli teraz spotkać kości do gry. Był to raczej symbol jakiegoś punktu orientacyjnego, zapewne tak jak w przypadku mauzoleum. Może skał w kształcie kości, albo bliźniaczego kwadratowego zamku, lub tak jak przypuszczała z początku Argena, jakiejś szulerni. Tego mieli się niedługo dowiedzieć.
Jechali przez cały dzień, rozglądając się uważnie dookoła. Argena trzykrotnie wzlatywała też w powietrze, oczywiście tylko na chwilę i o najwyżej kilkanaście metrów, aby się lepiej rozejrzeć. Niestety nie było śladu, ani kości, ani niczego co mogło być przez nie reprezentowane. Za to pogoda zaczęła się lekko chmurzyć, choć na deszcz się nie zapowiadało.

Tym razem, dość późno Argena zdecydowała się na rozbijanie obozu. Jak zawsze chochliki zajęły się szykowaniem ogniska, jej posłania obok tegoż, oraz kolacją. Siedzieli tak jeszcze przy ognisku i rozmawiali o wszystkim i o niczym. Ledwo się orientując, że było już całkiem ciemno.
Dergo niezdarnie przytulał się do Argeny siedząc obok niej. Brat Tadeusz zapisywał coś na ułożonym na ziemi pergaminie, ostrożnie korzystając z dającego światło ogniska. Chochliki zajęły się zaś swoimi sprawami, takimi jak mieszanie łyżką w garnku, czy grzebanie patykiem w palenisku.
Argena miała zamiar powoli kłaść się spać. Nie była zbyt zadowolona, że nie znaleźli jeszcze tego, co odpowiadało zaznaczonym na mapie kościom, a wtedy... to owe kości znalazły ich.
Na niebie błysnęło kilka piorunów, czemu nie towarzyszył w zasadzie żaden dźwięk. I wraz z ich blaskiem, przed zgromadzonymi pojawiła się złowroga postać.


