Okolica była wam znana po wyłożeniu jej przez miejscowych i nowych członków drużyny:
Udało wam się odszukać także dziesięć osób, które to od dawna uważały, że należy się zająć zbrojnie owymi osobami "Skalnymi Ludźmi". Tylko dziesięć...albo aż dziesięć. Widzieliście w ich oczach ogień, ten błysk, który przedstawiał wolę walki, chęć walki i wiarę w zwycięstwo, lecz, nadal były to osoby, które nie były w wojsku.
Pełni zapału, bez przeszkolenia, typowi samobójcy. Lepsze to to niż nic.
Co zaś tyczy się nastroju- Tutaj nie było złudzeń, ludzi opuszczała powoli nadzieja na nie zwycięstwo, lecz przeżycie. Nikt nie mówił tego otwarcie, lecz wszyscy domyślali się, że zebranie ochotników i ich poszukiwania nie oznaczały końca ich problemów, wręcz przeciwnie.
Cóż wypadało czynić? Ludzie ufali wam jeszcze na tyle, by wykonywać wasze rozkazy, jedni mogli się z nimi zgadzać, inni nie, jednak pojmowaliście powoli, że nie są to wojownicy i kto wie? Może porzucą te domostwo i uciekną, szczególnie kobiety z dziećmi byłby skłonne to zrobić, choć widzieliście, że kobiety chowały w swych podojach sztylety, posiadając zaciętą minę.
Słońce właśnie oświetliło twarz młodej i ładnej kobiety. Zabrała dziecko na ręce i pocałowała je w taki sposób, w jaki całuje się zmarłego, jej twarz zdradzała brak nadziei... Nie wierzyła w zwycięstwo, ale pakowała się. Wszyscy powoli rozchodzili się do domostw...poza tą dziesiątką.
-
Pani?-Zapytał się jeden z ochotników-
Nie stchórzymy, jeśli trzeba będzie umrzemy na chwałę Sigmara w obronie naszych bliskich!-Widać było, że człowiek nie rzuca słów na wiatr. Widać było, że nie żartuje i faktycznie jest gotów ponieść ofiarę...że jest gotowy oddać to życie i nie są to puste tylko słowa.
-
Tak jest!-Dodał drugi mężczyzna, chyba Hainz-
Jeśli tylko nas podszkolicie, damy im wycisk, pomiot chaosu pożałuje, że się w ogóle narodził!