Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 24-02-2012, 16:50   #8
abishai
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Jaskinie.
Miejsce kryjówki smoków, buntowników, bandytów, odszczepieńców.
Ta tutaj nie prezentowała się szczególnie zachęcająco do eksploracji. Nie obiecywał niczego poza kolejnymi guzami.


-Heeej, ty tam!- krzyknął w głąb jaskini rycerz, jednocześnie ładując kuszę.- Wyłaź. Nie zamierzam zrobić ci krzywdy!
Cisza. Echo jego własnych krzyków przebrzmiało po chwili.
Z załadowaną kuszą rycerz klnąc pod nosem wchodził do środka, dla pewności wołając.- Jestem uzbrojony w ciężką kuszę, więc jeśli przyjdą ci do głowy głupie pomysły to sobie je odpuść. Bo możesz nie przeżyć!
Poirytowany Wilhelm powoli zagłębiał się w mroki, próbując przebić wzrokiem ciemność.
Kusza w jego rękach, celowała do przodu. Ale póki co, jedynymi zagrożeniami była śliska podłoga i wystające od czasu do czasu stalagmity. Przez co od czasu do czasu się potykał.
Ale uparcie parł naprzód, choć przyczyna tego działania była prozaiczna.
Nie chciał się przed sobą przyznać, że mógł się pomylić. Że mogło mu się przywidzieć i łazi po tej jaskini ryzykując zdrowiem i życiem, bez powodu.
- To naprawdę zaczyna mnie irytować. - mruknął pod nosem rycerz, próbując wzrokiem przebić ciemności. Pierwsze potknięcie o coś wystającego z podłogi, było dobrą przesłanką, by cnotę wytrwałości, zastąpić cnotą rozsądku. I wycofać się do wejścia.
Niestety, na to było już za późno. Noc na zewnątrz spowiła nieprzeniknioną ciemnością wnętrze jaskini. Paladyn nie miał przy sobie pochodni, więc pozostało mu siedzieć w ciemności i świtu czekać.
Godzinę, dwie, trzy... Niewygodna zbroja nie pozwalała na drzemkę, co jednakże w obecnej sytuacji, było racze błogosławieństwem.
Nie mógł zasnąć, nie powinien zasnąć w tym miejscu. Dlatego by być czujnym podśpiewywał sobie pod nosem.
Cztery, pięć, sześć...
Mrok otulał go ze wszystkich stron. Mrok wydawał się pochłaniać w całości. W jaskini słyszał tylko echo kapiącej wody. I echo własnych pieśni. Ballad rycerskich, hymnów ku czci bogów, wreszcie przyśpiewek biesiadnych, także tych bardziej rubasznych i nieprzyzwoitych.
Różnie mu to wychodziło, wszak śpiewakiem nie był. A i nie wszystkie pieśni pamiętał dokładnie, więc niektóre utwory przetykane były gęsto jego autorską wstawką “coś tam, coś tam”.
Ważne jednak że dzięki nim szybciej zleciał mu czas. I że w końcu dotrwał do świtu.

Gdy promienie słońca wdarły, rycerz z jękiem wstał z ziemi. Siedzenie tyle godzin w niewygodnej zbroi i z kuszą w rękach nie było przyjemnym doświadczeniem.
W świetle poranka okazało się że jaskinia w której przebywał całą noc, miała rozwidlenie. Drugi korytarz, które nie zbadał. I nie miał zamiaru badać obecnie. Dalsze rejony jaskiń spowijał mrok.
A Wilhelmowi nie spieszyło się do grobu. Wszak idąc po omacku w jaskini, narażał się nie tylko na potknięcia i guzy. Mógł nawet skręcić kark.
Ruszył więc kierunku przeciwnym, do wylotu jaskini.
Po drodze rozglądał się po niej i wtedy zauważył coś niezwykłego.
Kości. Ogryzione kosteczki walające się u wylotu jaskini. Kucnął i zaczął się im przyglądać.
Owce, kozy, świnie... same kości zwierząt hodowlanych. Drapieżnik, który się nimi żywił był bardzo wybredny. I cywilizowany.
Na kościach były ślady ognia. Ktoś piekł mięso przed zjedzeniem.
To sprawiło, że rycerz zaczął dokładniej badać podłogę jaskini. I po chwili znalazł zardzewiały metalowy pręt robiący zapewne za rożen. A potem pokryte świeżym nalotem sadzy palenisko,sprytnie ukryte tuż przy ścianie jaskini.
Podobne ślady sadzy były i na stalaktytach.

Wniosek był jeden. Ktoś mieszkał w tej jaskini. Czy był to twórca smoka?
Możliwe. Ale nie można tego było brać za pewnik. Póki co, rycerz postanowił te odkrycia zachować dla siebie.
I zbadać sytuację później, koniecznie z pochodnią, i trzema kolejnymi w zapasie.
Ruszył więc w drogę powrotną.


Trzeba przyznać, że za dnia las prezentował się o wiele piękniej. Ta dzikość była zachwycająca.
A pro po dzikości... Gdzieś w pobliżu było ciało rysia, którego wczoraj ubił.
Głupio wszak było wracać do obozu, po nieobecność przez całą noc i do tego z pustymi rękami.
Dlatego też rycerz ruszając przez las, próbował wpierw odnaleźć truchło zabiegu drapieżnika, a potem obozowisko.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.
abishai jest offline