Stał przed nimi, mierzący na oko dwa i pół metra kościotrup, z wielką kosą w dłoniach, która zdobiona była czyimiś kośćmi, oraz zaczepioną na łańcuchu klepsydrą. Kościotrup miał na sobie czarną, starą, luźną szatę z kapturem, zapinaną pod szyją na łańcuch i klamrę w kształcie czaszki.
Wyglądał naprawdę przerażająco, ale co gorsza pojawił się między nimi zupełnie nagle i niespodziewanie, w dodatku w towarzystwie blasku piorunów.
Chochliki momentalnie zamilkły i kucając nisko znalazły się za Argeną. Dergo również skrył się za jej ramieniem, piszcząc coś jak skamlący piesek. Brat Tadeusz natomiast siedział nieruchomo przyglądając się istocie z mieszaniną zaciekawienia i fascynacji, oraz mimo wszystko strachu. Argena zachowała spokój i odłożyła trzymany w rękach kubek z zupą na ziemię, gotowa sięgnąć po swój miecz.
- Broń... Nie... - powiedział kościotrup zimnym głosem, odczytując intencje demonicy.
- Dobrze - odpowiedziała zadowolona Argena. Z takim przeciwnikiem mogło nie być zbyt łatwo. - Kim jesteś i z czym przychodzisz? - spytała.
- Strażnik... Gra... o życie... - kostuch najwidoczniej odpowiedział na zadane mu pytania, choć zrobił to pomijając budowanie całych zdań. Machnął tylko nieznacznie ręką, a spod ziemi wyłonił się okrągły zrobiony cały z posklejanych i ściśle do siebie przylegających kości. Zaraz potem pojawiły się tam dwa kościane krzesła z wysokimi oparciami.
Argena poczuła uścisk Dergo, gdy panicznie wystraszony złapał mocniej jej ramię za którym się chował.
- Strażnikiem czego jesteś? - spytała Argena nie podnosząc się z miejsca.
- Tego czego szukasz... - odpowiedział martwym głosem.
Wstała i stanęła przed kościotrupem. Okazali się być nieomal tego samego wzrostu, co dla Argeny było rzadko spotykanym zjawiskiem. Szkielet wskazał jej jedno z miejsc i ta je zajęła. Nie sądziła, że krzesło z kości, może okazać się być wygodne, choć w tych okolicznościach już nic nie potrafiło jej zdziwić... Nawet to, że zanim się obejrzała, jej przeciwnik siedział już po drugiej stronie stolika.
- Reguły? - spytała konkretnie.
- Rzucam... ty rzucasz... mam więcej, giniesz... ty masz więcej, możesz iść dalej... tyle samo, gramy dalej... - wyjaśnił kościsty olbrzym.
- A jeśli odmówię gry? - spytała Argena, gotowa już podjąć walkę, nawet z silniejszym, niż zdawać się na ślepy los.
- Ucieczka... Nie... Jesteś tu... - powiedział. Mimo wszystko miał rację. Gdyby Argena miała skłonności do poddawania się, czy szukania okrężnej drogi, z pewnością nie dotarła by tak daleko.
- Z tym muszę się akurat zgodzić - odpowiedziała Argena.
Ten nic już nie powiedział, a jego koścista ręka, wyciągnęła spod szaty dość dziwną, podłużną czaszkę. Szkielet potrząsną trzymaną w dłoni czaszką, aż coś w niej zagrzechotało, a następnie gwałtownie położył czaszkę na stoliku. Podniusł ją powoli, pozostawiając dwie szare kości do gry. Jedna z nich wskazywała trzy oczka, drugie zaś tylko jedno.
Argena odetchnęła z ulgą, nie mniej jednak jeszcze nie wszystko się rozstrzygnęło. Dergo i Tadeusz stanęli za nią, przyglądając się temu co działo się na stole. Chochliki zaś zgromadziły się koło jej łydek. Demonica wzięła bardzo nietypowy, zbudowany z jakiejś egzotycznej czaszki kubek do gdy w kości. Ten zagrzechotał cicho, jakby miał coś w środku, choć kobieta nic do niego nie wrzuciła. Zerknęła do środka i na dnie czaszki dostrzegła dwa sześcienne obiekty zdobione w czarne kropki.
Zmarszczyła nieznacznie brwi, nie wiedząc, czy nie ma czasem do czynienia z oszustwem. Po czym potrząsnęła czaszką i jednym ruchem położyła ją na stoliku. Od razu postanowiła, że jeśli wyrzuci mniej niż cztery oczka, to nie odda swego życia ot tak, a sięgnie szybko po miecz i podejmie walkę.
Podniosła czaszkę do góry, zostawiając na stoliku dwie kości, które wskazywały pięć i dwa oczka. Razem miała siedem, czyli więcej niż jej kościsty przeciwnik.
- Wygrałaś... Droga wolna... - powiedział beznamiętnie szkielet, po czym wstał z miejsca.
Argena niemiłosiernie cieszyła się ze zwycięstwa, choć pokazała po sobie zaledwie wyraźny uśmiech zadowolenia. Kościsty Strażnik wstał, więc i ona to zrobiła. Głupio by było, gdyby ten usunął swoje krzesła, podczas gdy ona siedziała na jednym z nich.
Zaraz potem, stolik i oba krzesła rozpadły się na setki małych kostek, które cicho upadły na ziemię, aby następnie zniknąć w niej zupełnie jakby nurkowały pod wodę.
Zanim Argena zdążyła coś powiedzieć, kościotrup zniknął pomiędzy blaskami piorunów, tak samo nagle jak się pojawił.

Mogli iść spać, choć po takich przeżyciach chyba każdy miał by problem z zaśnięcie. Dergo stał tu na czele listy, bo przez dobre parę minut przytulał się wystraszony do kobiety.
Posiedzieli przy ognisku, gadając i rozważając na różne sprawy. Potem leżeli spokojnie, prowadząc ciche rozmowy. W końcu dopadła ich senność i usnęli.

Następnego dnia wstali dość późno, ale wiedzieli, że udało im się pokonać kolejną przeszkodę. Zwłaszcza Argena była z tego zadowolona, gdyż jej cel znajdował się już coraz bliżej.
Po zjedzeniu przyrządzonego i podanego przez chochliki śniadania, ruszyli w dalszą drogę. Ku głowie wilka. Ku Koronie Władzy.
 
