Eillif otworzyła swoje wielkie, zielone oczy. Było jeszcze ciemno. Wyjrzała przez okno.
~ Ciemno, nikogo nie ma, i bardzo dobrze. Wyjdę cicho i niespostrzeżenie. Nie chcę się z nikim żegnać, udawać, ze będzie mi kogoś brakować, a tym bardziej tłumaczyć się. To taki mały sekret. A sekret, aby pozostał sekretem musi być nieznany zupełnie nikomu.~ pomyślała. Jednak za chwilę przez głowę przebiegły jej kolejne, niepokojące myśli. Kto by się w ogóle o mnie martwił? Kto zawracał by sobie głowę, pytaniami dokąd się wybieram tak wcześnie? Czy ktokolwiek zauważyłby, ze zniknęłam?
Ze smutną miną sprawdziła jeszcze raz, na wszelki wypadek, czy wszystko zapakowała.
~ Jedzenie? Jest. Płaszcz? Jest. Ciepły koc do spania? Jest. Bukłak z wodą, hubka i krzesiwo, zapasowe ubranie i 15- metrowa lina z hakiem? Są. ~ wyliczała w myślach.
Jeszcze raz dokładnie wyszukała sztyletu. Brakowało tylko włóczni i skórzni, którą kiedyś zrobił dla niej ojciec. Gdyby tu teraz był... na pewno nie mogłaby tak bez problemu wyjść. Ale jest tylko Dargorad, jej starszy brat, a on na pewno nie zorientuje się dokąd wychodzi jego przyrodnia siostra.
Wszytko zapakowane. A więc, czas wyruszać! Przewiązała swoją długą, zieloną tunikę rzemykiem w talii i zarzuciła torbę ta ramię. Zdecydowanym krokiem ruszyła do drzwi. Ale w jednej chwili zatrzymała się. Jeszcze raz spojrzała na swój własny, mały, ciepły kąt. Wyszła. Po cichu, na palcach doszła do drzwi wejściowych. Już była na zewnątrz.
-
Witaj Eillif! Jak się dziś miewasz? Piękny... przed poranek, nie sądzisz? A co ty tu tak wcześnie robisz?
~ O nie! Dlaczego mój brat właśnie w tym momencie musi pracować przed domem?
-
Wychodzę nazbierać ziół. - odpowiedziała wymijająco i szybkim krokiem odeszła.
Po chwili zauważyła, że z oczu pociekły jej łzy. Mimo iż tego nie okazywała, na prawdę bardzo kochała swojego przyrodniego brata. A teraz żałowała, że pożegnała się z nim tak jak należy.
~ Ale przecież to sekret! Nikt nie może mnie zobaczyć.~ pomyślała
Eillif, a następnie szybko otarła je wierzchem dłoni, bo zbliżała się do miejsca, w którym wczoraj zostawiła swoją włócznię i zbroję. Wyjęła z linę z torby i zarzuciła hak na palisadę. Zaczęła się wspinać, co jednak nie okazało się tak proste jak wydawało jej się wczoraj. Kilka razy po prostu spadła, nie dała rady wspiąć się a potem przeskoczyć na drugą stronę, nie mówiąc już o przeniesieniu rzeczy. Ale próbowała dalej. Spadła jeszcze raz. I kolejny raz... W końcu podniosła się, spakowała linę, wzięła rzeczy i poszła w kierunku północnym, wciąż idąc wzdłuż palisady. Była zła na siebie, że nie zadbała o to wcześniej. Ale idąc tak, zauważyła, że w jednym miejscu obok palisady stoi pieniek, a koło niego, na ziemi leży worek z sianem. Bez namysłu przerzuciła plecak i włócznię na druga stronę. Ona sama weszła na pieniek, a na szczycie palisady położyła worek z sianem, aby przypadkiem się nie nadziać. Chwilę potem była już po drugiej stronie. Ucieszyła się swoją pomysłowością i łatwością tego zadania. Zdawała sobie jednak sprawę z tego, że ktoś musiał to zostawić stosunkowo niedawno. Przypuszczała, że ten ktoś już może czekać przy młynie. Więc szybko zarzuciła na siebie skórznie i ruszyła.
Oddalając się od wioski wciąż myślała o swoim bracie, o Aldonie - jej nauczycielce zielarstwa i o Annie. Zastanawiała się czy po dojściu do młyna zobaczy tam córkę zielarki. Może się to wydawać śmieszne, ale o wyprawie dowiedziała się od Anny.
***
W czasie kiedy cała wioska zebrała się w karczmie,
córka kowala uczyła się zielarstwa pod okiem Aldony. Kiedy podekscytowana Anna wpadła do domu i zaczęła opowiadać o wszystkim matce,
Eillif już wychodziła. Jednak zaraz dogoniła ją córka Aldony. Mimo, iż dziewczyny rzadko ze sobą rozmawiały, Anna opowiedziała
Eillif o spotkaniu w piwnicy młyna i o tajnej wyprawie Viseńskiej młodzieży. Prosiła ją także o to, że jeżeli wyruszy, aby uczennica jej matki zastąpiła ją w opiece nad mabari.
-
Czy każdy może wyruszyć? - zapytała młoda uczennica.
-
Tak, tak myślę - odpowiedziała Anna.
Eillif o nic już nie pytała. Po prostu odeszła. Biegła, aby jeszcze przed zmrokiem dotrzeć do lasu. Biegła, aby opowiedzieć o tym, że świtem zjawi się pod młynem. Biegła, aby porozmawiać po raz ostatni z jej najlepszymi przyjaciółmi. Zwierzęta w lesie chętnie wysłuchały jej historii. A jastrząb wyruszy razem z nią.
***
Zbliżał się świt. Robiło się coraz jaśniej. A zielarka uznała, że ma jeszcze chwilę, aby uzupełnić swoje zapasy ziół.
~ Mięta, piołun, krwawnik, tak to może się przydać. Ale gdzie jest Thorbrand? Mamy mało czasu. ~ pomyślała.
I jak na zawołanie, nadleciał i na ramieniu usiadł jastrząb. Jej nowy towarzysz.
-
Spóźniłeś się, musimy się pośpieszyć. - Powiedziała
Eillif, oczekując na odpowiedź.
Nie doczekała się jednak, bo już zbliżali się do młyna.
-
To nasza wieka szansa. To początek nowego życia... - powiedziała cicho. A ptak na jej ramieniu, delikatnie wyjął dziobem liść wystający z włosów jego towarzyszki.
Dochodząc do młyna, młoda zielarka spanikowała. Zresztą jak zawsze, gdy widzi ludzi, a tym bardziej kilku mężczyzn, z którymi nigdy dotąd nie rozmawiała. Dotarła. Zatrzymała się, przełożyła włócznię z prawej do lewej reki i zamarła w dość głupiej pozie - z szeroko otwartą buzią i oczami. Nie miała ochoty nic mówić, ale wiedziała, że z tymi ludźmi będzie musiała spędzić najbliższy czas i wypadałoby przynajmniej się przywitać.
-
Jestem Eillif. Chcę wyruszyć z wami.