Mekow jest offline  
Stary 10-04-2012, 11:22   #129
 
xeper's Avatar
 
Reputacja: 1 xeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputację
Argena

Trakt, którym podążali wiódł między niezbyt wysokimi, porośniętymi jarzębiną i wrzosami wzniesieniami. Co rusz spomiędzy zarośli zrywał się spłoszony ptak lub zając, robionym przez siebie hałasem przyprawiając wszystkich o mocniejsze bicie serca. Gdyby nie bliskość Korony Władzy i ekscytacja związana z eksplorowaniem Krainy, Argena uznałaby tą część wyprawy za krajoznawczą, sielską wycieczkę.

Jednak wkrótce krajobraz zaczął się zmieniać. Wzgórza z każdym przebytym kilometrem robiły się coraz wyższe i postrzępione. Bogata roślinność ustąpiła skałom i porastającym je rachitycznym trawom. Zwierząt było coraz mniej, aż w końcu towarzyszył im tylko krzyk krążących wysoko nad głowami drapieżnych ptaków.

Dotarli na wysoką przełęcz. Przed nimi, w dole rozciągała się rozległa niecka, całkowicie wypełniona lasem, nad którym zalegały pasma białej mgły. Ku górze wiał wiatr, niosący wilgoć i zapach lasu. Cała niecka rozbrzmiewała odległym, urywanym wyciem wilków. Najwidoczniej zbliżali się do siedziby wilkołaka, żyjącego w przyjaźni z watahami wilków zamieszkującymi las. Droga biegła zakosami w dół i niknęła między drzewami. Argena bez wahania zaczęła schodzić ku mrocznej ścianie lasu.

Gdy znaleźli się już między wiekowymi pniami, spowił ich półmrok i wilgoć. Poza nieustannym wyciem wilków dobiegającym z głebi lasu, nic innego nie było słychać. Szeroki do tej pory trakt, zamienił się w wąską, kluczącą między wykrotami i powalonymi pniami ścieżkę. Wśród paproci i jałowców stanowiących poszycie lasu, co jakiś czas błyskały czerwone ślepia, jednak nic nie starało się ich zaatakować. Wędrując ścieżką mieli wrażenie, że znajdujące się w pobliżu wilki stanowią ich eskortę. Pilnują aby nie zboczyli ze ścieżki.
W końcu, po całym dniu marszu dotarli na polanę. Otaczały ją wiekowe dęby, których obwód wynosił co najmniej kilka metrów. W cieniu dębów, w równych odstępach ułożone były kamienne kopczyki, przyozdobione kawałkami tkanin, resztkami zbroi i ekwipunku. Na szczycie każdej kamiennej piramidy spoczywała czaszka. Wycie wilków od jakiegoś czasu narastało, aż stało się ogłuszające. Argena widziała pomiędzy drzewami krążące, szare kształty zwierząt.

Wtem, całkiem blisko rozległ się przeszywający wizg, wybijający się ponad kakofonię wycia i na polanę, jednym wielkim susem wskoczył mający co najmniej trzy metry wzrostu wilkołak. Cały porośnięty był czarnym, błyszczącym futrem. Jego szpony miały po kilka cali długości, a ostre zęby wystające z długiej paszczy lśniły złowieszczo. Zawył przeciągle i wyprostował się, ukazując w całej okazałości swoje rozmiary.


Popatrzył na Argenę i pokiwał palcem, równocześnie wykrzywiając pysk w złośliwym grymasie.


Irg


Droga, jaka odsłoniła się po pokonaniu strażnika kopalni, wiodła we wnętrze góry. Irg nie wahał się ani chwili, jego krasnoludzka dusza aż wołała o to, żeby tam wejść i sprawdzić co kryje się w trzewiach ziemi. Towarzysze krasnoluda jednak nie podzielali jego entuzjazmu. Nie mieli jednak wyjścia, musieli podążyć za Irgiem, który już znikał w mroku.


Przejście było wąskie i niskie. Ściany nosiły ślady obróbki, a więc korytarz został wykonany czyjąś pracą. Irg przypatrywał się przez chwilę obróbce kamienia, nielicznym zdobieniom i inskrypcjom na kamieniach, ale musiał ze smutkiem przyznać przed samym sobą, że nie miał pojęcia kto ów korytarz wydrążył. Był pewien, że nie była to ani gnomia ani krasnoludzka robota. Tunel obniżał się stopniowo, ale wciąż wiódł prosto, bez jakichkolwiek załomów ani zakrętów. Szli nim przez bardzo długi czas, aż zupełnie stracili orientację, jak długo. W końcu jednak podłoga przestała się obniżać i znaleźli się w niewielkiej, wysoko sklepionej komnacie. Na jej ścianach widoczne były stare, zamazane upływem czasu rysunki.

- Co my tu mamy? – mruknęła Cassandra i potarła dłonią o dłoń. Magiczny płomień zatańczył na jej ręce, rozświetlając komnatę. Rysunki nabrały życia, ukazując stojącą na pustkowiu wieżę. Smukła sylwetka zwieńczona była szeroką, kolczastą koroną. Z okien emanował blask. Wokoło wieży wymalowane były tajemnicze symbole, których jednak nikt z nich nie był w stanie odcyfrować. Było w nich jednak coś, co mroziło krew w żyłach. Czy to ich kształt czy może niezrozumiałe przesłanie. Trudno było określić o co chodzi. Czarodziejkę przeszedł dreszcz. Otrząsnęła się szybko i spojrzała na towarzyszy. – Nie rozumiem tego, ale czeka nas coś strasznego. Coś co związane jest z tą wieżą. Chodźmy dalej.

Od momentu opuszczenia komnaty z rysunkami, korytarz zaczął się wznosić. Nadal wiódł w tą samą stronę co poprzednio, ale tym razem zmierzali ku powierzchni. W końcu dotarli do wylotu korytarza. Przed nimi, dokładnie taka jak na rysunku, wznosiła się wieża. Stała w wielkiej niecce, której dno wypełnione było murszejącymi kośćmi wszelakich stworzeń. Wysmukły budynek skąpany był w tajemniczej, szkarłatnej poświacie, emanującej z umieszczonych wysoko okien. Nic się nie poruszało, tylko wiatr świszczał pomiędzy stosami połamanych kości.
- Irgu, musisz tam iść – głos Gogona był ledwo słyszalny. – My nie możemy Ci teraz pomóc.
- Im szybciej zmierzysz się z czającym się w wieży złem, tym szybciej wyruszymy w dalszą drogę – dodała Cassandra i usiadła na kamieniu, kryjąc twarz w dłoniach.

Irg, wiedziony jakimś tajemniczym instynktem ruszył przed siebie, w kierunku czarnych drzwi wieży. Gdy przebył już zwaliska kości, drzwi bezszelestnie otwarły się przed nim, ukazując mroczne, pełne pajęczyn wnętrze wieży.
 
xeper jest offline  
Stary 18-04-2012, 15:22   #130
 
Aronix's Avatar
 
Reputacja: 1 Aronix ma wspaniałą reputacjęAronix ma wspaniałą reputacjęAronix ma wspaniałą reputacjęAronix ma wspaniałą reputacjęAronix ma wspaniałą reputacjęAronix ma wspaniałą reputacjęAronix ma wspaniałą reputacjęAronix ma wspaniałą reputacjęAronix ma wspaniałą reputacjęAronix ma wspaniałą reputacjęAronix ma wspaniałą reputację
Irg kierowany swym instynktem ruszył przed siebie. Cisza panująca wokół była aż nazbyt nienaturalna. Krasnolud nawet specjalnie starał się stawiać mocniejsze kroki, jednak nie było słychać żadnego odgłosu
-Magia…- mruknął sam do siebie. Zastanawiał się co go czeka, jednak z początku wytężone umysły wraz z biegiem czasu mimowolnie osłabły. Krasnolud szedł korytarzem, który niewątpliwie piął się w górę, jednocześnie zataczając koło. Nagle za plecami Irga dało się słyszeć cichy szelest. W porównaniu z panującą ciszą był on wystarczająco głośny aby postawić krasnoluda w stan pełnej gotowości, chwycił młot i odwrócił się. Zobaczył piękną kobietę, na pierwszy rzut oka elfkę

Irg zawahał się
-Spokojnie krasnoludzie, nie zrobię ci krzywdy.- powiedziała kojącym głosem, powoli zbliżając się. Podeszła do krasnoluda i objęła go delikatnie. Krasnolud zatracił się w jej spojrzeniu, opuścił młot i dał się oprzeć o ścianę. Elfka szeptała mu niezrozumiałe słowa na ucho, rękoma gładząc go po ciele, po chwili zaczęła go całować po karku. Nagle krasnolud poczuł lekkie ukłucie, jednak dopiero po chwili zorientował się, że ów piękna elfka wysysa z niego krew. Momentalnie się opanował i ryknął odpychając ją. Jej obraz zmienił się zupełnie. W oczach pojawiła się szaleńca wściekłość, a kły, jeszcze ociekające krwią, wystawały wyraźnie. Krasnolud szybko podniósł młot, gotów na atak, jednak wampir rozpłynął się momentalnie w powietrzu. W pełnej gotowości do ataku ruszył w dalszą drogę.

Irg dopiero po pewnym czasie, zaczął odczuwać skutki utraty krwi. Zaczął odczuwać zawroty głowy oraz ogólne zmęczenie, postanowił zrobić sobie krótką przerwę. Po kilkunastu minutach, uznał, że może iść dalej. Aż do szczytu wieży nie napotkał już na nic dziwnego. W końcu jednak znalazł się w okrągłej komnacie, na środku której stał portal.

Krasnolud wziął parę głębokich oddechów, złapał w rękę talizman i pewnym krokiem do niego wszedł.

Dziwnym odczuciem po wejściu do portalu, był brak jakichkolwiek odczuć, które według logiki krasnoluda powinny były wystąpić. Skończyło się na tym, że gdy otworzył oczy był już w zupełnie innym miejscu. Znajdował się na szerokim pomoście, zawieszonym w otchłani. Wszystko dookoła wirowało, przybierając najróżniejsze barwy. Irg nie wiedział co robić, nie było żadnej drogi wyjścia, a skakać w otchłań nie miał zamiaru. Nagle przed nim zaczęły się materializować jakieś stworzenia. Okazało się, że są to cztery, niewielkiego rozmiaru, diabły.

Krasnoludowi wystarczyło tylko na nie spojrzeć, aby ocenić, że czeka go walka. Dobył młota i przygotował się na atak, który już po chwili przypuściły diabły. Przed samym zderzeniem Irg zamachnął się młotem, trafiając jednego z przeciwników, ten przeleciał parę metrów i zsunął się z pomostu. Pozostała trójka obskoczyła go i zaczęła okładać swoją bronią. Irg ryknął przeraźliwie i zrobił młynka, dzięki czemu diabły musiały odskoczyć od niego. Krasnolud to wykorzystał i skierował się ku kolejnemu przeciwnikowi, który odłączył się od pozostałych. Diabeł nie posiadał nic, co mogło by go uchronić przed spadającym młotem. Po wyeliminowaniu kolejnego przeciwnika Irg dosłyszał, że pozostała dwójka ruszyła do ataku. Wyczekał więc chwilę, i niespodziewanie odwrócił się, zamachując się młotem. Posunięcie to było nad wyraz skuteczne, ponieważ niespodziewające się ataku diabły nie zdążyły zareagować. Impet uderzenia, pozwolił mu trafić dwóch przeciwników za jednym razem. Krasnolud uśmiechnął się i zrzucił martwe ciała w otchłań. Wtedy wszystko i zaczęło się trząść, a Irga dopadł potworny ból głowy. Krasnolud zdołał jeszcze usłyszeć szept w swojej głowie, mówiący „Tą próbę przeszedłeś...”, po czym stracił przytomność.
 
Aronix jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 22:33.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172